Archive | January 2019

Proszę państwa do gazu

Proszę państwa do gazu

Józef Krzyk


Selekcja na Judenrampe. To tutaj, w połowie drogi między obozami Auschwitz I i Auschwitz II – Birkenau, przywiezieni pociągiem Żydzi byli ustawiani w dwóch kolumnach. Po lewej – najczęściej kobiety, dzieci oraz ludzie starsi – szli prosto do komory gazowej, po prawej – mężczyźni uznani za… (BE&W)

Większość Żydów ginęła w Birkenau w pierwszych godzinach po przybyciu. Esesmani nie zadawali sobie trudu, żeby ich dokładnie policzyć.

Transporty rosną w tygodnie, miesiące, lata. Gdy skończy się wojna, będą liczyć spalonych. Naliczą cztery i pół miliona. Najkrwawsza bitwa wojny, największe zwycięstwo solidarnych i zjednoczonych Niemiec. “Ein Reich, ein Volk, ein Führer” – i cztery krematoria. Ale krematoriów będzie w Oświęcimiu szesnaście, zdolnych spalić pięćdziesiąt tysięcy dziennie. Obóz rozbuduje się, aż się oprze naelektryzowanym drutem o Wisłę, zamieszka go trzysta tysięcy ludzi w pasiakach, będzie się zwał Verbrecher-Stadt – ” Miasto Przestępców”. Nie, ludzi nie zabraknie. Spalą się Żydzi, spalą się Polacy, spalą się Rosjanie, przyjdą ludzie z Zachodu i Południa, z kontynentu i wysp. Przyjdą ludzie w pasiakach, odbudują zburzone miasta niemieckie, zaorzą odłogiem leżącą ziemię, a gdy osłabną w bezlitosnej pracy, w wiecznym Bewegung, Bewegung – otworzą się drzwi gazowych komór. Komory będą ulepszone, oszczędniejsze, sprytniej zamaskowane. Będą jak te w Dreźnie, o których już chodzą legendy. [Tadeusz Borowski, fragment opowiadania “Proszę państwa do gazu”].

Oddalony o trzy kilometry od głównego obozu Auschwitz I – Birkenau (Brzezinka) początkowo przeznaczony był dla jeńców radzieckich, którzy zgodnie z planem Heinricha Himmlera mieli przebudować Oświęcim we wzorcowe miasteczko niemieckie. 10 tys. jeńców osadzonych w Auschwitz I skierowanych więc zostało w październiku 1941 r. do budowy baraków w Birkenau, dla 100 tys. radzieckich niewolników. Przed końcem zimy prawie nikt z budowniczych już nie żył, ale w marcu 1942 r. obóz był gotowy do przyjęcia pierwszych jeńców. Te plany pokrzyżowało powstrzymanie Wehrmachtu przez Armię Czerwoną na wschodzie. Himmler musiał też zrezygnować z marzenia o wzorcowym miasteczku, bo Hitler nakazał ograniczyć inwestycje niezwiązane z wojną.

Od spalin do cyklonu B

Po decyzji o “ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej”, czyli wymordowaniu Żydów (zapadła prawdopodobnie jesienią 1941 r.), Niemcy przystąpili do operacji “Reinhardt”. W jej ramach powstały obozy śmierci, w których zabijani byli Żydzi z Generalnego Gubernatorstwa. Do końca 1943 r. w Treblince zgładzono od 800 do 920 tys. ludzi, w Sobiborze – 250 tys., w Bełżcu (obóz ten został zlikwidowany w 1942 r.) – co najmniej 414 tys., a w Chełmnie nad Nerem (wówczas Kulmhof) – od 150 do 250 tys. W obozach tych Niemcy uśmiercali głównie za pomocą spalin wytwarzanych przez potężne silniki i doprowadzanych do komór wypełnionych ludźmi. Z czasem wszystkie te obozy zostały zlikwidowane, a niemal cały przemysł zabijania skupiony został w Auschwitz-Birkenau, gdzie w samym tylko 1944 r. – a więc w roku, w którym było już całkowicie jasne, że III Rzesza przegra wojnę – Niemcy zamordowali ok. 600 tys. osób, głównie Żydów z Węgier, Czech, Słowacji i Polski, ale też Europy Zachodniej, oraz Polaków i Romów.

