Archive | 2020/12/03

Co otrzymujemy w zamian? [komentarz do parszy Truma]

Co otrzymujemy w zamian? [komentarz do parszy Truma]

RABIN JONATHAN SACKS
Tłumaczenie: Jolanta Różyło


Bar micwa w domu prezydenta Nawona dla dzieci osieroconych w wyniku wojny/ HERMAN CHANANIA (GPO)

PARSZA TRUMA 29 LUTEGO 2020/ 4 ADAR 5780

„I oświadczył Wiekuisty Mojżeszowi i rzekł: Powiedz synom Israela, aby zebrali Mi daninę; od każdego człowieka, którego pobudzi serce jego, przyjmiecie daninę Moję” (Szemot 25:1-2).

Parsza Truma opisuje punkt zwrotny w relacjach Izraelitów z Bogiem. Rzekomo nowy miał być tylko wytwór pracy ich rąk – Przybytek, przenośny dom, który podczas wędrówki przez pustynię zamieszkiwała Boża Obecność. Można jednak wnioskować, że ważniejszy od samego produktu, był proces tworzenia, podsumowany słowem, od którego pochodzi tytuł tej parszy – Truma, czyli dar, ofiara. Uczy ona nas czegoś niezwykle ważnego – dawanie jest aktem pełnym godności.

Dotychczas Izraelici tylko otrzymywali. Właściwie wszystko zostało im dane przez Boga. On ich wyzwolił, przeprowadził przez pustynię i utorował drogę przez morze. Kiedy byli głodni, nakarmił ich. Gdy byli spragnieni, dał im wodę. Wyłączając może bitwę z Amalekitami, Izraelici prawie niczego nie osiągnęli samodzielnie.

Choć na poziomie fizycznym było to dla nich cudownym wyzwoleniem, nie niosło pozytywnych skutków psychicznych. Izraelici stali się zależni, nieodpowiedzialni, niedojrzali i oczekiwali pomocy. Tora odnotowuje ich ciągłe narzekania. Czytając te słowa odnosimy wrażenie, że byli dąśliwymi, kłótliwymi i niewdzięcznymi ludźmi.

Czy mieli jednak wybór? Nie mogli sami przebrnąć przez morze, ani znaleźć na pustyni pożywienia i wody. Jedyną skuteczną metodą okazały się skargi. Izraelici żalili się Mojżeszowi, ten zwracał się do Boga, a On czynił cuda. Z punktu widzenia Izraelitów narzekanie było więc dobrym sposobem rozwiązywania problemów.

Teraz Bóg daje im coś zupełnie innego. Ma to związek ze sferą psychologiczną, z moralnością i duchowością. Ofiaruje im możliwość dawania.

Jedno z moich wspomnień, wciąż widocznych przez mgłę zapomnianych chwil, pochodzi z dzieciństwa, kiedy miałem może sześć czy siedem lat. Bóg pobłogosławił mnie bardzo troskliwymi i opiekuńczymi rodzicami. Sami nie dostali od życia wiele, dlatego postanowili, że my – ich czterej synowie – powinniśmy mieć okazję robić to, co im nigdy nie było dane. Mój nieżyjący już, błogosławionej pamięci ojciec, był niezwykle dumny ze mnie – swojego pierworodnego syna.

Bardzo mi zależało, żeby odpowiednio okazać mu swoją wdzięczność. Ale co mogłem mu dać? Wszystko, co miałem, otrzymałem od rodziców. Nasz związek był nierówny.

Pewnego dnia znalazłem w sklepie plastikową atrapę srebrnego pucharu. Na dole widniała tabliczka z napisem: „Dla najlepszego ojca na świecie”. Dziś, po wielu latach, wzdrygam się na myśl o tym trofeum. To była tania, banalna, niemalże absurdalna rzecz. Nigdy jednak nie zapomnę reakcji ojca, kiedy wręczyłem mu puchar.

