Archive | 2019/11/11

Kim był ten “mały żydek” i szowinista globalnego mocarstwa?

Lewis Namier nie chciał Polski na wschodzie. Kim był ten “mały żydek” i szowinista globalnego mocarstwa?

Adam Kożuchowski


Lewis Namier (Fot. Domena publiczna)

Jego zdaniem polskie ambicje terytorialne świadczyły o nieuleczalnym imperializmie, tyleż niemoralnym, co niepoważnym, ponieważ z jednej strony miejscowa ludność nienawidziła Polaków jak nikogo innego, z drugiej – Polacy nie nadawali się do rządzenia kimkolwiek. Kim był Lewis Namier i dlaczego sabotował odradzającą się Polskę?

Dr hab. Adam Kożuchowski – profesor w Zakładzie Historii Idei i Dziejów Inteligencji w XIX-XX w. w Instytucie Historycznym PAN

Lewis Bernstein Namier jak ulał pasuje do roli demonicznego bohatera drugiego planu: był Żydem, zausznikiem premiera Wielkiej Brytanii i bardzo starał się zaszkodzić interesom odradzającej się Polski. Przypisuje mu się więc wręcz fantastyczną moc sprawczą: miał być nie tylko twórcą projektu granicy polsko-rosyjskiej (znanej jako linia Curzona od nazwiska ówczesnego ministra spraw zagranicznych), ale także złym duchem, który nastawił przeciw Polsce cały brytyjski rząd.

W polskim internecie można nawet znaleźć zwolenników tezy, że Namier podmienił mapę z projektem granicy (na niej Lwów był po polskiej stronie), do której zaakceptowania zmuszono premiera Grabskiego latem 1920 r., gdy bolszewicy stali pod Warszawą, i przesłał do Moskwy jeszcze mniej dla Polaków korzystną – potem wyciągnął ją z szafy Stalin jako uzasadnienie granicy wytyczonej w Jałcie i Poczdamie.

Jak na tak potężną postać przystało, Namier był nie byle kim: wielu uważało go za najlepszego brytyjskiego historyka swoich czasów. Za zasługi na tym polu otrzymał tytuł szlachecki i pięć honorowych doktoratów, jego metoda badań była na tyle oryginalna, że z braku porównań nazywano ją namieryzmem.

Dlaczego jednak tak bardzo nie lubił Polski? Czy tylko na złość ojcu, który go za to wydziedziczył? Czy może dlatego, że jej interesy w Londynie reprezentował Roman Dmowski?

Bernstein, czyli Niemirowski

Namier urodził się w 1888 r. w Woli Okrzejskiej (w tym samym dworku co Henryk Sienkiewicz) jako Ludwik Bernstein, syn Józefa i Anny (Meny) z Sommersteinów. Jego ojciec był człowiekiem dobrze wykształconym, przez kilka lat obracał się wśród intelektualnej śmietanki Warszawy. Po ślubie nabył majątek rolny w Galicji Wschodniej i wiódł życie ziemianina, zmieniając nazwisko na Niemirowski. W ciągu półtora pokolenia Bernsteinowie i Sommersteinowie przeistoczyli się z żydowskich kupców w polskich inteligentów, a nawet żołnierzy – stryjeczny brat Namiera, jego imiennik Ludwik Bernstein, walczył w Wojsku Polskim w 1920 i 1939 r.

Lewis Bernstein Namier (1888-1960), zanim wyemigrował w 1906 r. do Wielkiej Brytanii, nazywał się Ludwik Bernstein Niemirowski Fot. Domena publiczna

Najbardziej znaną postacią w tej rodzinie – poza Namierem, który się z niej wypisał – miał się stać jego cioteczny brat Ludwik Ehrlich. Kiedy Namier knuł przeciw Polakom w Wielkiej Brytanii podczas I wojny, Ehrlich prowadził akcję werbunkową do polskiego wojska w Ameryce, następnie został profesorem prawa we Lwowie i – już po II wojnie – w Krakowie. Był autorem cenionych prac z dziejów prawa międzynarodowego oraz – już całkiem na przekór Namierowi – wywodów uzasadniających polskość Śląska i Pomorza. Jego pogrzeb celebrował Karol Wojtyła.