W Birkenau stosowali cyklon B, środek do deratyzacji, którego twórcą, jak na ironię, był niemiecki chemik żydowskiego pochodzenia Fritz Haber (laureat Nagrody Nobla w 1918 r.). Cyklon był tani (kilogram kosztował pięć marek) i wydajny, a komendant Auschwitz Rudolf Höss obliczył, że do uśmiercenia 1,5 tys. osób wystarczy 5-6 kg. W komorach gazowych Birkenau ludzie umierali już po kwadransie, najwyżej po 20 min, ale początkowo krematoria nie były w stanie palić zwłok przez całą dobę. W sierpniu 1944 r. awarii uległa jedna z komór gazowych, dzięki czemu przeżyła część skazańców, w tym Stella Czajkowska, znana później pianistka, oraz jej matka i siostra. Niemcy, którzy mieli problem z ponownym zagnaniem ludzi do komory, bo ci już wiedzieli, że to nie łaźnia, wywieźli ich do obozu Stutthof.

Do końca istnienia obozu esesmani mieli problemy z pozbywaniem się zwłok. Początkowo zamordowanych grzebano, ale w gorące lato 1942 r. spod ziemi zaczął się wydobywać potworny smród, a rozkładające się ciała groziły zatruciem wód gruntowych, więc zarządzono ekshumację 21 masowych mogił. Więźniowie wydobywali szczątki i palili je na stosach. W tym czasie w Birkenau istniało tylko jedno krematorium, a jego wydajność była za mała do przeprowadzenia planowanej już wielkiej akcji eksterminacyjnej, która stała się możliwa wiosną 1943 r., gdy oddano cztery nowe krematoria oznaczone numerami od II do V.

Marzenie o “Kanadzie”

W Birkenau na powierzchni 140 hektarów wytyczonej na planie prostokąta stało ok. 300 budynków. Wojskowe stajnie przerobiono na baraki, a w dwóch sektorach oznaczonych jako BIa i BIb znalazły się baraki dla kobiet, które po raz pierwszy trafiły do obozu w marcu 1942 r. Sektory z barakami dla mężczyzn oznaczone zostały jako BIIc i BIId. Natomiast w sektorze BIIa była rejestracja i kwarantanna – w razie podejrzenia, że wśród nowo przybyłych ktoś choruje np. na tyfus, Niemcy kierowali zwykle całą grupę od razu do komory gazowej, nie zawracając sobie głowy oddzielaniem zarażonych od zdrowych.

Z każdego transportu po selekcji, czyli podziale na zdolnych i niezdolnych do pracy, około 70-80 proc. Żydów trafiało do komór gazowych i esesmani nie wpisywali ich do żadnej ewidencji. W 1944 r. najliczniejszą grupę (około 430 tys.) stanowili Żydzi z Węgier, a w kwietniu tamtego roku, gdy nasilenie transportów stawało się coraz większe, Niemcy, chcąc przyspieszyć mordowanie, przedłużyli tory tak, że dochodziły na teren obozu. Zdolni do pracy trafiali do baraków, a ich liczba ciągle się zmieniała, np. pod koniec sierpnia 1944 r. w Birkenau przebywało ok. 90 tys. więźniów, w większości Żydów.

W Birkenau marzeniem więźniów była praca w tzw. Kanadzie, czyli barakach, w których segregowano bagaże zamordowanych – znaleziona w rzeczach kromka chleba decydowała często o przetrwaniu następnego dnia. Najgorsze warunki panowały w sektorze zwanym “Meksykiem”, który był dopiero rozbudowywaną częścią obozu, a w nowych barakach nie było kanalizacji, wody i oświetlenia.

W sektorze BIIb od września 1943 r. znajdował się obóz rodzinny dla Żydów z Terezina (Familienlager Theresienstadt), gdzie przez kilka miesięcy panowały lepsze warunki, bo Niemcy przyprowadzali tam wizytatorów z Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. Więźniom kazali nawet pisać kartki do bliskich z informacją, że żyją (zaraz potem większość zagazowali).

Sceny z dantejskiego piekła

Drugi sektor, w którym Niemcy pozwolili mieszkać całym rodzinom (BIId), przeznaczony został dla Romów (Zigeunerlager). Ośmioletnia Else Schmidt z Hamburga trafiła tam, ponieważ miała domieszkę cygańskiej krwi po babci. Dziewczynka ocalała dzięki sympatii funkcyjnej więźniarki o imieniu Wanda – to za jej sprawą nie umarła z głodu, nie poszła do komory gazowej i nie została wysłana do doktora Josefa Mengele, by służyć za królika doświadczalnego w jego makabrycznych eksperymentach. – Wanda była moim ratunkiem, robiłam jej wianuszki ze stokrotek, ponieważ w części obozu, w którym znajdowało się krematorium, rosła gęsta trawa z koniczyną i stokrotkami – wspominała. Pewnego razu schowana w trawie zobaczyła kolumny dobrze ubranych ludzi zmierzających w stronę krematorium. Kobiety w sukniach i futrzanych płaszczach wyglądały jak gwiazdy filmowe. Nie miały pojęcia, że za chwilę umrą.

