Archive | 2018/03/17

Irena Lasota – Jeden powiedział: „ …. Zaraz ją kopnę w d…”

Jeden powiedział: „To jest ta k…, która wczoraj przemawiała. Zaraz ją kopnę w d…”

GRZEGORZ SIECZKOWSKI


Irena Lasota

Ponieważ mój śledczy nie pytał mnie o syjonizm, więc sama zasugerowałam mu, żeby porozmawiać o moich związkach z Mosze Dajanem. „Ja pani nic nie zrobiłem – odpowiedział. – Pani ojciec jest Żydem, pani mama jest Francuzką, więc pani jest Polką” – Irena Lasota wspomina wydarzenia Marca 1968.

TYGODNIK.TVP.PL: Trudno czasami ustalić, kiedy był początek Marca’68.

IRENA LASOTA: Dla jednych Marzec’68 zaczął się w 1957 roku, kiedy zakończyła się gomułkowska odwilż, dla innych ma początek 11 marca 1968, gdy przystąpili do wieców solidarnościowych. Dla mnie zaczyna się gdzieś około 1966 roku.

W jakim środowisku pani działała?

W kręgu osób z trzeciego, czwartego i piątego na roku na Uniwersytecie Warszawskim mieliśmy poczucie, że robimy rzeczy, które nie do końca są dozwolone. Już wcześniej się spotykaliśmy, chodziliśmy na różne niezbyt legalne spotkania. Kiedy władze PRL postanowiły zdjąć „Dziady”, grupa bardziej aktywna – ona się zmieniała, to było dziesięć-dwanaście osób – postanowiła coś zrobić. I pierwszą rzeczą, która przyszła nam do głowy było zebranie podpisów pod petycją, by władze przywróciły ten spektakl.

Czy już wtedy były jakieś reakcje?

Nagle nasi koledzy, którzy należeli do Związku Młodzieży Socjalistycznej objawili się po drugiej stronie i wyrywali nam kartki z petycjami. Tak więc zaktywizowała się nie tylko Służba Bezpieczeństwa i milicja. Miesiące przed marcem 1968 roku były na Uniwersytecie Warszawskim bardzo ożywione, na jesieni 1967 roku toczyła się wojna ulotkowa. Ale wszystko nasiliło się przed ostatnim spektaklem „Dziadów”, no i po jego zdjęciu.

Była pani na tym ostatnim przedstawieniu…

Pamiętam bardzo napiętą atmosferę. Na sali było dużo więcej osób niż miejsc dla publiczności. Milicja zablokowała wejście, ale po tej interwencji ludzie jeszcze bardziej wchodzili na salę i jeszcze bardziej żywiołowo reagowali. Karol Modzelewski zaczął krzyczeć „Niepodległość bez cenzury”. I to się stało hasłem tego ostatniego przedstawienia.

Wszystkim wydawało się, że coś po przedstawieniu się wydarzy. Tym „czymś” był transparent z żądaniem następnych przedstawień „Dziadów” przygotowany przez studentów PWST Andrzeja Seweryna, Ryszarda Peryta i Małgorzatę Dziewulską. Ktoś przyniósł kwiaty. I z Teatru Narodowego ruszyliśmy do pomnika Mickiewicza.

I wtedy znaleźliście się w dziwnej sytuacji.

Nie mogliśmy się rozejść. Bo jeśli nie byliśmy razem, to SB wyciągała poszczególnych ludzi do suk [samochodów – red.] milicyjnych. W związku z tym byliśmy zwarci i zostaliśmy przez milicję naprowadzeni do marszu przez Krakowskie Przedmieście. Cały czas kogoś wyrywano z tego tłumu. W taki sposób dotarliśmy do Kruczej, gdzie nagle samochody zatrzymały się z piskiem opon i zaczęto wyciągać ludzi.

W końcu na ulicy zostało kilkanaście osób, wśród nich ja. Z pewnym zdziwieniem poszłam do domu. Później się dowiedzieliśmy, że wielu zostało ukaranych z tzw. bomby przez kolegia do spraw wykroczeń [kary grzywny od 500 do 3000 zł – red.]. I wówczas – moim zdaniem w kilku kręgach – zapadła decyzja, żeby zbierać pieniądze na te grzywny.

To wtedy postanowiliście napisać petycję do władz PRL w sprawie zdjęcia „Dziadów”?

