Archive | December 2020

Happy New Year

Happy New Year


ALEKSANDER ROTNER

Jak co roku, na Sylwestra, dla znajomych i przyjaciół, piszę kuplety.
Są śpiewane na melodię znaną nam wszystkim z Kabaretu Starszych Panów

KUPLETY 2021

Koniec roku, a więc czas znów na remanent,
w księgach błędy, mylny bilans, w głowie zamęt.
Efemeryd i bezsensów mnóstwo w krąg,
w pajęczynie spekulacji często tkwią:

Starsi Panowie i Starsze Panie.
Te jeszcze buzi daj.
Już szron na głowie, już nie to zdrowie,
a w sercu ciągle maj.

Ziemia płaska jest, gdzieś właśnie przeczytałem,
nie pandemia, a PLANdemia, też słyszałem.
I w szczepionkach mikroczipy mają być,
sama groza, moi drodzy, co tu kryć.

Starsi Panowie…

Nie wesoło, ani wam tam, ani mnie tu,
smutek sączy się dlatego z tych kupletów.
Czy do przodu, czy też w tył zrobimy krok,
z tych kupletów się dowiemy już za rok.

Starsi Panowie…


Пять минут (из кинофильма “Карнавальная ночь”)

Киноконцерн “Мосфильм”


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Jak Polacy ogłosili Maryję patronką kraju wolnego od Żydów

W Polsce międzywojennej Maryję do swego rydwanu zaprzęgli antysemici i ogłosili patronką Polski wolnej od Żydów (Ilustracja Paweł Kuczyński)


Jak Polacy ogłosili Maryję patronką kraju wolnego od Żydów

Jacek Leociak


Odżydzanie Jezusa i Matki Boskiej, kuriozalne i pozornie śmieszne, ma swoją bogatą tradycję

Boże Narodzenie nad Wisłą. Stajenka jest betlejemska, ale przecież przysypana śniegiem. Mroźna polska zima (o jakiej już powoli zapominamy). Grudniowa noc, przez szpary wieje lodowaty wiatr. Święta Rodzina z maleńkim Jezusem w nędznej szopie wśród bydła. W żłobie leży Dzieciątko. Matka rąbek z głowy zdjęła, owinęła go i przykryła siankiem. A w naszych domach, przy choince, z rodziną, z opłatkiem ciepło i bezpiecznie.

Ciepło matczynej miłości, troski, opieki, nadzieja w beznadziejności i macierzyńskie czuwanie – tym jest chyba dla Polaków wierzących, a myślę, że choć trochę dla niewierzących, Maryja, Matka Jezusa. W polskiej religijności, historii i kulturze Matka Boska jest obecna stale i niezmiennie.

Jest zawsze bliska, kochająca nas tak bezgranicznie, jak kochać może tylko matka. Raduje się z narodzin syna i rozpacza po jego stracie. Jej radość i ból są emblematyczne.

Bolejąca pod krzyżem Maryja w XV-wiecznym „Lamencie świętokrzyskim” cierpi i prosi – jakże po ludzku – by się nad nią ulitować: „Pożałuj mię, stary, młody/ Boć mi przyszły krwawe gody”. Towarzyszy nam w chwilach naszych triumfów, jak Bitwa Warszawska 1920, i tragedii: Matka Boska Katyńska trzymająca w ramionach Chrystusa z przestrzeloną głową, Matka Boska Kozielska. Adam Mickiewicz naszą narodową epopeję „Pan Tadeusz” zaczyna od inwokacji: „Panno święta, co jasnej bronisz Częstochowy i w Ostrej świecisz Bramie”.

Matka z naszych

Prymas Polski abp Wojciech Polak mówił podczas uroczystości Matki Boskiej Częstochowskiej w sierpniu 2016 roku na Jasnej Górze: „Dla nas zaś, Polaków, szczególnym znakiem bliskości Boga, właśnie na tym jasnogórskim szczycie, jest obecność Matki naszego Pana Jezusa Chrystusa, Matki Kościoła i Matki Miłosierdzia, naszej Jasnogórskiej Pani i Królowej, naszej Matki Bożej Częstochowskiej. (…) Sam Bóg dał narodowi polskiemu w Najświętszej Maryi Pannie przedziwną pomoc i obronę (…). Najgłębsza prawda o nas samych, nasza tożsamość jest zatem nieodłącznie związana z tym cudownym miejscem, z Jasną Górą zwycięstwa, i ze szczególnym wstawiennictwem Matki Bożej Częstochowskiej, w którym pokładamy nadzieję”.

Mamy w Polsce ponad sto sanktuariów maryjnych i kilkadziesiąt cudami słynących obrazów Matki Bożej. Obok Czarnej Madonny z Jasnej Góry jest Matka Boża z Gietrzwałdu, nazywanego „polskim Lourdes”, jest „gaździna Podhala” z sanktuarium Matki Boskiej Ludźmierskiej. Jest też Matka Boża Bolesna Królowa Polski z sanktuarium w Licheniu. Ta ma najbardziej okazałą siedzibę. Bazylika licheńska to największa świątynia w Polsce, ósma w Europie i dwunasta na świecie.

