Archive | 2020/03/01

Wrzuć brednię na Wikipedię. Polscy nacjonaliści wciskają kit zagranicznym czytelnikom

Wrzuć brednię na Wikipedię. Polscy nacjonaliści wciskają kit zagranicznym czytelnikom

Jan Grabowski


Tak wygląda wydrukowana w 2015 r. przez nowojorskiego artystę Michaela Mandiberga anglojęzyczna Wikipedia (Wikimedia Commons/ CC 3.0)

Specjalistka od krajów latynoamerykańskich tłumacząca realia życia w okupowanej Polsce podczas drugiej wojny światowej? Czemu nie? Ważne, że jest przypis. Tak działa technika fałszowania polskiej historii w Wikipedii.


Prof. Jan Grabowski – historyk, badacz Holocaustu; pracuje na University of Ottawa

W państwowych i lojalnych wobec władzy mediach słychać dziś, że „polska narracja historyczna” musi przebić się do „historycznej narracji światowej”. Martwili się o to zarówno prezydent Andrzej Duda, jak i premier Mateusz Morawiecki, a wtórowali im inni przedstawiciele nacjonalistów rządzących Polską. Do „przebijania” się oddelegowano MSZ, IPN, sklonowany z nim Instytut Pileckiego, zagraniczne Instytuty Polskie oraz finansowane przez państwo organizacje w rodzaju Polskiej Fundacji Narodowej czy też Reduty Dobrego Imienia.

Wynikiem tych działań był blamaż za blamażem, a reputacja Polski od dawna nie została wystawiona tak na szwank jak w wyniku brutalnych i nieporadnych działań ekipy rządzącej na polu swoiście pojętej „polityki historycznej”. Co wcale nie znaczy, że „polska narracja historyczna” – rozumiana jako triumfalna i hurraoptymistyczna propaganda dotycząca dziejów własnych – nie przebija się za granicę innymi kanałami. Jednym z najważniejszych jest Wikipedia – dla wielu początkowy, a często, niestety, również końcowy etap poszukiwania informacji.

Kto Żydom zazdrości Zagłady?

Jakiś czas temu izraelski dziennik „Haarec” opublikował artykuł Omera Benjakoba pt. „Rzekomy hitlerowski obóz śmierci: najdłużej trwające oszustwo Wikipedii” („The Fake Nazi Death Camp: Wikipedia’s Longest Hoax, Exposed”) pokazujący sposoby fałszowania historii na angielskich stronach Wikipedii. Izraelski dziennikarz przyjrzał się hasłu o KL Warschau, czyli o obozie koncentracyjnym przy ul. Gęsiej w Warszawie, w którym – w myśl powielanych w Polsce teorii – miały się mieścić komory gazowe, a w nich rzekomo zginąć miało 200 tys. Polaków. Powielanie tych głupstw miało w świadomości czytelników zwiększyć skalę „polskiego cierpienia”.

Zjawisko to, znane jest historykom Zagłady jako „Holocaust envy” (dosłownie: „pozazdroszczenie Holocaustu”), ma na celu „zrównanie” cierpienia własnej grupy narodowej czy etnicznej z tragedią Żydów. Występuje zresztą nie tylko w Polsce, rozpowszechnione jest też np. na Ukrainie. W wypadku hasła „KL Warschau” zafałszowywanie historii Zagłady przez polskich nacjonalistów trwało ponad 10 lat! Do trwałego fałszowania historii w Wikipedii nie trzeba wielkich pieniędzy, wystarczy kilku „oddanych sprawie”, którymi najczęściej powoduje ideologia. W tym wypadku – wojujący nacjonalizm. Osoby redagujące hasła w Wikipedii pozostają anonimowe, kryją się pod pseudonimami – jak pisał Omer Benjakob – np. „Volunteer Marek”, „Poeticbent” czy też „Piotrus”.

„Redaktorzy” ci nie muszą mieć żadnych kwalifikacji zawodowych w dziedzinie, w której się realizują. Im więcej haseł zredagują, im więcej zmian naniosą, tym mocniejsza jest ich pozycja w wikipediowej wspólnocie. Założeniem Wikipedii jest, że ludzie dodają swoje trzy grosze do wspólnego gmachu wiedzy, a fałszerzy – niejako automatycznie – eliminować ma proces powszechnej i wzajemnej weryfikacji. Tyle teoria – w praktyce jest znacznie gorzej.

Przyjrzyjmy się technice fałszowania polskiej historii na stronach Wikipedii na podstawie analizy kilku haseł dotyczących stosunków polsko-żydowskich w czasie Zagłady – tematyki, której poświęciłem 20 lat pracy zawodowej.

Kto mordował w Jedwabnem?