Else Schmidt zapamiętała też, jak pewnego wieczora zabroniono więźniom wychodzić z baraków, a z zewnątrz dochodziły straszne wrzaski. – Ktoś krzyknął: “Palą żywych ludzi”. Gdy drzwi się uchyliły, zobaczyłam sceny z dantejskiego piekła: koszmar, panika, kłębiący się ludzie. Któryś z dorosłych, wiedząc, że w połowie jestem Niemką, rzucił w moją stronę: “Twoi palą naszych żywcem”. Nie mieściło mi się to w głowie. “Pali się węgiel, a nie ludzi” – odpowiedziałam. Po kilku miesiącach ojciec Else zdołał ubłagać władze, by zwolniły córkę z Birkenau.

Ukryć się w tłumie

Harry Lowit, Żyd z zamożnej praskiej rodziny, miał 13 lat, gdy trafił do Birkenau. Nie obawiał się natychmiastowej śmierci, ponieważ Niemcy zrobili go gońcem. – Dzieci o wiele łatwiej adaptowały się do obozowej rzeczywistości, a ja przyjąłem do wiadomości fakt, że mieszkam za ogrodzeniem elektrycznym, uważałem, że to normalne. Oglądałem wiele publicznych egzekucji, widziałem ludzi umierających z głodu i omijałem martwe ciała – wspominał.

Podobnie pobyt w Birkenau zapamiętała Kitty Felix, która do obozu trafiła z Bielska jako 16-latka. – Aby przeżyć, niezbędna okazywała się umiejętność dostosowania się i szósty zmysł wykrywający zagrożenie. Trzeba było nauczyć się sztuki bycia niewidocznym, ukrytym w tłumie, osobą o twarzy nieznanej funkcyjnym. Kto tego nie opanował w ciągu kilku dni, był stracony.

Freddie Knoller przywieziony do Birkenau z Wiednia wspominał, jak ważne były samodyscyplina i optymizm. – Mówiłem sobie: “Przeżyję ten chaos i tę mękę, by opowiedzieć światu, co się tutaj działo, muszę przetrwać i przetrwam”. Widziałem innych, którzy o siebie nie dbali, a ja nawet zimą rozbierałem się na dworze i myłem co rano od stóp do głów. Kiedy człowiek się podda, jest stracony. Ale Knoller nie przetrwałby, gdyby od polskich Żydów nie nauczył się organizowania jedzenia: – Sprzedałem kromkę chleba za miskę zupy. Z tą miską szedłem gdzie indziej i proponowałem wymianę za dwie kromki chleba – wspominał.

Szczęście uśmiechnęło się też do Hugona Gryna, nastolatka ze Słowacji, który przeżył. – Zobaczyłem nędznie wyglądających ludzi w pasiakach i uznałem ich za pacjentów miejscowego szpitala dla umysłowo chorych. Czyścili pociągi. Jeden z nich, mijając mnie, wymamrotał w jidysz: “Masz 18 lat i masz zawód, masz 18 lat i masz zawód”. Kilka minut później miałem okazję z tej rady skorzystać. “Tischler und zimmerman” (stolarz i cieśla) – odpowiedziałem, gdy Niemiec zapytał mnie o zawód. Gryn trafił z dorosłymi mężczyznami do baraków, a jego jedenastoletni brat, matka i dziadkowie zostali odesłani w inną stronę. – Nigdy ich już nie zobaczysz – usłyszał tego samego dnia od jednego z więźniów.

Grecki transport

W 1943 r. Niemcy zamordowali w Birkenau m.in. kilkadziesiąt tysięcy Żydów z Salonik. – Nieszczęście Greczynek polegało na tym, że nie znały żadnego innego języka oprócz greckiego. Gdy przyjechały, były cudownymi dziewczynami śpiewającymi piękne pieśni. Jednak głód, ciężka praca i klimat, do którego nie przywykły, zebrały żniwo i wyginęły niezwykle szybko – wspominała Maria Ossowska z Warszawy, w 1943 r. nastolatka, która była świadkiem zagłady Greczynek.

W jednym z transportów z Grecji przyjechał 20-letni Shlomo Venezia i kiedy pociąg się zatrzymał, poczuł ulgę, bo pomyślał, że nie wydarzy się już nic gorszego od tej długiej podróży bez jedzenia i w potwornym ścisku. Wyskoczył na rampę i chciał pomóc wydostać się z wagonu matce, ale nie zdążył, bo esesman zdzielił go pałką po głowie. Kiedy się podniósł, matki już nie było i nigdy więcej jej nie zobaczył, tak jak dwóch sióstr.

