Archive | January 2021

ISRAEL First Impressions (one day in Tel Aviv)

ISRAEL First Impressions (one day in Tel Aviv)

Kara and Nate


 


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com

 


Nowa siedziba Teatru Żydowskiego dopiero w 2025 roku?

Siedziba Sceny na Woli przy ul. Kasprzaka (Fot. Adam Burakowski/Reporter / Adam Burakowski/REPORTER)


Nowa siedziba Teatru Żydowskiego dopiero w 2025 roku?

Michał Wojtczuk


Remont budynku przy Kasprzaka 22 na potrzeby Teatru Żydowskiego może potrwać dłużej, niż zakładaliśmy: od dwóch do nawet czterech lat – zapowiedział dyrektor biura kultury w ratuszu.

.

– Domyka się proces likwidacji sceny teatralnej na Woli przy ul. Kasprzaka. Zniknie z dzielnicy. Nie będzie miała nawet statusu osobnej sceny – narzekał radny PiS Tomasz Herbich podczas sesji Rady Warszawy, na której korygowano statut Sceny na Woli, usuwając z jego treści informację, że dysponuje sceną w budynku przy Kasprzaka 22.

Siedziba Sceny na Woli przy ul. Kasprzaka Fot. Adam Burakowski/Reporter / Adam Burakowski/REPORTER

To techniczna konsekwencja decyzji podjętej jeszcze w 2019 r.; wtedy postanowiono, że budynek przy Kasprzaka 22 przejmie Teatr Żydowski, a Scena na Woli przeniesie się do Pałacu Kultury pod skrzydła Teatru Dramatycznego. Od 2013 r. Scena na Woli nie jest już samodzielnym teatrem, tylko oddziałem teatru z Pałacu Kultury.

– Scena teatralna nie zniknie z Woli – odpowiadała Herbichowi radna Agata Diduszko-Zyglewska z komisji kultury. Tłumaczyła: – Przy Kasprzaka 22 nadal będzie teatr, tylko już nie Scena na Woli, ale Teatr Żydowski.

Scena na Woli wynajmowała przestrzeń w budynku przy ul. Kasprzaka 22. Jego właścicielem był dotąd Santander Bank Polska. W 2018 r. bank poinformował stołeczny samorząd, że planuje sprzedać nieruchomość. Warszawscy urzędnicy podjęli rozmowy o zakupie budynku. Jesienią 2019 r. ratusz poinformował o sfinalizowaniu rozmów i podpisaniu opiewającego na kwotę 30 mln zł aktu notarialnego na zakup budynku. Scena Na Woli ma się jednak przenieść do Pałacu Kultury.

Na Kasprzaka po remoncie budynku ma się wprowadzić Teatr Żydowski. Od 2017 r., od zburzenia jego starej siedziby na pl. Grzybowskim, teatr ten nie ma własnej siedziby.

Teatr Żydowski, początek rozbiórki Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta

– Scena na Woli zmieniała się, miała różnych dyrektorów. Od 2013 r. wystawiano tam spektakle, które są pokazywane w Teatrze Dramatycznym. Jeśli cierpicie, że nie można zobaczyć spektakli w Teatrze na Woli, metrem można w 10 minut dojechać do centrum i obejrzeć te same spektakle w Teatrze Dramatycznym w Pałacu Kultury – przekonywała. – To wspaniale, że budynek przy Kasprzaka został kupiony, że ulokowany zostanie tam zasłużony dla kultury warszawskiej teatr.

 – A na jakim etapie są przygotowania do remontu budynku na potrzeby Teatru Żydowskiego? – pytał radny Herbich.

W 2019 r., kiedy ratusz kupił budynek przy Kasprzaka, urzędnicy ostrożnie szacowali, że Teatr Żydowski będzie mógł przenieść się na Wolę może już “w następnym sezonie”. Jesienią 2020 r. Aldona Machnowska-Góra, obecna wiceprezydent, a wtedy jeszcze dyrektorka-koordynatorka ds. kultury, zapewniała, że mimo zapaści finansów miasta z powodu koronawirusa, ratusz nie zamierza wycofać się z tej inwestycji. Ale korygowała jej harmonogram. – Remont to jest tak duży zakres prac, że doliczając przygotowania, projektowanie, przetarg na wykonawcę, wszystko zajmie rzeczywiście pewnie ze dwa lata – mówiła Machnowska-Góra.

