Archive | 2020/09/11

IZRAEL WYGRAŁ, IZRAEL PRZEGRAŁ

IZRAEL WYGRAŁ, IZRAEL PRZEGRAŁ

WŁODEK GOLDKORN [ 31 maja 2018 ]


Ben Gurion podpisuje Deklarację niepodległości Izraela, 1948. Źródło: Wikimedia Commons

Wątpliwości i siła w Izraelu są bliźniaczymi siostrami. Nahum Goldman, były prezes Światowego Kongresu Żydów, przytacza takie słowa Ben Guriona: „Nie wiem, czy za kilka pokoleń Żydzi będą jeszcze mieszkać w tych stronach. Nie ma powodu, żeby Arabowie uznali nasze prawo do bycia tu. My mówimy, że Bóg obiecał nam tę Ziemię, ale to jest nasz Bóg, a nie Bóg Arabów”. Rozmowa Włodka Goldkorna z Danem Dinerem.

Kraj dobrobytu, naród start-upów, ojczyzna wyśmienitych pisarzy, potęga regionalna z silnym wojskiem i bombami atomowymi. Tym wszystkim jest Izrael 70 lat od swojego powstania: rocznica – zgodnie z kalendarzem żydowskim – wypada 19 kwietnia. A jednak wystarczy, że Hamas, organizacja fundamentalistów, będąca u władzy w Strefie Gazy, ogłosi mobilizację, wezwie ludzi do próby przekroczenia granicy w celu „powrotu na swoją ziemię”, żeby mieszkańcy państwa Izrael poczuli się niepewni w swoim istnieniu, do tego stopnia, że wysyłają wojsko, żeby strzelało i zabijało manifestantów.

Ultranowoczesność Izraela nie rozwiązała konfliktu o archaicznym charakterze, dotyczącego ziemi, w który wpisany jest rozlew krwi i pierwotna przemoc. Widać to było dobitnie na ekranie telewizorów 14 maja; po jednej stronie ekranu obrazek z Jerozolimy, goście zaproszeni na inauguracje ambasady USA, elegancko ubrani, pija szampana; po drugiej stronie, wojsko strzela do synów i wnuków uchodźców z 1948 roku.

Kiedy w 1948 roku David Ben Gurion ogłosił powstanie Państwa Żydowskiego, w Izraelu żyło około 750 tysięcy Żydów (dziś jest ich sześć i pół miliona, do których trzeba doliczyć milion osiemset tysięcy Palestyńczyków, obywateli izraelskich). Kapitalizm był postrzegany jako błędny system gospodarczy, a ideałem była wspólna bieda, jak miało to miejsce w kibucach, gdzie wszystko, nawet bielizna osobista, było wspólne. Przykładem do naśladowania nie był człowiek interesów, który zza biurka (dziś zza komputera) zarządza wielkimi pieniędzmi albo wymyśla nowe, opierające się na abstrakcji technologie, ale jego przeciwieństwo: rolnik, Żyd oddany pracy manualnej; najlepiej oszczędny w słowach. Jednym słowem: Izraelowi powodzi się dobrze, ponieważ podważył ideały ojców założycieli, a jednocześnie państwo ma się źle, ponieważ konflikt z Palestyńczykami, miejscami uśpiony, co pewien czas wybucha niczym lawa z wulkanu.

Dan Diner, profesor Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie, jest jednym z największych autorytetów zajmujących się historią XX wieku i Bliskim Wschodem. Niemiec i Izraelczyk, którego rodzice przeżyli Szoa, dzieli swój czas między Berlin a Tel Awiw. Spróbowaliśmy razem nakreślić prowizoryczny bilans sukcesów i porażek Państwa Żydowskiego, łącznie z ironiami historii, tymi szczęśliwymi i nie. Nasza rozmowa nie mogła się zacząć inaczej, jak od aktualnych wydarzeń w Gazie.

