Archive | 2020/11/17

Noc kryształowa w Breslau. Relacja Chany Ben Yehudy

Nowa Synagoga w Breslau, fragment okładki „Chiduszu” 4/2016 autorstwa Edyty Marciniak


Noc kryształowa w Breslau. Relacja Chany Ben Yehudy

Redakcja


Chana Ben Yehuda urodziła się w Breslau, w rodzinie, jak sama ją określiła, mieszczańskiej i dobrze sytuowanej. Jej ojciec był właścicielem firmy produkującej damskie płaszcze. W latach trzydziestych jeden z jej wujków dowiedział się o korzystnej okazji kupna wielopiętrowego budynku w centrum miasta. – Kupił ten dom, kiedy urodził się mój brat, z myślą, że podaruje mu go jako prezent z okazji brit mila – wspomina Chana. Początkowo ojciec nie chciał przyjąć prezentu, oburzał się na jego olbrzymią wartość. – Co w takim razie podarujesz mu, kiedy będzie się żenił? – miał pytać. W końcu jednak w nim zamieszkali. Z okien widzieli siedzibę niemieckiej policji, a z balkonu monumentalną Nową Synagogę.

Ten sam wuj, który kupił dom, w 1936 roku zasugerował, żeby przeprowadziła się do niego cała rodzina, i z Niemiec, i z Polski. – W ten sposób Niemcy nic nie będą mogli nam zrobić. Dom należy do obywatela Polski, a nie Niemiec, więc jest to jakby obcy grunt – mówił.
Właściwie od momentu dojścia Hitlera do władzy w rodzinie toczyły się dyskusje o tym, co robić. Ktoś sugerował, żeby zacząć uczyć się hebrajskiego i przygotowywać do wyjazdu do Palestyny. W 1937 roku ktoś inny pojechał sprawdzić, jakie warunki panują w Kenii, bo zaczęło się mówić o możliwości emigracji do tego kraju. Na rodzinnej naradzie zapadła jednak decyzja, że jeśli mają wyjeżdżać, to wszyscy. – Mimo że mieli pieniądze i mogli zapłacić za certyfikaty umożliwiające wyjazd, opcji nie było wiele – twierdzi Chana.

Ona sama musiała zmienić szkołę – nie mogła już więcej chodzić do zwykłego niemieckiego gimnazjum. W żydowskiej szkole odstawała od rówieśników z powodu braków w wiedzy religijnej, ale ojciec szybko wynajął korepetytorów. Zaangażowała się w działalność syjonistycznych ruchów młodzieżowych, którym przewodzili nauczyciele. Popołudniami zwracała się do nich po imieniu, rano, kiedy siadała w szkolnej ławce, z wymaganym szacunkiem. Uważała, że szkoła i jej młoda, pełna energii kadra nauczycielska wywarły wielki wpływ na dalsze życie jej i kolegów z klasy. – Nie było w szkole nikogo, kto by jej nie kochał – mówi.

Wspomnienia nocy z 9 na 10 listopada 1938 roku Chana nagrała dla swoich dzieci i wnuków tuż po swoich siedemdziesiątych urodzinach. Poniżej publikujemy ich fragment.

***

Okna naszego mieszkania wychodziły bezpośrednio na siedzibę Gestapo.

Mieszkaliśmy na trzecim piętrze (…). Po prawej stronie z balkonu widać było Nową Synagogę.

W noc kryształową pierwsza obudziła się moja mama. Niebo nagle się zaczerwieniło. Płonęła synagoga. Natychmiast obudziła mnie i siostrę. Uznała, że nasz brat jest za mały i powinien spać dalej. Każdej z nas kazała spakować się do małej walizki, bo nie było wiadomo, co przyniesie poranek.

Wszyscy usiedliśmy i czekaliśmy.

Z charakterystyczną niemiecką precyzją, dokładnie o ósmej rano, usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Przyszli aresztować wszystkich żydowskich mężczyzn, w tym także mojego ojca.

Nie wiedzieliśmy, co się działo. Nie wiedzieliśmy, co będzie dalej.

W ostatniej chwili mój tata powiedział: – Zostańcie w domu, wszystko będzie dobrze, mam nadzieję, że niedługo wrócę.

