Archive | 2020/08/03

Żadnej winy nigdzie [Mihail Sebastian, „Od dwóch tysięcy lat”]

Żadnej winy nigdzie [Mihail Sebastian, „Od dwóch tysięcy lat”]

MICHAŁ BOJANOWSKI


Fragment ilustracji do powieści „Od dwóch tysięcy lat” Mihaila Sebastiana. Autorka: Anna Waligórska

Gdy w 1934 roku ukazała się powieść Mihaila Sebastiana Od dwóch tysięcy lat, w Rumunii wybuchł ogromny skandal. Oburzeni byli wszyscy – od komunistów, przez faszystów, po najróżniejsze środowiska żydowskie.

Międzynarodowy rozgłos pisarz zyskał jednak dopiero pół wieku po swojej tragicznej śmierci. Wszystko za sprawą Dziennika, który zaczął pisać, gdy przygasła afera wokół Dwóch tysięcy lat. Choć Sebastian raczej nie myślał o publikacji swoich zapisków, wydano je w 1996 roku. Od tego czasu, przetłumaczone na wiele języków, zyskały miano jednego z najważniejszych świadectw XX wieku.

Po sukcesie Dziennika świat zainteresował się także powieścią Od dwóch tysięcy lat, która w kwietniu, w przekładzie Dominika Małeckiego, ukazała się w Polsce nakładem wydawnictwa Książkowe Klimaty.

Czytać można ją na wiele sposobów. To historia młodego Żyda, który perwersyjnie kocha swoich antysemickich przyjaciół. Opowieść o lęku, nieuchronności, ale i o tym, co było istotą życia Mihaila Sebastiana.

TRUJĄCA TOPOLA

„Myślę, że bałem się jedynie znaków i symboli, nigdy ludzi bądź rzeczy. Moje dzieciństwo zatruła trzecia topola na dziedzińcu kościoła św. Piotra: wielka, czarna, tajemnicza” – rozpoczyna swoje zapiski główny bohater Od dwóch tysięcy lat, którego imienia nie poznamy. W młodości nie bał się chodzić po mieście okupowanym przez Niemców, nie przerażały go wozy wypełnione zamarzniętymi Turkami, nie lękał się też Greków, którzy krzyczeli za nim „tchórzliwy żydek” i rzucali w niego kamieniami. Bał się jedynie tego, na co nikt nie zwracał uwagi. 

W ciągu dnia tłumaczył sobie, że „to jedynie topola”. Wieczorami leżał sparaliżowany w łóżku, w cieniu drzewa kurczył się, nie mogąc wydobyć z siebie krzyku. 

Poznajemy go jesienią 1921 roku. Studiuje prawo. W tym czasie na bukareszteńskim uniwersytecie regularnie bije się Żydów. On jednak w nosie ma bojówkarzy, od których raz po raz dostaje po żebrach. Nie ruszają go ich zaczepki, nie ma w sobie próżności, która kazałaby mu stawać do walki, a potem bohatersko opowiadać o przebiegu akcji i odniesionych ranach. Nie jest buntownikiem. Nie chce, by o zadanych mu ciosach pisano w gazetach. Dobija go „żydowska kordialność”, gardzi byciem „bratem w cierpieniu”. Rozkoszuje się swoją samotnością. Zgadza się na to, co jest. Brzydzi go własny patos. 

Pewnego dnia trafia w sam środek inwazji. Uciekając, wbiega do sali, w której wykład prowadzi profesor ekonomii politycznej Ghiță Blidaru. Wieczorem czyta notatki, które nerwowo sporządził podczas zajęć. Tak rodzi się ogromna fascynacja profesorem. Gdy któregoś dnia w sali wykładowej szykuje się bicie Żydów, wyznaje, że zrezygnuje z każdych zajęć na uniwersytecie, ale nie z kursu Blidaru. Tym razem tylko dwa ciosy – notuje – i osiem stron notatek. Następnego dnia skarży się profesorowi, lecz ten odpowiada tylko: „No i co miałbym z tym zrobić?”. 

KOCHANY IONESCU

Do pewnego stopnia można – i zdecydowanie warto – czytać Od dwóch tysięcy lat jak literacki zapis przeżyć młodego Sebastiana. W końcu w swoim Dzienniku we wrześniu 1938 roku wyznał, że powieść traktuje o tym, co dotyczyło istoty całego jego życia. W porównaniu z nią wydany później dramat Zabawa w wakacje jawi mu się jedynie jako dziecięca igraszka, nic poważnego. 

Co ciekawe, gdy skończył pisać Zabawę, odnotował w Dzienniku: „Do kogo wysłać depeszę, jak to uczyniłem na pierwszym roku studiów: «Egzamin zdany, jestem szczęśliwy»?”. Tę samą depeszę wysyła i bohater Dwóch tysięcy lat: „Telegram do mamy: «Egzaminy zdane. Jestem szczęśliwy»”. I w każdym z trzech przypadków nadawca wątpi w swoje szczęście. 

Najłatwiej poszukiwanie autobiograficznych tropów rozpocząć od powieściowego prof. Ghițy Blidaru, za którym kryć się może prof. Nae Ionescu. Rumuński filozof i polityk jednoczył młodą, bukareszteńską inteligencję wokół dziennika „Cuvântul” („Słowo”), któremu szefował, i w „Criterionie”, awangardowej grupie artystów i myślicieli. Do grona jego zagorzałych fanów należał zarówno Sebastian, jak i wielu jego przyjaciół, choćby Mircea Eliade czy Emil Cioran. Ionescu z kolei był fanem rumuńskiej Żelaznej Gwardii, trzeciej największej europejskiej organizacji faszystowskiej, która w trakcie swojego istnienia dopuściła się wielu aktów terrorystycznych, a w czasie wojny bestialsko mordowała Żydów. Gwardzistów nazywano również „legionistami”, ponieważ wcześniej organizacja nosiła nazwę Legion św. Michała Archanioła. Nae Ionescu, jeden z głównych jej ideologów, ciągnął za sobą młodych – w krótkim czasie niemal wszyscy znajomi Sebastiana stali się gwardzistami, mniej lub bardziej jawnie okazując swój wrogi stosunek do Żydów.  

