Archive | 2018/11/26

Jeszywas Chachmej Lublin

Jeszywas Chachmej Lublin

Stanisław Obirek


Lublin przetrwał pożogę wojenną, ale jego żydowska dzielnica została całkowicie zniszczona. Jednak miasto nie było rozpieszczane przez powojennych gospodarzy i powoli niszczało.

W każdym razie takim go zapamiętałem z dawnych wypraw. Starówka raczej odstraszała niż zachęcała. Owszem, kościoły trzymały się mocno, nawet w najmniej sprzyjającym zabytkom okresie. Wierni nie szczędzili ofiar i pojezuicki kościół, który stał się katedrą zachwycał bogactwem barokowych fresków, podobnie dominikański zaułek przy Złotej intrygował gotykiem wzbogaconym barokowymi i dosłownie złotymi ołtarzami.

Dzisiaj, dzięki unijnym dotacjom, również okolice kościołów odzyskują dawny blask. Schodząc ulicą Grodzką w kierunku zamku (słynna kaplica z bizantyńskimi freskami zawsze mnie przyciągała jak magnes; niestety tym razem nie było już biletów i musieliśmy się zadowolić spacerem po rozległym dziedzińcu zamkowym) nie sposób nie zobaczyć wizytówki dzisiejszego Lublina – Ośrodka „Brama Grodzka – Teatr NN”.

To dzieło życia Tomasza Pietrasiewicza, instytucja która jest samorządową instytucją kultury, działającą w Lublinie na rzecz ochrony dziedzictwa kulturowego i edukacji. Sama brama, zwana kiedyś również Bramą Żydowską, stanowiła przejście od Starego Miasta do dzielnicy żydowskiej, która – jak się rzekło – została całkowicie zniszczona w czasie wojny w latach 1942-43.

Jej magię próbował wyczarować przedwcześnie zmarły historyk literatury i miłośnik twórczości Brunona Schulza i Józefa Czechowicza, Władysław Panas w niedokończonej powieści „Oko cadyka”.

Z Bramą Grodzką łączę także wspomnienie jednego z ostatnich spotkań z Zygmuntem Baumanem w Polsce (potem już nie przyjeżdżał, bo młodzieżówka „prawdziwych Polaków” urządzała wszędzie gdzie się pojawił jazgot, którego wolał unikać). Tam właśnie Bauman złamał rękę wychodząc ze spotkania, bo stracił równowagę na schodach, gdy nagle skończyła się poręcz.

Tak jak obiecałem, będzie o Jeszywas Chachmej Lublin. Na stronie wspomnianego Ośrodka „Brama Grodzka – Teatr NN”, można znaleźć dokładnie opracowane hasło instytucji, o której chcę napisać:

W 1923 r. na światowym kongresie Żydów ortodoksyjnych w Wiedniu Majer Szapiro wystąpił z ideą wybudowania w Lublinie nowoczesnego gmachu jesziwy, gdzie zdobywanie wiedzy miało być wolne od trosk materialnych. Wybudowanie Jesziwy umożliwiłoby naukę wszystkim zdolnym młodym Żydom i pozwoliło wykształcić z nich rabinackie elity.

Jak się więc dowiadujemy ze wspomnianej strony:

Wybór miasta Lublina na budowę nowej jesziwy przez Majera Szapiro był nieprzypadkowy. Lublin był miastem o silnej tradycji nauczania Talmudu, w którym już od XVI wieku istniała słynna jesziwa i  mieszkali wybitni znawcy Talmudu jak np. Szalomon Szachna, uczeń Jakuba Polaka, założyciela pierwszej w Polsce jesziwy (w podkrakowskim Kazimierzu), Salomon Luria, czy Mordechaj Jaffe. W Lublinie działała ponadto jedna z pierwszych na ziemiach polskich hebrajskich drukarni, tu zbierał się Waad Arba ha-Aracot (Sejm Czterech Ziem), i prowadzili działalność słynni mistycy chasydzcy jak np.  Jaakow Icchak ha-Lewi Horowic zwany Widzącym z Lublina, dlatego usytuowanie przyszłej uczelni w mieście o tak bogatych tradycjach, wysokim odsetku ludności ortodoksyjnej oraz silnych wpływach chasydzkich, miało nawiązać do owych wielkich tradycji Lublina nazywanego „Jerozolimą Królestwa Polskiego

I tak dalej; można oczywiście cytować wiele takich historycznych smaczków, ale pozostawię je dociekliwym Czytelnikom by sami zgłębiali historię tego niezwykłego miejsca.