Mieszkając naprzeciwko policji, widziałyśmy, jak podjeżdża ciężarówka za ciężarówką, wszystkie wypełnione aresztowanymi mężczyznami. Był tam ogromny, pusty plac i to na nim chyba gromadzili wszystkich Żydów.

Mojego ojca nie było w domu przez prawie dwa miesiące. Był w Buchenwaldzie, ale o tym dowiedziałyśmy się dopiero później. 

Synagoga płonęła, o ósmej zabrano mężczyzn, a w południe znów zadzwonił dzwonek do drzwi. Tym razem przyszli nam powiedzieć, że całe wnętrze synagogi doszczętnie spłonęło i boją się, że jej olbrzymi dach może się zawalić.

Oznajmili, że nie mają wyboru i muszą ją wysadzić za pomocą ładunków wybuchowych. Podali nam godzinę i powiedzieli, żeby iść do pokoju bez okien, a wszystkie pozostałe otworzyć, żeby nie poraniły nas odłamki szkła.

Zrobiliśmy, jak kazali. Pierwsza eksplozja nie poskutkowała. Dach synagogi zwieńczony był olbrzymią kopułą, tak solidnie zbudowaną, że dopiero za trzecim razem udało się ją wysadzić. W ten sposób Niemcy nie bali się już, że się na nich zawali.

Kawałki gruzu wpadły do naszego mieszkania, bo okna były przecież otwarte, a kiedy powiadomiono nas, że wyburzanie dobiegło końca, okazało się, że w zasadzie całe mieszkanie było nimi wypełnione.

Nie wiedzieliśmy, co nas czeka. Zostaliśmy w domu, telefon wciąż działał, w międzyczasie powiadomiono nas, że lekcje zostały zawieszone do odwołania.

Spędziliśmy w domu dwa dni. Trzeciego dnia mama zadecydowała, że to ja wyjdę pierwsza, żeby zobaczyć, co stało się z interesem ojca.

Od fabryki taty dzielił mnie co najmniej półgodzinny spacer. Cała okolica była wciąż zamknięta przez policję. Chyba nie miałam aż tak żydowskiego wyglądu, bo nikt mnie nie zatrzymał i mogłam swobodnie się przemieszczać.

Podeszłam blisko budynku, którego trzy piętra należały do fabryki ojca. Na podwórzu zobaczyłam maszyny do szycia. Wszystko było zniszczone – cała zimowa kolekcja, którą przygotowywał na ten rok na zamówienie sklepów z Breslau i spoza miasta. Wszystkie płaszcze były przecięte przez środek. Nic po nich nie zostało. Zniszczyli wszystkie biura. Zabrali wszystko, co mogli, nawet książki.

Fabryka właściwie przestała istnieć. Wyglądało to tak, jakby próbowali ją spalić, ale im nie wyszło. I tak wszystko było już bezwartościowe, zniszczone. Ludzie oszaleli i próbowali kraść stamtąd jakieś rzeczy.

Poszłam do domu, ale droga była już zamknięta. Nie miałam wyboru, musiałam przejść przez punkt kontrolny, żeby się tam dostać. Miałam jeden dom i był on, owszem, w Niemczech, a ja musiałam się do niego dostać. W końcu dali mi pozwolenie

Przez kolejnych siedem dni nikt z nas nie opuścił mieszkania.

Po jakichś trzech tygodniach otrzymaliśmy wydrukowaną ulotkę i po raz pierwszy usłyszeliśmy, gdzie zabrano mojego tatę i pozostałych mężczyzn.

Po mieście krążyły plotki, że jeśli pójdziemy do Gestapo, to może uwolnią ojca. Ja też stałam w kolejce, próbowałam go uwolnić.

Zabrałam ze sobą Krzyż [Żelazny], najwyższe odznaczenie, jakie niemiecka armia mogła przyznać rodzinom żołnierzy poległych w trakcie pierwszej wojny światowej. Krzyż był w rodzinie, ponieważ dwóch braci mojego ojca zginęło na froncie. Nie zrobiło to na nich wrażenia. Tak szybko, jak do nich przyszliśmy, odesłali nas z powrotem.

Mój ojciec miał szczęście, bo udało mu się wrócić. Po siedmiu tygodniach Niemcy uwolnili kolejną grupę, tym razem mężczyzn powyżej pięćdziesiątego roku życia. Kiedy wrócił, z trudem go rozpoznaliśmy, ciężko to nawet wyjaśnić.

