Archive | 2018/10/22

Pogromy Żydów: Łopatą, sztachetą, kijem

Pogromy Żydów: Łopatą, sztachetą, kijem

JACEK TOMCZUK


W Rajgrodzie, w lesie, gdzie zastrzelono 40 Żydów, lokalne władze urządziły po wojnie wysypisko śmieci. Tak wygląda nasza pamięć o pogromach – mówi dr Mirosław Tryczyk, autor książki „Miasta śmierci. Sąsiedzkie pogromy Żydów”.

Fot.: Artur Reszko / PAP

NEWSWEEK: „Sąsiedzi” ukazali się 15 lat temu. Przez lata żyliśmy w przeświadczeniu, że mord Polaków z Jedwabnego na prawie 300 żydowskich sąsiadach to wydarzenie wstrząsające, ale jednostkowe.

MIROSŁAW TRYCZYK: Ta książka otworzyła dyskusję o współodpowiedzialności Polaków za Holokaust. Jan Tomasz Gross dokładnie opisał to, co się zdarzyło w Jedwabnem, ale po pierwsze, wiedza „przyrosła” – dziś wiemy więcej. A po drugie, tego, co się działo, nie umieścił w kontekście regionu. W efekcie doszło do zbudowania mitu Jedwabnego. Zresztą, gdy jeździłem po Podlasiu, chcąc dotrzeć do świadków, najczęściej słyszałem: „Nie ma co wspominać, bo pan zrobi z naszej miejscowości drugie Jedwabne”.

W swojej książce „Miasta śmierci. Sąsiedzkie pogromy Żydów” opisuje pan kolejne 13 miejscowości, gdzie doszło do tragicznych zdarzeń.

– To tylko wierzchołek góry lodowej. Na podstawie zeznań z procesów z lat 1944-1946 prowadzonych w celu osądzenia „zbrodniarzy winnych zabójstw i znęcania się nad ludnością cywilną i jeńcami”, które czytałem przez trzy lata, mogę potwierdzić 128 miejscowości na terenie dzisiejszego Podlasia – zarówno po polskiej, jak i obecnie białoruskiej stronie granicy, w których Polacy, sami lub we współudziale z Niemcami, dokonali pogromów na Żydach.

Czy wszędzie wyglądało to tak jak w Jedwabnem?

– Wokół książki Grossa zbudowano kilka mitów; choćby ten, że pogrom w Jedwabnem był spontanicznym wybuchem agresji oszalałej tłuszczy, którą dodatkowo zastraszyło trzech polskich bandytów, a wszystko działo się pod nadzorem niemieckich żołnierzy. Czytając akta procesowe, nie mam wątpliwości, że pogromy były starannie przygotowane.

Przez kogo?

– Przez Polaków. 17 września 1939 r. na mocy układu Ribbentrop – Mołotow tereny dzisiejszego Podlasia zajmują Sowieci. Tworzy się samorzutna partyzantka, narodowe podziemie niezwiązane z AK. Takich oddziałów było wiele, miały hierarchię, broń, strukturę i nacjonalistyczne, antykomunistyczne przekonania. 22 czerwca 1941 roku, kiedy III Rzesza najeżdża ZSRR, Rosjanie się wycofują, a Niemcy przejeżdżają przez te tereny i zatrzymują się w miejscowościach na kilka godzin. Zostawiają rozkazy zorganizowania lokalnej władzy i jadą dalej na front, na Mińsk. Na tej ziemi niczyjej władzę przejmują właśnie partyzanci, którzy tworzą oddziały milicji, straży obywatelskich, o których Gross nie wspomina ani zdaniem.

Partyzanci czuli się odpowiedzialni za utrzymanie porządku na tych terenach…

– Oraz za rozprawienie się z Żydami i osobami, które współpracowały z Sowietami. To oni wydawali zalecenia zakazujące Polakom ukrywania Żydów, a im samym zakaz poruszania się po drogach.

