Archive | 2020/12/19

Kolumbowy błąd Georga Orwella


Kolumbowy błąd Georga Orwella

Andrzej Koraszewski


Znakomity brytyjski pisarz był głęboko przekonany, że demokrację pogrzebie uzbrojony w elektroniczną technikę totalitaryzm, którym bezpośrednio po wojnie tak bardzo zachwycały się brytyjskie elity. Kiedy w 1948 Orwell pisał Rok 1984, studenci najlepszych angielskich uczelni patrzyli maślanymi oczyma na Stalina i Związek Radziecki, a wielu z nich dało się namówić na daleko idącą współpracę i to z miłości, a nie z chciwości.

Przewidywania Orwella nie sprawdziły się. Wcześniej faszyzm upadł pod ciosami gospodarczo sprawniejszych i lepiej uzbrojonych demokracji, potem Europa Zachodnia zdołała otrząsnąć się z nadmiernego zachwytu dla Stalina. My, którzy znaleźliśmy się po złej stronie żelaznej kurtyny, dziwiliśmy się, że Orwell tak doskonale znał i opisywał system, w którym przyszło nam żyć. Jednak orwellowska wizja nawet u nas nie okazała aż tak koszmarna, a potem komunistyczna cenzura rozsypała się, kiedy nowoczesna technika umożliwiła omijanie państwowego monopolu informacyjnego. Magnetofon i kopiarka zapoczątkowały samizdat, zwiastując kres Wielkiego Brata. Związek Radziecki upadł, postęp szedł dalej i dotarliśmy do punktu, w którym orwellowska wizja zaczyna być wcielana w życie przez władców tych mediów, które miały położyć kres wszelkiej cenzurze. Ciekawy paradoks naszych czasów. 

Wielkim Bratem okazują się dziś wielkie firmy medialne takie jak Facebook, Google, Twitter. Podglądają nas nieustannie, wiedzą co czytamy, co oglądamy, z kim się kontaktujemy. Podpowiadają, co mamy czytać i w co mamy wierzyć. Blokują z naszych kont niepożądane ich zdaniem treści, a kiedy nie chcemy zrozumieć ich przesłania, zamykają nasze konta. 

Miłośnicy George’a Orwella przyglądają się z niepokojem temu, co robią władze w Chinach, poczynaniom białoruskiego dyktatora, irańskich tyranów, czy północnokoreańskiego władcy.       

Tęskniące do wolności narody patrzą z zazdrością na kraje demokratyczne. Jednak ci, którzy zdołali uciec od tyranii i pamiętają, dlaczego uciekali, patrzą ze zdumieniem i przerażeniem na paradoks naszych czasów. Demokracja zakłada sobie na szyję pętlę. Kruchą nadzieję budzi błąd Orwella. Przecież jednak pomylił się, rzeczywistość nie okazała się aż tak ponura, jak się zapowiadała. W jego kraju bezgraniczna miłość do wujaszka Stalina nie ogarnęła szerokich mas, a wyborcy, którzy głosowali na lewicę, opowiedzieli się za inną lewicowością niż ta radziecka.

Z lewicowością problem, całkowicie zgadzam się z tym, co pisze Noru Tsalic:

Nie obchodzi mnie, jaka jest twoja ukochana ideologia. Jeśli jesteś intelektualnie uczciwy, musisz widzieć, co dla społeczeństwa jako całości dokonał ruch obrony praw pracowniczych. Jeśli pracujemy dziś 40 lub mniej godzin w tygodniu, jeśli radykalnie zmniejszyło się niebezpieczeństwo śmierci lub kalectwa z powodu niebezpiecznych warunków pracy, jeśli możemy oczekiwać szacunku w miejscu pracy i dostajemy godziwą płacę – to wszystko zawdzięczamy mężczyznom i kobietom, którzy walczyli o to w XIX wieku, często narażając się, żeby osiągnąć to dla nas. Pierwsi związkowcy – mamy wobec nich ogromny dług wdzięczności.

Autor pisze dalej, że w pewnym momencie ten ruch się podzielił. Początkowo nie było to aż tak wyraźne, część tego ruchu trzymała się nadal pierwotnych celów, poprawy położenia pracowników najemnych, inna część doszła do wniosku, że nie jest to możliwe bez zdobycia władzy i bez zniszczenia kapitalizmu. Jedni i drudzy mówi o walce klasowej, żądali sprawiedliwości, jedni przez stopniową poprawę, inni przez zniszczenie wszystkiego i budowanie nowego świata. Idea nowego świata na gruzach starego kusiła wielu.          

