Archive | 2018/06/02

Pomoc Żydom jest niedoceniona, tak samo jak zakres zbrodni na Żydach.

Pomoc Żydom jest niedoceniona, tak samo jak zakres zbrodni na Żydach – tu więcej było wolno

Maciej Stasiński


Żydzi na tle świętej arki (aron ha-kodesz) w synagodze w Kurowie przed 1939 r. (Fot. Laski Diffusion)

W okolicach Kurowa ocalało mniej Żydów, niż zostało zamordowanych, ale tych, którzy Żydów ratowali lub im pomagali, było znacznie więcej niż tych, którzy ich rabowali i mordowali. Zakres pomocy Żydom jest niedoceniony, tak samo jak zakres zbrodni na Żydach

Z prof. Antonim Sułkiem ( profesorem socjologii UW. Ostatnio badał problem zagłady Żydów w okolicach Kurowa, skąd pochodzi. Wyniki publikował m.in. w „Więzi” i „Tygodniku Powszechnym”), rozmawia Maciej Stasiński

MACIEJ STASIŃSKI: Badał pan Zagładę w Kurowie i okolicach. Doprowadził pan do nagrodzenia siedmiu rodzin medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. Więcej pan pisał o blaskach postawy Polaków. Chcę zapytać o cienie.

ANTONI SUŁEK: Od początku chciałem, żeby do Kurowa wróciła pamięć i prawdziwa wiedza o okupacji i Zagładzie. Uznałem, że przyjęcie pamięci negatywnej wymaga przygotowań. Dlatego skupiłem się najpierw na męczeństwie Żydów i na Sprawiedliwych, którzy im pomagali. Uważałem, że na straszną prawdę przyjdzie czas potem.

Teraz już mogę. Napisałem pierwszy tekst o „bohaterach i draniach”. Ukazał się w „Tygodniku Powszechnym”. Został wydrukowany także w kwartalniku „O Nas” w Kurowie, a to 1,5 tys. egzemplarzy na 8 tys. mieszkańców. I nic się nie stało, został dobrze przyjęty. O tych, co „czasem wydali, a czasem zabili”, mówił też w Kurowie biskup lubelski – mocno i wyraźnie.

Dlaczego wybrał pan tę drogę? Pedagogicznie?

– To była przemyślana taktyka. Metoda kropelkowa dozowania prawdy jest skuteczniejsza od szokowej, zwłaszcza w małych społecznościach. W 2000 r. pojechałem tam pierwszy raz i przekonywałem miejscowych, żeby upamiętnić kurowskich Żydów. Przed wojną było ich około 2,7 tys., stanowili ponad połowę ludności. Niby wszyscy się zgadzali, że trzeba, ale nikt nic nie zrobił. Fundacja Nissenbaumów ufundowała tablicę pamiątkową. Widziałem ją wtedy schowaną w domu kultury, nikt jej nie umieścił w miejscu publicznym.

Zacząłem badać sprawę w obrębie podkurowskich wsi – tylu, ile sam zdołałem obejść na własnych nogach. I ludzie zaczęli sobie przypominać, otwierać się. Zacząłem od epizodów. Chodziło mi o pokazanie, że ratowanie i mordowanie Żydów to były dwie strony tej samej rzeczywistości. Wymagało to ode mnie delikatności i powściągliwości, ale nie stawiałem sobie żadnych ograniczeń w dociekaniach, co się wydarzyło.

Hamował się pan przed ujawnieniem strasznej części prawdy?

– Owszem, powstrzymywało mnie to, że niektórzy informatorzy żyją. A siła opowieści tkwi w konkrecie i kiedy się konkretne przypadki ujawni, to jednocześnie ujawniony zostanie informator, bo na wsi wszystko o wszystkich wiadomo.

Teraz droga jest otwarta. Stanął w Kurowie pomnik „Pamięci Żydów, naszych sąsiadów”. Kurów oswoił się z pamięcią Żydów. Mam przyjazne stosunki z wójtem. Jeżdżę tam co jakiś czas i będę publikował kolejne teksty z całą prawdą.

Jaki jest obraz mikrokosmosu społeczności lokalnych w czasie okupacji i Zagłady?

– Badałem głównie wieś, bo po zbombardowaniu i spaleniu Kurowa we wrześniu 1939 r. Żydzi z miasteczka uciekli na wieś.

