Archive | 2019/06/21

Jan Tomasz Gross: niewygodny arcy-Polak.

Jan Tomasz Gross: niewygodny arcy-Polak. Z Wikipedii wynika, że jest trzeciorzędnym historykiem czasem budzącym kontrowersje

Grzegorz Wysocki



W toczącej się od lat dyskusji na temat tego, jakim Polakiem jest autor “Sąsiadów”, chciałbym postawić ostatnią kropkę. A raczej wymienić przedrostki – “anty” na “arcy”.

Michał Łuczewski, socjolog, dyrektor programowy Centrum Myśli im. Jana Pawła II i autor niedawno opublikowanej książki „Kapitał moralny. Polityki historyczne w późnej nowoczesności”, od jakiegoś czasu kolportuje na łamach różnych, głównie konserwatywnych mediów dość osobliwą tezę. Nie tylko uważa, że Jana Tomasza Grossa nie powinno się krytykować, mówiąc, że nie jest patriotą, ale też zestawia go z… Krzysztofem Bosakiem, który również „pragnie czystej polskości”.

Zestawienie Grossa z byłym prezesem Młodzieży Wszechpolskiej jest, owszem, czystą, ale złośliwością i prowokacją, natomiast twierdzenie, że Gross jest patriotą wręcz opętanym polskością, bo domagającym się od Polaków „absolutnej czystości” („Żeby Polska szła do przodu, [Gross] domaga się najpierw tego, byśmy wyspowiadali się z popełnionych grzechów”), wydaje się ze wszech miar uzasadnione i trafne.

Kto nie wierzy, powinien sięgnąć po „…bardzo dawno temu, mniej więcej w zeszły piątek…” – przeprowadzony przez Aleksandrę Pawlicką wywiad rzekę z Grossem. Wywiad rzekę, a raczej mówioną autobiografię i próbę biografii intelektualnej, którą domykają zamieszczone w trzeciej części książki kapitalne, uzupełniające się, a niekiedy sprzeczne ze sobą głosy przyjaciół (od Adama Michnika przez Barbarę Toruńczyk i Aleksandra Smolara po Irenę Grudzińską-Gross).

Całość dowodzi, że – bez względu na liczne obelgi prawicowców i kolejne oskarżenia o antypolonizm – Gross jest arcy-Polakiem właśnie. Niewygodnym, niedającym się sformatować, niełatwym, ale też nieistniejącym bez Polski, Polaków i „przeklętych polskich problemów”.

W związku Grossa z Polską i Polakami mamy do czynienia z wzorcową wręcz realizacją modelu love-hate relationship. Jest więc miłość i nienawiść, jest czułość i wściekłość, jest przyzwolenie na fatalizm losu i przerażenie konkretnymi wyborami jednostki, bywa empatia i zdarzają się jej deficyty, ale zawsze jest to uczucie intensywne, żarliwe, autentyczne. Krótko mówiąc: gdyby Gross nie istniał, Polacy musieliby go wymyślić.

Jak słusznie zauważa historyk Omer Bartov, niewielu uczonych tej specjalności może poszczycić się tak ogromnym wpływem na swoje społeczeństwo. Gdybyśmy jednak znaczenie Grossa próbowali ocenić na podstawie tego, co na jego temat znajdziemy w polskojęzycznej Wikipedii, można by dojść do wniosku, że mowa o jakimś trzeciorzędnym historyku, którego wyróżnia – choć też nie szczególnie – budzenie od czasu do czasu jakichś tam kontrowersji.

Hasło dzieli się na trzy główne części: „Życiorys”, „Praca naukowa”, „Kontrowersje”. Podkradam te kategorie tym chętniej, że książkę Pawlickiej można uznać za ich frapujące, bo pełne konkretów, anegdot, barw i emocji rozwinięcie (oprócz wielu ważnych kwestii, o których niżej, dowiemy się np. o proteście drukarzy Grossa, pobycie w więzieniu w ciemnych okularach na nosie, „wielkich jagodach” z USA, szalonej wizji Skrzyneckiego, liczbie książek zabieranych ze sobą w podróż przez Michnika czy powodach, dla których Gross wykupił sobie już miejsce na cmentarzu). Według tej analogii na każde dwa encyklopedyczne akapity w wywiadzie rzece przypada ok. 100 stron opowieści Grossa i o Grossie.

I. Życiorys Jana Tomasza Grossa

Pierwsze zdanie życiorysu w Wikipedii oczywiście najważniejsze: „Urodził się w rodzinie polsko-żydowskiej”. Następnie krótko o rodzicach – że mama Hanna Szumańska, córka przedwojennego adwokata, była łączniczką AK; że tata Zygmunt Gross był adwokatem, kompozytorem i członkiem PPS-u. Puenta? „Po wojnie się pobrali”.

