Archive | 2020/10/12

Eugenika. Jak Zachód wskazał ludzi, których istnienie się nie opłaca?

Eugenika. Jak Zachód wskazał ludzi, których istnienie się nie opłaca?

Marta Grzywacz


“W 1934 r. program sterylizacji wprowadziła Szwecja. Funkcjonował do 1975 r.
W Czechosłowacji władze komunistyczne w latach 1973-91 przymusowo sterylizowały kobiety romskie.


‘Roczne nakłady Niemiec na chorych dziedzicznie wynoszą 1200 mln reichsmarek na 880 tys. chorych (1936)’ – głosi jedna z plansz stosowanych podczas wykładów wygłaszanych w ramach krzewienia rasistowskiej ideologii Blut und Boden (Krew i Ziemia) (Fot. BE&W)

Virginia Woolf pisała w 1915 r.: “Spotkałam kiedyś dużą grupę imbecyli (.) idiotycznych stworzeń, z niskim czołem i cofniętym podbródkiem, głupim uśmiechem albo dzikim spojrzeniem. Byli okropni. Powinno się ich zabić”. Moda na eugenikę trwała w najlepsze.

.

Prawdopodobnie w marcu 1939 r. do kancelarii Hitlera nadszedł osobliwy list. Niejaki Knauer, z Pommsen niedaleko Lipska, prosił o udzielenie jego dziecku „łaski śmierci”. Prawdopodobnie chłopiec o imionach Gerhard Herbert urodził się 20 lutego 1939 r. z niedorozwojem stopy, brakiem jednego przedramienia, niewidomy i – jak powiedzieli lekarze – cierpiący na „wrodzony idiotyzm”.

Wystąpienie o śmierć dla chłopca zasugerował rodzicom lekarz z kliniki w Lipsku, prof. Werner Catel. Hitler wysłał na miejsce swojego osobistego lekarza Karla Brandta. Gdyby informacje się potwierdziły – dziecko miało zostać uśmiercone. Prawdopodobnie 25 lipca decyzją Brandta prof. Catel podał chłopcu śmiertelny zastrzyk z barbituranów. Krótko potem Brand otrzymał od Hitlera polecenie, aby w przyszłości w podobnych przypadkach postępować tak samo.

Niemowlę Knauerów było pierwszą ofiarą eutanazji prowadzonej w Niemczech w ramach akcji T4. Był to wynik wieloletnich dyskusji na temat eugeniki, czyli sposobu udoskonalenia ras, które opanowały świat. W rezultacie wprowadzenia jej zasad rodzić się mieli tylko ludzie zdrowi i silni, bez wad fizycznych i umysłowych. Ojczyzną eugeniki nie były jednak Niemcy, tylko Wielka Brytania.

Zdrowy, ładny i bogaty

Jeśli ludzie mnożą się w postępie geometrycznym, a produkcja zwiększa się w postępie arytmetycznym, to wkrótce na Ziemi zabraknie jedzenia. Biednym i bezrobotnym nie powinno się więc pomagać, a raczej stwarzać warunki, żeby szybciej umierali – twierdził brytyjski ekonomista i duchowny Thomas Malthus w książce „Prawo ludzkości” opublikowanej w 1798 r. Nie ma co uczyć nędzarzy zasad higieny. Powinno się ich raczej zmuszać do osiedlania się w małych, zatłoczonych mieszkankach w pobliżu wód stojących i dodatkowo zwężać drogi w ich dzielnicach, żeby zwiększyć szanse wybuchu epidemii. „Głupia filantropia” tylko zaszkodzi tym, którzy radzą sobie lepiej – uważał Malthus.

Jego ideologia, oparta na zasadach nie tyle rasowych, ile ekonomicznych, dała podstawy bogatym Brytyjczykom, by w czasach rewolucji przemysłowej ignorować potrzeby biednych.

100 lat później niczym wirus rozniosła się po świecie, obejmując już nie tylko ubogich, ale także ułomnych, chorych i przestępców.