Matka Boska jest swojska, nasza, wpisana w polski pejzaż, zwyczaje i obyczaje, wpleciona w codzienność. Stoi w niezliczonych kapliczkach przydrożnych wśród kwiatów, otoczona modlitwą i śpiewem, szczególnie w maju, miesiącu maryjnym. Badacze folkloru, opisując polską religijność ludową, wskazują na nacjonalizm wyznaniowy. Stefan Czarnowski w pracy „Kultura religijna ludu polskiego” pisał: „Dla wielu bardzo włościan naszych, zwłaszcza starszego pokolenia, Polak a katolik to jedno, podobnie jak Niemiec i luter to także jedno. Wie on wprawdzie, że są inne narody katolickie, uważa je jednak za nie w tym samym co on stopniu prawowierne, w każdym razie za mniej ściśle zespolone z Kościołem, za mieszczące się bliżej peryferii wspólnoty katolickiej, za bardziej oddalone od Boga i świętych Pańskich, których rodowitym językiem jest w jego przekonaniu język polski”.

Alina Cała w 1984 roku prowadziła badania etnograficzne w południowo-wschodniej Polsce. Zanotowała rozmowę mieszkańców Sieniawy.

Wynika z niej, że wprawdzie Pan Jezus pochodził z rodziny żydowskiej, „ale przecież dał się ochrzcić”, jak mówi gospodyni, a jej syn dopytuje: „I przechrzcił się? Czyli był Polakiem, tak?”

Kropkę nad i stawia Solejukowa w serialu „Ranczo”, kobieta dobra, prosta, skromna, uczciwa i pracowita, obdarzona niebywałymi zdolnościami lingwistycznymi. Kiedy ksiądz pyta, jakiej narodowości jest Matka Boska, Solejukowa nie ma problemu z odpowiedzią: „No nasza Matka to przecież, czyli Polka. Przecież Matka Boska Częstochowska. Częstochowa gdzie leży? Chyba nie we Francji”. Ksiądz drąży dalej: „A Jezus Chrystus? Jakiego jest pochodzenia?”. I tym razem Solejukowa mówi bez wahania: „No jakiego ma być, jak matka Polka. Przecież matka obcego dziecka nie urodzi, tylko swoje. Ona nasza to i on z naszych, czyli Polak”.

Tradycyjna niewola

Matka Boska, Królowa Polski, i Jezus Chrystus, Król Polski, stoją na straży Polski. Znakiem szczególnej więzi Maryi z narodem polskim jest zawierzenie Polski Matce Boskiej i oddanie się jej w macierzyńską niewolę.

Oto skrócone kalendarium zawierzenia. Jako pierwszy uczynił to król Jan Kazimierz podczas potopu szwedzkiego. W 1656 roku w lwowskiej katedrze ogłosił Matkę Boską Królową Korony Polskiej i powierzył jej opiece mieszkańców Rzeczypospolitej. Przed obrazem Matki Bożej Łaskawej obiecał, że będzie chronić chłopów przed niesprawiedliwością, ale obietnicy nie dotrzymał. Kiedy wojska bolszewickie zbliżały się do Warszawy, biskupi zgromadzeni w końcu lipca 1920 roku na Jasnej Górze, dokonali aktu zawierzenia Najświętszej Maryi Pannie. We wrześniu 1946 roku, dwa miesiące po pogromie kieleckim, w obliczu komunistycznego zagrożenia prymas Hlond oddaje Naród Polski w Niewolę i zawierza Polskę Niepokalanemu Sercu Maryi. 26 sierpnia 1956 roku, w trzechsetną rocznicę ślubów lwowskich Jana Kazimierza, na Jasnej Górze Najświętszej Maryi Pannie Królowej Polski złożone zostały Jasnogórskie Śluby Narodu Polskiego. Tekst ślubowania napisał uwięziony w Komańczy prymas Stefan Wyszyński, a odczytał bp Michał Klepacz. Na Jasnej Górze w roku 1966 Milenijnego Aktu Oddania Polski w Macierzyńską Niewolę Miłości za Wolność Kościoła w Polsce i na świecie dokonał prymas Wyszyński. Jan Paweł II podczas swojej pierwszej podróży apostolskiej do ojczyzny w 1979 roku zawierzył Kościół w Polsce Pani Jasnogórskiej.

W maju 2018 roku minister Szumowski zawierzył całą polską służbę zdrowia Matce Boskiej. Trzy miesiące potem minister Tchórzewski zawierzył Matce Bożej polską energetykę. W lipcu 2018 roku na Jasną Górę wraz z pielgrzymką Radia Maryja przybył premier Mateusz Morawiecki, by oznajmić: „Jasna Góro, Czarna Madonno, miej w opiece naród cały, który żyje dla Twej chwały”.

Z sondażu opublikowanego przez OKO.press wynika, że większość Polaków uznała posunięcie premiera za odpowiednie. Może dlatego premier już w listopadzie tego roku, podczas 27. urodzin Radia Maryja, powtórzył akt zawierzenia, dodając znamienny komentarz: „Matko Boska Nieustającej Pomocy, miej w opiece naród cały, również tych, którzy nie kochają Polski aż tak mocno jak my tutaj, tak jak cała Rodzina Radia Maryja”.

W marcu 2019 roku odbyła się VI Pielgrzymka Środowisk Narodowych. Na Jasnej Górze łopotały sztandary z symbolami Szczerbca i Falangi. Przed oblicze Matki Boskiej Częstochowskiej przybyły delegacje Młodzieży Wszechpolskiej, Obozu Narodowo-Radykalnego, Ruchu Narodowego i Związku Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych. „Chcemy zawierzyć się Bogu przez wstawiennictwo Matki Bożej” – mówił prezes Młodzieży Wszechpolskiej Ziemowit Przebitkowski. Najnowsze zawierzenie odbyło się, o ile się nie mylę, 3 maja 2020 roku, w 229. rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 maja. Dokonał tego aktu abp Gądecki w sanktuarium jasnogórskim.