HITLER MA RACJĘ

Z postacią Ionescu łączy się skandal, jaki wybuchł po publikacji Od dwóch tysięcy lat. Sebastian, dobrze znając poglądy profesora, poprosił go o napisanie przedmowy do swojej książki. Ten spełnił prośbę: i tak powieść traktująca w dużej mierze o prześladowaniach Żydów doczekała się wstępu, w którym za pomocą teologicznych argumentów usprawiedliwiano antysemityzm. Młody pisarz zdecydował się mimo wszystko opublikować przedmowę, czym rozjątrzył krytyków. Dlaczego to zrobił? 

„Powieść Od dwóch tysięcy lat była ryzykownym aktem szczerości – pisał. – Jej skutki to utracony dom, wyblakły symbol, śmiertelnie ugodzona przyjaźń. Trochę popiołu – to wszystko. (…) Smutne jest to wyliczanie, ale pouczające. Stwierdzam, nikogo nie potępiając, a przede wszystkim pozostając w zgodzie z samym sobą, że nie ma takiej ceny, której nie warto byłoby zapłacić za prawo do samotności, do przywoływania wszystkich swoich wspomnień, do wyrażania wszystkich swoich uczuć, do mówienia całej prawdy”. 

Ten „utracony dom” – pisał w przedmowie do rumuńskiego wydania Dziennika Leon Volovici – to właśnie prowadzone przez Ionescu „Słowo”, które i tak Sebastian musiałby opuścić z uwagi na nową, progwardyjską orientację. Ionescu nazwał jego bycie Rumunem, którego tak bronił w powieści, „asymilacyjną iluzją”. Ale „śmiertelnie ugodzona przyjaźń” – jeśli tyczyła się Ionescu – wcale nie umarła. Wielokrotnie na kartach Dziennika Sebastian odnotowuje, że w końcu musi przestać chodzić na wykłady profesora. Nigdy jednak w pełni z nich nie rezygnuje. Gdy w marcu 1940 roku Ionescu umiera, pisarz nie może powstrzymać „nerwowego szlochu”. „Odchodzi z nim razem cały okres mojego życia, dopiero teraz definitywnie zamknięty. Jakiż dziwny los był udziałem tego wyjątkowego człowieka, który umiera niespełniony, pokonany i – z wielkim trudem przychodzi mi to powiedzieć – wykolejony. Jest mi tak bardzo drogi, ponieważ tak mało miał w życiu szczęścia”. Rok później doda, że dopiero teraz (to jest w 1941 roku) błędna postawa polityczna profesora jawi mu się fatalnie. Czy to jednak nie dlatego, że Hitler opowiedział się przeciwko próbie przejęcia rządów przez zapatrzoną w niego Żelazną Gwardię? 

Sebastian uważał Ionescu za najbardziej interesującego i skomplikowanego spośród wszystkich swoich znajomych. Łatwo brał w nawias moralną postawę profesora. Cieszył się jak dziecko, gdy jego uwaga nie skupiała się akurat na Żelaznej Gwardii i mogli, jak za dawnych czasów, „apolitycznie” porozmawiać. „Śmiertelnie ugodzona przyjaźń” to bardziej zraniona miłość, która nigdy chyba jednak nie umarła. Niezależnie od tego, ile razy Ionescu wykrzyczałby w twarz Sebastianowi, że Hitler ma rację.  

GRZECH BYCIA ŻYDEM 

Podobnie rzecz ma się w przypadku przyjaciół głównego bohatera Od dwóch tysięcy lat. Warto spojrzeć choćby na relację z Mirceą Vieru, wziętym architektem, który przygarnął go do swojej pracowni, gdy – za namową prof. Blidaru – zmienił kierunek studiów na architekturę. Swego czasu Vieru (nazywany w powieści „kierownikiem”) z uwagi na swoje prace i poglądy miał przeciwko sobie „prasę, znajomych, szkołę, oficjeli, ministrów, cały Bukareszt, całą Rumunię, całą planetę”. Miód na uszy młodego studenta, który – jak zawsze rozbrajająco szczerze – wyznaje, że pociągała go zraniona duma „kierownika”. Sam doświadczywszy w czasach studenckich wielu upokorzeń, uznał towarzystwo poniżanego architekta za stymulujące. Doskwierał mu wtedy „grzech bycia Żydem”, wciąż czuł się obserwowany: „Nie przeprowadziłem ani jednej rozmowy, podczas której nie zastanawiałbym się ze strachem, czy mój rozmówca wie, czy nie wie, że jestem Żydem, i czy – jeśli wie – wybacza mi to, czy nie”. Dlatego też od razu po poznaniu Vieru postanowił wyjaśnić z nim tę kwestię. „Kierownik” odpowiedział: „Mój drogi kolego, nie interesuje mnie to. To pańska prywatna sprawa i niech taką pozostanie. Chciałby pan, żebym powiedział, czy jestem antysemitą? Nie wiem. Nie znam tej sprawy, nie interesuje mnie, nie może mnie interesować. Mogę powiedzieć jedną rzecz: każdy ogólny sąd dotyczący jakiejś kategorii osób budzi moje przerażenie. Nie jestem mistykiem. Wzdragam się przed ogólnymi prawdami. Potrafię ocenić jedynie pojedyncze przypadki, pojedynczych ludzi, szczegół po szczególe”. Chłopak pomyślał najpierw, że to może jakieś wykręty, lecz poznawszy Vieru nieco lepiej, zrozumiał, że rzeczywiście jego myślenie pozbawione jest stereotypów i schematów. 

