Archive | 2020/08/13

Szpieg, który lubił wypić.

Szpieg, który lubił wypić. Tajny współpracownik SB i agent CIA w jednej osobie

Adam Zadworny


Stanisław Dembowski, dyplomata i agent CIA wraz ze swoją żoną, którą poznał na placówce w Pekinie (Fot. IPN (klatka z filmu nakręconego przez Służbę Bezpieczeństwa))

Wśród tajemnic, które przekazał CIA pewien polski dyplomata, były informacje dotyczące taktyki Wietnamczyków w czasie rokowań pokojowych z USA dotyczących zakończenia wojny.

28 grudnia 1974 r. funkcjonariusze kontrwywiadu Służby Bezpieczeństwa otworzyli dorobionym kluczem drzwi do pokoju 116 w zakopiańskim hotelu Kasprowy. Zajmujący go attaché kulturalny ambasady Stanów Zjednoczonych w Warszawie Robert Gosende był wtedy na spacerze. Esbecy dokładnie przeszukali pokój i sfotografowali pamiętnik dyplomaty pisany od 1964 r. Były w nim m.in. zapiski z pobytu Gosende’a w państwach afrykańskich. Już po powrocie z Zakopanego do Warszawy jeden z esbeków raportował: Nie stwierdzono, aby jego pobyt w Afryce był zbieżny w czasie z pobytem „Adriapana” na tym kontynencie.

„Adriapan” to Stanisław Dembowski, pracownik Ministerstwa Spraw Zagranicznych i agent CIA.

Misja w Laosie

Dembowski urodził się 8 stycznia 1928 r. w miasteczku Przysucha na Mazowszu. Kiedy jego ojciec zmarł na gruźlicę, chłopiec znalazł się w domu dziecka. Po wojnie, w 1947 r., w wieku 19 lat zapisał się do PPR, a potem do PZPR, wierząc w ideały socjalizmu. Ponadprzeciętna inteligencja, ambicja i talent lingwistyczny sprawiły, że już na początku lat 50. pracował w MSW, zaocznie studiując filozofię i orientalistykę. Jeszcze przed trzydziestką został wysłany na placówkę do Pekinu. Tam zakochał się w dziewczynie japońskiego pochodzenia, studiującej na uniwersytecie pekińskim. W 1956 r. wzięli ślub i wrócili do Polski, gdzie rozpoczynała się właśnie gomułkowska odwilż.

W następnych latach Dembowski piął się po szczeblach kariery w dyplomacji. W latach 60. był m.in. na placówce w Iranie. Być może zrobiłby w MSZ większą karierę, gdyby nie pewna nonszalancja dostrzegana przez przełożonych.

W sierpniu 1972 r. wyjechał do Laosu, gdzie został zastępcą szefa delegacji polskiej przy Międzynarodowej Komisji Kontroli i Nadzoru. Przez dżunglę w tym kraju biegł wtedy słynny szlak Ho Chi Minha, przywódcy wietnamskich komunistów, późniejszego premiera i prezydenta, którym Wietnam Północny przerzucał ludzi i uzbrojenie na południe. Dembowski przyjechał tam w schyłkowym okresie wojny wietnamskiej. Później mówił, że Laos zmienił jego życie.

Propozycja przy whisky

Do obowiązków Dembowskiego w Laosie należało m.in. utrzymywanie kontaktów z ambasadą Wietnamu, a także przedstawicielami garnizonu wojskowego Pathet Lao. Jednak bardziej niż praca zajmowały go wizyty w klubach i na bankietach.

Później jeden z jego współpracowników zezna: Wprawiał się w stan nietrzeźwy tak w pracy, w miejscu zamieszkania, jak i na przyjęciach w obcych placówkach dyplomatycznych. Dembowski regularnie bywał na rautach z udziałem zachodnich dyplomatów. Zaczął też utrzymywać kontakty z pracownikami amerykańskiej ambasady, m.in. z jej pierwszym sekretarzem Richardem Howlandem, któremu po kilku drinkach opowiadał o swojej pracy. Latem 1972 r. na przyjęciu we Francuskiej Misji Wojskowej Dembowski poznał Amerykanina, który przedstawił się jako Don Ellis. Oficjalnie pracował w misji ekonomicznej, ale w rzeczywistości był oficerem CIA.

Pewnego dnia Ellis zaprosił go do domu i podczas rozmowy przy whisky zaproponował współpracę z wywiadem. „Chyba zgłupiałeś” – miał odpowiedzieć Dembowski, który jednak wbrew instrukcjom nie zgłosił tej propozycji przełożonym ani służbom.