Żeby zrozumieć relacje chłopów z Żydami, trzeba wiedzieć, że były to społeczności osobne, dwa światy: Żydów i chrześcijan czy Żydów i polskich chłopów. Dzieliła ich nie tylko religia i kultura, ale też żyli w oddzielnych skupiskach. Mieszkali po sąsiedzku, ale nie byli sąsiadami. Nie odwiedzali się. Związki między nimi były głównie ekonomiczne. Chłopi kupowali u Żydów w sklepach, a Żydzi u chłopów wszystko, co wyprodukowali oni w gospodarstwach.

W miasteczku dzieci chodziły razem do szkoły, ale we wsiach razem się nie bawiły. Nie pasały razem krów, a pastwisko było bardzo ważne dla socjalizacji na wsi. Młodzi ludzie nie chodzili razem „na kawalerkę”. Nie było małżeństw mieszanych. Wzajemna separacja.

Męczeństwo Żydów było dla chłopów czymś widocznym i bolesnym, ale jednak odległym. To nie była „ich sprawa”. Pisał o tym w „Wyborczej” historyk Dariusz Libionka. Trzeba wielkiej empatii, wyobraźni i myślenia w kategoriach abstrakcyjnych, żeby ogarnąć prawdę o zagładzie całego narodu.

Chłopom wojna przewróciła cały świat, wieś także wycierpiała.
Pamięć wojny jest bardzo istotna, dlatego jak się na wsi mówi,
że „wszystkich Żydów spalili”, to odpowiadają: „Nas też spalili”.

Ta osobność miała swoje konsekwencje. Większe szanse przeżycia mieli ci Żydzi, którzy kogoś znali i sami byli rozpoznawalni, wiedzieli, do kogo pójść po pomoc albo kryjówkę. Jedna Żydówka zapukała do chaty w nocy, gospodarz jej otworzył i powiedział: „Znam cię, u twojego ojca byłem furmanem”.

Pojawiły się związki miłosne, przed wojną niemożliwe, między Żydami i polskimi chłopami. Chłopak ze wsi zakochał się w żydowskiej dziewczynie i ją ukrył, a dziewczyna z innej wsi zakochała się w Żydzie, którego rodzice przechowywali. Obie pary przeżyły wojnę, ale ich miłości – już nie.

W mieście ta osobność była mniejsza.

– W Kurowie oczywiście Polacy i Żydzi spotykali się wszędzie. W szkole, w straży pożarnej, we władzach gminnych. To było miasteczko szewców, krawców, kuśnierzy, sklepikarzy. Żydzi i Polacy robili interesy, np. Żydzi sprowadzali skóry, ale też stanowili dla siebie konkurencję. Żydzi byli zawsze tańsi i polskie sklepiki się nie utrzymywały.

O Żydach mawiano: „Żyd nie zje śniadania, zanim Polaka nie oszuka”. Ale ja w domu na wsi słyszałem inną wersję: „Żyd nie zje śniadania, zanim nie zarobi”. A to mówiło się z uznaniem dla ich pracowitości.

Większych napaści na Żydów przed wojną nie było. Bywało, że wyrostki wrzucały jakieś paskudztwa do bóżnicy. Zdarzało się szarpanie za pejsy, ale chyba nic więcej. Wobec Żydów więcej było wolno.

Po zbombardowaniu Kurowa i zniszczeniu środka miasteczka większość Żydów, którzy mieszkali wokół dwóch rynków, rozbiegła się po wsiach. Potem większość wróciła i mieszkali po piwnicach, u ludzi i w różnych prowizorkach, ale wielu zostało na wsi. Żyli z tego, co mieli ze sobą i co umieli robić.

Na wsi nastąpiło intensywne „zderzenie kulturowe”. Chłopi dziwili się np., że „u Żydów dzieci są takie ważne”. Żydzi byli traktowani rozmaicie. W jednej wsi Żydzi nawet urządzili w obejściu wesele, ale młody Żyd z tej samej wsi został zabity i obrabowany przez miejscowych.

W 1941 r. Niemcy nakazali Żydom ze wsi wrócić do Kurowa
i wywieźli pierwszą falę do obozu w Opolu Lubelskim i do getta
w Końskowoli.

W kwietniu 1942 r. nastąpiła druga fala Zagłady. W Kurowie Niemcy kazali wszystkim Żydom stawić się na placu. Kilkunastu od razu zastrzelili. Potem nastąpiła druga wielka wywózka – do Końskowoli, a stamtąd do obozu zagłady w Sobiborze. Z Kurowa ruszyła wtedy kolumna 2 tys. Żydów miejscowych oraz przesiedlonych z innych stron.

Jak pochód ruszył, na rynku zostały toboły. Szmul Chanesman, ocalały kamasznik, wspominał: „Rozdzielili je między siebie ci, co się gapili. Pierze latało jak śnieg. Wiele kobiet potem miało uszyte spódnice z tałesów [szali modlitewnych]”.