Był niedożywiony, w koszmarnym stanie psychicznym, ale duch walki go nie opuszczał. W domu przywitał nas słowami: – Jest tylko jedna rzecz, jaką mogę wam powiedzieć: spróbujemy wyjechać z Niemiec najszybciej, jak tylko się da.

***

Jeszcze przed nocą kryształową Chana zapisała się do ruchu Alijat ha-Noar. W sierpniu 1938 roku była na obozie treningowym. Certyfikat dający jej pozwolenie na wyjazd do Palestyny otrzymała, kiedy ojciec przebywał w Buchenwaldzie. Nie chciała zostawiać matki i rodzeństwa w niepewnej sytuacji, więc pierwsza szansa przepadła, ale Chana była już przekonana, że kolejną musi wykorzystać. Rodzice początkowo przeciwstawiali się jej pomysłowi, ale kiedy ojciec wrócił z obozu, przyznał jej rację. W styczniowy piątek 1939 roku poszła jeszcze do szkoły, a w sobotę wieczorem, pożegnawszy się wcześniej z matką i rodzeństwem, pojechała z ojcem do Berlina. W poniedziałek, w dniu wyjazdu, pojawili się na dworcu przed czasem. Mieli wejść do kawiarni, kiedy z głośników puszczono pełne nienawiści wobec Żydów przemówienie Hitlera. – Teraz pozwalam ci odjechać ze spokojnym sercem – powiedział jej ojciec. Dwa miesiące po przyjeździe do kibucu Chana poznała swojego przyszłego męża Zeeva.

Rodzinie Chany udało się wyjechać z Breslau dwa miesiące przed wybuchem wojny. Celem podróży była Kenia. Jako Niemców traktowano ich tam podejrzliwie, codziennie musieli się meldować na policji, nazywano ich wrogami. Społeczność żydowska, która w tym czasie mieszkała już w Kenii, nie wykazywała zainteresowania nowymi imigrantami. Śmiała się tylko, że budują domy jak muzea, bo większość zabrała ze swoich pięknych niemieckich mieszkań, co tylko mogła. Rodzice Chany kupili ziemię, zajęli się uprawą kawy. Nie mieli o niej pojęcia, ale z czasem wszystkiego się nauczyli. Ojciec zmarł dwa lata po przyjeździe, nigdy nie doszedł do siebie po pobycie w Buchenwaldzie. Matka pierwszy raz odwiedziła córkę w Izraelu w latach pięćdziesiątych. Uwielbiała życie w kibucu, ale za swój dom zawsze uważała Kenię.

***

Zeznanie Chany Ben Yehudy dotyczące przebiegu nocy kryształowej jest częścią wystawy Nieukończone Życia, prezentowanej w odrestaurowanej piwnicy wrocławskiej synagogi Pod Białym Bocianem. Tłumaczenie treści świadectwa: Malwina Tuchendler. 


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


At the University of Connecticut, Acts of Antisemitism Are Also Acts of Hate

At the University of Connecticut, Acts of Antisemitism Are Also Acts of Hate

Matan S. Doron


The University of Connecticut campus. Photo: Wiki Commons.

Hate, like many illnesses, often goes undetected until it becomes too severe to counter effectively. From a contemporary vantage point, hate is all too familiar. It is the baseless instinct that has created spaces for intolerance and violence in our communities. It is the racist ideology that continues to consciously and subconsciously inform the actions of all too many Americans. It is the loss of our humanity; the inability to appreciate and accept each other’s differences; and the moral paralysis that has struck our nation. From this vantage point, we can vividly understand why hate must be denounced in all its forms, and why we — at the University of Connecticut (UConn) — have a unique role to play in addressing hate and intolerance.

On October 7, the words “The Third Reich” were found written on a white board outside a student’s door in South Campus. Not two weeks passed before a swastika was found in the hallway of yet another residence hall in South Campus. To add insult to injury, on October 14 an anonymous post appeared on the @JewishOnCampus Instagram page alleging a UConn professor equated the atrocities of Nazi Germany with the Israeli-Palestinian conflict.

On October 25, yet another act of vandalism inspired by hate was found on South Campus, this time in Wilson Hall. And this time, in tearing down images of a kinara and menorah, the perpetrator targeted both the African-American and Jewish communities. While each one of these incidents may be isolated, they demonstrate a rising tide of hate and antisemitism on college campuses that is finally making landfall at the University of Connecticut.