Anglojęzyczny czytelnik szukający informacji o mordzie w Jedwabnem (hasło: „The Jedwabne pogrom”) już na wstępie dowie się: W pogromie udział wzięło przynajmniej 40 Polaków w obecności niemieckiej Policji Porządkowej (Ordnungspolizei – skr. ORPO). Dodatkowy udział niemieckiego Gestapo oraz paramilitarnych sił SS, a zwłaszcza oddziału egzekucyjnego z Einsatzgruppe B, jest przedmiotem naukowej debaty.

Wstęp do hasła jest o tyle ważny, że większość internautów poza niego nie wychodzi. Informacja o obecności Niemców z ORPO w dniu mordu poparta jest odsyłaczem do niepodpisanej noty wziętej ze strony internetowej Muzeum Polin.

Tymczasem żadnego posterunku ORPO w Jedwabnem wtedy nie było, a temat błędnych informacji na stronach Polinu to zagadnienie warte oddzielnego omówienia.

Zagładą polskich Żydów zajmuję się od dawna, ale nie jestem świadom, aby obecnie toczyła się debata naukowa, której uczestnicy dowodziliby „udziału” Einsatzgruppe B (która 10 lipca 1941 r. była pod Mińskiem) w mordzie w Jedwabnem. Owszem, wkrótce po ukazaniu się „Sąsiadów” Jana Tomasza Grossa spekulowano o obecności w miasteczku komanda Hermanna Schapera, ale od kilkunastu lat żadnych „debat naukowych” na ten temat nie było. No, ale „redaktorzy” Wikipedii nie muszą być zawodowymi historykami i zawracać sobie głowy faktami. Wystarczy, że sądzą, że się znają, a resztę załatwi ich patriotyzm, swoiście pojęta „polska racja stanu” oraz odsyłacz do byle źródła.

W wypadku hasła o Jedwabnem chodziło, rzecz jasna, o wytworzenie w cudzoziemskim czytelniku przekonania, że sprawcami mordu byli Niemcy, a (nieliczni) Polacy – co najwyżej ślepymi narzędziami w ich rękach.

Ilu Polaków pomagało Żydom?

W wypadku Jedwabnego o wielkich fałszach mowy być nie może – sprawa jest znana na świecie i zbyt bezczelne kłamstwa zostałyby wychwycone przez „obcoplemiennych” redaktorów. Sprawy wyglądają gorzej, gdy angielski czytelnik zapragnie dowiedzieć się z Wikipedii czegoś o Polakach odznaczonych przez Yad Vashem medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata (hasło: „Polish Righteous Among the Nations”).

Po zwyczajowym podkreśleniu, że Polacy stanowią najliczniejszą grupę wśród Sprawiedliwych, „redaktorzy” nabierają wiatru w żagle: Polacy podczas wojny ukrywali i pomagali setkom tysięcy Żydów. Uwiarygodnić tę informację ma przypis odsyłający do pracy amerykańskiego historyka Richarda C. Lukasa. Jego wydane kilkadziesiąt lat temu prace – choć chętnie cytowane przez polskich nacjonalistów – są pełne przeinaczeń i fałszów i nie są cytowane w poważnej literaturze naukowej.

Najważniejszą książką Lukasa jest „Zapomniany Holokaust” („The Forgotten Holocaust”) z 1986 r., w którym autor bez odniesienia się do materiałów z polskich, izraelskich czy niemieckich archiwów próbuje rozszerzyć pojęcie Holocaustu, aby objęło ono również Polaków. Dziś nazywamy to negacjonizmem Zagłady, a powoływanie się na Lukasa w 2020 r. jest nieporozumieniem. Już w 1987 r. David Engel (jeden z najwybitniejszych historyków Zagłady) stwierdził, że jego pisarstwo oparte jest na zniekształceniu, przeinaczeniu i nieścisłości (distortion, misrepresentation and innacuracy).

Ale „redaktorzy” Wikipedii wiedzą lepiej i – aby podeprzeć tezę o setkach tysięcy Polaków ratujących Żydów – odsyłają nas do 13. strony wydanej przez Lukasa w 1989 r. książki „Wprost z pożogi: Polacy wspominają Zagładę” („Out of the Inferno: Poles Remember the Holocaust”). To zbiór kilkudziesięciu wspominkarskich wypowiedzi opatrzonych wstępem przez Lukasa. To właśnie w tym wstępie natrafiamy na rewelacje, na których opiera się dziś Wikipedia: „Tak naprawdę” – powiedział mi jeden z moich polskich rozmówców, który przed śmiercią badał tę tematykę – pisze Lukas – „to liczba Żydów ukrywających się w Polsce, którym w większości pomagali Polacy – szła w setki tysięcy. Inny wiarygodny szacunek ocenia liczbę Żydów ukrywanych przez Polaków podczas niemieckiej okupacji aż na 450 000”.

Na poparcie tej absurdalnej tezy Lukas powołuje się na propagandową broszurę wydaną po marcu 1968 r. przez znanego z historycznych konfabulacji Władysława Żarskiego-Zajdlera.

