Archive | 2019/11/24

JÓZEF MATEUSZ BIRNBAUM – SKORUMPOWANY POLICJANT I TAJNY AGENT

JÓZEF MATEUSZ BIRNBAUM – SKORUMPOWANY POLICJANT I TAJNY AGENT

DR PAWEŁ FIJAŁKOWSKI


Pośród problemów doskwierających mieszkańcom Królestwa Polskiego szczególnie uciążliwa była korupcja w administracji miejskiej i państwowej, a przede wszystkim w policji. Spośród licznego grona sprzedajnych funkcjonariuszy szczególną aktywnością i bezwzględnością wyróżniał się starozakonny Josel (Joel) Mosiek (ewentualnie Josek Moszel) Birnbaum.

Pokątna szulernia (rycina Franciszka Kostrzewskiego w książce Wacława Szymanowskiego „Szkice i obrazki”, Warszawa 1858; Biblioteka Narodowa / Biblioteka Cyfrowa Polona/domena publiczna

Pośród problemów doskwierających mieszkańcom Królestwa Polskiego szczególnie uciążliwa była korupcja w administracji miejskiej i państwowej, a przede wszystkim w policji. Wśród nieuczciwych funkcjonariuszy i urzędników znajdowali się ludzie różnego pochodzenia, przynależności narodowej i wyznaniowej. Różny był ich status społeczny i materialny, a także pozycja w aparacie władzy: od pisarza w kancelarii po ministra, od strażnika na rogatkach miejskich po prezydenta Warszawy. Spośród licznego grona sprzedajnych funkcjonariuszy szczególną aktywnością i bezwzględnością wyróżniał się starozakonny Josel (Joel) Mosiek (ewentualnie Josek Moszel) Birnbaum, który pod koniec swej kariery przeszedł na katolicyzm i przyjął imiona Józef Mateusz. Mamy jednak podstawy, by sądzić, że jeszcze przed chrztem działał jako Józef Birnbaum.

Urodził się około 1798 r. i był synem warszawskiego szynkarza. Ponoć dopiero w 9. roku życia rodzice posłali go do szkoły żydowskiej, ale nie przejawiał zainteresowania nauką. Z tego powodu około 1810 r. został wysłany do wuja mieszkającego w guberni chersońskiej, a po powrocie do Warszawy pracował u swojej babki w handlu winem. W 1813 r., po wkroczeniu wojsk rosyjskich na ziemie polskie, podjął współpracę z policją i jako szpicel zajmował się wykrywaniem rosyjskich dezerterów oraz nadużyć celnych i skarbowych (zwanych defraudacjami) popełnianych przez osoby spławiające Wisłą różne towary, głównie tabakę i tytoń. W 1820 r. został funkcjonariuszem wydziału śledczego policji w Warszawie, podlegającej wiceprezydentowi miasta Mateuszowi Lubowidzkiemu.

Josel vel Józef Birnbaum zajmował się różnego rodzaju przestępstwami, głównie skarbowymi, jak również napadami i rabunkami. Przede wszystkim tropił tzw. defraudantów, czyli przemytników i handlarzy nielegalnie sprowadzonymi towarami. Dopuszczał się przy tym licznych nadużyć, bardzo często rzucając podejrzenia na niewinnych i podejmując działania przeciwko nim. Jego ofiarami byli głównie kupcy wyznania mojżeszowego, którzy nie posiadali praw obywatelskich, byli łatwi do zastraszenia i często padali ofiarą skorumpowanych urzędników. Chcąc uniknąć utraty dobrego imienia z powodu postawionego im zarzutu, obawiając się konfiskaty towaru, opieczętowania sklepu i aresztowania, płacili szantażyście łapówkę. Dla przykładu podajmy niemiłą przygodę, która w 1823 r. spotkała faktora i trzech czeladników handlowych posądzonych przez Birnbauma o nielegalny handel. Bazyli Mochnacki pisał w broszurze „Sprawa Birnbauma … (Warszawa 1830):

W 1823 r., około świąt Kuczki zwanych, banda rzeczona [tj. Birnbaum i jego pomocnicy] potrzebując 400 talarów zaaresztowała czeladnika jednego z handlu Szai Celniker, drugiego z handlu Mendla Gdali, trzeciego faktora. Na upomnienie się Celnikera odpowiedział Birnbaum: >Nieśli towary defraudacyjne; wiesz to dobrze, że jeśli zechcę, to mam świadków na pogotowiu<. To mówiąc zawołał na swoich pomocników: >Wszakże widzieliście, że ci aresztowani kontrabandę nieśli?<. >Widzieliśmy<, odpowiedzieli koledzy. >Otóż są świadkowie<, wykrzyknął Birnbaum. Tem przelękniony Celniker posłał jemu żądanych 400 talarów […].

