Archive | 2019/08/24

Instrukcja obsługi emigracyjnego czasopisma.

Instrukcja obsługi emigracyjnego czasopisma. O pierwszym tomie korespondencji Gustawa Herlinga-Grudzińskiego i Jerzego Giedroycia

Piotr Kieżun


Warto do tego olbrzymiego tomu zajrzeć z jednej prostej przyczyny: jego lektura pozwala odbrązowić matuzalemowe sylwetki obu panów, do których przyzwyczaiły nas media w latach 90. Gustawa Herlinga-Grudzińskiego w pozie Katona, i Giedroycia – w pozie Scypiona Afrykańskiego.

Rozmiar pierwszego z trzech zaplanowanych tomów korespondencji Gustawa Herlinga-Grudzińskiego z Jerzym Giedroyciem trochę onieśmiela. Siedemset stron tekstu, sto stron przypisów, komentarzy i glos, reprodukcje oryginalnych listów, noty edytorskie i wreszcie dwa eseje poświęcone bohaterom tej książki. To niewątpliwie sporo do czytania dla kogoś, kto nie zajmuje się zawodowo twórczością polskiego pisarza zamieszkałego w Neapolu lub historią paryskiej „Kultury”.

A jednak warto do tego tomiszcza zajrzeć z jednej prostej przyczyny: jego lektura pozwala odbrązowić matuzalemowe sylwetki obu panów, do których przyzwyczaiły nas media w latach 90. Pierwszy surowo rozprawiał się wówczas z polską rzeczywistością po grubej kresce na łamach „Rzeczpospolitej”, ferując niewzruszone wyroki; drugi stał się polityczno-duchowym autorytetem dla przynajmniej połowy klasy politycznej. Liczba „wychowanych na paryskiej «Kulturze»” rosła w tym okresie w postępie geometrycznym.

Po śmierci obydwu w 2000 roku ich postacie zastygły na dwóch osobnych piedestałach. Herling-Grudziński w pozie Katona, Giedroyc – Scypiona Afrykańskiego. Każdy z nich z marsowym, groźnym obliczem, bo przecież świeży był jeszcze ich spór o dekomunizację, który spowodował, że w 1996 roku Herling-Grudziński opuścił redakcję „Kultury”. Zresztą ten słynny konflikt dał wielu osobom łatwy argument do przeprowadzenia prostego podziału. Gustawa Herlinga-Grudzińskiego za antykomunizm zaczęła hołubić i zagarniać prawica, pomimo tego, że tuż po 1989 roku najbliższy mu był PPS Jana Józefa Lipskiego i pomimo jego wielokrotnych krytycznych wypowiedzi w stosunku do Kościoła katolickiego; Giedroyc stał się z kolei listkiem figowym dla wielu byłych komunistów.

Każdy, kto uważnie śledził relacje redaktora „Kultury” i autora „Innego świata”, wiedział, że stosunek do siebie obu panów do końca pozostał złożony i wielowymiarowy. Tuż po rozstaniu Herling-Grudziński – co prawda z poczuciem krzywdy, ale bez mrugnięcia okiem – zaliczył Giedroycia do najwybitniejszych postaci polskiej emigracji. „Chciałbym, żeby ci, którzy to przeczytają, uświadomili sobie, że ja nie jestem uprzedzony do Giedroycia”, mówił Elżbiecie Sawickiej w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”, przeprowadzonym w 1997 roku [1]. Cóż, czterdzieści lat wspólnej pracy robi swoje. Pierwszy tom ich korespondencji z lat 1944–1966 świetnie pokazuje, jak wykluwała się ta skomplikowana zażyłość dwóch niezwykle trudnych osobowości. Przynosi też parę niespodzianych odkryć.

Po pierwsze – listy doskonale uwypuklają metrykalne różnice. Dopiero one dają odczuć starszeństwo Giedroycia. W końcu Herling-Grudziński, urodzony w 1919 roku, był od niego prawie trzynaście lat młodszy. Kiedy w 1944 roku przyszły autor „Innego świata” zaczyna współpracę z „Orłem białym”, pismem 2 Korpusu wydawanym przez Giedroycia w Rzymie, ma zaledwie dwadzieścia pięć lat. Doświadczenie łagru przyspiesza co prawda jego dojrzewanie, ale to Giedroyc jest tym stateczniejszym, bardziej obytym i doświadczonym redaktorem, który zdążył przed wojną szefować dwóm czasopismom i zdobyć polityczne ostrogi w dwóch ministerstwach. Wszystko to odbija się w korespondencji, szczególne tej pisanej w latach 40. oraz tuż po ostatecznym osiedleniu się Herlinga-Grudzińskiego w Neapolu w połowie lat 50. To ten ostatni próbuje zazwyczaj grzecznie przekonać naczelnego do swojego zdania, a nie odwrotnie. Zresztą ton osoby, która czuje respekt przed starszym kolegą, pobrzmiewa w jego listach również później.