Ambitny i drażliwy Namier miał tylko jedną siostrę (przyszłą autorkę prac o polskich strojach ludowych), wychowywał się w oddalonym od świata majątku i odebrał wykształcenie domowe. Jego nauczycielami byli polscy i polsko-żydowscy lewicowcy, m.in. Edmund Weissberg (Wieliński), późniejszy wiceprezydent Łodzi i oficer zamordowany w Starobielsku, oraz Stanisław Kot, historyk i minister w emigracyjnym rządzie Władysława Sikorskiego, przez którego poznał Mariana Kukiela, także historyka i ministra tego samego rządu.

Nie uchronili oni młodego Namiera przed gwałtownym rozczarowaniem i urazem do polskości, które przeżył jako nastolatek. We wspomnieniach twierdził, że ich źródłem było to, że dopiero w wieku dziewięciu lat dowiedział się, że jest Żydem.

Na jego postawę wpłynął też szok wywołany antysemityzmem polskich znajomych rodziny. Miał podobno podsłuchać w pociągu rozmowę okolicznych ziemian naśmiewających się z jego ojca jako „jerozolimskiego hrabiego”.

Twierdził, że w wieku 16-17 lat zrozumiał, że asymilowanie się do polskości i wyrzeczenie się żydowskości przez jego rodzinę było czymś głupim i poniżającym – i na złość wszystkim, a zwłaszcza ojcu, postanowił zostać Żydem. Ale istnieją też przekazy, wedle których zraził się do Polaków dopiero na studiach we Lwowie w 1906 r., kiedy miał być jeszcze wielbicielem Piłsudskiego – co wydaje się prawdopodobne, jeśli weźmiemy pod uwagę ideowy profil jego nauczycieli. Niewątpliwie na uniwersytecie zetknął się z zapalczywymi zwolennikami Narodowej Demokracji, a więc zarówno antysemitami, jak i przeciwnikami Piłsudskiego. Zapewne spotkała go z ich strony seria afrontów, może jakieś bolesne upokorzenie. Ambitny, drażliwy i zamożny Ludwik Bernstein zwinął manatki i przeniósł się do Lozanny, a potem do Londynu.

Inteligentny impertynent

Po studiach w London School of Economics udało mu się dostać do Balliol College w Oksfordzie, gdzie zakochał się w Wielkiej Brytanii. Ze wszystkich szowinizmów świata dostępnych na początku XX w. wybrał najdumniejszy i najmniej pozbawiony kompleksów, najbardziej – jak to potem ujął – empirycznie uzasadniony szowinizm snobistycznej elity globalnego mocarstwa. Zmienił nazwisko na Lewis Bernstein Namier i przyjął brytyjskie obywatelstwo. Student Balliol niemal automatycznie stawał się członkiem, a przynajmniej kandydatem na członka, tej elity – kolegą przyszłych ministrów, wysokich urzędników i wybitnych uczonych. Ale polskiemu Żydowi nie mogło być w tym środowisku łatwo. Nie otrzymał stypendium All Souls w Oksfordzie i zdaniem jego kolegów wiązało się to z jego pochodzeniem.

Namier od młodości olśniewał „piekielną inteligencją”, ale irytował sposobem bycia: był impertynencki, impulsywny i – czego Anglicy nie lubili szczególnie – nachalny: przychodził nieproszony, mówił zbyt głośno i zbyt wiele. Był tym szczególnym typem, który imponował i z którego się jednocześnie podśmiewano. Gdy odmówiono mu stypendium, miał chwilę załamania i na kilka miesięcy wyjechał do Ameryki, by pracować jako dziennikarz. Wkrótce potem wybuchła wojna i zgłosił się do wojska, aby walczyć z Niemcami. Z powodu kiepskiego wzroku nie nadawał się na pierwszą linię frontu. Wpływowy kolega z Balliol zarekomendował go na stanowisko w ministerstwie, gdzie miał być bardziej użyteczny dla Zjednoczonego Królestwa.