’60 tys. reichsmarek kosztuje społeczeństwo utrzymanie do końca życia tego chorego dziedzicznie człowieka. Rodaku, to też twoje pieniądze’ – głosiła reklama eugeniki zamieszczona w biuletynie Urzędu Polityki Rasowej powołanego w 1933 r. przez NSDAP BE&W / Alamy Stock Photo

Swoją cegiełkę do projektowania ludzkiej rasy według zasady: „lepszy ten, kto bogaty, zdrowy, ładny i mądry”, dołożył inny brytyjski filozof Herbert Spencer, dowodząc, że ludzie z pokolenia na pokolenie przekazują sobie pewne cechy i że ewolucyjny rozwój społeczeństw to wynik „walki o byt”.

Upadek rasy

Za ojca eugeniki uchodzi jednak inny Brytyjczyk, Francis Galton, który nie tylko dał jej nazwę, ale stworzył podstawy naukowe. Galton, zainteresowany antropologią i zapatrzony w teorię ewolucji Darwina, skądinąd swojego kuzyna, uważnie obserwował brytyjskie społeczeństwo. Badając drzewa genealogiczne różnych arystokratycznych rodów, doszedł do wniosku, że inteligencja i inne szlachetne cechy nie mają nic wspólnego z darem od Boga, tylko są w dużym stopniu dziedziczne i przekazywane z pokolenia na pokolenie. Żeby poprawić cechy rasowe społeczeństwa, należałoby więc kojarzyć małżeństwa wybranych mężczyzn i kobiet i zniechęcać do prokreacji biednych, chorych, gorzej przystosowanych, a także unikać pomocy społecznej, która mogłaby podnieść status najuboższych.

Koncepcje Galtona nabrały szczególnego znaczenia po drugiej wojnie burskiej, w latach 1899-1903, gdy wielu młodych mężczyzn z biednych, wielodzietnych rodzin zostało uznanych za niezdatnych do służby wojskowej, a na wojnę szli jedynie dobrze urodzeni, zdrowi chłopcy. W rezultacie – podkreślał Galton – ci ostatni ginęli, a na rynku pracy pozostawali tylko „zdegenerowani”, którzy nie tylko byli mniej produktywni, ale na dodatek rozmnażali się szybciej. Upadek rasy wydawał się więc Galtonowi nieuchronny.

Po raz pierwszy terminu „eugenika” (z greckiego „dobrze urodzony”) Galton użył w swojej pracy „Inquiry into Human Faculty and its Development” (Badania nad zdolnościami ludzkimi i ich rozwojem) z 1883 r. Eugenika, jako pełnoprawna nauka, miałaby szukać sposobów sprowadzania na świat większej liczby istot nieskazitelnych, obywateli „lepszego sortu”, bo – jak wówczas uważano – „to, co natura robi ślepo, wolno i bezlitośnie, człowiek może zrobić w sposób bardziej pomyślny, szybszy i łagodniejszy”.

Groch z kapustą

Istoty „nieprzystosowane” ostatecznie pogrążyło odkrycie przez czeskiego mnicha Gregora Mendla prawa dziedziczenia genów recesywnych i dominujących ogłoszone w 1866 r. I choć początkowo je ignorowano, bo dotyczyły tylko badań nad grochem, na początku XX w. wróciły do łask i stały się podstawą przyszłych badań genetycznych. Dziś wiadomo, że prawie wszystkie ważne cechy są wynikiem interakcji między sobą wielu genów, a także wpływu środowiska, przyjmując jednak błędne założenia o prostym dziedziczeniu pewnych cech, eugenicy z początków XX w. doszli do wniosku, że niepożądane geny można wyeliminować, zapobiegając po prostu rozmnażaniu się ich nosicieli.

