Archive | July 2017

HENRYK GRYNBERG – OPOWIEŚĆ O DWÓCH ŻYDOWSKICH MIASTACH

OPOWIEŚĆ O DWÓCH ŻYDOWSKICH MIASTACH

HENRYK GRYNBERG


Antysemityzm literacki u Żeromskiego i Uniłowskiego był przypuszczalnie nieświadomy. Był w modzie i udzielał się. Nawet rycerzom postępu i sprawiedliwości. Trudno było się oprzeć

Studium Aliny Molisak „Żydowska Warszawa – żydowski Berlin. Literacki portret miasta w pierwszej połowie XX wieku” ukazuje podobieństwo żydowskich dzielnic obu metropolii. Brało się ono z tego, że w berlińskiej Scheunenviertel mieszkali przeważnie imigranci i uchodźcy z ziem historycznie polskich włącznie z Litwą, Galicją i zachodnią Ukrainą, często z wizami tranzytowymi, czekając na możliwość dalszej ucieczki przez Hamburg i Amsterdam do Ameryki. Nawet „ich dzieciom, urodzonym już w Niemczech, nie przysługiwało prawo obywatelstwa” – przypomina autorka. Co ułatwiło ich deportację w 1938 roku do Polski lub na graniczną ziemię niczyją.

Egzotyka określana w książce jako „wschodnioeuropejska”, ale głównie polska, oznaczała obcość nawet w Warszawie. Dlatego Wanda Melcer zatytułowała swój zbiór reportaży o żydowskiej dzielnicy północnej „Czarny ląd”. Autorka z postępowego kręgu „Wiadomości Literackich” widziała tam „ciemną masę ortodoksów”, „ciemnotę, obłudę i wstecznictwo” oraz „dzikie obyczaje obrzezania, mykwy, rytualnego uboju…” (wszystkie cytaty za książką Molisak, jeśli nie zaznaczono inaczej). Podobnie, jeśli nie gorzej, patrzyli na żydowską Warszawę luminarze literatury: „roiło się tam mrowisko żydowskie”, które „pędzi tam żywot na szwargotaniu i próżniactwie”. Krochmalna była „rynsztokiem w kształcie ulicy”; dzieci „same brudne nad wyraz”; „w głębi izby siedział zazwyczaj jakiś ojciec rodziny, zielonkawy melancholik, który od świtu do nocy […] trawi czas na marzeniach o szwindlach”. Nawet zeświecczeni Żydzi psuli widok: „Ku wieczorowi [do Saskiego Ogrodu] nadciągać zaczęły istne hordy Żydów…”, którzy „fason modnych ubrań doprowadzili do stanu wulgarności, przesady i absurdu”. To Żeromski w „Ludziach bezdomnych”. U Uniłowskiego był to „ropień wielkomiejski”, w którym „mikroby posępnego getta […] tłoczą się, targują, kłócą”, a modlący się stary Żyd „zawodzi lepkim, jakby bełkotliwym głosem” („Moja Warszawa”). Nie empatia, lecz odraza i wzgarda, nie humanizm, lecz dehumanizacja. Oraz skrajna ksenofobia, jak u socjalistki Marii Dąbrowskiej: „Miasta nasze (częściowo dlatego, że nie były nasze) wychowały poza garścią wartościowych robotników – tylko śmierdzące męty” („Paryże innej Europy”).

Egzotyka oznaczała obcość nawet w Warszawie.
Nie empatia, lecz odraza i wzgarda, nie humanizm,
lecz dehumanizacja. Oraz skrajna ksenofobia