Patronka antysemityzmu

W dominującej opowieści o polskich dziejach patriotyzm związany jest z religijnością, z katolicyzmem, a ryngraf z Matką Bożą towarzyszy rycerzom i żołnierzom w boju za Boga, Honor i Ojczyznę. „Bogurodzica dziewica, Bogiem sławiena Maryja” – śpiewało rycerstwo pod Grunwaldem. Konfederacji barscy zaś śpiewali: „Jezu, nasz Panie, Najświętsza Maryja, / Niech łaska Twoja chorągiew rozwija! / Gdy już czas wojny, już czas zacząć bitwę / Z nieprzyjacielem, błogosław gonitwę!”. Wtórował im Juliusz Słowacki w słynnej „Pieśni konfederatów (barskich)” z „Księdza Marka”: „Nigdy z królami nie będziem w aliansach, / Nigdy przed mocą nie ugniemy szyi, / Bo u Chrystusa my na ordynansach, Słudzy Maryi!”. A w godzinie wybuchu powstania listopadowego wołał do niej: „Bogarodzico Dziewico! / Słuchaj nas, Matko Boża, / To ojców naszych śpiew, / Wolności błyszczy zorza, / Wolności bije dzwon, / Wolności rośnie krzew. / Bogarodzico! / Wolnego ludu śpiew / Zanieś przed Boga tron”.

W Polsce międzywojennej Maryję do swego rydwanu zaprzęgli antysemici i ogłosili patronką Polski wolnej od Żydów. Cóż za bolesna ironia. Miriam z pokolenia Judy, urodzona według jednej tradycji w Jerozolimie pośród gór Judei, zaś według innej w Seforis w Galilei, Żydówka i matka Żyda, miała błogosławić walce z Żydami.

W „Śpiewniku antysemickim”, ułożonym przez Ż.Ż. Miłkowskiego i wydanym w ramach serii „Biblioteka Polityczno-Społeczna Żydoznawcza” No 14. w 1924 roku, znajdujemy parafrazę jednej z najsłynniejszych polskich pieśni religijno-patriotycznych: „Boże! coś Polskę przez tak liczne wieki / Bronił od Szwedów, Turków i Tatarów, / Coś ją wyzwolił z niemieckiej opieki / I na proch starłeś kajzerów i carów, / Przed twe ołtarze zanosim błaganie: / Polskę od żydów racz wyzwolić Panie!”. A w parafrazie „Marszu strzelców” Władysława Anczyca, pieśni z powstania styczniowego, czytamy: „O Boże nasz! O Panno z Jasnej Góry! / Błogosław nam! Niech wierny Tobie lud / Przebłaga Cię, żydowskie zerwie sznury / I marzeń swych spełniony ujrzy cud”.

W miesięczniku „Pro Christo. Wiara i Czyn. Organ Młodych Katolików”, numer 8 z 1934 roku, ukazał się artykuł, w którym autor rozważał żydowskość Chrystusa i rozgrzeszał rasizm. „Teoria rasowości staje się grzeszna, gdy zaprzecza boskości Objawienia oraz boskości Chrystusa, gdy uważa go tylko za człowieka Żyda, gdy równa Kościół i Synagogę (…). Żydowska krew zaraża aryjską? krew i ducha (…). Z punktu widzenia wiary i moralności Chrystusowej – teoria rasowa (…) jest wolna od cech występku i grzechu”. Młodzi katolicy pisali to osiem lat przed uruchomieniem obozu zagłady w Treblince.

W maju 1936 roku na Jasnej Górze, u stóp Czarnej Madonny polska młodzież ze środowisk narodowych złożyła Akademickie Śluby Jasnogórskie. Ksawery Pruszyński pisał wtedy, że pielgrzymi w klapach marynarek mieli przypięty Mieczyk Chrobrego – najpierw emblemat Obozu Wielkiej Polski, potem Stronnictwa Narodowego, ONR, Związku Akademickiego Młodzieży Wszechpolskiej. Idąc w stronę jasnogórskiego klasztoru, krzyczeli: „Niech żyje Obóz Narodowy!”, „Niech żyje Polska Narodowa, precz z Żydami!”.

Dziadów i ojców tych, którzy mówią teraz o sobie, że są „judeosceptyczni”, Matka Boska również prowadziła do boju. Tak jak w hymnie „Błękitne rozwińmy sztandary”, zamieszczonym w „Śpiewniku pieśni żołnierzy wyklętych”, wydanym przez Małopolskie Centrum Edukacji „MEC” w 2016 roku: „Spod znaku Maryi rycerski my huf, / Błogosław nam, Chryste, na bój. / Stajemy, jak ojce, by służyć Ci znów. / My Polska, my naród, lud Twój!”. Podobnie jest w „Modlitwie Brygady Świętokrzyskiej NSZ” autorstwa Jana Olechowskiego, gdzie „żołnierze tragicznej sprawy” proszą „Królową Korony Polskiej” o „łaskę wytrwania”.

Żołnierze Narodowych Sił Zbrojnych w czasie okupacji modlili się: „O Mario, Królowo Korony Polskiej, / błogosław naszej pracy i naszemu orężowi. / O spraw, miłościwa Pani, / patronko naszych rycerzy, / by wkrótce u stóp Jasnej Góry i Ostrej Bramy / zatrzepotały polskie sztandary z Orłem Białym i Twym wizerunkiem. Amen”. Tablica z tekstem tej modlitwy znajduje się w kaplicy Pamięci Narodu na Jasnej Górze.