Po drugie, korespondencja wyraźnie pokazuje, w jak różnych obszarach ulokowane były ambicje obu redaktorów „Kultury”. Giedroyc to zwierzę polityczne, które – trawestując Clausewitza – widzi zagadnienia kulturalne i literaturę jako politykę uprawianą innymi środkami. Udostepnienie łamów Gombrowiczowi i Miłoszowi jest niewątpliwie jego wielką zasługą dla polskiej kultury, ale czytając wymianę zdań z Herlingiem-Grudzińskim trudno oprzeć się wrażeniu, że to, co doraźne i oddziałujące na polską publiczność tu i teraz, często jest dla Giedroycia ważniejsze niż szersze i bardziej zdystansowane spojrzenie.

W listach to autor „Dziennika pisanego nocą” okazuje się tym, który trzyma rękę na pulsie światowej literatury i stara się ją wciągnąć na łamy współredagowanego z Giedroyciem pisma. Kiedy w 1958 roku Herling-Grudziński przesyła do redaktora „Kultury” tłumaczenie opowiadania Osamu Dazaia, jednego z najważniejszych powojennych japońskich pisarzy (Herling-Grudziński widzi w nim pokrewieństwa z Hłaską), ten wciąż przesuwa datę publikacji. „Niestety «Japończyka» musiałem odłożyć – pisze w lutym tego samego roku. – Tym razem literatura przegrała na rzecz socjologii. Mam b. sensacyjny artykuł o Polonii australijskiej, który zajął mi potworną ilość miejsca” [2].

Ograniczenia miejsca, problemy z drukiem, zabieganie o czytelnika. W tej parze to Giedroyc jest buchalterem i siłą rzeczy jego listy zamieniają się często w techniczną instrukcję obsługi emigracyjnego czasopisma – ze wszystkimi ograniczeniami, utrudnieniami i wyzwaniami, jakie niesie redagowanie periodyku z permanentną dziurą budżetową. Herling-Grudziński pomaga, jak może. Wykorzystuje swoje włoskie znajomości, pisze podania i petycje, rozmawia z ustosunkowanymi politykami i pisarzami. Ale jego żywiołem jest literatura. Kiedy w 1947 roku komponuje z Giedroyciem drugi numer „Kultury”, robi to z iście intelektualnym rozmachem: eseje Orwella, Koestlera i Malraux, tłumaczenia Crocego i Eliota. Giedroyc liczy, studzi emocje i patrzy na to, co naprawdę może zainteresować odbiorców.

Dzięki korespondencji dostajemy więc szczegółowy obraz redaktorskiej roboty w dwóch uzupełniających się wydaniach – tym bardziej politycznym i bardziej literackim. Miejscami nieśmiało pojawia się jednak inny interesujący wątek – pisarstwa samego Herlinga-Grudzińskiego, mozolnego procesu twórczego. „Piszę b. wolno – usprawiedliwia się Giedroyciowi w liście z października 1958 roku – a co najgorsze – przeżywam ciągle to, co Anglicy nazywają up and down, okresy to względnego zadowolenia z tego, co piszę, to wahań i samoudręki” [3].

Ta trudność pisania prozy będzie towarzyszyła Herlingowi-Grudzińskiemu do końca. Jak sam zresztą wyznał w którymś z wywiadów, tylko „Inny świat” napisał nieomal na jednym wdechu. Nosił w sobie tę książkę przez kilka lat. Resztę tekstów kreślił z trudem, powoli je cyzelował. Dopiero „Dziennik pisany nocą”, w którym połączył ze sobą literaturę faktu, opowiadanie i esej, dał mu więcej pisarskiej swobody, pozwolił poluzować formę, którą z takim trudem wyciosywał w materii słowa. Z publikacją kolejnych odsłon „Dziennika…” łączy się zresztą bardziej regularna obecność Herlinga-Grudzińskiego na łamach „Kultury”. Tę przygodę mógł jednak rozpocząć dopiero po śmierci Gombrowicza, na początku lat 70.

Co jeszcze niespecjalista może wyczytać z opasłego pierwszego tomu korespondencji Herlinga-Grudzińskiego z Giedroyciem? Znane nazwiska, anegdoty, opinie o ludziach (jak ta o Turowiczu: „fałszywie uskromniony” czy Zawieyskim: „prawie grafoman”). Ważny jest jednak ogólny ton tej wymiany informacji i opinii, który warto porównać z innymi tekstami. Choćby z wydanym niedawno sekretnym „Dziennikiem 1957–1958”, w którym Herling-Grudziński pozwolił sobie na absolutną szczerość. Opisy tych samych spotkań w „Dzienniku” i w listach dużo mówią nie tylko o nim samym, ale też o stopniu zaufania do Giedroycia.