Władze później nam zarzucały, iż założyliśmy tak tajną organizację, że o jej istnieniu sami nie wiedzieliśmy. A to był taki spontaniczny ruch. Kto mógł i chciał zbierał podpisy. Na Uniwersytecie zdarzało się, że te petycje wyrywali nam koledzy należący do PZPR i ZMS, a na ulicy robili to ubecy. W połowie lutego spotkaliśmy się i policzyliśmy wszystkie podpisy pod petycją. Było 3145. Chyba Janek Lityński zorganizował kolegów, którzy je sfotografowali na wypadek konfiskaty.

Zastanawialiśmy się jak podpisy dostarczyć do Sejmu. W końcu na poczcie nadałam list, z petycją i podpisami, zaadresowany do marszałka Sejmu PRL Czesława Wycecha. Potwierdzenie nadania zabrano mi przy jakiejś kolejnej rewizji, a oryginał listu widziałem ponownie podczas przesłuchań na Rakowieckiej.

Film dokumentalny Grzegorza Sieczkowskiego “Dziwny rok 1968” zostanie wyemitowany w TVP Historia 3 kwietnia o godz. 16.45.

W drugiej połowie lutego zaczęło się wrzenie na uczelni.

Coraz częściej mówiło się, ze trzeba zorganizować wiec. Ludzie chodzili wtedy na różne zebrania. Próbowali jakoś oddziaływać – z lepszym lub gorszym skutkiem – na rzeczywistość. Wiedzieliśmy, że Michnika i Szlajfera wyrzucono z uczelni, co było zaskoczeniem, bo raczej spodziewaliśmy się ich zawieszenia w prawach studentów. Nam się wydawało, że zrobimy wiec i coś uda się osiągnąć. Jedynie Jacek Kuroń i Karol Modzelewski, którzy właśnie wyszli z więzienia, mniej optymistycznie na to patrzyli i mówili: – To się źle skończy.

Najpierw 3 marca było spotkanie u Jacka Kuronia, na którym mnie nie było, i tam zapadła decyzja, by zrobić wiec. W poniedziałek 4 marca spotkaliśmy się w mieszkaniu Jakuba Karpińskiego na Ścianie Wschodniej. Dyskutowaliśmy o szczegółach technicznych, na kiedy zwołać ten wiec. Jak najszybciej, ale na tyle późno, żeby można przygotować i rozrzucić ulotki. A nie było to proste, bo wtedy na jednej maszynie do pisania można było napisać 10 egzemplarzy.

Najlepszy, właśnie z powodów czysto technicznych, był piątek 8 marca. Pamiętam, że na tym spotkaniu młody pracownik naukowy, Andrzej Mencwel, wcześniej nie bywający na naszych spotkaniach, namawiał nas do zorganizowania wiecu 7 marca. Później, w więzieniu dowiedziałam się, że wtedy Gomułka był w Bułgarii, i dla niektórych taki scenariusz mógłby być wygodny.

To na tym spotkaniu 4 marca podjęto decyzję, że pani będzie czytała rezolucję?

Kilka osób chciało czytać tę rezolucję. Nie pamiętałam jak to się dokładnie stało, że wybór padł w końcu na mnie. Ale Jakub Karpiński zapamiętał, iż w pewnym momencie Jacek Kuroń chciał uciąć dyskusję na ten temat. Wskazał na mnie i powiedział: „Ty to będziesz czytała”. Zresztą miało to racjonalne uzasadnienie, miałam już absolutorium, więc wyrzucenie ze studiów nie było takie groźne.

Nie obawialiście się, że władze was aresztują przed wiecem?

8, marca obawiając się aresztowania, przyjechałam wcześniej na Uniwersytet. Rezolucję dostałam poprzedniego dnia wieczorem od Karola Modzelewskiego. On dopisał zdanie, którego nie było na ulotkach, a które dzisiaj brzmi nieco satyrycznie: „Uprzedzamy, że w razie represji odpowiemy tymi samymi środkami, co studenci czechosłowaccy”. Rezolucji nauczyłam się na pamięć, ale na wszelki wypadek schowałam ją do puderniczki. Znaleźli ją dopiero w 1969 roku przy jakiejś rewizji.

8 marca o 12. na dziedzińcu UW zgromadził się tłum 1500 studentów. Wśród nich byli jako kontrmanifestanci aktywiści PZPR i ZMS, którym przewodził, Marian Dobrosielski, jeden z profesorów.