Że to nieprawda, wskazała Maria Kuncewiczowa: „We wnęce jednego z podwórzy niskie, szerokie okno bez firanki. Ubogi stół z rybą po środku, rodzina, małe dzieci i świece. […] maleńkie szabasowe świeczki”. Dla Kuncewiczowej ten obrazek znaczył, że i „na Nalewkach są kwiaty” („Dyliżans warszawski”). Do sprawiedliwych należała także Pola Gojawiczyńska, która w wielokrotnie cytowanych w tym studium „Dziewczętach z Nowolipek” przedstawiała żydowską ezgzystencję i polsko-żydowską koegzystencję bez wartościowania i uprzedzeń. Oraz dobroduszny, wyrozumiały Wiech (Stefan Wiechecki), w którego felietonach mieszkańcy wszystkich dzielnic byli ludźmi o zabawnych nawykach bez względu na różnice etniczne. Molisak dodaje, że jego „krótkie objaśnienia narratorskie, dotyczące np. świąt i obyczajów żydowskich” świadczyły „o pewnej znajomości kultury nowoczesnego judaizmu”, a ja bym dodał, że – co najważniejsze – o dobrej woli. Po stronie rzeczywistości zostało również świadectwo zagranicznego obserwatora, Alfreda Döblina, który podczas swojej „Podróży po Polsce” (1925) dostrzegł w żydowskiej Warszawie mężczyzn „w czystych chałatach z żonami w modnych strojach, uszminkowanymi z polską pikanterią…” i dziewczęta, które „śmieją się, rozmawiają w jidysz, noszą się z polska aż po cienkie pończochy”, okazywał wrażliwość na ekstatyczne modły chasydów oraz respekt dla starej tradycji i siły żydowskiego ducha.

Alina Molisak, „Żydowska Warszawa – żydowski Berlin. Literacki portret miasta w pierwszej połowie XX wieku”. Wydawnictwo IBL PAN, 365 stron, w księgarniach od listopada 2016

Na warszawskim „czarnym lądzie” kwitła w tym czasie poezja Pereca. Na Krochmalnej, „rynsztoku w kształcie ulicy”, dojrzewały talenty Izraela Joszuy i Icchaka Baszewisa Singerów i stał tam najlepszy, najbardziej kulturalny i postępowy sierociniec Janusza Korczaka. „Mikroby”, które „tłoczą się, targują, kłócą”, wypełniały widownię teatru Estery Rachel i Idy Kamińskich. „Czy to ma jakiś sens, aby żyjąc obok siebie, tak mało wiedzieć o sobie, tak zupełnie się nie znać? Grywa się u nas sztuki z całego świata, często błahe i liche, a nie czynimy nic, ale absolutnie nic, dla poznania duszy narodu, z którym jest nam przeznaczone współżyć”. To Boy-Żeleński po obejrzeniu sztuki Pereca w teatrze Idy Kamińskiej (cytat za: Adolf Rudnicki, „Teatr zawsze grany”).

W „ciemnej masie ortodoksów” – w przeciwieństwie do „jaśniejszych” mas miasta – prawie nie było analfabetów i czytano tam literaturę żydowską, polsko-żydowską i polską. „Na Nowolipiu i wszystkich sąsiednich ulicach mieszkali sami Żydzi i słyszało się tylko żydowski. W szkole uczono nas po polsku, ale chodziły do niej tylko żydowskie dzieci i wszyscy nauczyciele byli Żydzi. Ja bardzo długo myślałam, że w ogóle wszyscy ludzie to Żydzi. U nas w domu mówiło się po żydowsku, rosyjsku i niemiecku, ale ja po polsku. Moja wychowawczyni, pani Maria Zagraniczna, była doskonałą polonistką i nauczyła mnie zamiłowania do książek. Mama skarżyła jej się, że ja ciągle czytam”. Tak opowiada Lea „Lodka” Grosman, bohaterka mojego autentycznego opowiadania „Niebieskooka Maria”. Czytano także w warszawskim getcie, bo „książek w getcie nie brakowało. Ja brałam z dwóch wypożyczalni – najlepsza była na Lesznie, róg Żelaznej – i po dwie dziennie czytałam”. Asymetria polegała na tym, że „o ile żydowscy mieszkańcy Warszawy (i Polski) poznają polską kulturę, mają szanse zapoznać się z tekstami literackimi, nawet nie znając dobrze języka (na jidysz tłumaczono właściwie większość dorobku polskich autorów), o tyle słabe były możliwości odbioru tekstów Żydów przez Polaków (o wiele mniej tłumaczeń było z jidysz czy hebrajskiego na polski); również zainteresowanie kulturą żydowską ze strony polskiej można ocenić jako dość nikłe” – podkreśla badaczka. Analogicznie jednostronny był wkład Żydów do polskiej literatury i kultury, który się często podkreśla, przy niemal zupełnym braku wzajemności, o którym się najczęściej milczy.