Aldona Machnowska – Góra, zastępca prezydenta Warszawy odpowiedzialna za politykę społeczną materialy prasowe

W czwartek na sesji dyrektor miejskiego biura kultury Artur Jóźwik przedstawiał inne daty. – Scena na Woli dysponowała jedną sceną. Zakładamy, że remont doprowadzi do tego, że przy Kasprzaka 22 będzie duża scena na ok. 300 miejsc na widowni i dodatkowa, mała scena. Inwestycję będzie realizować Stołeczny Zarząd Rozbudowy Miasta. Opracowuje plan funkcjonalno-użytkowy budynku. W zależności od przyjętej opcji remont potrwa od dwóch do czterech lat – powiedział dyrektor biura kultury. Przyznał, że na razie zakres remontu nie został sprecyzowany i nie może podać jego szacowanego kosztu.

– Będziemy się starać, żeby jak najszybciej budynek udostępnić Teatrowi Żydowskiemu – obiecał dyrektor Jóźwik


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


PAVLIK MOROZOV A ROLL MODEL FOR AMERICAN KIDS?

PAVLIK MOROZOV A ROLL MODEL FOR AMERICAN KIDS?

Henryk Grynberg


The son of poor Russian peasants, he was the leader of the Young Pioneers’ group at his village school and was a fanatical supporter of the Soviet government’s collectivization drive in the countryside. In 1930, at age 12, he gained notoriety for denouncing his father, the head of the local soviet, to the Soviet authorities. In court Morozov charged that his father had forged documents and sold favors to kulaks (rich peasants who were resisting the collectivization drive). Morozov also accused other peasants of hoarding their grain and withholding it from the authorities. As a consequence of his denunciations, Morozov was brutally murdered by several local kulaks, and subsequently glorified as a martyr by the Soviet regime. Monuments to him were erected in several Soviet cities, and his example as a model communist was taught to several generations of Soviet schoolchildren. By the end of the century, however, his legend had dropped into disfavor with the liberalizing Soviet regime, which viewed him as a tragic symbol of the pressures that Stalinism could exert upon the family. Yet he may become a comeback kid soon inn our days as “people turn in family members, ex-partners they recognize in Capitol riot footage,” according to DAVID K. LI AND RIMA ABDELKADER AND ALI GOSTANIAN AND MOHAMMED SYED of NBC Universal (January 26, 2021, 9:39 PM).

As millions of Americans watched scenes of pro-Trump mobs attacking the U.S. Capitol earlier this month, some viewers saw something familiar on their TV screens — their own family and friends. The FBI has been leaning on spouses, siblings, children and former romantic partners who spotted their loved ones assaulting the Capitol and responded by dropping a dime on them. “There are plenty people, I don’t think it was so hard to report someone (even family),” said Michele Galietta, a psychology professor at John Jay College of Criminal Justice in New York City. “Does that mean you enjoy it? No. I think it’s regrettable and I think most people would be upset they had to do it, but felt it was absolutely the right thing to do.” Retired U.S. Air Force Lt. Col. Larry Brock was arrested after his former wife of 18 years contacted the FBI National Threat Operations Center on Jan. 8 saying she recognized him in footage.

“I just know that when I saw this was happening, I was afraid he would be there,” she told an FBI agent, according to an affidavit supporting charges against Brock. “I think you already know he was there. It is such a good picture of him and I recognize his patch.” Another Capitol Police Officer has died, this time by suicide, after responding to the Pro-Trump riot at the Capitol Building in Washington, D.C.. STAR MAX File Photo: 1/6/21 The United States Capitol Building in Washington, D.C. was breached by thousands of protesters during a “Stop The Steal” rally in support of President Donald Trump during the worldwide coronavirus pandemic. The demonstrators were protesting the results of the 2020 United States presidential election where Donald Trump was defeated by Joe Biden. While there was a significant police presence attempting to keep the peace – including law enforcement officers and agents from The U.S. Capitol Police, The Virginia State Police, The Metropolitan Police of The District of Columbia, The National Guard, and The FBI – demonstrators used chemical irritants to breach the interior of The Capitol Building. This, while the Democratic Party gained control of The United States Senate – sweeping the Georgia Runoff Election and securing two additional seats. (Washington, D.C.