Dziesiątki stron dalej, gdzieś między 1933 a 1934 rokiem, mężczyźni rozmawiają podczas kolacji o narastającym antysemityzmie w Bukareszcie. Vieru mówi: „Problem żydowski jednak istnieje i należy go rozwiązać. Milion osiemset tysięcy Żydów to coś niedopuszczalnego. Gdyby to ode mnie zależało, próbowałbym wyeliminować kilkaset tysięcy”. I zaraz dodaje, że nie jest antysemitą, a po prostu Rumunem, i wszystko, co się temu przeciwstawia, uznaje za zagrożenie. Musi zatem bronić się przed „korozyjnym duchem żydowskim”. Do żadnych wniosków ich burzliwa dyskusja nie może doprowadzić. Vieru nagle staje się „mistykiem”, nie widzi pojedynczych ludzi, a jedynie prawdy ogólne, przed którymi kilka lat wcześniej zawzięcie się bronił. Na koniec rozmowy palą papierosy, próbują jeszcze zmienić temat, by w końcu pożegnać się szczerym, serdecznym uściskiem dłoni. 

KAMIL I RESZTA

Dzienniku rumuński dramaturg i pisarz Camil Petrescu figuruje najczęściej jako Kamil. Można doszukiwać się w nim pierwowzoru Micrei Vieru. We wpisie z czerwca 1936 roku Sebastian notuje jego stanowisko w sprawie niedawnych awantur antysemickich:

„– Jest to godne ubolewania, ale wszyscy Żydzi ponoszą za to odpowiedzialność.

– Kamilu, ależ dlaczego?

– Ponieważ jest ich za dużo.

– A Węgrów nie jest za dużo?

– Być może, ale Węgrzy są przynajmniej skupieni w jednym miejscu, w tym samym regionie. (Nie zrozumiałem tego argumentu, ale nie chciałem nalegać. Po co powracać do długiej rozmowy, jaką z nim przeprowadziłem w styczniu 1934 roku. Wyrobiłem już sobie zdanie na ten temat. To, co powie, może mnie najwyżej zdeprymować, ale w żadnym wypadku zaskoczyć)”.

Powieściowy atak Mircei również deprymuje głównego bohatera. W obu przypadkach nie dochodzi też do zerwania znajomości. Śmiało można powiedzieć, że nie ma chyba takich czynów i słów, które mogłyby zmusić Sebastiana do zerwania kontaktu z faszyzującymi przyjaciółmi. Nawet gdy Kamil żali mu się, że nie dostanie najpewniej żadnego pożydowskiego domu, albo gdy w rozmowie nastawiony jest „antysemicko jak nigdy dotąd”. Pisarz jest również zdeprymowany, gdy znajomy politolog Ghiță Ionescu mówi mu, że nie rozumie, po co teraz tworzyć w Rumunii żydowskie oddziały wojskowe, że przecież ma to sens tylko w czasie wojny, bo dzięki temu łatwo można Żydów powybijać (mało gdzie poza Dziennikiem natrafimy na informację, że późniejszy sławny angielski profesor Ghiță Ionescu był zajadłym antysemitą).

CZEGO NIE ROZUMIE ELIADE?

Bolesna przyjaźń łączy Sebastiana również z Mirceą Eliadem, religioznawcą i filozofem kultury. Chyba to on wzbudza największe zainteresowanie w Dzienniku. Być może dlatego, że do dziś czyta się na całym świecie jego teksty, a może właśnie przez specyfikę tego, co napisał. 

Jak mogło dojść do tego, że uczony, który spędził życie na zgłębianiu kondycji duchowej współczesnego człowieka, poszukiwaniach drogi powrotu do samego siebie, do sacrum w końcu, nie tylko dołączył, ale i szczerze utożsamiał się z faszystowską Żelazną Gwardią? Co sprawiło, że nie tylko służył legionistom, ale i nigdy po wojnie nie poczuwał się do tego, by oczyścić się ze swojej faszystowskiej przeszłości? Eliade wierzył w Żelazną Gwardię, wyznawał jej wartości, cenił, jak to określił, „jej prymat ducha”. Sebastian wielokrotnie na kartach Dziennika odnotowuje swoje zaskoczenie postawą przyjaciela, jego radykalizacją, w końcu mniej lub bardziej obrzydliwym antysemityzmem (Eliade nawet o przedstawieniu teatralnym był w stanie powiedzieć, że jest zbyt „semickie”). W grudniu 1937 roku czytamy na kartach Dziennika jego wypowiedź na temat legionistów: „Czyż może naród rumuński dokonać żywota powalony przez nędzę i syfilis, podbity przez Żydów i rozszarpany przez obcych…?”. Zależało mu na Gwardii, ponieważ wierzył – tak jak wielu ówczesnych intelektualistów – że organizacja będzie w stanie przeprowadzić duchową rewolucję, stworzy „nowego człowieka”, wyciągnie kulturę rumuńską z zaściankowości, z „neoszowinistycznego prowincjonalizmu”. 

Co zabawne, w swoich Pamiętnikach Eliade odnotował, że legioniści byli „jedynym rumuńskim ruchem politycznym, który na serio brał chrześcijaństwo i Kościół”. Nie rozumiał widocznie najprostszych prawd Jezusa z Nazaretu. W pisanych wiele lat po wojnie Pamiętnikach nie wspomina o straszliwych mordach dokonanych przez gwardzistów na Żydach. Pamięta o nich Sebastian w Dzienniku: „Ale to, o czym się mówi, jest o wiele bardziej wstrząsające niż komunikat oficjalny. Wiadomo z całą pewnością, że Żydzi zaszlachtowani w rzeźni Strãuleoti powieszeni zostali następnie na rzeźnickich hakach zamiast ubitego bydła. Do każdego ciała przylepiono kartkę z napisem: «mięso koszerne». Jeśli chodzi o zabitych w lesie Jilava, rozebrano ich przed śmiercią (ponieważ szkoda zmarnowanych ubrań) i po rozstrzelaniu wrzucono do wspólnego dołu”. 