W latach 1915-20 pracował dla różnych rządowych instytucji jako ekspert od Europy Środkowo-Wschodniej: analizował polskie, rosyjskie i niemieckie gazety, pisał raporty przeznaczone dla ministra spraw zagranicznych lub premiera. Jego szczególna pozycja brała się z tego, że w brytyjskiej elicie nie było nikogo, kto miałby porównywalną z nim wiedzę o regionie. Do czasu rewolucji rosyjskiej Brytyjczycy tą częścią świata mało się interesowali. Popierali co prawda propagandę skierowaną przeciw państwom centralnym – i z tej racji utrzymywali różnych emigracyjnych działaczy polskich, czeskich czy jugosłowiańskich – ale nikomu niczego nie obiecywali. Dotyczyło to zwłaszcza spraw polskich, które uważano za domenę Rosji.

Na wojnie z panem Romanem

Wiele wydarzeń – od ogłoszenia niepodległości Polski przez państwa centralne w listopadzie 1916 r. po rewolucję bolszewicką – sprawiło, że przyszłe państwo polskie stało się zagadnieniem polityki międzynarodowej i globalne mocarstwo, jakim była Wielka Brytania, musiało wobec niego zająć jakieś stanowisko.

Brytyjczycy sympatyzowali z utworzeniem Polski z przyczyn humanitarnych, bo każdy słyszał, że Polacy domagają się niepodległości i co jakiś czas organizują powstania. Ale z przyczyn strategicznych woleli, żeby Polska była mała i nie zakłóciła rywalizacji rosyjsko-niemieckiej.

Co to miało dokładnie oznaczać, tego nikt w brytyjskim rządzie nie wiedział i stąd znacząca rola Namiera. Jako analityk ministerstwa propagandy, a potem ministerstwa spraw zagranicznych Namier był skrajnie krytyczny wobec polskich aspiracji, a przede wszystkim wobec człowieka, który je formułował, czyli Romana Dmowskiego.

Dzięki znajomościom wyniesionym jeszcze z Rosji (np. z brytyjskim ambasadorem w Petersburgu) Dmowski stał się głównym wyrazicielem polskich interesów w Londynie już w 1915 r. Jednak każda podejmowana przezeń akcja i memorandum do brytyjskiego rządu spotykały się z radykalną krytyką Namiera, choćby chodziło o kwestię werbalnego wsparcia pomocy humanitarnej dla polskiej ludności. Na początku 1916 r. ataki te przybrały kształt otwarcie personalny: Namier oskarżył Dmowskiego, że szuka porozumienia z polskimi politykami z Austrii, aby przejść na stronę państw centralnych. Życzliwy dyplomata, który słusznie uznał to podejrzenie za nonsens, wskazał Dmowskiemu jego autora. Szef Narodowej Demokracji odpowiedział równie bezsensownym donosem o szpiegostwo pod adresem Namiera; po krótkim dochodzeniu przełożeni tego drugiego zorientowali się, o co chodzi.

Po latach Dmowski żalił się, że nie udało mu się sprawić, żeby owego żydka, autora fantastycznych raportów, usunięto za rozmyślne fałsze z zajęcia w Foreign Office. Poufnie mi powiedziano, że ma on takie plecy, że go usunąć nie można (…). Dziwne były na Zachodzie stosunki. Taki mały żydek galicyjski mógł odegrać w sprawie polskiej wcale doniosłą rolę. W rzeczywistości Dmowski musiał obiecać, że zaprzestanie ataków na Namiera. Po tym, jak namówił angielskiego dziennikarza, aby obsmarował go w antysemickim artykule, przełożeni „małego żydka” zagrozili, że jeśli Dmowski będzie się mieszał w ich pracę, rząd obetnie dotację dla Komitetu Narodowego Polskiego.