Not long after the riot, insurrectionists knew they could be in trouble, with their largely unmasked faces in clear view, especially to family members and friends thousands of miles away. Accused rioter Guy Reffitt, an apparent member of a Texas militia group, even threatened his adult children if they “crossed the line and reported” dad to authorities, according a criminal complaint. Reffitt allegedly said he would “do what he had to do” to his own family members in such an event, prompting the young man to ask: “Are you threatening us?” “(Reffitt) responded with words to the effect of, ‘Don’t put words in my mouth,'” FBI Special Agent Thomas Ryan wrote in the criminal complaint against Reffitt. “(The son) understood (Reffitt’s) statements to be a threat to (the son’s) life.” Little did Reffitt know, as he allegedly made that threat, son Jackson Reffitt had apparently already made that call. “I got in contact with the FBI after the Capitol riots about my dad,” the younger Reffitt told KDFW. The son claimed his dad had become radicalized and calling authorities, Jackson Reffitt said, was a last best chance to help him. “It was my moral compass, kind of, to do what I thought would protect not only my family, but my dad himself,” Jackson Reffitt said. “And it wasn’t just because I think my dad is aggressive, I think what he’s been manipulated into thinking is aggressive. The son’s plea for help struck a familiar chord with former FBI profiler Clint Van Zandt, who knows firsthand how family members are often left with no choice but to call authorities to help loved ones.

Pavel Morozov was listed in the Soviet youth pioneer organization as Pioneer #001Pavel Morozov was listed in the Soviet youth pioneer organization as Pioneer #001

“The Capitol was obviously bad. But if they’re posting pictures, if they’re taking bows for committing acts like this, then they’re capable of doing much worse,” Van Zandt, whose work helped convince the brother of Ted Kaczynski to turn in his terrorist kin, told NBC News’.” (Family members are thinking) ‘I’ve reached the limits of trying to help this person, I am so concerned about their behavior that if they won’t do anything to help themselves, then I have an obligation to try to find ways to help them (and call authorities).’  And even when loved ones are not directly helping law enforcement, some are pushing for convictions in the court of public opinion.

Helena Duke, 18, shamed her Trump-supporting mother in a viral tweet when Therese Duke was punched in the face the night before the riots. Viral video captured a Washington, D.C., street confrontation on Jan. 5 when the woman, who was wearing a law enforcement uniform, delivered a quick right fist into Duke’s face, according to NBC Washington. A police report obtained by NBC News states that “an argument ensued” prior to Duke getting struck. The younger Duke re-tweeted video of her mother’s encounter and asked, “remember the time you told me I shouldn’t go to BLM protests bc they could get violent…this you?” The Massachusetts high school senior said she felt compelled to identify her family after coming across the video. “I definitely feel like they should be held accountable for their actions,” Helena Duke told NBC News. “This is horrific. It was really disgusting.”

The teenager felt her mother was “hypocritical” over the summer for labeling Black Lives Matter activists as members of a “violent organization” before going to Washington, D.C., ahead of the mayhem. “But seen as she is in this video at a violent event, inciting violence and then getting injured,” the teen said. “It was just, it was so hypocritical of her.” The nation’s growing political polarization and flood of disinformation has turned the momentary discomfort at the holiday dinner tables into calls to the FBI. “It’s this mob mentality and cult-like feeling to it, so there’s a real concern of where we’re headed and seeing a loved one being part of it,” said Elizabeth Jeglic, another psychology professor at John Jay College.