Jak w tym kontekście czytać wspomnienia Eliadego, specjalisty od sacrum, który nawet wiele lat po wojnie dalej nie rozumiał dekalogu?

I gdzie w tym wszystkim umieścić Sebastiana, który wciąż bezgranicznie kochał starych kumpli, nawet gdy stawali się – jak Ionescu – głównymi ideologami legionistów? W pewnym momencie pisze, że nie pozwoli, by „tego rodzaju rozdźwięki” przesłoniły mu miłość do Eliadego. Miłość, dodajmy, raczej jednostronną.

BYLE W STRONĘ REWOLUCJI

W powieściowym Ştefanie D. Pârlei możemy odnaleźć fascynującą mieszankę Mircei Eliadego i filozofa Emila Ciorana (więcej w nim jednak tego drugiego). W pewnym momencie główny bohater pyta go, dlaczego brał udział w antysemickich rozróbach na uniwersytecie w latach dwudziestych. Ten odpowiada, że nie jest mu przykro z powodu tego, co się wtedy wydarzyło, ale dlatego, że wszystko skończyło się „obojętnie, w zapomnieniu”. Może i idiotyczne było bicie Żydów, przyznaje, ale akt przemocy, jeśli ma doprowadzić do „trzęsienia ziemi”, jest uzasadniony. Antysemityzm był więc tylko jakimś tam środkiem, który miał przyczynić się do wzniecenia rewolucji. Ta jednak akurat się nie udała. 

„Czy to nie dziwne, że znajduję się w dobrych, przyjacielskich relacjach ze smutnymi bohaterami zeszytu z 1923 roku?” – zastanawia się bohater powieści. Nawet bardzo dziwne, chciałoby się powiedzieć, właściwie perwersyjne, ale i chyba najbardziej fascynujące w obu dostępnych w języku polskim tekstach Sebastiana. 

Na kartach Dziennika wiele razy pisze on o konieczności przeprowadzenia ostatecznych rozmów z przyjaciółmi, w których wygarnie im ich poglądy polityczne i zgodę na antysemityzm. Nigdy nie ma na to jednak właściwej okazji, zawsze odkłada te rozrachunki na później. 

Bohater powieści z kolei broni się przed uznaniem swoich przeciwników za złych i głupich. Niezależnie jednak od głupoty, byli oni przede wszystkim niebezpieczni i doskonale zdawał on sobie z tego sprawę. Mimo to nie walczył z nimi ani ich nie opuszczał. Nie myślał też za bardzo o emigracji. „Liczy się tylko jedno – pisze – czy potrafię podejść spokojnie, krytycznie do tego, co dzieje się teraz ze mną i z innymi”. Dlaczego tak się dzieje?

Zarówno w Dzienniku, jak i w powieści Sebastian często rozmyśla o tych, którzy rzucają kamieniami. Gdy w latach trzydziestych znów narasta antysemityzm, bohater Od dwóch tysięcy lat wyznaje: „Dziś utarczka w tramwaju, jutro artykuł w gazecie, pojutrze wybita szyba. Wszystkie te rzeczy wydają się zwyczajne, niepowiązane, błahe. Potem, jednego ranka, czujesz, że nie masz czym oddychać. Jeszcze trudniejsze do zrozumienia jest to, że nikt, zupełnie nikt, kto jest w to wszystko zamieszany, nie ponosi żadnej winy”. Narrator (jak również Sebastian) jest naprawdę przekonany, że nikt nie ponosi winy. 

ŻADNEJ WINY NIGDZIE

W przywoływanej wcześniej rozmowie z Vieru na temat antysemityzmu bohater stwierdza w pewnym momencie, że „jest tu pewna nieuchronność, przeciwko której nic się nie da zrobić. (…) Z wielkim spokojem, tym spokojem wypływającym z rezygnacji, stwierdzam, że nic nie da się zrobić. Że bez względu na to, ile dobrej woli będzie po jednej i po drugiej stronie, sprawa i tak jest przegrana”. Ten fatalizm, brak upatrywania w kimkolwiek winy, nieuchronność tego, co stać się musi, dominuje u Sebastiana. Może właśnie dlatego nie decyduje się on na te ostateczne rozmowy, porachunki z najbliższymi i zazwyczaj biernie przyjmuje to, co go spotyka.

Pewnego razu, po rozmowie z Pârleą, stwierdza: „Mógłbym mu odpowiedzieć. Powiedziałbym, że metafora nie dorównuje krwawej rzezi. Że platoniczna gotowość do śmierci nie równoważy nawet najpoważniejszej decyzji o zabijaniu. Że w ciągu wieków nie istniało żadne wielkie świństwo, dla którego nie można było znaleźć równie wielkiego symbolu, by to świństwo przesłonić. Że w konsekwencji może należałoby ostrożniej podchodzić do wielkiej pewności, do wielkich deklaracji, do wielkich «susz» i «deszczów». Że nie zaszkodziłoby choćby odrobinę utemperować nasze najgwałtowniejsze wybuchy. Mógłbym tak odpowiedzieć. Ale po co? Mam proste, pełne rezygnacji, niewytłumaczalne wrażenie, że wszystko, co się dzieje, stanowi naturalną kolej rzeczy i że czekam na to, co nadejdzie i minie – tak jak nadeszło i minęło już wcześniej”. Czy właśnie nie metafor i symboli bał się od zawsze główny bohater? 