Pieniądze te pochodziły ze składki ośmiu kupców, ponieważ Birnbaum zagroził, że opieczętuje także inne sklepy. Pertraktujący z nim kupiec żelazny Mojsiek Mordko Majerowicz spytał retorycznie, czy takie postępowanie jest sprawiedliwe. Skorumpowany policjant ponoć odparł: „Co mnie w to wchodzić, czy to jest sprawiedliwe, niech kto inny za mnie odpowiada, teraz jest czas aby zrobić majątek”.

Kupcy z wielu miast, oskarżani przez Josela vel Józefa Birnbauma o prowadzenie nielegalnego handlu, składali się na łapówki w wysokości setek talarów. Według raportu skierowanego 24 września 1830 r. przez Komisję Rządową Sprawiedliwości do Rady Administracyjnej, bazującego na relacji z zakończonego wówczas procesu Birnbauma, skazany „wymuszał znaczne sumy zawsze pod osłoną władz rządowych”. W Płocku, Nasielsku, Sierpcu, Zieluniu, Płońsku, Przasnyszu i Serocku „złożono mu na okup spokojności znaczne sumy”, które odbierał jeżdżąc na kontrolę towarów, legitymując się pisemnym rozkazem zwierzchników. Izrael Lichtenstein, kantor synagogi w Sierpcu zeznał podczas procesu:

Przyjazd Birnbauma do Sierpca poprzedziła pogłoska o jego różnych poczynionych kupcom nieszczęściach i jego wielowładności, niemniej o wziątkach pieniężnych, które mu Cywa kupcowa z Płocka, kupcy i synagoga tegoż miasta dać musieli. Trwoga ta skłoniła do tego samego i mieszkańców starozakonnych Sierpca, którzy uprosili zeznającego, aby uzbierał dla Birnbauma składkę. Uczynił to, lecz najmajętniejsi nic dać nie chcieli, nie czując się do żadnej defraudacyi. Nadjechał tym czasem Birnbaum […]. Żądał 400 tal[arów], inaczej za każdą godzinę spóźnienia po 100 tal[arów] dodatku mieszkańcom zapowiadał, mówiąc […], że rachować się musi jenerałowi Rożnieckiemu z każdej godziny, gdzie był, co robił i wiele pieniędzy z miasta wziął, bo od niego i od kogoś z ratusza taką ma moc, iż wolno mu każdego w łańcuszki zakuć i wszystko, co tylko chce zrobić, chociażby najpoczciwszemu.

Wymieniony przez Birnbauma generał Aleksander Rożniecki był zwierzchnikiem policji Królestwa Polskiego, a ktoś z ratusza to jego bezpośredni przełożony, wspomniany już Mateusz Lubowidzki.

Drugą dużą grupę spraw, którymi zajmował się Josel vel Józef Birnbaum, tworzyły napady i kradzieże. Wraz ze swymi pomocnikami przeprowadzał rewizje w domach podejrzanych, rekwirował dobytek, a ich samych aresztował. Przebywali długi czas w bardzo złych warunkach w areszcie w ratuszu, byli bici podczas przesłuchań, a ponadto znęcano się nad nimi karmiąc słonymi potrawami i nie dając wody. Gdy sprawcy napadu rabunkowego przyznali się do winy, Birnbaum przywłaszczał sobie ich łupy, którymi często dzielił się ze swymi współpracownikami, a przestępców wypuszczał na wolność. Pozostałych, niewinnych podejrzanych, nadal brutalnie przesłuchiwał. W wielu przypadkach protokołów z przesłuchań nie sporządzano. Działo się to przeważnie za wiedzą skorumpowanych zwierzchników Birnbauma, szczególnie wiceprezydenta Lubowidzkiego.

W maju 1823 r. bracia Josek i Icek Szmulowicze dokonali kradzieży u radcy prokuratorii generalnej Strzeleckiego. Birnbaum zmusił ich do oddania skradzionych pieniędzy, ale pozostawił na wolności. W areszcie osadził natomiast lokaja Ritta, przesłuchiwał go i bił, by przyznał się do okradzenia swego pana. Ritt rozchorował się w areszcie i zmarł w lipcu tegoż roku w szpitalu św. Ducha.