Nie pamiętam, co powiedział, ani nawet czy się uśmiechnął. Pamiętam jednak, że postawił trofeum na stoliku obok łóżka, gdzie stało przez wszystkie lata, które spędziłem w domu.

Ojciec nie tylko dał mi możliwość, abym coś mu podarował, ale pokazał, jak było to dla niego ważne. Tym aktem podarował mi godność. Dzięki niemu zrozumiałem, że mogę obdarować nawet kogoś, kto sam dał mi już tak wiele.

W żydowskim prawie istnieje dziwny zapis, który ucieleśnia tę ideę. Mówi on, że nawet człowiek biedny, który żyje z cedaki (jałmużny), zobowiązany jest sam ją dawać (Rambam, Miszne Tora, Hilchot matnot anijim 7:5). Z początku wydaje się to nie mieć sensu. Czy zasada nie powinna głosić, że ten, kto ma więcej niż potrzebuje, powinien oddać częśc temu, kto ma za mało, aby wyżyć? Osoba uzależniona od cedaki z definicji nie posiada więcej niż potrzebuje.

PRENUMERATA
Cedaka nie zakłada jednak zaspokajanie wyłącznie potrzeb cielesnych, ale również poprawę sytuacji psychicznej. Otrzymywanie cedaki, zgodnie z jedną z najistotniejszych myśli judaizmu, jest z natury upokarzające. W modlitwie Birkat ha-mazon recytujemy: „Panie, Boże nasz, nie pozwól nam polegać na darach i pożyczkach, lecz tylko na Twojej otwartej, świętej i hojnej dłoni, abyśmy nie cierpieli wstydu ani upokorzenia na wieki wieków”.

Widać to również w wielu zasadach związanych z cedaką, na przykład mówiących o tym, że darczyńca nie powinien wiedzieć, kogo obdarowuje, i odwrotnie. Według Majmonidesa najwyższym poziomem cedaki jest „pomóc współbratu, podarować mu coś lub dać pożyczkę, wejść z nim w spółkę lub znaleźć pracę, zanim stanie na nogi na tyle, aby nie musiał prosić już nikogo [o wsparcie]” (Rambam, Miszne Tora, Hilchot matnot anijim 10:7). Nie jest to jałmużna w przyjętym rozumieniu. Dlaczego więc nazywana jest najwyższą formą cedaki? Ponieważ polega na oddawaniu drugiemu człowiekowi jego godności.

Człowiek uzależniony od jałmużny ma pewne cielesne potrzeby, które powinny być zaspokojone przez innych ludzi lub przez społeczność. Jednak oprócz fizycznych, istnieją też potrzeby psychologiczne. Dlatego prawo każe potrzebującym również obdarowywać innych. Dawanie przywraca godność, której nikt nie powinien być pozbawiony.

Cały opis budowy Miszkanu jest naprawdę dziwny. W mowie poświęconej Świątyni Jerozolimskiej król Salomon powiedział: „Azaliby rzeczywiście miał Bóg na ziemi zamieszkać? Oto niebiosa i niebiosa niebios nie mogą CIę ogarnąć, a cóż dopiero ten przybytek, którym zbudował” (1 Ks. Królewska 8:27). Jeśli Salomon wydał taki osąd Świątyni w całej jej okazałości, co możemy powiedzieć o Miszkanie – maleńkiej, przenośnej kapliczce zbudowanej z belek i zasłon, którą można było rozmontowywać i składać na nowo. Jak mógł być on domem Boga, który stworzył wszechświat, niszczył imperia, czynił cuda, a Jego obecność była niemalże nie do zniesienia w swej intensywności?

Myślę, że na swój ziemski sposób, postawienie przy łóżku mojego taniego trofeum, było najhojniejszą rzeczą, jaką mój ojciec kiedykolwiek dla mnie zrobił. Podobnie – lehawdil, czyli bez porównania – aktem paradoksalnej hojności było to, co Bóg zrobił dla Izraelitów, kiedy pozwolił im składać ofiary i stworzyć tym samym niejako dom dla Bożej Obecności.