Drugi akapit życiorysu poświęcony jest już autorowi „Strachu”. Że studiował fizykę na UW. Że z powodu studenckich protestów w marcu 1968 r. został aresztowany na pięć miesięcy, a rok później z rodzicami wyemigrował do USA. Że w 1975 r. obronił doktorat z socjologii na Yale, gdzie przez wiele lat wykładał. I że jego żoną była Irena Grudzińska-Gross.

I to by było właściwie na tyle, jeśli chodzi o oficjalny życiorys Grossa.

Czego nie powie wam Wikipedia, a o czym sam Gross opowiedział Pawlickiej?

Przykładem poruszająca – dominująca na początku, ale powracająca właściwie do samego końca książki – opowieść o ukochanych rodzicach i prowadzonym przez nich otwartym i pełnym ludzi domu.

Wikipedia milczy również o tym, że Gross szybko porzuca studiowanie fizyki i – ku niezadowoleniu ojca, który „był przekonany, że ma genialnego syna” – przenosi się na socjologię. Milczy, bo studiowanie fizyki ma, jak mniemam, dyskredytować badacza (na zasadzie: fizykę studiował i śmie teraz szkalować Naród Polski jako „historyk”?!), a pominięta w tym miejscu socjologia byłaby już dużo bliższa jego późniejszym naukowym zainteresowaniom.

W lapidarnym haśle w Wikipedii również ani słowa (!) o licealnym Klubie Poszukiwaczy Sprzeczności, któremu w książce – zasłużenie – poświęcono osobny rozdział, a którego znaczenie, podobnie jak w przypadku powracających w całym tomie rodziców, rozciąga się na całą biografię Grossa.

W tym miejscu na scenę wkracza Adam Michnik, założyciel Klubu i przyjaciel Jana od czasów szkoły średniej do dzisiaj, kolejny z głównych bohaterów/tematów książki. Omawiana obszernie pełna turbulencji przyjaźń czy – jak to określa sam Gross – „kłótnia miłosna” z Michnikiem są interesujące nie tylko ze względów, nazwijmy to, plotkarsko-towarzyskich, ale przede wszystkim dlatego, że w wielu punktach kryje się za nią fundamentalny spór o Polskę. O bardziej właściwe i skuteczniejsze formy zaangażowania politycznego, o sens emigracji marcowej czy wreszcie o sposób, w jaki powinno się pisać na temat stosunków polsko-żydowskich.

SPÓR PIERWSZY. Barbara Toruńczyk obszernie opisuje „przełomową dyskusję” z 1967 r. na urodzinach Michnika, podczas których doszło do podziału środowiska: „Z tego spotkania wszyscy wyszli poranieni. Nasz świat się rozpołowił”.

O co poszło? O przygotowanie ulotki protestacyjnej przeciwko wojnie w Wietnamie. Gross i Andrzej Mencwel nie chcieli wziąć udziału w „akcji ulotkowej”, zamiast tego szukali innych form opozycyjnego zaangażowania.

Dzisiaj rzecz wydaje się błaha i raczej śmieszna, być może stąd w opowieści Aleksandra Smolara ta sama przełomowa dyskusja i „rozpołowienie świata” staje się już „drobną anegdotą”, która jest „właściwie bez znaczenia, zwłaszcza że znaleźliśmy się wkrótce w więzieniu, ale mówi coś o ludziach, którzy stali się później znani”.

Samemu Grossowi bliżej tu do wersji Smolara niż Toruńczyk – wspomina o „towarzyskich dąsach” i „niesnaskach”, podkreśla, że nie pamięta szczegółów, i przechodzi do zdejmowania „Dziadów” z afisza oraz późniejszego więzienia.

SPÓR DRUGI. Marzec ’68 i dylemat, czy wyjechać z Polski. Gross twierdzi, że w jego wypadku żadnego wewnętrznego konfliktu dotyczącego tego, czy ma obowiązek zostać w kraju, nie było.

Na uwagę Pawlickiej, że Michnik stał wówczas na stanowisku, że „ci, którzy wyjeżdżają, dają przyzwolenie działaniom władzy, zgodę na wypychanie Polaków z ich własnego kraju”, Gross odpowiada, że – inaczej niż jego przyjaciel – nie miał tak skrystalizowanego temperamentu politycznego, a do tego odnajduje w swej naturze pewną dozę nonszalancji: „I myśl, że jacyś ubecy mogliby mnie z Polski wygonić, w ogóle mi do głowy nie przychodziła – Polska jest tam, gdzie ja jestem! I odwrotnie – pozostanie w kraju w sytuacji, gdy urzędas z UB może mi mówić, co mam robić, to znaczy, wzywać na przesłuchanie, na które muszę się stawić – to dla mnie właśnie była zgoda na to, żeby UB urządzało mi życie!”.