Jesienią 1823 r. Josel vel Józef Birnbaum prowadził śledztwo w sprawie „gwałtownych kradzieży” dokonanych w końcu września u hrabiego Ostrowskiego i 10 grudnia u kapitana Kulpińskiego. W sprawie tej zatrzymano wielu podejrzanych, pomiędzy którymi byli faktyczni sprawcy, znani nam już bracia Josek i Icek Szmulowicze. Birnbaum aresztował ich tuż po kradzieży u Ostrowskiego, jednakże niebawem wypuścił na wolność, by –jak później wyjaśniał — naprowadzili go na trop skradzionych pieniędzy. Tak rzeczywiście się stało, Birnbaum odebrał im pieniądze, ale zachował je dla siebie, a uwolnieni przestępcy dokonali drugiej kradzieży, u Kulpińskiego. Skorumpowany policjant zatrzymał ich ponownie, znalazł narzędzia, które posłużyły im do dokonania kradzieży, oraz pieniądze. Jednakże jedynie część z nich oddał Kulpińskiemu, resztę zachował u siebie za zgodą zwierzchników jako depozyt i finansował z nich inne wydatki.

Bracia Szmulowicze byli trzymani w piwnicy, bito ich batem i rózgami, i nie dawano im pić. Torturowano również żonę Joska Szmulowicza, zawiązywano szpagatem brodawki wezbranych mlekiem piersi, zabrano dziecko i straszono, że zostanie ochrzczone. W końcu Josek zniknął z aresztu w czasie, gdy klucze do niego znajdowały się u Birnbauma. Najprawdopodobniej uciekł, w czym być może pomógł mu skorumpowany policjant. Jednakże zdaniem żony raczej umarł, ponieważ gdyby uciekł „dałby był jej jako żonie o swem życiu jakową wiadomość”. Nie wykluczone, że został zamordowany przez Birnbauma lub jego ludzi, ponieważ obawiano się, że może wyjawić prawdę o przebiegu śledztwa. Pozostałych podejrzanych o dokonanie kradzieży u Ostrowskiego i Kulpińskiego nadal trzymano w areszcie, bito batem i rózgami, by przyznali się do winy.

Najbardziej spektakularnego nadużycia dopuścił się Josel vel Józef Birnbaum w początkach 1824 r., gdy rząd zdelegalizował chasydzkie sztible i zakazał pielgrzymowania do cadyków. Skorumpowany policjant i podlegli mu ludzie rozpuścili wówczas po Warszawie pogłoskę, że władze w Petersburgu nakazały aresztowanie wszystkich chasydów, ogolenie im bród i pejsów. Natomiast wiceprezydent miasta Mateusz Lubowidzki oświadczył, że Komisja Rządowa Spraw Wewnętrznych i Duchownych uznała chasydów za szkodliwych sekciarzy i poleciła policji zająć się nimi. To wystarczyło, by zastraszyć wielu chasydów, jednakże, by uwiarygodnić pogłoskę, niektórzy z nich zostali zatrzymani i osadzeni w areszcie w ratuszu. W ten sposób Birnbaum wymusił od chasydów łapówki, przeznaczone jakoby dla wysokiej rangi urzędników, prowadzących dochodzenie w ich sprawie.

Sposób, w jaki funkcjonariusz Birnbaum wypełniał swe obowiązki sprawił, że już od 1822 r. wpływały do sądu kryminalnego skargi, w których zarzucano mu nadużycia: wyłudzanie pieniędzy, przekupstwo urzędników, fałszowanie dokumentów, a także kradzież weksla i posługiwanie się fałszywą pieczęcią. Sąd postanowił wszcząć postępowanie przeciwko niemu, jednakże wiceprezydent Lubowidzki nie zgodził się na to i 6 lutego 1823 r. skierował do sądu pismo, w którym zażądał zaniechania sprawy. Dowodził, że „Józef Birnbaum jest ajentem policyi, co robi i jak robi, robi z poleceń i szczególnych instrukcyi. Skargi przeciw Birnbaumowi do vice-prezydenta jako zwierzchnika odesłane być powinny. Jak z jednej strony skarżącym, po przekonaniu się o rzeczy, sprawiedliwość wymierzy, tak z drugiej strony nie dopuści prześladować ajenta, za którego staraniem banda łotrów wyśledzona, pochwytana i pod sąd skutecznie za zebraniem przez niego dowodów oddana została. Birnbaum daje ciągłe dowody wierności w służbie i przez to samo ściąga na siebie nienawiść i skargi tych, których zbrodnie, występki i nieregularności przed swoim przełożonym odkrywa”. Sąd uznał, że Birnbaum jest „oficjalistą publicznym”, postanowił nie wszczynać postępowania, a zgromadzone dokumenty oddać do archiwum.

