Archive | 2019/05/19

Jak mówić o Żydach

Jak mówić o Żydach

JOANNA PODGÓRSKA


Rekonstrukcja likwidacji getta w Będzinie. Występują tylko Niemcy i Żydzi. Polacy w wygodnej roli bezstronnych świadków. / Foto: Anna Musiałówna

Rozmowa z Elżbietą Janicką i Tomaszem Żukowskim o tym, jak filosemici wspierają antysemitów.

Dr Elżbieta Janicka i Dr Tomasz Żukowski / Foto: ©Leszek Zych/Polityka

Joanna Podgórska: – Co to jest przemoc filosemicka? Bo brzmi dziwnie.
Elżbieta Janicka: – Filosemityzm jest ekspresją uczuć pozytywnych. Tyle tylko, że obiektem tych uczuć są wyobrażenia filosemitów na temat Żydów. Struktura identyczna jak w antysemityzmie. Wyobrażenia filosemickie też nie są niewinne. Żyd wyobrażony musi dać się lubić. Nie może mówić rzeczy nieprzyjemnych czy zadawać niesympatycznych pytań. Najlepiej zaś, jeśli wystawi swoim miłośnikom wzorowe świadectwo moralności. Konkretnie chodzi o to, by zdjął z nich odpowiedzialność za antysemityzm i współodpowiedzialność za Zagładę.

Mamy tu do czynienia z wymuszeniem czy szantażem emocjonalnym. Na tym polega przemoc filosemicka. Pod tą osłoną antysemityzm, ale też inne formy przemocy i wykluczenia, trwają i reprodukują się w najlepsze. Filosemityzm manifestowany w Polsce chętnie i w dużej skali sprawia wrażenie, że dokonała się zmiana społeczna. To blokuje istotną zmianę, a wręcz likwiduje poczucie, że jest ona konieczna.

Tomasz Żukowski: – W naszych wydanych właśnie badaniach „Przemoc filosemicka? Nowe polskie narracje o Żydach po roku 2000” pytamy, dlaczego wiedza o faktach nie prowadzi do refleksji nad zjawiskiem dyskryminacji, słowem, dlaczego ciągle mamy jako społeczeństwo kłopot z przemocą wobec obcych. Zwykle mówi się w tym miejscu o skrajnej nacjonalistycznej prawicy. Okazuje się jednak, że mechanizmy wykluczenia, podporządkowywania mniejszości i kontroli jej wypowiedzi działają także w środowiskach liberalnych i postępowych. Tam, gdzie nikt nie neguje ustaleń Jana Tomasz Grossa i historyków mówiących o współudziale polskiego społeczeństwa w Zagładzie. Wzięliśmy na warsztat teksty kultury, które uznano za powód do dumy, dowód zmiany, porozumienia polsko-żydowskiego.

Co złego w zainteresowaniu kulturą żydowską?
EJ: Tylko co to za kultura żydowska, która po to, by zainteresować polską większość, musi być konstruowana w sposób bezpieczny i strawny, spełniający jej oczekiwania? Przede wszystkim nie może naruszać jej dobrego wizerunku. Większość musi zachować obie swoje korony: koronę Kazimierza Wielkiego i koronę cierniową Chrystusa Narodów. Chodzi o status dobroczyńcy i ofiary Żydów jednocześnie. Te wyobrażenia wywołują i legitymizują przemoc i wykluczenie. Żadne z nich nie zostało dotychczas skompromitowane i odrzucone w skali społecznej. A tkwią one w samym rdzeniu kultury dominującej. To nie żaden margines ani subkultura.

Widać to w analizowanych przez nas polskich opowieściach o tzw. wspólnej historii, które powstały po debacie jedwabieńskiej. Z pola widzenia usuwana jest istota relacji władzy większości nad mniejszością. Dominacja i podporządkowanie znikają jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. W odniesieniu do Zagłady z pola widzenia znika miejsce większości dominującej w strukturze zbrodni. Nie widać, w jaki sposób i jak skutecznie uszczelniła ona machinę niemieckiej zbrodni. Czyli kręcimy się w kółko.