Roman Dmowski (siedzi w środku) wśród członków Komitetu Narodowego Polskiego. Z lewej siedzi: Maurycy Zamoyski, z prawej Erazm Piltz. Stoją od lewej: Stanisław Kozicki, Jan Emanuel Rozwadowski, Konstanty Skirmunt, Franciszek Fronczak, Władysław Sobański, Marian Seyda i Józef Wielowieyski. Fot. Domena publiczna

Resztki sympatii Anglików „pan Roman” utracił, gdy Namier zwrócił uwagę osobistego sekretarza premiera Lloyda George’a na artykuł w kontrolowanej przez Narodową Demokrację gazecie, w którym wyjaśniano polskim czytelnikom, że niechętny stosunek szefa rządu do Polski jest efektem podszeptów kochanki premiera – oczywiście Żydówki.

Dmowski musiał się zadowolić opowiadaniem dowcipu, że źródłem wszelkich nieszczęść Europy Wschodniej są dwaj Żydzi: Lew Bronstein (czyli Trocki) oraz Lewis Bernstein (czyli Namier).

Ten ostatni w liście do ojca twierdził, że nienawiść polskich narodowców do niego przybierała rozmiary „humorystyczne”, natomiast angielskim kolegom miał się zwierzać, że Polacy chcieli go zamordować.

Nie oddawajcie Kresów Polakom!

Konfrontacja Namiera z Dmowskim weszła w zasadniczą fazę po rewolucji w Rosji, gdy niestrudzony szef Narodowej Demokracji rozkolportował wśród anglosaskich polityków broszurę „Problems of Eastern and Central Europe”. W obliczu rozkładu Rosji Dmowski po raz pierwszy formułował program przyszłych granic Polski – obejmujący większość obszarów przedrozbiorowej Rzeczypospolitej. Namier zareagował repliką, w której poddawał te aspiracje miażdżącej krytyce. Jego zdaniem ziemie na wschód od Bugu były po prostu rosyjskie, a ich mieszkańcy woleli każdą władzę, byle nie znienawidzonych „polskich panów”. Cytowane przez Dmowskiego statystyki etnograficzne uznawał za sfałszowane, a liczbę Polaków na Kresach Wschodnich za znikomą.

Tę argumentację podtrzymywał we wszystkich raportach i analizach aż do odejścia ze służby wiosną 1920 r. Jego zdaniem polskie ambicje terytorialne świadczyły o nieuleczalnym imperializmie, tyleż niemoralnym, co niepoważnym, ponieważ z jednej strony miejscowa ludność nienawidziła Polaków jak nikogo innego, z drugiej – Polacy nie nadawali się do rządzenia kimkolwiek. Ziemie na wschód od Bugu, a zwłaszcza Galicję Wschodnią, należało oddać komukolwiek innemu, byle nie Polakom: najlepiej Rosji, ewentualnie Ukraińcom lub nawet Czechosłowacji.

Poglądy te trafiały do przekonania Philipa Kerra, osobistego sekretarza Lloyda George’a, oraz samego premiera – albo po prostu były z nimi zbieżne. Oczywiście Lloyd George, zależnie od okoliczności, formułował je w sposób mniej lub bardziej zawoalowany. Konsekwentnie jednak – czasem nawet wbrew niektórym kolegom z rządu, a co do zasady przeciw Francji – we wszystkich sporach terytorialnych opowiadał się przeciw Polakom, a za naszymi sąsiadami.