Jednostronny był wkład Żydów do polskiej literatury i kultury,
który się często podkreśla, przy niemal zupełnym braku wzajemności,
o którym się najczęściej milczy

Żydowska Warszawa niewątpliwie miała swoje naprawdę ciemne strony. W Teatrze Żydowskim, gdzie pracowałem w latach 1959-1967, opowiadano o starym Żydzie z prowincji, którego zatrzymała na ulicy żydowska prostytutka: – Wus wilsty (Czego chcesz?) – zdziwił się. – Jach bin a kurwo (Ja jestem kurwą) – wyjaśniła mu typowo warszawskim dialektem. – Gaj, gaj, byst a jidysz kind (Idź, idź, jesteś żydowskie dziecko) – odpędził ją stary Żyd. Molisak pisze, że najwięcej ulicznych prostytutek spotykało się na Krochmalnej, ale „centrum prostytucji dzielnicy północnej mieściło się w rejonie Muranowa, na ulicach Stawki, Niska, Dzika, Pawia”. Pewno także na pobliskiej Miłej, którą wprowadził do literatury wiersz Broniewskiego („ulicą Miłą nie chodź moja miła”), a rozsławił bestseller Leona Urisa „Mila 18”, bo tam padła i jest pogrzebana najdzielniejsza młodzież żydowskiej Warszawy.

W mieszanych etnicznie, przytulnych uliczkach Starego Miasta, jak Zapiecek, Piekarska, Rycerska, Kapitulna, Bugaj i Dunaj „burdele działały w każdym prawie domu”. Jeszcze ciemniejszą plamą był „handel żywym towarem”. Molisak przywołuje z jidyszowskiej literatury postać „człowieka z Buenos Aires”, zamożnie ubranego przybysza, który przyrzekał biednym dziewczynom małżeństwo i w razie potrzeby pośpiesznie brał z nimi ślub, żeby je wywieźć i sprzedać. Głównym portem docelowym było Buenos Aires, gdzie prawo nie ścigało prostytucji ani tego rodzaju handlu. Na przełomie XIX i XX wieku w Buenos Aires było cztery tysiące zarejestrowanych żydowskich prostytutek „głównie ze wschodnioeuropejskiej diaspory”. Autorka przytacza artykuł polskiego ministra zdrowia z 1935 roku o tym, że w Buenos Aires działa „potężna organizacja żywym towarem […] złożona przeważnie z Żydów polskich, która nosiła do niedawna nazwę «Varsovia»” i że rząd polski interweniował przeciwko tej nazwie.

Aby nie zanadto cieszyć antysemitów, dodajmy, że – jak pisze Molisak – „przestępczość wśród Żydów w Polsce międzywojennej była mniejsza niż wśród ludności chrześcijańskiej”. Przestępczość fizyczna, jak morderstwa, gwałty, rabunki to nie był żydowski genre. W fałszowaniu weksli i wszelkich oszustwach gospodarczych wskaźniki były zbliżone, istniały „mieszane bandy złodziejskie lub przemytnicze” i etnicznie polscy złodzieje „korzystali z usług żydowskich paserów”. Stąd wziął się szlager o melinie „u grubego Joska na ulicy Gnojnej”, gdzie zbierał się „ferajny kwiat” z tekstem nafaszerowanym jidyszyzmami, jak „ferajna”, „mojra” („kto znał Antka, ten miał mojrę”) i rymująca się z nią „din-tojra”. Także „włamywaczy i kasiarzy żydowskich było sporo, cenili ich wysoko polscy koledzy po fachu, którzy nierzadko współpracowali z nimi przy większych akcjach…” (Marian Fuks, „Żydzi w Warszawie”). Nie ma powodu nie wierzyć międzywojennej literaturze, że przestępstwa w żydowskiej dzielnicy Berlina były, tak jak jej mieszkańcy, przeważnie „wschodniego” pochodzenia. Zwłaszcza przemyt. Ostjuden „potrafili każdy towar bez kłopotów przemycić przez granicę” – pisał Adolf Sommerfeld w „Das Ghetto von Berlin”. Ja bym tu dodał, że w żydowskiej diasporze przemyt nie był uważany za występek, ale konieczność życiową. Tak jak później w Polsce Ludowej, gdzie uprawiano go powszechnie, bez żadnych różnic etnicznych, a nawet klasowych.