BMW od CIA

Wkrótce Dembowski wyjechał do Hanoi na spotkanie szefów placówek dyplomatycznych PRL w krajach azjatyckich. Tam zdobył m.in. poufne informacje dotyczące taktyki Wietnamczyków w czasie kolejnych rokowań pokojowych Wietnamu Północnego z USA dotyczących zakończenia wojny.

Kiedy po powrocie do Laosu Howland zapytał go o rokowania, Polak zdał mu dokładną relację, rozpoczynając niebezpieczną grę z wywiadem. CIA zapewne brała pod uwagę, że może być prowokatorem komunistycznych służb, i go sprawdzała. Dr Paweł Skubisz z IPN, od lat badający sprawy Polaków pracujących w czasach PRL dla CIA, twierdzi, że Amerykanie mieli w Azji specjalną grupę werbującą agentów spośród wschodnioeuropejskich członków Międzynarodowej Komisji Kontroli i Nadzoru w Wietnamie i Laosie. Byli w niej m.in. Amerykanie polskiego pochodzenia.

Kiedy Ellis zaprosił Dembowskiego na obiad w restauracji eleganckiego hotelu Lane Xang, pojawił się tam również mówiący po polsku człowiek, który przedstawił się jako Laskowski. Na tym spotkaniu doszło do werbunku, który – jeśli wierzyć aktom bezpieki – został przypieczętowany wpłaceniem 10 tys. dol. na zachodnie konto Dembowskiego. Średnia pensja w Polsce wynosiła wtedy równowartość 20 dol., była to więc bajeczna fortuna.

Dembowski początkowo opowiadał Amerykanom o członkach polskiej delegacji w Laosie. Opisywał ich upodobania, słabości, przyzwyczajenia, a nawet ulubione knajpy, co mogło pomóc w ich pozyskaniu. Spotykał się też z pracownikiem CIA, który uczył go, jak wywabiać i przygotowywać tajnopisy, które będą jednym ze sposobów jego łączności.

Kończąc misję w Laosie, Dembowski umówił się z Amerykanami na spotkanie w Wiedniu, przez który wracał do Polski. Doszło do niego 11 stycznia 1973 r. Szpieg przekazał wówczas CIA kopię tajnej notatki opracowanej przez polskiego doradcę komisji do spraw wojskowych opisującej stan sił zbrojnych w Laosie. W Wiedniu przeszedł też kolejne szkolenie wywiadowcze i dostał „premię” – eleganckie bmw za 12 tys. marek zachodnioniemieckich.

Człowieku, przestań pić!

Po powrocie do Polski Dembowski pracował w departamencie II MSZ, gdzie zajmował się m.in. sprawami chińskimi i indyjskimi. Gromadził, kopiował i przekazywał Amerykanom cenne dokumenty dotyczące głównie polityki PRL i Związku Radzieckiego na Półwyspie Indochińskim.

Bezpośrednie spotkania z agentem w jego kraju były w CIA zabronione. Dembowski utrzymywał kontakt z wywiadem za pomocą tajnopisów, które kryły się pod pozorną treścią listów przychodzących na jego domowy adres. Amerykanie byli mistrzami w tej dziedzinie. W niektórych przypadkach do wywabienia tajnopisu była potrzebna specjalna „aspiryna” rozpuszczona w alkoholu – w takim roztworze trzeba było zamoczyć list. W innym – kropla krwi połączona z wodą. Albo np. sproszkowany apteczny węgiel czy żelazko, którym trzeba było wyprasować list, aby odsłonić tajną treść. Dembowski używał specjalnego dezodorantu, który powstał w laboratorium CIA. Własne tajnopisy sporządzał inną metodą. Dostał spreparowany papier listowy. Na jedną stronę nanosił neutralną treść, na drugiej, czystej, kładł specjalną kalkę, dzięki której sporządzał niewidoczne meldunki. Tak spreparowane listy wysyłał na adres obywatela Szwecji w Sztokholmie, którego mieszkanie było skrzynką CIA.

W czerwcu 1973 r. Amerykanie ostrzegali nadużywającego alkoholu Dembowskiego (z akt wynika, że miał też kłopoty małżeńskie), że jest nieostrożny. Wbrew instrukcjom nie starł odcisków palców z listu i nie dość dokładnie utajnił swój ostatni meldunek. Ale kontrwywiad SB wpadł na trop Dembowskiego nie z powodu jego niefrasobliwości.