Premierzy Francji Georges Clemenceau (z lewej), Wielkiej Brytanii – David Lloyd George (w środku) oraz Włoch – Vittorio Orlando w Wersalu, gdzie 28 czerwca 1919 r. podpisany został traktat kończący I wojnę światową i ustalający nowy ład w Europie. Powstały nowe państwa, m.in. Polska i Czechosłowacja. Wobec zmieniającej się sytuacji politycznej, przede wszystkim wojny polsko-bolszewickiej, już rok później wielu zachodnich polityków myślało o rewizji postanowień wersalskich. Te plany przestały być aktualne po polskim zwycięstwie nad bolszewikami. Fot. Archiwum

Stąd też niektórzy historycy uważają Namiera za kluczowego architekta brytyjskiej polityki wobec Polski. Szczególnie za autora projektu granicy polsko-rosyjskiej, którą rząd Lloyda George’a przygotował na konferencję w Paryżu w 1919 r., a potem zaproponował jako kompromis w czasie konferencji w Spa w kluczowym momencie wojny polsko-bolszewickiej (trzy miesiące po odejściu Namiera z Foreign Office) – granicy, którą rzeczywiście wytyczono w 1945 r.

Namier nie wyszedł na głoszonych przez siebie poglądach zbyt dobrze. Jego zwierzchnicy dostrzegali ich stronniczość i zapiekłość i oceniali je surowo. Już analiza wspomnianej broszury Dmowskiego wydała się im napisana nieprofesjonalnie, przede wszystkim z uwagi na styl: Namier streszczał w niej poglądy Dmowskiego ze zjadliwym sarkazmem, szydząc z samego autora. Zamówiono nawet dodatkową analizę u historyka z Oksfordu Charlesa Omana, nauczyciela i egzaminatora Namiera, co musiało być dla niego upokarzające.

Niezależnie od tego, jak wielkie wpływy mu się przypisuje, on sam czuł się niedoceniany i lekceważony.

Odszedł z Foreign Office na własną prośbę, bardzo rozżalony na swoich szefów. Wkrótce związał się z Chaimem Weizmanem i ruchem syjonistycznym.

Chaim Weizmann (1874-1952) – pierwszy prezydent Izraela Wikipedia Commons

Niekonsekwentny konserwatysta

Przełomowe znaczenie prac Namiera o XVIII-wiecznej Anglii, a przede wszystkim o brytyjskim parlamencie, polegało na radykalnym zakwestionowaniu wiary w rolę podziałów ideowych oraz partyjnych. Zgodnie z nią dzieje Anglii po tzw. chwalebnej rewolucji (1688-89) determinowała rywalizacja torysów i wigów reprezentujących konserwatyzm i postęp. Lata badań archiwalnych Namiera metodą prozopograficzną (czyli nad zbiorową biografią angielskiej elity politycznej) pokazały, że w XVIII w. podziały partyjne były płynne albo umowne: posłowie wielokrotnie zmieniali stronnictwa, a w konkretnych głosowaniach częściej kierowali się interesem własnym, okręgu lub frakcji niż ideologią obu partii. Pozwoliło mu to twierdzić, że ideologia ta była w znacznej mierze fikcją.

W ujęciu Namiera był to wielki komplement pod adresem ówczesnych elit. Konserwatyzm polegający na długotrwałym ucieraniu się interesów indywidualnych, grupowych i lokalnych oraz przywiązaniu do zwyczaju i tradycji wydawał mu się dowodem na wyższość angielskiego systemu politycznego czy może nawet charakteru narodowego nad innymi. Miał on chronić Anglię przed niebezpieczeństwem abstrakcyjnych dogmatów, przed politycznym fanatyzmem, w którym lubowały się narody mniej lub bardziej otwarcie pogardzane przez sceptycznych Anglików (także przez Namiera) – od Francuzów, Niemców i Rosjan począwszy, a na Polakach i Żydach skończywszy. Dziesięć minut rozmowy wystarczało, aby przekonać się o sile jego konserwatyzmu i uwielbienia dla monarchii, arystokracji i tradycji – zanotował kolega po fachu Namiera.

Biografowie zwracali uwagę, że jego zaangażowanie w bieżącą politykę, a zwłaszcza w syjonizm, było przeciwieństwem jego poglądów na historię. Gorący sprzeciw Namiera wobec polskich pretensji do Kresów Wschodnich może się wydać równie niekonsekwentny: występował przecież jako namiętny obrońca warstw niższych przeciw konserwatywnej elicie, czyli „polskim panom”, oraz jej „imperializmowi”, czyli tej warstwie i tej polityce, które tak podobały mu się w wydaniu brytyjskim.