Ale hasło, nawet najlepiej opracowane to jedno, a osobista wizyta to zupełnie coś innego. Okazuje się, że magia miejsca działa tylko w tym drugim przypadku, choć oczywiście znajomość historii jest pomocna.

W każdym razie na mnie ta instytucja, a właściwiej jej historia zatrzymana w bryle budynku wywarła ogromne wrażenie.

Od razu chcę też powiedzieć, że przypomniała mi najlepsze wzorce katolickie, tzn. kolegia katolickie, które w równie bezkompromisowy sposób jak jesziwa rabina Majera Szapiry (w poprzednim haśle jest odnośnik i do jego bogatej osobowości) kształciły helotów sprawy katolickiej. Mimo, że nie jestem zwolennikiem prania mózgów, to jednak jeśli już podobne instytucje się zdarzają, to lepiej, by były na najwyższym poziomie.

Inna sprawa jak ich wychowankowie (nie znam podobnych instytucji kształcących kobiety) spożytkowują otrzymaną wiedzę. No ale powiedzmy, że to nie do końca jest pod kontrolą pomysłodawców. Jest też oczywiście wiele różnic między instytucjami katolickimi, kształcącymi przede wszystkim przyszłych obywateli, z których tylko nieliczni zostawali księżmi, a jesziwami dającymi głównie wykształcenie talmudyczne. Jest to jednak sprawa na oddzielny artykuł.

Ale wracajmy do tematu czyli do Jeszywas Chachmej Lublin, ogromnego budynku znajdującego się przy końcu długiej ulicy Lubartowskiej 85 w Lublinie. Dziś jest tam Hotel Ilan posiadający oczywiście własną stronę internetową, na której jest też odnośnik do synagogi i mykwy 

W tej chwili mógłbym się poczuć zwolniony z podawania historycznych szczegółów, skoro wszystko można znaleźć w Internecie. W istocie poprzestanę na kilku osobistych impresjach związanych przede wszystkim z charyzmatyczną postacią rabina Mejera Szapiry.

Wprawdzie Wikipedia podaje pisownię nazwiska Szapira, ale jednak wybieram jako bardziej miarodajną wersję leksykonu Ośrodka „Brama Grodzka – Teatr NN”, który podaje wersję Szapiro tam też zainteresowanych odsyłam. Mnie natomiast interesuje sam fenomen judaizmu ortodoksyjnego i to w wersji propagowanej przez tego przedwcześnie i bezdzietnie zmarłego rabina.

Gdy przyglądałem się planszom, pokazującym życie i dokonania Mejera Szapira, które są bogato inkrustowane jego tekstami – nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że oglądam jedno z wielu seminariów duchownych, najlepiej prowadzone przez zakon jezuitów znany z kultu pracy intelektualnej. Tak: wszędzie młodzi mężczyźni, gotowi godzinami zgłębiać tajniki judaizmu ortodoksyjnego i chronieni przed nazbyt świeckimi przedmiotami. Oczywiście również przed kobietami. Bo studia, tak uważają księża katoliccy i ortodoksyjni rabini, to sprawa przede wszystkim wybranych przez Boga do tych wzniosłych zadań mężczyzn.

Puściłem też wodze fantazji i wyobraziłem jak wyglądałby dialog chrześcijańsko-żydowski, gdyby rozwój tak wspaniale rozwijającej się uczelni żydowskiej nie został tragicznie przerwany w 1939 roku przez Zagładę polskich Żydów? Myślałem też o tym, jak to możliwe, że Stefan Wyszyński, który właśnie jako młody ksiądz latach 1925–1929 był studentem Wydziału Prawa Kanonicznego oraz Wydziału Prawa i Nauk Ekonomiczno-Społecznych Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, (stosowna tablica upamiętnia jego pobyt w Lublinie) w ogóle nie zainteresował się obecnością bogatej kultury i religii żydowskiej w tym mieście. O judaizmie i o Żydach miał pojęcia dość stereotypowe, by nie powiedzieć po prostu antysemickie.

