Archive | 2018/11/27

Zbąszyń, preludium do zagłady. 17 tys. Żydów trafiło z Niemiec do Polski

Zbąszyń, preludium do zagłady. 17 tys. Żydów trafiło z Niemiec do Polski

Agnieszka Hreczuk


Zbąszyń, 29 października 1938 r. Polscy Żydzi tuż po deportacji z Niemiec zgromadzeni na terenie ujeżdżalni koni w dawnych koszarach wojskowych. (Domena Publiczna)

Mogli zabrać tylko 10 marek i parę rzeczy do walizki. Bez wyjaśnienia, wśród krzyków wyprowadzili ich z domów, zapakowali do ciężarówek i zawieźli na dworzec. Tam wsadzili do pociągu. Na wschód

Była piąta rano, ciemno, zimno. Podobno tego dnia mżył deszcz. Walili w drzwi, policja albo gestapo. Sąsiedzi? Wyrwani ze snu pewnie wyglądali przez okna i uchylone drzwi, nie rozumiejąc, co się dzieje. A może rozumieli dobrze. Może współczuli, a może czuli satysfakcję. Podobno, wspominał jeden z deportowanych, ktoś krzyknął: „Jeszcze wrócicie!”. Odważny.

29 października 1938 r. podczas tzw. Polenaktion z Niemiec do Polski deportowanych zostało 17 tys. Żydów z polskimi paszportami.

Niemieccy Żydzi z Polski

– Jak musiał się wtedy czuć ojciec – zastanawia się Jaqueline Hopp, patrząc na zdjęcie szczupłego, przystojnego nastolatka, młodszego niż dziś jej córka. – Wystraszony, niepewny, zagubiony. Nagle wyrwany z własnego życia. Straszne.

Jaqueline, rocznik 1956, siedzi w salonie swojego domu w prestiżowej berlińskiej dzielnicy Grunewald. Wokół ambasady, konsulaty, kancelarie adwokackie. Grunewald kojarzy się z luksusem i wyższą klasą średnią – lasy, jeziorka. Idylla. Na stacji kolejki miejskiej niewielki pomnik: stąd deportowano berlińskich Żydów do obozów w okupowanej Europie Wschodniej. O tym Jacqueline Hoppe wie, jak większość berlińczyków. Nie wiedziała jednak, że kiedy w czasie wojny z Grunewaldu odjeżdżały pociągi z niemieckimi Żydami, jej rodzina deportację na wschód dawno miała już za sobą.

Gerhard Klein, ojciec Jaqueline, miał w 1938 r. 18 lat. Urodził się w Berlinie tak jak jego o pięć lat starszy brat Werner. Ich ojciec Heinrich do stolicy Niemiec przyjechał z małej miejscowości niedaleko Oświęcimia. Wtedy ta nazwa żadnych skojarzeń nie budziła. W tym czasie to Austro-Węgry, Heinrich był poddanym cesarza Franciszka. Obcokrajowcem. W Berlinie to jednak nie problem, Heinrich otwiera tu zakład jubilerski, żeni się z Liną Croner, urodzoną w Wielkopolsce obywatelką Niemiec. Po wyjściu za mąż za cudzoziemca Lina traci jednak obywatelstwo – tak stanowi prawo. Wkrótce rodzą im się synowie.

W 1918 r. odradza się Polska. Oświęcim staje się polskim miastem, a Heinrich automatycznie polskim obywatelem, podobnie jak Lina i ich synowie, choć chłopcy nigdy w Polsce nie byli ani nie znają języka. Czują się berlińczykami.

– W domu dziadków po polsku na pewno się nie mówiło – Jaqueline Hopp jest tego pewna. – Po niemiecku, może trochę w jidysz, ale nie po polsku. To była niemiecka żydowska rodzina.

Takich jak Kleinowie – Żydów z polskim obywatelstwem – było w Niemczech około 100 tys. Poza paszportem z Polską mieli mało wspólnego. Większość do Niemiec przybyła jeszcze przed odzyskaniem przez nią niepodległości, na początku XX, a nawet pod koniec XIX w. – z Wielkopolski, wówczas części Niemiec, albo z biednej Galicji. Tu zakładali rodziny z emigrantami jak oni albo z miejscowymi Żydami czy Niemcami. Z Polską nie łączyło ich nic, często nie znali nawet języka. Od sąsiadów odróżniał ich jedynie brak dokumentów niemieckich. Polskie obywatelstwo uzyskiwali automatycznie, na podstawie prawa, które stanowiło, że otrzymują je osoby urodzone na terytorium II RP oraz ich dzieci. Figurowali w spisach polskich przedstawicielstw w Niemczech, a władzom II RP zależało, by Polonia w Niemczech była jak najliczniejsza.

