Archive | 2018/07/06

Peereliada, czyli krótki kurs historii dla młodszych i zaawansowanych (cz.1)

Peereliada, czyli krótki kurs historii dla młodszych i zaawansowanych (cz.1)

Joanna Szczęsna
21 listopada 2001


Z Janem Lityńskim o zmarłym 13 października 2001 r. Januszu Szpotańskim rozmawia Joanna Szczęsna


Jan Lityński

Joanna Szczęsna: Wieść gminna niesie, że zaliczasz się do tych wielbicieli twórczości Szpota, którzy znają ją całą na pamięć.

Jan Lityński: To przesada, choć rzeczywiście sporo mogę cytować. Znam jednak osoby, które nauczyły się utworów Szpota przed laty, kiedy jeszcze funkcjonowały one wyłącznie jako literatura oralna, i do dziś potrafią recytować z pamięci całą Operę “Cisi i Gęgacze, czyli bal u Prezydenta”, “Carycę i zwierciadło”, “Towarzysza Szmaciaka”.

J.Sz.: Na wszelki wypadek, by podeprzeć pamięć, mam ze sobą wydany w 1990 roku przez londyński Puls w miarę pełny tom zebranych utworów Szpota. Pamiętasz, kiedy po raz pierwszy zetknąłeś się z nim i jego twórczością?

J.L.: Dokładnie. To było w 1966 roku u Szymona Szechtera, który należał do grona entuzjastów “Cichych i Gęgaczy”. Byłem tam z Gajką Kuroniową, Jacek jeszcze siedział za “List otwarty do partii”.

J.Sz.: Jakie były Twoje wrażenia?

J.L.: Nie wszyscy ze środowiska późniejszych “komandosów” od razu poznali się na Szpocie, ale ja od początku byłem olśniony Operą. Szpot zresztą wspaniale ją recytował, a właściwie śpiewał. Najbardziej przemawiała do mnie ta warstwa, która odnosiła się do cichych…

J.Sz.: Czyli tajniaków śledzących intelektualistów, którzy mając za złe Gomułce, że coraz bardziej odchodzi od Października, zaczęli się buntować. Czy to nie Szpot wymyślił “cichych” na określenie SB-eków?

J.L.: Tego nie jestem pewien. Na pewno jego wkładem do polszczyzny jest “gęg”, czyli opozycja, i “gęgacze”. Zaczęliśmy uczyć się jego piosenek o cichych, odnosiły się bowiem wprost do rzeczywistości, którą wówczas przeżywaliśmy. No więc przede wszystkim “Pieśń pułkownika Cichych” na melodię hitlerowskiego marszu “Horst Wessel Lied”.

J.Sz.: Dla mnie to była pieśń o Marcu i pałowaniu studentów – usłyszałam ją gdzieś w roku 1974, gdy po studiach przeniosłam się do Warszawy. Śpiewało się ją na opozycyjnych bankietach, stąd wbiła mi się w pamięć.

“Gaz-rurę wznieś! Szeregi mocno zwarte!
Patrz, w Cafe Snob Gęgaczy szemrze tłum!
To społeczeństwo wciąż jest krnąbrne i uparte,
najwyższy czas przyłożyć kilka gum!
Więc wolny szlak chłopcom z Golędzinowa!
Więc wolny szlak temu, co pałę ma!
Gaz-rurę w górę wznieś i śmiało wal po głowach!
Za-mordo-brania znów nadchodzi czas!
A gdy spod pał Gęgaczy krew wytryśnie
i w nery werżnie się ubecki but,
jutrzenka wzejdzie znów w ludowej nam ojczyźnie
i wnet nastąpi gospodarczy cud!
Więc wolny szlak chłopcom z Golędzinowa!
Więc wolny szlak gierojom z KBW!
Najwyższy czas zapełnić cele Mokotowa
i ku wolności wieść w kajdanach lud!”

J.L.: Już w 1964 roku, roku stworzenia Opery, Szpot przewidział “zapełnienie cel Mokotowa”, co stało się w Marcu ’68.