Akcje eksterminacyjne miały charakter zaplanowany i zbrodniczy. Zaczęło się 5 lipca 1941 roku w Wąsoszu, gdzie mieszkało około 1700 osób, z czego 700 narodowości żydowskiej. W nocy z 5 na 6 lipca osada została otoczona przez specjalnie do tego wyznaczonych polskich mieszkańców. Jeden z uczestników pogromu zeznawał: „L. Józef polecił mi iść za stodoły w Wąsoszu w żyto i tam uważać, gdzie będą się chować Żydzi, gdyż tam oni będą uciekać. Ty będziesz ich nawracał z powrotem, do miasta, a my z nimi będziemy się załatwiać”. I dalej, że „udał się tam z kijem własnej roboty, taką sztachetą z płotu”. Istnieli zatem dowódcy akcji, wydawali rozkazy i polecenia, rozstawiali ludzi na rogatkach miasta i w zbożu, wszędzie tam, gdzie mogli się ukryć Żydzi. Innych wzywano z wozami do zwożenia ciał, kto inny miał zacierać ślady krwi piaskiem. Świadkowie podkreślali w zeznaniach, że mordercy używali wcześniej przygotowanych narzędzi: okutych pałek, sprężyn z odważnikami… Żeby przygotować takie przedmioty, trzeba czasu, pomysłu i planu.

Pochówku dokonano w miejscu najlepszym z możliwych, w głębokim rowie przeciwczołgowym wykopanym za osadą jeszcze przez Armię Czerwoną. Potem ten schemat działań został powtórzony w Radziłowie, Jedwabnem, Szczuczynie, Grajewie, Rajgrodzie, Goniądzu i innych miasteczkach regionu.

Kto mordował?

– Trzeba obalić mit, że za mordami stali chłopi, niepiśmienny lud, jakaś tłuszcza. Milicję, która inspirowała i realizowała mordy, tworzyła lokalna prawicowa elita: lekarze, przedsiębiorcy, przedwojenni policjanci. Osoby, które miały w miejscowości szacunek i posłuch. W Rajgrodzie szefem został L., nauczyciel greki, który po kolejnych morderstwach relaksował się albo dyskusjami z proboszczem, albo okładaniem w papier ukochanych książek o historii starożytności. W Brańsku – przedwojenny lider lokalnego PSL, w Szczuczynie – dyrektor szkoły.

„Trzeba obalić mit, że za mordami stali chłopi, niepiśmienny lud,
jakaś tłuszcza. Milicję, która inspirowała i realizowała mordy,
tworzyła lokalna prawicowa elita”.

Po książce Grossa na głównych prowodyrów w Jedwabnem wyrośli bracia Laudańscy, przedstawieni jako prymitywne bestie. Tymczasem Laudańscy to właśnie przykład lokalnej elity: mają wspólne zdjęcie z biskupem łomżyńskim, co świadczy o ich pozycji społecznej. Działacze Stronnictwa Narodowego. Prowadzili firmę budowlaną, stawiali szkoły, kościoły. Kiedy w Jedwabnem szukano stodoły do spalenia Żydów, zaproponowali, że temu, kto się zgodzi udostępnić swoją, dostarczą drewno na nową. Co zresztą zrobili.

Wielu świadków w pana książce mówi, że pogromy odbywały się z rozkazu Niemców. Pojawiają się groźby, że jeżeli tego nie zrobią, hitlerowcy spalą całą miejscowość. Byli obecni w Radziłowie, Jedwabnem, Suchowoli, Kolnie… A pan uparcie twierdzi, że Żydów mordowali Polacy.
– Niemcy zachęcali, grozili, czasami tylko sugerowali. Robili wiele, by Polacy sami mordowali, chcieli osiągnąć efekt propagandowy, że nawet ludy słowiańskie chcą się pozbyć Żydów z własnych ziem.

W większości relacji z miasteczek, gdzie się odbyły pogromy, pojawia się jednak uwaga, że Niemców w czasie samej zbrodni na miejscu nie było. Wyjechali. Tam, gdzie byli, zachowywali się biernie, fotografowali.

Po wojnie Polacy budują narrację, że nie mieli wyjścia, bo zostaliby rozstrzelani. Ale tak naprawdę przejęcie władzy na tych terenach przez Niemców nastąpiło dopiero późną jesienią. Całe lato 1941 roku władzę sprawuje polska milicja, która może pomagać Żydom, ale nie robi tego. Odwrotnie – w Goniądzu z własnej inicjatywy przygotowuje Niemcom listę Żydów do rozstrzelania. W Brańsku posterunek niemiecki liczy trzy-cztery osoby. Tymczasem z miasta ucieka 800 Żydów, a wojnę przeżywa kilkudziesięciu. To Polacy zamordowali ich w okolicznych lasach.