Josel vel Józef Birnbaum bezkarnie nadużywał przez długi czas uprawnień przysługujących funkcjonariuszom wydziału śledczego, co było możliwe dzięki temu, że jednocześnie był agentem tajnej policji. Wykonywał szpiegowskie zlecenia wiceprezydenta Warszawy Mateusza Lubowidzkiego oraz generała Aleksandra Rożnieckiego. Podejmował zadania szpiegowskie, których wyniki były wykorzystywane przez wielkiego księcia Konstantego Pawłowicza. Tropił związki tworzone przez uczniów gimnazjów i studentów, starał się przeniknąć do organizacji zawiązywanych przez polskich uczniów i studentów w kraju oraz zagranicą.

Jeszcze w początkach 1821 r. udał się przez Kalisz i Wrocław do Czech celem obserwowania dwóch podejrzanych podróżnych. Następnie pojechał do Niemiec, gdzie odwiedził kilka uniwersytetów, na których studiowali Polacy. Udawał studenta, wypowiadał się głośno przeciwko despotyzmowi, deklarował polski patriotyzm, przekonania rewolucyjne i przynależność do masonerii. Udało mu się wejść w środowisko polskich studentów i zdobyć informacje, na podstawie których po powrocie do kraju, w czerwcu 1821 r. sporządził raport dowodzący istnienia ogólnoeuropejskiego, tajnego związku studenckiego. Ponoć miał on swe kierownictwo we Wrocławiu, liczył 20 tysięcy osób i przygotowywał rewolucję z udziałem studentów krakowskich i warszawskich.

Raport Birnbauma przedstawiono wielkiemu księciu Konstantemu, który z innych źródeł wiedział o studenckich i uczniowskich spiskach w Kaliszu, Krakowie i Warszawie, toteż potraktował go bardzo poważnie. Dodajmy, że w tym czasie pod wpływem austriackiego kanclerza Klemensa von Metternicha rządy wielu państw europejskich podejrzewały istnienie potężnego, scentralizowanego spisku, obejmującego różne tajne organizacje, zmierzającego do obalenia panującego w Europie porządku. Nic więc dziwnego, że książę Konstanty przekazał informacje o wrocławskim związku studenckim konsulowi pruskiemu w Warszawie oraz rosyjskiemu w Berlinie celem ostrzeżenia władz pruskich.

W tym miejscu musimy wyjaśnić, że w Warszawie działało wówczas niezależnie kilka placówek tajnej policji. Oprócz biura funkcjonującego w strukturach warszawskiej policji oraz tajnych agentów pracujących dla policji wojskowej, działało jedno, a od około 1821 r. dwa biura (wydziały) Wyższej Tajnej Policji, kierowane przez Mateusza Szleja (Schleya) i Henryka Mackrotta, podległe kancelarii wielkiego księcia Konstantego. W sierpniu 1821 r. utworzono Biuro Centralne Policji dla Warszawy i Królestwa Polskiego, którego szefem został generał Aleksander Rożniecki. Biuru temu, kierowanemu w praktyce przez Rożnieckiego i wiceprezydenta Warszawy Mateusza Lubowidzkiego, miała podlegać cała tajna policja. Lubowidzki mógł teraz powiększyć wydział tajnej policji miejskiej, pracowało w nim 30 agentów, a ich zwierzchnikiem został Josel vel Józef Birnbaum.

Pewne wyobrażenie o metodach pracy tajnych agentów daje nam nieco późniejsza, odnosząca się do lat 30. XIX w. relacja niemieckiego publicysty i wydawcy Carla Goehringa (Karla Göhringa), opublikowana w książce „Warschau. Eine russische Hauptstadt (Lipsk 1844):

Tym bardziej należy obawiać się szpiegów, którzy nie noszą mundurów. Ci należą wyłącznie do zacnego Żydostwa, ale nie noszą się po żydowsku. Niektórzy z nich pojawiają się raz w takim, raz w innym stroju […]. W kawiarniach i cukierniach, gdzie stale przebywa młoda część mieszkańców Warszawy oraz szlachetne duchy i ciała z kraju, te podstępne żydowskie dusze w niewinnych chrześcijańskich ubiorach mają swe główne obserwatorium […]. Kręcą się po tym i tamtym kącie pomieszczenia, obserwują wprawnym okiem obecne osoby, by stwierdzić, czy dłuższa obecność mogłaby być opłacalna. Obracają się rozglądając, przeglądając pobieżnie gazety leżące w nieładzie, spoglądając to na tego to na tamtego i w końcu na upatrzony stół lub — lepiej powiedziawszy — na upatrzone osoby, które potrafią szybko wciągnąć rozmowę. A wypytawszy o ich nazwisko i miejsce zamieszkania, zręcznie lub niezręcznie kierują rozmowę na politykę, szczególnie losy Polski, sposób rządzenia i inne ryzykowne tematy, senat w Petersburgu, cesarza i jego działania, Francję i jej stosunek do Polski, polskie stowarzyszenia polityczne i patriotyczne – aby takowe wywęszyć.

