Archive | 2018/11/21

Bolszewicy łupią Rosję carów

Bolszewicy łupią Rosję carów

Roman Daszczyński


Powołana przez Radę Komisarzy Ludowych komisja wycenia wartość klejnotów skarbca koronnego. Pośrodku ciężka od diamentów wielka korona imperatorska wykonana przez Posiera w 1762 r. na intronizację Katarzyny II. Komuniści użyli jej jako zabezpieczenia zachodnich pożyczek w latach 20…. (Fot. EAST NEWS)

W styczniu 1918 r. rewolucjoniści dobrali się do pierwszych prywatnych skrytek w bankach Piotrogrodu. Brak kluczyków komplikował konfiskatę ich zawartości, więc władze wezwały na pomoc kasiarzy, a ci po kolei otwierali drzwiczki schowków. Od września 1920 r. do stycznia 1921 r. poradzili sobie z 17 tys. 166 sejfami.

Przed rozpoczęciem rewolucji październikowej w niespokojnym roku 1917 r. partię Włodzimierza Lenina zasilał potajemnie wywiad niemiecki, który przekazał jej kilkadziesiąt milionów marek w złocie.

Nadzieja Niemców 

Przez cztery lata Niemcy toczyli zażartą wojnę pozycyjną na zachodzie, natomiast na froncie wschodnim wraz z Austro-Węgrami odnosili kolejne sukcesy, zmuszając armię carską do cofania się w głąb Rosji. W Berlinie liczono na to, że sytuację wewnętrzną w państwie Mikołaja II uda się tak zdestabilizować, że Rosja będzie musiała porzucić zachodnich sojuszników i wycofać się z konfliktu.

W wyniku rewolucji lutowej 1917 r. Mikołaj II abdykował, ale nowi rosyjscy przywódcy nie zamierzali porzucać zachodnich sojuszników i wycofywać się z wojny. W tej sytuacji Niemcy zaczęli coraz bardziej stawiać na znajdującego się w Szwajcarii przywódcę bolszewików i w kwietniu 1917 r. zorganizowali przyjazd Lenina do Rosji. W wagonie kolejowym Lenin z żoną i współpracownikami przejechali przez Niemcy, a następnie przez Sztokholm i Finlandię dostali się do Piotrogrodu.

Nadzieje Berlina związane z przywódcą rosyjskich ekstremistów dość szybko zaczęły się ziszczać. Pod koniec października 1917 r.* bolszewicy obalili w Piotrogrodzie rząd Aleksandra Kiereńskiego. Tak zaczęła się druga w tamtym roku rosyjska rewolucja i zarazem straszliwa wojna domowa.

Skok na Bank Państwowy 

Bardzo szybko Leninowi stojącemu na czele Rady Komisarzy Ludowych, (tak brzmiała nazwa bolszewickiego rządu) zaczęło dramatycznie brakować gotówki. Ponieważ dyrektorzy banków w Piotrogrodzie i Moskwie nie chcieli otworzyć skarbców, Lenin wydał dekret grożący aresztowaniem opornych.

20 listopada 1918 r. wysłał do Banku Państwowego Wiaczesława Mienżyńskiego, komisarza finansów, któremu towarzyszyli żołnierze i orkiestra wojskowa – mieli zabrać ze skarbca 10 mln rubli i przywieźć je do Instytutu Smolnego, gdzie urzędował Lenin. Ale dyrekcja banku nie ugięła się i nie wydała pieniędzy. Kiedy po czterech dniach Mienżyński i jego żołnierze wrócili do banku, urzędnicy mimo gróźb, że zostaną wcieleni do wojska, ponownie nie zgodzili się otworzyć skarbca.

Dzień później, gdy dyrektor, główny kasjer, główny księgowy oraz strażnik skarbca zostali w końcu aresztowani, rewolucjoniści dostali klucze, które Mienżyński zawiózł do Smolnego i z dumą położył na stole, przy którym stał Lenin. – Mieliście przywieźć pieniądze, a nie klucze! – krzyknął zirytowany wódz rewolucji. Jak się wkrótce okazało, same klucze nie wystarczyły, aby dobrać się do pieniędzy – bez pomocy specjalistów banku bolszewicy nie potrafili pokonać systemu zamków i zabezpieczeń skarbca.