“This is not Uncle Bob or Aunt Jane anymore. This is a mob of people attacking our nation, our freedom our values and that is not what your family values are about. When you see that, it can be very devastating. It’s like a betrayal of your family and you want to keep your family values whole.” And a former romantic partner of the woman accused to stealing House Speaker Nancy Pelosi’s laptop — with alleged plans to give it to Russia — during the insurrection is cooperating with authorities, according to court documents. Riley June Williams was charged with disorderly conduct on Capitol grounds with intent to disturb a session of Congress, among other charges, before a former boyfriend called authorities. She surrendered to authorities on Jan. 18.

William’s ex told an FBI agent that she “intended to send the computer device to a friend in Russia, who then planned to sell the device to SVR, Russia’s foreign intelligence service,” according to a criminal complaint.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Więzień Sonderkommando w Auschwitz: Czy mieliśmy zrezygnować z szansy na przeżycie?

Birkenau, maj 1944 r. Żydowskie kobiety i dzieci przed krematorium III, w drodze do krematorium II (Fot. Bernhard Walter lub Ernst Hofmann / Lili Jacob / Fortepan)


Więzień Sonderkommando w Auschwitz: Czy mieliśmy zrezygnować z szansy na przeżycie?

Filip Müller


Czy zmieniłoby przebieg wypadków, gdyby ktoś z nas stanął przed tłumem i zawołał: “Ludzie, nie dajcie się oszukać, idziecie w ostatnią drogę, czeka was straszna śmierć w komorze gazowej!”? Fragment książki Filipa Müllera z okazji 76. rocznicy wyzwolenia Auschwitz.

.

W kwietniu 1942 r. Filip Müller (1922-2013) w transporcie słowackich Żydów trafił do hitlerowskiego obozu Auschwitz i skierowany został do Sonderkommando – oddziału pracującego przy masowym uśmiercaniu przybyłych do obozu mężczyzn, kobiet i dzieci. Pracował w nim z przerwami do stycznia 1945 r., będąc świadkiem zagłady setek tysięcy Żydów w komorach gazowych. W 1979 r. opublikował swoją relację „W krematoriach Auschwitz. Sonderbehandlung – mord na Żydach”, która właśnie ukazała się po polsku.

***

Nasze obawy, że następnego dnia znowu zagnają nas do krematorium do palenia zwłok, okazały się chwilowo bezprzedmiotowe. Przez trzy doby siedzieliśmy zamknięci w celi, ale czwartego dnia skoro świt obudził nas przeraźliwy głos Starka [Hans, Unterscharführer SS, szef działu przyjęć wydziału politycznego], który z dziedzińca zawołał prosto w okna celi: „Komando Fischla, wystąp!” – nasza grupka miała już nazwę.

Był świt, kilka godzin przed porannym apelem, kiedy weszliśmy na dziedziniec krematorium. Więźniowie w obozie jeszcze spali. Esesmani z karabinami maszynowymi na wieżach strażniczych właśnie teraz byli szczególnie czujni, bo zwykle z nastaniem dnia zdeterminowani więźniowie decydowali się na jedyny sposób ucieczki – przez teren strzeżony do drutów pod wysokim napięciem. Oberscharführer Quakernack pojawił się w towarzystwie kilku młodych unterführerów SS. Zauważyłem, że nie mieli przy sobie pałek. Nam znowu kazali ustawić się przy ścianie pod oknem spalarni. Przez kilka minut panowała pełna napięcia cisza. Potem usłyszeliśmy warkot nadjeżdżających ciężarówek. Zatrzymały się, wyłączono silniki i znowu nastała cisza, aż wreszcie otwarły się oba skrzydła drewnianej bramy.

Na podwórze weszła procesja kilkuset kobiet i mężczyzn w średnim wieku, wśród nich niewielu starców i pojedyncze dzieci. Szli spokojnie i nie było widać po nich zmęczenia, esesmańska eskorta zaś zachowywała się zupełnie inaczej niż poprzednio. Nie pokrzykiwali, nikogo nie popędzali, jakby zapomnieli o swoim normalnym jazgocie. Pistolety mieli dyskretnie schowane, a z ich ust nie padło żadne złe słowo. Strażnicy przy bramie już lekko się niecierpliwili, coś im się nie zgadzało – kolumna posuwała się zbyt wolno i przed zamknięciem bramy musieli cierpliwie czekać, aż na samym końcu przejdzie, kuśtykając o kuli, niewysoki człowiek bez jednej nogi.