Zwierzchnicy Josela vel Józefa Birnbauma wysoko oceniali działania, które podejmował jako tajny agent i chronili go przed oskarżeniami o korupcję. Jednakże kolejne nadużycia, których dopuszczał się jako funkcjonariusz policji kryminalnej sprawiły, że w końcu został oddany w ręce wymiaru sprawiedliwości. Wiemy, że postawienie go przed sądem było możliwe dzięki działaniom podjętym przez warszawską gminę żydowską i agentów tajnej policji pracujących dla Henryka Mackrotta. Ówczesny zastępca ministra sprawiedliwości Michał Woźnicki, relacjonując po latach okoliczności oddania Birnbauma pod sąd, stwierdzał, że nastąpiło to w efekcie oskarżenia wniesionego 8 marca 1824 r. przez Majera Gedalie Brauna „o różne nadużycia na osobie i majątku jego popełnione”.

Spekulacyja na uboczu. 1858 r. (Jan Feliks Piwarski, Kram malowniczy warszawski …, Warszawa 1859; Biblioteka Narodowa; reprodukcja za: Biblioteka Cyfrowa Polona; domena publiczna).

Prawdopodobnie w tym krytycznym momencie Birnbaum ochrzcił się i otrzymał imiona Józef Mateusz. W lipcu 1824 r. został aresztowany, a niedługo później zwolniono z aresztu wiele zatrzymanych przez niego osób, ponieważ nie było przeciwko nim żadnych dowodów. Natomiast skorumpowany policjant stanął przed sądem. Gdy prowadzono go na przesłuchania z aresztu w Starej Prochowni do sądu, na ulicy gromadziły się tłumy warszawiaków, głównie Żydów, którzy grozili mu lub naśmiewali się z niego.

Ponieważ wielu funkcjonariuszy jawnej policji oraz urzędników sądowych było jednocześnie pracującymi dla różnych biur tajnymi agentami, przebywającego w areszcie Józefa Mateusza Birnbauma otaczali ludzie dzięki którym utrzymywał potajemnie kontakt ze swymi zwierzchnikami. Podobno wiceprezydent Mateusz Lubowidzki oraz generał Aleksander Rożniecki często odwiedzali swego podwładnego. Kilkakrotnie przewożono go do Belwederu lub do pałacu Brühla, do wielkiego księcia Konstantego, gdzie naradzano się z nim. 5 sierpnia 1829 r. Birnbaum skierował list do generała Rożnieckiego, w którym odwoływał się do toczonych z nim niegdyś poufałych dysput filozoficznych o ludzkich charakterach. Wyznawał, że przez pięć spędzonych w celi lat zastanawiał się nad tym, czy wystarczająco gorliwie wypełniał powierzone mu zadania. Wyrażał nadzieję, że dzięki wsparciu swoich dobroczyńców zostanie uwolniony przez cesarza, ponieważ jest człowiekiem niewinnym. Twierdził, że podczas pobytu w więzieniu zebrał wiele nowych materiałów toteż jest gotowy na nowo podjąć swą rolę przy wiceprezydencie Lubowidzkim.

Ochrona udzielana Józefowi Mateuszowi Birnbaumowi przez możnych protektorów spowodowała, że jego proces sądowy toczył się przez kilka lat, do sierpnia 1826 r. przed trybunałem kryminalnym Województwa Mazowieckiego (nie wiemy, jaki wyrok w nim zapadł), a następnie przed sądem apelacyjnym Królestwa Polskiego. Dopiero w kwietniu 1830 r. sąd ten rozsądził ostatecznie sprawę Birnbauma, skazując go na 10 lat ciężkiego więzienia. Został osadzony „w więzieniu ciężkiem w Domu Kary i Poprawy w kajdanach z przykuciem na łańcuchu”. Jego dobytek został sprzedany na publicznej licytacji.