Anglojęzyczny czytelnik dowie się też z tego hasła, że Richard C. Lukas ocenia, że aż do 1 000 000 Polaków było zaangażowanych w akcję pomocy [Żydom], ale niektóre szacunki mówią nawet o 3 000 000. W haśle są aż dwa odsyłacze do tej samej 13. strony dzieła „Out of the Inferno: Poles Remember the Holocaust”, które tym razem przedstawione jest jako recent research , czyli „nowe badania”. Dwa słowa – dwa kłamstwa… Ale czytamy dalej: Ocenia się, że dziesiątki tysięcy Polaków zostały zamordowane przez hitlerowców za niesienie pomocy Żydom, a 704 spośród nich zostało pośmiertnie odznaczonych medalami. Oczywiście informując o dziesiątkach tysięcy Polaków zamordowanych przez hitlerowców za niesienie pomocy Żydom, „redaktorzy” odsyłają nas – kolejny raz – do 13. strony dzieła Lukasa.

Ilu stracono szmalcowników?

Ze wstępu hasła „Szmalcownik” w angielskiej Wikipedii dowiemy się, że polskie podziemie uznawało szmalcownictwo za kolaborację z wrogiem i karało je śmiercią jako akt zdrady. A nieco dalej czytamy, że w Warszawie około 30 proc. wszystkich egzekucji z wyroku warszawskich Sądów Specjalnych stanowiły egzekucje na szmalcownikach. Dla historyków, którzy wiedzą, że na szmalcownikach (na terenie całego kraju!) wykonano nie więcej niż 10-15 wyroków (przy tysiącach innych), jest to niespodzianka.

„Redaktorzy” odsyłają nas do niedawno wydanej pracy amerykańskiego historyka J.D. Zimmermana, który pisze, że 30 proc. wyroków wydanych przez Sąd Podziemny na kolaborantów stanowiły wyroki na szmalcowników. I cytuje (szkoda, że niechlujnie) książkę Teresy Prekerowej z 1982 r. Jednak sięgając do niej, dowiadujemy się, że w Warszawie prowadzono przed CSS (Cywilnymi Sądami Specjalnymi) 200 spraw przeciwko SZANTAŻYSTOM I DONOSICIELOM [wyróżnienie moje], z których do sądu skierowano ok. 100. Warszawski CSS wydał po ich rozpatrzeniu 60-70 wyroków śmierci. W ok. 30 proc. dotyczyły one przestępców, których główną winą było prześladowanie Żydów.

Czyli nie chodzi o kolaborantów – jak pisze Zimmerman – lecz o szantażystów i donosicieli – a to znacznie węższa grupa. Mówimy wobec tego o 20-23 wyrokach, z których tylko nieliczne – jak przyznaje Prekerowa – zostały wykonane. Jeszcze raz podkreślę: w skali kraju stracono nie więcej niż 15 szmalcowników. Nie ma to wiele wspólnego z tekstem w Wikipedii.

Omawiając zjawisko szmalcownictwa, „redaktorzy” kilkakrotnie odsyłają nas do pracy Joanny Drzewienieckiej („Taniec ze śmiercią. Holistyczne podejście do ratowania polskich Żydów podczas Holocaustu” („Dance with Death: A Holistic View of Saving Polish Jews during the Holocaust”). Jak się bliżej przyjrzeć, to „holistyczne podejście” nie jest autorstwa pani Drzewienieckiej, lecz nieznanego historykom Jarosława „Jarka” Piekałkiewicza, który był – dowiadujemy się ze wstępu – nastoletnim członkiem polskiego podziemia.

Pani Drzewieniecka, która – jak sama twierdzi – niewiele wie o polskiej historii, książkę jedynie redagowała, a specjalizuje się w krajach latynoamerykańskich.

Jednak z powodów osobistych jest zainteresowana książką: jej rodzice walczyli w polskim wojsku podczas wojny, a dalsi krewni zginęli. A więc… Nie matura, lecz chęć szczera, zrobi z ciebie oficera.

Czytamy dalej, że Władysław Bartoszewski twierdził, iż wyroki na szmalcowników nie miały większego wpływu na opanowanie tej plagi. Lecz „redaktorzy” nas uspokajają, bo Joanna Drzewieniecka podaje dwa przykłady, z których wynika, że ofiary sądziły, że te egzekucje odstraszyły przynajmniej niektórych szmalcowników.