Mamy do czynienia z trzema aspektami konfliktu, które mieszają się ze sobą, na płaszczyźnie zarówno symbolicznej, jak i materialnej – mówi Diner – po pierwsze „Dzień Ziemi” (jak został nazwany protest) przywołujący protesty Palestyńczyków z izraelskim obywatelstwem, którzy 30 marca 1976 wyszli na ulice w proteście przeciwko konfiskacie ich ziem. Były ofiary. Po drugie mamy do czynienia z tym, co Palestyńczycy uznają za prawo do powrotu – zdecydowana większość mieszkańców Gazy składa się z uchodźców z 1948 roku i ich potomków; wreszcie jest kwestia okupacji (nawet jeśli pośredniej), będącej z kolei owocem wojny 1967 roku. Wszystkie żądania Palestyńczyków są symbolicznie w Gazie obecne. A Hamas żeruje na nich wszystkich.

Włodek Goldkorn: Porozmawiajmy o Izraelu. Na początku jedzenie było racjonowane. Dziś dochód narodowy brutto na mieszkańca wynosi prawie 40 tysięcy dolarów, gospodarka rośnie o 4% rocznie, przemysł high-tech jest jednym z najlepiej działających na świecie; w Tel Awiwie każdego dnia powstaje nowy drapacz chmur…

Ultranowoczesność Izraela nie rozwiązała archaicznego konfliktu dotyczącego ziemi, w który wpisany jest rozlew krwi i pierwotna przemoc.

Dan Diner: To był biedny kraj, który funkcjonował dzięki darowiznom amerykańskich dobroczyńców i reparacjom wojennym z Niemiec. Dobrobyt ma swoje korzenie w latach osiemdziesiątych. W tym okresie rewolucja technologiczna przeniosła nas z nowoczesności w samo serce postmodernizmu, nie tylko w kategoriach filozoficznych, ale konkretnie, jeśli chodzi o życie społeczne i prywatne. Izrael odkrył wówczas, że posiada niebywały kapitał: ma większy potencjał, jeśli chodzi o rozwijanie abstrakcyjnej wiedzy cyfrowej, niż reszta świata. Napływ miliona wykształconych osób z byłego Związku Radzieckiego, ograniczone wymiary kraju, a wreszcie brak nowoczesnego przemysłu, wynikający z ubogich zasobów naturalnych – wszystko to sprawiło, że rewolucja poprzemysłowa była łatwiejsza.

Brak ropy okazał się błogosławieństwem. Ale dokonała się także rewolucja antropologiczna. Pionierzy mówili, że przybyli do Palestyny żeby „budować (nowe społeczeństwo) i odbudować samych siebie”. Nowoczesność tych, którzy stworzyli Izrael, oznaczała pracę na roli i całkowite odrzucenie indywidualizmu.

Izraelska nowoczesność jest pełna sprzeczności. Aż do połowy lat osiemdziesiątych Izrael był społeczeństwem opartym na ideałach kolektywizmu. Właścicielem przedsiębiorstw przemysłowych był związek zawodowy. Społeczeństwo w dalszym ciągu jednak hołdowało zwyczajom ważnym dla indywidualizmu, tak, jak czynili to Żydzi w Diasporze. Integrowanie się Żydów – przejście od warunków przednowoczesnych do nowoczesnych – znaczyło, że Żyd stawał się obywatelem, tak jak inni. To przejście odbywało się na podstawie indywidualnej; stąd wziął się indywidualizm Żydów, który w Izraelu nigdy nie został przezwyciężony. Istniało w slangu słowo „iltur”: oznaczało kogoś, kto umiał naprawiać rzeczy, złotą rączkę, ale bez planu, bez metody, improwizując. W społeczeństwie kolektywistycznym ta cecha nie była ceniona. Dziś wiemy już, że właśnie umiejętność majsterkowania przełożona na język abstrakcji jest podstawą cyfrowej cywilizacji. Tym sposobem, coś, co źle się kojarzyło, było znakiem Diaspory, stało się kapitałem ludzkim i bogactwem Izraela.

Duch syjonizmu przegrał, wygrała Diaspora i to ona uczyniła Izrael bogatym. Ironia historii?

Chciałbym zacytować jedno zdanie z Talmudu: „Dina demelucha dina”– prawo państwa jest prawem. Tym zdaniem rabini ustalili, że Żydzi mają przestrzegać praw nadanych przez władcę, chrześcijańskiego czy muzułmańskiego. To oznacza, że w Diasporze Żydzi są pozbawieni władzy. domeną Żydów jest tekst. Żydzi są wspólnotą pisma, tekstualną a nie telluryczną, nie należą do Ziemi. Syjoniści chcieli odwrócić ten porządek; chcieli, żeby Żydzi byli wspólnotą mającą władzę na ziemi, a nie tekstualną. Tym właśnie jest Izrael.

