Archive | 2018/08/07

Roman odmawiał wyjścia z getta. Andrzej przetrwał dzięki Iwaszkiewiczom. Gustaw popełnił samobójstwo… A inni?

Roman odmawiał wyjścia z getta. Andrzej przetrwał dzięki Iwaszkiewiczom. Gustaw popełnił samobójstwo… A inni?

BEATA MODRZEJEWSKA


Słyszymy: Kramsztyk. Myślimy: Roman i słynny rysunek „Rodzina żydowska w getcie”. Czasem dodajemy: Józef i „Czarodziejska Góra”. A przecież familia Kramsztyków obfituje w wiele barwnych, przedwojennych postaci. Na koniec tragicznych. Ludzkie życie, radości, troski kurczą się do suchych danych metrykalnych, urzędowych zapisów, dyplomów, czy dedykacji. Wyciągnijmy je z pamięci.

22 lipca przejdzie ulicami Warszawy siódmy Marsz Pamięci. Data, przez lata kojarzona z komunistycznym świętem, jest ściśle związana z tragicznym losem polskich Żydów. 22 lipca 1942 roku Niemcy rozpoczęli deportację mieszkańców warszawskiego getta do Treblinki. Tegoroczny Marsz dedykowany jest Szmulowi Zygielbojmowi, działaczowi Bundu, który po wielu próbach wzruszenia Zachodu losem Żydów na terenie okupowanej Polski, w akcie solidarności z bojownikami getta popełnił samobójstwo. 

W tym roku mija 75. rocznica śmierci Zygielbojma. Jak informuje organizator marszu – Żydowski Instytut Historyczny – przejdzie on „spod pomnika Umschlagplatz i przemierzy symboliczną trasę ulicami Stawki, Dubois, Zamenhofa, Anielewicza, Andersa, aż do al. Solidarności i budynku Żydowskiego Instytutu Historycznego”. Nazwy wymienionych ulic pokazują, jak szybkie jest przemijanie i jak nowe życie zasklepia ślady po przeszłości. Przedwojenny mieszkaniec Warszawy nie tylko nie miałby pojęcia, gdzie biegnie Solidarności, Dubois, Anielewicza, pewnie nawet nie mógłby się zorientować, w jakiej dzielnicy się znajduje – powojenna odbudowa wyznaczyła nowy przebieg ulic.

Wojna, Zagłada, przesiedlenia, nieubłagany upływ czasu oddzielają nas od przeszłości. Wystarczy prześledzić losy własnych przodków, by zobaczyć, jak trudnym zadaniem jest podróż w miniony dawno czas. Ludzkie życie, radości, troski kurczą się do suchych danych metrykalnych, urzędowych zapisów, dyplomów, czy dedykacji. Nawet osoby popularne, bywałe w świecie, znane z nazwiska okazują się jednowymiarowe. Wyjście poza to, co powszechnie wiadome, okazuje się niezwykle trudne. 

Gdyby mu się chciało, byłby lepszy od Tuwima

Józef Kramsztyk (urodzony 29 kwietnia 1890 roku) był popularną postacią przedwojennego literackiego światka. Fizyk (dyplom z Uniwersytetu w Heidelbergu), tłumacz literatury pięknej (m.in. „Czarodziejskiej Góry” Tomasza Manna i „Dziadka do orzechów” E.T.A. Hoffmanna). Warszawiak. 

Przed wojną można było codziennie minąć go na Jasnej, Kredytowej, Mazowieckiej. Chyba, że akurat przebywał na kuracji przeciwgruźliczej, bo cierpiał na tę chorobę, która skróciła jego życie. Postać zapomniana. Pamięć o nim przetrwała w anegdocie. 

Antoni Słonimski opisał go w „Alfabecie wspomnień” jako flegmatyka i leniucha, który z „Małej Ziemiańskiej” do „Dużej Ziemiańskiej” jeździł dorożką, zaś kiedy położył się na gazecie, a chciał ją przeczytać, wyrywał ją spod siebie, bo nie chciało mu się wstać. Człowiek, który twierdził, że pisałby lepsze wiersze niż Tuwim, gdyby mu się chciało. „Powiedziałem mu kiedyś, że jest postacią z Prusa. »Niedługo powiecie, że Matka Boska też była z Prusa«” – miał odpowiedzieć Słonimskiemu. „Jeden z uroczych warszawskich oryginałów… Filozof nietęgi i tłumacz nienajlepszy” – dodał o nim polski poeta, dramaturg i satyryk. Podał jeszcze dwie anegdoty, utrwalające wspomnienie po swym znajomym, zmarłym w 1932 roku. Był rok 1974.