W czasach KOR-u jechałem z nim do Tarnowa na proces milicjanta, który zabił chłopca na posterunku, i jakoś nie od razu sprawie ukręcono łeb. Siedzimy w sądowym bufecie, a obok sędzia z prokuratorem omawiają jakiś mecz. No to zacytowałem Szpotowi “Szmaciaka”:

“a po kolacji się zaczyna
mecz słynny Polska – Argentyna Pod bramkę ciągnie z piłką Żmuda.
Ach, musi, musi mu się udać!”

Szpot się uśmiechnął i mówi: “Widzisz, Licie, ja znam rzeczywistość nie a posteriori, ja ją znam a priori”.

J.Sz.: Czy Opera nie może się wydać młodszym czytelnikom nieco hermetyczna? Opisuje wszak egzotyczną rzeczywistość PRL-u?

J.L.: Prawda, tu i ówdzie przydałby się przypis. Że określenia “gazrurka” pierwszy użył w 1956 roku towarzysz Witaszewski: “partii, jeśli zajdzie potrzeba, będziemy bronić i gazrurką”. Że to w Golędzinowie szkolono ZOMO. Że – jak ją nazwał Szpot – Cafe-Snob to kawiarenka za firmową księgarnią PIW-u na Foksal, gdzie zbierali się gęgacze, jak Jan Józef Lipski, Paweł Jasienica, Jan Kott i przede wszystkim Antoni Słonimski, któremu Szpot dał w Operze “Arię Gęgacza nestora”:

“Na słońcach dwóch przeciwne stoją bogi!
Na jednym Gnom, na drugim widzisz mnie.
Za sobą ma on lufy i wyłogi,
a ja za sobą mam ojczyzny dwie!”

To właśnie przy stoliku w kawiarni PIW-u zrodziła się w głowie Słonimskiego idea listu do władz w sprawie polityki kulturalnej partii, który wszedł do historii jako tzw. List 34. Po 1968 roku kawiarnię za to karnie zamurowano.

J.Sz.: Jak dowiadujemy się ze śpiewanego na melodię “Hej, strzel- cy wraz…” i otwierającego Operę “I hymnu cichych”, to właśnie w Cafe-Snob “wróg miał swe KC”.

“Hej, baczność, Cisi! Śledzić ludzi pióra!
Dziś już zza węgła nam nie grozi wróg!
Dziś naszym wrogiem paryska “Kultura”,
więc jej kontaktów w kraju śledźmy ruch!
Nas nie powstrzyma nawet konstytucja,
aby Gęgacza odlakować list!
Bo naszym świętym prawem rewolucja,
groźniejszy list dziś niźli kuli świst!”

J.L.: Pamiętaj o refrenie: “Więc idź i śledź, i to, co trzeba słysz / A gdy już wiesz, to śmiały donos pisz!”. Inwigilowanie pisarzy, otwieranie ich korespondencji było na porządku dziennym. Wtedy to Melchior Wańkowicz poszedł siedzieć za to, co napisał w liście do córki w USA. A Januarego Grzędzińskiego i Jana Nepomucena Millera aresztowano i oskarżono o publikowanie pod pseudonimem w londyńskich “Wiadomościach” i paryskiej “Kulturze”.

“Gdy Gęgacz kontakt nawiąże z “Kulturą”,

natychmiast chwyta gęsie pióro swe i łypiąc okiem groźnie i ponuro, straszliwy paszkwil pisze na KC.

Ostatnio wielką rozpętali burzę,
na nogi cały postawili rząd!
Stosunki mają aż na samej górze
i szerzą w KC reakcyjny trąd!”

Ta burza to List 34 i związana z nim afera: podpisanie protestu, wycofanie się części sygnatariuszy, zorganizowanie przez władze kontrlistu – wokół tego Szpot osnuł swą Operę J.Sz.: Bohaterowie I aktu to, prócz pracowników wiadomego resortu, “cichy mecenas” i “cichy reporter”.