Z 2,5 tys. ludzi po selekcji do obozu odmaszerowało 648 osób, pozostali poszli do komór gazowych. Shlomo dowiedział się o tym jeszcze tego samego dnia od więźnia, którego zapytał, kiedy znów zobaczy matkę. “Wszyscy, którzy nie przyszli z tobą, już uwalniają się z tego miejsca” – usłyszał. – Patrzyłem na niego i nie wierzyłem. Nie mieściło mi się w głowie, że wieziono nas z tak daleka tylko po to, żeby spalić natychmiast po przyjeździe. Podczas selekcji Shlomo powiedział, że jest fryzjerem, i został skierowany do sonderkommanda, oddziału opróżniającego komory po egzekucjach i obsługującego krematoria. Obcinał włosy zagazowanych kobiet, wyciągał z komór zwłoki. – Najgorszy był początek, wyciąganie pierwszych ciał. Zwłoki były tak splątane, zbite, jedne na drugich… Tam nogi, tu głowa. Piętrzyły się na metr, a nawet półtora w górę.

Młot “Cyklopa”

Więźniowie z sonderkommanda do ostatniej chwili towarzyszyli idącym na śmierć, ale nie wolno im było zdradzić, że zaraz umrą. Ofiary do końca miały być przekonane, że idą pod prysznic. Pewnego razu wybuchła panika, bo ktoś się jednak zorientował, o jaki prysznic chodzi, a kilku silnych mężczyzn zatarasowało przejście do komory. Strzały zaalarmowałyby ludzi z kolejnych grup, więc bunt zażegnał hauptscharführer Otto Moll, sadysta nazywany “Cyklopem”, bo miał jedno oko szklane. Złapał potężny młot i rozłupał czaszkę pierwszemu, który stanął mu na drodze, pozostali, by uniknąć jego losu, wbiegli do komory, a drzwi za nimi natychmiast zaryglowano.

Shlomo Venezia o mało sam nie padł ofiarą Molla, gdy pewnego razu, przebiegając obok niego, nie zdążył wystarczająco szybko zdjąć czapki. Esesman zdzielił go dwa razy pałką: – Wiedziałem, że muszę natychmiast wstać, bo zatłucze mnie na śmierć. Udało się, trzeciego uderzenia już nie było, pozwolił mi iść dalej. Spośród wielu ofiar, których śmierć widział Venezia, szczególnie w pamięci utkwiła mu matka z dwiema córkami wyglądającymi na dwunastolatki. Wstydziły się rozebrać przy innych. – Rozmawiałem z nimi po francusku, tak jak potrafiłem: “Madame, proszę się pospieszyć, bo Niemiec idzie, zabije was pałką”. Stanąłem plecami do nich, żeby je zasłonić, i kątem oka zobaczyłem, że wreszcie zdecydowały się zdjąć ubranie. Gdyby Niemiec zobaczył, jak się ociągają, z pewnością nie żałowałby im razów. Przynajmniej tego im oszczędziłem. Poszły za wszystkimi.

Ciała jak z ołowiu

Przy krematoriach IV i V pracował Henryk Mandelbaum, Żyd z Zagłębia Dąbrowskiego. Ocalił go przypadek, który równie dobrze mógł go kosztować życie. Gdy przyjechał do obozu, uderzył jakiegoś funkcyjnego więźnia, co zobaczył esesman i uznał, że jest wystarczająco silny, żeby pracować w sonderkommandzie. – Byłem silny, ale ciało zagazowanego stawało się ciężkie jak ołów, a skóra rwała się jak pergamin. Szukało się sposobów, by dać radę przeciągnąć trupa po ziemi, niektórzy używali lasek, a ja z łachów zrobiłem coś w rodzaju lin – opowiadał.

W szczytowym momencie Zagłady w sonderkommandzie pracowało prawie 900 więźniów. Mogli liczyć na nieco więcej jedzenia niż reszta, ale jako bezpośredni świadkowie zbrodni spodziewali się też nieuchronnej śmierci. W październiku 1944 r., gdy Niemcy zaczęli ograniczać masowe egzekucje, więźniowie z sonderkommanda, czując nadchodzący koniec, w akcie desperacji zbuntowali się i podpalili krematorium IV. Mandelbaum i Venezia byli wtajemniczeni w te plany i obaj cudem przeżyli. Mandelbaum dlatego, że w decydującym dniu został skierowany do krematorium V, a Venezia, bo jego oddziałowy kapo, sadysta niewiele lepszy od Molla, udaremnił zasadzkę więźniów z jego komanda na strażnika. Zrobił to, bo wiedział, że esesmani nie dociekaliby, kto zabił ich kolegę, lecz zgładziliby wszystkich, w tym jego.