Okładka książki Krzysztofa Prochaski, na zdjęciu Józef Kramsztyk. Fot. wydawca

W niedawno wydanej książce Krzysztofa Prochaski „Józef Kramsztyk. Pasjans rodzinny, towarzyski, literacki i naukowy” autor przytacza list prof. Stanisława Hartmana, który został wysłany do Słonimskiego wkrótce po tym, jak jego tekst o Kramsztyku zamieszczono w czasopiśmie „Polityka”. Prof. Hartman, siostrzeniec Józefa, zwrócił się z prośba o zmianę wspomnienia o wuju. Polemizował z „portretem sympatycznego nieroba”, jaki nakreślił Słonimski, przypominając osiągnięcia zawodowe wuja jako fizyka i chemika. A także to, że jego tłumaczenia były wysoko cenione i jego zmagania z chorobą.

„Wiem, że wuj uważał Pana za swojego wielkiego przyjaciela. To, co Pan napisze o nim w książce, będzie ważne i może być o Józefie Kramsztyku wspomnieniem ostatnim. Dlatego właśnie proszę o rewizję tekstu i o to, by Pan, nawet w tym zwiewnym szkicu, bo rozumiem, że nie o fotografie tu chodzi, nie pominął ani tego, że to był człowiek mądry, ani że był chory” – pisał Stanisław Hartman do Antoniego Słonimskiego. Nie otrzymał odpowiedzi, a w publikacji książkowej biogram Józefa pozostał bez zmian.

Trudno korygować cudzą pamięć, bowiem każdy może mieć w niej co innego. Cytowany w książce Leopold Infeld tak wspominał Józefa: „Kramsztyk tłumaczył »Czarodziejską Górę« Manna, ale wszystko, co robił, męczyło go, bo był słabego zdrowia. (…) Kawiarnia była jego żywiołem i chociaż, jak twierdził, nudziły go dowcipy Fiszera i Słonimskiego, jednak z kawiarni odchodził ostatni. Lubił tylko dowcipy czysto nonsensowne i za klasyczny uważał ten: Wchodzi gość do restauracji i zamawia dużą, bardzo dużą miskę kompotu, kładzie tę miskę na głowę tak, że cały kompot spływa mu po marynarce. »Co pan robi« – woła kelner, a na to gość: »Przepraszam, byłem pewny, że to szpinak«”.

Warszawskie, polskie i żydowskie familie 

Krzysztof Prochaska opisał nie tylko to, co można było znaleźć na temat Józefa Kramsztyka, ale zarysował cały archipelag rodzinnych powiązań. A więc (w różnym stopniu szczegółowości) przywraca pamięci warszawskie, polskie i żydowskie familie: Muttermilchów, Nussbaumów, Wetrheimów z przyległościami. Jego książka składa się właściwie z samych biogramów, ale życie wielu z opisanych członków tego klanu, to temat na powieść.

Izaak Kramsztyk (1814-1899) – rabin postępowy, prawnik, polski patriota. Zdjęcie z 1861 roku, kiedy to na znak solidarności z duchowieństwem katolickim, które zamknęło kościoły po zbezczeszczeniu ich przez Kozaków rozbijających pochody niepodległościowe, nakazał zamknięcie wszystkich warszawskich synagog. Za udział w maniefstacjach patriotycznych, aresztowany i osadzony w Cytadeli. Po wybuchu powstania styczniowego zesłany na Syberię. Fot. Wikimedia, źródł: Stefan Kieniewicz „Powstanie styczniowe 1863”

 

Choćby Ewa Kramszytkówna, wnuczka znanego warszawskiego kaznodziei, Izaaka Kramsztyka, absolwenta Warszawskiej Szkoły Rabinów, który za zaangażowanie w sprawę polską był aresztowany i zesłany na Syberię. Był zwolennikiem asymilacji, ale pozostał przy wyznaniu mojżeszowym, podobnie jak jego synowie, m.in. ojciec Ewy – Jakub i Zygmunt Kramsztyk, jej stryj i opiekun po śmierci rodziców.

Ewa studiowała fizykę i matematykę na Uniwersytecie Jagiellońskim. W 1903 roku przeszła na katolicyzm. Zerwała narzeczeństwo z historykiem i dyplomatą Szymonem Askenazym i poślubiła Franciszka Bujaka, chłopskiego syna, niesłychanie zdolnego historyka dziejów gospodarczych, który później został rektorem Uniwersytetu. Ślub pary w kościele Franciszkanów został odnotowany w kronice towarzyskiej Krakowa. Ewa zmarła przedwcześnie. Miała zaledwie 30 lat.