Pogańska Galilea

Polonizowanie Jezusa i Maryi, choć może się wydać na pierwszy rzut oka czymś kuriozalnym i śmiechu wartym, nie jest wcale tak niewinne i nieszkodliwe. Odżydzanie Jezusa i Jego Matki ma swoją bogatą tradycję.

Johann Gottlieb Fichte, wielki filozof niemieckiego idealizmu, jest prekursorem idei „Chrystusa aryjskiego”. Twierdził, że pierwotne chrześcijaństwo zostało zniekształcone przez św. Pawła, który jest prototypem zepsutego Żyda. Nazistowscy egzegeci pism Fichtego „nie musieli nawet za bardzo naginać tekstów, aby wykazać, że był pierwszym prorokiem nazistowskiej Gottgläubigkeit (wiary w Boga) i wiary aryjskiej , dwóch filarów mglistej metafizyki hitlerowskiej” – pisze Léon Poliakow, autor monumentalnej „Historii antysemityzmu”.

Richard Wagner, geniusz muzyczny, którego dzieła hołubiła nazistowska propaganda, a Hitler był ich wielbicielem, zostawił też po sobie antysemickie teksty. Pojawia się w nich wątek Chrystusa, którego Wagner zestawia z Wotanem, „najwyższym Bogiem Niemców”. Podobieństwo polegać ma na tym, że Wotan „również umarł, opłakiwano go, pomszczono, podobnie jak mścimy się dziś za Chrystusa na Żydach” – cytuje kompozytora Poliakow i podkreśla obsesyjny lęk Wagnera przed zanieczyszczeniem. Przybierało ono dwie formy: skalanie krwią żydowską i skalanie mięsem zwierzęcym (Wagner, podobnie jak Hitler, był wegetarianinem).

Śmierć Jezusa miała moc odkupieńczą, ale potęgi zła zwyciężyły, chrześcijaństwo się zażydziło i Kościół też szybko uległ zażydzeniu.

Idea Jezusa Aryjczyka pojawia się w ideologii volkistowskiej. Volkiści łączyli neoromantyczny irracjonalizm i rasizm z mistyką krwi i ziemi (Blut und Boden). Volkizm należał do tej tradycji myślowej, która stanowiła intelektualny rodowód Trzeciej Rzeszy, jak pisze Georg L. Mosse.

Mamy całą plejadę myślicieli volkistowskich snujących te fantazje. Paul de Lagarde tworzył koncepcje religii germańskiej, odrzucając tradycyjne chrześcijaństwo. Królestwem Bożym był dla niego Volk (nacechowane ideologicznie słowo oznaczające naród, lud). Julius Langbehn zastąpił postać i misję Chrystusa obrazem Volku. Na przełomie XIX i XX w. gwałtownie rozwinął się okultyzm i kult słoneczny. W latach 20. w komentarzach do zbioru nordyckich legend „Edda” przedstawiano Chrystusa w postaci niemieckiego Słońca, a Świętą Dziewicę – jako matkę Aryjczyków. Houston Stewart Chamberlain germanizował chrystianizm, przytaczając „argumenty naukowe”, które miały dowodzić, że Chrystus nie był Żydem, albowiem Galileę zamieszkiwały nieżydowskie plemiona pogańskie.

Przypomnijmy, że Himmler był również przekonany, iż za czasów Chrystusa Galilea była aryjska.

Alfred Rosenberg, główny teoretyk narodowego socjalizmu, utrzymywał, że matka Chrystusa była z pochodzenia Syryjką, a ojciec potomkiem legionisty rzymskiego o galijskich korzeniach.

Herezja nacjonalizmu

Antyjudaistyczne i antysemickie fantazmaty rzucają na „naszą” Matkę Boską cień obcości. Niby taka bliska, taka domowa, narodowa, a jednak nie polska, tylko żydowska. Jeśli mamy kłopoty z żydowskością Jezusa i Jego Matki, to znaczy, że nie uważaliśmy na lekcjach religii, ale przede wszystkim, że nie przerobiliśmy lekcji historii: Kościoła katolickiego, Europy chrześcijańskiej, ostatniej wojny i Zagłady.

Dlaczego obraz Świętej Rodziny na okładce magazynu „Wolnej Soboty” robi tak wielkie wrażenie? Odwraca kierunek oskarżenia, a antysemicką nienawiść kieruje ku nam samym i ku temu, co dla nas najdroższe i najświętsze. Na wizerunku Świętej Rodziny jest nabazgrane słowo „Żydy” – wypisywane na murach polskich miast jako oskarżenie, obelga. Obraz ten widziałem w domu na Planty 7/9 w Kielcach, na wystawie poświęconej pogromowi kieleckiemu. Królowa Polski zmienia się tu w zaszczutą Żydówkę. Przyszły Król Polski nie dożyje dojrzałego wieku. Dopadną go pogromszczycy z żeberkami od kaloryferów. Wraca pierwotna sytuacja ewangeliczna. Święta Rodzina jest prześladowana i ścigana. Ucieka. Kielce 1946 roku, Jedwabne, Wąsocz, Radziłów 1941 roku, Przytyk 1936, Lwów 1918, pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia 1881 roku w Warszawie. Czy mam wyliczać dalej, aż do XV w. i czasów św. Jana Kapistrana, nazywanego „biczem na Hebrajczyków” i „młotem na heretyków”?