Wynika z tego niezwykła lekcja o judaizmie. Bóg chce, abyśmy mieli godność. Nie jesteśmy skażeni grzechem pierworodnym. Nie jesteśmy niezdolni do czynienia dobra bez pomocy Bożej łaski. Wiara to nie tylko uległość. Jesteśmy stworzeni na obraz Boga, jesteśmy Jego dziećmi, ambasadorami, partnerami i wysłannikami. Bóg chce, abyśmy również dawali. Chce żyć w domu, który dla Niego zbudowaliśmy – jakkolwiek skromny by on nie był.

Dowiadujemy się tego z tytułu tej parszy. Truma zazwyczaj tłumaczone jest jako „ofiara” czy „datek”. Słowo w rzeczywistości oznacza jednak coś, co unosimy. Paradoksem dawania jest to, że kiedy podnosimy coś, aby to komuś ofiarować, unosi się nasza dusza.

Wierzę, że wznieść możemy się nie poprzez branie, ale poprzez dawanie. Im więcej z siebie dajemy, tym więksi jesteśmy.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


The long path to Israeli-Saudi normalization

The long path to Israeli-Saudi normalization

Kenneth Jacobson


Considering Saudi importance in the Arab world and the nation’s centrality in standing up for the Palestinians, even the possibility of ties with Israel is a radical shift indeed

US Ambassador to Saudi Arabia John Abizaid, left, and Saudi Arabia’s Foreign Minister Faisal bin Farhan, second from left, greet Secretary of State Mike Pompeo and his wife Susan as they arrive at Neom Bay Airport in Neom, Saudi Arabia, November 22, 2020. (AP Photo/Patrick Semansky, Pool)

Even if Prime Minister Benjamin Netanyahu’s secret visit to Saudi Arabia with Secretary of State Mike Pompeo does not lead in the short-term to official Israeli-Saudi relations, it is impossible to minimize the historic significance of such an event.

From Israel’s founding, Saudi Arabia has represented the fundamental Arab worldview of Israel as a pariah state. You name the anti-Israel campaign — the Arab economic boycott, disallowing Israel to participate in international events, anti-Semitic rhetoric at the United Nations — and the Saudis were often at the top of the list. And in religious terms, with Saudi Arabia the site of the holiest place in Islam, Mecca, its edicts about a non-Islamic state in the heart of the Muslim Middle East had additional power.

And, of course, when Saudi Arabia did these things, with the influence of its immense oil wealth, it sent a signal to other Arab countries as well as the rest of the world, that in its mind, Israel was not only not illegitimate, but not here to stay.

And yet, like most breakthroughs in patterns of relations, it also didn’t happen overnight. In this regard, one has to go back to the Saudi Arab Peace Initiative of 2002, where the kingdom took a significant step away from the unbroken line that the Jewish state was a fundamentally illegitimate entity in the Muslim Middle East.

The plan may have been seen by some Israelis as a non-starter because of its specific demands about territory, refugees, and Jerusalem. However, from a long-term historical perspective, it is clear that the ideological objection even to consider the legitimacy of a Zionist presence in the region had taken a beating. The language of the plan was clear: if Israel would agree to its terms, there would be normalized relations with the Jewish state.

This occurred before the arrival on the scene of the Crown Prince Mohammed bin Salman (known as MBS), whose aspirations for a modern Saudi Arabia are viewed as central to a host of changes in the kingdom, including the attitude toward Israel. And it occurred prior to the full-blown explosion of fears among the Gulf states of Iranian expansionism in the region.

As has been repeatedly noted, what has been most significant about the UAE, Bahrain and Sudan breakthroughs is that they took place even without any progress on the Palestinian issue. In many circles, that was deemed an impossibility. And, as analysis emerges on the Netanyahu visit, the question is whether the Saudis would be ready to go that way as well, considering their importance in the Arab world and their centrality in standing up for the Palestinians.

And while the Saudi Arab Peace Plan of 2002 represented the most official expression of the idea that change toward Israel depended on resolution of the Palestinian problem, the more interesting historical development as seen from the current process of normalization is how it had come to pass already, then, that normalization was even being considered.