W mieście zostało kilkudziesięciu Żydów zamkniętych za drutem w obozie pracy w garbarni – szyli kożuchy dla Wehrmachtu. W listopadzie 1942 r. przyjechało komando SS, obóz zlikwidowało i na miejscu wszystkich wymordowało.

Część jeszcze się uchowała.

– Nie wszyscy stawili się na zbiórki, inni już wcześniej uciekali przed wywózkami. Szacuję, że nie więcej niż sto osób pochowało się po wsiach i lasach. Spośród nich wojnę przeżyło ok. 20-25 Żydów. Więcej, niż przeżyło, zostało złapanych i zamordowanych przez Niemców, czasem w obławach z udziałem chłopów w charakterze nagonki. Znam też dwa zbiorowe mordy na Żydach dokonane przez miejscowych – jeden przez tamtejszą bandę, a drugi przez „chłopaków, którzy się skrzyknęli”. Indywidualne mordy trudno udokumentować, miały głównie powody rabunkowe, chodziło o „złoto”. Z rąk miejscowych zginęło co najmniej 20 Żydów, tylu się doliczyłem.

Przeżyli głównie ci, którzy mieli „kapitał społeczny”, czyli znajomych Polaków. Albo pieniądze. Proboszcz kurowski, dobry znajomy rodziny Kotlarzy, właścicieli dużego sklepu bławatnego, wynalazł kryjówki dla ich dwóch dziewczynek.

Zamordowani to rodzina Chaima Pejsaka Materiał – Księga pamięci Kurowa

Dziewczynkom oddanym na przechowanie łatwiej było przeżyć, bo unikały testu obrzezania przy obławach.

Pieniądze jednak były także niebezpieczne, bo rodziły pokusę rabunku. Ksiądz mówił Kotlarzowi: „Hersz, nie noś dużo pieniędzy przy sobie”.

Kotlarz z księdzem jeszcze przed wywózkami skupowali za okupacyjne pieniądze złote carskie ruble. Hersz zdeponował swój kapitał u księdza i potem przychodził do niego nocami po parę „świnek”. Po wojnie Hersz zrobił w USA karierę jako jubiler. Ciekawe, że jego żona opowiadała, że w handlu diamentami pomogła mu zręczność, którą rozwinął w sobie podczas ukrywania się we wsiach pod Kurowem.

Kto przechowywał? Da się narysować profil Sprawiedliwego?

– Główny czynnik to wyjątkowa wrażliwość, empatia; to byli ci światlejsi ludzie. „Zboczeńcy nadnormalni”, jak ich nazywał Florian Znaniecki. Ich motywacja mogła być religijna lub ludzka po prostu. Kobieta z Kurowa przechowała do wyzwolenia przyjętą od matki „na jedną noc” malutką Sabcię Cymerman, przy wsparciu księdza. Lejbusia Goldberga przechowała cała rodzina miejscowego partyzanta, dowódcy Batalionów Chłopskich Stefana Rodaka. Nie mogę się pogodzić z tym, że Instytut Yad Vashem odrzucił ich kandydatury na Sprawiedliwych wśród Narodów Świata.

W okolicach Kurowa ocalało mniej Żydów, niż zostało zamordowanych, ale jednocześnie sądzę, że tych, którzy Żydów ratowali lub im pomagali, było znacznie więcej niż tych, którzy ich rabowali i mordowali. Bo pomoc i ratowanie są przedsięwzięciem, w które musiało być zaangażowanych więcej ludzi, nawet całe łańcuchy rodzin. A zabójstwo to jednorazowy czyn. Nawet ci, którzy ostatecznie zostali wyłapani i zabici, wcześniej byli przez kogoś ukrywani.

Sądzę, że zakres pomocy Żydom jest niedoceniony, tak samo jak zakres zbrodni na Żydach.

Zagłada następowała na oczach mieszkańców. Da się opowiedzieć, jak oni to odbierali?

– Często pada zarzut bierności. Bierności Żydów, którzy się nie bronili, i bierności Polaków, którzy ich nie bronili. Nie mamy języka opisu tych zachowań, bo nigdy wcześniej ludzie nie byli w takiej sytuacji. Musielibyśmy wymyślić jakieś nowe pojęcie, jak donkiszoteria czy samarytanizm, które przed „Don Kichotem” albo przypowieścią o dobrym Samarytaninie też nie istniały, a ludzie wiedzą dzisiaj, co znaczą.