Wiedza rzeczowa zgromadzona przez ostatnich 15 lat jest ogromna i jeszcze do niedawna była całkowicie dozwolona. Pokazuje ona strukturalne umocowanie antysemityzmu w zbiorowej tożsamości. Pokazuje zrozumiałość zbrodni na Żydach. Pokazuje jej społeczno-kulturową prawomocność. Wynika stąd pilna konieczność przepracowania i odrzucenia toksycznych wzorów. Stosunek do uchodźców pokazał, że nie dokonała się żadna zmiana. Gross, który to zauważył, spotkał się z nagonką.

TŻ: Mniejszości – jako współobywatele – powinny mieć równe prawa. Móc mówić grupie dominującej, jak widzą jej zachowania w stosunku do siebie, co w związku z tym czują i co o nas myślą. Takich świadectw jest skądinąd dużo, ale kultura spycha je na margines. Interesowało nas, jakie warunki komunikacji w sferze publicznej narzuca mniejszości grupa dominująca, i to przy jednoczesnych deklaracjach jak najlepszych intencji. Co pozwala wypowiedzieć i jak zmusza do milczenia.

Jednym z przedmiotów waszej analizy jest świetnie przyjęty dokument Jolanty Dylewskiej „Po-lin. Okruchy pamięci”, opowiadający o przedwojennej koegzystencji Polaków i Żydów w małych miasteczkach.
TŻ: Idylliczny, nostalgiczny film. Tylko że ta nostalgia zakłamuje obraz, ukrywa coś ważnego. Wykorzystano dokumentalne nagrania, które kręcili żydowscy emigranci przyjeżdżający odwiedzać krewnych. Panuje atmosfera radości i święta. Realizatorzy potraktowali te taśmy jako głos kierowany do Polaków. Świadectwo dobrosąsiedzkich stosunków. Żydowscy bohaterowie zostali oddani we władzę polskiej narracji. Nie mówią nic niewygodnego. Nie próbują wejść w sferę publiczną zarezerwowaną dla Polaków, więc nie trzeba pytać o równouprawnienie i wykluczenie. Nie pojawia się kwestia wojennej wrogości, denuncjacji, rabunku ani ich związku z realiami II RP. Żyd potrzebny jest tylko po to, żeby stwierdzić, że mordowali Niemcy.

Akcja „Tęsknię za Tobą Żydzie” pozwala podobnie pominąć niewygodne pytania. Betlejewski zrobił warszawiakom zdjęcie na Dworcu Gdańskim, skąd wyjeżdżali Żydzi w 1968 r. „Gazeta Wyborcza” pisała o wydarzeniu pod nagłówkiem „Pokażmy, że tęsknimy”. Obok kadr z filmu Marii Zmarz-Koczanowicz przedstawiający dwóch żegnających się mężczyzn, w domyśle Żyda i Polaka rozdzielonych wyrokami historii. Tymczasem z filmu wynika, że marcowi emigranci czuli wokół siebie raczej mur niechęci, nikogo specjalnie nie obchodził ich wyjazd. Nie usłyszeli: zostań. Na filmie mówią o tym wprost. Akcja Betlejewskiego pozwala uczestnikom poczuć się tęskniącymi przyjaciółmi Żydów, ale bez pytania o udział w czystce etnicznej. Cała wina spada na paskudnych komunistów. My nie mamy z tym nie wspólnego. Pora uświadomić sobie, że mieliśmy i mamy.

Poddajecie analizie krytycznej także najwęższy dom na świecie, tzw. Dom Kereta w Warszawie. Co z nim nie tak?
EJ: Architekt wymyślił, by w szczelinie między budynkami przy ul. Żelaznej wybudować coś, co już na pierwszy rzut oka wydaje się miejscem dla pariasa, jeśli nie rekonstrukcją żydowskiej kryjówki. Nazwano to najwęższym domem świata i symbolicznie – bo nie naprawdę – podarowano „żydowskiemu pisarzowi z poczuciem humoru”. Nie zauważono, że jest to Izraelczyk. Padło na człowieka, którego rodzina przeszła w kryjówkach gehennę. Z molestowaniem seksualnym włącznie. Do tego „domu” i „daru” przypisano żądanie wdzięczności. Pisarz ma w zamian rozgłaszać na świecie chwałę Warszawy i Polski, dbać o wizerunek Polaków. Tym językiem posługuje się gazeta o niepodważalnych zasługach dla demokracji w Polsce. Pod własnym nazwiskiem ludzie wygłaszają wszystkie formuły wykluczenia, powtarzają upokarzające, przemocowe rytuały – z najlepszą wolą, czystym sumieniem i świetnie się przy tym bawiąc.