J.L.: Dla ludzi takich jak Szpot, którzy zdecydowali się funkcjonować poza systemem, ci, którzy robili PRL-owskie kariery, byli potwornie odlegli. I oceniał ich surowo:

“Jestem słynnym adwokatem,
jam palestry chluba.
Gdy masz do czynienia z katem,
to się do mnie udaj! (…)
Chociaż Mazurkiewicz
wdział śmiertelne wdzianko,
lecz profesor Tarwid
żyje z swą kochanką”.

Janusz Szpotański

J.Sz.: Przypadkiem wiem, że uniewinniony w II instancji Tarwid, w I instancji skazany był za otrucie żony na 15 lat. A Mazurkiewicz to seryjny zabójca. Kto ich bronił?

J.L.: Mecenas Maślanko, uczestnik głośnych procesów tamtych lat.

“Generalny wielbi
mnie wprost prokurator,
bo partyjnych jestem
wzorem adwokatów.
Lecz ja stwierdzić muszę
na wszystko bez względu:
sławy mej tytułem
są sprawy z urzędu!
Trudną specyfikę
mają owe spory,
z góry wyrok znamy,
przestępstwa nie mamy! (…)
Ach, sprawy z urzędu,
ach, zajęcie lube,
śmiało bierz na lewo,
wszak pracujesz z UB!”

J.L.: Nie wiem, na ile “cichy mecenas” jest tożsamy ze swym prototypem. Szpot przedstawia tu nie tyle konkretną osobę, co pewien typ adwokata, dobrze ustosunkowanego w PRL-u. Wiadomo, że byli tacy adwokaci, którzy budowali kariery na współpracy z bezpieką.

J.Sz.: Nie tylko adwokaci. Do “cichego mecenasa” tymi słowy zwraca się jego kolega – “cichy reporter”:

“Przyznaj Mieczysławie, żeś jest tylko zerem
w porównaniu ze mną – cichym reporterem!
Chodzisz cicho w sądzie w czarnej todze swojej,
a ja społeczeństwo podbijam “Przekrojem”.

J.L.: Skoro “Przekrój”, to od razu przychodzi na myśl Wanda Falkowska, która pisywała tam relacje z sali sądowej. Może w stosunku do niej Szpot jest niesprawiedliwy, ale typ dyspozycyjnego dziennikarza nie był przecież jego wymysłem.

“Ty przestępców bronisz, tych, co siedzą w kiciu,
a ja ich piętnuję w “Prawie oraz Życiu”.

Zważ, że wzmianka o “Prawie i Życiu” też jest prorocza. Niedługo pod kierunkiem Kazimierza Kąkola, zwanego przez Szpota Kakolem, pismo stanie na czele antyinteligenckiej i antysemickiej kampanii.

“Na twój temat różne są na mieście śmichy,
a o mnie plotkują, żem kochanką Wichy.
A ja na to tylko mówię: tra-ra-ra-ra,
bom nie jest kochanką Wichy, lecz Moczara! (…)
I to bez ogródek wyznać zaraz wolę:
tyś z Różańskim przekwitł – jam wzeszła z Kąkolem”.

Opera dzieje się w czasie, kiedy zaczyna się formować w PZPR grupa partyzantów, a uważanego za “liberała” szefa MSW Wichę zmienia Moczar. Narodziny partyzanta pokaże Szpot raz jeszcze w “Towarzyszu Szmaciaku”.

J.Sz.: W tym czasie pojawia się też “młody cichy nowoczesny”, apolityczny i aideowy działacz partii. W Operze śpiewa na melodię “O mnie się nie martw”:

“Ja jestem cichy, lecz nowoczesny,
nie żaden tępy żłób,
miłośnik rocka i coli-coca,
a nade wszystko dup!
Mnie nie zabawi już Nowa Huta,
ni sześcioletni plan,
lecz kiedy dziwka ciągnie mi druta,
to wtedy frajdę mam!”
Muszę Ci wyznać, że zawsze intrygował mnie finał tej pieśni.