Tumult był wielki, nie wiem, czy ktoś słyszał rezolucję, którą wykrzyczałam. Po mnie na ławkę wskoczyli i przemawiali Mirek Sawicki i Wiktor Górecki. Rezolucja była też rozdawana. Jakoś nas zepchnięto spod Auditorium Maximum do Pałacu Kazimierzowskiego, gdzie miał siedzibę rektor. Tam weszła delegacja studentów, która była podobno wcześniej przygotowana, ale ja o tym nic nie wiedziałam, choć się w niej znalazłam. Ktoś mnie wypchnął z tłumu mówiąc: „Ona czytała rezolucję. Niech idzie”.

Nie było rektora Stanisława Turskiego, był prorektor Zygmunt Rybicki, który jedną ręką nas odganiał, a w drugiej trzymał telefon i miałam wrażenie, że wzywa milicję. W pewnym momencie weszliśmy na balkon, jak przeczytałam we wspomnieniach Jarosława Kaczyńskiego, który z bratem Lechem stał na dziedzińcu, pokazywałam gest hiszpańskich rewolucjonistów, co jest wielce prawdopodobne.

I wtedy sytuacja gwałtownie się zmieniła.

Nagle zobaczyłam, że studenci najpierw napierają na Pałac Kazimierzowski, a potem się rozbiegają. Za nimi pędziło ZOMO pałując wszystkich po drodze. Od strony Biblioteki spokojnym krokiem szedł mój narzeczony i późniejszy mąż Andrzej Zabłudowski. Milicjanci go minęli, ale jeden z nich się zatrzymał, przyjrzał się i zaczął go pałować. Z okazji Dnia Kobiet Andrzej miał w kieszeni wielką czekoladową kulę i na niej odcisnęła się milicyjna pałka.

Milicjanci bili nie tylko studentów.

Kiedy po jakiejś godzinie pojedynczo wyszliśmy z Pałacu Kazimierzowskiego na dziedzińcu panowała cisza. Spotykaliśmy osoby, które mówiły, że jest wielu dotkliwie pobitych. Wśród nich także profesorowie. Pobito między innymi Czesława Bobrowskiego, wybitnego profesora ekonomii, liczącego wtedy 64 lata.

Panią aresztowano wieczorem w domu.

Przyszli i nie robili nawet rewizji w mieszkaniu. Po nocy spędzonej w areszcie tajniacy zabrali mnie do Pałacu Mostowskich. Tam jak przechodziłam przez hol stała grupa umundurowanych milicjantów. I jeden z nich powiedział: „To jest ta k…, która wczoraj przemawiała. Zaraz ją kopnę w d…”.

Na co „moi” tajniacy stwierdzili: „zostaw ją, ona jest nasza, my ją przewozimy:”. W końcu zawieźli mnie na rozprawę przed kolegium do spraw wykroczeń, gdzie sędzia był moim zdaniem pijany.

Razem ze mną była Kasia Werfel, zabrana sprzed swojego domu. Zupełnie niewinna. Jej matka była znaną rewizjonistką, a ojciec dogmatykiem partyjnym, więc się idealnie nadawała do celów propagandowych jako prowodyr. I ona dostała dwa miesiące więzienia, a ja dwa tysiące grzywny. Potem jednak zmieniono to i ja zostałem w więzieniu, a ona wyszła z grzywną.

Zostałam skazana za wyczyn chuligański, czyli stanie na ławce publicznej. Wyrok odbyłam w więzieniu na ul. Rakowieckiej 37a w Warszawie. W ciągu kilku dni miało się wrażenie, że więzienie jest wypełnione samymi znajomymi.

Pani przypadek był nietypowy, została pani skazana dość szybko i jako skazana nie miała pani prawa odmowy zeznań, a bezpieka starała się więzionymi manipulować.

Bardzo starannie przygotowali akcję fałszowania grypsów. SB przechwytywało nasze grypsy i przerabiało je tak, że tam gdzie pisaliśmy „nie zeznawaj”, oni pisali, żeby koniecznie zeznawać. Sprawa nie wyszłaby pewnie na jaw, ale Andrzej Zabłudowski wkurzył się i zamiast spalić taki gryps, wyniósł go w pudełku zapałek, jak wychodził z więzienia. Zaczęliśmy o tym rozmawiać, ale nie wszyscy chcieli się przyznać, że takie fałszywe grypsy dostawali.

W więzieniu przeczytała pani w gazecie, że Gomułka w przemówieniu dla aktywu robotniczego wymienił panią dwukrotnie.