Pracownicy Banku Państwowego utrudniali im sprawę – działali opornie i powolnie, uważali, że ludzie, którzy pod lufami karabinów zmuszają ich do otwarcia skarbców, wkrótce zostaną rozgonieni na cztery wiatry. Zmienili zdanie, gdy bolszewicy wzięli na zakładników znanych finansistów: Jefima Epsteina z Banku Azowsko-Dońskiego, Michaiła Wawelberga z Petersburskiego Banku Handlowego, Władimira Sołłoguba z Banku Wołżańsko-Kamskiego, Erika Oskara Sandberga z Syberyjskiego Banku Handlowego i Michaiła Kryliczewskiego z Rosyjskiego Banku Handlu Zagranicznego. Wtedy już posłusznie wydali pieniądze.

Ledwie panowaliśmy nad nerwami – wspominał Walerian Oboleński-Osiński, zaufany człowiek Lenina. Drzwi otworzyły się na oścież i do środka weszło z tuzin żołnierzy, otaczając stół, na którym leżały pieniądze. Sarkania ucichły. Żołnierze włożyli pieniądze do worków i zaciągnęli je do auta. Wysłano je do Smolnego. 

Skuteczniejsi od nazistów 

Opisując rewolucję w Rosji, historycy koncentrują się zazwyczaj na mechanizmach politycznych, posunięciach Lenina, budowaniu aparatu terroru, kolejnych fazach wojny domowej, interwencji Zachodu czy wojnie z Polską w 1920 r. Pamiętają o krwawo spacyfikowanych masowych buntach chłopskich z początku lat 20., ale mniej uwagi poświęcają kwestiom finansowym.

Skąd komuniści brali pieniądze choćby na broń, amunicję, umundurowanie i zaopatrzenie? Skąd czerpali środki na eksportowanie rewolucji poza granice Rosji? Ze zrujnowanej wojną i rewolucją gospodarki nie można było zbyt wiele wycisnąć, a o kredytach zagranicznych bojkotowani przez świat bolszewicy nie mogli nawet marzyć.

Tymi kwestiami zajął się amerykański historyk Sean McMeekin, autor wydanej u nas niedawno książki “Największa grabież w historii. Jak bolszewicy złupili Rosję”, w której porównał rabunki bolszewików z grabieżami dokonanymi przez hitlerowców podczas II wojny światowej. McMeekin podaje m.in., że Niemcy złupili w bankach centralnych okupowanych państw złoto o ówczesnej wartości 289 mln dol., natomiast bolszewicy zagarnęli rezerwy złota szacowane na 294 mln dol. (a działo się to ćwierć wieku wcześniej, kiedy wartość dolara była wyższa).

Bolszewicy – pisze amerykański badacz – podobnie jak naziści zdobywali złoto poprzez grabież banków i rabowanie całych grup społecznych – a wydarli w ten sposób wrogom klasowym znacznie więcej złota, srebra i innych klejnotów (zwłaszcza diamentów) niż naziści ofiarom Holocaustu. Bolszewicy tak samo jak naziści przetapiali złoto i sprzedawali je, aby zyskać twardą walutę i nabyć za nią uzbrojenie, którego tak potrzebowali. 

Złoto Rosji 

W trakcie I wojny rząd carski przeznaczył ponad 400 ton złota na zakup uzbrojenia na Zachodzie. Przez cały czas syberyjskie kopalnie wydobywały złoto, które w znaczonych dwugłowym orłem sztabach trafiało do sejfów bankowych. Dzięki temu do listopada 1917 r. rezerwy rosyjskiego złota zwiększyły się o wartość szacowaną na 123 mln ówczesnych dolarów. Dodatkowo w 1916 r. rząd Rumunii ze względów bezpieczeństwa zdeponował w Moskwie rezerwy złota warte 62,5 mln dol.