Nielubiany, ale wybitny

Brak wyraźnego poparcia brytyjskiego dla idei żydowskiego państwa w Palestynie, a potem polityka appeasementu wobec Hitlera pogłębiły rozczarowanie Namiera byłymi kolegami z Foreign Office. Jednak wśród syjonistów także nie był lubiany, a gdy dla drugiej żony przeszedł na anglikanizm, przez wielu został uznany za zdrajcę sprawy żydowskiej.

W tym czasie był już jednym z najbardziej znanych brytyjskich historyków. Opublikowane na przełomie lat 20. i 30. książki zapewniły mu profesurę na uniwersytecie w Manchesterze, dokąd próbował ściągnąć uchodźców z nazistowskich Niemiec. Nigdy nie pogodził się z tym, że nie otrzymał katedry na Oksfordzie, w Cambridge lub w najgorszym razie na Uniwersytecie Londyńskim.

Nigdzie jednak nie był lubiany: pisywał bezkompromisowo krytyczne recenzje prac kolegów po fachu, napastliwe i sarkastyczne artykuły, do furii doprowadzała go ugodowa postawa wobec Hitlera, nie ukrywał pogardy dla ludzi, których uważał za głupców lub hipokrytów.

W dość zgodnej opinii dopiero drugie małżeństwo pozwoliło mu pozbyć się nawracającej depresji leczonej psychoanalizą, która fascynowała go też od strony intelektualnej. W czasie II wojny utrzymywał przyjacielskie kontakty z polskimi emigrantami, m.in. Marianem Kukielem, a także Antonim Słonimskim, którzy poświęcili mu pełne sympatii wspomnienia.

Po wojnie z pasją zabrał się do studiów nad historią dyplomatyczną lat 30. – najsłabsze w jego naukowej spuściźnie – i demaskowanie ugodowej postawy wobec Hitlera ówczesnych polityków. Wszedł wówczas na łamach „Timesa” w otwarty spór z byłym francuskim ministrem Georges’em Bonnetem, nieco na wyrost broniąc polityki polskiej i ministra Józefa Becka (przy okazji krytykował zachodnich historyków za nieznajomość polskiego i rosyjskiego). Zarzucał Bonnetowi, że jako minister zignorował, a jako historyk przemilczał polską ofertę wypełnienia sojuszniczych zobowiązań wobec Francji, gdyby ta chciała wystąpić w obronie Czechosłowacji przed Hitlerem w maju 1938 r. Niestety, Namier miał tu tylko trochę racji: choć polski ambasador rzeczywiście przekazał coś takiego francuskiemu ministrowi, była to czysta hipokryzja. W istocie ani Polska, ani Francja nie miały najmniejszego zamiaru wypowiadać III Rzeszy wojny w obronie Czechosłowacji.

Jedyną angielską cechą, której nigdy sobie nie przyswoił – wyraził się o nim inny słynny historyk, kolega z Balliol Arnold Toynbee – była obojętność na problemy Europy Środkowej. Nie był ani pierwszym, ani ostatnim historykiem, który desperacko starał się dopasować fakty do zasad, w które wierzył i o których sądził, że opierały się na empirii. Sam byłby zapewne skłonny twierdzić, że spotyka to wszystkich, którzy zbyt mocno wierzą w jakieś zasady.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


HIGH COURT APPROVES ALEXEI BURKOV’S EXTRADITION TO U.S

HIGH COURT APPROVES ALEXEI BURKOV’S EXTRADITION TO U.S

YONAH JEREMY BOB


Last week, the Russian hacker and Naama Issachar had both requested the High Court to block the hackers’ extradition to the US.

Supreme Court President Esther Hayut. (photo credit: MARC ISRAEL SELLEM)

The High Court of Justice approved on Sunday the extradition of a Russian hacker to the US, rejecting his request to be extradited or to serve his potential jail sentence in Russia.