Tak właśnie, oto słowa „zdrajcy”. Lub jeśli kto woli obszerniejsze wiązanki, „wroga, zdrajcy, donosiciela, oszczercy, anty-Polaka, polakożercy, wampira”. Bliżej niezidentyfikowani, ale zawsze prawi i sprawiedliwi autorzy obelg oczywiście po książkę nie sięgną, a szkoda, bo tego rodzaju zaskoczeń przeżyliby dużo więcej. Prawdopodobnie już sam fakt istnienia jakichkolwiek – a co dopiero tak znaczących – różnic zdań pomiędzy Grossem a Michnikiem wielu z nich wpędziłby w chorobę zwaną Szokiem i Niedowierzaniem.

A będzie jeszcze SPÓR TRZECI, powiązany już z książkami Grossa, o czym dalej (patrz pod: „Praca naukowa”).

Tymczasem przyspieszamy – Gross z rodzicami opuszcza Polskę w marcu 1969 r. Najpierw jest Wiedeń, potem Rzym, a od sierpnia 1969 r. Stany Zjednoczone. W 1973 r. dociera do niego Irena; w tym samym roku umiera jego ukochana mama. W 1976 bierze ślub z Ireną, wtedy też dostaje swój pierwszy amerykański paszport. Stypendium i studia na Yale, gdzie broni tytułu doktora socjologii, a następnie – określenie Pawlickiej – „przeflancowuje się na historyka”.

II. Praca naukowa Jana Tomasza Grossa

„Praca naukowa” to w przypadku poświęconemu Grossowi hasła w Wikipedii – znowu – akapit skromny i ubogi. Dowiadujemy się z niego, że Gross zajmuje się przede wszystkim problematyką II wojny światowej i Holocaustu oraz że jest autorem właściwie dwóch tylko książek, „Sąsiadów” i „Strachu”.

U Pawlickiej odpowiednikiem tego wybiórczego akapitu jest bite 100 stron tekstu.

Na długo przed „Sąsiadami” Gross publikuje m.in. prace o wojnie i polskim społeczeństwie pod niemiecką („Polish society under German occupation”), a następnie pod sowiecką okupacją („Revolution from abroad”). Twierdzi, że świadomie unikał wtedy problematyki żydowskiej: „Częściowo dlatego, że nie znam hebrajskiego ani jidysz, więc uważałem, że nie mam do tego niezbędnych kwalifikacji. Ale tak naprawdę chodziło o co innego – pisząc wówczas o polskim społeczeństwie w czasie okupacji, uważałem, że Zagłada to coś odrębnego, stojącego na zewnątrz okupacyjnego doświadczenia Polaków. Myśląc w ten sposób, powielałem po prostu stereotyp obowiązujący wówczas w całej historiografii europejskiej”.

W 1984 r. w londyńskim Aneksie wraz z Ireną wydaje głośne „W czterdziestym nas matko na Sybir zesłali” – opatrzony jego wstępem wybór osobistych relacji polskich obywateli uwalnianych z obozów i ze zsyłki w głąb ZSRR, w tym również szkolnych wypracowań pisanych przez dzieci. Dzięki archiwom Hoovera, z których wtedy korzystali, Gross zrozumiał, jak wielką wagę w studiach na temat wojny mają osobiste świadectwa, co było przełomowym momentem w jego karierze naukowej: „Po prostu nurt zdarzeń wylewa się wówczas poza ramy instytucjonalne, nie da się zaplanować ani ująć w biurokratyczne rubryki i żeby zrozumieć, a często choćby tylko dowiedzieć się, co się stało, trzeba sięgać po osobiste relacje świadków wydarzeń”.

Gdy Gross po raz pierwszy czyta relację Szmula Wasersztajna, przeżywa wstrząs i potrzebuje kolejnych czterech lat, by zrozumieć, co naprawdę wydarzyło się w Jedwabnem: „Bo przecież ja byłem na to zupełnie nieprzygotowany. (…) Przez parę lat byłem przekonany, że Wasersztajnowi coś się musiało pokręcić. Owszem, była jakaś stodoła, kogoś w niej spalono, na pewno, ale żeby tyle osób? (…) Trudno przecież uwierzyć, że zwykłe miasteczko wymordowało wszystkich swoich żydowskich sąsiadów, większość z nich paląc w stodole!!! Półtora tysiąca osób?”. Nieco dalej historyk przyznaje, że wydawało mu się wręcz, iż „opowieść Wasersztajna to relacja chorego psychicznie człowieka, który widział coś strasznego i fantazjuje”.

Gross zaczyna weryfikować fakty, jedzie do Jedwabnego z dokumentalistką Agnieszką Arnold, dociera do akt procesowych i indywidualnych świadectw z ŻIH-u, szuka świadków zdarzeń, zbiera materiały i powoli zaczyna składać książkę w głowie.