Ośmioletni Gerhard Klein na zdjęciu z 1930 r. gra w sztuce Ericha Kästnera ‘Emil i detektywi’. Archiwum prywatne

Pierwsza deportacja na wschód

W domowym albumie Jaqueline Hopp wśród paru przedwojennych zdjęć jest podobizna małego, słodkiego blondynka w drucianych okularkach. Filmowe materiały prasowe z premiery filmu znanego reżysera Maxa Ophülsa. To Gerhard Klein: Wygadany, pewny siebie – po prostu stuprocentowy berlińczyk – zachwyca się w 1932 r. recenzent „Kuriera Filmowego” 12-letnim Gertim. Chłopiec gra w teatrze, występuje regularnie w niemieckim radiu. Jest naturalny, ma świetną dykcję, dobrą pamięć. Wszechstronnie utalentowany – zbiera pochwały. Rok później, gdy Hitler dojdzie do władzy, Gerti dostanie zakaz występów jak inni żydowscy aktorzy.

Miał szansę zostać znanym aktorem, gdyby nie nazizm – pisze Max Ophüls po wojnie w dokumentach, które ojciec będzie składał w sprawie odszkodowania za skonfiskowane mienie rodziny. Jaqueline przeczyta to zeznanie dopiero w 2018 r. na wystawie poświęconej deportowanym.

„Stuprocentowego berlińczyka” Niemcy deportują wraz z rodziną. Jako Polaków. Chcą się pozbyć Żydów, własnych obywateli jeszcze nie mogą, więc najpierw deportują tych z obcymi paszportami. Posiadacze polskich to grupa nie tylko największa, ale też najłatwiejsza do wydalenia: Polska jest tuż obok, a granica z nią – długa. To pierwsza masowa deportacja Żydów na wschód. W ciągu dwóch dni, 28 i 29 października 1938 r., Niemcy aresztują 17 tys. Żydów w całym kraju, natychmiast pakują ich do pociągów (wtedy jeszcze osobowych) i wysyłają na polską granicę. Żydzi mogą wziąć tylko 10 marek i trochę ubrań. Data nie jest przypadkowa – trzy miesiące wcześniej odbyła się konferencja w Evian we Francji, gdzie państwa Zachodu odmówiły przyjęcia uchodźców żydowskich z Niemiec. Polska również ich nie chciała, nawet jeśli byli jej obywatelami.

Zdążyć przed końcem października

W marcu 1938 r. w obliczu emigracji Żydów z Niemiec i przyłączonej do nich Austrii (gdzie też mieszkało dużo Ostjuden) Polska uchwaliła ustawę o utracie obywatelstwa. Mieli je stracić właściciele polskich paszportów, którzy po odzyskaniu przez Polskę niepodległości ponad pięć lat przebywali za granicą, nie mieli z nią powiązań i przez pół roku nie uzyskali w placówce konsularnej specjalnej adnotacji w paszporcie. Pół roku mijało pod koniec października. Bezpaństwowców trudniej wydalić, więc do tego momentu Żydzi z polskimi paszportami musieli się znaleźć za granicą III Rzeszy. Deportowano ich z zaskoczenia.

– „Polenaktion” to próba generalna przed Holocaustem – mówi Alina Bothe z Wolnego Uniwersytetu w Berlinie. – Po raz pierwszy zostają wydaleni Żydzi jako tacy. Po raz pierwszy kolej Rzeszy podstawia specjalne pociągi. Po raz pierwszy ludzie zostają wywiezieni na wschód.

Te rozwiązania zastosują potem do masowych deportacji do gett i obozów zagłady na okupowanych terytoriach. Alina Bothe postawiła sobie za cel przypomnienie, jak się zaczęło. W Centrum Judaicum w Berlinie otworzyła wystawę „Ausgewiesen!” (Wydaleni). – Przecież to byli berlińczycy, ludzie stąd, a nikt o nich nie pamięta – tłumaczy. Wraz z zespołem i studentami przez kilka lat szukała śladów po wywiezionych polskich Żydach. Sprawdzali przedwojenne metki w garniturach, rachunki sklepowe, księgi rachunkowe, powojenne zeznania ocalałych członków rodzin, które ubiegały się o odszkodowania za skonfiskowane mienie. Aby uzasadnić roszczenia, musiały przedstawić mapy, plany, zdjęcia, pocztówki, listy. Odszkodowania dostało niewielu. Niemieckie władze uznały, że chodziło o obcych obywateli, więc deportacja nie była złamaniem prawa. Nie wieźli ich przecież do komór gazowych. Nic się nie stało.