Kiedy przez wsie szedł pochód Żydów z pobliskiego miasteczka Michów, wszyscy wiedzieli, że idą na śmierć. Przeszedłem tą trasą i zebrałem sznur opowieści świadków przemarszu.

Patrzyli na nich, a Żydzi szli i szli, i szli. We wspomnieniach
pada pytanie, jakby z pretensją: dlaczego tak posłusznie szli
i nie uciekali?

Pytam: a co dalej, jakby uciekli?

Ci, którzy masowo uciekli przed wywózką z innego pobliskiego miasteczka Markuszów, zostali wyłapani od razu w obławach i zastrzeleni.

Ocalali Żydzi piszą zaś, że chłopi tylko stali i patrzyli.

Pytam: a co mieli robić? Jakby próbowali pomóc albo nawet się odezwać, mogliby być zastrzeleni na miejscu.

Żydzi michowscy szli przez nie swój teren. Nie znali chłopów, których mijali, a chłopi nie znali ich.

Jest wstrząsające świadectwo, jak idąca w kolumnie Żydówka w mijanej wsi wyjątkowo rozpoznała wśród przyglądających się znajomego gospodarza.

„Dzień dobry, panie Stefanie”.

„Dzień dobry, pani Małko”.

A po chwili, odwracając się: „Do widzenia, panie Stefanie”.

„Do widzenia, pani Małko”.

Tyle tylko mogli sobie powiedzieć. Ta krótka i elementarna wymiana słów urosła w pamięci tej wsi do wydarzenia.

Obojętność to skutek strachu i obcości, o której pan wcześniej mówił?

– Zasadniczo tak. Polacy nie „wzruszyli się głęboko” losem ginących Żydów, zajęci własnym przetrwaniem i przejęci strachem. Przed pomocą Żydom powstrzymywał chłopów lęk przed spaleniem – nieszczęściem równym śmierci: „Kiedy się Niemcy dowiedzą, przyjdą, spalą nas i zabiją”.

Wojna to stan społeczny, którzy wywraca wszystkie normy. Następuje ich rozprzężenie i to, co normalne, się kurczy, a wzbierają postawy skrajne. Jest więcej bohaterów niż zwykle, a zwłaszcza – więcej drani niż zwykle. Pospolity bandytyzm był tu plagą.

Wobec Żydów więcej było wolno także przed wojną. A „za okupacji
Niemca” napad na Żyda był zwykle czynem bandyckim, rabunkowym.
Żyda łatwo było zabić, nikt go nie obronił, nie szukał i nie pomścił.

Słychać to nawet w języku: „zabić Żyda” to nie było to samo co „zabić człowieka”. Na jednego z żydobójców ludzie ze wsi wprawdzie „mścili” (pomstowali), ale nie ciągnęło się za nim piętno mordercy.

Donosicielstwo też stało się plagą. Zaprzysiężeni urzędnicy na pocztach czytali te donosy i wspominali potem pisane koślawymi literami listy do „dżendarmerii”. Ludzie donosili na siebie nawzajem, to i na Żydów.

Jak pańskie mikrobadanie w Kurowie przegląda się w dociekaniach Barbary Engelking i Jana Grabowskiego o postawie Polaków wobec Zagłady zawartych w książce „Dalej jest noc” `poświęconej ośmiu powiatom?

– Ich dzieło porusza opinię publiczną mniej niż książki Jana T. Grossa, bo nie używa języka publicystycznego, lecz wstrzemięźliwego języka opisu i analizy. Ale jego wymowa jest jeszcze straszniejsza. Jestem pod wielkim wrażeniem. Moje badania to mikrohistoria. Mój poziom to gmina, wieś, rodzina, jednostki. Niżej już nie można zejść.

Ale ja się odnajduję w ich ogromnym projekcie.

Nie odnajdują się w nim władze. Premier Morawiecki uważa, że naród polski zasługuje na wielkie drzewo w Yad Vashem.

– Ja tak nie uważam. Władze nie potrafią się pogodzić z polską historią, bo są więźniami zmitologizowanego myślenia w kategoriach narodu. Dla władzy naród polski musi być wielki, nie może być zwyczajny, jak każdy inny. Jak się tkwi w takim odświętnym kulcie samooszukującym narodowe ego, to trudno przyjąć prawdę. Gdyby tak zeszli z tej frazeologii na poziom analizy historycznej, toby musieli się zgodzić, jak było.

Mam wątpliwości. Po publikacji „Pod klątwą” Joanny Tokarskiej-Bakir – na temat pogromu w Kielcach w 1946 r. – zapanowało głuche milczenie. To wiele mówi. Bo ta książka jest nieodpartym portretem kieleckiego społeczeństwa, które z własnej woli rzuciło się na Żydów. Myślę, że podobne milczenie zapanuje teraz po „Dalej jest noc”.