W składającej się głównie z Żydów załodze sonderkommanda znalazł się też Antonin Daniel, młody Rom z Brna, którego zadanie polegało m.in. na odbieraniu Żydom złota przed wejściem do komory. Musiał to robić tak, by nie domyślili się, że idą na śmierć. – Mieliśmy specjalny płyn do natłuszczania palców, żeby łatwiej z nich zdjąć pierścionki, oraz małe szczypczyki do wyciągania kolczyków.

Piknik przed śmiercią

Kitty Felix, która pracowała w znajdujących się niedaleko od krematorium barakach “Kanady”, pewnego dnia obserwowała grupę prowadzoną do komory gazowej. Zanim zostali tam zaprowadzeni, przez pewien czas czekali w nieodległym lasku, gdzie dzieci zrywały kwiaty, a kobiety siedziały jak na pikniku. Potem w kolumnie ruszyli w kierunku niskiego budynku. – Z okna mojego baraku można było zobaczyć osobę w masce przeciwgazowej wchodzącą po drabinie i wrzucającą zawartość puszki do otworu w szczycie dachu, a potem szybko zbiegającą po drabinie. Nie było wiele słychać, ale dochodziły do nas krzyki. Po krótkiej przerwie pojawiał się dym z komina krematorium, a później do stawu z tyłu krematorium wrzucano prochy. Nie mogłam pojąć, dlaczego ludzie siedzący w lesie są tak spokojni, ale oni po prostu nie mieli pojęcia, że ci, którzy byli tam przed nimi, już nie żyją.

Tuż przed likwidacją obozu esesmani zabili większość więźniów z sonderkommanda, ale Venezia i Mandelbaum zdołali się wmieszać w tłum ewakuowanych więźniów. Mandelbaum uciekł podczas marszu śmierci niedaleko Wodzisławia Śląskiego, a Venezia trafił do obozu w Mauthausen, gdzie w maju 1945 r. doczekał Amerykanów.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Dreams Deferred – But Undefeated

Dreams Deferred – But Undefeated

Lesley Sachs


Though the deal is frozen, Women of the Wall’s mission was and remains to enrich the landscape of Jewish life for all

Lesley Sachs, director of ‘Women of the Wall’ being detained and arrested for wearing a tallit at the Western Wall (photo: Miriam Alster / Flash 90)

It is difficult to mourn something that never was. But here I am, considering with disappointment the potential lost, the “dream deferred,” in the aftermath of the disintegration of the Western Wall Agreement.

This week marks three years since the Government of Israel voted 15-5 in favor of executing the “Kotel Agreement” which was slated to transform the Southern Plaza of the Western Wall into a truly dignified and fully accessible place of prayer for most of world Jewry. This Agreement, the product of tireless deliberations and blueprints, provided a sustainable solution for Jews from Israel and abroad who had previously been denied full religious freedom at the Western Wall. Regulations put in place by the ultra-Orthodox, male-dominated managerial body of the Kotel prohibits any practices that defy their narrow interpretations of what constitutes acceptable “local custom.”

The agreement “expanded the pie,” maintaining the existing authority structure over the main plaza, while offering the opportunity for those who wish to hold a non-traditional ceremony – and for women like us, who want to pray out loud with a Torah scroll and ritual objects – to do so at a site that was, until now, an abandoned site of archaeological ruins.

This agreement gave us hope — the possibility that Israel’s political authorities finally recognized the diversity of Jewish practice and not only that of the ultra-Orthodox. While Women of the Wall has always stood steadfast for the right of all women to pray freely in the women’s section of the Western Wall, we welcomed the opportunity to move forward a peaceful solution that would appease all. Perhaps compromise truly was within reach.

However, our enthusiasm faded with the freezing of the Agreement in June 2017 when the desired victory for pluralism escaped our grasp. Political pressure from ultra-Orthodox factions took precedence for PM Netanyahu, who ignored the demands of Israeli and international Jewry for a legitimate alternative prayer space. Although the Government approved the Agreement, Netanyahu retracted his support, cancelling the plan.

PM Netanyahu then tried to provide reassurance with the concession of a minimal renovation of the Southern Plaza – but this promise too was blocked when the Jerusalem District Committee rejected the construction plan. Thus, a meaningful and sustainable path toward equality was laid to rest, much to our dismay. We wanted to believe in the power of dialogue, in a vision of forward movement. And we were left wanting.

Yet the proverbial glass, despite being half-empty, still overflows. While the Agreement remains a dream for the future, we appreciate each victory along our present path. For example, after six months of deliberations, the Jerusalem Municipality finally approved WOW’s public tefillin booth for WOW’s participation in the World Wide Wrap on Sunday, February 3. Further, on February 6, we will welcome Rosh Hodesh Adar I with the WOW community at the Western Wall. And our voices will be heard even more powerfully when we celebrate WOW’s 30th Anniversary, Rosh Hodesh Adar II, and International Women’s Day, on March 7-9.