24 września 1830 r. Komisja Rządowa Sprawiedliwości skierowała do Rady Administracyjnej raport z procesu, w którym zwracała uwagę przede wszystkim na fakt, że Birnbaum ochrzcił się dopiero w 1824 r., toteż przedtem, jako wyznawca religii mojżeszowej, nie posiadał praw obywatelskich. W związku z tym bezprawnie powierzono mu w 1820 r. funkcję agenta policji. Według ustaleń sądu „żadnej nie posiadał nominacyi, nie wykonał przysięgi i działał tylko na mocy szczególnych zleceń i w szczególnych przypadkach z mocą jaka każdemu prywatnemu w schwytaniu na gorącym uczynku służyć by mogła”. W świetle prawa Birnbaum nie był funkcjonariuszem policji, pomimo to:

Pod powagą i zasłoną tejże swej policyjnej władzy czynności odbywał publiczne. I tak w charakterze agenta policji miał sobie moc daną odbywania urzędowego śledztwa z podejrzanych o przestępstwa karne osób. Protokoły Birnbauma miały formę urzędową i z użyciem aktuariusza prowadzone miały cechę tej urzędowości, jaka zwykle znamionuje czynności śledztwa administracyjno-policyjnego, przy których prowadzeniu używał nawet środków zmuszających do wyznania prawdy przez wymierzenie chłosty i spełnianie innych srogości […]. Birnbaum […] władał sługami i dozorcami policyjnemi, zarządzał więzieniem ratusznem, miewał od niego klucze. Jako trudniącemu się śledztwem w kradzieżach władza jego powierzała mu chowanie u siebie w depozycie pieniędzy i rzeczy odebranych od złodziejów.

Zacytowany raport Komisji Rządowej Sprawiedliwości miał uzmysłowić członkom Rady Administracyjnej, że nadużycia, których dopuścił się funkcjonariusz Birnbaum, nie byłyby możliwe bez akceptacji zwierzchników. Zapewniając podwładnemu bezkarność stali się odpowiedzialnymi za korupcję.

Tuż po wybuchu powstania, 30 listopada 1830 r. studenci uniwersytetu odnaleźli dokumenty tajnej policji znajdujące się w mieszkaniach generała Aleksandra Rożnieckiego i wiceprezydenta Warszawy Mateusza Lubowidzkiego, a także dokumenty przechowywane przez agentów pracujących dla Henryka Mackrotta, Rożnieckiego i Mateusza Szleja. 4 grudnia 1830 r. „zebrane z różnych miejsc i osób tajnej policyi zeszłego rządu papiery tyczące się rozmaitych szpiegostw i śledztw” zostały na polecenie Tomasza Łubieńskiego, prezydenta miasta Warszawy, złożone w budynku Banku Polskiego i opieczętowane.

5 grudnia 1830 r. Rząd Tymczasowy powołał Komitet do Przejrzenia Papierów Tajnej Policji. Przejął on władzę nad zgromadzonymi w banku papierami, przystąpił do ich przeglądania i porządkowania. 28 grudnia 1830 r. dyktator powstania, generał Józef Chłopicki wydał zarządzenie w sprawie osądzenia członków tajnej policji. W myśl zarządzenia miano powołać komisję do rozpatrywania zarzutów przeciwko osobom podejrzanym o przynależność do tajnej policji lub o szpiegostwo, czyli Komisję Rozpoznawczą. Nazwiska ludzi, którym komisja ta udowodni przynależność do tajnej policji, miały zostać podane do wiadomości publicznej. Postanowiono, że zostaną oni ukarani zakazem obejmowania stanowisk urzędowych i poddani nadzorowi policyjnemu. W przypadku, gdy na byłym funkcjonariuszu ciążyły inne zarzuty, „o nadużycie władzy w urzędowaniu, o potwarz, fałsz, oszustwo lub inne zbrodnie i występki prawem karnem objęte i przewidziane, takowych komisja do sądu właściwego odeszle”.

W późniejszym okresie połączono Komisję Rozpoznawczą z Komitetem do Przejrzenia Papierów Tajnej Policji. Rząd Narodowy wydał 9 marca 1831 r. regulamin prac „komitetu przejrzeniem papierów policji tajnej i rozpoznaniem winy lub niewinności szpiegów zajmować się mającego”, zwanego w skrócie Komitetem Rozpoznawczym. 21 lipca 1831 r. komitet ten sporządził obszerny wykaz obejmujący w sumie osób 486 osób, przeciwko którym wszczęto postępowanie w związku z podejrzeniami o działalność w tajnej policji lub szpiegostwo.