Z wizją Galtona identyfikowało się wielu prominentnych Brytyjczyków, od prawa do lewa. Virginia Woolf pisała w 1915 r.: „Spotkałam kiedyś dużą grupę imbecyli (…) idiotycznych stworzeń, z niskim czołem i cofniętym podbródkiem, głupim uśmiechem albo dzikim spojrzeniem. Byli okropni. Powinno się ich zabić”. Autor powieści „Kochanek lady Chatterley” D.H. Lawrence rozmarzył się: „Jeśli zależałoby to ode mnie, zbudowałbym śmiertelne komory, wielkie jak Crystal Palace, z grającą cicho orkiestrą wojskową, i kino. A potem przeszedłbym się ulicami wszerz i wzdłuż, zbierając po drodze tych wszystkich chorych, unieruchomionych, okaleczonych, i spokojnie wprowadziłbym ich do wnętrza przy dźwiękach orkiestry grającej miękko »Hallelujah«. A oni uśmiechaliby się do mnie z wdzięcznością”.

Równie proroczo przemówił George Bernard Shaw w 1910 r.: „Część eugenicznej polityki doprowadzi nas w końcu do tego, że komora gazowa wejdzie w powszechne użycie. Trzeba będzie wyeliminować bardzo wielu ludzi z tego prostego powodu, że opieka nad nimi jest stratą czasu”.

Eugenikę popierali John Maynard Keynes i Winston Churchill, który został nawet wiceprezydentem pierwszej Konferencji Eugenicznej obradującej w 1912 r. w Londynie. Opowiadał się za sterylizacją „niedorozwiniętych umysłowo i chorych psychicznie”. Pionierka antykoncepcji Marie Stopes, uhonorowana w 2008 r. znaczkiem pocztowym, uważała, że „hordy upośledzonych” powinno się zredukować, żeby odciążyć zdrowych. Wydziedziczyła swojego syna, ponieważ ożenił się z kobietą, która była krótkowidzem. Jej zdaniem ryzykował, że wadę przekaże ich dzieciom, które nie będą przez to wystarczająco perfekcyjne.

Karl Pearson, brytyjski matematyk, pisał do Galtona w 1907 r.: „Nie do wiary, jak popularne stało się słowo »eugenika«. Nobliwe matrony potrafią mówić, że jeśli dziecko jest słabowite, to pewnie małżeństwo rodziców nie było eugeniczne!”.

Wyrok otwiera drzwi

Jednak to zapatrzona w Wielką Brytanię Ameryka była pierwszym krajem na świecie, który w ramach polityki eugenicznej wprowadził przymusową sterylizację „zdegenerowanych”, do których zaliczono także imigrantów.

Z Grecji, Włoch, Hiszpanii, Portugalii, ale także Irlandczyków, Żydów i Polaków.

Bogaci przemysłowcy i filantropi – Andrew Carnegie czy John D. Rockefeller – zasilali pieniędzmi ruch pod kierunkiem Charlesa Davenporta, rolnika, który walcząc o możliwość eliminacji poszczególnych jednostek, rozpoczął budowę koalicji, przedstawiając zainteresowanym krajowy rejestr upośledzonych. W kręgu zainteresowań amerykańskich eugeników znalazło się 11 mln ludzi.

Pierwszą na świecie operację przecięcia nasieniowodów u jednego z więźniów wykonał w 1899 r. Harry Clay Sharp, lekarz z więzienia w Jeffersonville w stanie Indiana. Była to operacja nielegalna, ale poszły za nią dziesiątki kolejnych. Opisując swoje „dokonania” na łamach „New York Medical Journal”, Sharp zyskał sławę na całym świecie.

1 lipca 1893 r. doktor Hoyt Pilcher ze Szpitala dla Dzieci z Idiotyzmem i Imbecylizmem w Kansas pozbawił zdolności rozrodczych 58 swoich pacjentów, twierdząc, że to uchroni ich przed masturbacją. Operacje sterylizacyjne – głównie podwiązywanie jajowodów i nasieniowodów – miały w przyszłości ograniczyć także alkoholizm i nieprzystosowanie społeczne.