Long-term solutions to the Western Wall conflict, which demand dialogue and compromise between parties, are still to be found. However, Women of the Wall’s determination to stand proudly for equality and pluralism is something we can count on. Our ongoing work spreads access to Jewish practice, by inviting women to join in with their own voices. While the constraints surrounding us present consistent challenges, our mission to enrich the landscape of Jewish life for all carries us through each moment of difficulty.

The journey is long and often undefined. But our tenacity is certain and our collective resilience is undefeatable. And with our dedicated supporters in step with us, we will not veer from the course towards a better, more tolerant future for all Jews.


Lesley Sachs is the 2014 recipient of the NCJW Jewel Bellush Outstanding Israeli Feminist award and was one of the founding members of “Isha L’isha – Haifa’s Feminist Center” and worked for 10 years in the Israel Women’s Network. Lesley served as executive director of the Israel Religious Action Center (IRAC), vice president of the World Union For Progressive Judaism and founding director of Project, Kesher Israel. She is currently working as the executive director of Women of the Wall. She served on the board of directors for the Jerusalem Women’s Shelter, board of directors for the JNF-KKL and currently she is chair of the pre-army mechina Michmanim in Jaffa.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Egyptian Actor Goes Wild When Told He’s On Israeli TV

Egyptian Actor Goes Wild When Told He’s On Israeli TV


King Homer



Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Pierwsza Żydówka, jaką spotkałem w Iranie

Pierwsza Żydówka, jaką spotkałem w Iranie

Majid Rafizadeh
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska


W młodości uczyłem na uniwersytecie w Iranie za rządów Mahmouda Ahmadineżada I ajatollaha Alego Chameneiego. W tym czasie dyskusja o prawach człowieka była na uniwersytecie surowo zabroniona pod groźbą utraty pracy. Uznałem jednak za niemożliwe pominięcie tego tematu w jednym z moich wykładów. Młodzi ludzie muszą znać prawdę i miałem nadzieję, że ich reakcja na tę sprawę zrodzi nowe idee i nową nadzieję w ich pokoleniu. Kiedy opisywałem studentom tragedię Holocaustu, coś z tyłu sali ściągnęło moją uwagę.

Mężczyźni i kobiety w klasie byli rozdzieleni; chłopcy siedzieli w przednich ławkach, dziewczęta z tyłu. Jedna ze studentek płakała. Płakała tak cicho, że mógłbym tego nie zauważyć, gdyby nie jej drżące ramiona. Nieduża, w szarej chuście i w obowiązkowym ubiorze islamskim – nikt inny nie zauważył jej płaczu. Zdumiała mnie jej emocjonalność i podszedłem do niej z kilkoma chusteczkami do nosa. Zastanawiałem się, co ją tak poruszyło. Wówczas nie wyjaśniła niczego i wróciłem do wykładu.

Dopiero później dowiedziałem się, że ta studentka, Sara, miała krewnych ze strony dziadka, którzy zginęli w Holocauście. Zaskoczyło mnie to. Przez głowę przelatywały mi różne myśli: czy jest Żydówką? Szok tej myśli nasunął kolejne, ważne pytanie. Dlaczego zdziwiło mnie, że spotkałem Żydówkę? Dlaczego nagle miałem uczucie, jakbym spotkał cudzoziemca, kogoś z innego kraju? Jej krewni w rzeczywistości żyli w Iranie dłużej niż moi krewni. Dlaczego wahała się przed przyznaniem, że jest Żydówką?

Wkrótce zrozumiałem powód, dla którego odczuwała potrzebę ukrywania się. To były te same odczucia, które ludzie powszechnie mają w tym regionie, kiedy stoją przed decyzją czy ujawnić, że są Żydami.

Po pierwsze, istnieje systematyczny i zorganizowany wysiłek od samej góry teokratycznego reżimu i innych rządów w regionie, by wymazać żydowską historię. Istnieje również silne podżeganie antagonizmu wobec narodu żydowskiego.

Reżim otwarcie zachęca do debat, które obracają się wokół wątpliwości i kwestionowania autentyczności Holocaustu. Reżim nasila antyizraelskie slogany i organizuje antyizraelskie święta narodowe, takie jak Dzień Kuds. Promuje i akceptuje negacjonistów Holocaustu, takich jak były prezydent, Mahmoud Ahmadineżad oraz zawiłe nauczanie, które sugeruje, że Żydzi są nieczyści (nadżis).