Ci, którzy chcieli „zaledwie” poprawy, tworzyli wtedy partie socjaldemokratyczne, walczące o władzę i gotowe oddać władzę, jeśli tak zadecydują wyborcy. Ci drudzy, chcieli oddać całą władzę w ręce proletariatu, czyli partyjnego aparatu. Ci pierwsi stopniowo znosili ucisk, ci drudzy wprowadzali ucisk jeszcze bardziej nieznośny, niż ten, z którym chcieli walczyć. Jedni i drudzy mówili o sobie, że są lewicą.      

Noru Tsalic pisze, że nadal warto popierać liberalną demokrację, wydaje się to oczywiste, problem w tym, że jak wiele innych wspaniałych idei i ta została porwana przez romantyków i oszustów. Dzisiejsze wezwania do zburzenia starego świata i zbudowania nowej Utopii przypominają, jak proroczy był Orwell, pisząc o ludziach głoszących, że „wojna to pokój, wolność to niewola, ignorancja to siła”. Za oceanem widzimy jak nowi rasiści walczą z rasizmem znów dzieląc ludzi według koloru ich skóry, a nie charakterów, jak zwolennicy totalitaryzmu podszywają się pod antyfaszystów, jak obłąkani cenzorzy wrzeszczą o wolności słowa, jak feministki zapraszają do noszenia hidżabów.      

Zdumiewa fakt, że kradzież wspaniałych idei znacznie częściej dostrzegają byli muzułmanie, którzy doświadczyli nowego totalitaryzmu na własnej skórze, a dziś są częściej niż inni cenzurowani przez cenzorów z Google. Czy zdumiewa fakt, że zmarły niedawno znakomity ekonomista Walter Williams powtarzał wielokrotnie, iż nic nie wyrządziło takiej szkody procesowi emancypacji Afro-Amerykanów jak dyskryminacja pozytywna i przekonywanie ludzi, że nie muszą czuć się odpowiedzialni za swoje życie? Czy zdumiewa fakt, że w pełni popiera go w tym inny czarny ekonomista (jeden z najciekawszych żyjących dziś ekonomistów) Thomas Sowell? Rewolucyjna awangarda proletariatu ma w nosie rzeczywiste skutki swoich działań dla tych, którym pragną przewodzić. Dla Google’a czy Facebooka ważny jest zysk (pewnie nie tylko, pewnie są głęboko przekonani o swojej misji), dla dziennikarzy redakcji wielkich pism akceptacja kolegów, a dla przywódców różnych ruchów politycznych ważna jest władza i bycie przywódcą. Jeśli jakakolwiek technika podżegania do zbiorowego obłędu działa, będziemy ją stosować, póki wszyscy ludzie dobrej woli nie będą wierzyć w to, w co każemy im wierzyć.    

Rewolucyjny romantyzm jest niezmiennie takim samym wrogiem wszelkiego racjonalizmu jak religia jest niezmiennym wrogiem nauki, emancypacji kobiet i prawdziwego rozdziału Kościoła i państwa.

Czy nowe technologie komunikacji w rękach rewolucyjnych romantyków okażą się tym grabarzem demokracji, którego obawiał się George Orwell? Chwilowo cenzurowanie tweetów urzędującego prezydenta USA witane jest burzliwymi oklaskami i to również ze strony ludzi, od których oczekiwalibyśmy świadomości tego, co to oznacza. (Często ci sami ludzie stanowczo protestują przeciwko na przykład zwalnianiu z pracy nauczycieli akademickich za opublikowanie jakiejś krytycznej myśli o islamie). Kłamstwo, podżeganie do nienawiści są zwalczane przez cenzurę, a nie w drodze sądowej, różnice zdań  rozstrzygane są przez zamykanie ust, a nie w drodze uczciwych dyskusji. Psychologiczny terror dopiero w dalszej kolejności przenosi się do sądów, których niezależność kruszy się pod naciskiem nieustannej presji ze strony ludzi domagających się ulicznej „sprawiedliwości”.

Wielu ludzi gotowych  jest uznać, że winne są jakieś algorytmy, że idea jest słuszna, że cenzura jest konieczna. 

