Archive | 2017/09/18

Tuwim: człowiek zaczarowany?

Tuwim: człowiek zaczarowany?

MAŁGORZATA SZOTEK-OSTROWSKA


[ KULTURA, TEKSTY Z WIĘZI ]

Julian Tuwim. Fot. Koncern Ilustrowany Kurier Codzienny / NAC

Jednym ze źródeł dramatu Tuwima było poczucie odmienności. Ogromne znamię na lewym policzku oraz żydowskie pochodzenie czyniły z niego odmieńca. Stopniowo prowadziły do głębokiego wyobcowania.

W jednej z gablot w warszawskim Muzeum Literatury podczas rocznicowej wystawy, poświęconej życiu i twórczości Juliana Tuwima (1894-1953), leżał niewielki porcelanowy krzyż z głową Chrystusa w cierniowej koronie. Jest to jedna z niewielu pamiątek z domu rodzinnego poety, która towarzyszyła mu przez całe życie. Na odwrotnej stronie owego krzyża napisał młody Tuwim niebieskim atramentem: „Kto raz się zgodził nieść swój krzyż, tego nań wiecznie wbijać będą”. Irena Tuwim, siostra poety, wspominała, że ten cytat z Ewangelii powtarzał jej brat wielokrotnie na przestrzeni swego życia i czuło się w tym jego cierpienie.

Jednym ze źródeł dramatu Tuwima było poczucie odmienności, wynikające z powodu ogromnego znamienia na lewym policzku oraz żydowskiego pochodzenia. Te dwa fakty – wygląd i pochodzenie – czyniły z niego odmieńca, stopniowo prowadziły do zamknięcia się w sobie i poczucia głębokiego wyobcowania. A to z kolei pogłębiało stan wyczerpania nerwowego i – przy dziedzicznych skłonnościach – powodowało chorobę psychiczną zwaną agorafobią.

W znamieniu, zwanym niewinnie myszką, nawet matka poety widziała piętno i przekleństwo. W szkole nazywano go diabłem o fizjonomii Żyda, czarciogębym lub czarnuchem. Tej presji delikatna psychika nie wytrzymała i już w młodości Tuwim popadł w kompleks demoniczny, którego owocem były szkice z dziedziny demonologii.

Do końca życia poeta nie pogodził się ze swym wyglądem, zawsze starannie ukrywając znamię przed obiektywem aparatu fotograficznego – czy to poprzez ukazywanie prawego profilu, czy to chowanie się za wystudiowaną pozą intelektualisty. Zadziwiające, że nawet w paszporcie w miejscu „znaki szczególne” – jest puste miejsce.

Razem w wiosennych burzach

Innego rodzaju problemem, z którym zmagał się przez całe życie, był kompleks żydowskiego pochodzenia. Kim był? Polakiem żydowskiego pochodzenia czy Żydem pochodzenia polskiego? Sam Tuwim wielokrotnie pisał o tym wprost:

Największa ma tragedia – to że Żydem jestem,
A ukochałem Ariów duszę Chrystusową!

Zdaniem Józefa Ratajczaka, żydostwo Tuwima „rodziło (…) bolesny dramat. Nie był nigdy w pełni akceptowany przez żadną ze stron. Dla Polaków był Żydem, dla Żydów odszczepieńcem i zdrajcą”. A przecież był czas, kiedy poeta nie czuł się wyobcowany, chciał i potrafił włączyć się w nurt życia artystyczno-literackiego Warszawy. Jako student Uniwersytetu Warszawskiego związał się z gronem rówieśników, skupionych wokół pisma „Pro Arte et Studio”. Była to grupa najbardziej aktywnych i utalentowanych poetów, debiutujących w okresie niepodległej Polski. Wraz z serdecznym przyjacielem, Leszkiem Serafinowiczem – czyli Janem Lechoniem – Tuwim szybko nadał pismu bojowy charakter. To na jego łamach po raz pierwszy pokazał lwi pazur i rozdrażnił opinię publiczną, drukując wiersz „Wiosna”. Atmosfera skandalu będzie mu od tej pory towarzyszyć przez całe życie.