Nazwanie „Holistycznego podejścia…” amatorszczyzną byłoby obrazą dla amatorszczyzny. W Wikipedii praca ta jest jednym z podstawowych źródeł uwiarygodniających nieprawdziwe informacje w opisie jednego z bardziej haniebnych zjawisk okupacyjnej rzeczywistości. Hasło ozdabiają skany ulotek o wykonanych wyrokach, które mają przekonać, że karanie szmalcowników było jednym z priorytetów polskiego podziemia – co jest zwykłym nadużyciem. Z badań opartych na dokumentach oraz relacjach polskich i żydowskich wynika, że szmalcownicy szantażowali Żydów praktycznie bezkarnie. Podziemie reagowało dopiero wtedy, gdy zaczynali interesować się ludźmi zaangażowanymi w konspirację. Piszę to z pełnym przekonaniem, gdyż jestem autorem jedynego naukowego opracowania poświęconego szmalcownikom.

Kogo bali się Sprawiedliwi?

Czytając hasło „Ratowanie Żydów przez Polaków w czasie Holokaustu” („Rescue of Jews by Poles during the Holocaust”), dojdziemy do wniosku, że Polacy są narodem wyjątkowym, w odróżnieniu od innych naturalnie czyniącym dobro. Z podrozdziału „Tło wydarzeń” („Background”) dowiemy się m.in., że Polakom ratującym Żydów zagrażali niechętni sąsiedzi, polsko-niemieccy Volksdeutsche, pro-hitlerowscy Ukraińcy, jak również szantażyści znani jako szmalcownicy razem z żydowskimi kolaborantami tzw. Żagiew i „13”. Katolickich ratujących zdradzali również pod przymusem Żydzi schwytani przez niemiecką policję i przez Gestapo w wyniku czego hitlerowcy wymordowali całe polskie siatki pomocy.

Przesłanie tego akapitu jest jasne: Polacy ratowali, a głównym zagrożeniem dla nich byli niezdefiniowani narodowo „sąsiedzi”, folksdojcze, prohitlerowscy Ukraińcy, pozbawieni przynależności narodowej szmalcownicy oraz sami Żydzi – działający pojedynczo bądź w sposób zorganizowany.

W jaki sposób żydowska „13” (Urząd do Walki z Lichwą i Spekulacją) kierowana przez Abrahama Gancwajcha, która działała w getcie warszawskim przed wielką wywózką z lata 1942 r., mogła szkodzić Polakom ratującym Żydów po likwidacji getta – tego „redaktorzy” nie wyjaśniają. Odsyłają za to do pracy niejakiego Wacława Zajączkowskiego z 1988 r. pt. „Chrześcijańscy męczennicy miłosierdzia” („Christian Martyrs of Charity  Washington, D.C.: S.M. Kolbe Foundation). To nie jest w żadnym wypadku książka naukowa, nie cytują jej poważni badacze, a jej autor, niegdyś jezuita, który po wojnie pozostał na emigracji, nie kryje, że napisał ją po to, żeby dać odpór tym, którzy szkalują naród polski „pod kodem antysemityzmu”. Jest to po prostu kolejna hagiografia złożona na ołtarzu polskiego męczeństwa.

Gdyby jednak angielski czytelnik nadal miał wątpliwości co do polskiego poświęcenia, ofiarności i empatii, to nieco dalej dowie się, że Polacy pomagający Żydom stawiali czoła ogromnym zagrożeniom nie tylko ze strony niemieckich okupantów, ale również ze strony ich własnych wieloetnicznych współziomków, wliczając w to polsko-niemieckich Volksdeutschów oraz polskich Ukraińców, spośród których wielu było antysemitami, którzy moralnie się zatracili podczas wojny.

Wszystko jasne: ratowali Polacy, wydawali folksdojcze oraz Ukraińcy-antysemici. O tym, że największym zagrożeniem dla Polaków ratujących Żydów byli inni Polacy – nie ma słowa. A na poparcie kłamstw i zafałszowań Wikipedia odsyła nas na stronę… polskiego MSZ.

Czerpanie wiedzy na temat stosunków polsko-żydowskich w czasach Zagłady z tego źródła przypomina dziś szukanie informacji o pakcie Ribbentrop-Mołotow na stronach rosyjskiego MSZ.

Na koniec angielski czytelnik dowie się, że Polska była jedynym krajem, gdzie Niemcy wprowadzili karę śmierci za ukrywanie Żydów. To kolejne kłamstwo powtarzane w polskiej propagandzie historycznej, gdyż kara śmierci za pomoc Żydom obowiązywała też na Ukrainie, Białorusi i innych terenach wschodnich, czyli tam, gdzie Żydów było najwięcej. Mimo tak surowej kary Żydom pomagało – czytamy w Wikipedii – milion Polaków, choć według niektórych szacunków było ich aż trzy miliony (!). A jeżeli ktoś ma jeszcze wątpliwości, wystarczy zerknąć – idąc za kolejnym odsyłaczem – na słynną 13. stronę dzieła Lukasa.

W konstrukcji wszystkich tych haseł przewijają się te same pseudonimy: „Piotrus”, „Volunteer Marek”, „Poeticbent” czy „Nihil Novi”.