Możemy mieć cichą nadzieję, że trend się odwróci, że ludzie nie zrezygnują dobrowolnie ze swojej wolności i zaczną szukać dróg pozwalających na unieszkodliwienie tego nieustannego psychologicznego terroru ze strony rewolucyjnych romantyków.

Chwilowo coraz więcej ludzi w wolnym świecie zaczyna bać się głośnego wyrażania swoich myśli. W krajach takich jak Chiny, Iran, Turcja, Gaza, Autonomia Palestyńska, czy Korea Północna mówienie, co się myśli, grozi uwięzieniem, torturami, nierzadko śmiercią. W wolnych krajach takich jak Ameryka (ale również Unia Europejska czy Wielka Brytania), mówienie, co się myśli, grozi zamknięciem konta na Facebooku, czy konta Twittera, czasem zwolnieniem z pracy lub tylko wezwaniem do samokrytyki.

Pełzająca rewolucja Wielkiego Brata może być wręcz groźniejsza od władzy tyranów. Czy może się okazać, że pewnego dnia spod władzy tyranów nie będzie już dokąd uciekać? Tego właśnie obawiał się w 1948 roku George Orwell. Bał się połączenia nowej wspaniałej techniki i romantycznych władców, którzy przekonają ludzi do rezygnacji z wolności. On sam ze znalezieniem wydawcy miał pewne kłopoty. Ostrzeżenia przed nowym wspaniałym światem były niemodne, a krytyka Związku Radzieckiego (nawet pośrednia, ukryta w literackiej formie), była na salonach uważana za moralnie naganną. Prawda, jego lęk okazał się przesadzony. Czy błędna była zaledwie data? Czy ludziom starczy odwagi, determinacji i rozsądku, by raz jeszcze stanąć w obronie liberalnej demokracji?

Chwilowo, twierdzenie, że Donald Trump był pierwszym od dziesięcioleci prezydentem USA, który osiągnął jakiś postęp na drodze do pokoju na Bliskim Wschodzie, grozi zerwaniem stosunków przez kilka skądinąd sympatycznych osób z listy przyjaciół, a publikacja na Facebooku najnowszej piosenki bojowników ISIS może się skończyć kolejnym zawiadomieniem o naruszeniu reguł społeczności.

Tak łatwo kawałek po kawałku rezygnować z wolności, tak łatwo zakochać się w codziennych minutach nienawiści. „Wojna to pokój, wolność to niewola, ignorancja to siła”.


Andrzej Koraszewski
Publicysta i pisarz ekonomiczno-społeczny
Ur. 26 marca 1940 w Szymbarku, były dziennikarz BBC, wiceszef polskiej sekcji BBC, i publicysta paryskiej „Kultury”.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


John Brennan disputes Israel’s right to defend itself. There’s a word for that.

John Brennan disputes Israel’s right to defend itself. There’s a word for that.

Dr. Martin Sherman


The former CIA director who drew up the US ‘kill list’ criticizing the assassination of Iran’s Fakhridazeh? You’ve got to be kidding.

Former CIA Director John Brennan testifies on Capitol Hill in Washington, May 23, 2017, before the House Intelligence Committee Russia Investigation Task Force (AP Photo/Pablo Martinez Monsivais)

It has been over a week since the lynchpin of the Iranian nuclear project, Mohsen Fakhridazeh, was killed in what appears to be an immaculately planned and flawlessly executed strike by elusive and yet to be identified assailants. Nonetheless, analysis of what took place and speculation of what might take place as a result, are still at the focus of considerable media attention.

The prime suspect?

While no state or organization has claimed responsibility/credit for the action, and despite the fact that a good number of interested parties had reason to approve of his sudden demise, suspicion fell chiefly on the secret intelligence service of Israel, the Mossad.

Depressingly, but not unexpectedly, international condemnation was both swift and widespread.

Thus, the EU’s High Representative for Foreign Affairs and Security Policy, Josep Borrell, issued a disapproving statement, calling the killing “a criminal act [that] runs counter to the principle of respect for human rights the EU stands for.”

In similar critical vein, Britain’s Foreign Secretary, Dominic Raab expressed concern over “the situation in Iran and the wider region [where] we do want to see de-escalation of tensions.” Although he admitted that “We’re still waiting to see the full facts…of what’s happened in Iran,” he nevertheless stressed the need to “stick to the rule of international humanitarian law which is very clear against targeting civilians.”