Wszystkie te działania w połączeniu z wieloma innymi formami zastraszania ze strony rządu nie tylko tworzą wrogie środowisko dla społeczności żydowskich w Iranie, ale również za granicą.

Innym przykładem działań okazujących pogardę wobec Żydów i wzbudzających obawy jest zapraszanie przez reżim ludzi z całego świata do brania udziału w konkursie na karykatury o Holocauście, w którym główna nagroda wynosi niemal 50 tysięcy dolarów. Sponsorują to dwie organizacje, które są bezpośrednio lub pośrednio związane z irańskim rządem. Organizacja Sztuki i Mediów Owj jest finansowana przez Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej (IRGC), a Ośrodek Kulturalny Sarcheszmeh jest wspierany przez Islamską Organizację Rozwoju, finansowaną przez parlament.

Fakt, że przywódcy kraju w ten sposób prześladują Żydów, izoluje tylko jeszcze bardziej irańską społeczność żydowską i naraża ją na ataki zarówno ekstremistów, jak zwolenników reżimu.

Taka polityka zmusza wiele rodzin do prowadzenia innego życia prywatnie, a innego publiczne: dwa różne imiona i może dwie różne religie. To z kolei budzi głęboką nieufność wobec społeczności żydowskiej, która tylko wzmacnia budowaną przez dziesięciolecia kulturę „my kontra oni”. W społeczeństwie jest głęboki podział, który powoduje, że kontakty są w najlepszym wypadku niepewne, a w najgorszym potencjalnie wybuchowe.

Mimo, że ich rodziny żyły w tym kraju od pokoleń, mimo bogatej historii i wpływu, jaki wywarli na ten region, wielu Żydów nie czuje się bezpieczną ani mile widzianą częścią społeczeństwa. Rozmawiałem z pewnym człowiekiem, który prosił o nieujawnianie jego nazwiska, i powiedział mi, że nie mówi ludziom o swoim życiu. Ta izolacja nie jest tylko fizyczna, ale także psychiczna i emocjonalna, stan, który może powodować długotrwałą traumę psychologiczną.

Po drugie, reżim irański propaguje antysemityzm i antyizraelską narrację rozmaitymi środkami, włącznie z programami szkolnymi, komentarzami w mediach społecznościowych, wiadomościami i rozrywką w telewizji oraz nieustanną retoryką nienawiści. Jego narracja nie zatrzymuje się w granicach Bliskiego Wschodu. Ostatnio zdobyła publiczność także na Zachodzie.

Z punktu widzenia tych islamistycznych przywódców Żydzi, podobnie jak inne mniejszości religijne, są potencjalnym zagrożeniem bezpieczeństwa narodowego i narodowej tożsamości. Mogą być widziani jako outsiderzy, którzy zakłócają próby reżimu homogenizowania populacji, by łatwiej ją było kontrolować.

Jedną z przyczyn takiego postrzegania Żydów przez teokratyczny establishment Iranu jest to, że korzenie żydowskiej społeczności w Iranie datują się na erę przedislamską, którą rząd irański próbuje zbagatelizować lub wymazać z pamięci społecznej. Inna przyczyna jest zakorzeniona w tym, że w pojmowaniu irańskiego reżimu Żydzi i Izrael mieszają się w jedną kategorię; myślenie jest tu następujące: jeśli jesteś Żydem, to jesteś Izraelczykiem. Ponieważ reżim irański sprzeciwia się istnieniu Izraela, władze irańskie patrzą na Żydów z podejrzliwością. Uważają ich za sojuszników Izraela, ludzi lojalnych wobec Izraela i Stanów Zjednoczonych zamiast wobec irańskiego rządu.

Niektórzy Żydzi w tajemnicy przyznają, że istotnie mają dwa oddzielne życia. W prywatnym życiu praktykują swoją wiarę, ale w publicznym są niezwykle ostrożni, unikając mówienia czegokolwiek o sobie. Ze strachu lub żeby przetrwać ekonomicznie, społecznie i akademicko, niektórzy mogą przechodzić na islam na zewnątrz, ale kontynuować praktykowanie judaizmu w domu. Niektórzy mają dwa imiona, jedno muzułmańskie, drugie żydowskie.

Mimo takich solidnych uprzedzeń wobec Żydów, dla zachowania międzynarodowej legitymacji w pewnych okolicznościach, reżim irański chełpi się tolerancją i wskazuje na fakt, że w Iranie są Żydzi, co ma być oznaką, że reżim jest kosmopolityczny i cywilizowany. Zależnie od okoliczności żydowską społeczność można pokazywać zagranicznym rządom jako przykład postępu, lub deptać jako toksyczną obecność w kraju i regionie.