Pisać zaczyna po powrocie do Ameryki: „To jest malutka książeczka. Niespełna sto stron, ale szalenie trudna do pisania. Przez cały czas trzymało mnie to za gardło. (…) Mogłem pisać tylko fragmencikami. Dwie, trzy godziny zanurzenia w opisywanej rzeczywistości i wychodzi z tego stroniczka, pół, i dalej już nie można”.

Badacz twierdzi, że jego własne długotrwałe niedowierzanie pomogło mu później „z cierpliwością i ze zrozumieniem obserwować, już po ukazaniu się »Sąsiadów«, jak trudno było ludziom przyswoić sobie wiedzę na temat Jedwabnego”. Trudno przyswoić ją także Adamowi Michnikowi, co prowadzi nas prosto do zapowiadanej trzeciej różnicy zdań między przyjaciółmi.

SPÓR TRZECI. Gross twierdzi, że od początku miał intuicję, iż „Sąsiedzi” będą dla Michnika „trudną książką”: „Adam w jakimś sensie tej książki nie był w stanie przeczytać. I to jest sprawa, jeśli o niego chodzi, bardziej ogólna – Adam nie jest gotów na przyjęcie wiedzy historycznej, którą posiadamy na temat przemocy doświadczanej przez Żydów w czasie okupacji ze strony nieżydowskich Polaków”.

Czy rozmawiał o tym z Michnikiem? „Rozmawialiśmy wiele razy i zawsze dochodzimy do ściany, jest nam obu przykro i zostawiamy ten temat”. Co na to Michnik? „Rozmawiałem z nim na ten temat dziesiątki razy, ale jest uparty jak osioł”.

Wspomina o tym, że czasami potrafią się pokłócić i „mieć ciche tygodnie, bez telefonów i rozmów”.

Aleksander Smolar opowiada z kolei, że pierwszą reakcją Michnika na pomysł publikacji „Sąsiadów” było przerażenie: „Jego stanowisko w tej sprawie było podobne jak w przypadku lustracji: trzeba zamknąć ten rozdział historii i patrzeć w przyszłość”. A Eugeniusz Smolar mówi wręcz o długo obowiązującej, a wyrażonej kiedyś w BBC „zasadzie Michnika”: „Powiedział wtedy, że jeśli ktoś chce krytykować własny naród w sprawach zasadniczych, to musi to robić niezwykle delikatnie, dozować ból, żeby ludzie mogli go przyjąć jako własny. Tymczasem Gross, jego przyjaciel, przyszedł i walnął obuchem, tą prawdą, która jego samego poraziła ogromem krzywdy ofiar”.

Michnik wspomina o całej formacji tych, którzy „za punkt honoru przyjęli powiedzenie okrutnej prawdy o mechanizmie postaw antysemickich w społeczności polskiej, nie zważając na koszty: Janek Grabowski, Basia Engelking, Darek Libionka”. I dodaje: „Ja nie należę do tej szkoły”. Za prowodyra grupy naczelny „Wyborczej” uważa właśnie Grossa, ale zarazem uczciwie przyznaje, że to właśnie książki jego przyjaciela zmieniły nasz sposób myślenia o Zagładzie i potrząsnęły wieloma osobami, które wcześniej zupełnie nie interesowały się tematem i nie miały najmniejszego pojęcia o opisywanych „brudnych czynach” współrodaków.

Po „Sąsiadach” Gross publikuje kolejne książki, które może nie są już tak ogromnym zaskoczeniem, bo od 2001 r. pozostaje niejako dyżurnym prowokatorem i skandalistą pośród rodzimych historyków, ale zarówno „Strach”, jak i „Złote żniwa” rozpętują (nie tylko) w Polsce ogromną burzę, wywołują setki polemik i dyskusji. Warto też pamiętać, że obie książki ponownie uruchamiają i wyciągają z nor zwierzęcych antysemitów, ale krytycznych słów i zarzutów nie szczędzą Grossowi również osoby wcześniej mu przychylne i bardzo bliskie.

Najlepszym przykładem jest cytowany już Aleksander Smolar i jego bardzo ambiwalentny dzisiaj stosunek do twórczości Grossa. Smolar nie lubi radykalizmu jego ocen, moralizatorstwa, niezważania na konsekwencje. W obszernej wypowiedzi opublikowanej w końcowej części książki nie zostawia na swoim wieloletnim przyjacielu suchej nitki: „Pouczanie i wystawianie rachunków jest sprzeczne z moim temperamentem i wyobrażeniem o tym, czym powinien zajmować się człowiek nauki. Poza tym uważam, że traktowanie Janka jako znawcy stosunków polsko-żydowskich jest, najdelikatniej mówiąc, nadużyciem, bo on o Żydach wie niewiele; jego nie interesuje historia Żydów, on zajmuje się historią Polaków i ich stosunku do problemu żydowskiego”.