W dotychczasowej narracji pogromy trwają dzień-dwa, kumulują nienawiść, a potem życie wraca do normy. Ile naprawdę trwały?

– Były wielodniowe, nawet wielotygodniowe, a atmosfera zbrodni narastała powoli. Najpierw milicja czy patrole obywatelskie aresztowały Żydów, którzy współpracowali z Sowietami. To był sygnał, że zabicie Żydów może odbyć się szybko, bez procesu i bezkarnie. Potem spirala przemocy zaczyna się od pojedynczych aktów przemocy. Czesław Laudański na ulicy bije w twarz przypadkowego Żyda. Ktoś innego rozstrzeliwuje za miastem, kolejnego utopią w studni. Pojawiają się pierwsze nocne podpalenia połączone z grabieżą żydowskiego majątku. Polacy później zeznają: „Słyszałem w nocy krzyki, ale bałem się wyjść”.

Kiedy napastnicy poczują się pewniej, zaczynają się morderstwa za dnia. W Szczuczynie, jak zeznał Leon K., „Wincenty R. i Dominik D. bili Żydów nożem, było to w niedzielę i ludzie szli z kościoła”. Nikt nie reaguje. Wreszcie którejś nocy pada hasło: „Kto ma twarde sumienie, niech idzie z nami bić Żyda”. Zaczynają się masowe mordy: w Wąsoszu około 1200 osób zostało zabitych w domach i na ulicach, w Szczuczynie 100. Wtedy zwykle zjawiali się Niemcy, wydawali zgodę na pogrom lub sankcjonowali zastaną sytuację poprzez ogłoszenie, że Żydzi są wyjęci spod prawa i wolno ich zabijać.

Ale były też osady, gdzie nie było takich jednorazowych pogromów, w Goniądzu mordowanie żydowskich sąsiadów trwało dwa tygodnie, noc w noc.

„W Goniądzu mordowanie żydowskich sąsiadów trwało dwa tygodnie, noc w noc”.

Jak mieszkańcy reagowali na masowe pogromy?

– Z czasem przemoc stała się tak normalna, że nikt się z nią nie ukrywał. Jeden ze świadków w Wąsoszu zeznawał, że dwóch mieszkańców było „mordercami dość śmiałymi, gdy w biały dzień chodzili z zawiniętymi rękawami i z nożami, którymi mordowali Żydów”. „Wincenty R. zabił Żyda, którego nazwiska nie pamiętam, na oczach ludności całego miasta Szczuczyna” – mówił ktoś inny.

Czy to możliwe, że Żydzi byli tak sterroryzowani, że nawet Niemców prosili o pomoc?

– Trudno w to uwierzyć, ale były takie przypadki w Grajewie, Jedwabnem czy Goniądzu. Tam miejscowa milicja zamknęła mężczyzn żydowskich w stodole. Pozbawione opieki kobiety stawały się obiektami przemocy. Tylko jednej nocy z 20 na 21 lipca 1941 roku Polacy zabili 20 Żydów: kogoś łomem, innego powieszono, komuś polski sąsiad nie otworzył drzwi i nie dał schronienia… Niemców nie ma w miasteczku, stacjonują w okolicznym forcie Osowiec. Następnego dnia Żydzi w desperacji opłacają Niemców, by przyjechali do Goniądza i patrolowali miasteczko, dając im ochronę. Zadziałał mechanizm: zapłaćcie nam, bo inaczej pozwolimy Polakom was mordować.

W zeznaniach mowa jest o gwałtach. Jaka była ich skala?

– Gwałty na Żydówkach były normą. W relacjach są gwałty zbiorowe, w domach, w obecności innych, w parkach, na skwerkach, przy cerkwiach, na ulicy. Nikt nie reagował. Polka z Goniądza wspominała, że „K. Franciszek gwałcił młode Żydówki czternastoletnie, i na podwórzu widziałam na własne oczy krew po zgwałceniu”. Jakaś kobieta zeznała, że jej sąsiad gwałcił Żydówki, ale mówiła to w taki sposób, jakby objawem zezwierzęcenia mężczyzny nie był sam gwałt, ale fakt, że dopuścił się go na Żydówce, co było gorsze niż skorzystanie z usług prostytutki.