Jak można się było spodziewać, zostałem skarcony za mówienie o prawach człowieka i o Holocauście. Po ostatnim dniu wykładów nigdy więcej nie widziałem Sary. Ostatniego dnia podeszła jednak, by dać mi kartkę z podziękowaniem. Miała w ręku książkę po angielsku z tytułem sugerującym religijną tolerancję i pokojową koegzystencję. W tym momencie miałem nadzieję, że udało mi się do niej dotrzeć i że moja decyzja, by mówić o prawach człowieka, pomogła w wyzwoleniu jej umysłu i może też umysłów jej kolegów i koleżanek.

Kiedy otworzyłem kartkę, by ją przeczytać, łzy napłynęły mi do oczu. Napisała : „Moim hebrajskim imieniem jest Jaffa”.


Majid Rafizadeh – Amerykański politolog irańskiego pochodzenia. Wykładowca na Harvard University, Przewodniczący International American Council. Członek zarządu Harvard International Review.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


After Holocaust Commemoration at UN, ‘It’s Time to Take Stand Against Iran

After Holocaust Commemoration at UN, ‘It’s Time for Member States to Take Stand Against Iran’s Threats,’ Says Israeli Envoy Danny Danon

Ben Cohen


Israeli UN Ambassador Danny Danon addresses the Security Council, Dec. 19, 2018. Photo: Israeli UN Mission.

After Iran marked International Holocaust Memorial Day by once again threatening the Jewish state with a war of “elimination,” Israel’s United Nations envoy said on Monday he “expected more” from the UN’s member states when it came to condemning the Tehran regime’s rhetoric.

Asked in an interview with The Algemeiner whether the UN was sufficiently aware of the antisemitism underpinning Iran’s statements about Israel, Ambassador Danny Danon highlighted the importance of individual countries speaking out.

“I don’t think you can generalize and say ‘the UN,’” Danon remarked. “You have different organs, you have the member states, you have the secretariat.” He emphasized that in his speech at a special UN General Assembly session marking Holocaust Memorial Day earlier on Monday, he had been speaking “mainly to the member states, because I expect more from them.”

“I expect them to speak out loud when they hear Iran’s leaders threatening Israel, when they see the writing that threatens Israel with destruction on Iran’s missiles,” Danon said. “I think it is about time that all member states take a stand against Iran.”

Danon noted that in his remarks to the General Assembly, he had spoken of the importance of learning the lessons of the Holocaust. “We cannot forget what the Holocaust was all about,” he stated. “That’s why in my speech, I said that we can learn the lessons, but we should not compare the Holocaust to any other genocides, or any other problems we are facing today. It’s important for people to learn from the Holocaust without comparing the Holocaust to today’s reality.”

This week, Danon leaves for Poland at the head of a delegation of more than 30 UN ambassadors. After visiting the Nazi extermination camps of Auschwitz and Majdanek, the ambassadors will travel on to Israel “to experience for themselves the reality and the challenges,” Danon said.

“We will go to the north, to see the threat from Lebanon, the tunnels dug by Hezbollah, and the ambassadors will have a great opportunity to learn what it is we are dealing with,” Danon explained. “It makes a huge difference when you are there, compared to just hearing about it at the Security Council or in the General Assembly.”

Danon said he was confident that the trip would leave his UN colleagues with a better understanding of Israel’s security concerns.

“Most of the time when I speak at the UN, I talk about our right to self-defense, our right to defend our borders and our people,” Danon said. “And I think that once you experience that reality, when leaders or nations which threaten to annihilate the Jewish people come along, you don’t ignore them.”

Danon noted that developments in Syria were being watched carefully at the UN. “Everybody is wondering why the Iranians are sending more personnel and more funding into Syria, when we understand that ISIS is being defeated,” he commented. “Why then are the Iranians sending thousands of troops and militias and hundreds of millions of dollars?”

Most of the ambassadors accompanying Danon are representatives of UN member states with an interest in both sustainable development and “in finding solutions in Israel,” he said.

“You will not find any Arab countries among the group, unfortunately,” Danon added. “But maybe that day will come soon too.”

Danon continues to see the UN as a platform to boost Israel’s visibility in world affairs, beyond the various conflicts in the Middle East. On Sunday, Israel joined the US, Canada and other democratic countries in recognizing opposition leader Juan Guaido as the legitimate interim president of Venezuela over current regime leader Nicolas Maduro.

“Unfortunately, we do not have diplomatic relations with Venezuela, and we saw the regime attacking Israel at the UN and joining with Iran and other notorious players in the international arena,” Danon said, when asked about Israel’s stance on the crisis-torn Latin American country. “We welcome a change, we think change will be good for Venezuela, it will be good for the region, and hopefully it will be good for Israel, so we can re-establish our relationship with that important country.”


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com