Nie ustępował zresztą w tym innym księżom katolickim, o czym bogato zaświadcza ówczesna prasa katolicka.

No więc do spotkania nie doszło, może zabrakło wspomnianego Władysława Panasa i Romualda Jakuba Wekslera-Waszkinela, którzy – bez powodzenia zresztą – próbowali Lublinowi i Kościołowi katolickiemu przypomnieć jego żydowskie korzenie. Ich Lublin pozostał sferą marzeń. Takim niespełnionym, a właściwie urwanym marzeniem pozostała Jeszywas Chachmej Lublin.

Po prawdzie trzeba dodać, że i ultraortodoksyjni Żydzi nie interesowali i nie interesują się innymi religiami, w tym i chrześcijaństwem. W tym również przypominają większość teologów katolickich, pochłoniętych własną teologią i niezwracających uwagi na inne religie, a na judaizm patrzący tylko jak na wybrakowane chrześcijaństwo (Żydzi nie rozpoznali „czasu nawiedzenia”).

Podobnie zresztą wygląda stosunek do polityki rabinów reprezentujących ten typ judaizmu z rzymskim katolicyzmem, zwłaszcza jego polską wersją – te partie i ci politycy są dobrzy i popierani, którzy gwarantują ochronę interesów religii. Tak przynajmniej to wygląda w Izraelu, gdzie ultraortodoksi mają duże wpływy na prawicowych polityków; i w Polsce, gdzie od politycznego przełomu w 1989 roku wszystkie partie płacą trybut wdzięczności dominującemu wyznaniu.

No bo przecież nawet z największą pieczołowitością odtworzona synagoga i dzieje powstania uczelni, która zapoczątkowała zwyczaj, kontynuowany przez ortodoksyjnych Żydów do dzisiaj, czytania na całym świecie, jednej strony Talmudu dziennie, co oznaczało lekturę całego Talmudu w ciągu siedmiu lat akurat w miejscu jej powstania nie jest pielęgnowany. Sięgnijmy jeszcze raz do nieocenionego źródła, które powiada, że Mejer Szapiro: „W 1923 r., na pierwszym zjeździe Światowego Kongresu Agudas Isroel (partia ultra ortodoksyjnych Żydów działająca w międzywojennej Polsce) w Wiedniu, wystąpił z projektem nazwanym Daf Jomi (Karta Dzienna), który dotyczył ogólnoświatowego  ujednolicenia studium Talmudu Babilońskiego. Metoda polegała na studiowaniu każdego dnia jednej i tej samej karty Talmudu (dwie strony) przez wszystkich czytających codziennie Talmud Żydów po to, by czytali ten sam fragment. Okres przestudiowania całości (2711 kart) obejmował około siedem i pół roku, następnie zaczynano lekturę od nowa.” No bo któż miałby to robić?

Ale pozostaje pamięć, a raczej obowiązek pamięci tych, którzy w Lublinie mieszkają i którzy tam się, choćby turystycznie pojawiają. Być może z tego obowiązku zrodzi się poczucie nieodwracalnej utraty dziedzictwa, którego już nikt i nic nie przywróci. Choć kto wie, jak nas poinformował przewodnik miesięcznie przyjeżdża do Jeszywas Chachmej Lublin z całego świata około tysiąca uczniów…


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com

 


“Lwów non fiction. Opowieść o pogromie listopadowym 1918”

“Teraz pilnujcie sobie trupa”. Fragment książki “Lwów non fiction. Opowieść o pogromie listopadowym 1918”

Grzegorz Gauden


Grzegorz Gauden (Fot. Albert Zawada / Agencja Gazeta)

Polski Lwów wita niepodległość

W piątek 22 listopada 1918 roku, w ciemnościach nad ranem o godz. 5.30, Maurycy Ignacy Baczes, zamieszkały w sercu dzielnicy żydowskiej Lwowa przy ulicy Bóżniczej 20, róg Smoczej, usłyszał ze swojego trzypokojowego mieszkania na drugim piętrze graną na ulicy na harmonii melodię „Jeszcze Polska nie zginęła”. Potem dobiegło go bicie do bram okolicznych kamienic.