Ile tego kruszcu kryły sejfy rosyjskich banków, w chwili gdy bolszewicy przejmowali władzę? Szacuje się, że było w nich ok. 950 ton wartych 680 mln dol., co w przeliczeniu na dzisiejsze pieniądze dawałoby około 68 mld dol. Do tych ogromnych zasobów należy doliczyć jeszcze trudne do oszacowania ilości pieniędzy i kosztowności zdeponowanych w skrytkach bankowych osób prywatnych.

Zdaniem McMeekina rosyjskie skarbce kryły może największe bogactwo na świecie, a przejęcie jego lwiej części zajęło bolszewikom mniej więcej półtora roku.

KREZUSI NA TRONIE

W lutym 1917 r. “New York Times” szacował majątek Romanowów na 9 mld dol., co oznaczałoby, że dopiero co obalony car Mikołaj II był głową najzamożniejszej rodziny świata. Zapewne szacunki te były przesadzone, ale nawet gdyby zmniejszyć je o połowę, to otrzymamy sumę ok. 500 mld dzisiejszych dolarów. Rodzina panująca miała pałace, wielkie posiadłości ziemskie, kopalnie, najcenniejsze dzieła sztuki i kosztowności, jachty, stadniny koni, auta i dwa pociągi do wyłącznego użytku. Jubiler wynajęty przez bolszewików do inwentaryzacji cesarskiego skarbca stwierdził, że znajdowało się w nim m.in.: 25,3 tys. karatów diamentów, tysiąc karatów szmaragdów, 1,7 tys. karatów szafirów, 6 tys. karatów pereł i 54 słynne jaja Fabergé, arcydzieła sztuki jubilerskiej.Po abdykacji Mikołaja II jego najbliżsi próbowali ocalić, co się da – przede wszystkim biżuterię. 17 lipca 1918 r. w Jekaterynburgu czekiści rozstrzelali cara i jego rodzinę, a następnie przeszukali ubrania i bagaże ofiar. Jakow Jurowski, który dowodził egzekucją, twierdził, że znaleźli ponad 8 kg diamentów, sznur pereł należący do cesarzowej Aleksandry Fiodorowny i 154 inne “cenne przedmioty”, w tym kilka brosz ze stukaratowymi diamentami. W przeliczeniu na dzisiejsze pieniądze klejnoty warte byłyby ok. 160 mln dol.

Początkowo blisko połowa rezerw carskiego złota o ówczesnej wartości 330 mln dol. była poza zasięgiem bolszewików – sztabki znajdowały się w Kazaniu kontrolowanym przez wojska białych pod dowództwem admirała Aleksandra Kołczaka. Lenin odzyskał większość tego skarbu (270 ton złota o wartości 210 mln dol.) dopiero na początku 1920 r., po wyparciu białych na wschód i pokonaniu Kołczaka.

Pokój Lenina 

W grudniu 1917 r. Rada Komisarzy Ludowych ogłosiła dekret o nacjonalizacji banków prywatnych, a przejmowanie nad nimi kontroli zaczęło się wiosną 1918 r., w bardzo ważnym momencie walki o władzę w Rosji. 3 marca bowiem wysłannicy Lenina podpisali w Brześciu separatystyczny pokój z mocarstwami centralnymi, co oznaczało ziszczenie się rachub Niemców i nadziei wiązanych przez nich z Leninem. Wódz bolszewików, który za wszelką cenę chciał zyskać wolną rękę w prowadzeniu wojny domowej, zgodził się – wbrew obiekcjom wielu swoich współpracowników – m.in. oddać 750 tys. km kw. terytoriów należących kiedyś do państwa carów, a także wypłacić reperacje wojenne w postaci 110 ton złota. Sztabki, pisze McMeekin, zostały wysłane we wrześniu 1918 r. w dwóch transportach.