„Żydy” nabazgrane na obrazie Świętej Rodziny to w istocie akt dechrystianizacji Polski. Kościół katolicki zawsze był szczególnie zwrócony ku narodowi. Dziś ten narodowy Kościół katolicki w Polsce osiąga swoje apogeum w Toruniu, w kościele Maryi Gwiazdy Nowej Ewangelizacji i św. Jana Pawła II oraz w kaplicy Pamięci Sprawiedliwych. Nie oburza mnie kicz religijny, aberracyjna architektura całego obiektu i otoczenia. Przerażająca jest skrajna nacjonalizacja chrześcijaństwa, przewrócenie katolicyzmu (powszechności) do góry nogami, uczynienie z Pana Jezusa i Matki Boskiej kukiełek w narodowej szopce, skrajna instrumentalizacja religii, bałwochwalczy kult narodu, właściwie plemienia („polskie wydało go plemię” – to o Janie Pawle II). Toruń to oś kosmiczna katolicko-narodowego partykularyzmu. Nigdzie nie widziałem miejsca, w którym tak trafnie brzmią słowa ks. Tischnera: „A wyobraźnia schorowana religii postać bierze na się”. W kaplicy Pamięci Sprawiedliwych nie pojawia się słowo na „Ż”. Nie wiadomo, za kogo poświęcano życie, wiadomo natomiast, że robili to Polacy dla „Przyjaciół swoich”.

Podczas XII Ogólnopolskiej Patriotycznej Pielgrzymki Kibiców na Jasną Górę w styczniu 2020 roku abp Andrzej Dzięga powiedział mniej więcej tak: kto nie wierzy w Boga – nie jest Polakiem. Dla tej odmiany katolicyzmu, który uwił sobie gniazdo również na Jasnej Górze, żydowskość Jezusa i Maryi jest w najlepszym razie kłopotliwa, w najgorszym – nie do przyjęcia. Dlatego „Żydy” na obrazie Świętej Rodziny to wyraz nienawiści rasowej i religijnego fundamentalizmu, a właściwie herezji, która Kościół powszechny partykularyzuje i polonizuje, a Jezusa i Maryję stawia poza obszarem wspólnoty narodowej (po niemiecku „Volksgemeinschaft”, pojęcie interpretowane przez Victora Klemperera w książce „LTI – Lingua Tertii Imperii”).

Przesłanie miłości

Dawno, dawno temu Polska stała się przystanią dla Żydów uciekających przed prześladowaniami, ale teraz zamyka granice przed uchodźcami z ogarniętej wojną Syrii. Czy zamknęłaby też granicę żydowskiej Świętej Rodzinie uciekającej przed siepaczami Heroda? Baliśmy się zarazków i chorób, które przenoszą uchodźcy – odporni nosiciele epidemii. A jednak epidemia i tak do nas przyszła. Nie myślę teraz o śmiercionośnym koronawirusie, lecz o równie groźnym, bo zatruwającym duszę, wirusie nacjonalizmu, ksenofobii i „judeosceptycyzmu”.

Woda święcona na pewno nie uzdrowi chorych na COVID-19 ani nie zapobiegnie zakażeniu. Ale świadomość tego, kim byli naprawdę Matka Boska i Jezus, jakie przesłanie nam zostawili – z pewnością pomoże nam żyć. Bo przecież nie jest to przesłanie nienawiści, lecz miłości.

W obliczu świąt Bożego Narodzenia chciałbym coś uświadomić tym, którzy są przekonani o aryjskości Świętej Rodziny, ponieważ mają kłopot z Żydami, a więc także z żydostwem Syna i Jego Matki. Woleliby Polskę bez Żydów. Ten projekt to nic nowego. Podnoszono go na długo przed Zagładą. Ale Polska bez Żydów to betlejemska stajenka bez Maryi, Józefa i Dzieciątka. To krakowska szopka z samymi tylko bydlątkami i Magami, którzy nie mają komu przekazać swych darów. Polska bez Żydów to kościoły, w których nie ma Jezusa i Maryi, do których tak żarliwie się modlimy. Polska bez Żydów to kraj bez tysięcy przydrożnych kapliczek i krzyży, bez setek pieśni maryjnych. To ziemia jałowa, na której nikt już nie chwali łąk umajonych, gór i dolin zielonych, cienistych gaików, źródeł i krętych strumyków. Polska bez Żydów to pielgrzymujące po polskich parafiach same ramy, bez kopii obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. To rozciągnięty w nieskończoność rok 1966, rok obchodów milenijnych, kiedy komunistyczne władze aresztowały obraz Matki Boskiej Częstochowskiej. I wreszcie Polska bez Żydów to pusta Jasna Góra, a tam zawsze byliśmy wolni, jak mówił św. Jan Paweł II. Za żelazną kratą kaplicy Matki Boskiej pozostaną same deski, bez Czarnej Madonny.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com

Treating enlarged prostate without surgery or drugs

Treating enlarged prostate without surgery or drugs

Brian Blum


Butterfly Medical’s device, so far approved in Europe, is inserted in a quick outpatient procedure to allow free flow of urine.

BPH causes urination difficulties for millions of men. Illustrative photo via Shutterstock.com

Half of men over age 51 — and 90 percent of men over 80 — suffer from non-cancerous benign prostatic hyperplasia (BPH). That means they have trouble urinating because of an enlarged prostate.