Przyjaźń stanowiła najtrwalsze spoiwo skamandrytów

Publikacja „Wiosny”, będącej prowokacją obyczajową i estetyczną, rozpętała wokół młodego poety prawdziwą burzę. Wprowadzając elementy drastycznej brzydoty, wulgarne słownictwo (pysk, hołota, bachor), z jednej strony wzbudzała najwyższy podziw, z drugiej narażała autora na inwektywy i potępienie. Na łamach „Gońca” pisano z oburzeniem: „Zdegenerowany pan Tuwim, odsłaniający w najwyuzdańszych wyrazach ohydę brudów miasta i roztaczający przed nimi woń miejskiej kloaki, oddziaływa na młode dusze jak najzjadliwsza trucizna”. Zespół redakcyjny „Pro Arte et Studio”, w którym byli prawie wszyscy przyszli skamandryci, stanął w większości w obronie kolegi. Jan Lechoń, odpierając ataki prasy, pisał: „Wiosna Tuwima po raz pierwszy w naszej literaturze mówi prawdę o sobie, wypełzającej z wilgotnych piwnic i dusznych facjatek. (…) Protestujemy stanowczo przeciwko usiłowaniu narzucenia nam cenzury”.

W owych, chyba najszczęśliwszych dla siebie czasach Tuwim nie był osamotniony. Stała za nim grupa rówieśników, która szybko przeradzała się w grono przyjaciół. I to właśnie przyjaźń stanowiła najtrwalsze spoiwo skamandrytów, a najlepszym antidotum na pojawiające się napięcia była atmosfera zabawy i dowcipu. Grupa scementowała się podczas wspólnych występów w kabarecie „Pikador”. Tu takie indywidualności jak Tuwim, Lechoń, Słonimski, Iwaszkiewicz, Wierzyński były postrzegane przez opinię publiczną jako zespół.

W atmosferze radości z powodu odzyskanej niepodległości młodzi poeci szybko nawiązywali kontakt z publicznością. Szturmem podbili serca warszawiaków. Już samo otwarcie „Pikadora”, w rocznicę wybuchu Powstania Listopadowego, stało się olbrzymim sukcesem Tuwima. „Jeden ten wieczór – wspominał Tadeusz Raabe – przyniósł mu ogólnokrajowy rozgłos, mnóstwo propozycji wydawniczych, a przede wszystkim oszałamiającą poczytność, nie mającą chyba precedensu od blisko stu lat, od wileńskiego debiutu Mickiewicza”.

Teksty Tuwima, w umiarkowany sposób nowatorskie, poprzez swą komunikatywność zacierały dystans między twórcą a czytelnikiem lub słuchaczem. Dotyczyły bieżących wydarzeń i znanych postaci. Charakteryzowały się celnym i ciętym dowcipem, zgrabną pointą. Poeta zszedł z piedestału, stał się jednym z wielu zwykłych ludzi. Czuł się jednym z nich, był członkiem gromady, „piewcą ulicy”, i to go uskrzydlało. Ponadto otoczony był serdecznymi przyjaciółmi, ożeniony z ukochaną kobietą i świetnie ustawiony materialnie. Debiutancki tomik „Czyhanie na Boga” miał aż cztery wydania, „Sokrates tańczący” i „Siódma jesień” po trzy. Sława poety szybko krzepła i wzrastał jego autorytet wśród pisarzy.

Nieoceniony jest wkład Tuwima w rozwój kabaretu. Stał się filarem słynnego „Qui pro Quo”, dla którego pisał skecze, piosenki i nierzadko konferansjerkę. „Kabaret był właśnie dzięki Tuwimowi przez parę dziesiątek lat z górą chlubą i radością Warszawy – twierdzi Józef Ratajczak – jednym z najlepszych, najbardziej europejskich objawów życia kulturalnego stolicy”.

Nieoceniony jest wkład Tuwima w rozwój kabaretu

Rodzącej się grupie poetyckiej potrzebna była nowa platforma, która dawałaby możliwość szerszego zasięgu oddziaływania. I tak w 1919 r. dzięki poparciu finansowemu Jerzego Grycendlera – późniejszego Mieczysława Grydzewskiego – pikadorczycy rozpoczęli wydawanie własnego pisma „Skamander”. Zostało ono oczywiście całkowicie podporządkowane interesom grupy, której naczelnym celem było zdobycie dominacji na rynku wydawniczym i czytelniczym. Skamandrytom Grydzewski oddał także „Wiadomości Literackie” – nowe pismo, założone przez siebie w 1924 r. Ten świetnie prowadzony artystycznie i komercyjnie tygodnik promował ich twórczość kosztem innych ugrupowań i twórców. „Skamander! – pisał Gombrowicz – Ci chłopcy urodzili się pod szczęśliwą gwiazdą”. Znaleźli świetnego impresaria w redaktorze Grydzewskim. Uzyskali z miejsca popularność, wpływ, nawet sławę. On – Grydzewski, zawsze w tle choć zawsze obecny, nigdy nie występował publicznie.