W innym miejscu gorzko zauważa: „Istnieje lud gotowy zawsze za was zapłacić, za sytych, za głodnych, za białych, za czerwonych, za chudych, za grubych. Czy nie mówicie sami, że to naród bankierów? Niech więc zapłacą”. Bo Żydzi, jak mówi w rozmowie z Vieru, wydają się jedynymi winnymi. „Żyd ma metafizyczny obowiązek być obiektem nienawiści. Na tym polega jego rola w świecie”. I w tej kwestii nic się nie da zrobić. Ale czy tak trudno zrozumieć jego postawę? Tak się przecież akurat złożyło, że w każdej dekadzie swojego życia był prześladowany. 

Nie dziwi więc, że po antysemickim ataku przyjaciela, wyzna: „Rzeczywiście, nikt nie ponosi winy. Do tego miejsca właśnie wszyscy prędzej czy później dochodzimy. Doskonale o tym wiem – z przeszłości, z głębokiego poczucia, że wszelki wysiłek jest bezużyteczny, doskonale wiem, że sprawy nie mogą potoczyć się inaczej…”.

PRENUMERATA
ODDZIELENIA

Może więc ten masochistyczny fatalizm pcha Sebastiana ku temu, by zgrabnie oddzielać poglądy polityczne, przekonania, w końcu antysemityzm swoich znajomych od – jakiejś trudnej do określenia – reszty ich osobowości. A może robi to, bo w Rumunii ciężko jest trafić na tych, którzy nie są antysemitami? W każdym razie zachwyca się ludźmi tak, jakby nienawiść na tle rasowym była nie tyle obrzydliwym efektem umysłowej aberracji, co jakimś nieprzyjemnym dodatkiem, który należy zaakceptować. 

Dzieje się tak zresztą nie tylko w kwestii przyjaciół. Bodaj dwa razy tylko, już w czasie wojny, notuje w swoim Dzienniku, że czuje niesmak, że ma „nawet” wyrzuty sumienia, słuchając koncertów nadawanych przez nazistowskie stacje radiowe. Zaraz po Wrześniu współczuje polskim Żydom, ale koncertów z Breslau, Wiednia czy Berlina słucha dalej. 

Chyba jednak nie jest to takie nietypowe. Także dziś wielu przedstawicieli polskiej kultury, którzy na co dzień protestują przeciwko antysemityzmowi czy homofobii, pędzi co tchu do rasistowskiego radia czy homofobicznej telewizji, żeby poopowiadać o swoich badaniach nad niszową poezją czy średniowiecznymi freskami. 

RESZTA JEST DOSKONAŁA

Dzienniku odnaleźć można kilka wpisów, w których Sebastian po latach rozmyśla o Dwóch tysiącach lat. Już same te fragmenty mogą służyć za najlepszą rekomendację do sięgnięcia po powieść.

„Środa, 27 maja 1936, rano

Przypadkowo natrafiłem na kilka rozdziałów z Dwóch tysięcy lat (mój stary zwyczaj: sięgnąć na chybił trafił po jakąś książkę z półki i przeglądać ją z godzinę). O niektórych sprawach z tej mojej powieści zupełnie zapomniałem. Powtórne zetknięcie się z nimi było dla mnie prawdziwą niespodzianką. Z wyjątkiem kilku fragmentów, w których zbyt mocno akcentowany jest żydowski punkt widzenia, reszta wydaje mi się doskonała. Nie spodziewałem się tego.

Byłbym bardzo zadowolony, gdybym któregoś dnia mógł ponownie wydać tę książkę, bez przedmowy Nae i bez żadnych wyjaśnień z mojej strony.

Nie ulega dla mnie wątpliwości, że spośród wszystkich rzeczy, jakie napisałem, ta książka na pewno się ostanie”.

Później, 7 października 1936 roku, doda: „W ostatnich dniach przeczytałem ponownie niektóre fragmenty z książki Od dwóch tysięcy lat. Czy napiszę jeszcze kiedykolwiek coś równie poważnego?”. We wpisie z 23 stycznia 1938 roku zanotuje, że zabrał się za tłumaczenie powieści na język francuski. Ot tak, „na wypadek, gdyby któregoś dnia, przez jakiś absurdalny zbieg okoliczności, znalazł się w Paryżu jej wydawca”. 

POWIEŚĆ O CAŁEJ EPOCE

W sierpniu 1942 roku Sebastian wraca myślami do projektu napisania dużej powieści, w której ukazałby całą epokę, począwszy od 1926 roku. Chciałby w niej umieścić wiele postaci z Dwóch tysięcy lat, ledwie wtedy naszkicowanych, które teraz mogłyby objawić się w pełnej krasie. 

Niestety 29 maja 1945 roku ginie potrącony przez ciężarówkę Armii Czerwonej. Przeżył najróżniejsze antysemickie ataki, od wczesnego dzieciństwa po lata czterdzieste, by ostatecznie zginąć pod kołami samochodu. 

 – historia / kultura


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


My mentor John Lewis was the embodiment of Jewish values – opinion

My mentor John Lewis was the embodiment of Jewish values – opinion

OHN EAVES/JTA


In many ways, John Lewis lived a life in the tradition of Jewish prophets.

Rep. John Lewis (D-GA) testifies to the Senate Judiciary Committee during the second day of confirmation hearings on Senator Jeff Sessions’ (R-AL) nomination to be U.S. attorney general in Washington, U.S., January 11, 2017 / (photo credit: REUTERS/JOSHUA ROBERTS)

Dr. Martin Luther King Jr. once said that “the ultimate measure of a man is not where he stands in moments of comfort and convenience, but where he stands at times of challenge and controversy.” Rep. John Lewis never ran from challenge or controversy, but he confronted injustice and intolerance wherever he found it. His life is a record of bravery, humility, compassion, boldness and strength.