Butterfly Medical has developed an innovative metal coil, shaped roughly like a butterfly, to stop BPH symptoms without drugs or surgery.

Any urologist can insert the device in an outpatient procedure in less than 10 minutes.

For the 30 million men around the world with BPH, Butterfly is a potential gamechanger.

Pharmaceutical and surgical alternatives such as TURP (transurethral resection of the prostate) – as well as ablative technologies such as laser, steam and radio frequency energy to shrink prostate tissue — all can have serious side effects, including erectile dysfunction.

“Plus, if you do surgery, it’s a one-way street,” Idan Geva, Butterfly Medical’s CEO, tells ISRAEL21c.

Butterfly’s approach is reversible. If it doesn’t work, whether after two weeks or two years, the device can be removed the same way that it went in – using a flexible cystoscope inserted into the urethra under local anesthesia.

Go with the flow

Butterfly’s device pushes out the lateral lobes of the overgrown or sagging prostate so that urine can flow easily from the bladder to the urethra.

This is somewhat like the stents placed into arteries to open blood-flow blockages. Geva says stent-like attempts to address BPH over the years have failed because “a stent wouldn’t conform to the anatomy of the prostatic urethra” and furthermore would get covered by calcium deposits from the urine flowing through it.

Butterfly’s implant is made of a metal called nitinol. Geva says nitinol is flexible at cold temperatures, which is how it can be inserted. It then expands and becomes hard at body temperature.

The Butterfly Medical device for treating BPH. Photo: courtesy

The device appears deceptively simple, almost like a bent paperclip. In fact, it took several years of R&D to perfect.

Part of the complexity is that there are no animal models on which to test BPH problems. “The endpoint of our trials is a questionnaire where we talk to patients,” Geva adds. “Animals can’t tell you if they feel better.”

Prostates can grow anywhere from 30 grams to 100 grams – and in rare cases by as much as 200 to 300 grams. Therefore, Butterfly is making its device in five different sizes.

In extreme cases, an enlarged prostate will block the flow of urine entirely. In most others, it makes urination difficult and/or causes a feeling of urgency that sends men to the bathroom in the middle of the night.

CE Mark of approval

The market Butterfly is addressing is growing like, well, an enlarged prostate and is one of the most prevalent diseases in aging men.

Butterfly aims to improve upon the first and, to date, only approved non-surgical, non-pharmaceutical approach to BPH.

In 2013, NeoTract’s UroLift system received FDA approval. UroLift also is a medical device inserted into the prostatic urethra but kept in place with anchoring needles. Medical device giant Teleflex acquired NeoTract in 2017 for $1.1 billion. Teleflex says about 200,000 patients have been outfitted with the device so far.

“We thought we can achieve similar dilation but in a simpler, more efficient manner,” Geva explains.

Butterfly still has a few hurdles to jump over on its way to catch UroLift. While the Butterfly device has already received European Union CE approval, it’s only for its first-generation device, which addresses small prostate enlargement of 30-40 grams.

The company is now applying for approval of its latest device and conducting clinical tests in Israel. Butterfly has been following 49 patients in trials over the past two years and reports that the effect appears to be lasting, Geva says.

Butterfly Medical CEO Idan Geva. Photo: courtesy

The company raised $2 million at the end of 2019 and another $7 million in Series B funding in October 2020, the latter with the aim of opening U.S. trials by early 2021 to receive FDA approval.

New Rhein Healthcare Investors, a boutique investment firm that normally specializes in pharmaceutical products, invested $5 million of the latest round. Butterfly has also received funding from the Israel Innovation Authority.

The six-person company grew out of Shimon Eckhouse’s Alon Medtech Ventures incubator in Yokneam, where Butterfly still has its headquarters.

Eckhouse, who has founded or invested in more than 20 medical technology companies, is Butterfly Medical’s chairman. Geva worked formerly for Abbott Laboratories, one of the leading producers of medical stents. He received his MBA from the University of California-Berkeley.

Butterfly’s two co-founders come from the medical-device space: Yehuda Bachar, a mechanical engineer and serial entrepreneur who serves as Butterfly’s VP of R&D, and urologist Dr. Adrian Paz, the company’s chief marketing officer.

Butterfly has plans to spread its wings to address additional medical issues affecting the prostate. “There’s a lot of room for progress,” Geva says.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


News Israel- Dec 29, 2020

News Israel- Dec 29, 2020

ILTV Israel News


#Israel hits a new landmark milestone in the fight against the #coronavirus.

New parties and political partnerships take form ahead of 4th elections in March.

A new Israeli discovery looks to completely reshape the world of #sustainable agriculture.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com

Paradoks wielce niedoskonałego dobra


Paradoks wielce niedoskonałego dobra

Andrzej Koraszewski


Piotr Szwajcer przełożył i wydał książkę, która wcześniej narobiła sporo szumu, jako że jej autor podjął kolejną próbę wyjaśnienia, dlaczego jesteśmy tak dobrzy, skoro jesteśmy tacy źli.

Wielu filozofów zmagało się już z tym problemem i mamy gwarancję, że temat będzie wracał, jak długo będzie istniał nasz gatunek. Richard Wrangham jest prymatologiem i antropologiem ewolucyjnym, czyli patrzy na problem naszej łagodności i naszych łajdactw przez pryzmat ewolucji, wspólnoty ze światem zwierzęcym i tego, że kultura z konieczności rozwija się na fundamencie instynktów, a te są dziedziczone, czyli siedzą w naszych genach.