Zdany egzamin zbąszynian

– Tu była granica. Tam Niemcy, tu Polska – opowiada Wojciech Olejniczak, artysta i historyk z zamiłowania, zbąszynianin. – Stamtąd niemieccy policjanci gnali z bronią te tłumy Żydów. W 1938 r. miasteczko miało 4,5 tys. mieszkańców. I dworzec. Reprezentacyjny, dużo za duży na potrzeby mieszkańców. Ale Zbąszyń to pierwsze miasto za granicą niemiecką, na trasie kolejowej Berlin – Warszawa. Władze przyjmowały tam zagraniczne delegacje. Życie w mieście kręciło się wokół granicy: hotele, restauracje, firmy spedycyjne. Żydów tu prawie nie było. Za to był antysemityzm, jak wszędzie.

W Zbąszyniu znalazła się większość deportowanych Żydów – nawet 8 tys. – mężczyzn i kobiet, dorosłych i dzieci. W pierwszych dniach niektórym udało się wjechać dalej, do rodzin w głąb Polski. Potem władze zamknęły miasto.

Deportowani, w większości bez pieniędzy, odzieży, przedmiotów codziennego użytku, mieszkali w starych wojskowych stajniach, szkole, młynie. Bogatsi wynajmowali pokoje u mieszkańców, którzy okazali im pomoc.

– Polski rząd nic nie zrobił, zawalił sprawę – ocenia Wojciech Olejniczak. – Wszystko zrzucił na barki mieszkańców. A ci zdali egzamin. W tej masie widzieli nie tylko Żydów, ale też po prostu ludzi w beznadziejnej sytuacji, z którymi coś trzeba zrobić.

Pomagały organizacje żydowskie. W mieście powstały: żydowski szpital, szkoła, chór i klub sportowy, który rozgrywał mecze piłki nożnej z miejscowymi. Organizowane były kursy stolarskie czy krawieckie. Wszystko po to, by deportowani mogli się czymś zająć. Pracowali i czekali na wizy do Stanów, Anglii i Szwecji. Do tej ostatniej uda się ze Zbąszynia wysłać kilkudziesięcioro dzieci. Przeżyją wojnę.

Okradzeni z domu

Rodzina Kleinów zostawiła w Berlinie sklep jubilerski, ale ojcu udało się zabrać ze sobą w tajemnicy i wbrew zakazowi trochę biżuterii. Dzięki temu wynajęli pokój. Starali się wyjechać do USA, ale Ameryka Żydów nie chciała. Synom udało się w zimie nielegalnie uciec do Palestyny, najpierw młodszemu Gerhardowi, potem Wernerowi. Tyle wie Jaqueline Hopp. Ojciec nie mówił o deportacji i Zbąszyniu przez 50 lat. W domu zresztą w ogóle nie mówiło się o wojnie – jak w wielu żydowskich rodzinach. – Wiedziałam, że mama przetrwała w ukryciu w Berlinie, że tata przez Polskę wyjechał do Palestyny, ale jak – nie mówił. A ja nie pytałam.

Jaqueline po raz pierwszy dowiedziała się o tych wydarzeniach, kiedy do ojca przyjechali filmowcy kręcący film „Shoah” Claude’a Lanzmanna. Gerhard Klein, opowiadając przed kamerą, gestykulował i prawie krzyczał. Czasem się krztusił i głos mu się łamał.

– To dla niego była tragedia: niepewność, bieda, wyrwanie ze swojego życia – opowiada Jaqueline. Dla tych, którzy przeżyli Holocaust, „Polenaktion” zbladła w porównaniu z komorami. Wtedy jednak, jesienią 1938 r., Żydzi, którzy znaleźli się w Zbąszyniu, przeżyli tragedię: stracili dom, cały dorobek i przede wszystkim dotychczasowe życie. Bez powodu zostali potraktowani jako przestępcy.

Utrzymany w tym duchu list pisze do przebywającego we Francji Herszela Grynszpana jego kuzynka, która wraz z rodziną również została deportowana do Zbąszynia. Kartka pocztowa, datowana na 31 października, po czterech dniach dociera do 17-letniego polskiego Żyda. Trzy dni później Grynszpan strzela w niemieckiej ambasadzie w Paryżu do jej pracownika Ernsta vom Ratha. Dwa dni później vom Rath umiera, a w Niemczech dochodzi do pogromów Żydów podczas nocy kryształowej. [Więcej o Herszelu Grynszpanie – obok]. Świat zapomina o „Polenaktion”.

O sprawie deportowanych Żydów rozpisywała się polska prasa, zajmowała się nią też dyplomacja. Rząd polski miał nadzieję, że Hitler zmieni zdanie, a potem usiłował skłonić go do tego, by Żydzi mogli wywieźć z Niemiec swoją własność. Ostatecznie władze III Rzeszy wydały jednorazowe pozwolenia na wjazd przedstawicielom rodzin. W ciągu kilku tygodni mieli sprzedać majątek i przewieźć dobytek. W praktyce majątek zbywali po mocno zaniżonych cenach, a większość dobytku zniknęła.