„Stała się ofiarą stanu wiedzy i swego rodzaju dezynwoltury ówczesnej medycyny” – pisze Prochaska. Latem 1907 roku Ewa skręciła nogę na spacerze w Tatrach. Leczona przez renomowanych lekarzy w kurortach zagranicznych, poddawana różnym zabiegom, włącznie z modnymi wówczas naświetleniami promieniami Roentgena, nie zdrowiała. Doprowadziło to do tego, że stan zapalny w nodze oraz upały we włoskim Grado, gdzie udała się z rodziną na wakacje, przyprawiły ją o udar mózgu i śmierć we wrześniu 1909 roku. Osierociła troje dzieci: Zofię Ewę, Jakuba i Stanisława.

Pamiątki po Ewie Kramsztyk, m.in. secesyjna cukiernica i szczypce do cukru, znajdują się w zbiorach Polin Muzeum Historii Żydów Polskich.

Bierut w Julisinie

Inna kobietą tego klanu była zapomniana zupełnie Julia z Kramsztyków Wertheimowa, żona Gustawa Wertheima, pierwszego dyrektora warszawskich tramwajów elektrycznych, dyrektora zakładów „Pocisk”, kolekcjonera sztuki. To on zbudował dla żony, nazwaną jej imieniem, luksusową willę w Konstancinie. Willę Julisin zaprojektował Czesław Przybylski, architekt m.in. „Domu bez kantów” w Warszawie.

Niesamowite zdjęcie z dnia 4 października 1939 roku – willa „Julisin” Wertheimów na Królewskiej Górze zajęta przez niemieckich żołnierzy. Willa rodziny tragicznie doświadczonej wojną – konfiskata willi przez Niemców w pierwszych miesiącach wojny, straszliwe doświadczenia kraju a przede wszystkim śmierć żony, Julii, śmiertelne skatowanej przez gestapo, przekroczyły wytrzymałość Gustawa Wertheima, który w 1939 roku popełnił samobójstwo. A tak wspomina wizytę w Julisinie w pierw

Visa mer

W Julisinie odbywały się wieczory artystyczne, literackie, muzyczne. Grywał tu m.in. Artur Rubinstein. Julia z Kramszytków była wspominana jako gościnna, eteryczna pani.

rekomendował: Leon Rozenbaum

Znajomy pary Stanisław Mayer notował: „Tragedia Gustawów była pierwszym ostrzeżeniem nadchodzących prześladowań. Po rewizji w ich domu zostali aresztowani; prawdopodobnie ich nerwy nie wytrzymały… Następnego dnia on został zwolniony za okupem i powiedziano mu, że jego żona też będzie uwolniona (nie przebywali w tym samym areszcie). Kiedy jednak nie wróciła, Gustaw znowu zwrócił się do władz więziennych, które poinformowały go, że jego żona odebrała sobie życie i może zabrać jej ciało do pochowania, ale tylko pod warunkiem, że nie będzie przeprowadzona sekcja zwłok. To znaczyło, oczywiście, że została zamordowana. Podczas pogrzebu Niemcy zarekwirowali dom Gustawa. Po kilku tygodniach Gustaw nie mógł tego dłużej wytrzymać i popełnił samobójstwo”.

Podczas okupacji Julisin zajmował gubernator dystryktu warszawskiego Ludwig Fischer. A po nim – Bolesław Bierut. To miejsce naznaczone historią zniknęło już w XXI wieku – dom zrównał z ziemią deweloper. Mimo wyroku sądowego nakazującego odbudowę, Julisin nie zmartwychwstał.

Prorocza fotografia

Najsłynniejszym przedstawicielem rodu Kramsztyków był i pozostał malarz Roman Kramsztyk, który czuł się Polakiem, a zginął w getcie warszawskim. Miał pecha: właściwie od 1922 r. na stałe mieszkał i tworzył w Paryżu, swoją ojczyznę tylko odwiedzał. Niestety, podczas pobytu w Polsce w roku 1939 tu zastał go wybuch wojny.

Nawet w getcie nie przestawał malować. Utrwalał sceny z zagłady Żydów, głód, nędzę, straszną śmierć.

Jego losy zostały już wcześniej zbadane, co nie znaczy, że mogliśmy poznać jego motywacje (odmawiał wyjścia z getta), czy okoliczności śmierci (zginął w pierwszych dniach likwidacji getta, zastrzelony na ulicy). Pamiątki po nim znajdują się m.in. w Polin, a obrazy w wielu muzeach.