Dziesięć minut wcześniej porucznik Roman Abraham i chorąży Józef Mazanowski weszli na wieżę ratusza i wywiesili polski sztandar.

Po 146 latach Lwów był w całości w polskich rękach.

***

O wydarzeniach, które miały miejsce 22 listopada 1918 roku od godz. 7 rano w kamienicy przy ulicy Bóżniczej 20, obszerną relację złożyła w dniu 17 grudnia 1918 panna Saly Sonntag.

„(…) Rozbiwszy zamek granatem ręcznym, weszli do kamienicy, rozbili sklep, w którym było 8 worków pszenicy i 3 korce kartofli. Do naszego mieszkania wpadło około 30 legionistów, [z których…] mieli na głowach hełmy stalowe, wszyscy mieli odznaki biało-czerwone (…)”.

Napastnicy krzyczeli: „Dajcie nam złota, srebra, brylanty, miliony”, zeznała panna Sonntag, której udało się boso i w samej halce uciec na drugie piętro.

Saly Sonntag próbowała wrócić do domu, by się ubrać. Uratowała się, twierdząc, że jest Polką, służącą. „Od tego czasu jako sługa katolicka miałam wolny wstęp i 3 razy przychodziłam i wychodziłam z pomieszkania. W pomieszkaniu powstało wielkie zamieszanie. Zaczęto zrywać story, dywany perskie w salonie, makaty, narzuty na otomany, każdy z obecnych rabował i plądrował.

Między nimi była siostra miłosierdzia, średniego wzrostu, blondynka, głowa była zawiązana chustką białą ze znakiem Czerwonego Krzyża.

Szwagier mój właśnie wkładał buciki na nogi, a siostra ubierała się. Do tego pokoju wpadła grupa z feldfeblem na czele i w towarzystwie wyż. wymienionej siostry.

Feldfebel niskiego wzrostu z hełmem stalowym na głowie. Ja byłam w sąsiednim pokoju, wtem słyszałam strzał, po tym strzale i [nieczytelne – G.G.] p. Heyowie, krzyk siostry.

Po kilku minutach rozległ się strzał drugi. Również p. Heyowie podają, że owa siostra Czerwonego Krzyża krzyczała do feldfebla: strzelaj.

Każdej pani ściągała kolczyki i pierścionek. Palce siostry mojej zabitej były skręcone, bo zdjęto z jej palców pierścionki brylantowe.

Z drugiego pokoju wbiegła wtedy mała siostra Klara Sonntag – 14-letnia – upadła na kolana przed nimi, prosząc, by do niej nie strzelano. Wówczas i ją zabili, strzelając jej w usta.

I na drugi dzień widziano ją w tej pozycji leżącą z założonymi rączkami, a z usta krew się lała”.

***

Legionista w ceratowej kurtce, z rewolwerem wyglądał na lwowskiego inteligenta. Na ramieniu miał biało-czerwoną odznakę. Wysoki, silny, o czerstwej twarzy z blizną, był człowiekiem inteligentnym i należał do lepszych sfer „skoro ja, która sama gram na fortepianie, oceniam jego grę jako interesującą”. Tak Adela Neuer opisała zabójcę brata.

Trzech polskich legionistów dowodzonych przez mężczyznę w ceratowej kurtce zaatakowało dom przy ulicy Szpitalnej 21 o godz. 9 rano w sobotę, 23 listopada 1918 roku, w drugim dniu pogromu. Napastnicy wybili szyby w drzwiach i oknach mieszkania Neuera. Potem weszli do domu. Tam pianista odebrał Neuerowej biżuterię, którą chowała na piersiach, i zmasakrował kobiecie twarz kolbą rewolweru. Wybił jej zęby.