Na liście znalazły się osoby, którym udowodniono przynależność do tajnej policji lub uwolniono od zarzutu należenia do niej, osoby współpracujące z agentami tajnej policji (donosiciele) oraz podejrzane o szpiegostwo, a także osoby co do których umorzono śledztwo ze względu na brak materiałów lub ich śmierć. Na listę wpisano również osoby, w sprawie których nadal prowadzono śledztwo, których zatrzymanie polecono lub dopiero gromadzono materiały na ich temat. Dzięki temu dokumentowi możemy stwierdzić, że wśród 38 osób, którym udowodniono przynależność do tajnej policji, Żydzi stanowili około 15–16 %. Wśród 95 osób uwolnionych od tego zarzutu było około 21 % starozakonnych. Natomiast wśród 29 donosicieli tajnej policji znajdowało się około 38 % Żydów. Podajemy te informacje, ponieważ przeczą one powszechnej wówczas opinii, przekazanej nam nie tylko przez cytowanego już Carla Goehringa, ale także przez Maurycego Mochnackiego w książce „Powstanie narodu polskiego …” (Wrocław 1850): Cała policyja tajna tak w Polszcze kongresowej i w guberniach naszych, jak we właściwej Moskwie, przez Żydów była sprawowana.

Władze powstańcze zajmowały się również sprawą Józefa Mateusza Birnbauma, przede wszystkim nieprawidłowościami w trakcie śledztwa i procesu. Komitet Rozpoznawczy podjął przesłuchania Birnbauma, który chętnie rozmawiał z jego członkami, aczkolwiek udzielał informacji głównie na temat działalności innych szpiegów. Być może we współpracy z władzami powstańczymi widział szansę na polepszenie swej sytuacji.

Komitet Rozpoznawczy zdawał sobie sprawę z tego, że Birnbaum może dostarczyć mu wielu cennych informacji, toteż 5 maja 1831 r. zwrócił się do Rządu Narodowego o zgodę na przesłuchiwanie go w sprawach innych członków tajnej policji. Ponadto zdaniem komitetu „zeznania Birnbauma do odkrycia wielu skrytych dotąd tajemnic o nadużyciach zeszłego rządu posłużyć mogą”. W myśl przepisów osoby uwięzione powinny być przyprowadzane na przesłuchanie bez kajdan, toteż komitet prosił rząd o zgodę na przesłuchiwanie Birbauma w swym biurze, pod strażą, ale rozkutego z łańcuchów i kajdan. Rząd Narodowy początkowo był gotów przychylić się do tej prośby, ale 20 maja 1831 r. prezes rządu Adam Czartoryski zdecydował, że przesłuchania mają się odbywać w więzieniu.

Prawdopodobnie obawiano się, że podczas przesłuchań w biurze komitetu Birnbaum może kontaktować się z agentami tajnej policji, a transport z więzienia do biura może stać się okazją do ucieczki. Uważano go za człowieka wciąż niebezpiecznego, co było jak najbardziej uzasadnione. Birnbaum nadal utrzymywał potajemnie kontakty ze światem zewnętrznym, „prowadził korespondencyją przez dozór miejscowy niedostrzeżoną”. Zostało to wykryte w sierpniu 1831 r. przez delegację sejmową ds. kontroli więzień, która odnalazła listy.

Dalszy bieg zdarzeń pokrzyżował zamysły zarówno Komitetu Rozpoznawczego jak i Józefa Mateusza Birnbauma. Podczas rozruchów 15 sierpnia 1831 r. tłum mieszkańców Warszawy, rozgoryczonych niepowodzeniami wojsk polskich i panującą w mieście drożyzną, domagających się osądzenia zdrajców, wyciągnął Birnbauma z więzienia i powiesił wraz z wieloma innymi policjantami i szpiegami.


Tekst ten jest zwiastunem obszerniejszego artykułu przygotowywanego dla „Kwartalnika Historii Żydów”.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Kto właściwie obalił komunizm?

Kto właściwie obalił komunizm?

  Irena Lasota


Fotorzepa, Bogusław Chraboota

W Waszyngtonie obchodzi się właśnie 30. rocznicę. Czego? Nie bardzo wiadomo. Sformułowania mnożą się ponad potrzebę. Upadku komunizmu? Jego pokonania? A może końca lub obalenia? W języku polityki nie są to synonimy i każde z tych sformułowań poddaje się różnym interpretacjom. Skończył się jednak komunizm – i co po nim nastąpiło? Wiemy już, że nie zapowiadany przez Francisa Fukuyamę koniec historii. Ja w każdym razie nie zgadzam się, by jakiś tam politolog deklarował, że ostatnie 30 lat spędziłam w próżni historycznej. Która miałaby zresztą jak wyglądać?