Spoglądali przyjaźnie, nikogo nie popychali, nie poganiali ludzi, nie bili i – jak policjanci na skrzyżowaniu – wskazywali rękami drogę, aż wszyscy równomiernie rozmieścili się na dziedzińcu.

Niektórzy z tłumu rozglądali się ciekawie, choć z niepokojem. Odstawiali na ziemię walizeczki, plecaki, paczki i tobołki, zabrane w tę ostatnią drogę. Po ich wyglądzie i twarzach widać było, że wiele już przeszli. Rozmawiali po polsku i żydowsku.

Maj 1944 r. Żydzi z Rusi Podkarpackiej przed ‘selekcją’ na rampie w Auschwitz-Birkenau Fot. Bernhard Walter lub Ernst Hofmann / Lili Jacob / Fortepan

Zdołałem posłyszeć kilka słów. Wynikało z nich, że pracowali w fabryce, skąd jako rzekomych fachowców odtransportowano ich do ważnych zadań. Chociaż zachowanie esesmanów nie dawało powodów do niepokoju, pewną nieufność budził ogrodzony dziedziniec. „Melochenen, hargenen, fachowec, malechamowes, tojt” – pracować, zabijać, fachowiec, anioł śmierci, śmierć – słyszałem powtarzające się słowa. Był to niekłamany dowód, że ich myśli krążyły wokół granicy między życiem i śmiercią. Że czekali na coś, co by potwierdziło, iż oto dostali jeszcze jedną szansę na zrobienie czegoś potrzebnego i użytecznego. Życie i doświadczenia w getcie nauczyły ich, że szansę przeżycia ma tylko ten, kto okaże się „użyteczny” i kogo Niemcy mogą wykorzystać do swoich celów. W tej zdumiewającej atmosferze na dziedzińcu, gdzie nic nie wskazywało na niebezpieczeństwo, ludzie odczuwali jednak niepewność i lęk. Barometr ich nadziei podnosił się i opadał, jak mogłem wywnioskować ze strzępów rozmów.

Zastanawiałem się, jak powinniśmy zachować się w tej sytuacji i co mogliśmy zrobić. Wiedzieliśmy przecież, co stanie się z tymi ludźmi. Staliśmy przy ścianie jak wrośnięci w ziemię, sparaliżowani poczuciem bezsilności, pewni ich nieuniknionego końca.

Doszedłem do wniosku, że nie było na świecie takiej siły – ani w niebie, ani na ziemi – która mogłaby uratować przed śmiercią tych niewinnych, pracowitych, stworzonych na Boże podobieństwo ludzi, skazanych bez sędziego i wyroku przez samozwańczego tyrana. Tyrana, który wymyślił teorię o szkodliwości Żydów i postanowił wytępić ich jak robactwo, gdzie tylko dosięgnąć ich mogła jego władza. Hitler i jego wspólnicy nigdy nie ukrywali swych zamiarów i już dawno je ogłosili. Wiedział o nich cały świat i milczał, a kto milczy – myśleliśmy – wyraża zgodę. Tak rozumując, doszliśmy do przekonania, że świat godzi się na to, co tu się dzieje.

Czy zmieniłoby przebieg wypadków, gdyby ktoś z nas stanął przed tłumem i zawołał: „Ludzie, nie dajcie się oszukać, idziecie w ostatnią drogę, czeka was straszna śmierć w komorze gazowej!”? Większość z nich prawdopodobnie by nam nie uwierzyła, bo to, co ich czekało, było tak straszliwe, że całkowicie niewiarygodne. Ostrzeżenie mogłoby jedynie wywołać panikę, a w jej następstwie krwawą masakrę – a zatem i naszą śmierć. Czy mieliśmy prawo podjąć takie ryzyko i zrezygnować z szansy na przynajmniej tymczasowe przeżycie? Co było ważniejsze w tym momencie – kilkuset żywych jeszcze ludzi, nie do uratowania od czekającej ich za chwilę śmierci, czy też garstka świadków, z których niejeden za cenę okrutnych cierpień i wyparcia się samego siebie być może miał szansę na przeżycie i złożenie świadectwa oskarżającego morderców?