Wymienił mnie jako osobę, która wysłała petycję do Sejmu i jako tę, która przeczytała rezolucję studentów. W obu przypadkach wymienił mnie jako Lasota-Hirszowicz. Nazwisko Hiroszowicz na Lasota zmieniono nam zresztą nielegalnym rozkazem ministra obrony narodowej [w 1948 roku – red.]. Ja nigdy nie używałam nazwiska Hirszowicz, a Gomułka użył go ewidentnie po to, żeby pokazać spisek syjonistyczny.

Ponieważ mój śledczy nie pytał mnie o syjonizm, więc sama zasugerowałam mu, żeby porozmawiać o moich związkach z Mosze Dajanem. – Ja pani nic nie zrobiłem – odpowiedział. – Pani ojciec jest Żydem, pani mama jest Francuzką, więc pani jest Polką.

To przemówienie Gomułki miało też nietypowe dla pani skutki.

Pracowałam na pół etatu w wydawnictwie „Wiedza Powszechna” i kiedy wychodziłam z więzienia przekonana, że mnie z pracy wyrzucono, dostałam list od dyrektora, w którym napisał, że nie byłam obecna w pracy, więc należy mi się za okres trzech miesięcy połowa wynagrodzenia, a jeśli okaże się, że jestem niewinna, to mogę dostać całą pensję.

Moją mamę, francuską spikerkę w Polskim Radiu, usunięto z dnia na dzień, a stare koleżanki na zebraniu wyrzucały jej, że jest syjonistką i wrogiem ustroju. To pokazuje, że można było się zachować różnie.

Wyjechała pani z Polski w styczniu 1970 roku, zadecydowały o tym względy osobiste. Ale dwa tygodniu po pani wyjściu z więzienia, na początku sierpnia 1968 roku, wojska Układu Warszawskiego wkroczyły do Czechosłowacji dławiąc Praską Wiosnę.

Nie było to dla mnie zaskoczeniem, widziałam, że oni czują się silni. Ten cały Marzec, to zaczęło się z wielkiej bomby. To był dla władz PRL spisek międzynarodowy, syjonistyczny, Niemcy Zachodnie, Izrael. Wyglądało na to, że to będzie proces pokazowy, na którym ludzie dostaną bardzo wysokie wyroki. A potem to wycichło. I duże wyroki dostali tylko Kuroń i Modzelewski, bo oni – jako ludzie niezłomni – tej władzy rzeczywiście zagrażali.

– rozmawiał Grzegorz Sieczkowski


Fragmenty powyższego wywiadu znalazły się w filmie dokumentalnym w reżyserii Grzegorza Sieczkowskiego “Dziwny rok 1968”, który będzie wyświetlany w TVP Historia 3 kwietnia o godz. 16.45.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com

 


SOROS-FUNDED NGO LOBBIED ONE EU COUNTRY AGAINST ANOTHER

HOW A SOROS-FUNDED NGO LOBBIED ONE EU COUNTRY AGAINST ANOTHER

LAHAV HARKOV, JEREMY SHARON


Civil Liberties for Europe, spun off of Soros’ Open Society Foundation, tried to convince the German Foreign Ministry to intervene against a controversial Hungarian law targeting Soros’ NGO donations

George Soros.. (photo credit: PASCAL LAUENER / REUTERS)

Balázs Dénes, the head of a new organization directly funded by Hungarian-American billionaire George Soros, was recorded speaking about the organization’s method of leveraging foreign governments’ influence on other countries, in leaked materials from a meeting in Amsterdam in January.

Dénes is the Berlin-based executive director of the Civil Liberties Union for Europe, which was spun off of Soros’ Open Society Foundation (OSF) in January 2017.

In the recordings of Dénes’ meeting with a person, who he thought was a supporter, he talked about his organization’s work to pressure Hungary to overturn a law limiting foreign funding for NGOs, an attempt to limit Soros’ activities in the country. The European Commission had said previously that the law goes against EU values.

Dénes’ remarks show a focused effort to influence Hungarian law by leveraging German influence on the country. He detailed attempts to convince Germany to put heavy economic pressure on Budapest to revoke the NGO law, because German companies have invested heavily and are major employers in Hungary.

When it comes to the NGO law, Dénes said, “We work very hard. I’m having a meeting this week with a think tank, an organization which is influencing the German government, and the foreign ministry of Germany, and I’m bringing them copies of the law, just translated from Hungarian, and I’m explaining to them what they can do against it.”