Przy pomocy kasiarzy 

W styczniu 1918 r. bolszewicy dobrali się do pierwszych prywatnych skrytek w bankach Piotrogrodu. Ponieważ banki nie udostępniły list właścicieli, władze ogłosiły, że ludzie dysponującymi sejfami o konkretnych numerach mają się stawić określonego dnia i konkretnej godzinie, aby je otworzyć i umożliwić rewizję. Zapowiedziały też, że depozyty tych, którzy się nie zjawią, zostaną skonfiskowane.

Jednym z tych, którzy się stawili, był Max Laserson, dyrektor Kompanii Wydobywczej Szuwałowa. Tak to wspominał: 

W skarbcu ustawiono stoły, za którymi posadzono pracowników. Wszędzie wokół stały osoby korzystające ze skrytek, które miały być tego dnia otwarte. Chodziło o zabranie wszelkich kosztowności (kruszcu metali szlachetnych, przedmiotów z platyny, złota i srebra, drogich kamieni, pereł, obcych walut itd.), które podlegały konfiskacie w imię potrzeb państwa. (…) W takich przypadkach jak mój, kiedy kosztowności były pozawijane w oddzielne pakunki, opakowanie rozrywano, a przedmiot lądował na stercie. 

Zdecydowana większość nie podporządkowała się żądaniom władz bolszewickich, a brak kluczyków do skrytek komplikował konfiskatę. Czerwoni wezwali więc na pomoc włamywaczy specjalizujących się w otwieraniu sejfów. Skrytek były jednak tysiące, a kasiarzy tylko pięćdziesięciu. Tygodniowo otwierali mniej więcej tysiąc skrytek od września 1920 r. do stycznia 1921 r. Poradzili sobie z 17 tys. 166 sejfami.

Komisja Ochrony i Rejestracji Dzieł Sztuki i Zabytków, na czele której stanął pisarz Maksym Gorki, przejmowała wyposażenie domów prywatnych w całej Rosji. Konfiskacie podlegały: dzieła sztuki, zabytkowa broń, dywany, meble, żyrandole, przedmioty ze srebra, złota, biżuteria. Zaczęło się od pałaców i zamożnych domów w Piotrogrodzie, skończyło na chatach bogatych chłopów. Na zdjęciu: zgromadzone łupy w komnacie w Pałacu Zimowym w Piotrogrodzie.

Grab zagrabione! 

Gdzie jeszcze bolszewicy szukali bogactw? Naturalnie w pałacach arystokracji i burżuazji oraz w innych zamożnych domach. – Grab zagrabione! – pouczał z mównicy Lenin, mając na myśli majątek znienawidzonych przez siebie posiadaczy.

W październiku 1918 r. Rada Komisarzy Ludowych ogłosiła dekret o obowiązku rejestracji przedmiotów mających wartość artystyczną lub antykwaryczną. Był to podstęp – nie chodziło bowiem o żadną rejestrację, tylko o przygotowanie do konfiskaty wszystkiego, co warto było odebrać właścicielom. Dla niepoznaki powołana została Komisja Ochrony i Rejestracji Dzieł Sztuki i Zabytków, na której czele stanęli pisarz Maksym Gorki, jego druga żona Maria Fiodorowna Andriejewa oraz Leonid Krasin, wkrótce komisarz transportu, a następnie handlu i przemysłu.

Członkowie Komisji chodzili po mieszkaniach, spisując starannie majątek właścicieli. Oto próbka:

Srebrny łańcuszek, srebrna ramka, zegarki kieszonkowe – brąz. Rękawiczki. Butelka wina. Zegarki z brązu. Srebrna szpilka. Łańcuszek zdobiony. Cztery medale z brązu, jeden srebrny. Piękny złoty pierścionek z czerwonym kamieniem i pięć opiłków diamentów. Czerwona tkanina i kolekcja monet. 

Tylko w Piotrogrodzie do końca 1919 r. Gorki, Andriejewa i Krasin zarejestrowali i wycenili “dzieła sztuki i zabytki” na łączną kwotę 36 mln złotych rubli, co z grubsza odpowiada dziś wartości 1,8 mld dol. Dzielili majątek na kilkanaście kategorii, m.in.: obrazy dawnych mistrzów, ikony, meble, srebrne zastawy stołowe, porcelanę, przedmioty ze srebra i brązu, zabytkową broń czy osobliwości archeologiczne. Takie protokoły w całej kontrolowanej przez bolszewików Rosji spisywali czekiści, którzy konfiskowali też wartościowe przedmioty.