Z „żydowskich” książek Grossa Smolar najwyżej ceni „Sąsiadów”, których przyjął z entuzjazmem, choć nie bezkrytycznie. W ocenie „Strachu” i „Złotych żniw” jest dużo ostrzejszy. Oto fragment jego opinii na temat drugiej z tych książek: „Jeszcze bardziej widoczne są wady obecne również w poprzednich książkach Grossa: brak istotnego dla człowieka nauki wymiaru porównawczego. Nie ma w nich ani głębi historycznej, ani też uwzględnienia sytuacji w krajach sąsiednich w tym samym okresie”. I nieco dalej: „Nie można pisać o tym, co się działo w Polsce, zapominając o tym, co w tym samym czasie miało miejsce w Europie – w całym pasie krajów okupowanych przez Związek Radziecki i Niemcy. Do pogromów doszło także w Rumunii, na Węgrzech, w państwach nadbałtyckich… U Janka brakuje pytania o wspólny mianownik, pytania: dlaczego? W takiej sytuacji oczywiste jest absolutyzowanie polskiego doświadczenia, wyjątkowości stosunku Polaków do Żydów”.

III. Kontrowersje

W sekcji „Kontrowersje” Wikipedia zawodzi raz jeszcze. Już z powyższych wypisów bowiem widać wyraźnie, że jest o czym pisać i na czym się skupić, a autorów internetowej encyklopedii zajmuje właściwie jedna konkretna kontrowersja. Owszem, rzeczywiście dość sroga, bo mowa o „Wschodnioeuropejskim kryzysie wstydu”, czyli głośnym artykule Grossa napisanym dla Project Syndicate, a przedrukowanym przez różne gazety na świecie. Jedną z nich był niemiecki „Die Welt” i wiele osób – nie wyłączając Aleksandry Pawlickiej – do dzisiaj mylnie uważa, że Gross napisał swój tekst dla niemieckiego dziennika (Gross do Pawlickiej: „No właśnie, ty też mi dowalasz tym niemieckim obuchem”).

Badacz twierdzi, że cała dyskusja przypominała tę wokół Listu 34 na łamach „Trybuny Ludu”, gdy czytelnicy nie znali treści samego listu, ale mogli się dowiedzieć, że jego autorzy to zdrajcy. Tutaj miało być podobnie: „Gross po niemiecku pisze w Niemczech straszne świństwa na naszą Ojczyznę. (…) Po raz pierwszy od 1968 roku miałem poczucie, że znowu wyrzucają mnie z Polski”.

Co takiego napisał Gross? Artykuł powstał w samym środku kryzysu uchodźczego i uderzał w kraje Europy Wschodniej, w tym Polskę, które to kraje „oblały test na solidarność i sprzeniewierzyły się pamięci o swoim własnym losie”. Wojna wybuchła jednak z powodu jednego, a nawet połowy zdania, które również pada w tym tekście: „Polacy, którzy zasłużenie są dumni z oporu ich społeczeństwa wobec nazistów, FAKTYCZNIE ZABILI W CZASIE WOJNY WIĘCEJ ŻYDÓW NIŻ NIEMCÓW”.

Raz jeszcze oddaję głos przyjaciołom historyka, wybieram trzy znaczące fragmenty.

Aleksander Smolar: „Po przeczytaniu [tekstu] rozemocjonowany użyłem paru ostrych przymiotników, które pozwoliły prawicowym publicystom z lubością powtarzać, że nawet Smolar, w domyśle – nawet ten Żyd Smolar – mówi, że to jest kompletnie nieodpowiedzialne i antypolskie. Fakt, uważałem artykuł za nieodpowiedzialny, bo trudno poważnie traktować tezę, że obecny stosunek Polaków i innych narodów regionu do migrantów jest wynikiem nieprzetrawionego dziedzictwa polskiego antysemityzmu i zachowania w czasie Holocaustu”.

Adam Michnik: „[Uogólnienie to] najłagodniej mówiąc (bo to mój przyjaciel), uważam za kompletne nieporozumienie, choćby dlatego, że sugeruje, iż prowadziliśmy wojnę nie z Niemcami, tylko z Żydami. To tak, jakby powiedzieć, że Żydów z getta ładowali do wagonów śmierci inni Żydzi, bo na Umschlagplatz prowadziła ich policja żydowska. Owszem, prowadziła, ale to przecież nie oznacza, że Żydzi Żydom zgotowali ten los”.

Eugeniusz Smolar: „Jednak po tym, co się stało w związku z ustawą o IPN-ie, muszę przyznać mu rację. (…) Polska niewinność, którą PiS wyniósł na ołtarze, polega właśnie na ociosaniu części naszej świadomości historycznej z tego, co nieprzyjemne. W tym sensie Janek ma rację – Polacy nie przeszli przez stopniowy, normalny proces przemyślenia przeszłości i oczyszczenia, przez uznanie faktów i ich konsekwencji, jak miało to miejsce w innych krajach”.