Tajemniczy list

18 czerwca 1973 r. pracownicy Biura B. (obserwacja) MSW puścili rutynowy „ogon” za II sekretarzem amerykańskiej ambasady podejrzewanym o to, że jest agentem CIA.

Carl Gephard poszedł na spacer z żoną w okolicach ul. Belwederskiej, ale na chwilę zniknął z oczu obserwacji. Okazało się, że na jego trasie była skrzynka pocztowa na krajowe listy. Gdy esbecy ją opróżnili, w środku było tylko sześć listów. Odbiorcą jednego z nich był dyplomata Stanisław Dembowski, w aktach zarejestrowany od lat jako tajny współpracownik SB, z którego nie było żadnego pożytku. Esbecy podejrzewali, że list zawiera tajnopis, ale fachowcom z wydziału chemii Biura W. (kontrolującego korespondencję) nie udało się go wywabić.

Kontrwywiad SB rozpoczął wtedy operację o kryptonimie „Adriapan”. Dembowskiego i jego najbliższych poddano obserwacji. Mijały kolejne miesiące, a SB nie zdobyła żadnych dowodów szpiegowskiej działalności. W grudniu 1974 r. kontrwywiad ustalił, że Dembowski zaplanował zimowe wczasy w Zakopanem w tym samym czasie, w którym pokoje w Kasprowym zarezerwowali dwaj amerykańscy dyplomaci. 28 i 29 grudnia 1974 r. esbecy nielegalnie przeszukali ich pokoje, fotografując m.in. pamiętnik attaché kulturalnego ambasady Roberta Gosende’a i notatnik attaché naukowego Allana Greenberga. Niczego ważnego nie znaleźli. Natomiast podczas przeszukania pokoju Dembowskiego ich uwagę zwróciła kartka z zapisanym adresem w Szwecji. Do spotkania Amerykanów z Polakiem, którego się spodziewali, nie doszło.

Kombinacje operacyjne

Mijały kolejne lata, a kontrwywiad SB nadal bezowocnie podglądał Dembowskiego, który – prawdopodobnie orientując się, że jest śledzony – był ostrożny i ograniczył kontakty z CIA.

W aktach tej operacji przechowywanych w IPN zachowały się setki zdjęć zrobionych przez Biuro B. oraz protokołów z podsłuchów sporządzonych przez Wydział T. (technika operacyjna).

Bezpieka zastosowała też tzw. kombinacje operacyjne. W ramach jednej z nich Dembowski dowiedział się, że ma szansę na wyjazd na placówkę w Indiach. Wówczas oficer bezpieki nawiązał z nim kontakt jako zwerbowanym tajnym współpracownikiem. Pod pozorem ochrony służbowego wyjazdu wypytywał go o szczegóły z jego życia zawodowego i osobistego, licząc, że złapie go na kłamstwie. Bezskutecznie.

W ramach innej kombinacji podczas wczasów zbliżył się do Dembowskiego człowiek udający oficera polskiej armii. Po kielichu chętnie opowiadał o wojskowych tajemnicach, licząc na to, że Dembowski połknie haczyk. Ale „Adriapan” nie był tymi tajemnicami zainteresowany.

Esbek udający wojskowego w raporcie napisał natomiast, że Dembowski: Ograniczył konsumpcję alkoholu. W sali telewizyjnej zwraca uwagę na wszystkie wchodzące i wychodzące osoby. Zawsze siada tak, aby widzieć drzwi wejściowe.

Zdrajca ważnych tajemnic

Punkt zwrotny nastąpił 6 czerwca 1977 r. Tego dnia SB przechwyciła kolejny list wysłany na prywatny adres Dembowskiego. Tym razem udało im się wywołać tajnopis, którego lektura nie pozostawiała wątpliwości. Jeszcze tego samego dnia Dembowski został zatrzymany. W jego domu SB znalazła tajne i poufne dokumenty, które miały być materiałem źródłowym dla meldunków dla CIA.

Na przesłuchaniu Dembowski przyznał się do współpracy z CIA, ale bagatelizował swoją rolę. Mówił o kłopotach osobistych, rozwodzie, alkoholu, niefrasobliwości. Tłumaczył, że dokumenty, które przywiózł z Laosu do Wiednia, uważał za jawne. Twierdził, że znalezione u niego notatki zamierzał wykorzystywać w działalności publicystycznej, a nie szpiegowskiej.