Kiedy w 1948 roku David Ben Gurion ogłosił powstanie Państwa Żydowskiego, kapitalizm był postrzegany jako błędny system gospodarczy, a ideałem była wspólna bieda.

Jak narodziło się Państwo Izrael?

Złożyło się na to kilka wydarzeń. W lutym 1947 roku premier Clement Attlee ogłosił, że Wielka Brytania powinna wycofać się z Birmy i Palestyny; oznaczało to opuszczenie Indii i rozpad Imperium. David Ben Gurion, wykorzystuje to, co Grecy nazywają kairos, moment, w którym zdarzenia i los się  wypełniają. Organizuje z punktu widzenia wojskowego i politycznego proklamację państwa, która ma miejsce w 1948 roku.

Wojna 1948 roku doprowadziła do wypędzenia 700 tysięcy Palestyńczyków, całe wioski zostały zniszczone. Te wydarzenia, ze względu na okrucieństwo, wpisują się w ciąg analogicznych wydarzeń tamtych czasów, podziału Indii, który doprowadził w konsekwencji do krwawych „przemieszczeń ludności” pomiędzy Hindusami a Muzułmanami, wypędzenia Niemców z terenów Polski i Czechosłowacji.

Palestyńczycy byli jedynymi uchodźcami, którzy zostali bez ojczyzny. To, co dzieje się dziś w Gazie, powtarzam, jest tego symptomem i świadectwem. Ale zatrzymajmy się przy Polsce i krajach Europy Środkowej…

Z Polski, po pogromie kieleckim, uciekło 200 tysięcy osób. Trafili do obozów uchodźców w Niemczech, razem z setkami i tysiącami Żydów, których nie chciała ani Europa, ani Ameryka. Jedyne, co im pozostawało, to walka w Palestynie.

Kraje Europy Wschodniej definiują się wtedy jako „demokracje ludowe”, gdzie jako lud rozumie się jako grupę etniczną. Nie ma miejsca dla Żydów. Ale to nie wszystko. W 1948 roku ONZ przyjmuje Konwencję o zapobieganiu i karaniu zbrodni ludobójstwa i Deklarację Praw Człowieka. Ale na czym polega istota praw człowieka? Na jednostce. A czym jest konwencja przeciw ludobójstwu? Jest narzędziem mającym chronić mniejszości narodowe. W takim roku powstał Izrael. I tu pojawia się niezgodność: podczas gdy świat idzie w kierunku umacniania praw jednostki, Izrael afirmuje zbiorowość opartą na terytorium. Problem polega na tym, że Żydzi doświadczyli już, w przeszłości, rozwiązań indywidualnych i ochrony jako mniejszości, tyle że bez sukcesu. To z tego powodu tak entuzjastycznie przyjęli powstanie państwa Izrael. Ale nie są mu w stanie do końca zaufać.

Dodajmy, że izraelscy pisarze przyczyniają się w swoich dziełach do budowania tożsamości narodowej, ale też w tych samych tekstach ją podważają.

Tożsamość? Wolę mówić o znakach i symbolach przynależności. A przynależności są wielorakie i złożone. Hannah Arendt mówiła: „Dla Żydów nie jest pytaniem być czy nie być, ale przynależeć czy nie przynależeć”. Dlatego pisarze izraelscy tak dobrze wyrażają lęki współczesnego człowieka, postmodernistycznego, w tym lęki nie-Żydów.

Podczas gdy świat idzie w kierunku umacniania praw jednostki, Izrael afirmuje zbiorowość opartą na terytorium.

Wróćmy więc do rozmowy o konflikcie. Wojsko izraelskie wygrywa wszystkie wojny….