Filosemityzm w takim wydaniu jest ucieczką od odpowiedzialności?
TŻ: Tak, ale też czymś w rodzaju knebla. Zobaczmy, jaka jest stawka tej gry. Od 1942 r. dla Polaków jako grupy dominującej głównym problemem jest autowizerunek, utrzymanie przekonania o niewinności, a co za tym idzie: szlachetności. Gdy zaczyna się Zagłada, intelektualiści zanurzeni w patriotycznym paradygmacie widzą, co się dzieje, i przeżywają dysonans poznawczy. Energia tego dysonansu nie idzie jednak w krytykę kultury, refleksję, ale w obronę autowizerunku. Po Grossie historia się powtarza. My chcemy uświadomić czytelnikom, że to ślepy zaułek. Trzeba przejść od obrony autowizerunku do refleksji nad mechanizmami wykluczenia.

EJ: Wykluczenie jest produkowane przez tożsamość zbiorową, którą uparcie określa się w kategoriach etniczno-religijnych, mimo że akty założycielskie III RP stanowią inaczej. Mało tego, tożsamość traktowana jest jak wartość moralna, którą nie jest. Wizerunek, czyli tak zwana reputacja, trwa na szczycie hierarchii wartości. Nieważne, co się dzieje naprawdę, tylko jak to wygląda na obrazku. Jeśli „z daleka widok jest piękny”, to wszystko w porządku. A jeśli rzeczywistość nie pasuje do obrazka, tym gorzej dla rzeczywistości, co wraz z deklaracjami minister edukacji i prezesa IPN przybrało ostatnio formę agresji wobec faktów. Priorytet tożsamościowo-wizerunkowy tak modeluje naszą percepcję, czyli mentalność i emocjonalność, że realna krzywda traci swoją realność, jeśli dotyczy tych, których uczymy się postrzegać jako obcych i wrogich. A to tę krzywdę utrwala i pogłębia.

Rekonstrukcja likwidacji getta w Będzinie w zamierzeniu twórców miała być właśnie szkołą empatii. A do niej również podchodzicie krytycznie.
TŻ: Znów współczujemy tym, którzy giną bez naszego udziału. Wszystko rozgrywa się między Żydami a Niemcami, a polscy widzowie stoją odgrodzeni taśmą. Patrzą z pozycji świadka i utożsamiają własną postawę ze stosunkiem polskiego otoczenia do Zagłady. Żydzi idą w białych koszulach, a Żydówki w futrach. W rzeczywistości w 1943 r. futra już dawno im ukradziono lub musiały je sprzedać za bezcen. Polskie otoczenie – razem z hitlerowcami – pozbawiło Żydów wszelkich dóbr, zepchnęło do slumsów, ale tego na rekonstrukcji nie widać. Widzowie współczują.

Szanuję ich współczucie i wierzę, że może być impulsem do zmiany, ale póki co brak świadomości, że nie patrzymy na ofiary niemieckie, ale polsko-niemieckie. Mamy na to świadectwa. Gdy Rafał Betlejewski zrobił happening „Płonie stodoła”, ludziom się to bardzo nie spodobało. Białostocki profesor napisał do „Wyborczej”: „miło było (…) poczuć się częścią międzykulturowej polsko-żydowskiej wspólnoty pamiętania”. Może miło, ale takiej wspólnoty nie było i nie ma. Gdy dochodzimy do momentu, gdy trzeba powiedzieć: my staliśmy wokół tej stodoły, wybucha skandal. Rekonstrukcja w Będzinie nie stawia takich pytań. Mam wrażenie, że właśnie tego pragnie publiczność, ta wykształcona i liberalna. Akcję Betlejewskiego skwitowano frazesami o „niesmaku” i „szoku”. Efekt był taki sam: nie trzeba było jej przemyśleć.

EJ: Sytuację bezstronnego i bezsilnego świadka symbolizuje także rekonstrukcja gettowego mostu nad Chłodną w Warszawie. Figura świadka to parawan pozwalający nie widzieć istoty sprawy. Kilka kroków dalej dyżurowali szmalcownicy dybiący na Żydów próbujących ucieczki przez gmach sądów na Lesznie. I tak dzień w dzień. Przez cały okres istnienia getta.

