Lidia Domańska z Koalicji Antyfaszystowskiej: Nie musisz bić się z faszystą na pięści
Wiktoria Bieliaszyn
Lidia Domańska: Na Kolorowej Niepodległej anarchiści i antyfaszyści własnymi ciałami odgradzali pokojowych liberałów od agresywnych nacjonalistów. My chroniliśmy ich, żeby nie dostali płytami chodnikowymi (Fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta)
Jeżeli wspierasz kobiety, dajesz równe płace w swojej firmie, jesteś antyfaszystą. Jeżeli wspierasz niepełnosprawnych, żeby mieli równe szanse – jesteś antyfaszystą. Za każdym razem, kiedy stajesz po stronie skrzywdzonego albo dajesz komuś szansę – jesteś antyfaszystą.
Lidia Domańska – działaczka ruchów antyfaszystowskich, feministycznych, pracowniczych i lokatorskich. Anarchistka. Rzeczniczka Koalicji Antyfaszystowskiej
Wiktoria Bieliaszyn: „Jestem antyfaszystą” – to powinno być powodem do podziwu i szacunku, jak „jestem nauczycielem” czy „jestem architektką”. Ale antyfaszyści jawią się większości społeczeństwa jako dziwacy. Grupka niszowa, niebezpieczna i niezrozumiała.
Lidia Domańska: To prawda. Samo słowo „antyfaszyzm” też nie budzi zbyt pozytywnych emocji. Może dlatego, że ma ten okropny prefiks: „anty”. Od dawna zastanawiamy się nad tym, jak je odczarować, żeby ludzie nie słyszeli tego „anty”, żeby skupiali się bardziej na samej idei i postulatach.
Termin „antyfaszyzm” jest dość pojemny.
– Bo nie chodzi o opór wobec dosłownego faszyzmu, tylko o sprzeciw wobec ideologii faszystowskich, rasistowskich, ksenofobicznych, szowinistycznych. Czyli wszystkich, które głoszą, że ludzie nie są równi: czy to ze względu na kolor skóry, płeć, wiek, orientację seksualną, pochodzenie, klasę społeczną, czy posiadanie niepełnosprawności.
Może nie każdy odnajdzie się we wszystkich tych grupach, ale w którejś z nich albo nawet w kilku – na pewno. Właściwie dlaczego antyfaszyści uchodzą za dziwaków i muszą walczyć o odczarowanie antyfaszyzmu?
– Myślę, że wiąże się to z tym, że my bardzo często mówimy, że wszystkie ideologie, które są w jakiś sposób wykluczające, są powiązane z kapitalizmem, a bycie antykapitalistą nie jest dzisiaj zbyt modne. Zgoda, coraz więcej mówi się o wypaczeniach turbokapitalizmu czy globalizacji, ale generalnie zakłada się, że kapitalizm i tak jest najlepszym systemem ekonomicznym. A my twierdzimy, że on jest bardzo mocno powiązany z faszyzmem.
Antyfaszyzm jest dość pojemny. To sprzeciw wobec ideologii faszystowskich, rasistowskich, ksenofobicznych, szowinistycznych Fot. Jaap Arriens/Sipa USA/East News
Bo trudno w nim o równość?
– Bo dąży do podziałów. To ciągłe wspieranie bogatszych kosztem biedniejszych, wspieranie tych, którzy są w jakiś sposób uprzywilejowani kosztem nieuprzywilejowanych. Kapitalizm żywi się podziałami, chociażby klasowymi. Skrajna prawica dzięki tym podziałom wygrywa, bo jej się udało, w przeciwieństwie do mainstreamowej lewicy, zagospodarować umysły nizin społecznych, ludzi, którzy zostali w jakiś sposób wykluczeni przez przemiany gospodarcze. Wśród polskich imigrantów w Wielkiej Brytanii czy w Skandynawii skrajnie prawicowa ideologia jest bardzo popularna.
I przez to później możemy usłyszeć, że polscy imigranci zarobkowi w Wielkiej Brytanii są przeciwni imigrantom. Polacy czują się lepsi od innych?