– To prawdopodobne. Pamięci kolektywnej nie da się zmienić nagle, bo służy zbiorowemu ego. To samo ego musi się zmienić, a ono się zmienia stopniowo, pod wpływem wstrząsów i doświadczenia, a nie książek historycznych. Społeczeństwo musi zmienić swoją pamięć i samowiedzę poprzez coś, co oddziałuje na jego życie, a nie pod wpływem książek oddziałujących na pamięć. Polacy są karmieni mitem, że są narodem wielkim, któremu jednak wciąż dzieje się krzywda. Ci, co uwierzyli w ten mit, bronią się do upadłego przed przyjęciem prawdy, że w pięknej historii naszego kraju są także strony ciemne, a nawet brudne. Historycy nie zmienią tego nastawienia, mogą tylko pomóc.

Polacy musieliby przestać myśleć o sobie jako o wiecznej ofierze, o swoim męczeństwie. Musieliby zrobić coś wielkiego, co zawdzięczaliby samym sobie.

Przecież zrobili to w 1980, 1989 roku i później. To jest polski suwerenny sukces narodowy. A Polacy sami się go wypierają.

– To właśnie mam na myśli. Zamiast budować narodową dumę, ten wielki sukces odmalowywany jest dziś jako „zmowa” Okrągłego Stołu, a potem „ruina” III Rzeczypospolitej, zaś historyczny przywódca „Solidarności” – jako agent tajnej policji…

Na początku swoich zainteresowań Kurowem zadałem sobie pytanie, dlaczego mieszkańcy nie chcą pamiętać o Żydach żyjących w Kurowie. Zacząłem od przykładów pozytywnych. I pamięć wróciła. Teraz można budować dalej. Musi się znaleźć jakaś miejscowa elita, która to podejmie.

W całej Polsce jest tak samo?

– Tak myślę. Kurów to był w gruncie rzeczy pilotaż, eksperyment. Podobne działania powinny być podjęte w skali kraju.


We wtorek, 20 czerwca 2018 r., o godz. 19 przy ul. Czerska 8/10, w Warszawie odbędzie się spotkanie z prof. Barbarą Engelking i prof. Janem Grabowskim w okazji ukazania się książki „Dalej jest noc. Losy Żydów w wybranych powiatach okupowanej Polski”

Prosimy o rejestrację na spotkanie na stronie: biletycjg24.pl, lub telefonicznie pod numerem: 22 555 54 55


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com

 


UK hospitals to benefit from Israeli health and med-tech

Israel21cUK hospitals to benefit from Israeli health and med-tech

Abigail Klein Leichman


Northern Health Science Alliance signs memo of understanding with the UK Israel Tech Hub to bring innovations to North England patients.

British and Israeli officials at the signing of an MoU between the Northern Health Science Alliance of England and the UK Israel Tech Hub, May 16, 2018. Photo by Alexander Elman

The Northern Health Science Alliance of England signed a memorandum of understanding (MoU) with the UK Israel Tech Hub to bring Israeli health and medical technology innovations to its network.

The MOU was signed on May 16 during the MIXiii Biomed 2018 in Tel Aviv by Suzanne Ali-Hassan, head of corporate affairs for the NHSA, and British Ambassador to Israel David Quarrey.

The joint working arrangement will support innovative Israeli healthcare companies establishing research and a presence in the north of England, Ali-Hassan said.

“There are well over 1,400 life-science and healthcare companies in Israel whose innovations have the potential to bring great benefits to the North’s hospitals and patient population,” she said.

The Northern Health Science Alliance (NHSA) brings together eight research-intensive universities, eight NHS teaching hospitals and four academic health science networks for the benefit of the region’s population of 15 million.

“The agreement will further enable British researchers and patients to have access to the latest technology from Israel. And we hope even more Israeli medical companies will now look to the UK as a destination for their growth,” said Quarrey.

NHSA will provide support to Israeli companies identified by UK Israel Tech Hub to access the clinical research environment in the North of England. The UK Israel Tech Hub will assist Israeli companies in securing and developing partnerships and collaborations via the NHSA.

UK Israel Tech Hub was launched at the British Embassy Israel in 2011 to create partnerships in which British companies gain a global competitive edge via Israeli innovation, and Israeli innovation goes global via the UK.

MIXiii-Biomed attracted more than 6,000 industry executives, scientists, doctors, engineers and investors, including approximately 1,000 international participants from 45 countries.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com