Significantly, as Ron Jontof-Hutter deftly points out, both Borrell and Raab seem either woefully misinformed or willfully misleading in describing Fakhrizadeh as a “civilian/official.” After all, it is widely known that he was a brigadier general in the Islamic Revolutionary Guard Corps, not only an elite and highly privileged arm of Iran’s military, but also designated a terrorist organization by the US in April 2019.

Hostile & hypocritical?

But perhaps the most alarming and annoying reaction came from John Brennan, who served as the Director of the CIA under the Obama administration (2013-17). In a series of tweets immediately after the attack, Brennan decried the killing of Fakhrizadeh in the strongest of terms.

Although professing not to know the identity of the assailants or whether “a foreign government” was behind the murder of Fakhrizadeh, he nevertheless began by deeming the attack an “act of state-sponsored terrorism” and “a flagrant violation of international law,” which was likely to “encourage more governments to carry out lethal attacks against foreign officials.”

He went on to characterize the action as “…a criminal act & highly reckless”, warning that: “It risks lethal retaliation & a new round of regional conflict”.

When operating in foreign countries, secret intelligence forces are ipso facto in contravention of the law of the land in which they operate. Indeed, as part of their job description, they may abduct, extort, illegally acquire classified information and, yes, assassinate individuals deemed a grave threat to their homeland.

This is, of course, something that Brennan is well aware of – since he was, as the New York Times dubbed him: “the chief architect of a clandestine campaign of targeted killings,” and “the principal coordinator of a ‘kill list’… overseeing drone strikes by the military and the C.I.A.”—see here and here.

Good for the goose but not for the gander?
Indeed, the Brennan-orchestrated campaign spanned large swathes of the globe—including Afghanistan, Pakistan, Somalia, and Yemen, comprising around an estimated 14,000 strikes. Of course, unlike the targeted killing of Fakhrizadeh, which resulted in little to no collateral damage, the US drone strike caused significant civilian casualties, with estimates ranging from just under 1,000 to just over 2,000 fatalities, including hundreds of children – and leaving thousands injured.

In fact, according to one BBC report, local residents stated that they were more afraid of the US drones than they were of the terrorists, who the drones targeted (also see here). Indeed, Amnesty International designated the US extrajudicial killings as unlawful – some of which might even be considered war crimes. Moreover, as for the efficacy of the drone campaign, many see the collateral damage wrought on civilians as spurring recruitment to the very terrorist groups it was designed to curtail.

Indeed, Brennan has been harshly berated by human rights organizations—much along the lines that he himself castigated the strike against Fakhrizadeh; while his integrity in accounting for the results of the drone campaign, has been gravely impugned. For example, the Bureau of Investigative Journalism asserted that Brennan’s claims regarding civilian casualties “ do not appear to bear scrutiny”; while The Atlantic was even more brusque, alleging reproachfully: “Brennan has been willing to lie about those drone strikes to hide ugly realities”. It derisively designated his assertion that: “there had been zero collateral deaths from covert U.S. drone strikes in the previous year, an absurd claim that has been decisively debunked.”

‘Extraordinary & galling…’
Following his previously cited derogatory tweets, Brennan tried to differentiate his drone campaign from the targeted killing of Fakhrizadeh. Accordingly, he tweeted:

These assassinations are far different than strikes against terrorist leaders & operatives of groups like al-Qaida & Islamic State, which are not sovereign states. As illegitimate combatants under international law, they can be targeted in order to stop deadly terrorist attacks.

So, according to “Brennenesque logic,” preemptively blowing away a “bad guy”(together with several unfortunate collateral bystanders), who was allegedly plotting to slay several hundred is completely justified, but eliminating a high ranking military figure (with zero collateral casualties), who was unquestionably planning the destruction of several million is a heinous “act of state sponsored terrorism” and “a flagrant violation of international law.”

It was with good reason that General (ret.) John “Jack” Keane, former Vice Chief of Staff of the United States Army, took exception to Brennan’s remarks.

In a Fox News interview, he remarked tersely: “…that’s pretty extraordinary. It takes a lot of gall to say something like that in the face of what Israel is dealing with, with Iran.”