Jan Tomasz Gross: „Moi Polacy wymordowali moich Żydów”

Hasło „Jan Tomasz Gross” – jak już wiemy – napisane jest w Wikipedii dość chaotycznie, sporo w nim istotnych braków, a to, co jest, sprawia wrażenie przypadkowości oraz „zgniłego kompromisu” po setkach stoczonych bojów pomiędzy tworzącymi Wikipedię internautami. Gross budzi skrajne emocje, więc dlaczego tutaj miałoby być inaczej, prawda?

Zgaduję, że to właśnie z racji owej przypadkowości sekcja „Życiorys” kończy się niespodziewanie zdaniem informującym o tym, że niedawno na rynku ukazał się wywiad rzeka z Grossem, ale po lekturze książki wiem, że to zasłużone „wyróżnienie”. Pawlicka odpytuje badacza z wielką kulturą i szacunkiem, ale – całe szczęście – nie na kolanach. Autor „Złotych żniw” nie jest łatwym rozmówcą, wbrew własnym deklaracjom nie reaguje najlepiej na krytyczne uwagi i zdarza się mu zbywać nawet najbardziej rzeczowe i uzasadnione kontrargumenty czy zarzuty dotyczące np. błędów warsztatowych.

Natomiast z zupełnie innych powodów Gross raczej unika odpowiedzi na pytanie o to, kim jest i kim bardziej się czuje – Polakiem? Żydem? Amerykaninem? Słusznie zauważa, że przez pół wieku mieszkał w społeczeństwie, w którym te atrybuty tożsamości nie są postrzegane jako wzajemnie się wykluczające, ale od razu dodaje, że całe jego „życie intymne” odbywa się po polsku. Po polsku mówi do siebie, po polsku rozmawia z dziećmi, po polsku mówi z większością bliskich znajomych i z ukochaną kobietą. „Więc chyba przede wszystkim jestem Polakiem. Ale też i po trochu po prostu człowiekiem” – podsumowuje.

Jan Tomasz Gross, arcy-Polak piszący do innych Polaków, obsesyjnie marzący o tym, by – jak mówi Nina Smolar – „wyprostować historię narodu, którego czuje się cząstką”, a który „chce naprawdę podnieść z kolan”. Arcy-Polak, który wziął na siebie niewdzięczną rolę tego, który – nie zważając na cenę – powie Polakom „co trzeba”, a o czym łatwiej, milej i przyjemniej byłoby nie wiedzieć. Arcy-Polak, który – wedle słów Aleksandra Perskiego – zawsze zabiera głos „z pozycji Polaka, nieodrodnego syna swojej matki, który przyjął na siebie misję wychowania własnego narodu, opowiedzenia mu jego prawdziwej historii”. Arcy-Polak, który swoimi pisaniem budzi nasz gniew, smutek, niedowierzanie i poczucie winy, a w niektórych – tych mniej wartych wspomnienia, ale równie licznych – także wściekłość, nienawiść i wstręt. Arcy-Polak, którego niewygodna i zawsze budząca opór twórczość jest nam do ewentualnego zbawienia koniecznie potrzebna.

Jeden z ulubionych bon motów Grossa, który często lubi powtarzać, brzmi: „Moi Polacy wymordowali moich Żydów”.

„…bardzo dawno temu, mniej więcej w zeszły piątek…”
Jan Tomasz Gross w rozmowie z Aleksandrą Pawlicką
wyd. W.A.B., Warszawa 2018

‘…bardzo dawno temu, mniej więcej w zeszły piątek…’, Jan Tomasz Gross w rozmowie z Aleksandrą Pawlicką, wyd. W.A.B., Warszawa 2018


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


TRUMP APPROVES MILITARY STRIKES AGAINST IRAN, PULLS OUT LAST-MINUTE

TRUMP APPROVES MILITARY STRIKES AGAINST IRAN, PULLS OUT LAST-MINUTE

REUTERS


The US planes were in mid-air and ships were in position when the order to stand-down was given, Reuters reported.

U.S. President Donald Trump delivers remarks to U.S. troops in an unannounced visit to Al Asad Air Base, Iraq December 26, 2018. . (photo credit: REUTERS/JONATHAN ERNST)

WASHINGTON/DUBAI – US President Donald Trump approved military strikes against Iran on Friday in retaliation for the downing of a US surveillance drone, but called off the attacks at the last minute, the New York Times reported.

After weeks of rising tension amid a spate of attacks on oil tankers in the Gulf, Iran said on Thursday it had shot down an unmanned US military surveillance drone, fanning fears of an overt military confrontation between the longtime adversaries.

In response, The New York Times quoted a senior administration official as saying US warplanes took to the air and ships were put in position for a retaliatory attack only for an order to come to stand down, without any weapons being fired.