Złupienie Cerkwi 

20 stycznia 1918 r. podpisany został dekret o nacjonalizacji mienia cerkiewnego. W tym przypadku Lenin zalecił działania stopniowe. Musimy zachować ostrożność w zwalczaniu religijnego zabobonu. (…) Walcząc nazbyt ostro, możemy wzbudzić powszechną niechęć – ostrzegał.

Dopiero w październiku 1919 r. powstały pierwsze sprawozdania z grabieży mienia cerkiewnego, w których mowa jest o majątku wartym 30 mln rubli zabranych Cerkwi tylko w obwodzie moskiewskim. Na początku 1921 r. na Kreml szły meldunki o skonfiskowaniu majątku wartego 4,2 mld rubli, co mówi nie tylko o skali zjawiska, ale też gwałtownie rosnącej inflacji.

Rok później bolszewicy rozpoczęli wielką akcję ogołacania świątyń z kosztowności i dzieł sztuki. Roboty było dużo – trzeba było przeszukać i złupić 75 tys. cerkwi i kaplic oraz ponad 1100 klasztorów.

19 marca 1922 r. Lenin instruował biuro polityczne partii (informacja telefoniczna z klauzulą “ściśle tajne”): 

Konieczne jest przeprowadzenie konfiskat mienia cerkiewnego jak najbardziej zdecydowanie i jak najszybciej, aby zdobyć środki w kwocie kilkuset milionów złotych rubli. Musimy pamiętać o gigantycznym bogactwie niektórych monastyrów i ławr.

Cerkiew miała wielki majątek – poczynając od złoconych kopuł cerkiewnych, poprzez szaty i naczynia liturgiczne, na cennych ikonach kończąc. Lenin wiedział, że Cerkiew ma obrońców wśród niższych warstw, i rozprawę z nią odłożył do wiosny 1922 r. Na zdjęciu: zrabowane przedmioty cerkiewne.

Diamentowe żniwa 

Spieniężaniem za granicą złupionego bogactwa zajmował się utworzony w 1920 r. Gochran (akronim od Gosudarstwiennoje Chraniliszcze Cennostiej, co na polski należałoby przełożyć jako państwowy skład kosztowności). We wrześniu 1920 r. do zasobów Gochranu trafiło aż 8 tys. karatów (czyli 16 kg) diamentów! W kwietniu 1921 r. było jeszcze lepiej: 13 tys. karatów (26 kg) diamentów o łącznej wartości ponad 50 mln rubli w złocie, co w przybliżeniu odpowiada dzisiaj kwocie 2,5 mld dol. Ten postęp w uzysku klejnotów mógł się wiązać ze złupieniem emiratu Buchary w Uzbekistanie na przełomie 1920 i 1921 r.

Bogactwo kusiło grabiących – w listopadzie 1921 r. siedmiu strażników Gochranu zostało skazanych na śmierć za kradzież kamieni szlachetnych i innych kosztowności. Nie mogli liczyć na łaskę – kary śmierci domagał się sam Lenin. Miesiąc później za kradzież 3 tys. karatów diamentów pod mur poszło kolejnych 16 strażników.

Skonfiskowane bogactwa wysyłano pociągami do portu w Tallinnie, a potem statkami na Zachód. Klejnoty i biżuterię wywozili specjalni kurierzy, a w 1920 r. sytuacja znacznie się poprawiła, bo brytyjska flota przestała blokować Bałtyk i handel mógł się rozwijać bez większych przeszkód.

Wyjątkiem były sztabki złota z carską puncą, czyli znakiem dwugłowego orła, który był świetnie znany finansistom na całym świecie. Państwa ententy zakazały obrotu nimi w odwecie za to, że bolszewicy odmówili płacenia długów carskiej Rosji.