Prokurator ppłk Ryszard Szczęsny w akcie oskarżenia na dłużej zatrzymał się na dyplomatycznych tajemnicach przywiezionych przez Dembowskiego z Hanoi: Ich ujawnienie przedstawicielom ambasady USA, których siły zbrojne prowadziły wojnę na Półwyspie Indochińskim, zdradzało polityczne zamierzenia Demokratycznej Republiki Wietnamu i sił narodowo-wyzwoleńczych w Wietnamie Południowym. Tym samym pogarszało pozycję sił demokratycznych w przyszłych rokowaniach pokojowych.

Człowiek upadły

Proces Dembowskiego rozpoczął się w styczniu 1978 r. „Adriapan” odpowiadał m.in. za działanie na szkodę PRL i ZSRR. Groziła mu kara śmierci.

Jednak poza listem od CIA dowody winy to wyłącznie jego własne zeznania. Świadkowie – Polacy, którzy byli w tym samym czasie co on w Laosie – mówili dużo o jego pijaństwie, charakterze lekkoducha i zawalaniu obowiązków.

Prokurator domagał się dla Dembowskiego 15 lat więzienia. Jego adwokat Zygmunt Skoczek, prosząc o łagodne potraktowanie, nazwał klienta człowiekiem upadłym. 30 stycznia 1978 r. sąd skazał szpiega na 13 lat więzienia. Okolicznością, która niewątpliwie odbiła się na kwalifikacjach zawodowych i moralnych Dembowskiego, był fakt, że od lat nadużywał on alkoholu – czytam w uzasadnieniu wyroku, który 6 marca 1978 r. Izba Wojskowa Sądu Najwyższego utrzymała w mocy.

Jego syn opowiadał mi, że żył z piętnem ojca-szpiega. W latach 80., kiedy Dembowski siedział w więzieniu, nie chcieli go w solidarnościowej opozycji, do której się garnął. Uważali, że obecność syna agenta CIA zaszkodzi podziemiu. Dla komunistycznej władzy był natomiast synem zdrajcy, który też na nic nie zasługiwał.

Stanisław Dembowski wyszedł z więzienia u schyłku PRL. Zmarł już w wolnej Polsce. Bliskim nigdy nie powiedział nawet słowa o pracy dla amerykańskiego wywiadu. Jej tajemnice znajdują się w niedostępnych dla polskich badaczy archiwach CIA.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


If one can’t have a good marriage, at least have a good divorce

If one can’t have a good marriage, at least have a good divorce

PNINA OMER


Get-refusal is nothing less than a disgrace. Although it is not forbidden by Jewish law, we have a moral and religious obligation to prevent it.

A NEW bride and groom visit a blossoming almond grove in Latrun on their wedding day in 2019. / (photo credit: HADAS PARUSH/FLASH90)

The Jewish festival of love falls on Tu Be’av (the 15th day of the Hebrew month of Av), at the height of the traditional wedding season. In ancient times, women would dress in white and go dancing in the vineyards to find a spouse.

And the men? We can’t say for sure what might have happened, but we are wont to imagine that they spotted their potential bride, the two gazed into each other’s eyes, and then he asked for her hand in marriage.

All very romantic.

However, the Mishna, in recalling this interaction, adds a warning to the groom: “Young man, lift up your eyes and see what you choose for yourself. Do not set your eyes on beauty but rather, set your eyes on the family.”
The message is clear: Dancing women in white certainly makes for a fine fairy tale, but you need to appreciate that marriage is not just about romance or even love; it’s about a lifelong commitment that comes with many other things in between.

There’s a saying that – although a bit uncomfortable – deserves to be heard more among marrying couples: “It isn’t enough to just know who to marry. You also need to know who to divorce.”

The reality of couplehood is, unfortunately, that things don’t always work out.

And appreciating that reality, we need to go into marital commitment with the promise that we will know how to get out of it with minimal injury to either side, mutual respect, and while agreeing never to forcibly tie one another to a relationship that is unwanted or inviable.

As ironic as it might seem, nothing could be more romantic than a promise that at any given moment of our life together, we know we are together of our own free will, and that we would be able to separate of our own free will.

It’s important to remember that while weddings are about fun and flowers, music and dancing, marriage is at its essence a formal contract between two parties. Our rabbis already understood the importance of mutual commitments in marriage some 2,000 years ago. That’s why they drew up the ketuba, a marriage contract that guarantees not only income, intimate relations and alimony, but also includes protections for the woman in the event of death or divorce.