– Pływamy w bagienku, które powstało w dużej mierze na gruncie historycznym. Przeciętny Polak wie, że jego naród był gnębiony przez zaborców, potem przez Niemców i komunistów, więc teraz czuje się lepszy i bardziej szlachetny. Również od swoich rodaków, bo on jest tego narodu lepszym przedstawicielem niż ktokolwiek inny. To znakomite podglebie dla tych, którzy zdobywają wpływy, dzieląc: „Żydzi, lewacy, feministki, komuniści, anarchiści, osoby LGBT są winni temu, że ty nie masz tak dobrze, jak ma np. Niemiec”.
Nie ma w ludziach pokory, że to może oni są w jakimś stopniu winni, bo nie wychodzą na ulice, żeby walczyć ze złym traktowaniem. Dlaczego nie walczy się z tym, że ludzi nie stać na mieszkania? Że się wyprzedaje zasoby komunalne? Że ludzie pracują na śmieciówkach? Że nie mają prawa do urlopu? Że trzeba w kolejce czekać pięć lat na zabieg?
Ludzie nie wychodzą na ulice, żeby powiedzieć: „Sprawdzam cię, panie pośle X, panie pośle Y, panie pośle Z, panie ministrze, panie premierze, panie prezydencie, bo to wy powinniście o to wszystko zadbać”, tylko wymyślają sobie jakichś sprawców tych wszystkich problemów. Obwiniają siebie nawzajem, a najczęściej tych, którzy się czymś od nich różnią. Zdarzało mi się słyszeć od eksmitowanych mieszkańców warszawskich kamienic, ofiar nielegalnej reprywatyzacji, że oni chcieliby mieszkanie socjalne w miejscu, gdzie nie ma innych mieszkań socjalnych: „Bo ci z socjalnych to jakaś patologia”.
Ale swoje pewnie zrobił też czarny PR. Od ładnych paru lat media przedstawiają antyfaszyzm jak ekstremę. Antyfaszyści biją się z faszystami – taki przekaz nasuwa skojarzenia z ustawką kibolską albo leczeniem dżumy cholerą.
– To prawda, chociaż jeśli dążenie do wolności jednostki i do upowszechniania pomocy wzajemnej jest ekstremum, to coś jest chyba nie tak z tym światem. Równość i wolność powinny być postrzegane jako prawa człowieka: człowiek ma prawo nie być dyskryminowany, czuć się równy, wolny i ma prawo liczyć na pomoc społeczeństwa, w którym żyje. I ze strony tych ludzi, którzy rządzą, i całej reszty, czyli sąsiadów, społeczności miejskich, dzielnicowych, swoich małych ojczyzn. My cały czas mówimy o jednym: o wolności, równości i pomocy wzajemnej.
Ten wyraźny podział można zaobserwować od 2011 r., a konkretniej od Kolorowej Niepodległej, czyli demonstracji będącej jednocześnie blokadą marszu nacjonalistów.
– Organizacja Kolorowej Niepodległej to był błąd, za który do tej pory bijemy się w pierś. Z tego powodu zresztą odeszliśmy od blokad i współpracy z liberałami.
Na Kolorowej Niepodległej były baloniki, nawoływania do pokoju, modne ciuchy, znani publicyści, popularne twarze, ale byli też anarchiści i antyfaszyści, którzy własnymi ciałami odgradzali tych pokojowych liberałów od agresywnych nacjonalistów. My chroniliśmy ich, żeby nie dostali płytami chodnikowymi, a oni później zapraszali nas do telewizji i próbowali sadzać na jednej kanapie z Bosakiem czy innym Winnickim. Bo uznali, że jesteśmy zbyt radykalni, oszukaliśmy ich, przeginamy.
Antyfaszyzm jest dość pojemny. To sprzeciw wobec ideologii faszystowskich, rasistowskich, ksenofobicznych, szowinistycznych Fot. Roberto Brancolini/Sipa/East News
Na ich usprawiedliwienie powiem, że w czasach ugruntowanych rządów Platformy nikt nie spodziewał się tak mocnego skrętu na prawo. Prawicowe partie wydawały się egzotycznym folklorem, więc dla wszystkich to było bardzo wygodne, żeby posadzić po jednej stronie Winnickiego, Bosaka czy jakiekolwiek inne osoby o skrajnych poglądach, a po drugiej kogoś uznawanego za radykalną lewicę i powiedzieć: „OK, ci nacjonaliści są niebezpieczni, bo idą z hasłami Zabić wroga! , Śmierć wrogom ojczyzny , ale ci też jacyś nie bardzo, bo zaczepni, dziwnie ubrani, eskalują napięcie”.