Ale i na to znalazł się sposób – od 1918 r. przez Tallinn bolszewicy przemycali sztabki do Szwecji, gdzie były one przetapiane i oznaczane nową puncą. W procederze tym pomogli zachodni finansiści skuszeni łatwym zyskiem – podaż rosyjskiego złota, platyny, srebra i diamentów była tak duża, że chwiała cenami na światowych rynkach.

Na co poszły skarby Rosji 

Przychody ze sprzedaży za granicą skarbów w 1921 r. dały Rosji Radzieckiej 200 mln dol. (ok. 20 mld dzisiejszych). Pieniądze te mogły być użyte na przykład na likwidację głodu na Powołżu, ale komuniści uznali, że jest on dobrą nauczką dla buntującego się tam chłopstwa.

Twarda waluta poszła na kupno samolotów dla wojska i żywności dla uprzywilejowanych. Samych czekistów było już wówczas 280 tys., a trzeba też było zadbać o biurokrację partyjną i korpus oficerski Armii Czerwonej. To dla nich sprowadzano z zagranicy m.in. szwedzkie śledzie, fińskie ryby solone, niemiecki boczek czy francuską słoninę.

W październiku 1921 r. do Londynu dotarły pieniądze na zakup broni, butów i mundurów dla czerwonoarmistów. Cztery miesiące później za mniej więcej 800 tys. dzisiejszych dolarów Kreml kupił części zamienne do rolls-royce’ów używanych przez dygnitarzy, w tym Lenina. W następnych miesiącach równowartość ok. 500 mln dzisiejszych dolarów poszła na zakup benzyny dla wojska.

Za skarby dawnej Rosji komuniści kupowali m.in. lokomotywy i wagony czy traktory. Gdy w kwietniu 1922 r. we włoskim Rapallo bolszewicka dyplomacja podpisała układ z Niemcami, co oznaczało początek końca międzynarodowej izolacji Rosji sowieckiej, rezerwy przejętego przez bolszewików złota były już sprzedane na Zachód. Ale dzieła sztuki jeszcze przez wiele lat stawały się atrakcją podczas licytacji w berlińskich, londyńskich czy nowojorskich domach aukcyjnych.

OGRABIENI INWESTORZY 

U progu I wojny światowej Rosja zajmowała czwarte miejsce na świecie pod względem wielkości produkcji przemysłowej – za Niemcami, Wielką Brytanią i Stanami Zjednoczonymi, ale przed Francją. Jej gospodarka rosła w tempie 8,8 proc. rocznie, a w 1914 r. w samym tylko Piotrogrodzie (jak nazywał się przemianowany zaraz po wybuchu wojny Petersburg) działało blisko tysiąc fabryk.

Zapasy złota wynosiły wówczas 1,2 tys. ton i warte były 850 mln dol. (ok. 85 mld dzisiejszych). Jeszcze większą wartość miały depozyty zgromadzone w rosyjskich bankach.

Inwestycje w Rosji, szczególnie w kolejnictwo i przemysł wydobywczy, wydawały się dobrą lokatą nawet podczas wojny. Około 25 proc. zainwestowanych pieniędzy pochodziło od obcokrajowców, którzy utracili je po przewrocie bolszewickim i nacjonalizacji przemysłu. Przez lata Paryż, Londyn i Waszyngton bezskutecznie zabiegały o zwrot kapitału utraconego przez swoich obywateli. Ponad milion Francuzów miało pozbawione wartości rosyjskie akcje i obligacje i rząd francuski nie mógł lekceważyć ich krzywdy. W 1922 r. francuscy prawnicy zgłosili w imieniu swoich klientów roszczenia wobec bolszewickich władz w wysokości 22 mld franków, co dziś szacunkowo odpowiadałoby wartości blisko 400 mld dol. Nie odzyskali nic.