Jego centralna hipoteza nie jest nowa, chociaż przyszło mu żyć w czasach eksplozji badań nad zachowaniami zwierząt i solidnego nagromadzenia badań antropologicznych. To, czego się dawniej zaledwie domyślano, daje się dziś skonfrontować z ogromną ilością danych empirycznych.

Jesteśmy mniej agresywni niż nasi kuzyni, a przynajmniej niż szympans zwyczajny (Pan troglodytes) i raczej mniej agresywni niż szympans bonobo (Pan paniscus), chociaż tu już rzecz nie jest aż tak oczywista. Wrangham rozróżnia agresję reaktywną i proaktywną, czyli przekładając to na codzienny język, agresję spontaniczną powodowaną lękiem lub irytacją oraz agresję zaplanowaną prowadzącą często do mordu, lub ludobójstwa z premedytacją.

Hipoteza Wranghama głosi, że jesteśmy łagodniejsi niż większość dzikich zwierząt i potrafimy opanować wybuchy złości. Jesteśmy równocześnie bardziej podli od innych zwierząt, ponieważ opanowaliśmy do mistrzostwa wyrządzanie zaplanowanych krzywd, a co gorsza, jesteśmy również mistrzami w budowaniu koalicji zmierzających do wyrządzenia zła.

Wyjaśnienie tej naszej podwójnej natury kryje się zdaniem tego autora w samoudomowieniu.  Używana przez niego definicja udomowienia pojawia się dopiero na 108 stronie, ale zdradzę ją państwu już teraz, bo bez tego człowiek się bardzo złości i ma ochotę autora udusić. Otóż kiedy inni definiują udomowienie jako hodowlę zwierząt w niewoli dla takich lub innych korzyści, Wrangham (idąc śladem swoich licznych poprzedników) widzi ją jako proces prowadzący do łagodności, a nawet potulności. Udomowienie (w odróżnieniu od stanu dzikiego) oznacza wyhamowanie agresji reaktywnej w drodze doboru sztucznego lub naturalnego.

Najlepszą ilustracją tego, co nam autor próbuje przekazać, jest trwający od ponad 60 lat eksperyment rosyjskiego biologa Dimitrija Bielajewa z lisami. Otóż w 1959 roku Bielajew rozpoczął eksperyment wybierając do dalszej hodowli najmniej lękliwe i najbardziej przyjazne lisy. Po dziesiątkach pokoleń rodziło się nie tylko coraz więcej lisów przyjaznych, bardziej otwartych na kontakty z obcymi członkami własnego gatunku również w dorosłości, skłonnych do bliskiego kontaktu z człowiekiem, zmienił się również ich wygląd. Uszy opadły, pysk się skrócił, nie tylko zaczęły machać ogonami jak psy, ale często miały zakręcone ogony, a co więcej, zmieniło się umaszczenie sierści, pojawiły się białe plamy na czole i na końcu ogona. Ten dziwny fenomen znaliśmy już z hodowli, psów, kotów, koni i innych zwierząt. Bielajew dowiódł, że dobór łagodniejszych zwierząt do dalszej hodowli jest główną techniką i fundamentem udomowienia.

Jak się człowiek nad tym zastanowi, to nie ma w tym niczego dziwnego, oswojenie zwierzęcia nie jest tym samym co udomowienie. Oswojone zwierzę, jeśli było agresywne, to albo było zabijane, albo wyganiane, albo samo uciekało na wolność. Do dalszej hodowli zostawały zwierzęta bardziej potulne, akceptujące, a nawet lubiące kontakt z człowiekiem.

Dlaczego jednak udomowienie prowadzi do zmiany budowy ciała? Dlaczego są mniejsze, słabiej umięśnione, mniej grubokościste? Co ma wspólnego udomowienie z białymi plamami na czole, na ogonie czy z białymi skarpetami na nogach? Ciekawe pytanie i okazuje się, że jest tu zadowalające wyjaśnienie. Nie będę o tym opowiadał, jako że interesuje nas tu hipoteza o samoudomowieniu człowieka i to jak mogło się ono dokonać.

Zdaniem Wranghama człowiek nie jest jedynym zwierzęciem, które się samoudomowiło. Innym takim ciekawym przykładem może być szympans bonobo, gatunek, który jest znacznie łagodniejszy niż szympans zwyczajny. Szympans zwyczajny nie tylko jest wredny wobec bliźnich z własnego stada, ale kilkuosobowe patrole szympansów często wkradają się na terytorium sąsiadów, mordując każdego szympansa z sąsiedniego terytorium, który odłączył się od stada i którego można bezkarnie zabić.

Tymczasem szympansy bonobo, które od tysiącleci mieszkają po drugiej stronie rzeki Kongo, są mniejsze, zdecydowanie łagodniejsze, są zainteresowane spotkaniami z obcymi bonobo, i co szczególnie podnieca biologów i zwykłych czytelników, są seksualnie rozwydrzone. Mało tego, że samice są gotowe na seks nie tylko podczas rui, to obserwuje się tu stosunki homoseksualne, seks jest techniką budowania więzi społecznych, a wreszcie, mimo że samce są nieco większe, to samice rządzą, a stosunkowo rzadkie próby agresji ze strony samców kończą się zbiorową akcją karną samic. (Autor opowiada o tych różnicach długo i ciekawie, co jest typowym zachowaniem dla prymatologów z doświadczeniem badań terenowych). Trudno o wątpliwości, że bonobo pasują do definicji zwierząt udomowionych podanej przez Wranghama. Ale jak do tego doszło? Jak one się udomowiły? Otrzymujemy tu uczciwą odpowiedź, że nie wiemy, że pozostają nam tylko spekulacje. Mogła to być kwestia obfitości jedzenia i terytoriów, mogło o tym zadecydować szereg innych czynników. Faktem jest, że na pewne cechy wskazujące na samoudomowienie natrafiamy czasem u gatunków wyspiarskich, korzystających z obfitości pożywienia i niskiego poziomu zagrożenia.