Większość z około 600 gett na terenie okupowanej Polski posiadała ogrodzenia prowizoryczne albo w ogóle niczym nie była ogrodzona, a ludzie w środku żyli w tak samo ekstremalnych warunkach, jak gdyby byli za murami, które zresztą nie były szczelne. Sens tej informacji nie przebija się do świadomości. Czym jest w takim razie to współczucie, jeśli nie zasłoną dymną i formą narcyzmu? Inscenizacja i kontemplacja własnego współczucia zapewnia dobre samopoczucie, to pewne. Tylko że współczucie, które nie powoduje refleksji i zmiany, nie jest ofiarom do niczego potrzebne. Jest na nie poza tym za późno. Czas minął. Teraz pora na rewizję i rewolucję kultury. I nie mam tu na myśli obecnej rewolucji konserwatywnej, która jest de facto odrodzeniem narodowo-radykalnym.

TŻ: Stawianie siebie w pozycji współczujących świadków ma jeszcze jedną konsekwencję. Kiedy Żydzi zaczynają mówić, że może było nie tak, żywo doświadczane utożsamienie własnego współczucia z postawami Polaków w czasie wojny bardzo łatwo zamienia się w oskarżenie o niesprawiedliwe posądzenia i niewdzięczność. No bo do czego to podobne: my współczujemy, tyle dla nich zrobiliśmy, a oni…

Włącza się stereotyp niewdzięcznego Żyda?
EJ: Tak. Socjalizacja w Polsce kształtuje taki typ osobowości, że wszystko, co narusza etniczno-religijny narcyzm zbiorowy, nie dociera do świadomości i wrażliwości. A jeśli dociera, budzi agresję. Mówią o tym raporty organizacji pozarządowych, którymi Ministerstwo Edukacji nie interesuje się od lat, niezależnie od aktualnych barw politycznych.

TŻ: Pasikowski w „Pokłosiu” pokazał, że historia, którą opisujemy jako konflikt międzygrupowy, tak naprawdę rozgrywa się tylko między nami, wewnątrz grupy dominującej. We wspólnocie, w której wszyscy wszystko wiedzą i pamiętają, ale nikt o tym nie mówi. A gdy pojawia się ktoś, kto próbuje coś z tym zrobić, budzi agresję. Pasikowskiemu udało się opisać mechanizm, wyjaśnić, jak to działa. To grupa większościowa wytwarza obcego, żeby wyładować na nim agresję.

To zaczyna układać się w odpowiedź na pytanie, jak jest możliwy antysemityzm w kraju bez Żydów. Martwi zagrażają bardziej niż żywi?
TŻ: Zagrażają naszemu autowizerunkowi. Polska buduje swoją tożsamość na niewinnym cierpieniu, bohaterstwie i poczuciu bycia ofiarą. Trupy, które wypadają z szafy, stają się śmiertelnymi wrogami wspólnoty. Zagraża nam wyobrażony Żyd, który mówi: nie byliście idealni, a może nawet byliście po stronie zbrodniarzy. Nawet jak uda się tego upiora uciszyć, i tak nie da nam spokoju nasza własna pamięć.

Wolimy sobie filosemicko wyprodukować „dobrego Żyda”, który nas rozgrzeszy.
EJ: Dzięki czemu obok „dobrego Żyda” uzyskujemy „niewinnego Polaka”, który Żyda kocha i gości w kraju bez stosów, następnie zaś ratuje od niechybnej śmierci, która wcale nie byłaby taka niechybna, gdyby ręki do tego nie przyłożył. Ale za mówienie głośno o tym ostatnim będą groziły trzy lata więzienia.

Przystępując kilka lat temu do pracy nad książką o filosemickiej przemocy, widzieliśmy, że dzieje się coś złego, ale nie sądziliśmy, że wrócimy do poziomu zakłamania z roku 1943 czy 1968. Że po Jedwabnem stara opowieść nic nie straci na atrakcyjności. Ten regres nie nastąpił z dnia na dzień i nie spowodowała go jedna partia polityczna, a tym bardziej jakiś polityczny folklor czy plankton.

nadesłał: Leon Rozenbaum
Czy to, co dziś się dzieje wokół polityki historycznej, to odpowiedź na zagrożenie autowizerunku?