Oprócz brodatych chałaciarzy w Warszawie i w Berlinie mieszkało wielu zakompleksionych asymilantów, którzy unikali swoich „egzotycznych” współbraci, a nawet twierdzili, że „to przez nich antysemityzm”, ale w Niemczech – jak przypomina autorka – pojawił się pod koniec XIX wieku fenomen „fascynacji wschodnioeuropejskim judaizmem” i „duchowością chasydyzmu, postrzeganego przez niektórych niemieckich Żydów jako szansa powrotu do źródeł”. Powrotu albo ucieczki z powrotem, gdy asymilacja okazała się nieskuteczna przeciw wzmożonemu antysemityzmowi. Tak rozumiem neomistycyzm Martina Bubera i Gerschoma Szolema. Wrażliwość religijna Döblina, choć niewątpliwie pod wpływem tegoż prądu, była raczej ekumeniczna, bo już w „Podróży po Polsce” wykazywał skłonność do „Ukrzyżowanego”, a kilkanaście lat później przyjął chrzest – całkiem szczerze w odróżnieniu od licznych wówczas dezerterów.

W Warszawie i w Berlinie mieszkało wielu zakompleksionych asymilantów,
którzy unikali swoich „egzotycznych” współbraci, a nawet twierdzili,
że „to przez nich antysemityzm”

Duch czasu przyciągał do „źródeł” niemieckich Żydów, którzy znaleźli się na ziemiach polskich podczas I wojny światowej. Ida Kamińska wspomina, że afisze drukowano w jidysz i po niemiecku, „ponieważ Niemcy […] często bywali w żydowskich teatrach”. Słyszała nawet w tramwaju ich komentarze o roli, którą grała, i zdarzało się, że rozpoznając ją na ulicy, „niemieccy żołnierze salutowali”. „Tak, tacy byli Niemcy z czasów piewszej wojny światowej!”– konkluduje artystka („Moje życie, mój teatr”), lecz bardzo możliwe że byli to niemieccy Żydzi. W Polsce, a zwłaszcza w Warszawie, owa fascynacja i chęć powrotu pojawiła się ze stuletnim opóźnieniem, bo dopiero pod koniec XX wieku, gdy prawie nic tam nie zostało po judaizmie, chasydyzmie i w ogóle Żydach.

Początek końca żydowskiego Berlina zasygnalizowali dwaj warszawscy wysłannicy: Bernard Singer z „Naszego Przeglądu” i Antoni Sobański z „Wiadomości Literackich”. Singer od razu skojarzył system hitlerowski z sowieckim: pochód pierwszomajowy, przemówienia z trybuny, owacje tłumów, portrety wodzów, sztandary. „Gdziekolwiek obywatel spojrzy, ma natychmiast jakiś dowód istnienia i panowania reżimu”. Analogicznie Sobański zauważył, że „rewolucja hitlerowska spowodowała tyle zjazdów, obchodów, demonstracji itp.” i że „jest też ciągle mowa o sabotażu i kontrrewolucji”. „Antysemityzm jeszcze do mas nie przesiąkł. Ale czynniki u władzy agitują, jak mogą. Żadne kłamstwo ani oszczerstwo nie jest dla nich zbyt niskie” – pisał Sobański w 1933 roku, a w następnej podróży do Berlina, w 1936 roku, zauważy podobieństwo „tamtejszego dyskursu politycznego do dyskursu obecnego w Polsce” i antysemickiej demagogii w prasie już nie tylko endeckiej, lecz i sanacyjnej, gdyż antysemicka moda stała się już zarazą. Warto przypomnieć, że slogan „Żydzi są nieszczęściem, klęską Polski”, który Molisak określa jako „fundament antysemickiego mitu założycielskiego”, był wierną kopią histerii Hitlera: „Juden sind unser Umglűck!”.