Szum i odgłosy rozmów nagle ucichły. Spojrzenie kilkuset oczu skierowało się w górę, w stronę płaskiego dachu krematorium, gdzie na pochyłym wale ziemnym zgromadziło się kilku esesmanów. Pośrodku, dokładnie nad wejściem do krematorium, stał Aumeier, obok, z jednej strony, Grabner, szef obozowego Gestapo, z drugiej Hössler, późniejszy szef obozu kobiecego.

Maj 1944 r. Żydzi z Rusi Podkarpackiej podczas ‘selekcji’ w Auschwitz-Birkenau. W tle osoby skierowane na lewo Fot. Bernhard Walter lub Ernst Hofmann / Lili Jacob/ Fortepan

Jako pierwszy zapitym głosem odezwał się Aumeier. Mówił, jakby chciał wygłosić przemówienie do tych przerażonych, zastraszonych, nękanych wątpliwościami ludzi.

– Przyjechaliście tutaj – mówił – żeby pracować, tak jak nasi żołnierze walczą na froncie. Kto może i chce pracować, będzie miał tutaj dobrze.

Po nim odezwał się Grabner. Wezwał ludzi do rozebrania się, ponieważ grożą epidemie, tak więc we własnym interesie powinni poddać się dezynfekcji.

– Najpierw musimy zadbać o wasze zdrowie – wyjaśnił. – Dlatego pójdziecie pod prysznic. A po kąpieli każdy dostanie talerz zupy.

W zmartwiałe twarze ludzi, którzy chciwie wsłuchiwali się w każde słowo, powróciło życie. Zaczęli ufniej spoglądać w przyszłość. Przekonujące wystąpienia esesmanów zrobiły swoje. Początkowa nieufność i podejrzliwość ustąpiły nadziei, a może nawet pewności, że wszystko dobrze się skończy. Hössler świetnie rozpoznał sytuację i też zabrał głos. Chcąc przydać fortelowi tonu całkowitej wiarygodności, odegrał przed coraz bardziej łatwowiernym tłumem prawdziwy spektakl.

– A pan, naprzeciwko, w narożniku – zawołał, wskazując palcem niewysokiego mężczyznę – jaki ma pan zawód?!

– Krawiec – zabrzmiała natychmiastowa odpowiedź.

– Damski czy męski? – dopytywał Hössler.

– Jedno i drugie – zapytany odpowiedział pewnym głosem.

– Znakomicie! – Hössler udawał zachwyconego. – Właśnie takich ludzi potrzebujemy w naszych warsztatach. Po wyjściu z łaźni proszę zaraz zgłosić się do mnie. A pani, czego się pani wyuczyła? – pytanie skierowane było do przystojnej kobiety w średnim wieku, która stała całkiem z przodu.

– Jestem pielęgniarką, panie oficerze – odpowiedziała.

– A to ma pani szczęście, potrzebne są nam pielęgniarki w lazaretach, a jeśli są tu jeszcze inne, proszę też zgłosić się do mnie po kąpieli.

– Potrzebujemy rzemieślników ze wszystkich fachów – włączył się znowu Grabner. – Ale również instalatorów, elektryków, mechaników samochodowych, spawaczy, murarzy i betoniarzy. Potrzeba nam też ludzi do prac pomocniczych. Każdy będzie miał zajęcie i dobry zarobek. A teraz – zakończył Grabner – szybko się rozbierajcie, bo inaczej zupa wystygnie.

