Stephen Hawking nie żyje. Słynny fizyk na wózku, badacz Wielkiego Wybuchu i czarnych dziur, umarł w wieku 76 lat
Piotr Cieśliński
Stephen Hawking umarł w środę nad ranem w swoim domu w Cambridge w Wielkiej Brytanii. Potwierdził to rzecznik Uniwersytetu Cambridge. 8 stycznia uczony obchodził 76. urodziny.
Joel Ryan / Joel Ryan/Invision/AP
ALS jest chorobą nieuleczalną i w dużym stopniu zagadkową. Zdecydowana większość chorych umiera najpóźniej po pięciu latach od diagnozy. Hawking został zdiagnozowany, kiedy kończył studia w wieku 22 lat, ale zdążył się ożenić, miał troje dzieci, doczekał starości.W programie BBC ”Bezludna wyspa” mówił kiedyś: – Miałem szczęście w nieszczęściu, choroba pozbawiła mnie możliwości ruchu, lecz nie odcięła od dwóch głównych przyjemności życia: fizyki i muzyki. Gdybym mógł zajmować się fizyką i słuchać muzyki, wcale bym nie chciał być uratowany z bezludnej wyspy.
Hawking wraz z Rogerem Penrose’em pokazał, że z teorii Einsteina wynika, iż Wszechświat musiał mieć początek. Jednym słowem – równania Einsteina nieuchronnie prowadzą do punktu, w którym materia miała nieskończoną gęstość, a czasoprzestrzeń – nieskończoną krzywiznę. W takim punkcie załamują się wszystkie znane prawa fizyki, a matematycy nazywają go osobliwością.
Zaraz potem Hawking wykazał, że czarne dziury nie są wieczne – parują i z czasem, choć niezwykle powoli, znikają. Ten wynik przyniósł mu wielką sławę, ale tylko w gronie fizyków. Sławę celebryty uzyskał dopiero po napisaniu naukowego bestselleru wszech czasów – ”Krótkiej historii czasu”, która do dziś została sprzedana w blisko 10 mln egzemplarzy.
”Krótka historia czasu” tchnie wiarą w potęgę ludzkiego rozumu, który jest w stanie odgadnąć wszystkie tajemnice Wszechświata. Kończy się bardzo optymistycznym akapitem:
”Gdy odkryjemy kompletną teorię, z biegiem czasu stanie się ona zrozumiała dla szerokich kręgów społeczeństwa, nie tylko paru naukowców. Wtedy wszyscy, nie tylko naukowcy i filozofowie, ale i zwykli, szarzy ludzie, będą mogli wziąć udział w dyskusji nad problemem, dlaczego Wszechświat i my sami istniejemy. Gdy znajdziemy odpowiedź na to pytanie, będzie to ostateczny triumf ludzkiej inteligencji”.
W pracy naukowej Hawking polegał przede wszystkim na intuicji. Najpierw zgadywał, jaki powinien być wynik, a dopiero potem starał się to udowodnić na papierze. Mówił: ”Niewiele obchodzą mnie równania, częściowo dlatego, że trudno mi je wypisywać, ale przede wszystkim dlatego, że nie potrafię ich intuicyjnie zrozumieć”.
Nie był nieomylny. Przeciwnie – błądził, wielokrotnie zmieniał zdanie, i to w swoich najgłośniejszych teoriach. Swego czasu na gruncie teorii Einsteina udowodnił konieczność istnienia osobliwości, a więc tego, że Wszechświat miał swój początek w czasie i przestrzeni, ale wiele lat później wykazał, że w świetle teorii kwantowej to nie jest prawdą. Teraz uważa, że Wielki Wybuch nie stanowi żadnej szczególnej i nieprzekraczalnej granicy, Wszechświat przypomina węża zjadającego własny ogon i nie musiał mieć żadnego początku.
Podobnie o 180 stopni zmienił przekonanie, że wszystko, co wpadnie do czarnej dziury, zniknie i wyparuje bez śladu.
Mimo że stać go była na najlepszą opiekę medyczną i z zagadkowych powodów był medycznym cudem, najdłużej żyjącym pacjentem z ALS – choroba jednak nieuchronnie postępowała.
Ostatnio nie był już w stanie poruszyć nawet palcem. Porozumiewał się za pomocą grymasu policzka, który wychwytywał czujnik zamocowany na oprawce okularów. W ten sposób wybierał słowa z listy przesuwającej się po ekranie komputera i mozolnie komponował zdania, a potem jednym skrzywieniem policzka wysyłał je do syntezatora, który mówił za niego charakterystycznym komputerowym głosem.
Do końca pozostał mu jeszcze, jak u Kota z Cheshire, uśmiech. Wciąż robił to wspaniale, jego nerw twarzowy potrafił uruchomić i zgrać przynajmniej część z 34 mięśni twarzy. To był ostatni ze złożonych ruchów, do których mógł jeszcze zmusić swe bezwładne ciało.
Wciąż także próbował przełamywać kolejne bariery niemożliwego. Niedawno zaakceptował zaproszenie do lotu w kosmos. Czekał na to od roku 2007, kiedy to przez kilkadziesiąt sekund doświadczył stanu nieważkości w locie parabolicznym na pokładzie samolotu Boeing 727-200.
– Moją ambicją jest polecieć w kosmos – mówił. Bo, jak dodawał, “w życiu trzeba patrzeć na gwiazdy, a nie pod własne nogi”.
Był ateistą, przekonanym, że nie ma nieba ani życia po śmierci, że to bajeczka dla ludzi, którzy boją się ciemności.
”Mózg jest podobny do komputera – mówił swego czasu przy okazji premiery nowego filmu dokumentalnego o nim samym – a umysł jest czymś w rodzaju programu, który przestanie działać, gdy zawiodą jego komponenty. Nie istnieje niebo ani życie pozagrobowe dla zepsutych komputerów”.
Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com