John Robert Lewis was born in Troy, Alabama, during turbulent times in the segregated South of the Jim Crow era. Yet he rose from humble beginnings to be one of the most celebrated people during our times. He was elected to the U.S. House of Representatives in 1986, and he was awarded the Presidential Freedom Award, the highest civilian honor, in 2011.

In many ways, John Lewis lived a life in the tradition of Jewish prophets. Like Isaiah, who responded to the call “Whom shall I send and who will go for us?” John Lewis accepted his calling for service at an early age, 15.

He was inspired to devote his life to service after hearing Dr. King on the radio while Dr. King was leading the Montgomery Bus Boycott in 1955-56.

Affectionately known as the “boy from Troy,” John Lewis left home in 1957 to attend the American Baptist Theological Seminary in Nashville, Tennessee. He learned from Dr. King and teachers in seminary about nonviolent protest, and Lewis organized sit-ins at segregated lunch counters in department stores. During his lifetime, John Lewis was arrested 40 times. In Nashville, he was often arrested and beaten during these demonstrations. Yet Lewis was committed to the civil rights movement and the principles of nonviolence.

In 1963, Lewis became a founding member of the Student Non-violent Coordinating Committee along with other civil rights icons like Julian Bond and Stokely Carmichael, and he served as its chairman. That same year, as one of the “Big Six” leaders of the civil rights movement, he helped plan the March on Washington. Lewis was the youngest speaker at the event.

The following year, the Civil Rights Act became law. Its passage, however, did not make it easier for Blacks to vote in the South. To bring attention to this struggle, John Lewis and fellow civil rights leader Hosea Williams led a march from Selma to Montgomery, Alabama, on March 7, 1965. After crossing the Edmund Pettus Bridge, the marchers were attacked by Alabama state troopers. John Lewis was severely beaten and suffered a fractured skull.

In recent years, Lewis found out that he had ancestors who, upon becoming emancipated from slavery, were among the first to register to vote in their county. Lewis believed that this spoke to his legacy and dedication to the civil rights movement.

One my proudest moments was being invited by John Lewis to be a part of a congressional delegation to attend the 50th anniversary of Bloody Sunday in Selma in 2015. Among those hand were President Barack Obama and first lady Michelle Obama, President George W. Bush and first lady Laura Bush, Sens.

Elizabeth Warren and Cory Booker, House Speaker Nancy Pelosi and Rep. John Conyers. One of the highlights of this historical commemoration was the daughter of segregationist governor George Wallace giving a public apology for the actions of her father. Following this public declaration, John Lewis tearfully accepted her apology and forgave her.

John Lewis was a fierce critic of any “ism” in American society. He has a long record of outspokenness against racism, but he was equally forceful against anti-Semitism, xenophobia and homophobia.

He was a true friend of the Jewish community. He helped found the Atlanta Black-Jewish Coalition in 1982, and he was a founding member of the Congressional Black-Jewish Caucus in 2019 because he understood the importance of solidifying the historical relationships of these two groups of people.

He advocated for funding for HIV/AIDS. He and I took a public HIV/AIDS test on World AIDS Day in 2017. He spoke about gun violence, and he challenged Americans to protect our children from domestic terrorists who try to hide behind the Second Amendment.

In his final days, Congressman Lewis continued to speak out against systemic racism that led to the protests against police brutality in the United States, but at the same time he urged us to work together to heal and find a way forward.

John Lewis lived a life well lived, and his life and works will place him in the annals of American history as an authentic hero. Like the runners in a track meet, Congressman John Lewis has run his race with dignity and grace. He never tired of telling folks to “get into good trouble,” to defy the authorities and the conventional wisdom.

We should all do the same. The views and opinions expressed in this article are those of the author and do not necessarily reflect the views of JTA or its parent company, 70 Faces Media.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Nick Cannon Demands Apology From ViacomCBS

Nick Cannon Demands Apology From ViacomCBS, Announces Trip to Israel, After Media Giant Axes Him Amid Antisemitism Furor

Shiryn Ghermezian


Nick Cannon. Photo: David Shankbone via Wikimedia Commons.

US television star and actor Nick Cannon clapped back at ViacomCBS on Wednesday shortly after the media giant fired him for promoting antisemitic conspiracy theories during an episode of his “Cannon’s Class” podcast.

In a lengthy statement posted on Facebook, the 39-year-old demanded an apology from the company as well as ownership of “Wild ‘N Out,” a comedy improv show broadcasting on VH1, which is owned by ViacomCBS. Cannon is the show’s executive producer and has been its host since 2005.

Although Cannon had previously refused to apologize for making antisemitic remarks on a “Cannon’s Class” episode, in his Facebook post, titled “Truth and Reconciliation,” he said, “If I have furthered the hate speech, I wholeheartedly apologize.”

“But now I am the one making demands. I demand full ownership of my billion dollar ‘Wild ‘N Out’ brand that I created, and they will continue to misuse and destroy without my leadership! I demand that the hate and back door bullying cease and while we are at it, now that the truth is out, I demand the Apology!”

Cannon also alleged that ViacomCBS had recently banned “all advertisement that supported George Floyd and Breonna Taylor who we are still seeking justice for.” He said he had reached out to ViacomCBS Chair Shari Redstone “to have a conversation of reconciliation and actually apologize if I said anything that pained or hurt her or her community,” and received no response.

He accused ViacomCBS of having an “oppressive and racist infrastructure” and said the company was “now on the wrong side of history.”

“My hope and original goal was to use this moment to show healing and acceptance and prayed that Viacom would use their powers for good. Instead I am now receiving death threats, hate messages calling me an ungrateful [N—] and beyond,” said Cannon, who retweeted a slew of messages of support from fans as well as critics from late Tuesday and into Wednesday morning.