Czystka etniczna w Niemczech miała nieoczekiwane skutki. „Przeszło dwadzieścia teatrów stoi bezczynnie. W innych, do których zachodziłem na kilka minut […] szmira nieprawdopodobna. W ciągu paru miesięcy osiągnięto poziom niskoprowincjonalny. […] Sprawa filmu nie przedstawia się lepiej” – pisał Sobański. Singer stwierdził, że zniemczeni Żydzi, którzy przedtem „boczyli się na Żydów wschodnich, wspomagając ich, lecz życząc im w duszy jak najszybszej emigracji z tego kraju”, teraz uświadomili sobie wspólnotę losu „z lekceważonymi dotychczas Ostjuden, a nie z niemieckim społeczeństwem”. Podobna była „konsekwencja odrzucenia” – termin autorki studium – w Polsce. Nie tylko wtedy, lecz i 30 lat później podczas czystki moczarowskiej. „Odbywa się dobrowolny powrót do getta” oraz przyśpieszona emigracja młodzieży do Palestyny – pisał Singer, ale Sobański twierdził, że „ogromna większość Żydów niemieckich tylko czeka z upragnieniem na chwilę, kiedy im znowu wolno będzie stać się stuprocentowo lojalnymi Niemcami”. Takie przekonanie o niemieckich Żydach miała większość polskich Żydów.

Molisak traktuje Scheunenviertel jako „rodzaj terytorium tranzytowego” między Wschodem a Zachodem w sensie nie tylko przestrzennym, lecz i czasowym (przed dalszą emigracją), ale w Berlinie wytworzyła się także pośrednia kategoria Żydów, którzy zdążyli zaawansować do lepszej strefy. Paul, który się urodził w Berlinie w 1929 roku, mieszkał ze swoimi rodzicami i młodszą siostrą na Unter den Linden, lecz jesienią 1938 roku wygnano ich jak tamtych z Scheunenviertel. „Wyciągnęli mnie w nocy z łóżka i jechaliśmy w nocy pociągiem” – wspominał w pamiętniku. Większość zatrzymano na pogranicznej ziemi niczyjej, bo Polska ich też nie chciała, Paula rodzinę wpuszczono, bo jego ojciec miał w Polsce bliskich, którzy ich przygarnęli. Ojciec mówił po polsku, matka po niemiecku, babka w jidysz. Paul zdążył się nauczyć pisać po polsku i zostawił po sobie pamiętnik datowany od marca 1940 do sierpnia 1942 roku.

O losie żydowskiej Warszawy, żydowskiego Berlina i tysięcy innych
żydowskich miast i miasteczek przesądziła powszechna kultura,
która z pokolenia na pokolenie przykładała rączkę do mitu i dehumanizacji

polecił:
Leon Rozenbaum

Zostały również wspomnienia Erwina Leisera „The Scheunenviertel in Berlin: Remembering Vanished People and Streets” (Scheunenviertel w Berlinie. Pamięć o ludziach i ulicach, których już nie ma). Ostatnim duszpasterzem tego ludu był Abraham Mordechai Grynberg, znany jako Bizojner raw – pisownia nazwiska, jak i przydomka jest zdecydowanie polska. Jego bóżnicza izba padła pod ciężkimi butami / lecz Bizojnera Bóg schronił / więc tylko jego szatę cielesną / (jeszcze ciepłą) znaleźli w mieszkaniu i Scheuenenviertel jeszcze zdążyło odprowadzić go na drugi świat. Shimon Attie wykonał do tego slajdy ze starych fotografii i rzutując je na miejsca, gdzie je zrobiono, przywoływał milczenie po bóżnicznej izbie / na Grenadier- (teraz Almstadtstrasse) / skąd Bizojner raw „odprawiał modły do nieba, świece w oknach, wózek po dziecku / za szklaną ścianą Rucherstrasse 4, chłopców przed czytelnią, którzy zostali / na zawsze chłopcami, oraz konkurencyjne jatki na Mulackstrasse 32 i 37, spółkę Gebrűder Kat znów dobrym punkcie Kleine August i Linienstrasse, a nawet sklep z gołębiami Tauben Handlung 1933. To była dzielnica, gdzie Mehring ujrzał kupca berlińskiego / Döblin swój Berlin-Alexanderplatz / a Joseph Roth najsmutniejszą ulicę / gdzie najweselsze melodie płaczą, ale Felice Bauer pisała do Kafki / że więcej tu nektaru niż w kwiatach Marienbadu. Kursywą oznaczone są cytaty z mojego wiersza „Pamięć”, który napisałem po przeczytaniu wspomnień Erwina Leisera i obejrzeniu albumu Shimona Attiego pod tytułem „The Writing on the Wall: Projections in Berlin’s Jewish Quarter” („Pismo na ścianie. Projekcje w żydowskiej dzielnicy Berlina”). Po przeczytaniu książki Aliny Molisak poprawiam wers: [tutaj] Martin Buber i Gerschom Scholem rozdawali ubogim wiarę na Martin Buber i Gerschom Scholem czerpali tu wiarę.