Targets had included Iranian radar and missile batteries, the paper cited senior administration officials involved in, or briefed on, the deliberations, as saying.

The strikes were set for early in the day to minimize risk to the Iranian military or to civilians, the Times added.

It was unclear if attacks on Iran might go ahead later, it added, nor was it known whether Trump had changed his mind or whether his administration had become concerned about logistics or strategy.

Tehran said the unarmed Global Hawk surveillance drone was on a spy mission over its territory, but Washington said it was shot down over international airspace in the Strait of Hormuz.

Trump said initially the downing of the drone could have been carried out by someone who was acting “loose and stupid,” adding that he suspected it was shot down by mistake.

“We had nobody in the drone. It would have made a big difference, let me tell you, it would have made a big, big difference” if the aircraft had been piloted, Trump said as he met Canadian Prime Minister Justin Trudeau in the Oval Office.

The destruction of the drone compounded tensions escalating in the Gulf region, a critical artery for global oil supplies, where six oil tankers have been damaged by explosions in the past six weeks.


The New York Times

@nytimes
Breaking News: President Trump pulled back from strikes against Iran late Thursday, hours after approving them in retaliation for the downing of a U.S. dronehttps://nyti.ms/2XtXSpW

5:03 AM – Jun 21, 2019 – Twitter Ads info and privacy
“Let’s see what happens,” President Trump said Thursday after Iran shot down an American surveillance drone.
Trump Approves Strikes on Iran, but Then Abruptly Pulls Back
Military and diplomatic officials still expected a strike as of 7 p.m. Thursday in retaliation for Iran shooting down an unmanned American drone nytimes.com


Iran has denied involvement in the tanker attacks, but global jitters about a new Middle East conflagration disrupting oil exports have triggered a jump in crude prices.

Saudi Arabia, Washington’s main Gulf ally, said Iran had created a grave situation with its “aggressive behavior” and the kingdom was consulting other Gulf Arab states on next steps.

Tensions with Iran flared with Trump’s withdrawal last year from a 2015 nuclear accord with Iran, and have worsened as Washington imposed fresh sanctions to throttle Tehran’s vital oil trade. Iran retaliated earlier this week with a threat to breach limits on its nuclear activities imposed by the deal.

The US sanctions have hammered Iran’s economy, scuttling its oil exports and barring it from the dollar-dominated global finance system. That has undone the promise of trade rewards from the 2015 deal designed to curb its nuclear ambitions.

Iranian state media said the “spy” drone was brought down over the southern Iranian province of Hormozgan, which is on the Gulf, with a locally made 3 Khordad missile.

Lieutenant General Joseph Guastella, the top US Air Force commander in the Middle East, told reporters the drone was shot down at high altitude about 34 km (21 miles) from the nearest point of land on the Iranian coast.

US Central Command later posted a tweet https://twitter.com/CENTCOM/status/1141854000192589824 that included a map of what Guastella called the drone’s flight path showing it WAS outside Iran’s territorial waters. “This was an unprovoked attack on a US surveillance asset that had not violated Iranian airspace at any time,” he added.

Independent confirmation of the drone’s location when it was brought down was not immediately available.

The Trump administration is pursuing a campaign to isolate Iran and press it towards concessions on its nuclear and missile programs and involvement in regional conflicts.

Washington said on Monday it would deploy about 1,000 more troops, along with Patriot missiles and manned and unmanned surveillance aircraft, to the Middle East on top of a 1,500-troop increase announced after attacks on Gulf tankers in May.

Trump has dispatched forces including aircraft carriers, B-52 bombers and troops over the past few weeks. Iran said last week it was responsible for the security of the Strait of Hormuz, calling on American forces to leave the Gulf.

In the United States, House of Representatives Speaker Nancy Pelosi, the top Democrat in Congress, said Washington had no appetite for war with Iran and should “do everything in our power to de-escalate.”

After a White House briefing for lawmakers, Democratic Senate Minority Leader Chuck Schumer, told reporters he was worried Trump “may bumble into a war.” Schumer said he and his fellow Democrats believed congressional approval was needed to fund any conflict with Iran.

But Trump’s fellow Republican, Senate Majority Leader Mitch McConnell, told reporters: “The administration is engaged in what I called measured responses.”

While US rhetoric against Iran has sharped, European states – fellow signatories of the nuclear deal with Iran – have been more cautious, saying more evidence is needed to pinpoint responsibility for the tanker strikes.

They have sought to keep the nuclear deal alive despite the US pullout, but Tehran has told them and other world powers who signed the accord that they must rein in Trump’s aggressive stance towards Iran or it too will bow out of the deal.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


EUROPEAN APPEASEMENT OF IRAN UNLIKELY TO EASE TENSION

EUROPEAN APPEASEMENT OF IRAN UNLIKELY TO EASE TENSION

HALMAT PALANI


Iranians burn a U.S. flag during a protest against President Donald Trump’s decision to walk out of a 2015 nuclear deal, in Tehran, Iran, May 11, 2018. . (photo credit: REUTERS)

With the US withdrawal from the Iran nuclear deal, a revived campaign of maximum pressure on the Islamic regime in Iran by the Trump administration and an increasingly worrisome rise in tension between the United States and Iran, the EU3 (France, UK and Germany) countries find themselves in a bit of a conundrum.