“Viacom’s goal to keep me from providing for my family and lineage will be foiled. They can try to kick me while I’m down or force me to kiss the master’s feet in public for shame and ridicule, but instead I stand firm on my square with my fist in the air repeating my mantra, ‘You can’t fire a Boss!’”

Cannon highlighted the “outpouring of love and support from the Jewish community” that he said he had received, and claimed he had spoken with “Rabbis, clergy, Professors and coworkers” who had offered to help him.

He added, “I must apologize to my Jewish Brothers and Sisters for putting them in such a painful position, which was never my intention, but I know this whole situation has hurt many people and together we will make it right.”

He also announced that he had been invited to visit Israel, “which is a lifelong dream where I will receive teachings, lessons and truth about the Jewish history.”

Cannon continued, “As someone who is in pursuit for my PHD in Theology and Divinity and just received a degree in Criminal Justice from the Great Howard University, this will be an enriching, enlightening and overall exciting trip!”


      Nick Cannon

Truth and Reconciliation.

I am deeply saddened in a moment so close to reconciliation that the powers that be, misused an important moment for us to all grow closer together and learn more about one another. Instead the moment was stolen and highjacked to make an example of an outspoken black man. I will not be bullied, silenced, or continuously oppressed by any organization, group, or corporation. I am disappointed that Viacom does not understand or respect the power of the black community.

I was a member of the Viacom “Family” for over Twenty years. Since I was a minor, we worked together to make great positive entertainment and I was handed many opportunities that I am grateful for. At17 years old, I was deemed the youngest staff writer in TV history on their various Nickelodeon series. In 2009 the wonderful and amazing Cyma Zarghami blessed me with the opportunity to become the youngest television Chairman in history, placing the teen division of Viacom solely in my hands as an executive. She along with the strong and brilliant Marva Smalls guided me through the corporate infrastructure that at times felt overwhelming due to many doubting my abilities as a black man. I am forever grateful to them for their love and kindness as leaders and their matriarch like care for me over the years. With their support, I rose to the occasion at Viacom creating philanthropic opportunities and award programing such as the HALO Awards which awarded youth grants for their nonprofit organizations to change the world and end everything from bigotry, homophobia, racism, and even attempting to find a cure for AIDS and Cancer. These young people had big ideas, big hearts and more importantly big optimism, just like myself. We successfully brought the world closer together for over 9 years with every big-name celebrity and major corporation you could think of, truly one of my proudest accomplishments in entertainment. Not because of ratings or numbers, but because I was able to empower the next generation. My time at Viacom also birthed one of my other greatest creative accomplishments; their longest running comedy series and the most successful Hip Hop programming in Television History “Wild ‘N Out”. An idea in which I self-financed out my own pocket and presented to MTV. I created a billion-dollar brand that expanded across a multitiered empire that is still Viacom’s biggest digital brand, touring business, talent discovery and incubation system and successful restaurant franchise. Based on trust and empty promises, my ownership was swindled away from me. For Viacom to be so deceptive is no surprise; they have been mistreating and robbing our community for years, underpaying talent on their biggest brands like Love & Hip Hop, all of BET programming and of course, Wild ‘N Out.

I don’t have to defend myself here, the proof is in the history. I believed that the corporation was becoming more progressive and willing to create helpful spaces and dialogue in these difficult and uncertain times of 2020. Instead they chose to recently ban all advertisement that supported George Floyd and Breonna Taylor who we are all still seeking justice for. I also went as far to reach out to Ms. Shari Redstone, the owner of Viacom, to have a conversation of reconciliation and actually apologize if I said anything that pained or hurt her or her community. Dead Silence! So that’s when I realized they don’t want a conversation or growth, they wanted to put the young negro in his place. They wanted to show me who is boss, hang me out to dry and make an example of anyone who says something they don’t agree with. But like the great Shirley Chisholm, “I am unbossed and unbought and unbothered”. I respectfully stepped away from oppressive corporations in the past. NBC threatened and mistreated me for years, but I was the bigger person and abandoned an 8-figure salary on their number one hit show “Americas Got Talent” and currently stand by my friend and Queen Gabrielle Union in her fight against oppression.

I took my talents and executive creativity to my open minded and willing partners at the Fox Television network to create the current #1 hit show on television “The Masked Singer” in which I host and executive produce. We are also gearing up to launch a daily talk show based in the historic community of Harlem, where the ultimate goal is to bring people closer together during these difficult times. Right now is the time for strong voices and compassionate thinkers to step up and create a dialogue of healing. Dr. King said, “We must learn to grow together as brothers, or we will parish together as fools”. Ironically at that time our government called him “the most dangerous Negro in the country” and labeled him a Terrorist. As we all know Hollywood and the media is a dirty business. Still, I honestly can’t believe that Viacom has such poor council that would allow them to make such a divisive decision in the midst of protests and civil uprising within our current pandemic. Truly an unwise decision. For them to take it one step further and flat out lie in their official press release, saying that I didn’t attempt to reconcile the situation when on two separate occasions I specifically acknowledged and openly requested a forum to be corrected. Malcolm X said it best, “The media is the most powerful entity on earth, it will have you hating the people being oppressed and loving the people doing the oppressing; making the innocent guilty and the guilty innocent.”

My hope and original goal was to use this moment to show healing and acceptance and prayed that Viacom would use their powers for good. Instead I am now receiving death threats, hate messages calling me an ungrateful Nigger and beyond. Viacom’s goal to keep me from providing for my family and lineage will be foiled. They can try to kick me while I’m down or force me to kiss the master’s feet in public for shame and ridicule, but instead I stand firm on my square with my fist in the air repeating my mantra, “You can’t fire a Boss!”.