Niezbędne jest również wyjaśnienie. Antysemityzm literacki u Żeromskiego i Uniłowskiego był przypuszczalnie nieświadomy. Był w modzie i udzielał się. Nawet rycerzom postępu i sprawiedliwości. Nawet tak dzielnym, jak Theodore Dreiser, Sinclair Lewis i antyfaszysta Hemingway (wczesna powieść „Słońce też wschodzi”). Trudno było się oprzeć. O losie żydowskiej Warszawy, żydowskiego Berlina i tysięcy innych żydowskich miast i miasteczek przesądziła powszechna kultura, która z pokolenia na pokolenie przykładała rączkę do mitu i dehumanizacji, ułatwiającej zbrodnię.


HENRYK GRYNBERG Prozaik, poeta, eseista i dramaturg urodzony w 1936 roku. Od roku 1967 mieszka w Stanach Zjednoczonych. Utwory Grynberga tłumaczono na wiele języków. Autor otrzymał m.in. nagrody im. Tadeusza Borowskiego (1966), Fundacji Kościelskich (1966) oraz Stanisława Vincenza (1991). Stale współpracuje z dwutygodnik.com.


twoje uwagi, linki, wlasne artykuly, lub wiadomosci przeslij do: webmaster@reunion68.com

 


RABBI AKIVA’S PHILOSOPHY OF LOVE

RABBI AKIVA’S PHILOSOPHY OF LOVE

Naftali Rothenberg


 

Dear Friends,

My book RABBI AKIVA’S PHILOSOPHY OF LOVE will be published next month by Palgrave-Macmillan.

Please don’t hesitate to forward this information to your interested contacts and to recommend the book to your librarian.

from the preface:
“Rabbi Akiva’s character has intrigued and fascinated me ever since I began to learn and teach the wisdom of love in the canonical Jewish literature, some 25 years ago.
He who first appeared in a love story in the legends; rescued the quintessential love song, Song of Songs from oblivion; developed an entire philosophy—and practice—of marital harmony; saw love between man and woman as a sacred perfection of body, mind and spirit; asserted that “love your fellow as yourself” is the great principle from which all morality derives; preached love for all who were created in God’s image; fulfilled the commandment to love God with every fiber of his being, loving Him with all his heart, soul and might, even when all was taken from him—an expression of love to the last breath. R’ Akiva was the only sage that entered and emerged safely from the Orchard of Love. His ideas, theories and praxis laid as a foundation for the study of the wisdom of love.” (please see Table of Contents below)
You are welcome to order your copy in print or an e-book at:

http://www.springer.com/us/book/9783319581415

With wishes of friendship and love,
Naftali


twoje uwagi, linki, wlasne artykuly, lub wiadomosci przeslij do: webmaster@reunion68.com

 


Anti-Semitic feminism? Feminist event bans Star of David

Anti-Semitic feminism? Feminist event bans Star of David

David Rosenberg


Israeli flagFlash 90

A month after an LGBT march expelled three Jewish women for carrying ‘Jewish Pride’ flags bearing the Star of David – a traditional Jewish symbol – a radical feminist march has announced its own ban on all symbols it deems “Zionist”.

In June, three Jewish women were removed from the 21st annual Chicago Dyke March, after they waved flags organizers deemed to be excessively “Zionist”. The flags in question were not the flag of the State of Israel, but rather included the rainbow flag design, an LGBT symbol, with the Star of David in the center.