Początkowy lęk i obawy zniknęły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Mężczyźni i kobiety, łagodni jak baranki, rozbierali się bez krzyków i bicia. Każdy starał się zrobić to jak najszybciej, by zaraz udać się do kąpieli i poddać nieuchronnej dezynfekcji. W krótkim czasie podwórze opustoszało. Na ziemi walały się już tylko buty, odzież, bielizna, walizki i kartony. Setki oszukanych, wprowadzonych w błąd mężczyzn, kobiet i dzieci wchodziły ufnie i z nadzieją na przyszłość do dużego, pozbawionego okien pomieszczenia. Kiedy ostatni przekroczyli próg, dwaj esesmani, którzy tylko na to czekali, zatrzasnęli ciężkie, obite żelazem, uszczelnione gumą drzwi i zaryglowali zasuwy.

Pełniący służbę esesmani udali się na płaski dach krematorium, z którego przed chwilą przemawiano do tłumu. Zdjęli pokrywy z sześciu zamaskowanych otworów, założyli maski przeciwgazowe i wsypali do komory zielononiebieskie kryształki cyklonu B.

Tymczasem uruchomione zostały silniki stojących wciąż w pobliżu ciężarówek. Ich hałas miał zagłuszyć krzyki umierających i dobijanie się do drzwi – tak by w obozie nic nie było słychać. My musieliśmy przeżywać to wszystko z bliska. Zdawało się, że nastał sądny dzień. Wyraźnie słyszeliśmy rozdzierający płacz, wołanie o pomoc, modlitwy, silne uderzenia i łomotanie do drzwi – a wszystko zagłuszały pracujące na wysokich obrotach silniki. Aumeier, Grabner i Hössler sprawdzali na zegarkach upływ czasu, zanim w komorze gazowej nastała cisza. Robili przy tym makabryczne dowcipy. Słyszałem, jak jeden z nich powiedział:

– Dzisiaj z prysznica musi lecieć wyjątkowo gorąca woda, bo tak głośno krzyczą.

Na ich twarzach malowało się zadowolenie ze zwycięstwa bez walki, zwycięstwa, które III Rzesza odniosła nad swoim odwiecznym wrogiem.

Gdy ucichły jęki i charczenie umierających, zamilkły również silniki. W ten sposób pomyślnie zakończył się kolejny etap akcji Sonderbehandlung, co potwierdził rozkaz: „Straż odwołać!”.

Krótko potem obok odizolowanego areału śmierci obóz budził się do życia. Dyżurni dźwigali beczki z herbatą, blokowi przygotowywali poranny apel, kapo przydzielali więźniów do komand roboczych, a do naszych uszu dotarła raźna muzyka obozowej orkiestry, która przygrywała grupom wychodzącym do pracy.

Aumeier ze swoją świtą zstąpił z dachu i skarpą zszedł na dziedziniec krematorium. Pewny siebie i z niejaką dumą zwrócił się do Quakernacka i jego kompanów, formułując zdania, jakby mistrz przemawiał do uczniów:

– Kapujecie, jak trzeba to robić?

Praktyka ta w nadchodzącym czasie stosowana była jako wypróbowana metoda masowego mordowania ludzi bez rozlewu krwi i zaczęła przybierać zastraszające rozmiary. Od końca maja 1942 r. transport za transportem znikał w ten sposób w krematorium Auschwitz.

Z niemieckiego przełożyła Ewa Czerwiakowska

Okładka książki Filipa Müllera (1922-2013) ‘W krematoriach Auschwitz Sonderbehandlung – mord na Żydach’ Fot. Ośrodek KARTA


Tematy Karty

Tematy Karty to wspólny cykl magazynu “Ale Historia” oraz Fundacji Ośrodka “Karta”, która prowadzi największe w Polsce archiwum społeczne XX wieku. Będą w nim prezentowane relacje świadków historii opowiadających o jednostkowych losach na tle najważniejszych wydarzeń minionego stulecia.

Karta oddaje głos przewodnikom po czasie minionym – ich pochodzącym z pierwszej ręki świadectwom. Historia ma tu przemówić wprost, bez pośredników i partykularnych interpretacji. W Polsce spolaryzowanej, w której używa się przeszłości dla wzmacniania podziałów, odrywanych od rzeczywistości, powrót do czystych źródeł może służyć odnalezieniu gruntu.

Fundacja Ośrodka KARTAFundacja Ośrodka KARTA Fot. materiały prasowe


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com