Ostatecznie najciekawsze jest jednak to, o czym trudno jeszcze się wypowiedzieć: jak ostatecznie zaprezentuje się całość tej korespondencji? Czy w kolejnych tomach zmieni się jej charakter? Czy pojawią się nieznane nam dotychczas wątki? I, by zadać kolejne, być może błahe, ale nie mniej frapujące pytanie: kiedy Gustaw Herling-Grudziński i Jerzy Giedroyc przejdą w końcu na ty? Do 1966 roku w ich listach obowiązuje bowiem serdeczne, aczkolwiek zdystansowane: „Szanowny Panie Jerzy”, „Szanowny Panie Gustawie”.


Przypisy:

[1] „Dżuma i generał” [w:] Elżbieta Sawicka, „Widok z wieży. Rozmowy z Gustawem Herlingiem-Grudzińskim”, Oficyna wydawnicza Most, Warszawa 1997, s. 134.

[2] Gustaw Herling-Grudziński, Jerzy Giedroyć, „Korespondencja. Vol. 1. 1944–1966”, tom 12. w serii „Dzieła zebrane” pod red. Włodzimierza Boleckiego, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2019, s. 110.

[3] Tamże, s. 131.

Książka:

Gustaw Herling-Grudziński, Jerzy Giedroyć, „Korespondencja. Vol. 1. 1944–1966”, tom 12. w serii „Dzieła zebrane” pod red. Włodzimierza Boleckiego, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2019.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


PA PRESIDENT ABBAS: WE SHALL ENTER JERUSALEM — MILLIONS OF FIGHTERS!

PA PRESIDENT ABBAS: WE SHALL ENTER JERUSALEM — MILLIONS OF FIGHTERS!

ALEX WINSTON


The Palestinian leader was speaking during a visit to the Jalazone Refugee Camp near Ramallah earlier this month.

Palestinian Authority President Mahmoud Abbas addresses Arab journalists in Ramallah on July 3. (photo credit: MOHAMAD TOROKMAN/REUTERS)

In a visit to the Jalazone Refugee Camp near Ramallah earlier this month, Palestinian Authority President Mahmoud Abbas claimed that the Palestinians “will enter Jerusalem – millions of fighters.”

In a video uploaded to Abbas’ Facebook page on August 10, and reported this week by the Middle East Media Research Institute [MEMRI], the Palestinian president stated that the Palestinian people “shall remain [here], and nobody can remove us from our homeland.”

Referring to Israelis, he continued, “If they want, they themselves can leave. Those who are foreign to this land have no right to it.

“No matter how many houses and how many settlements they declare that they [plan to build] here and there – they shall all be destroyed, Allah willing. They will all go to the garbage bin of history.”

To back up his statements, Abbas went on to claim that the Palestinians are descended from the people of ancient Canaan, saying “This land belongs to the people who live on it. It belongs to the Canaanites, who lived here 5,000 years ago. We are the Canaanites!”

The audience can then be heard chanting, “To Jerusalem we march, martyrs by the millions!”

Abbas responded to the chant by proclaiming, “We shall enter Jerusalem — millions of fighters! We shall enter it! All of us, the entire Palestinian people, the entire Arab nation, the Islamic nation, and the Christian nation… They shall all enter Jerusalem.”

Abbas ‘populist speech covered several topics, as he lambasted recent international conferences in Poland and Bahrain, where the US unveiled the financial part of the “Deal of the Century”, before rejecting the labeling of Palestinian “martyrs” as terrorists. The PA pays millions of dollars to terrorists or to the families of Palestinians killed, injured or imprisoned for involvement in attacking, assisting in attacking, or planning to attack Israelis.

“We will not accept their designation of our martyrs as terrorists. Our martyrs are the martyrs of the homeland,” Abbas said.

“We will not allow them to deduct a single penny from their money. All the money will go back to them, because the martyrs, the wounded, and the prisoners are the most sacred things we have.”


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


‘It was a big explosive device, Rina saved us all’

‘It was a big explosive device, Rina saved us all’

Arutz Sheva North America Staff


Rabbi Eitan Shnerb, who was injured in the terror attack near Dolev, recalls the attack from his hospital bed.

Rina Shnerb

Rabbi Eitan Shnerb, who was injured in Friday’s terror attack near the Ein Bubin spring next to Dolev in the Binyamin region, recalled the attack from his hospital bed on Friday afternoon, before the start of Shabbat.

Rabbi Shnerb’s daughter, 17-year-old Rina, was killed in the attack. His son, Dvir Haim, was injured as well.

“I remember everything. We called the hotline and were told it was possible to enter [the spring]. We parked in the parking lot upstairs. When we got close to the spring, a large explosive device went off and everything turned black. I heard Dvir shouting, and I shouted ‘Rina, Rina’. I looked down, but after seeing Rina, I understood.”

“I have shrapnel stuck in my stomach but I feel good. Rina saved us all. She died the death of heroes. Her face was intact. I gave her a kiss and said to her: ‘We will be strong.’”

“My son Dvir is learning to become a paramedic. When he began to lose consciousness he said to me, ‘Dad, take off your shoes and pants, it will help the paramedics.’ That’s what he thought about. It is also time to say thank you to everyone who cared for us. We will move on, we have no choice, we have no other place. That’s what we educated our children and ourselves.”


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com