Last week, the Russian hacker and an Israeli woman in a Russian prison for cannabis possession had both requested the High Court to block the hackers’ extradition to the US.

The family of Naama Issachar, serving a seven-and-a-half-year sentence in Russia, had filed their petition two weeks ago, while the hacker, Alexei Burkov, filed last week. Later last week, Issachar’s family had already withdrawn their petition.

These moves follow Acting Justice Minister Amir Ohana’s signing off on extraditing Burkov to the US for perpetrating cyber fraud and earlier rulings by the Jerusalem District Court and the Supreme Court to extradite him.

Generally, the petitioners oppose any extradition, but given the state of legal play, they were pushing for extradition to Russia in place of the US, and as part of a deal for Russia to return Issachar to Israel.

Israelis generally view Issachar as having violated the law, but that the violation was minor and that the heavy Russian jail sentence was a political move to try to press Israel to return Burkov to Moscow.

In a bizarre legal twist unique to the extradition process, though the Supreme Court already ordered Burkov’s extradition, he had a chance to try a redo after the justice minister signed the extradition order by addressing his petition to the same body, but in its capacity as the High Court of Justice.

Essentially the idea is that extradition has both a criminal and constitutional component and that the initial Supreme Court ruling addresses the criminal obstacles, while the later High Court ruling addresses any constitutional obstacles.

In theory, the High Court could have overturned the earlier Supreme Court ruling, and in fact, the High Court had frozen the extradition until it could issue a decision.

In practice, cases where the High Court vetoes an extradition that its – in their capacity as the Supreme Court – already approved, are extraordinarily rare.

The two main arguments that Burkov seemed to be basing the latest petition to the High Court on were: that earlier court decisions were to extradite him, but not necessarily to extradite him to the US over Russia, and that Burkov was not physically in the US.

In a classic extradition case, one person commits an individual crime in his home country and flees to a foreign country to escape the law.

Usually the criminal is in it for personal gain, and none of the governments involve particularly care what happens to the criminal.

If there is an extradition treaty between the country of origin and the country where the criminal fled, he is usually extradited back home, and if not, often not.

And then there is when diplomatic considerations break into the fold.

Here, Burkov has been on “extradition row” since 2015 when the US filed a serious and well-grounded evidentiary request for extraditing him to the US for perpetrating the cyber fraud scheme.

In the age of globalized crime, physically residing in a country is not required if the main harm of your criminal actions were felt in that country.

So normally his extradition to the US would be a done deal.

Russia’s harsh sentence of Issachar sparked speculation that Burkov has value to Moscow and might have been involved in cyber intelligence activities. Otherwise, it would be unclear why Russia would care if one citizen gets sent to jail for fraud.

There are many political reasons why Prime Minister Benjamin Netanyahu would want to please Russian President Vladimir Putin even if there might be few legal ones.

But ultimately the extradition was always expected to go through due to these legal arguments and because Israel would be even more concerned about upsetting the US by failing to extradite Burkov than it would be concerned about alienating Russia.

The High Court said that arguments to extradite Burkov to Russia or to have him serve his potential jail sentence there had no real legal basis.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Israel exposes Iran’s lies about its nuclear ambitions – TV7 Israel News 08.11.19

Israel exposes Iran’s lies about its nuclear ambitions – TV7 Israel News 08.11.19

   TV7 Israel News



1) The Islamic Republic of Iran refuses to cooperate with the International Atomic Energy Agency, IAEA, vis-à-vis a warehouse that is situated on the outskirts of Tehran, which according to Israeli allegations, stored nuclear materials related to the Mullah’s aspiration to develop nuclear weapons.
2) Senior Israeli officials reinforced a statement made by U.S. Secretary of State Mike Pompeo, and warned that Iran would be able to reach a nuclear bomb within less than a year if it decided to take swift action in this direction.
3) Germany Chancellor Angela Merkel reiterated her countries concerns over the latest nuclear-related developments in Iran, yet noted that Berlin has not made its final decision about how to confront Tehran’s latest activities.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com