EJ: Tak. To efekt paniki wizerunkowej, która jest paniką moralną tak naprawdę. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie polski kontekst Zagłady. Od lat trwają usiłowania, podejmowane często ponad podziałami, by ten kontekst unieszkodliwić. Próbuje się tłumaczyć, że przemoc wobec Żydów była wynikiem anomii. Próbuje się dosztukować do Zagłady martyrologiczną symetrię metodą przerabiania na ludobójstwo kolejnych tragedii. Z Katyniem się nie udało, ale z Wołyniem już poszło gładko.

Próbuje się racjonalizacji opartej na micie żydokomuny. To pozwala wierzyć, że polskie postawy i zachowania w czasie Zagłady były częścią konfliktu międzygrupowego, a żydowska agresja była wcześniejsza i nie ustała wraz z wojną. Systemowej walki z antysemityzmem i edukacji antydyskryminacyjnej jak nie było, tak nie ma. Robi się za to coraz bardziej niebezpiecznie. Trudno patrzeć spokojnie na to, co jako kultura i społeczeństwo zrobiliśmy z naszą wolnością.

TŻ: Patriotyczna tożsamość nastawiona na obronę autowizerunku to pułapka, która nie pozwala na zmianę i realne rozwiązanie naszych problemów. Uniemożliwia autorefleksję i blokuje próby stworzenia egalitarnego społeczeństwa. Ten, kto zmienia swój świat, ma poczucie autonomii i sprawczości. Wie, kim jest i czego chce. O „polityce wstydu” nie bez powodu mówią ci, którzy niczego nie chcą zmienić. Problem w tym, że w tym zaklętym kręgu kręcimy się wszyscy, nie tylko nacjonalistyczna prawica. Pole symboliczne jest wspólne. Dopóki liberalne centrum nie uświadomi sobie tego, nic się nie zmieni. Żeby uchwycić problem, musimy zrezygnować z panicznej troski o autowizerunek. Inaczej będziemy bezsilni.

rozmawiała Joanna Podgórska

***

Dr Tomasz Żukowski, historyk literatury. Pracuje w Instytucie Badań Literackich PAN. Zajmuje się problemami dyskursu publicznego w Polsce. Interesuje się funkcjami obrazów Żyda i ich rolą w definiowaniu polskiej tożsamości oraz narracjami o PRL po 1989 r. Autor książki „Obrazy Chrystusa w twórczości Aleksandra Wata i Tadeusza Różewicza” (2014).

Dr Elżbieta Janicka, historyczka literatury, fotografka. Pracuje w Instytucie Slawistyki PAN. Bada wzory kultury, narracje oraz fantazmaty fundujące społeczno-kulturową prawomocność przemocy i wykluczenia. Autorka książek „Sztuka czy naród? Monografia pisarska Andrzeja Trzebińskiego” (2006) oraz „Festung Warschau” (2011).


Joanna Podgórska –  W POLITYCE od 1994 r., zajmuje się problematyką społeczną. Wyróżniona Okularami Równości przez pełnomocniczkę rządu ds. równego statusu kobiet i mężczyzn nagrodą Fundacji Równości Hiacynt w kategorii Media oraz Nagrodą Współodczuwania, przyznawaną przez Klub Gaja za wrażliwość w opisywaniu sytuacji zwierząt. W 2010 r. zdobyła nagrodę Pióro Nadziei, przyznawaną przez Amnesty International, a w 2013 r. została laureatką konkursu Media Równych Szans. Debiutowała w warszawskim „Życiu Codziennym”.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Philips executive explains why Israel is tops in biotech

Philips executive explains why Israel is tops in biotech

Brian Blum


Israel’s embrace of new technologies in the medical field helps make the magic happen, says Philips Chief Innovation and Strategy Officer Jeroen Tas.
Image courtesy of Royal Philips

A good chunk of the company’s medical hardware and software is coming from Israel.

Philips employs 1,085 people in Israel, one of Philips’ five main innovation hubs along with Amsterdam, Shanghai, Bangalore, and Cambridge, Mass. Philips has been operating in Israel since 1948 and actively invests in and acquires Israeli companies.

ISRAEL21c spoke to Royal Philips Chief Innovation and Strategy Officer Jeroen Tas, who will be a keynote speaker at the upcoming MIXiii-BIOMED conference in Tel Aviv next week.