Pojawiają się opisy sadystycznych zachowań z Wąsosza i Kolna, gdzie kazano kobietom nago biegać po ulicach. W Goniądzu pognano Żydów na łąki, by się paśli, to znaczy jedli trawę. Helena A. zeznawała, że widziała w Rajgrodzie, jak jeden z Polaków „tłukł szkło i przez to szkło pędził Żydów boso do kąpieli w jeziorze, bijąc ich przy tym mocno powrozami”. W Suchowoli byli spędzani do rzeki. Z relacji Jana W. wiemy, że „wszyscy lecą popatrzeć się, jak topią tych Żydów”. Zabijanie traktowano jak spektakl.

„Pojawiają się opisy sadystycznych zachowań z Wąsosza i Kolna,
gdzie kazano kobietom nago biegać po ulicach”.

Czym zabijano?

– Tym, co było pod ręką na wsi i w miasteczku: piłami, kłonicami, pałkami, bagnetami, siekierami. Ktoś zabijał rzeźnickim toporem, inny zeznawał, że Polacy „kazali układać się ludziom na wznak, przykładali im łopaty do gardeł i wbijali nogami. I już człowieka nie było”. Na dzieci szkoda było kul, rozbijano je o bruk, ściany. W Radziłowie milicjant próbował dla oszczędności zabić jednym pociskiem 10 dzieci, które ustawił jedno obok drugiego. Nie wszystkie zginęły, resztę pochowano żywcem.

Motyw ruszającej się ziemi, w której leżą żywi jeszcze ludzie, jest bardzo częsty w relacjach świadków.

– Polacy – niewprawieni w tym – uczą się zabijać na masową skalę. Pierwsze relacje mówią o próbach topienia w studniach, stawie, rowach melioracyjnych. Potem orientują się, że nie warto zabijać na ulicach i wywozić ciał za miasteczka. Kopią doły w okolicznych lasach, polach i zabierają tam swe ofiary. „B. Feliks wziął bagnet i każdego Żyda po kolei przebijał bagnetem pod lewą łopatką, a ci, którzy z nim byli, szpadlami rozcinali Żydom głowy, (…) potem zasypywali ich ziemią” – to o Rajgrodzie. Okazało się, że najbardziej efektywnie, tanio i skutecznie jest spalić w stodole.

Po pogromach Niemcy zorganizowali getta. Kto nimi zarządzał, skoro, jak pan twierdzi, Niemców na tym terenie nie było?

– Na przełomie lat 1941-1942 Niemcy tworzyli w miasteczkach swoją administrację, a wraz z nią tzw. hilfspolizei, niemiecką policję pomocniczą, do której wstępowali ci Polacy, którzy wcześniej służyli w strażach obywatelskich i wykazali się w mordach. Zdobyli tym zaufanie okupantów. Część strażników obywatelskich wstępowała do Niemców na służbę, a część, po rozprawieniu się z Żydami i komunistami, wstępowała do AK lub NSZ. W Szczuczynie R., uprzedni strażnik obywatelski, wstąpił do policji na żołdzie niemieckim, a ci go mianowali komendantem getta, które powstało na początku 1942 roku. To on organizował cały proceder wynajmowania kobiet żydowskich do pracy na polach chrześcijan.

„Okoliczni chłopi zgłaszali się do lokalnych milicji polskich,
które miały pełną władzę nad Żydami i wynajmowały ich do pracy”.

Żydzi zostali tam sprowadzeni do roli niewolników?

– Zastraszani, upokorzeni i zdziesiątkowani, byli wykorzystywani jako tania siła robocza w Szczuczynie, Rajgrodzie czy Goniądzu. Okoliczni chłopi zgłaszali się do lokalnych milicji polskich, które miały pełną władzę nad Żydami i wynajmowały ich do pracy. W każdym wypadku chłopi musieli opłacić polską straż, a ta musiała się podzielić z Niemcami. Chłopi płacili jajkami, masłem, benzyną, kosztownościami wcześniej zrabowanymi Żydom. W relacjach wyczuwa się wyraźną satysfakcję, że można było sprowadzić Żyda do roli niewolnika. Było to traktowane jako swoista zemsta.