*wszystkie daty pojawiające się w artykule podane zostały zgodnie z kalendarzem gregoriańskim, a nie używanym w Rosji do 1918 r. kalendarzem juliańskim

Artykuł został oparty na książce Seana McMeekina, “Największa grabież w historii. Jak bolszewicy złupili Rosję”, Wydawnictwo UJ, 2013


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com

 


PITTSBURGH AND THE ERASURE OF ANTISEMITISM

PITTSBURGH AND THE ERASURE OF ANTISEMITISM

MICAH THAU


The continuous shoving of antisemitism to the sidelines is not only hurtful but it flies in stark contradiction to the facts.

Police near the “Tree of Life” synagogue in Pittsburgh. (photo credit: REUTERS)

On October 27, the Jewish American safety bubble was abruptly shattered with the deafening bang of an AR-15 and the gunning down of 11 Jews praying at the Tree of Life synagogue in Pittsburgh. 

In the immediate aftermath, some on the Left blamed the attack on the president’s rhetoric, claiming that it emboldens white nationalists. The president, on the other hand, suggested that the lack of an armed guard endangered the synagogue. And some, like British lawmaker Jenny Tonge, unsurprisingly blamed Israel.

Yet, while many are busy finger pointing, there is a quiet debate being carried out under the surface that is equally important, and that is whether to use the word antisemitism in describing the terrorist attack. 

Antisemitism is defined by Google as: “Hostility to or prejudice against Jews.” Under that simple definition it would seem self evident that a mass murderer who runs into a synagogue yelling “All Jews must die!” as he slaughters innocent Jewish civilians should be called antisemitic. Yet, one may notice from a cursory glance at several condemnations of the attack that the word antisemitism is eerily absent. UC Berkley, for instance, referred to the shooting as a “hate-driven incident” and Columbia University initially failed to mention Jews at all. Similarly, other institutions and activists used vague and broad language in describing the motives for the attack.  

The choice to erase antisemitism from the discussion is a calculated one. In fact, the British Labour Party recently voted down a motion condemning the attack precisely because of its reference to antisemitism. This deliberate evasion is part of a coordinated effort to convince Jews that antisemitism is dead.    

The argument itself relies on the idea that Jews’ economic and social prosperity warrants their removal from the list of oppressed peoples. This is due to the progressive doctrine that economic and social power are intrinsically tied to systems that are themselves prejudiced against certain groups of people. Thus, success within such a system automatically places one as part of the system. Because social and economic power are indicators of acceptance, Jews, who are undeniably successful in American society, cannot be victims of antisemitism.
    
However, antisemitism historically has always behaved in a different manner than other brands of prejudices. Indeed, it has been in the midst of the utmost Jewish prosperity that the ugly face of antisemitism has reared its head and where the greatest Jewish tragedies have occurred, including the Inquisition and the Holocaust. 

Today is no different. In 2016 the FBI found that Jews were targets of more hate crimes than any other minority group in the United States and last year the Anti-Defamation League reported a nearly 60% increase in antisemitic incidents. Evidently for Jews, progressives’ outcome-tied perspective on bigotry fails to be an accurate barometer. Jews are the outlier – fortunate yet despised, the ultimate progressive oxymoron. 

Unfortunately, instead of admitting the flaws inherent in the tying of prejudice to social and economic stature, progressives have chosen instead to do something far worse: erase Jewish peoplehood altogether. At the core, there has been a profound but silent re-framing of Jews as those only belonging to a particular faith. Under this standard, a Jew could, in theory, reject Judaism and not be considered a Jew. This would make Jews only a religion rather than an ethnic group with a shared history and tradition. Moreover, it means antisemitism, an ethnic word, is obsolete because hatred against Jews revolves around practice rather than ancestry.  

Yet, even a superficial analysis of modern antisemitism shows this is false. Hitler, for example, targeted Jews who had assimilated, employing a genetic table to determine what level of Jewish ancestry was “criminal” in nature. Moreover, the age-old tropes painting Jews as manipulative and greedy continue to surround modern Jewish antisemitic targets regardless of their practice. From kippa-clad right-wing hero Ben Shapiro to secular liberal billionaire philanthropist George Soros, no Jew is safe. 