He went on to clarify:

I mean Iran is a threat to the United States. They’ve proven it. They’ve blown up our embassies they’ve killed our soldiers in Iraq. They’ve killed thousands of us in the [last] forty years. But they are not an existential threat… They are not challenging the survival of the United States. Nuclear weapons in their hands with ballistic missiles and the continuous and repeated threat to destroy the State of Israel. Iran is an existential threat to the survival of Israel…that is why their actions are so different than ours.

“Arrogant & Dismissive…”
With some surprise and disapproval, Keane added: “I’m stunned that a former CIA director would not recognize this level of intensity and determination for what it really is – it is to protect the security of the Israeli people.”

Elsewhere, Keane robustly disputed Brennan’s earlier tweets: “I’ll take issue with … those statements… It’s the arrogance that comes out of America at times when we are so dismissive of what our allies are really dealing with…what they deal with every single day in terms of a threat. So here we have the Iranians, that for every single year for 40 years have stated that they want to destroy the State of Israel and they want nuclear weapons and missiles to deliver them as the means. And they talk openly about it. But we’re just dismissing that. We’re not going to take it seriously. The Israelis shouldn’t be doing anything that could potentially lead to a “lethal reaction’. ”

So, it seems that it is not that Israel’s detractors do not recognize that states have a right to undertake actions that Israel has undertaken. It is just that they feel that Israel should be denied that right!

If it walks like a duck…

But surely if Jews as individuals or as a collective are denied the rights recognized for others, if individual Jews are denied the right to personal safety, and if the Jewish collective is denied the right to provide itself security – is that not blatant Judeophobic discrimination?

If there is call for a unique and prejudicial standard to be applied to Jews alone, both as individuals and as a collective, then there is little choice but to conclude that what we are witnessing is not mere hypocrisy, but blatant anti-Semitism – little more than an expectation the Jews should in fact consent to die meekly.

It should be exposed as such and treated accordingly.


Dr. Martin Sherman is founder and executive director of the Israel Institute for Strategic Studies. He served in operational capacities in the Israeli Defense establishment. for seven years, and was a ministerial adviser to Yitzhak Shamir’s government. Sherman also lectured for 20 years at Tel Aviv University in Political Science, International Relations and Strategic Studies. He holds several university degrees: a B.Sc. (Physics and Geology), an MBA (Finance), and a PhD in political science and international relations. He was the first academic director of the internationally renowned Herzliya Conference and is the author of two books and numerous articles and policy papers on a wide range of political, diplomatic and security issues. Sherman was born in South Africa and has lived in Israel since 1971.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Uniwersytet Szczeciński uhonorował Annę Frajlich

Uniwersytet Szczeciński uhonorował Annę Frajlich

(as)


Pisarka Anna Frajlich została uhonorowana Medalem Uniwersytetu Szczecińskiego. Przyznano go na wniosek Rady Naukowej Instytutu Literatury i Nowych Mediów. Uroczystość wręczenia medalu odbyła się zdalnie.

Anna Frajlich obecnie mieszka w USA, ale jej twórczość jest związana z naszym miastem. Poetka stworzyła kilkanaście liryków utrwalających w wierszach Szczecin. W 2008 roku została mianowana tytułem Ambasadora Szczecina. Pisarka jest także laureatką m.in: Nagrody Fundacji Kościelskich (1981) i Nagrody Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie (2015). W 2002 roku została odznaczona Krzyżem Kawalerskim Orderu Zasługi Rzeczpospolitej Polskiej.

O twórczości Anny Frajlich pisali wielokrotnie badacze Uniwersytetu Szczecińskiego. Znakomita pisarka była również gościem największej szczecińskiej uczelni na spotkaniach autorskich i seminariach. Książki Anny Frajlich wydaje szczecińskie wydawnictwo FORMA.

Anna Frajlich urodziła się 10 marca 1942 r. w Kirgizji, dokąd jej matka trafiła po napaści Niemców na Lwów w 1941 r. W roku 1946 trafiła wraz rodzicami (w ramach repatriacji) do Szczecina. To tu uczyła się w Liceum Pedagogicznym Towarzystwa Przyjaciół Dzieci i w V Liceum Ogólnokształcącym. Maturę otrzymała w 1960 roku. Natomiast w latach 1960-1965 studiowała polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim. W roku 1969 wyemigrowała z Polski, by w 1970 r. osiąść w USA. W Stanach Zjednoczonych znana jest jako pisarka, eseistka, badaczka literatury polskiej i wykładowczyni akademicka.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com