In that regard, one must return to basics which first manifested themselves in the still most historic breakthrough in the Middle East, the 1979 Egyptian peace agreement with Israel.

While it is easy to cite all the differences that that deal embodied, the factors that made this Israel-Egypt peace possible — and which overturned so many assumptions about Israel’s place in the region — should be recalled.

First and foremost, it was Israel’s military strength. After the Six Day War and then the Yom Kippur war, it was clear to Anwar Sadat that Israel was too powerful militarily to believe there was any hope of eliminating it from the Middle East.

Secondly, there was American support for the Jewish state, not only diplomatically but economically, militarily, and most significantly, culturally. It wasn’t going to change and therefore Israel’s strength was not going to dissipate.

Thirdly, there was the realization that focusing on Israel as the enemy diverted attention from the true needs of Egyptian society and, in any case, was fruitless in that its desired goal of Israel’s disappearance was an illusion.

While Egypt’s peace with Israel did not immediately spread through the region, these factors over time could not be ignored by other states.

In sum, the long-term recognition of Israeli realities together with the more immediate concern about the Iranian threat have all come together in the present exciting developments.

It is too early to predict where the reported Netanyahu-MBS meeting will lead. What is clear, however, even as certain elements elevate efforts to try to delegitimize the Jewish state, is that Israel’s legitimacy in the Middle East is more secure than ever and is growing by leaps and bounds every day.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Uczczono 81. rocznicę pierwszych deportacji kaliskich Żydów

Uczczono 81. rocznicę pierwszych deportacji kaliskich Żydów

Ewa Bąkowska


© Anna Błaszyk – UM Kalisz

Kaliszanie uczcili w środę 81. rocznicę pierwszych deportacji kaliskich Żydów. Uroczystości – ze względu na pandemię – miały charakter symboliczny.

Hołd kaliskim Żydom, deportowanym do obozów śmierci, oddali wiceprezydent Kalisza Grzegorz Kulawinek oraz reprezentanci Gminy Wyznaniowej Żydowskiej na czele z Haliną Hilą Marcinkowską, prezes Rady Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich RP.

Kwiaty i znicze złożono przy pamiątkowych tablicach na skwerze Rozmarek oraz przy ul. 3 Maja.

Uczestnicy uroczystości przypomnieli, że tuż przed wybuchem II wojny światowej Żydzi stanowili prawie jedną trzecią ludności wśród 80 tys. mieszkańców Kalisza.

Masowe wysiedlanie rozpoczęto w listopadzie 1939 r. Z obozów przejściowych Żydzi zostali przetransportowani do gett w miastach Generalnej Guberni, a stamtąd do obozów zagłady.

Szacuje się, że z Kalisza wywieziono około 15 tys. Żydów. Kilkuset pozostałych w Kaliszu, w 1941 r. umieszczono w getcie w obrębie ulic: Targowa, Złota, Chopina i Wodna. Jeszcze w tym samym roku trafili do komór gazowych.

Według prezes Rady Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich RP Haliny Hili Marcinkowskiej po zakończeniu wojny w 1945 r. w kaliskim komitecie żydowskim zarejestrowało się 2 tys. 225 Żydów.

Skwer Rozmarek przy ul. Targowej to miejsce dawnej synagogi. Nazywany jest też końskim targiem.

W listopadzie 2011 r. Rada Miejska Kalisza przywróciła placowi historyczną nazwę Rozmarek “jako wyraz szacunku dla ponad 800 lat współistnienia w mieście społeczności żydowskiej oraz symbolu, roli i znaczenia, jaką ona odegrała w dziejach Kalisza” – napisano wówczas w uzasadnieniu.

Z tej okazji na skwerze postawiono trzy tablice w języku polskim, angielskim i hebrajskim z napisem: “W tym miejscu znajdowały się synagoga i bejt midrasz, zbezczeszczony i zburzony przez niemieckiego okupanta”. (PAP)


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com