Tak. Ale panuje niepewność. Wątpliwości i siła w Izraelu są bliźniaczymi siostrami. W swoich wspomnieniach Nahum Goldman, były prezes Światowego Kongresu Żydów, przytacza takie słowa Ben Guriona: „Nie wiem, czy za kilka pokoleń Żydzi będą jeszcze mieszkać w tych stronach. Nie ma powodu, żeby Arabowie uznali nasze prawo do bycia tu. My mówimy, że Bóg obiecał nam tę Ziemię, ale to jest nasz Bóg, a nie Bóg Arabów”. A jednak w izraelskiej narracji najsilniejszą i najpopularniejszą formą legitymizacji państwa jest właśnie argumentacja biblijna. Podam przykład. Po ustaleniach pokojowych z Palestyńczykami w 1993 roku ówczesny premier Icchak Rabin wystąpił w telewizji. Dziennikarz zarzucił mu: zrezygnował pan z integralności Ziemi Izraela. Rabin odpowiedział: „Nie zrezygnowałem, ale jestem pragmatykiem. Zdecydowałem się na kompromis”. I tak Rabin, zamordowany później przez ultraprawicowego kolonistę, mógł być postrzegany jako zdrajca, który zrezygnował z kawałka ziemi Izraela.

Istnieje jednak legitymizacja, która wywodzi się z Szoa. Izrael istnieje, ponieważ sześć milionów Żydów zostało zamordowanych i nie było nikogo, kto by ich obronił.

Tak świat odbiera legitymizację Izraela.

Ostatecznie państwo ma prawo istnieć, po prostu z tego powodu, że istnieje.

A jednak wśród Żydów pojawia się często swego rodzaju niepokój, lęk mniejszości, która boi się o swoją przyszłość, podczas gdy Arabowie, obywatele Izraela, będący w mniejszości, żyją w poczuciu, że są większością.

Wątpliwości i siła w Izraelu są bliźniaczymi siostrami.

Jak mówią demografowie, jeśli doda się mieszkańców Zachodniego Brzegu, Gazy i Arabów izraelskich, między Jordanem a Morzem Śródziemnym jest niemal tyle samo Palestyńczyków co Żydów. Być może wyjściem byłoby państwo dwunarodowe, gdzie każdy może żyć tam, gdzie chce.

To piękna utopia. Ale mówienie dziś o państwie dwunarodowym oznacza zapomnienie o sytuacji w regionie. Proszę spojrzeć na Syrię. Wydawała się bastionem świeckości. Dziś opętana jest wojną domową między mniejszościami a sunnicką większością. I proszę pomyśleć o Iranie. Szyici, heterodoksyjni muzułmanie, okazują się bardziej fundamentalistyczni niż sunnici. Dynamika dąży w kierunku fundamentalizmu i rozdrobnienia, a nie w kierunku integracji w świeckich strukturach, z poszanowaniem niegdysiejszych wrogów.

Co więc powinniśmy dziś czynić?

Włączyć kraje arabskie do zarządzania Strefą Gazy. Rozważyć istnienie państwa palestyńskiego obok Izraela, albo, tymczasowo, jakiegoś międzynarodowego protektoratu nad Palestyną. Należy wyciszyć konflikt. I zostawić otwarte możliwości – od opcji dwóch państw, aż po Konfederację czy Państwo dwunarodowe w przyszłości.

Wróćmy do początku. Pierwszym żydowskim miastem w Palestynie był Tel Awiw. Dziś to kosmopolityczna metropolia, świecka, odległa od ciemnej atmosfery fundamentalizmów. Czy może być modelem dla przyszłości?

Tel Awiw zamyka w sobie wszechświat: współczesność i postmodernizm, gender i transgenderyzm, poważni naukowcy i rozrywkowi muzycy. Ale to nie jest model. To tylko miejsce, w którym można zapomnieć o wojnie. Jednak zawsze coś, prędzej czy później, ją przypomni. W Gazie – oddalonej od Tel Awiwu o godzinę drogi samochodem, odczuwa się archaizm tego konfliktu.


Włodek Goldkorn urodził się w Katowicach, wychował w Warszawie. W 1968 roku wyjechał z Polski do Izraela, potem zawędrował do Włoch. Przez wiele lat redaktor działu kultury tygodnika „l’Espresso”, współautor książki Strażnik. Marek Edelman opowiada. Za Dziecko w śniegu dostał nagrodę Asti d’Appello. Polski przekład książki ukazał się nakładem wydawnictwa Czarne.

Wywiad ukazał się w tygodniku „l’Espresso”. Publikacja za zgodą redakcji i autora. Z włoskiego przełożyła Joanna Malawska.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


The Netanyahu-Gantz government is a failure.