Asked how Germany can fight a Hungarian law, Dénes pointed to Mercedes, Audi and electronics brand Bosch’s factories in Hungary.

“Germany, because of the German investors and German companies, is an influential player in Hungary, so if the German Foreign Ministry wants something, they can, they have means,” Dénes said.

The organization is also “creating a task force, a group of lawyers who know how to use EU law in Hungary and these countries to protect the rights of NGOs.”

Hungary’s nationalist government and many of its policies have been criticized by fellow EU countries and human rights groups. Jewish groups and others have protested the government’s moves to honor former Hungarian leader and Nazi collaborator Miklós Horthy, who oversaw the murder of over half a million Jews.

The Hungarian government sparked controversy last year with a campaign against Soros’ pro-migration stances. The campaign featured Soros’ smiling face with the words “let’s not leave Soros the last laugh,” and spurred incidents of antisemitic graffiti around the country.

Soros’ OSF is the main backer of Dénes’ organization, of which he said in the Amsterdam meeting: “We got a million dollars from the Open Society Foundations. Because it’s a OSF spinoff…It means that my project was running at OSF, and after four years, when we said, ‘Okay, now we’re ready, we can establish this thing,’ the OSF, Soros told me that, you know, we give you three million dollars, for the next three years.”

In the recording, Dénes also explained how the European Civil Liberties project in the OSF, which then became the separate organization funded by the OSF, came to be and what its goals were.

“The big reason why I was recruited five years ago by OSF was the recognition that at the moment in Europe, there is no human rights group which is able to control the EU,” he stated.

Control is the ability “to fight back on certain things, and, and that’s a very important ‘and,’ to organize people and launch public campaigns and mobilization,” he explained.

Soros, who is worth $8 billion according to Forbes’ 2018 billionaires list, is a Hungarian-born Holocaust survivor based in the US, who runs his own hedge fund, and is a prominent philanthropist supporting human rights and mostly left-wing causes. His philanthropy has turned him into a bogeyman for right-wing politicians in many countries. Some of the criticism of Soros has featured antisemitic themes, in the vein of conspiratorial libels about Jews trying to control the world.

Prime Minister Benjamin Netanyahu accused Soros of being responsible for a campaign against the government’s plan to deport Sudanese and Eritrean migrants to a third country in Africa. A 2016 leak of internal reports from Soros’ OSF on the now-defunct website “DC Leaks” showed that he donated to Breaking the Silence, which collects testimony from IDF veterans claiming war crimes, and Adalah, an Israeli-Arab legal aid organization, both of which have spoken out against Israeli actions in international forums.

Another of Soros’ grantees is the New Israel Fund, a clearinghouse for Israeli civil rights groups, which received $837,500 from 2002 to 2015. Soros is also a funder of J Street, which calls itself pro-Israel and lobbies in Washington DC against the current Israeli government’s policies.

Confirming his remarks in the recordings, Dénes told The Jerusalem Post that he was not suggesting German companies divest from Hungary, but that “if the German Foreign Ministry wants to achieve something in Hungary, their voice is probably strong enough to be taken seriously, because of the German investments in Hungary.”

As for whether it would be legitimate to push Germany to influence Hungarian laws, Dénes said “when those laws are not in line with the EU, and not in line with the Lisbon Treaty and the Fundamental values of the EU, I do think that is an option…The EU is seeking action at the moment because of the law I’m referring to. It’s not an innocent law regulating taxation or anything else, it’s a law limiting the rights of NGOs, because of which there are EU procedures at the moment.”

Dénes differentiated between expressing an opinion on legislation and influencing it: “We don’t influence legislation, we talk to decision-makers and the people directly, but we have no other means to influence legislation.”

When he said “control the EU,” Dénes explained that his remarks were meant “in the sense that what the EU does in terms of human rights should be watch-dogged by civil liberty organizations. Human rights NGOs should be able to exercise a watchdog function over any public institution…An international organization such as mine should be able to tell different foreign governments what could be their policy over another government’s policy. I see no problem with that.”


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com

 


Adam Ringer o antysemickej nagonce i jego Marcu ’68

“Runęła lawina rzygowin. Nagle było wolno”. Adam Ringer o antysemickej nagonce i jego Marcu ’68

Adam Ringer



“Runęła lawina rzygowin. Nagle było wolno”. Adam Ringer o antysemickej nagonce i jego Marcu ’68

 


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com