In a pleasant turn of events and the best blessing in all of this hurtful attack is the outpouring of love and support from the Jewish community. It has been amazing. I have spoken with many Rabbis, clergy, Professors and coworkers who offer their sincere help. I must apologize to my Jewish Brothers and Sisters for putting them in such a painful position, which was never my intention, but I know this whole situation has hurt many people and together we will make it right. I have dedicated my daily efforts to continuing conversations to bring the Jewish Community and the African American community closer together, embracing our differences and sharing our commonalities. Through the guidance of my multicultural team which embodies several people from the Jewish Community, specifically Michael Goldman my business partner for 3 decades who discovered me at the Hollywood Improv when I was doing Stand Up as a kid. Through thick and thin he has been by my side. Yelling at me when I talk too much and laughing with me as we’ve always overcome adversity together. I love you my brother, thank you for helping me become the man that I am today. And as we embark on this next “Ncredible” journey together we will bring our two persecuted communities together like we always planned. He and so many gracious people from the Jewish Community are showering me with love and helping to guide me to the Promise land, literally l am excited to announce that I have been invited to Israel which is a lifelong dream where I will receive teachings, lessons and truth about the Jewish history. As someone who is in pursuit for my PHD in Theology and Divinity and just received a degree in Criminal Justice from the Great Howard University, this will be an enriching, enlightening and overall exciting trip!

As for Viacom, who is now on the wrong side of history, I will continue to pray for you. I don’t blame any individual, I blame the oppressive and racist infrastructure. Systemic racism is what this world was built on and was the subject in which I was attempting to highlight in the recent clips that have been circulating from my podcast. If I have furthered the hate speech, I wholeheartedly apologize.

But now I am the one making demands. I demand full ownership of my billion dollar “Wild ‘N Out” brand that I created, and they will continue to misuse and destroy without my leadership! I demand that the hate and back door bullying cease and while we are at it, now that the truth is out, I demand the Apology!


ViacomCBS is the parent company of MTV, which first aired “Wild ‘N Out” before the show moved to VH1, and the cable channel TeenNick, a spin-off of the Nickelodeon network that is geared towards adolescents. Cannon was also an executive producer and chairman of TeenNick.

ViacomCBS said that Cannon did not attempt to contact Redstone.

“It is absolutely untrue that Nick Cannon reached out to the Chair of ViacomCBS,” a company spokesperson told Variety. Regarding Cannon’s claim about ads related to Floyd and Taylor, the ViacomCBS rep referenced a previous statement from a company spokesperson who said the ad block was related to a show called “Revenge Prank,” and that “we didn’t want to be insensitive by placing ads for it next to important and serious topics, such as Black Lives Matter. This is standard practice we use with our media agency to ensure that our ads don’t come across as tone-deaf or disrespectful.”

On Tuesday, a ViacomCBS spokesperson told The Algemeiner that it was ending its partnership with Cannon following the antisemitic comments he made on his podcast.

“ViacomCBS condemns bigotry of any kind and we categorically denounce all forms of antisemitism,” the spokesperson said. “We have spoken with Nick Cannon about an episode of his podcast ‘Cannon’s Class’ on YouTube, which promoted hateful speech and spread antisemitic conspiracy theories.”

“While we support ongoing education and dialogue in the fight against bigotry, we are deeply troubled that Nick has failed to acknowledge or apologize for perpetuating antisemitism, and we are terminating our relationship with him,” the spokesperson added. “We are committed to doing better in our response to incidents of antisemitism, racism, and bigotry. ViacomCBS will have further announcements on our efforts to combat hate of all kinds.”

The American Jewish Committee (AJC) on Wednesday applauded ViacomCBS for firing Cannon.


The network said that Mr. Cannon had promoted “hateful speech” during a recent episode of “Cannon’s Class,” his YouTube podcast.

Nick Cannon at a Black Lives Matter protest in Times Square in New York last month.Credit…Bryan R. Smith/Agence France-Presse — Getty Images


Cannon still hosts the musical game show “The Masked Singer” that airs on Fox, which is not part of ViacomCBS. He hosted “America’s Got Talent” on NBC from 2009-2016 and is also launching a syndicated daytime talk show in September with Lionsgate’s Debmar-Mercury.

Fox and Debmar-Mercury did not immediately respond to The Algemeiner’s requests for comments on Cannon’s antisemitic remarks.

On June 30, Cannon shared on YouTube an interview he did last year with rapper Richard “Professor Griff” Griffin for “Cannon’s Class.” Griffin was fired from the hip hop group Public Enemy in 1989 after making antisemitic comments, such as the claim that Jews were responsible for “the majority of wickedness that goes on across the globe,” in an interview with The Washington Times.

Griffin stood by his past remarks during his appearance on “Cannon’s Class” and also outlined an antisemitic conspiracy theory about how Black Africans were the real Jews.

Cannon replied, “You’re speaking facts. There’s no reason to be scared of anything when you’re speaking the truth.”

During the interview, Cannon himself referenced antisemitic conspiracy theories regarding “the Rothschilds, centralized banking, the 13 families, the bloodlines that control everything even outside of America.” He also slammed Jews for criticizing Nation of Islam leader Louis Farrakhan, a notorious antisemite who has previously referred to Jews as “termites.” Cannon alleged that the “Honorable Minister Farrakhan” was being “silenced”  and “neutralized.”

Cannon addressed his comments in a string of Twitter posts on Monday, July 13, saying, “I do not condone hate speech nor the spread of hateful rhetoric,” and “I hold myself accountable for this moment and take full responsibility.” He later said in an interview with Fast Money that he would not “bow down” with an apology.

Regarding his praise of Farrakhan, he said, “I can’t be responsible for however long Minister Farrakhan has been ministering and things that he said…But I condemn any hate speech. I don’t care who said it. I don’t care if my dad said it. I don’t care if Farrakhan said it. If anyone is saying something hateful or demonic, I don’t support that at all.”


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com