A member of the Dyke March collective told the Windy City Times that the Jewish symbols “made people feel unsafe,” and clashed with the “anti-Zionist, pro-Palestinian” character of the event.

In a Facebook post, one of the marchers denied that the symbol was in anyway “Zionist”, and was simply an expression of Jewish identity.
“The flags that ‘triggered’ people were NOT a flag of the modern state of Israel, they are PRIDE flags adorned with the star of David. The star of David is, first and foremost, a Jewish symbol, long before the modern state of Israel was even a thought. It’s been a symbol of the Jewish people for centuries, and those marching put it on their flags to represent their intersectionality as LGTBQ+ JEWS. They were not using the dyke march to show support of Israel. They were not making a political statement regarding it. They were simply displaying who they are and that their religious faith is part of their identity. Removing those flags, and the people who marched with it, shows a deep level of ignorance, and yes, it also shows anti-Semitism masquerading as liberal values,” the post said.

Earlier this month, the organizers of the Dyke March again sparked controversy after they used an anti-Semitic slur popular with neo-Nazi groups.

“Zio tears replenish my electrolytes!” the group wrote via Twitter. The term “Zio” was popularized by ex-KKK leader David Duke and other white supremacists to disparage American Jews.

Now, a radical feminist group has adopted the Chicago Dyke March’s ban, announcing it will not tolerate symbols it deems to be “Zionist”.

Organizers of the Chicago SlutWalk declared their support for the Dyke March’s targeting of Jewish symbols under the guise of anti-Zionism, saying that such symbols will not be permitted at the August 12th event, the Algemeiner reported.

“We still stand behind Dyke March Chicago’s decision to remove the Zionist contingent from their event, & we won’t allow Zionist displays at ours,” organizers tweeted.

In recent years, radical feminists have promoted so-called “slut walk” events to combat what they describe as the “rape culture” of the West. Participants in “slut walks” typically march in their underwear, holding placards or writing messages on their exposed skin denouncing “rape culture”.

Slutwalk organizers on Twitter fired back at critics who chastised the Dyke March’s behavior, claiming the three Jewish women had “made their Zionist beliefs known”, and were thus legitimately removed.

“They were kicked out after a discussion where they made their Zionist beliefs known and refused to back down.”

Organizers appeared to suggest that the ban on Zionist symbols would, like the Dyke March’s ban, not simple cover official Israeli flags, but the Star of David in general

The star, they wrote, was banned “because its connections to the oppression enacted by Israel is too strong for it to be neutrali & IN CONTEXT it was used as a Zionist symbol.”


twoje uwagi, linki, wlasne artykuly, lub wiadomosci przeslij do: webmaster@reunion68.com

 


W Niemczech: Media zamieniają terrorystów palestyńskich w ofiary

Jedna z głównych gazet w Niemczech: Media zamieniają terrorystów palestyńskich w ofiary

Benjamin Weinthal
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska


Aktywiści BDS w Berlinie. (zdjęcie: REUTERS)

Redaktor naczelny “Bild” online ostrzegł, że ataki medialne na Izrael ujawniają wycofanie się z odpowiedzialności historycznej
Redaktor naczelny niesłychanie popularnej edycji online gazety, “Bild”, opublikował w niedzielę artykuł będący druzgocącą krytyką publikacji mediów w Niemczech podczas zajść na Wzgórzu Świątynnym.

“O żadnym innym kraju, który doznaje nieustannego terroru, nie pisze się w mediach w tak cyniczny, lodowaty i bezduszny sposób jak o Izraelu” – napisał Julian Reichelt. Jego artykuł był w pewnym momencie drugim najczęściej czytanym artykułem na tej popularnej witrynie internetowej.

Tytuł artykuły brzmi: Relacjonowanie Bliskiego Wschodu w mediach niemieckich: sprawcy zamienieni w ofiary.

Reichelt napisał, że “Pisze się, że wykrywacze metalu u wejścia na Wzgórze Świątynne ranią uczucia religijne. I media niemieckie szybko szerzą tę bajeczkę o ataku izraelskim na wolność religijną”.