Roman Kramsztyk na wystawie swoich prac w Instytucie Propagandy Sztuki w Warszawie, listopad 1932 roku. Fot. NAC/Ilustrowany Kurier Codzienny

Fotorgafia przedstawiająca Stasia Kramsztyka w warszawskim ZOO. Fot. SŻIH-130/4, zbiory Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN

Inny przedstawiciel rodu, mecenas Andrzej Kramsztyk do getta nie poszedł. Ukrywał się razem z najbliższymi. Przetrwał m.in. dzięki pomocy rodziny Iwaszkiewiczów. Córka Andrzeja, Joanna, podczas okupacji i ukrywania się zachorowała na zapalenie ślepej kiszki. Przeszła tajną operację i przeżyła. Została matką… Krzysztofa Prochaski.

Osobą szczególną, którą spotykamy w książce, jest Staś Kramsztyk, urodzony w 1923 roku. Typowy przedstawiciel młodzieży przedwojennej.

Zakochany w Polsce i polskiej niepodległości. Zdolny rysownik, stawiający pierwsze kroki jako akwarelista, patriota. Uczeń, który szkicował mapy Europy i robił wypisy z literatury. Chorował na gruźlicę. To sprawiło, że przed wojną nie mógł w pełni rozwinąć swoich talentów.

Wojna zastała go w sanatorium w Otwocku. Tam zmarł w 1941 roku. Został pochowany na cmentarzu katolickim, a jego grób przetrwał do dziś. To poruszające, że choroba, która go zabijała, sprawiła, iż spotkał go los całkiem osobny. Zmarł przedwcześnie. W pamięć zapada jedno jego zdjęcie: 14-latek patrzy poważnie w obiektyw, na kolanach ma lwa. Zwierzak odwraca głowę od obiektywu. Człowiek jest czujny, zwierzę zasmucone. Dziwna, prorocza fotografia. 

– Beata Modrzejewska


Krzysztof Prochaska „Józef Kramsztyk. Pasjans rodzinny, towarzyski, literacki i naukowy”, Wydawnictwo: Semper. Wydawnictwo Naukowe, 2018


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com

 


Israeli-Druze Security Chief Recalls Adam Terror Attack: ‘It Hurts Me’

Israeli-Druze Security Chief Recalls Adam Terror Attack: ‘It Hurts Me’

Benjamin Kerstein


Israeli security forces at the entrance to Adam, July 26, 2018. Photo: Hadas Parush / Flash90.

The Israeli-Druze security chief of the settlement of Adam in the West Bank recounted his pain over the murder of Yotam Ovadia, who was killed last Thursday by a Palestinian terrorist who had jumped the community’s fence.

Asked by Makor Rishon for his thoughts about the incident, Ali Hussein, who has served as Adam’s head of security since 2005, touched his stomach and said, “It hurts me here.”

“People here know me,” he continued. “I live with them. They know I run toward everything, every event. And suddenly it happened. It isn’t easy to lose a resident. Someone who you know his family, children, his father. My entire team feels this way, not good.”

Hussein’s family lives in the north of Israel and he says, “I have two families — the people of Adam and my family in the north.”

He originally came to Adam while working with a private security firm in 2002. “I looked at the community and I connected to it quickly,” he stated.

“We were afraid something like this would happen,” he said of the terror attack. “We train for this scenario. We aren’t afraid, but we are vigilant.”

Hussein described the incident, saying, “The guard at the gate called me, and I heard him yell that three Bedouins who lived outside the gate said they saw someone jump the fence and enter the settlement. I rushed there and talked to the Bedouins. … They pointed out the direction the terrorist went. I informed headquarters that there was a suspicion of an infiltration.”

“When I got in the car,” he recounted, “a resident caught me on the telephone and said, ‘There’s a terrorist here.’ I arrived at the street and saw that the terrorist had already been neutralized by the residents. I asked how many wounded there were, I saw Yotam and ran to him. I gave him first aid and called Magen David Adom to come quickly.”

Asked what he thought about the terrorist, a 17-year-old Palestinian boy, Hussein said, “In my eyes, this is someone who bit the hand that fed him, because they give a living to hundreds of Palestinian workers in this community. The relations with them are very good, and in the end there’s a Palestinian attack. I don’t understand their minds.”

“The relations here are so good,” he stated, “that there were arguments between me and Arab workers, and the residents took the side of the workers. A few years ago, there was a major accident outside the community and some Palestinian children were killed. The chairman of the community printed out a mourning sign and hung it out for everyone to see. I don’t get it, why do they do this? The Jews and the Druze, we’re in the same boat against them.”

Asked whether he would like to live in Adam, Hussein replied, “Yes. Of course. My children were with me two weeks ago for a few days. But my wife works in Carmiel and my mother lives in the north, so it won’t happen. There are several Druze residents here. Two of my nephews live here.”


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com

 


Why Jews Vote Leftist?

Why Jews Vote Leftist?

   TruthRevoltOriginals



Ben Shapiro takes a clear-eyed look at why American Jews vote for the anti-Israel Left.

 


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com