Dlaczego w ogóle pan zaczął czytać te akta?

– Dla mnie to historia osobista. Moja rodzina pochodzi z Podlasia, mój ukochany dziadek mieszkał we wsi pod Terespolem. Z Wrocławia, gdzie mieszkam, jeździłem tam na wakacje… W 2011 roku odkryto w tej wsi masowe groby, dosłownie paręset metrów od naszego domu. Poczułem, jakby moja dziecięca Arkadia leżała na cmentarzu.

Zastanawiało mnie, dlaczego dziadek ani razu nie wspomniał o tych grobach, przecież musiał wiedzieć. Dziadek był antysemitą, podobnie zresztą jak ojciec, „żydki” były winne wszelkiemu nieszczęściu na świecie. Za to bardzo ciepło wspominał hitlerowskich oficerów, którzy spali w jego chałupie. Obaj nie żyli, zacząłem więc szukać w archiwach informacji.

I co pan znalazł?

– Stan dokumentów o zbrodniach na Żydach w białostockim IPN pokazuje stopień zaangażowania historyków i prokuratorów w opisanie i wyjaśnienie tamtych wydarzeń. Kiedy je wypożyczałem, słyszałem uwagi: „Po co to czytać, to już opisane historie”. A z kart archiwalnych wynikało, że większość zeznań była czytana po raz pierwszy. Poza tym są niekompletnie oznaczone, nieuporządkowane, w złym stanie, czasami niemal zapleśniałe. Za to jak się bierze dokumenty o żołnierzach wyklętych… Konserwatorsko zabezpieczone, zafoliowane, opisane co do nazwiska, miejscowości, oddziału.

Z akt sądowych wynika, że 80 procent spraw prowadzonych przeciwko osobom dopuszczającym się zbrodni na obywatelach polskich żydowskiego pochodzenia w czasie II wojny światowej zakończyło się uniewinnieniem.

„Z akt sądowych wynika, że 80 procent spraw prowadzonych przeciwko
osobom dopuszczającym się zbrodni na obywatelach polskich żydowskiego
pochodzenia w czasie II wojny światowej zakończyło się uniewinnieniem”.

Prysł mit o jakiejś zgodnej przedwojennej wieloetnicznej symbiozie w tych kresowych miasteczkach. Z tych zeznań wynika, że Polacy niemal nic nie wiedzieli o swoich żydowskich sąsiadach, bardzo często nie znali nawet nazwisk! Proszeni o wymienienie tych, którzy zginęli, używają ksywek, pseudonimów: „Marchewka”, „Pietruszka”, co wskazuje na to, że kojarzyli tych ludzi tylko z zajęciem, jakim zarabiali na życie. W tym przypadku handlowali warzywami.

Jadąc do mojego rodzinnego Augustowa, przejeżdżam przez opisywane przez pana miejscowości. Ani w szkole, ani w domu nigdy nie mówiło się o pogromach.

– Bo wypieraliśmy te mordy i zacieraliśmy ślady.

W Rajgrodzie w lesie, gdzie zastrzelono 40 Żydów, lokalne władze urządziły po wojnie najpierw miejsce, gdzie utylizuje się kości zwierząt z uboju, a potem wysypisko śmieci. Do dzisiaj nie ma pamiątkowej tablicy. Tłumaczy się, że identyfikacja masowego grobu jest niemożliwa, kości zwierzęce wymieszały się z ludzkimi. Nie chcę pana martwić, ale w Augustowie też doszło do pogromów.

Zanim zacząłem lekturę tych akt, byłem aktywistą miejskim, harcerzem, nauczycielem, ciągle coś robiłem, żeby społeczeństwo i ludzi uczynić lepszymi. Ale odkąd zacząłem czytać te sprawozdania po kilka godzin dziennie, jakoś straciłem wiarę w człowieka.

A w sprawie pana wsi?