Royal Philips Chief Innovation and Strategy Officer Jeroen Tas. Photo: courtesy

What makes Israel so strong in the healthcare technology space?

Tas started by naming the usual Startup Nation suspects: a highly-educated population, a vibrant academic research community and active government promotion of startups.

But Israel has another key advantage, namely a close tie between medical clinicians and high-tech.

Israel, Tas explained, is unique in the way that “people coming from the medical field are open to applying new technologies” such as artificial intelligence and big data. “When these two worlds find each other, that’s when the magic happens,” he says.

Tas compared Israel’s innovation ecosystem with that of Silicon Valley. “You find a lot of strong technology companies” in California, he pointed out, “but you don’t find a lot of strong clinicians working with that technology.”

It helps that Israeli entrepreneurs in the medical technology space also “all speak English and have a highly global outlook on business,” Tas said. “They know that you don’t develop innovation just for Israel but for the world.”

Tas added that everyone he meets in Israel “understands how the healthcare system in the US works and has connections there.” That’s particularly important for Philips, since “the US is our largest market.”

Tas gave the example of American Well, a telemedicine company in which Philips has invested. American Well was started in Boston by Israeli brothers Ido and Roy Schoenberg. Its R&D and business operations are in Israel.

Now, American Well is bringing its telemedicine platform to Israel’s Meuhedet HMO. The deal, which could reach a value of up to $60 million, is the first time the company’s software is being used in Israel.

Innovating for patient needs

The third element required for success in the burgeoning digital healthcare space, says Tas, is orienting innovation toward a patient’s needs.

Think of how a diagnosis is made today, he explains.

“If you wake up tomorrow with chest pain, you may go to your family doctor.” The physician sends you to the hospital for an ultrasound. “At the hospital, they look at the image and say, you should make an appointment with a cardiologist.” The process can take weeks.

Technological innovation holds out the promise of “shortcutting this process,” Tas said, “by sharing the ultrasound with your family doctor, using artificial intelligence to make a model of your heart, then with a press of a button, you’re connected to a cardiologist – who might be in Israel or in the US – who does the diagnosis then and there. The medication is ordered to be picked up an hour later.”

Telemedicine and remote monitoring will allow people with chronic illnesses and the elderly “to live at home with less hospitalization,” Tas said.

“We’ve done studies where remote monitoring results in 60 percent less emergency care, 50 percent lower readmission rates and 30 percent lower cost.”

Philips’ latest acquisition in Israel was the healthcare information systems division of CareStream Health, which develops much of its software in Israel. Philips bought the company’s enterprise imaging platform used to detect diseases from radiology data.

Diagnostic imaging is one of Israeli med-tech’s strongest areas and Philips’ “core radiology informatics team is located in Haifa,” Tas said.

While the MIXiii-Biomed conference is an opportunity for Tas to share his vision in a public forum, it offers an equally important space for Israeli innovators to connect with Philips.

“We’re already in tens of thousands of hospitals,” he pointed out. “We have platforms that Israeli startups can tap into that allow them to get to market faster.”


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Two former synagogues destroyed in Poland and Ukraine

Two former synagogues destroyed in Poland and Ukraine

JTA


16th-century building in Pidhaitsi collapses due to heavy rains; contractors tear down 100-year-old structure near Krakow after conservationists fail to register it as monument

Illustrative: Screen capture of the Nowy Targ synagogue, Poland. (Google maps)

Two former synagogues were destroyed in Poland and in Ukraine.

The 16th-century former synagogue of Pidhaitsi, a town in the Ukraine’s west, collapsed on Saturday night as a result of heavy rains and neglect that eroded one of its supporting pillars, the news website te.20mimut reported.

In Poland, building contractors demolished the century-old former synagogue of Nowy Targ south of Krakow, Gazeta Krakowska reported on Friday.

The demolition was conducted legally because local authorities and conservation activists had failed to register the building as an architectural monument, the newspaper reported.

The Nazis destroyed the synagogue’s interior during the Holocaust and the Polish communist authorities turned into a workshop. It was restituted to the Jewish community of Krakow, which sold it. The building was not registered as a monument during the time that it was owned by the Jewish community, according to Gazeta Krakowska.

Declaring a building as a monument significantly reduces its worth on the real-estate market.

Tadeusz Jakubowicz, the head of the Jewish Community of Krakow, did not reply to multiple requests for comment from the newspaper.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com