2 maja 1927 r. sędzia Olivier Wendell Holmes w imieniu Sądu Najwyższego wydał precedensowy wyrok – operacja Carrie Buck, podczas której kobietę wysterylizowano bez jej zgody, była zgodna z prawem stanu Wirginia i z logiką. Zdaniem sądu „trzy pokolenia »debili« w jej rodzinie uzasadniały taką eugeniczną ingerencję”. Wyrok ruszył lawinę, 33 stany Ameryki dopuściły wykonywanie przymusowej sterylizacji. Łączna liczba operacji w ciągu kilkudziesięciu lat (prawo pozostawało w mocy do 1979 r.) sięgnęła 65 tys. osób.

W 1934 r. program sterylizacji wprowadziła Szwecja. Funkcjonował do 1975 r. W Czechosłowacji władze komunistyczne w latach 1973-91 przymusowo sterylizowały kobiety romskie.

Brytania się waha

Kiedy Stany Zjednoczone sterylizowały kolejnych „nieprzystosowanych”, Wielka Brytania wciąż debatowała nad tym, czy zalegalizować prawo do przymusowej sterylizacji. Komisja parlamentarna domagała się liczb. O ile uda się zmniejszyć populację osób upośledzonych umysłowo? W jakim czasie? W ilu pokoleniach? Ponieważ parlament wciąż obawiał się debaty o przymusowej sterylizacji, Komitet do spraw Legalizacji Sterylizacji zaproponował, żeby wprowadzić przepisy o dobrowolności takiego zabiegu na podstawie orzeczeń lekarskich. Gdyby zainteresowani nie mogli wydać zgody samodzielnie, zrobiłyby to za nich rodziny lub opiekunowie. W ten sposób przymus wszedłby w życie bocznymi drzwiami. W marcu 1935 r. „Morning Post” opublikował badania statystyczne, według których 78 proc. Brytyjczyków opowiadało się za ustawą, ale w tym czasie do Wielkiej Brytanii zaczęły już docierać głosy z Niemiec.

Niemieccy eugenicy od dawna współpracowali z amerykańskimi kolegami, a ich badania wspierała fundacja Rockefellera, więc eugenika miała się w Niemczech bardzo dobrze. Należy przeciwdziałać „produkcji istot nieprzystosowanych”, dlatego wszyscy lekarze powinni być szkoleni „w myśli eugenicznej” – zarządził Joseph Goebbels, minister propagandy, oświecenia publicznego i informacji. Jego zdaniem „naród, który buduje pałace dla dzieci przestępców, pijaków i idiotów, jest na drodze do szybkiego samozniszczenia”. Studentom medycyny na niemieckich uniwersytetach przybył więc dodatkowy egzamin – z nauki rasowej.

Ustawa o zapobieganiu narodzinom potomstwa obciążonego chorobą dziedziczną weszła w życie 1 stycznia 1934 r. Sankcjonowała przymusową sterylizację osób z szeroko rozumianym upośledzeniem umysłowym i chorych psychicznie. Do tej kategorii zaliczono także ludzi obciążonych dziedziczną padaczką, ślepotą, głuchotą i alkoholików. Sterylizowano także tzw. asocjalnych, na przykład prostytutki.

Ocenia się, że w ciągu trzech lat obowiązywania ustawy wysterylizowano ok. 200 tys. Niemców, a do końca 1944 r. – ok. 400 tys.

Łaskawa śmierć

Jednak tuż przed II wojną światową liczba sterylizacji gwałtownie spadła, bo rząd III Rzeszy miał już nieco inne plany na pozbycie się „degeneratów”.

W maju 1939 r. powstał Komitet do spraw Naukowego Leczenia Ciężkich Chorób Uwarunkowanych Genetycznie, który w tajnym okólniku wzywał lekarzy i personel szpitali do zgłaszania przypadków dzieci z upośledzeniami. Miały być leczone w specjalistycznych ośrodkach. Gdyby rodzice nie wyrażali zgody, należało im zagrozić odebraniem dzieci. Dla zachowania pozorów „leczenie” trwało zwykle kilka tygodni, a potem rodzina otrzymywała informację, że dziecko zmarło. W istocie lekarze aplikowali chorym dzieciom śmiertelne dawki leków nasennych lub zastrzyki z trucizną, a w niektórych szpitalach pozwalali im umrzeć – jak to później określą – „w sposób naturalny”, z głodu albo zimna. Tak oto zapewniali „bezproduktywnym” jednostkom „łaskawą śmierć”.