To take advantage of the opportunities that doing business with Iran could bring, and in response to an ultimatum from Iran, the EU3 countries have not only refused to stand with the US decision to pull out of the Iran deal and join in the maximum pressure campaign, but have also developed a mechanism known as INSTEX (the Instrument for Supporting Trade Exchanges) as a way to facilitate EU-Iran trade and bypass US sanctions.

EU3 policy on Iran suffers from the same flaws and absurdity that the negotiators of the Iran deal suffered from in the Obama administration. The idea that signing an agreement with the Islamic regime of Iran on the nuclear issue without addressing or making its human-rights record, ballistic-missile program and aggressively expansionist foreign policy a priority, is perhaps the greatest foreign policy miscalculation of any modern US administration to date.

The Obama administration was not alone in this miscalculation. The EU3 Iran policy for the past decade has followed the same appeasement model that the Obama administration so often boasted about. Such a policy has emboldened the Islamic regime and made economic sanctions less effective if one considers the length of Iran’s power and reach in the region today.

The major victor of the great games being played in the Middle East has undoubtedly been Iran and its allies. They have the Obama administration and EU3 to thank for enabling their expansion across the region.

Regionally, they are at the doorsteps of Israel and other US and European allies via proxies. The security of these countries in the region is integral to Europe’s security, especially if it does not want another Syria-like humanitarian crisis flooding its borders.

The Europeans are fooling themselves if they believe that the nuclear deal is going to curtail Iran from acquiring nuclear weapons or end its sponsorship of terrorism in the region, but more importantly on European soil. Agents of the Islamic regime have abused international laws on countless occasions by exploiting diplomatic immunity in numerous EU countries to engage in terrorist activities, and many have returned to Iran safely without punishment.

FURTHERMORE, THE demise of US and European hegemony in the world – particularly in the Middle East – is gradually being replaced with the hegemony of the Islamic regime of Iran, a power that is extremely undemocratic and expansionist both in theory and practice. While Iran may seem to be doing poorly economically, it has without a doubt filled the power vacuum that the retreat of the US and Europe in the region has created.

The Europeans likely believe that an Iran with nuclear weapons might be the greatest threat to their security and are desperate to save this deal which Iran knows all too well. Hence, their 60-day ultimatum from President Hassan Rouhani. For instance, it was recently revealed by The Telegraph that the history and well-documented terrorist activities by the Islamic regime is a testament that the regime does not need nuclear weapons to sow chaos and cause havoc in Europe, or threaten the security and stability of its neighbors and the Middle East region as a whole.

In fact, the recent threat by Rouhani or Iran’s Foreign Minister Mohammad Javad Zarif that the US and its allies like Israel and Saudi Arabia “cannot expect to be safe” if the economic sanctions are not lifted, illustrates that the regime has no desire to work out matters in a truly peaceful way. Couple this with the number of terrorist plots that Iran and its proxies have carried out since the deal was signed, proves that the deal has done little to change the regime’s belligerence and keeping it alive will thus fail to alter the regime’s behavior both abroad and domestically.

As a matter of fact, The Telegraph reports that months after the Iran deal was signed, UK authorities discovered agents of the Iranian proxy Hezbollah stockpiling explosives in London, yet failed to inform the public and lawmakers to fearing its impact on the deal.

Thus, it is clear that confronting Iran is not warmongering, nor is it merely about just nuclear weapons. It is an ideological war that the founder of the Islamic Republic, Ayatollah Khomeini articulated long ago when he stated, “We are not afraid of economic sanctions or military intervention. What we are afraid of is Western universities.”

The failure of EU3 countries to confront Iran the way that the US is doing with its maximum pressure campaign, and US Secretary of State Mike Pompeo’s 12-point demand, is in a way enabling the Islamic regime to continue to export its ideology and eliminate its opponents not only in the Middle East but also on European soil.

The EU3 might not like the Trump administration or the idea of the Nuclear deal failing, but appeasing the Islamic regime and trying to do business with it has only emboldened it and made it more aggressive. It is time that the EU3 acted with the same boldness as the US and end this policy of appeasement and desperation for an agreement. If the regime refuses to negotiate a new deal that encompasses other critical issues like its proxies, ballistic-missile program and human-rights record, then it is essentially to blame for whatever may follow.


The author is an English teacher and freelance writer located in Vancouver and is a contributer for Kurdistan24, Rudaw and other Kurdish news organizations.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com