Ostro skrytykował prasę niemiecką za “systematyczne przedstawianie sprawcy jako ofiary”. Reichelt przytaczał uzasadnianie terroryzmu przeciwko Żydom izraelskim przykładami z publicznego programu wiadomości, Tagesschau.

“Taggeschau pozwolił ojcu młodego Palestyńczyka, który zamordował rodzinę żydowską, usprawiedliwiać swojego syna, ponieważ ‘honor muzułmanów’ był zagrożony”.

Rozprawił się również z autorami nagłówków. “Kiedy terroryści atakują żołnierzy, czytamy: ‘Dwóch Palestyńczyków zabitych w militarnej akcji izraelskiej’. To jest tak, jakby ktoś napisał o terroryście z Nicei: ‘Kierowca ciężarówki zastrzelony przez policję’”.

Informacje na temat Izraela przekazywane przez media brytyjskie, francuskie czy szwedzkie nie różnią się od niemieckich.

Reichelt napisał, że:

“Izrael jest na pierwszej linii frontu walki z morderczą ideologią, która planuje unicestwienie nas… my w Niemczech powinniśmy wspierać Izrael w tej bitwie zamiast oczekiwać, że uprzejmie pozwolą się zniszczyć.

Pisał o tym, że zapomniano, iż drakońskie kontrole bezpieczeństwa przed centrami handlowymi, lotniskami i kawiarniami na całym świecie nie są niezbędne z powodu zradykalizowania kościoła katolickiego, ale dlatego, że świat islamski wyraźnie wykazuje zbyt wiele tolerancji dla tych, którzy w imię ich Boga wysadzają się w powietrze”.

Reichelt ostrzegł, że ataki medialne na Izrael ujawniają wycofanie się z odpowiedzialności historycznej.


Benjamin Weinthal

Publicysta izraelski związany z „Jerusalem Post”

Od Redakcji
Oczywiście Niemcy nie są osamotnione (nigdy nie były na tym polu osamotnione). W swoim najnowszym artykule mieszkająca w Izraelu niemiecka badaczka Petra Marquardt-Bigman zaczynając od świeżego cytatu kaznodziei w meczecie Al-Aksa” pisze:
“Mówię do Żydów głośno i wyraźnie: nadszedł czas wasze rzezi. Nadszedł czas zabicia was. Z wolą Allaha, jesteśmy gotowi do tego zadania – my i lojalni i wierni muzułmanie wraz z armiami państwa Islamskiego Kalifatu, które przyjdą, by wyzwolić tę ziemię z waszego plugastwa”.

Mam nadzieję, że uważacie to za szokujący wybuch nienawiści – ale dla
wiernych, którzy przychodzą do meczetu Al-Aksa, nie jest niczym niezwykłym
słuchanie takich wezwań do niepohamowanej nienawiści i przemocy od duchownych, którzy perorują w miejscu uważanym za trzecie najświętsze miejsce islamu, a które znane jest Żydom jako Wzgórze Świątynne, najświętsze miejsce judaizmu.

Niemniej, nawet jeśli sumiennie śledzicie wiadomości o Bliskim Wschodzie,
istnieje duże prawdopodobieństwo, że wiecie bardzo niewiele o nikczemnym podżeganiu, jakie muzułmanie tam słyszą. Media głównego nurtu na ogół ignorują to, chociaż informacje o tym ułatwiłyby zrozumienie dlaczego wszystko, co dotyczy meczetu Al-Aksa, z taką łatwością rozpala pasję religijną muzułmanów – i arabską przemoc.


 

twoje uwagi, linki, wlasne artykuly, lub wiadomosci przeslij do: webmaster@reunion68.com

 


Top 10 Archaeological Finds Proving Jerusalem Belongs To The Jews

Top 10 Archaeological Finds Proving Jerusalem Belongs To The Jews

The Watchman


Jews and Christians already know this. When will Muslims wake up? The truth that many of us know, and that history and evidence proves, is that Jerusalem belongs to the Jews. Yet some people don’t know that, and so this archaeological evidence proves the point. As the UN tosses history in the garbage bin, we strive to share the light of truth and history.

 


twoje uwagi, linki, wlasne artykuly, lub wiadomosci przeslij do: webmaster@reunion68.com