Jeśli idzie o człowieka sprawa wygląda podobnie. Mamy co prawda nieco więcej materiału kopalnego i możemy więcej powiedzieć na temat tego, jak zmieniały się szkielety różnych gatunków Homo, możemy sporo powiedzieć o ewolucji narzędzi, broni, naczyń i siedzib, jednak ewolucja zachowań w czasach prehistorycznych pozostaje tajemnicą i domeną spekulacji. Jedno jest pewne, idea łagodnego dzikusa raz za razem natrafia na nadmiar rozbitych czaszek. Przeczy jej również obserwacja istniejących jeszcze społeczności zbieracko-łowieckich.

Te społeczności często charakteryzuje stosunkowa łagodność wewnątrz grupy i mordercza agresja w stosunku do osobników własnego gatunku z innych grup. Jak się to mogło wykształcić?

Kamienie milowe prowadzące do samoudomowienia zaczynają się od dwunożności, zbiorowych polowań na zwierzęta większe i silniejsze niż Homo, pojawienie się języka, koalicje słabszych przeciw jednostkom nazbyt agresywnym, tyranii wewnątrzgrupowego konformizmu.

Sama dwunożność zaledwie uwolniła nasze ręce, utrudniła ucieczkę na drzewo, zmieniła okazjonalne korzystanie z narzędzi w stałą i nieodłączną cechę naszego gatunku. To mogło prowadzić do zbiorowych polowań na zwierzęta większe i silniejsze niż ludzie, a to z kolei wymaga komunikacji i współpracy. Gdzie tu wkracza język? Piętrowy problem, bo inne zwierzęta komunikują się przy pomocy dźwięków i prawdopodobnie początki naszego  języka mogą sięgać ponad 300 tysięcy lat wstecz. Jednak język wystarczająco rozbudowany, liczący już nie kilka, kilkanaście, czy kilkadziesiąt sygnałów, ale najpierw setki, a potem tysiące słów oraz pojawienie się gramatyki, pozwalającej na łączenie słów w opowieść to (prawdopodobnie) wyłączna specjalność Homo sapiens, a czas jego rozwijania się do poziomu pozwalającego na pojawienie się religii, to prawdopodobnie okres między 100 tysięcy a 60 tysięcy lat temu.

Pojawienie się języka w zasadniczy sposób zmieniło system współpracy podczas polowań, możliwości zawierania koalicji, budowania wewnątrzgrupowych więzi. Oczywiście mamy tu głównie spekulacje, ale te spekulacje są fascynujące. Wrangham twierdzi, że wraz z pojawieniem się rozwiniętego języka pojawiły się możliwości koalicji słabszych przeciw silniejszym, fizycznej eliminacji nazbyt agresywnych i aspołecznych. Wszechobecny (również w dzisiejszych społeczeństwach zbieracko-łowieckich) ostracyzm, lincz i sankcjonowana kara śmierci były w prehistorycznej przeszłości najbardziej prawdopodobnym odpowiednikiem sztucznej selekcji. (Prowadzącej nie tylko do konformizmu graniczącego z potulnością, ale i do tyranii). Wyciszaniu wewnątrzgrupowej agresji reaktywnej towarzyszył rozwój agresji proaktywnej. Te same mechanizmy, które wzmacniały grupowy konformizm i względną łagodność w relacjach między jednostkami w grupie, prowadziły również do coraz bardziej wyrafinowanych form zaplanowanej i przemyślanej agresji międzygrupowej.

Czy Richard Wrangham odpowiada na pytanie, dlaczego jesteśmy tak dobrzy, skoro jesteśmy tak źli? No cóż, przedstawia ciekawą propozycję odpowiedzi, więc czas na jej czytanie nie tylko nie  jest zmarnowany, ale daje sympatyczne oderwanie od obserwacji agresji proaktywnej w polu widzenia. Jedno pewne, nasza zwierzęca natura podbudowana nadzwyczajną umiejętnością tworzenia spisków, aż nazbyt często skłaniała do wyjścia z domu, żeby z bandą bliźnich pójść zabić kogoś z sąsiedniej wsi, czy z sąsiedniego kraju. Jak głęboko mamy to w naszych genach? To wymaga dalszych badań, ale to nie oznacza, że jesteśmy skazani na dyktat genów. Przeciwnie, możemy wówczas mądrzej szukać środków zaradczych (chociaż nie polecałbym tutaj pośrednictwa ani ONZ, ani Kościołów).

Na okładce polecają tę książkę Steven Pinker, Jane Goodall, Edward O. Wilson i Matt Ridley.

(To ja się też chętnie przyłączę.)


Andrzej Koraszewski – Publicysta i pisarz ekonomiczno-społecznyUr. 26 marca 1940 w Szymbarku, były dziennikarz BBC, wiceszef polskiej sekcji BBC, i publicysta paryskiej „Kultury”.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com