Proszony przez Neuera, aby przestał bić żonę, przerzucił się na jego teściową, staruszkę. Adela Neuer zeznała, że ona i inni obecni w mieszkaniu całowali pianistę po rękach i nogach, błagając, by nie zabijał.

Neuer też błagał o darowanie życia jemu i jego rodzinie. Pianista stwierdził, że szkoda byłoby pozostawić przy życiu tak silnego mężczyznę i że trzeba go zabić. Zanim zabił Neuera, wykrzyczał, że za zabitych trzech legionistów weźmie sobie trzech Żydów.

Pianista wyszedł na ganek i przez wybite okno zastrzelił Neuera, żołnierza armii austriackiej, który sześć tygodni wcześniej wrócił z rosyjskiej niewoli. Aby ułatwić trafienie, jeden z napastników przytrzymał Neuera.

Morderca nazwał postrzelonego skurwysynem, a kiedy ten skonał, pianista ściągnął mu z ręki ślubny pierścionek i ukradł zegarek na łańcuszku. Potem deptał ciało.

Pianista zabrał się potem do rozbijania szaf i bicia dzieci, bo krzyczały.

Błagając o litość, 14-letnia córka Neuerów odwołała się do Matki Boskiej. Wtedy okazało się, że mężczyzna w ceratowej kurtce ma na imię Jan, bowiem jego partner, który być może miał już dosyć popisu okrucieństwa, zawołał: „Chodź, Jasiu, stąd!”.

Bandyci przeszli do mieszkania, w którym był fortepian. Po recitalu i męskich tańcach napastnicy poszli na drugie piętro. Tam schroniły się inne kobiety z kamienicy. Pianista z kolegami obrabowali je z biżuterii i pieniędzy.

Na koniec pianista powrócił do mieszkania, w którym leżały zwłoki Neuera, i znowu pastwił się nad nimi.

Opuszczając mieszkanie z dwoma plecakami wypełnionymi zrabowanym majątkiem, rzucił do kobiet i dzieci: „Teraz pilnujcie sobie trupa”.


Fragmenty książki „Lwów non fiction. Opowieść o pogromie listopadowym 1918”, która ukaże się w przyszłym roku.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com

 


‘LET US GROW QUIETLY’

‘LET US GROW QUIETLY’

YITZHAK ELDAN


Rivlin hosted a bar- and batmitzvah event for children of families affected in terrorist attacks.. (photo credit: MARK NEIMAN)

Israeli children from all over the country have recently joined an unprecedented march initiated by the children of the Gaza envelope under the slogan “Let us grow quietly!”

Since Israel’s 2005 disengagement from the Gaza Strip, the residents of the Gaza envelop have been living under fire of terrorist organizations from Gaza: rockets, terrorist tunnels, booby traps, burning fields and tires and more.

The children of Gaza envelope haven’t had a day or night without fear of “Color Red” alerts, fear of being killed in their homes by rocket attacks or infiltration of terrorists into their communities.

The Israeli children of the Gaza envelope are denied all basic rights as described by United Nations: the right to a normal life, the right to security, the right to go to school and the right to play outside without fear, the right to sleep peacefully in a regular room not in a shelter, the right to live without missile alerts on a daily basis and the right to breathe fresh air and not the thick smoke of burning tires.
Today, November 20, Universal Children’s Day, marks the anniversary of the day that the UN Assembly adopted the Declaration of the Rights of the Child in 1959 and the Convention on the Rights of the Child in 1989.

On this day, while we identify with the suffering of children all over the world, we must remind the international community that it should look with empathy to the plight of the Israeli children.

How long will those responsible for the implementation of the Convention on the Rights of the Child at the United Nations, UNICEF and Save the Children remain silent? They should care for all children equally – Israeli children as well as Palestinian children.

Today, on International Children’s Day, our heart goes to the suffering of all children of the world – and certainly to the ones who are subject to daily indiscriminate rocket attacks: the Israeli children.

The writer is a former ambassador and head of Israel’s young ambassador school.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com