Skamandryci byli, jak to określił Michał Głowiński, typową grupą sytuacyjną, czyli taką, w której genezie i strukturze decydującą rolę odegrało dążenie do zdobycia popularności i dominacji na rynku wydawniczym, a nie realizowanie określonych celów estetycznych. Do tego wiodły publikacje w „Wiadomościach Literackich”, organizowanie wspólnych wieczorów literackich i publicznych manifestacji oraz nawiązywanie kontaktów ze światem artystycznym i politycznym. Szczególne związki łączyły skamandrytów z uczestnikami walk legionowych, zajmującymi później eksponowane stanowiska w administracji państwowej. W sporze między sanacją a endecją skamandryci opowiedzieli się jednogłośnie za sanacją. W czasie wypadków majowych byli całym sercem po stronie Piłsudskiego. Dopiero sprawa brzeska, uwięzienie i skazanie posłów opozycji rzuciły cień na te stosunki.

Szczególnie serdeczna przyjaźń łączyła Tuwima z byłym adiutantem Piłsudskiego, generałem Bolesławem Długoszowskim-Wieniawą. Ten birbant i hulaka, wielki przyjaciel skamandrytów i współtwórca życia literackiego Warszawy, w latach 1928-1930 piastował funkcję komendanta stołecznego miasta. To on ratował skórę Tuwima, gdy ten wywołał kolejny skandal, publikując „Wiersz do generałów” (1927 r.), w którym wołał:

Więc przestańcie udawać lwy,
Śmieszni ludzie, obwieszeni gwiazdami.
Pamiętajcie, że tutaj – My,
Zamyśleni przechodnie,
My jesteśmy tu generałami.

Utworem tym poeta wywołał wielkie poruszenie w sferach wojskowych i na łamach prasy. „Wielkie było z powodu tego wiersza – wspominał Mieczysław Lepecki – larum w Ministerstwie Spraw Wojskowych. Nie brakowało gorliwych, którzy chcieli poetę nauczyć rozumu, ale podnieść rękę na Tuwima nie było łatwo nawet wówczas. Wszystko załagodził Wieniawa Długoszowski”. Jednak niezupełnie. Między innymi za sprawą artykułu Adolfa Nowaczyńskiego, Tuwim został spostrzeżony przez opinię publiczną jako ten, który obraża polskich wojskowych. W kraju, w którym wojsko było symbolem i gwarantem z trudem odzyskanej niepodległości, uznano ten utwór za bluźnierczy. Spowodowało to bojkot wieczorów literackich, w których poeta brał udział. Słonimski wspominał, że podczas wieczoru w Drohobyczu Tuwim został obrzucony zgniłymi jajami i jabłkami. Uciekł ze sceny przy akompaniamencie okrzyków: „Za polskich generałów! Precz! Do Rosji w zaplombowanych wagonach! Za Zbrucz!”.

Opublikowanie „Do prostego człowieka” bardzo mu zaszkodziło

czytaj dalej tu: Tuwim: człowiek zaczarowany?


twoje uwagi, linki, wlasne artykuly, lub wiadomosci przeslij do: webmaster@reunion68.com

 


Simulating war with Hezbollah, IDF looks to avoid past mistakes

Simulating war with Hezbollah, IDF looks to avoid past mistakes

JUDAH ARI GROSS


After war games with mock terrorist ‘killing sprees’ in Israeli communities and a counterattack in southern Lebanon, army bringing to a close its largest drill in 19 years

After a week of beating back simulated Hezbollah raids on border communities and responding to fake rocket fire over much of Israel, the IDF went on a mock offensive in southern Lebanon, as the military’s largest exercise in nearly two decades came to a culmination on Monday, a senior IDF officer said.

Last week, the army launched its largest drill since 1998, with tens of thousands of troops drilling for a war with the Hezbollah terrorist group, which the army considers to be its main threat.