Czy „redaktorów” obchodzi prawda?

Wszystko to zakrawałoby na kpinę, gdyby nie fakt, że Wikipedia niepostrzeżenie zastąpiła normalne encyklopedie, ma więc duże pole rażenia z trudnymi do przewidzenia konsekwencjami. Informacje zweryfikowane przez naukowe autorytety, specjalistów zajął głos anonimowych dyletantów nieraz powodowanych trybalnymi instynktami. Nacjonalistyczny najazd na Wikipedię nie dotyczy tylko haseł historycznych; z równą pasją skierowany jest na – jak to ujął krakowski historyk Andrzej Nowak – ludzi nienawidzących naszej wspólnoty narodowej. Według prof. Nowaka można do nich zaliczyć przedstawicieli tzw. Nowej Szkoły Holokaustu, do której mam zaszczyt należeć.

W moim wypadku z angielskiej Wikipedii można było do niedawna wywnioskować, że wcale nie jestem Polakiem, bo mój ojciec był asymilowanym Żydem, a matka jest pochodzenia białorusko-ukraińskiego. Innym nielubianym przez władzę historykom dostało się jeszcze gorzej. Nie muszę dodawać, że współtwórcami „mojego” hasła byli niektórzy wzmiankowani „redaktorzy”.

Jakie nasuwają się wnioski?

Przede wszystkim, że system powszechnej obywatelskiej weryfikacji, na którym oparta jest Wikipedia, zawodzi w wypadku tematów, w których nacjonalizm i trybalizm triumfują nad rozumem, rozsądkiem i chęcią poznania.

Po drugie, że do zafałszowania historii wystarczy kilku dyletantów uzbrojonych w znajomość angielskiego oraz w odpowiednią ideologiczną motywację.

Po trzecie, że dla „redaktorów” Wikipedii jakość cytowanych prac nie ma znaczenia tak długo, jak długo można się podeprzeć odnośnikiem, choćby najgorszej proweniencji. Częstym procederem jest zestawienie informacji niewiarygodnej, pobranej ze „skażonego” źródła, z wziętą z poważnych pism czy publikacji naukowych. W ten sposób mamy „dwa różne punkty widzenia”, a prawda pewnie leży gdzieś po środku – zdają się sugerować „redaktorzy”.

Czy przekonywać nawróconych?

Terenem ich działania – o dziwo – jest nie polska, lecz angielska Wikipedia. Na zdrowy rozsądek dla naszych nacjonalistów najbardziej naturalnym terenem działania powinien być rodzimy język. Jednak zasięg rażenia angielskiej Wikipedii jest nieporównanie większy. Temat Zagłady to jedyny fragment polskiej historii, który kogokolwiek za granicą obchodzi. A zarazem jedyny, który jest własnością świata – gdyż Holocaust stał się smutnym dziedzictwem całej ludzkości. Wojna o pamięć toczona przez polskich nacjonalistów na tym gruncie nie powinna więc nikogo dziwić.

W polskiej Wikipedii powyższe hasła są przedstawione w sposób o wiele bardziej obiektywny, bez absurdów i przekłamań. Na rodzimym gruncie poddawane są po prostu dość rygorystycznej kontroli przez historyków, ludzi znających literaturę fachową i fakty. Tymczasem w angielskiej wersji „redaktorzy” mogą je naginać i wypisywać głupstwa, słusznie zakładając, że mało komu będzie chciało się prowadzić wojny, które są najczęściej wojnami polsko-polskimi. Na polskim terenie nacjonaliści mają już rząd dusz, czy więc warto marnować czas i środki – tu odwołam się do amerykańskiego przysłowia – „aby wygłaszać kazania do nawróconych”? Bo przecież w naszym społeczeństwie istnieje ponadpartyjny konsensus, zbudowany na miłym przeświadczeniu, że podczas okupacji społeczeństwo polskie – jak twierdzi prezydent Duda oraz były prezydent Bronisław Komorowski – zdało egzamin z moralności. A jak ktoś ma inne zdanie – to niech sobie spojrzy na 13. stronę dzieła Richarda C. Lukasa.

Przestrzegam studentów przed korzystaniem z Wikipedii i radzę sięgać po papierowe encyklopedie.

Nie mam jednak złudzeń – jej hasła są pierwszymi, które pojawiają się na ekranie komputera każdego internauty. Waham się użyć zwrotu „regulacja prawna”, ale z panoszącym się kłamstwem trudno będzie inaczej wygrać. Być może nadszedł czas, żeby instytucje ponadnarodowe, ogólnoeuropejskie (bo o polskich aż strach wspomnieć) przyjrzały się Wikipedii z bliska. Fake news mają się tam świetnie, a jak wielką groźbą są dla demokracji, wielokrotnie już się przekonaliśmy.