The Netanyahu-Gantz government is a failure, pure and simple – opinion

YAAKOV KATZ


Every decision Netanyahu makes is tainted and motivated by what is good for him personally, and not for the country.

Did they ever get along?
(photo credit: MARC ISRAEL SELLEM/THE JERUSALEM POST)

It is time to admit that it is simply not working. This government is a failure. It is that simple. There is no other way to say it. Every decision is politicized; everything is made into a game.

If peoples’ lives were not on the line, we might be able to ignore what is happening; to push it away and pretend that everything is okay. But with Israel’s infection rate staggering – on Thursday it climbed to nearly 4,000 infections in one day – this has got to stop.

In short, this government needs to go home.

Set up to fight the coronavirus, this government has done nothing. Instead, it has fought against itself from its inception.

And the writing was on the wall.

Benjamin Netanyahu is in the middle of a criminal trial, facing a lengthy jail sentence if convicted of bribery, fraud and breach of trust, and the only true priority he has right now is fighting for his innocence – at all costs. Everything else is not important.

In November when the prime minister was indicted, I wrote: “As talented as Netanyahu is, he can’t go to court in the morning and fight for his freedom, and then come back to the office in the afternoon to convene the security cabinet and approve airstrikes against Iranian targets in Syria. The prime minister will be distracted, unfocused and unable to properly execute his duties.

“Moreover, any move a prime minister makes in such a position would be viewed suspiciously: was it done to sway public opinion? Nothing will be looked at purely. Everything will be tainted… Staying in office, as Netanyahu indicated he will do, will eat away at Israel’s moral character from the inside. Is this the type of leadership we want at the helm of our nation?”

Afterward I came under fire from Netanyahu supporters, who falsely claimed that the prime minister could manage both the country and his trial – and anyhow, Israeli law allows him to remain in office even under indictment.
They were wrong.

SINCE THE beginning of this health crisis seven months ago, we’ve seen that every decision Netanyahu makes is tainted and motivated by what is good for him personally, and not for the country.

You don’t even have to go that far back to BC – before corona. Just look at last month’s fight over the budget. The leader of the government had originally signed the coalition agreement saying he would pass a two-year budget. But when the deadline neared, he balked, claiming that he would only agree if Blue and White relinquished its veto right over the appointment of a new police chief, attorney-general and state prosecutor. Gantz refused and Netanyahu refused, leaving the country without a budget in one of, if not the worst economic crises it has ever known.

Then there was the fiasco over the lockdown of Israel’s “red” cities. The cabinet decided last Thursday to impose a closure on some 30 cities – mostly Arab and haredi (ultra-Orthodox) – where the infection numbers remain out of control. The decision was supposed to go into effect on Monday evening.

But just hours before that, Netanyahu came under pressure from his last loyal veteran coalition partners – the haredi parties. They made it clear that if he locks down their cities – as if it was being done for a personal vendetta – Netanyahu will pay a political price.

Netanyahu surrendered, and suddenly a lockdown became a curfew, and a curfew became some random and confusing restrictions.

So when massive weddings were then held in haredi and Arab communities on Tuesday night without adhering to restrictions, should anyone really have been surprised?

This wasn’t the first time that the government flip-flopped on decisions impacting the entire nation.

UMAN IS another example. President Volodymyr Zelensky of Ukraine told The Jerusalem Post this week that he was specifically asked by Israel weeks ago to restrict access to the grave of Rebbe Nachman of Breslov for Rosh Hashanah.

This was supposed to happen, until the haredim again threatened Netanyahu. Suddenly, when he saw his coalition crumbling, it was no longer a public health risk for thousands of hassidim to go to Ukraine – a risk coronavirus commissioner Prof. Ronni Gamzu specifically said Israel could not allow.
The education system for over two million students is yet a fourth example. At 11 p.m. on Monday night, nine hours before the opening bell, the government changed its mind and closed schools in red cities. Kids who had gone to sleep excited about going back to school after their first summer of corona woke up to the disappointing news that they were staying home once again.

But who cares, right?

Then there is the infighting within the government, which we witnessed this week with an unprecedented assault against the police, the prosecutors and the courts by Netanyahu and his fellow Likud members. One of them, an extreme MK by the name of Shlomo Kari, threatened to take a D9 bulldozer and raze the Justice Ministry building if the attorney-general dared change his mind and rule that Netanyahu has to recuse himself from the premiership.