– Okazało się, że mordowano w niej Żydów z pobliskiego Terespola. Kiedyś od dziadka dostałem zbiór monet i srebrny zegarek. Bardzo się z tego prezentu cieszyłem, traktuję go jako bardzo bliską pamiątkę. Ale dzisiaj zadaję sobie pytanie: skąd prosty chłop z Podlasia, którego jednym majątkiem była krowa czy koń, miał carski zegarek? Skąd monety z różnych stron świata, łącznie ze srebrnymi rublami?

I co pan pomyślał?

– Może dziadek brał udział w egzekucjach? Może rozkopywał groby lub uczestniczył w pogromach. Nie drążyłem tego tematu, nie miałem odwagi. To święte dla mnie miejsce, moja Arkadia. Za to napisałem książkę o sąsiedzkich pogromach Żydów. Do dziadka chciałbym wrócić w kolejnej książce, na razie zbieram się na odwagę.


„Wywiad po raz pierwszy ukazał się w „Newsweeku” 40/15 we wrześniu 2015 roku.”


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com

 


ENCOUNTERING PEACE: NO MILITARY OPTION FOR GAZA

ENCOUNTERING PEACE: NO MILITARY OPTION FOR GAZA

GERSHON BASKIN


There is no military option that can erase normal people’s desire to live with dignity and with hope of a better future

A Palestinian man inspects the scene of an Israeli air strike on a Hamas security forces site in the southern Gaza Strip October 17, 2018. (photo credit: IBRAHEEM ABU MUSTAFA / REUTERS)

The “March of Return” that began in Gaza on March 30 as a civil society initiative has gone on way beyond its initially planned climax on Nakba Day on May 15.

Despite more than 220 (mostly young) Palestinians killed by IDF snipers, the weekly demonstrations along the Israel-Gaza border have increased their intensity in numbers, locations and frequency. Although the official title of the demonstrations is about the right and the dream of Palestinian refugees in Gaza to return to their homes now inside of Israel, the real impetus and power driving them is the more than reasonable demand of two million people to end the Israeli-Egyptian siege on Gaza and to enable them to live a normal and decent life.

Putting the rhetoric aside, even the leaders of Hamas state that their primary goal is the end of the siege and the implementation of the understandings that were reached at the end of the summer war of 2014. Those understandings included the opening of borders for the movement of people and goods (after comprehensive security checks by Israel and Egypt), and launching discussions to advance the construction of an airport and seaport in Gaza in exchange for a cessation of attacks by Hamas and Israel against each other.

The 2014 understandings were never implemented and the failure of the reconciliation process between Hamas and Fatah, sponsored by the Egyptians, has led to a deterioration of the situation in Gaza. The already horrendous humanitarian situation in Gaza – with unclean water for two million people, more than 60% youth unemployment, three hours of electricity daily (on good days), no hope and no future – has worsened as the Ramallah-based Palestinian Authority has increased sanctions on Hamas and Gaza for failing to agree to the PA’s dictates to transfer all authority to Ramallah.

Israel has been more than a passive participant in enabling the situation in Gaza to deteriorate. Senior Israeli officials have argued that making a separate deal with Gaza and Hamas would weaken Mahmoud Abbas and the PA. This argument is laughable at best. Israel has done everything in its power to keep a weakened PA in power since the end of the Second Intifada in 2006. Israel’s strategic goals have also included keeping a weakened Hamas in power in Gaza.

The increased separation between Gaza and the West Bank authorities is exactly what the governments of Prime Minister Benjamin Netanyahu have desired, planned for and implemented. Netanyahu, Education Minister Naftali Bennett and Defense Minister Avigdor Liberman have never hidden their agenda on the divide-and-rule modus operandi of Israel vis-à-vis the Palestinians.

Israel has no desire to conquer Gaza and dismantle the Hamas regime. Israel has no desire to conquer and dismantle the PA. Israel has no real desire to unify the Palestinian people and to negotiate a peace treaty with them that would cost Israel the need to withdraw from territory in the West Bank and allow Palestinians in Gaza to enjoy a normal life of freedom and a chance of hope for a better future.

IT IS EASY to place the blame on the other side and to make speeches that say if the Palestinians would recognize Israel as the nation-state of the Jewish people, or if they would lay down their weapons and accept Israeli control over their borders, and a number of other Israeli demands, then Israel would open the borders and embrace them as good neighbors. The lessons of the failed peace process have demonstrated that this is not true and that Israeli intentions are not to allow for a reasonable free Palestinian state to ever be established – at least, not under the watch of Netanyahu and the right-wing religious camp in Israel.