“Dziś nie ta era, kiedy frajera
strzygło się w ZMP,
współczesny cichy – to nie są śmichy,
on dobrze wie, jak jest.
Tak że Ostrowski czy inny Pstrowski –
to dla mnie zwykły chuj.
Dziś dla mnie wzorem, życia motorem
jest Rzeszotarski wuj”.

Rozumiem, Ostrowski – “Jak hartowała się stal”, Pstrowski – przodownik pracy. Ale kim, na Boga, był Rzeszotarski wuj?

J.L.: Według Szpota – dawnym rotmistrzem, ideowym przywódcą ubeków, którzy odnaleźli się wspaniale w popaździernikowej rzeczywistości. To on wykonuje w Operze arię z wielką pochwałą zawodu ubeka. O nim samym natomiast – na melodię “Gdy naród do boju” – tak śpiewają Cisi:

“Gdy naród szedł tłumnie na wolne wybory,
posłusznie na Gnoma głosował,
pan Rotmistrz wysrywał połknięte brylanty
i Forda w PeKaO kupował”.

J.Sz.: Szpot wymyślił tę postać?

J.L.: Ależ skąd. To był potężny, gruby facet. Prywatna inicjatywa. Znali go wszyscy, bo jeździł po Krakowskim Przedmieściu czerwonym mercedesem, pierwszym w Warszawie. Rotmistrz to Rzeszotarski. Czy natomiast Rzeszotarski to rotmistrz? I czy był taki, jakim go opisywał Szpot? Nie wiem. Z kolei pojawienie się karierowiczów w aparacie partyjnym przyczyniło się do powstania hymnu warszawskiej “Kultury”, który nie wszedł do Opery.

J.Sz.: A to, co śpiewa Wilhelmini, czyli Janusz Wilhelmi, naczelny “Kultury”, powołanej z ostentacyjnym lekceważeniem środowiska pisarskiego?

“Za donosem donos
śmiałym pisząc piórem,
anim się obejrzał,
jak zaszedłem w górę,
Wtem: – Wilhelminiego –
Gnom, zakrzyknął – daj tu,
bo mu chcę powierzyć

“Kulturelle Zeitung”.

J.L.: To nie to. Przypisywany Szpotowi hymn brzmi tak:

“Widać nad nami czuwa Bóg
lub ktoś z partyjnej góry,
bowiem zmartwychwstał miecz i pług
i wziął się do “Kultury”.
Dawniej na słowa tego dźwięk
wyciągaliśmy steny,
a dziś to budzi grozę, lęk,
kulturą sterujemy”.

Tu trzeba ci wiedzieć, że Wilhelmi był jednym z przyjaciół Szpota i Lipskiego jeszcze sprzed 1956 roku. Potem się wyłamał i zaczął robić partyjną karierę. Ale wciąż przychodził na słynne imieniny Jana Józefa, które co roku 24 czerwca gromadziły opozycyjną śmietankę, by – jak wynika z Opery – donosić, co myślą i planują Gęgacze.

J.Sz.: II akt opery rozgrywa się właśnie na imieninach Lipskiego, zwanego przez Szpota Prezydentem.

J.L.: To wzięło się z jakiejś ich popijawy, gdzie dla zabawy obdzielali się tytułami. Jan Józef dostał wtedy ksywkę Prezydent, a mecenas Jan Olszewski, późniejszy premier – Naczelnik. Ale tak naprawdę Szpot nazywał go Karpiem. Dlaczego? Bo ma tłuste wargi, którymi rusza, a nie mówi. Stanisław Szczuka, z którym Szpot też się przyjaźnił, to z kolei – ze względu na brak owłosienia – mecenas Kciuk.