In response, Benny Gantz – the leader of Blue and White who still walks around with the title of alternate prime minister – put out a video saying that his party will not allow the attacks against the justice system to succeed. “Stand tall,” he told them. “We will protect you.”

This is Israel in 2020: one prime minister attacks and the other defends.
AND THEN there is the signing ceremony in Washington next week of the UAE deal, a historic milestone for Israel marking the establishment of normalized ties with a powerful Gulf state.

But in what world does Netanyahu think that it makes sense for him to fly for four days to the US? That it makes sense for him to leave the country when there are 4,000 new infections every day and we are facing a month-long lockdown?

These aren’t just any four days either. Next Friday night is Rosh Hashanah, the Jewish New Year and one of the most festive holidays on the Jewish calendar. With Netanyahu in Washington, there is little chance that any decision will be made on a lockdown or restrictions for the holiday – he wouldn’t want declaring those restrictions to overshadow his celebratory photo-op at the White House.

So, what will happen? Judging by the dysfunctionality of this government until now, when Netanyahu lands back in Israel on Wednesday afternoon, he’ll start holding meetings, and by Friday morning, if we are lucky, we will find out what we are allowed to do over the holiday – which starts that evening.

Two other points to keep in mind regarding that UAE signing ceremony. First, the deal will be signed on Tuesday morning. That means that Netanyahu can theoretically leave Israel on Monday night, fly directly to Washington, and fly back to Israel on Tuesday night arriving on Wednesday afternoon. This would give him Sunday and Monday to work on what is more important right now for Israel: saving Israeli lives.

As for the actual signing: Netanyahu will represent Israel, but the UAE will be represented by its foreign minister, Abdullah Bin Zayed. Why Crown Prince Mohammed Bin Zayed is not coming is a mystery itself, but if the foreign minister is signing on behalf of the UAE, then according to diplomatic protocol – as explained to me by a few ex-diplomats who know a thing or two about signing protocols – the foreign minister should sign on Israel’s behalf as well.

This is routinely done, by the way, when foreign ministers sign and heads of state stand behind them. But not in Israel, where Netanyahu is the prime minister and Gabi Ashkenazi is the foreign minister. Does anyone think that Netanyahu is going to share the picture of the historic signing with one of his political rivals? Of course not.

But Netanyahu doesn’t care, and Gantz doesn’t seem to care that much either – or is too weak to do anything about it. On Sunday, when Netanyahu’s fight with the haredim became clear, Gantz paid a trip to Bnai Brak, something he hadn’t done since taking office in May. Until now, Gantz’s influence over the decision making when it comes to COVID-19 has been limited at best and mostly non-existent.

But this week he suddenly came alive, visiting haredi cities, hospitals and more. Is it because of the growing number of infections? Is it because Israel crossed 1,000 deaths? Whom are we kidding? It is for one reason and one reason only: Netanyahu is getting blamed for the failures, so Gantz sees a political opportunity to step up and fill the void.

Nice try – but it’s too late. Gantz will have to do a lot more than simply visit corona-stricken towns and hospitals to regain the public’s trust, just like Netanyahu will have to do a lot more than just cut short his trip to DC for us to believe that he cares about the public.

Israel is in an unprecedented crisis, and this government is not functioning. It is time for it to go home.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Syrian air defenses thwart Israeli attack on Aleppo

Syrian air defenses thwart Israeli attack on Aleppo

REUTERS


Later, the broadcaster said the army downed several Israeli missiles before they reached their targets in the latest attack Syria said was conducted by Israel.

Missile fire is seen from Damascus, Syria / (photo credit: OMAR SANADIKI/REUTERS)

Syrian air defenses thwarted an Israeli attack on Aleppo city, Syrian state television said on Friday.

Later, the broadcaster said the army downed several Israeli missiles before they reached their targets in the latest attack Syria said was conducted by Israel.

Israeli defense officials have said in recent months Israel would step up its campaign against Iran in Syria where, with the help of its proxy militias, Tehran has expanded its presence.

A regional intelligence source said Israel was stepping up raids in Syria at a time when world attention and the region, including Syria, were distracted by the coronavirus pandemic.

Israel has acknowledged conducting many raids inside Syria since the start of the civil war in 2011.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com