The current reaction by UConn President Tom Katsouleas and his administration has been wholly inadequate. To date, the South Campus incidents have been addressed through a town hall for students of these residence halls, and a public statement released on October 30. Most of the individuals who attended the town hall were either staff, members of the Jewish community, or resident assistants on South Campus. While this virtual gathering provided a productive outlet to discuss hatred and antisemitism, it was not enough. Not to mention that the university has not responded to the allegations of the @JewishOnCampus post. The tacit acceptance of such ignorance at the faculty level represents an affront to the Jewish community. To compare the systematic, targeted murder of millions of European Jews with the bloody Israeli-Palestinian conflict is a false equivalency.

Although the university administration denounced these antisemitic actions, they did too little too late. Unfortunately, this delayed reaction follows a striking pattern of hesitation in responding to acts of hate on our campus. Simply put, our administration needs to respond to these incidences sooner. In order to do so, the university should bolster its existing response protocol to hate incidents that target other minority communities. Furthermore, the university should make public the outcome of their ongoing investigation into the South Campus incidents. Lastly, the university should muster its power as an institution of higher education, and address the dangerous misconceptions that produce hate and antisemitism. Put plainly, UConn needs to be much more transparent in its response to incidents of hate across campus.

UConn’s mission statement claims that the university seeks for each student to “grow intellectually and become a contributing member of the state, national, and world communities.” If this is to be accomplished, UConn must be outspoken in denouncing hate in all forms including antisemitism, anti-Black racism, xenophobia, and homophobia. It must educate its student body to understand and appreciate the stories of historically oppressed communities. Most importantly, UConn must ensure that course material is taught in a factually nuanced way, which addresses the full scope of perspectives.

In a July 23 message addressing UConn’s response to anti-Black racism, President Katsouleas and Chief Diversity Officer Tuitt eloquently stated that teaching and learning are what we do best as a university: “Through education and scholarship, we address the needs of our students to understand and contextualize the world around us, empower them with that knowledge, and address the misperceptions that underlie bias and bigotry.” As a member of the Jewish community, I agree; and I intend to hold the UConn administration responsible for the values it espouses. An act of hate against one faith, culture, or identity is an affront to us all. It is time for our university to be an outspoken voice for change: to educate, speak up, and speak out against antisemitism, anti-Black racism, and all forms of hate on our campus.


Matan S. Doron is a student at the University of Connecticut and on the board of Hillel. An earlier version of this article was published here.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Ashkenazi: Halting annexation created diplomatic space for normalization

Ashkenazi: Halting annexation created diplomatic space for normalization

LAHAV HARKOV


The view from Mount Bental, overlooking the border with Syria in the Golan Heights, August 22, 2020 / (photo credit: YONATAN SINDEL/FLASH90)

Stopping the plan to extend Israeli sovereignty to parts of Judea and Samaria created diplomatic opportunities, Foreign Minister Gabi Ashkenazi told the Knesset Foreign Affairs and Defense Committee on Wednesday.

“The conversation around the region changed from one of annexation to one of peace and normalization in the region,” Ashkenazi said.

Ashkenazi also touted the economic opportunities in establishing relations between Israel and Arab states.

In recent months, Israel normalized ties with the United Arab Emirates and Bahrain, and Sudan announced in October that it would be next.
Most of Ashkenazi’s comments to the committee were made behind closed doors.

Foreign Affairs and Defense Committee chairman Zvi Hauser (Derech Eretz) compared the recent steps to normalize ties between Israel and Arab states to the period after the fall of the Soviet Union, in which Russia, China and many other countries established diplomatic relations with Israel: “I hope we are at the beginning of another wave.”

“It took a decade after the Arab Spring, and we see messianic times, as believers may say,” Hauser added. “Agreements with the Emirates, Bahrain, Sudan and I hope other countries.”

Hauser also expressed hope that more countries will recognize Jerusalem as Israel’s capital and move their embassies there, and recognize Israeli sovereignty in the Golan Heights.

“Every reasonable person understands there is no longer any possibility of Israel leaving the Golan Heights. These are solid facts and the time has come for the world to recognize the changes in the Middle East, following the collapse of the systems surrounding us, and the fact that Israel is in the Golan Heights and will stay there forever,” Hauser said.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com