J.Sz.: Znam jeszcze z Opery na pamięć “II hymn Cichych”, bo sama go śpiewałam – na melodię “Piechota, ta szara piechota” – w różnych opozycyjnych chórkach:

“Nie nosim mundurów, lecz modny nasz strój,
pagonów ni złota nie nosim,
lecz w cichym szeregu kroczymy na bój:
donosić, donosić, donosić! (…)
W ubranku z cedetu, w koszulce z PeKaO,
szeleszcząc wytwornym ortalionem,
wkraczają do kawiarń, na bale,
do klo
te ciche, te smutne bataliony”.

J.L.: To właśnie ten nowy ubek, nie opisywany później w “Szmaciaku” cham, który bije w mordę, ale dobrze ustawiony i całkowicie aideologiczny. To on wkrada się na bale, podsłuchuje, ale jednocześnie jest elegancki, oczywiście na miarę swoich czasów: ubranko z CDT-u, ortalion, koszulka z Pekao. Koszulka, obowiązkowo non iron, nie wymagała prasowania. Żółkła po trzech praniach, trzeba ją było coraz mocniej trzeć i człowiek się w tym straszliwie pocił, ale to był szczyt elegancji, szczyt tego, co można było osiągnąć w PRL-u za Gomułki.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com

 


TRIAL OF EX-MINISTER FOR SPYING FOR IRAN OPENS

TRIAL OF EX-MINISTER FOR SPYING FOR IRAN OPENS

YONAH JEREMY BOB, ANNA AHRONHEIM


Former Israeli Minister Gonen Segev in court . (photo credit: AMIT SHABAY/POOL)

The trial of disgraced former minister Gonen Segev, who was arrested for spying for Iran, opened on Thursday, though behind closeddoors due to a gag order still on much of the details.

Segev, who appeared in the Jerusalem District Court, is expected to plead not guilty initially, though the prosecution believes that there may eventually be a plea deal.

Channel 10 previously reported that Segev admitted to the spying charges, but explained he was trying to help Israel and return as a “hero” under the guise of spying for Iran.

The former energy and infrastructure minister – who also spent time in jail for drug smuggling, forgery and fraud between 2005 and 2007 – was extradited from Equatorial Guinea and arrested in May on suspicion of assisting the enemy in a time of war, spying against the State of Israel and providing intelligence to the enemy.

According to Channel 10, Segev was held in solitary confinement for nine days in a Shin Bet (Israel Security Agency) facility in the center of the country and was not allowed to contact his attorneys during that time.

The report added that Segev told interrogators from the Shin Bet that he did not hand over any classified information to his Iranian handlers and that he had no ideological or financial motive to help an enemy state.

“I wanted to fool the Iranians and come back to Israel a hero,” he was quoted as saying during his interrogation.
Segev is suspected of providing his Iranian handlers with intelligence related to, among other things, Israel’s energy industry, security sites, buildings and officials in Israeli political and security bodies.

On Thursday, Walla! lost most of its motion to lift a gag order on new details in the case, but at least was given a heavily-censored copy of the formal indictment.

The former minister lived in Nigeria for close to 10 years where he practiced medicine after his license was revoked in Israel. He was arrested and convicted for drug smuggling and credit card fraud in 2005 after attempting to smuggle 32,000 ecstasy tablets from the Netherlands into Israel.

While in Nigeria, Segev served as doctor to members of the Jewish community as well as diplomats, even receiving an official letter of appreciation from the head of security at the Foreign Ministry for saving the life of an Israeli diplomat.

According to Channel 10, Segev was lured to the Iranian Embassy in Abuja under the guise of treating the children of the Iranian staff.

A statement released by the Shin Bet in June, said that the investigation by the agency and Israel police found that Segev, who first met with elements of the Iranian embassy in Nigeria in 2012, knew that they were from Iranian intelligence. The Shin Bet stated that Segev was recruited and acted as an agent on behalf of Iranian intelligence and later traveled twice to Iran to meet with his handlers.

While Israeli security officials do not think Segev gave any sensitive or classified intelligence to Tehran, Lebanon’s Al Akhbar reported that he provided Iran with “a variety of information that will serve it in the struggle against the Zionist entity.”


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com