Niektórzy usiłowali się ukryć w Niemczech albo uciec na Zachód. Złapanych zamykano w obozach, a wielu z tych, którym się udało, znalazło się w nich już po agresji Niemiec na Francję, Holandię i Belgię.

Urwany trop

Obóz w Zbąszyniu został zlikwidowany pod koniec maja 1939 r. Deportowani, którzy nie dostali wiz zagranicznych, nie mieli pieniędzy ani rodziny, która by ich przyjęła, wjechali do Polski. Heinrich i Lina Kleinowie osiedli w Krakowie. Ślad po nich urywa się jesienią 1942 r. w Częstochowie. Po Heinrichu pozostało zdjęcie z dwoma synami w Zbąszyniu, które zrobili prawdopodobnie na pożegnanie przed ich ucieczką do Palestyny. Po Linie nie zostało nic. 29 października tego roku dostała swój Stolperstein, pamiątkowy kamień wmurowany w bruk przed domem przy Keibelstrasse, niedaleko Alexanderplatz, skąd zostali wywiezieni w 1938 r. Lina, Heinrich, Gerhard i Werner, ofiary „Polenaktion”. Dla Jaqueline to ważne: – Dziadkowie nie mają grobów. To jedyne miejsce, które o nich przypomina.

Jaqueline Hopp, córka Gerharda Kleina, ogląda w berlińskim Centrum Judaicum wystawę ‘Ausgewiesen!’ (Wydaleni) poświęconą Żydom deportowanym jesienią 1938 r. z hitlerowskich Niemiec Materiał prywatny

Gerhard Klein po wojnie wrócił do Niemiec, do ocalałej ciotki. Poznał przyszłą żonę, zakochał się i został. Czuł się tu jak w domu, mimo ciemnej przeszłości. Grał już tylko sporadycznie – za to kupił małe kino w Berlinie Zachodnim, niedaleko Wolnego Uniwersytetu. Dbał o ambitny program, organizował spotkania z reżyserami. Capitol stał się kultowym kinem dla kilku pokoleń studentów. Za swoją pracę dostał Federalny Krzyż Zasługi, najwyższe cywilne odznaczenie. W 1962 r. stał się obywatelem Niemiec. Po raz pierwszy w życiu.


Wystawa „Ausgewiesen!” o losach polskich Żydów jest otwarta do końca lutego w berlińskim Centrum Judaicum


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com

 


Czech President Miloš Zeman, Calls for European Solidarity With Jewish State

Israel’s ‘Best Friend,’ Czech President Miloš Zeman, Calls for European Solidarity With Jewish State in Knesset Address

Algemeiner Staff


Czech President Miloš Zeman delivers a speech during a special session held in his honor at the Knesset in Jerusalem, Nov. 26, 2018. Photo: Reuters / Ammar Awad.

Addressing the Knesset on Monday during a visit to Jerusalem, Czech President Miloš Zeman delivered a message of “solidarity with Israel and the Jewish people.”

“[Israeli] Prime Minister [Benjamin] Netanyahu said the Czech Republic is Israel’s best friend in Europe,” Zeman noted. “I wonder, why only Europe? Anyway, I am the best friend of Israel in my whole country.”

“We Europeans… I speak about the EU, in fact, are sometimes hesitating,” Zeman said. “We sometimes are cowards. It is very impolite, isn’t it? But I am afraid it is frank. And that’s why it is necessary all the time the solidarity with Israel. Because [if we] betray Israel, we betray ourselves.”

Zeman criticized “political correctness,” and emphasized that he purposely used the term “Islamic terrorism.”

The Czech president also reiterated his support for moving his country’s embassy in Israel to Jerusalem.

“I am no dictator unfortunately, but I promise I’ll do my best,” he said in an oblique reference to opposition he has faced — both in his own country and the rest of Europe — on the matter.

In 2017, Zeman was honored with a honored with a “Warrior for Truth” award  at The Algemeiner’s annual gala in New York City.

Watch a video of Zeman’s Knesset speech below:

Projev prezidenta republiky Miloše Zemana v izraelském parlamentu Kneset, OVTV, Jeruzalém, pondělí 26. listopadu 2018

Publicerat av Miloš Zeman – prezident České republiky Måndag 26 november 2018

 


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com

 


The Israel-Palestine conflict: a brief, simple history

The Israel-Palestine conflict: a brief, simple history

Vox



The conflict is really only 100 years old.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com