Through the legal tool generally referred to as the “prenuptial agreement,” the ketuba can be expanded to include protection from a challenge that is becoming increasingly prevalent in our modern world: All too often, both men and women are guilty of misuse of the Jewish bill of divorcement or get (known as get-refusal), holding their spouse hostage in order to torment and bully them, or otherwise improve their bargaining position in the divorce proceedings.

GET-REFUSAL IS nothing less than a disgrace. Although it is not forbidden by Halacha (Jewish law), we have a moral and religious obligation to prevent it, which is why the concept of the pre-nup was drawn up. We have the right and obligation to ensure that the couple is protected, especially when it can be done without putting a damper on romance or violating Halacha.

This agreement is signed by both partners, usually before the wedding (but can technically be signed any time after as well), and includes a halachic mechanism to protect from get-refusal and to prevent situations in which one partner is forced to remain in a relationship from which they want to escape.

A positive aspect of this agreement is that it guarantees that both sides are invested in staying in the marriage. If the marriage fails, the couple has agreed ahead of time that if their attempts at reconciliation are unsuccessful and one of them insists on a divorce, the other will comply.

A predetermined (large) sum is defined as alimony to be paid by whichever spouse does not comply, or if he or she delays the divorce proceedings. This sum makes refusal an expensive move that does not pay.

However, the agreement’s main significance is in the fact that all parties know that it is there. It overshadows the divorce proceedings and prevents any thought of abusing the get for extortion or threats.

We know that there will always be malicious people and circumstances, and prenuptial agreements will not solve all the problems of get-refusal and agunot (women “chained” to marriage) in the Jewish world. But they will prevent hundreds, or even thousands, of divorces from heading down a collision course and steer them back to a respectful separation.

The notion of modern love must be built with the recognition that not all marriages can be saved, nor should they all be. But basic dignity requires that we do whatever possible to ensure that even if the marriage fails, it need not mean we can’t save the divorce.

A personal final word: Even if you are not convinced to sign the prenuptial agreement, if you are sure “it won’t happen to us,” or think it is completely unromantic, please, even if you won’t do it for yourselves, do it for the greater community by sending the message that this is a concept that deserves to be widely embraced.

From my considerable experience, I can tell you that the prenuptial agreement will save someone you know, or at least someone who knows someone you know, from get-refusal and help them gain their freedom. Help us change the social norms in order to help people marry wisely, so that when necessary, marriages can be respectfully dissolved.


The writer is the director of Yad La’isha: the Monica Dennis Goldberg Legal Aid Center and Hotline for Agunot, part of the international Ohr Torah Stone network.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Microsoft will Relocate Development Center to new offices in Tel Aviv

Microsoft Is on the Move, Will Relocate Development Center to New WeWork Offices in Tel Aviv

Meir Orbach / CTech


Silhouettes of laptop and mobile device users are seen next to a screen projection of Microsoft logo. Photo: Reuters / Dado Ruvic / Illustration.

Microsoft’s development center in Tel Aviv is set to expand, a person with knowledge of the move told Calcalist on condition of anonymity on Wednesday. The Tel Aviv expansion is taking place in parallel to the completion of the tech giant’s new center in Herzliya.

The company’s employees, who currently work out of shared office space in the WeWork building on Dobnov Street in Tel Aviv will relocate to a 6,600 square meter (70,000 sq. ft.) space, occupying four stories, in WeWork’s midtown building by the end of the year. Microsoft’s development center currently employs more than 1,500 people, including those who came on board with its recent acquisition of CyberX.

The new facility was designed by WeWork tailored to Microsoft Israel’s R&D division’s needs. It will accommodate hundreds of employees from the company’s cloud security R&D department as well as from its Microsoft for Startups department, the Microsoft accelerator, and the Reactor — a new technological hub for developers. In addition, the space will feature a studio for the recording of podcasts, lectures and meeting halls, an innovation lab, a coffee shop, a convenience store, and more.

The Tel Aviv Reactor hub joins similar initiatives in six other global locations including San Francisco, Sydney, Seattle, Redmond, New York, and London.

Microsoft for Startups offers global support for small companies through various programs. The initiative’s ScaleUp program allows startups to receive access to Microsoft’s product teams, technology, and management of joint sales processes.

Microsoft’s accelerator has supported more than a hundred startup companies. A new cohort of AI for good recently got underway, aiding Israeli startups that are focused on social impact goals, such as environmental protection, accessibility, and health, and are based on artificial intelligence.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com