Powyższe przykłady fałszowania historii dotyczą stosunków polsko-żydowskich w czasie Zagłady. Ale nie łudźmy się – to samo może dotyczyć każdego zagadnienia, każdej tematyki wzbudzającej pasje, gniew czy wywołującej zainteresowanie polityków. Właśnie odkurzyłem 20 tomów encyklopedii Meyera, które dostałem w spadku po dziadku i które stały od lat nieużywane w rodzinnej bibliotece. Korzystając z niej, mam pewność, że hasła nie zmienią się jutro nie do poznania. I mam gwarancję, że nie natrafię na twórczą działalność „Piotrusia”, „Nihil Novi” czy „Volunteer Marka”.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Imported Antisemitism and Those Who Support It


Imported Antisemitism and Those Who Support It

Denis MacEoin


On March 6, 2019, Britain’s Equalities and Human Rights Commission launched a probe into claims that the country’s Labour Party, currently led by the lifelong Trotskyite Jeremy Corbyn, is “institutionally anti-Semitic”. (Photo by Leon Neal/Getty Images)

On March 6, 2019, Britain’s Equalities and Human Rights Commission launched a probe into claims that the country’s Labour Party, currently led by the lifelong Trotskyite Jeremy Corbyn, is “institutionally anti-Semitic”.

We are all too familiar with the development that the conflation of antisemitism and antizionism may be found today within politics.[1] Challenging this distortion remains a priority in Western countries. Fortunately, as recent events within Britain’s Labour Party have shown, many constituents are rejecting the overt antisemitism and anti-Israel extremism of the groups who have often underhandedly taken control of their party.[2]

It increasingly seems as if one source of antisemitism — as shown by more than one survey in Europe and in the United States — is that there often seems to be widespread antisemitism within Muslim communities (herehere and here).

Islamic hatred of Jews is deeply rooted. It can be seen in the later verses of the Qur’an, in Muhammad’s expulsions, mass executions, and enslavement of the Jews of Medina, or in the attack on Jews in the oasis of Khaybar.

Islamic antisemitism continued to have a largely negative impact on Jews living under Muslim rule in the Middle East, North Africa and parts of Europe down the centuries. Sometimes Jews were treated better than they were in Christian countries, for instance during the Inquisition; at other times, there were massacres; but in all instances, Jews suffered a variety of humiliations as second-class “dhimmis”: people with a scripture who were due protection by Muslims but demeaned for their failure to recognize the prophet Muhammad as the true Messiah.[3]

The German political scientist Matthias Künzel summed it up:

Islamic anti-Semitism, although not restricted to the Islamist movements, is a key factor in the Islamists’ war against the modern world.

It lies behind Tehran’s desire to destroy the “cancerous tumor” of Israel and motivated the recent Iranian attack on Israel by an armed drone. It inspires Recep Tayyip Erdogan’s threat that Israelis won’t be able “to find a tree to hide behind”, a clear allusion to a hadith that demands the killing of Jews. It causes Mahmoud Abbas to deny any connection between Jerusalem and the Jews and transforms the political conflict between Israel and the Arabs into a religious struggle between right and wrong.

Islamic antisemitism mobilizes the terrorists of the Islamic State to murder Jews in Europe and it ensures that not only in Amman, but also in Berlin and Malmo Arabs threaten Jews with this particular war cry: Khaybar, Khaybar, O Jews; the army of Muhammad will return. Khaybar is the name of an oasis inhabited by Jews that Mohammed conquered in blood in 628. It is also the name of an assault rifle made in Iran and a type of rocket used by Hezbollah to fire at Israeli cities in 2006.

2014 survey of antisemitism by the US Anti-Defamation League (ADL) covered 100 countries. It found that all the countries in the top 10 most antisemitic locations were in the Middle East or north Africa region, with an overall figure of 73%. The West Bank and Gaza came at the top, with 93% of Palestinians expressing antisemitic views.

A smaller survey of 19 countries published by the ADL in the following year found that Muslim populations in general had the highest levels of antisemitism in Europe:

For the first time, the ADL poll measured Muslim attitudes in Belgium, France, Germany, Italy, Spain, and the U.K. An average of 55 percent of Western European Muslims harbored anti-Semitic attitudes. Acceptance of anti-Semitic stereotypes by Muslims in these countries was substantially higher than among the national population in each country, though lower than corresponding figures of 75 percent in 2014 for Muslims in the Middle East and North Africa (MENA).

In the United States, a 2017 report on antisemitism in general, identified much of the hatred as coming from the Muslim community, notably on college campuses:

It is particularly disturbing that anti-Semitism appears to be relatively common in the American Muslim community, including among its leaders.

Muslim expression of anti-Semitic views has become especially common on American college campuses.