Celebrujący 30. rocznicę nie są również pewni tego, co nastąpiło po komunizmie. Mówią o powrocie demokracji, o jej budowaniu raz bardziej udanym, raz mniej. „Polacy pierwsi wyszli z szafy – mówi Daniel Fried, były ambasador USA w Warszawie i jeden z akuszerów dziecka, które wyszło z łona komunizmu po Okrągłym Stole – i polski sukces skłonił węgierskich komunistów, żeby szybko wynegocjować oddanie władzy”. To z kolei – twierdzi Fried – wywołało aksamitną rewolucje i upadek muru berlińskiego. Nie jest to może najbardziej politycznie, socjologicznie i historycznie trafna interpretacja wydarzeń. Pomija nie tylko fakty dotyczące tych czterech (a właściwie pięciu – jeśli liczyć Czechy i Słowację osobno) państw, ale też ignoruje to, co zaszło poza nimi.

Gdzie podział się Związek Sowiecki? Jego koniec, rozpad czy agonia? Rozmowy Okrągłego Stołu były wyłącznie inicjatywą polsko-amerykańską? Czyżby utrzymywane były w tajemnicy przed Moskwą? Wystarczy zajrzeć do Wikipedii, jeśli nie ma się innych źródeł w waszyngtońskich think tankach, by dowiedzieć się, że we wszystkich republikach sowieckich wrzało już przed Okrągłym Stołem, wszędzie powstawały fronty narodowe, mniej lub bardziej dążące do uzyskania autonomii, oderwania się od Moskwy i odzyskiwania niepodległości.

W Wikipedii można przeczytać (w czym odczuwam nutę obrzydzenia), że były to „non-socialist ethnonationalist movements” (niesocjalistyczne ruchy jednonarodowe). Amerykanie, i nie tylko oni, mają duże problemy ze zrozumieniem, czym jest naród, narodowość, a zwłaszcza nacjonalizm w europejskim, szczególnie XIX-wiecznym, sensie. Prowadzi to do różnych paradoksów, np. nieuznania nigdy przez USA sowieckiej aneksji krajów bałtyckich (Litwy, Łotwy i Estonii) w latach 1940–1941 i przerażenia, że państwa te chcą – bardzo zresztą energicznie – odzyskać pół wieku później niepodległość. Przerażenia tak wielkiego, że posyłano tam przeróżne misje, by bronić rosyjskojęzycznej mniejszości przed atakami, których nie było i uczyć „etnonacjonalistów” tolerancji. Zdumiewające jest, że celebrujący 30. rocznicę nie mówią w tym kontekście o Związku Sowieckim i jego dominacji, co tworzy bardzo dziwny obraz zjawisk społecznych w krajach tzw. obozu socjalistycznego. Jeśli nie ma Związku Sowieckiego, to znaczy, że nie było militarnego i politycznego zdobycia tych krajów, tylko kraje demokracji ludowej jakoś sobie żyły, aż w Polsce komuniści dogadali się z niekomunistami, razem zaczęli robić reformy, co podziałało pobudzająco na sąsiadów. Nie wszystkich zresztą.

Jako najwybitniejszego ojca, praktyka i teoretyka demokracji celebrowano w zeszłym tygodniu w Waszyngtonie Lecha Wałęsę. Nie tylko celebrowano, ale i słuchano radośnie jego pouczeń, że demokracja nie jest najwłaściwszym sposobem rozwiązywania dzisiejszych problemów, że nie można pozwalać, by populiści i demagodzy wpływali na elektorat. Mówił to Wałęsa w National Endowment for Democracy (NED), organizacji wydającej miliony dolarów na wspieranie, popieranie i tutti frutti demokracji. Na całym świecie. Wśród zachwyconych słuchaczy dominowali szefowie kilkunastu waszyngtońskich organizacji określających się jako będące częścią „democracy business”.

Nasuwa się jednak pytanie: jeśli Związek Sowiecki i jego upadek nie miały znaczenia w zmianach zachodzących w Polsce 30 lat temu, to co robiły wojska sowieckie/radzieckie/rosyjskie w Polsce aż do 17 września 1993 r., kiedy pożegnał je uśmiechnięty prezydent Lech Wałęsa?

Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


W arabskich oczach

W arabskich oczach

  Malgorzata Koraszewska



Syryjczyk i Egipcjanin rozmawiają o syjonizmie i Izraelu. Mieszkają w Ameryce, są dysydentami, a jednak to niesłychanie interesujące, że ta odmienna i rozumiejąca perspektywa pojawia się w ostatnich czasach częściej niż wcześniej.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com