Jeszcze w tym samym roku programem eutanazji zostali objęci także dorośli.

20 lub 21 września 1939 r. w Grand Hotelu w Sopocie Hitler odbył naradę m.in. z dr. Karlem Brandtem, Philippem Bouhlerem, szefem kancelarii, i dr. Leonardo Contim, na której przedstawił plany dotyczące likwidacji chorych umysłowo dorosłych. Conti wprawdzie wątpił, czy dzięki tej metodzie uda się udoskonalić rasę, ale program został wprowadzony w życie. Jego dział administracyjny umieszczony został przy ulicy Tiergartenstrasse 4 w Berlinie – stąd późniejsza nazwa przymusowej eutanazji Aktion T4.

Hitler opatrzył stosowny dokument datą 1 września 1939 r., choć w rzeczywistości wydał go nieco później, w październiku, ale być może dzień rozpoczęcia wojny uznał za bardziej stosowny propagandowo, bo skoro młodzi, zdrowi Niemcy giną na froncie, to dlaczego chorzy, nienadający się do pracy mają żyć. Nie było powodu trwonić pieniędzy na „życie niewarte życia”.

Wyselekcjonowani pacjenci cierpiący na schizofrenię i inne choroby umysłowe, zaburzenia neurologiczne, padaczkę, schorzenia wieku starczego, paraliż, powikłania syfilisu, niezdolni do pracy z innych powodów zaczęli być umieszczani w szarych autobusach z zamalowanymi szybami i wywożeni do „sanatoriów”. Eskortowali ich esesmani w białych fartuchach, którzy mieli sprawiać wrażenie personelu medycznego. „Sanatoria” były w istocie ośrodkami zagłady w Hartheim, Sonnenstein, Grafeneck, Bernburgu, Brandenburgu i Hadamarze, gdzie początkowo „pacjentów” uśmiercano za pomocą zastrzyków. Te jednak działały zbyt wolno, ale Brandt przypomniał sobie, że kiedyś zatruł się wyziewami z zepsutego pieca i że nie było to specjalnie bolesne, więc wpadł na pomysł, żeby przy uśmiercaniu pacjentów wykorzystać gaz. Tak będzie humanitarnie. Albert Widmann, chemik z policji kryminalnej Rzeszy, polecił mu wykorzystać do tego celu tlenek węgla.

Przypuszczalnie pierwsze prymitywne komory gazowe powstały w szpitalach psychiatrycznych na okupowanych terenach polskich w 1939 r. – w Owińskach pod Poznaniem, w Świeciu, w Kocborowie. Chorych zagazowywano także w Forcie VII w Poznaniu.

Esesman za księdza

4 stycznia 1940 r. pierwsi pacjenci, 30 osób ze szpitala psychiatrycznego w Waldheim, weszli do „profesjonalnej” komory gazowej z pozoru przypominającej prysznice. Po 20 minutach wszyscy byli martwi. Ich ciała zostały spalone, rodziny poinformowano, że śmierć nastąpiła z powodu „zapalenia płuc”, „obrzęku mózgu” itp. Powodem kremacji miała być ochrona przed epidemią.

Z okazji dziesięciotysięcznej kremacji w Hadamarze odbyła się makabryczna uroczystość – przed piecem krematoryjnym zostało złożone nagie ciało przyozdobione kwiatami, symboliczną mowę wygłosił esesman przebrany za księdza, a każdy z uczestników dostał w nagrodę butelkę piwa.

Alkoholu biorącym udział w Akcji T4 nigdy zresztą nie brakowało. Do rytuałów należały też orgie seksualne i jak powie po wojnie fotograf Brunon Bruckner, wynajęty do robienia zdjęć ofiarom T4 przed śmiercią, „każdy z każdym spał, gdy wokół unosił się upiorny odór palonych zwłok”.