Several Muslim attacks on Jews, synagogues and more are listed in the report. Here, anti-Jewish prejudice is, as often as not, conflated with anti-zionist ideology and activism. Again, that distortion, in turn, leads many people, most often on the left, to indulge Muslim antisemitism, to join Islamic protests, and even, as Britain’s Labour leader Jeremy Corbyn did for many years, to call Muslim terrorist groups such as Hamas and Hezbollah “friends”.

Some anti-zionism is bolstered by the widespread rationalization that Palestinian resistance to Israel is in harmony with one’s own secular political convictions. Palestinians and their supporters across the Islamic world are thought to be protesting and fighting for nationalistic, anti-colonial, and economic motives combined with an anti-apartheid pro-refugee set of priorities. Fatah, the Palestine Liberation Organization’s leading party, for example, is proclaimed as a “secular, nationalist” entity. The first article in the PLO’s 1964 Covenant reads: “Palestine is an Arab homeland bound by strong Arab national ties to the rest of the Arab Countries and which together form the great Arab homeland.”

Some in the international community came to see the Palestinian struggle for a state as a natural successor to their actions over the Vietnam War, the anti-Apartheid Movement, and general anti-imperialist values. Religion, let alone old-fashioned land-grabs, did not (and still do not) enter into their thinking on this and related issues.

The 1988 Covenant (Mithaq) of Jeremy Corbyn’s good friends (and Israel’s enemies), however, could not be more religious in nature. It opens with the words:

Praise be unto Allah, to whom we resort for help, and whose forgiveness, guidance and support we seek; Allah bless the Prophet and grant him salvation, his companions and supporters, and to those who carried out his message and adopted his laws – everlasting prayers and salvation as long as the earth and heaven will last.

It continues: “Our struggle against the Jews is very great and very serious.”

Note that they say they are fighting “Jews”, not “Israelis”.

Article One reads:

The Islamic Resistance Movement: The Movement’s programme is Islam. From it, it draws its ideas, ways of thinking and understanding of the universe, life and man. It resorts to it for judgement in all its conduct, and it is inspired by it for guidance of its steps.

Article Five reads:

By adopting Islam as its way of life, the Movement goes back to the time of the birth of the Islamic message, of the righteous ancestor, for Allah is its target, the Prophet is its example and the Koran is its constitution. Its extent in place is anywhere that there are Moslems who embrace Islam as their way of life everywhere in the globe. This being so, it extends to the depth of the earth and reaches out to the heaven.

Its 2017 Covenant speaks of Palestine as “The land of the Arab Palestinian people” and, even though it plays down overt antisemitism, it opens with the words, “Praise be to Allah, the Lord of all worlds. May the peace and blessings of Allah be upon Muhammad, the Master of Messengers and the Leader of the mujahidin, and upon his household and all his companions.” Moreover, its Preamble contradicts in its second line the nationalist tone by stating that:

Palestine is a land whose status has been elevated by Islam, a faith that holds it in high esteem, that breathes through it its spirit and just values and that lays the foundation for the doctrine of defending and protecting it.

Corbyn’s other friend, Hezbollah, does not have a Covenant, but does have something very like it — its 1985 al-Risala al-maftuha (or Open Letter) in which its founding spiritual mentor, Shaykh Muhammad Hussein Fadlallah, set out the movement’s program. Its second paragraph reads:

We are an umma [people] linked to the Muslims of the whole world by the solid doctrinal and religious connection of Islam, whose message God wanted to be fulfilled by the Seal of the Prophets, i.e., Muhammad.

The following paragraph continues:

As for our culture, it is based on the Holy Koran, the Sunna and the legal rulings of the faqih who is our source of imitation (marja’ al-taqlid).[4] Our culture is crystal clear. It is not complicated and is accessible to all.

client of Iran, Hezbollah, although based in Lebanon, continually threatens to destroy Israel and includes Israel among its enemies:

Friends, wherever you are in Lebanon… we are in agreement with you on the great and necessary objectives: destroying American hegemony in our land; putting an end to the burdensome Israeli Occupation.

Hezbollah is not alone in its focus on Israel and the Palestinians, ostensibly derived from an underlying religious conviction that it is impermissible under shari’a law for non-Muslims to occupy land that had for centuries endured under Islamic rule — just as many Muslim continue to claim a “right of return” to “al Andalus” in most of Spain.

Curiously, while this rule applies to other lands, such as Spain and Portugal, they are regularly ignored in favour of “Palestine”. In a 2017 article titled “The deep reason Muslim world hates Zionism”, Rafael Castro writes:

Cultural and political demands advanced by Berbers, Kurds and Chechens have been frustrated. Muslim claims over Mindanao and Southern Thailand have been crushed. Yet Islamic solidarity and support for the Palestinian cause dwarfs the solidarity and support provided to urgent Muslim causes elsewhere.

Castro links this view to a seemingly mythical Islamic version of history:

According to Islamic tradition, the biblical Abraham, Moses, David and Solomon were Muslim prophets. The Israelites were also originally Muslim. The corollary is Islamic supersession, namely the belief that Muslims—and not Jews—are the legitimate heirs to the Israelite faith and homeland.