There is no doubt that reaching understandings for a cease-fire with Hamas – including the return of the bodies of Hadar Goldin and Oron Shaul and the return of the alive civilians Avera Mengistu and Hisham Al-Sayed in exchange for several hundred Palestinian prisoners (of the almost 6,000 in Israeli jails) – would empower and strengthen Hamas. The strengthening of Hamas is also undoubtedly at the expense of Fatah and the PA, and that is why Abbas is opposed to any separate Israel-Hamas understandings.

Abbas has appealed to the Egyptians to not enable Hamas to reach separate understandings with Israel that do not go through Ramallah. Abbas is right from his perspective, and from a wider Israeli view that the reunification of Gaza and the West Bank would create better conditions for a possible renewed peace process. From the point of view of the current Israeli government, there is no real interest in a renewed peace process. The majority of the members of the Israeli coalition, including those from the Likud, are opposed to Palestinian statehood and therefore, to paraphrase former prime minister Yitzhak Shamir, “We are opposed to negotiations with the PLO not because they are terrorists, but because those negotiations could lead only to a Palestinian state.”

The situation in Gaza continues to worsen, as demonstrated by those who knowing that they are likely to die and who continue to challenge Israel’s complete closure of Gaza. Life has little value for those young people in Gaza, so they will continue to find value in their death. Mr. Liberman can use the mighty forces of the IDF to hit hard once again on the people of Gaza. It will not produce five years of quiet. The change that is required in Gaza is not another war, more destruction and more death. Deterrence cannot be created in a place where so many people are willing to die because their lives are so bad and meaningless. Palestinians in Gaza will not surrender, their will to resist will only increase.

Without any genuine Israeli-Palestinian negotiations in sight; with the view that another round of war in the South must be prevented, knowing that it would not lead to any strategic changes on the ground; and out of sincere concern for the welfare of Israel’s two million Palestinian neighbors in Gaza, the urgency of reaching Israel-Hamas understandings far outweigh the reasons not reach such agreements.

That is how to bring back the calm and security to the South. There is no military option that can erase normal people’s desire to live with dignity and with hope of a better future.


The writer is the founding co-chairman of IPCRI, the Israel Palestine Center for Research and Information.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com

 


Israelis crowned European debate champs in English and ESL

Israel21cIsraelis crowned European debate champs in English and ESL

Abigail Klein Leichman


In a first, Israelis win trophies not only for English-as-a-second-language debate but also English as a native language debate in annual competition.

Tel Aviv University’s victorious debate team at the 2018 European Universities Debating Championship in Serbia. Photo via Facebook

Four members of Tel Aviv University’s Debate Team made history in Serbia by capturing the trophies for both the open English and English-as-a-second-language (ESL) categories at the 2018 European Universities Debating Championship (EUDC) held at Novi Sad Business School in Serbia.

Noam Dahan and Tom Manor, reigning champions of last year’s ESL category, this year competed in the open English category and beat out all other competitors, including debaters from the universities of Cambridge and Oxford in England.

In the ESL category, the duo of Amichay Even-Chen and Ido Kotler took first prize, making the fourth consecutive year Israeli debaters have won this title.

Debaters from Tel Aviv University competing in the 2018 European Universities Debating Championship in Serbia. Photo via Facebook

The 20th annual tournament from July 31 to August 4 involved more than 700 participants from 30 countries, competing in British Parliamentary Style. The format pits four teams against each other in two opposing sides, with two teams per side and two members per team.

Each strives to provide the most persuasive and comprehensive case to an assigned topic after only 15 minutes of preparation. A different topic is debated in each round. The top teams continue on to elimination rounds.

The Israeli Debating League sent 20 teams from nine universities and colleges from all over Israel. Five of the teams reached the elimination round. The Israelis kept their cool throughout the nine-round tournament even as contestants from Qatar refused to debate with them. EUDC officials later reported that they “consider such behavior unacceptable at any debate competition. In light of this, we took a decision to make the [Qatar University] team ineligible to break [advancing to the elimination rounds]” and proposed amendments to the organization’s constitution to address this type of issue more clearly.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com