Ten odór i czarne dymy z krematoryjnych pieców trudno było ukryć, więc program eutanazji stał się publiczną tajemnicą. Poza tym pijana obsługa ośrodków śmierci opowiadała po barach, co się dzieje za zamkniętymi drzwiami „sanatoriów”, za szarymi autobusami zaczęły biegać dzieci, ostrzegając wszystkich wokół, żeby się chować, bo nadjeżdża „mordownia”.

Wieści o tym, że Niemcy wprowadzili w życie zinstytucjonalizowany program eutanazji, rozeszły się po świecie. Niemiecka opinia publiczna była tak oburzona, że w sierpniu 1940 r. Hitler wstrzymał program, który od tej pory miał być prowadzony „na dziko” – lekarze musieli podejmować decyzje samodzielnie, bez formalnych konsultacji z przedstawicielami T4.

Do lata 1941 r. w komorach gazowych w Niemczech zginęło około 80 tysięcy ludzi. Według obliczeń jednego z urzędów Aktion T4 przyniosła wymierne efekty – rząd oszczędził 880 mln reichsmarek, których nie trzeba było wydawać na 13,5 mln kg mięsa dla chorych w szpitalach.

Jeszcze jesienią 1940 r. szef SS Heinrich Himmler wpadł na pomysł, żeby wykorzystać infrastrukturę T4 do mordowania więźniów coraz bardziej przepełnionych obozów koncentracyjnych.


Źródła:
– Agata Gut, „Eutanazja – ukryte ludobójstwo pacjentów szpitali psychiatrycznych w Kraju Warty i na Pomorzu w latach 1939-1945”; Manuel
Moros Pena, „Lekarze Hitlera”;
 – Henry Friedlander, „The Origins of Nazi Genocide: From Euthanasia to the Final Solution”


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Beware of Israel’s Critics

Beware of Israel’s Critics

Jerold Auerbach


US President Donald Trump arrives to delivers remarks on judicial appointments during an appearance in the Diplomatic Room at the White House in Washington, US, September 9, 2020. Photo: REUTERS/Jonathan Ernst.

At his Times of Israel blog on September 24, University of Maryland Distinguished Professor Jeffrey Herf cites “the great American weakening, which has been the hallmark of the Trump era.” He eviscerates “Trumpism,” defined as “isolationist and nationalist sentiments and appeals to white grievance.” Indeed, Trump’s “authoritarianism,” according to Herf, displays “the whiff of fascism.” His defeat in the forthcoming election “would pave the way for a restoration of American moral stature.”

Professor Herf is, of course, entitled to his opinions. But for a historian, as he surely knows, facts trump rants. Herf cites Trump’s “record of lies and unfounded insinuations” that render him “a fickle and unreliable ally for the Jewish state.” If reelected, it would mean “the practical end of the US as a significant actor on the world stage, and with that … its capacity to support the State of Israel against its adversaries.” Israelis who — for good reason — applaud Trump as “good for Israel” and “the greatest friend of the Jewish state” among his presidential predecessors, are supposedly misguided. But perhaps it is Professor Herf who is misguided.

It is worth remembering — as even Professor Herf does — what President Trump has done to Israel’s benefit. He recognizes that Trump — contrary to his predecessor Barack Obama, the most hostile to Israel of any American president — withdrew from the Iran nuclear deal and “launched a campaign of maximum pressure” against its nuclear program. Trump, not Obama, relocated the American Embassy from Tel Aviv to Jerusalem, recognizing the ancient holy Jewish city as the true capital of Israel. Trump, not Obama, extended Israeli sovereignty over the Golan Heights, vital to its security.

But Obama, as Caroline Glick has written in Israel Hayom (September 25), “made supporting the Palestinians and their unrelenting war against Israel his highest goal. His method for advancing it was applying unrelenting pressure on Israel and showering it with abuse, threats and condemnations.” For good reason Prime Minister Benjamin Netanyahu has described Trump as “the best friend Israel has ever had in the White House.” Only Harry S. Truman, who instantly recognized Israel upon its Declaration of Independence, comes close.