Ale media w sensacyjnym tonie relacjonowały zamieszki, do których doszło przy placu Konstytucji, nie tylko z abszmaku wobec „tych radykałów”. Swoje zrobiła też bardzo prozaiczna chęć napędzania oglądalności. Zawsze ciekawie jest zestawić ze sobą dwie skrajności. Chociaż trudno tutaj mówić o jakiejkolwiek trafności wyborów, bo jeśli osoby dość liberalne, takie jak Robert Biedroń czy Kazia Szczuka, są zapraszane do telewizji jako przedstawiciele skrajnej lewicy, trochę mnie to bawi. I pokazuje, jak bardzo dzisiejszy dyskurs polityczny przesunął się na prawo, skoro prawicowcy straszą Polaków hasłami: „Przyjdzie Robert Biedroń i wprowadzi komunizm”.
Dziś dominuje przekonanie, że to PiS zaczął romansować z ONR-em i stąd te problemy. A przecież to żadna nowość, w czasach PO skrajna prawica dokazywała tak samo.
– Jak najbardziej. Kiedy nacjonaliści napadli na squat „Przychodnia” w 2013 r., rzucali płyty chodnikowe i race w dom nie tylko anarchistów czy antyfaszystów, ale też lokatorów eksmitowanych przez machinę reprywatyzacyjną, obcokrajowców w trudnej sytuacji życiowej, dzieci – nikt ich nie powstrzymał. A to nie były przelewki, mogli zginąć ludzie, gdyby narodowcom udało się wedrzeć do budynku.
Ale jednak coś się zmieniło. Dzisiaj narodowcy mogą robić wszystko, co chcieli robić znacznie wcześniej, a co za rządów PO w jakimś stopniu jednak utrudniała im policja. Dzisiaj można śmiało powiedzieć, że 11 listopada PiS przegrał z ONR-em ulice. Narodowcy wcale z nimi nie poszli, urządzili swój własny marsz, puszczając ten prezydencki przodem, nie stosując się przy tym do żadnych ustaleń, o których opowiadali politycy PiS-u: była i pirotechnika, i nienawistne hasła, i nacjonalistyczne flagi.
Marsz narodowców był bardzo liczny, mówi się o ponad 240 tysiącach uczestników, którzy nie dołączyli do prezydenckiego marszu, choć większość pewnie głosowała na PiS.
– Dałabym sobie rękę uciąć, że co najmniej trzy czwarte z nich. Bo wielu z tych, co dołączyli do narodowców, wybiera w swoim własnym mniemaniu między większym a mniejszym złem. Raz do roku przyjedziemy do Warszawy okazać swoje niezadowolenie, wykrzyczeć oglądanym na co dzień w telewizji elitom, że jesteśmy wściekli, ale jak przyjdzie co do czego, to zagłosujemy jednak na tych bardziej przewidywalnych. Liczby mówią same za siebie: narodowcy myślą, że stoi za nimi pół Polski, a w sondażach dostają 1-2 proc. poparcia.
Co tych niby-narodowców najbardziej denerwuje?
– Mit „od zera do milionera” i przekonanie, że każdy sam jest kowalem własnego losu. To, że ciężka fizyczna praca oznacza wyzysk, niską pensję. Wyborcy PiS, którzy nie poszli z PiS, tylko z narodowcami, chcą pokazać, że mają dość bycia „niezaradnymi życiowo”.
Pretensje brzmią podobnie do tych zgłaszanych przez antyfaszystów, a jednak na marszu antyfaszystowskim, choć bardzo w tym roku licznym, było raptem 8 tysięcy osób.
– Bycie ideowcem jest trudne, wielu moich czterdziestoletnich dzisiaj znajomych, z którymi kiedyś chodziłam na te same demonstracje i narzekałam na kapitalizm, dzisiaj pracuje w dużych firmach i korporacjach. W pewnym momencie ludziom włącza się pragmatyzm: „Dobra, mam to gdzieś. Życie jest jedno, idę robić pieniądze”.
Proporcja zmieniła się też po Kolorowej Niepodległej. My mieliśmy stałe 3-5 tysięcy, a u nich to lawinowo zaczęło rosnąć.
Decyzja Hanny Gronkiewicz-Waltz o delegalizacji marszu wzbudziła entuzjazm w części liberalnej i lewicowej bańki, antyfaszystów i anarchistów jednak nie ucieszyła.
Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com