The war game was run by the head of the IDF’s Northern Corps, Maj. Gen. Tamir Hyman. It included both physical actions and maneuvers by foot soldiers, land vehicles, naval vessels, helicopters and planes (including jets that reportedly broke the sound barrier over southern Lebanon), as well as computer models.

The exercised was named “Or HaDagan” after Meir Dagan, a former Mossad chief and IDF general who died last year.

In the simulation, war was sparked by a Hezbollah incursion into Israel, followed by rocket fire. “The exercise began on the defensive, with a Hezbollah initiated attack, in which it crossed the Blue Line and infiltrated [Israeli communities],” the officer said late Monday night, speaking on condition of anonymity.

“There were raids on communities near the border, killing sprees in some places,” he said.

The military focused on defending the towns along the border, practicing the evacuation first of the ones lying within four kilometers of the border with Lebanon, and working outwards to nine kilometers from the frontier.

According to the officer, this included everything up to, but not including, moving residents out of their homes, as the army did not want to disrupt the routines of local residents during this specific drill.

After the initial focus on defense, this week the army went on the attack, pretending to conduct ground maneuvers in southern Lebanon, using the similar terrain of northern Israel.

The drill will technically continue through Thursday, but is “scaling down considerably” starting Tuesday, the officer said.

Israel last fought a full-scare war with Hezbollah in 2006’s Second Lebanon War, and tensions have remained high even as the northern border has remained relatively quiet since.

This exercise was touted as a chance to practice failures or military shortcomings exposed during the war.

Led by Hassan Nasrallah, Hezbollah is believed to have an arsenal of between 100,000 and 150,000 short-, medium- and long-range missiles and a fighting force of some 50,000 soldiers, including reservists.

It is seen by the IDF as its main threat, representing the standard by which the Israeli army measures its preparedness.

While military officers often discuss a future conflict with the terrorist group as a matter of “when, not if,” the assessment of the IDF is that Hezbollah is not currently interested in renewed warfare with Israel at present, due to its active involvement in the Syrian civil war, which have caused it significant strategic problems.

Focus on cooperation

In Brig. Gen. (res.) Gal Hirsch’s book on the Second Lebanon War — “A Story of War, a Story of Love,” in Hebrew; “Defensive Shield,” in English — the former commander of a Northern Command division, who played a key role in the conflict, lays out many of the military’s failings: communication issues, intelligence not reaching commanders in the field and an over-reliance on air power.

While the past 11 years of quiet on the northern border are seen as a direct result of the conflict, within the military the war marks a point of negative comparison. “We’re much better since the Second Lebanon War” is a common remark from IDF officers.

The main focus of this month’s drill was therefore cooperation, the officer said, both within the Ground Forces and between the Ground Forces, Air Force and Navy.

 

read mores: Simulating war with Hezbollah …


twoje uwagi, linki, wlasne artykuly, lub wiadomosci przeslij do: webmaster@reunion68.com

 


2 Hamas fighters die in separate Gaza tunnel collapses

2 Hamas fighters die in separate Gaza tunnel collapses

FP and TOI STAFF


Terror group confirms deaths of two members of its armed wing overnight; security source says incidents took place in Gaza City, Khan Younis

Screenshot from an Iranian TV report purporting to show a new Hamas tunnel that reaches into Israeli territory, June 28, 2015. (Screenshot/Al-Alam)

Two Hamas fighters died in separate tunnel collapses in the Gaza Strip overnight, the Palestinian terror organization, which controls the territory, said on Friday.
Khalil al-Dimyati, 32, and Yusef Abu Abed, 22, were killed after two “resistance tunnels” collapsed, Hamas said, referring to tunnels used for military purposes.

It did not give details of the locations or causes of the collapses, but confirmed the two men were members of Hamas’s armed wing.
A security source said one collapse was in Gaza City, while the other was near the city of Khan Yunis.

Hamas has run Gaza for a decade and fought three wars with Israel.

Hamas has built a network of tunnels inside Gaza, as well as some under the Israeli border.

During the last round of conflict in 2014, the terror group carried out several deadly attacks on Israeli soldiers using its cross-border network.

Other tunnels are used for smuggling from Egypt, although many have been destroyed by the Egyptian authorities in recent years.

Several dozen Hamas members have died in tunnel collapses in the past year.


twoje uwagi, linki, wlasne artykuly, lub wiadomosci przeslij do: webmaster@reunion68.com