Anshel Pfeffer, a left-wing secular British journalist who has specialized in Israeli affairs wrote in 2014, “The Israel-Palestine conflict is not just about land. It’s a bitter religious war”:

Celebratory images of blood-stained cleavers, popularised in Isis beheading clips, quickly flooded many Palestinian websites and Facebook pages. It did not matter that the chosen targets were elderly civilians inside Israel’s pre-1967 borders.

This is what a religious war looks like, and we should stop kidding ourselves that this is not what has been happening in the Middle East. In various degrees it’s been going on for a century. Yes, it is also a conflict over a piece of land between two nations, and not all Israelis and Palestinians – hopefully still a minority in both societies – want to see this as a struggle between Muslims and Jews, but there are enough of them who do.

Mohammad Galal Mostafa, a former Egyptian diplomat and researcher at Brandeis University, wrote an essay in 2018 that also focuses on the religious dimensions of the conflict:

The Israeli-Palestinian conflict is driven by several factors: ethnic, national, historical, and religious. This brief essay focuses on the religious dimension of the conflict, which both historical and recent events suggest lies at its core. That much is almost a truism. What is less often appreciated, however, is how much religion impacts the identity of actors implicated in this conflict, the practical issues at stake, and the relevant policies and attitudes — even of non-religious participants on both sides. It follows that religion must also be part of any real solution to this tragic and protracted conflict.

Finally, the secularist Palestinian Authority and other Palestinian leaders have also recently decided to emphasize the religious element in their struggle. They really are not that emphatic about either religion or the truth. They are not even that emphatic about having a state. They are emphatic about obliterating Israel.

In an article dated March 4, 2019, the award-winning Arab journalist Khalid Abu Toameh identified a trend in both secular and religious Palestinian authorities in Gaza and the West Bank. This trend, he noted, aims to counter political moves in parts of the Arab world to normalize relations with Israel, and does this by returning to religious themes as a justification for rejecting attempts normalization. Abu Toameh observes that:

In a recent move, Palestinians have begun resorting to Islam to justify their vehement opposition to normalization of relations with Israel. Palestinian leaders and activists have long cited political and nationalist reasons to explain their opposition to any form of normalization with Israel — but Islam is a new factor in the mix.

Abu Toameh draws special attention to a group of religious scholars in Gaza:

a group of Palestinian Islamic scholars issued yet another fatwa (Islamic religious opinion) on March 3 warning against any form of normalization with the “Zionist entity.”

The scholars are hoping that their fatwa will rally Muslims worldwide to the Palestinian campaign against normalization with Israel. By issuing such fatwas, the Palestinians are clearly hoping to turn the conflict with Israel into a religious one.

The Gaza-based group, called Palestinian Scholars’ Association, said in its fatwa that according to the rulings of Islam, “normalization with the Zionist enemy, and accepting it in the region, is one of the most dangerous penetrations of the Muslim community and a threat to its security, as well as a corruption of its doctrine and a loss of its youths.”

The scholars go on to explain that “normalization and reconciliation means empowerment of Jews over the land of the Muslims, surrender to the infidels and loss of religion and Islamic lands.”

What is not said, of course, is that there also seem to be increasing incursions, religious or otherwise, into lands that have never historically been under the rule of Islam – for instance Nigeria, Malaysia and Indonesia.

The underlying Islamic antisemitism, however, so long denied by many Palestinians and many of their left-oriented supporters, has been slowly coming to the fore. Although it has been there all along, it now appears in the context of the Islamic revival that has taken place over the past four decades. In the end, the only thing that can oppose it will be a renewal of a secular reform that once had a deep impact in many Muslim countries, only to falter after the Iranian Islamic Revolution of 1979. Without that, peace may never return to the Middle East.


Dr. Denis MacEoin trained in Persian, Arabic and Islamic History and taught Arabic and Islamic Studies at a British university. He is a Distinguished Senior Fellow at New York’s Gatestone Institute.


[1] See, among others, David Hirsh, Contemporary Left Antisemitism, London, 2017 and Dave Rich The Left’s Jewish Problem, fully updated 2nd ed., London, 2018

[2] For a recent detailed analysis of how this happened, see Tom Bower, Dangerous Hero: Corbyn’s Ruthless Plot for Power, London, 2019.

[3] For a full study, see Andrew G. Bostom, The Legacy of Islamic Antisemitism: From Sacred Texts to Solemn History, Amherst NY, reprint ed. 2008.

[4] A major religious leader in Shi’ism whose legal and spiritual rulings must be obeyed. In this case the Imam Khomeini.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


This week’s news summary from Israel and the Middle East.

This week’s news summary from Israel and the Middle East.

  TV7 Israel News



Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com