Professor Herf seems obsessed with the need to lacerate his White House nemesis. Trump’s reelection, Herf imagines, would not only “signal the practical end of the US as a significant actor on the world stage” but (in ways unidentified because they are a fantasy) also “its capacity to support the State of Israel against its enemies.” That, as lawyers are fond of saying, is a non sequitur. But for Herf, “a whiff of fascism” hovers over Trump. To date, however, this “fickle and unreliable ally” has done far more to Israel’s benefit in four years than his predecessor did in eight.

Professor Herf might benefit from reading a Jerusalem Post article (August 17) by Eytan Gilboa, an Israeli professor with a Harvard Ph.D. whose outstanding academic career — to say nothing of his work as a consultant to the Prime Minister’s Office and the Ministries of Defense and Foreign Affairs — eviscerates Herf’s presumptions and conclusions.

Writing in The Jerusalem Post (August 18) Professor Gilboa cites the extreme importance of the recent Israel-UAE agreement. He anticipates that the third Israeli peace treaty with an Arab nation (preceded by agreements with Egypt in 1979 and Jordan in 1994) “will increase the prospects for peace, stability and prosperity in the Middle East” and “increase the legitimacy of Israel’s existence as a Jewish state” in the region.

It is hardly coincidental that this breakthrough occurred during  the term of a supportive American president who, unlike his predecessor, seems to recognize the pivotal role that Israel plays in securing Middle East peace.

There are, to be sure, ample reasons for criticizing President Trump. But his strong support for Israel and encouragement of Arab acceptance of its presence as a valuable ally compare more than favorably with his liberal predecessor, who never missed an opportunity to increase Israel’s vulnerability and criticize its policies — whether by ignoring Iran’s nuclear development, denouncing Jewish settlements, or favoring a Palestinian state in the Biblical homeland of the Jewish people.

How ironic, but revealing, that Israel’s best presidential friend since 1948 should be the target of unrelenting criticism from those who profess support for the Jewish state while serving as its constant critics.


Jerold S. Auerbach is the author of Print to Fit: The New York Times, Zionism and Israel, 1896-2016, selected for Mosaic by Ruth Wisse and Martin Kramer as a Best Book for 2019.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


South African Song Paying Tribute to Jerusalem Sparks Viral Dance Challenge

South African Song Paying Tribute to Jerusalem Sparks Viral Dance Challenge

Shiryn Ghermezian


Worshipers pray in distance from each other at the Western Wall in Jerusalem’s Old City, amid coronavirus restrictions, March 26, 2020. Photo: Reuters / Ammar Awad.

An upbeat gospel-inspired tune from South Africa that pays tribute to the city of Jerusalem and inspired a viral dance challenge has now been endorsed by the country’s president.

“Jerusalema,” by local musician Master KG, features singer Nomcebo Zikode, and was released on YouTube in November 2019. According to news channel News24, the song, which was recorded in the Zulu language, went viral earlier this year after the #JerusalemaDanceChallenge started trending on social media.

On Heritage Day, September 24, President Cyril Ramaphosa urged South Africans to do the “Jerusalema” dance challenge to celebrate the “diverse heritage of our nation.” The song was also performed by American singer Janet Jackson and Portuguese soccer player Cristiano Ronaldo.

So far, the music video for the song has been viewed more than 157 million times.

Fans in countries around the world – including Spain, Italy, France, Jamaica and Canada – filmed themselves doing pre-set dance moves to the song and uploaded the clips onto social media platforms such as TikTok, Twitter and Instagram.

On September 8, the music app Shazam announced on Instagram that “Jerusalema” was the most “Shazamed” song in the world.

“It is so wonderful to see the love from all over the world,” said Master KG.“I used to dream of such moments when I was still underground and starting to make music.”

Watch the music video for “Jerusalema” below.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com