It is true that some Jews are converts and their Judaism is not inherited by blood, but rest assured, Robert Bowers shot up a synagogue because it was a gathering of Jews, not because it was a form of religious expression. As he said clearly: “All Jews must die.” 

This is to say, Jews find themselves without true defenders. 

While the president did refer to the attack as antisemitic, during the bulk of his presidency he has been willing to turn a blind eye to a brand of white supremacy surfacing in his base that is unsurprisingly hostile to Jews. One can hardly forget Trump’s assertion that there was blame on “both sides” following a neo-Nazi rally in Charlottesville, Virgina, that featured chants such as “Jews will not replace us.” 

Meanwhile, the far Left, while they are willing to fight “hate,” refuse to accept the existence of antisemitism, much less use the word. This is unacceptable.  

The continuous shoving of antisemitism to the sidelines is not only hurtful but it flies in stark contradiction to the facts. 

It is high time to wake up and smell the swastikas. The uncomfortable conundrum of the Jew not fitting into a particular progressive agenda does not justify the systematic sidelining and, more importantly, the erasure of antisemitism. An antisemitic far Right and a Left that remains in denial is a toxic combination for the American Jew. 

It is incumbent on all sectors of society to condemn the attack in Pittsburgh in clear and unabashed terms as an antisemitic terrorist attack. The word to describe the sentiment behind the attack is not “hate,” “prejudice,” or “racism.” The word is “antisemitism.” Use it.   


The writer is an author of the Eshel Pledge, has written in the Los Angeles Jewish Journal and has a blog for the Times of Israel. He recently immigrated to Israel and lives in Modi’in as he prepares to enlist as a lone soldier in the IDF. 


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com

 


WOMEN’S MARCH CO-FOUNDER CALLS ON PEERS TO STEP DOWN OVER ANTISEMITISM

WOMEN’S MARCH CO-FOUNDER CALLS ON PEERS TO STEP DOWN OVER ANTISEMITISM

JTA


Tamika Mallory, National Co-Chair, Women’s March, addresses the audience during the opening session of the three-day Women’s Convention at Cobo Center in Detroit, Michigan, US, October 27, 2017. (photo credit: REUTERS/REBECCA COOK)

Women’s March co-founder Teresa Shook called on its current organizers to step down Monday, saying they “allowed anti-Semitism.”

In a Facebook post, Shook said Bob Bland, Tamika Mallory, Linda Sarsour and Carmen Perez “have steered the Movement away from its true course.”

“In opposition to our Unity Principles, they have allowed anti-Semitism, anti-LBGTQIA sentiment and hateful, racist rhetoric to become a part of the platform by their refusal to separate themselves from groups that espouse these racist, hateful beliefs,” Shook wrote.

The controversy surrounding the Women’s March arose from Mallory’s ties to anti-Semitic Nation of Islam leader Louis Farrakhan. Earlier this year, Mallory was criticized for not speaking out after she attended an event during which Farrakhan said “the powerful Jews are my enemy” and accused “Satanic Jews” of having a “grip on the media.”

The organizers later said Farrakhan’s statements “are not aligned with the Women’s March Unity Principles,” but also defended Mallory against criticism.

Farrakhan has a history of making anti-Semitic, homophobic and transphobic statements. Last month he was widely criticized, including by Chelsea Clinton, for a tweet that compared Jews to termites.

Following the 2016 presidential election, Shook created the Facebook event that eventually turned into the Women’s March on Washington. She became one of several Women’s March co-founders, including Bland, Vanessa Wruble and Evvie Harmon. Wruble recruited Sarsour, Mallory and Perez to serve as co-chairs of the movement, alongside Bland.

Earlier this month, actress Alyssa Milano cited the organizers’ stance on Farrakhan as a reason she won’t speak at the next Women’s March.

Sarsour, a Palestinian American, has come under fire in the past several days for appearing to criticize American Jewish liberals for putting their support for Israel ahead of their commitment to democracy. Some said her comments echoed charges that Jews have divided loyalties.

“Accusing Jews of dual loyalty is one of the oldest and most pernicious antisemitic tropes,” the American Jewish Committee wrote in a tweet.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com