Rosyjscy żołnierze przy szczątkach Ormian zamordowanych przez Turków w wiosce Sheyxalan w prowincji Mus na wschodzie kraju. (FOT. AFP/EAST NEWS)
Rzeź Ormian. Żeby zamordować półtora miliona ludzi, potrzeba tysięcy innych
Małgorzata Nocuń, Andrzej Brzeziecki
Turcy zbudowali dla Ormian obozy na pustyni. Obawiali się, że gdy zaczną ich zabijać na miejscu, mogą napotkać opór, a człowiek wyprowadzony w nieznane miejsce traci orientację i staje się bardziej bezbronny.
.
„Każdego roku tego dnia wspominamy tych, którzy zginęli w ludobójstwie Ormian za czasów imperium osmańskiego, i ponownie zobowiązujemy się, by taka zbrodnia nie zdarzyła się nigdy więcej” – napisał w sobotę prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden. Uznając oficjalnie rzeź Ormian za ludobójstwo, Biden skończył z praktyką poprzedników, którzy unikali jasnej oceny wydarzeń sprzed 106 lat, żeby nie urazić sojusznika i członka NATO.
W 1987 r. Parlament Europejski uchwalił rezolucję, w której uznał masakry Ormian za ludobójstwo. Zawiera ona też zdanie mówiące, że nieuznawanie ludobójstwa Ormian przez Turcję „stanowi poważną przeszkodę do rozpatrzenia jej kandydatury jako ewentualnego przyszłego członka Unii Europejskiej”. Rezolucję tę Parlament Europejski potwierdził w 2000 i 2002 r. A w 100-lecie masakry PE złożył hołd ormiańskim ofiarom ludobójstwa i wezwał Turcję do rozliczenia się z historią.
24 kwietnia 1915 r. tureckie wojsko i policja wyłapały ok. 2 tys. mieszkających w Stambule Ormian. Niemal wszyscy zostali natychmiast zamordowani. Ten dzień uważany jest za początek ludobójstwa mniejszości ormiańskiej, które w ciągu następnego roku mogło pochłonąć nawet 1,5 mln ofiar.
Do dziś tamta tragedia dzieli oba narody, ponieważ tureccy politycy i naukowcy twierdzą, że żadnego ludobójstwa Ormian nie było. Wersja turecka brzmi następująco: po wybuchu I wojny światowej, w której Turcja stanęła po stronie państw centralnych, sprzyjający entencie Ormianie zamierzali wywołać powstanie antytureckie. Deportacje z rejonów walk armii tureckiej z rosyjską stały się więc koniecznością i na tym tle doszło do otwartej wojny turecko-ormiańskiej. Masakry podczas deportacji nie były efektem decyzji rządowych, lecz fatalnej organizacji spowodowanej chaosem wojennym oraz złą wolą dowódców polowych.
Świat nie przyjmuje tej wersji.
Rozmowa z Surenem Manukjanem
Suren Manukjan jest historykiem, zastępcą dyrektora Muzeum Ludobójstwa w Erywaniu, wykładowcą w Państwowym Uniwersytecie w Erywaniu.
Andrzej Brzeziecki, Małgorzata Nocuń: Jak na początku XX stulecia wyglądała sytuacja Ormian w imperium osmańskim?
Suren Manukjan: Na terenach Armenii Zachodniej, które od XVII w. znajdowały się pod władzą Turków, żyło ok. 2 mln Ormian. Najwięcej w sześciu wilajetach [prowincjach] na wschodzie imperium, ale wielu – głównie inteligencja: lekarze, wykładowcy, dziennikarze i politycy – mieszkało także w Konstantynopolu. Ormianie cieszyli się autonomią kulturalną i edukacyjną, ale zostali pozbawieni praw politycznych. Zresztą Turcy nie uważali ich za naród, tylko za chrześcijańską wspólnotę wyznaniową, i z tego powodu wśród innych mniejszości znajdowali się w szczególnie trudnym położeniu. Jako niemuzułmanie zostali pozbawieni wielu praw obywatelskich, nie mogli np. występować jako świadkowie w sądach, więc przestępcy, których ofiarą padali, często unikali kary. Turcy uważali Ormian za agentów Rosji i Zachodu. Panowało powszechne przekonanie, że przy ich pomocy mocarstwa, a szczególnie Wielka Brytania, ingerują w sprawy imperium otomańskiego. Turków drażniła też odrębność kulturowa Ormian – inny sposób ubierania się i europejski styl życia pozwalający np. kobietom na zdobywanie wykształcenia.
A mimo to Ormianie liczyli się w tureckiej gospodarce.
– W państwie tureckim z przyczyn religijnych przez dziesięciolecia niektóre zawody przeznaczone były niewiernym – tak działo się np. z bankowością, którą przejęli Żydzi i Ormianie. Ci ostatni wespół z Grekami kontrolowali także handel zagraniczny. Nacje te, w odróżnieniu od Turków, miały kontakty w całej Europie. W efekcie Ormianie, naród bez praw politycznych i obywatelskich, mieli duży wpływy na życie gospodarcze kraju.
Sytuacja Ormian nie była łatwa, ale nic nie zapowiadało późniejszego dramatu.
– Zaczęła się zmieniać na gorsze, kiedy w latach 1877-78 Turcja przegrała wojnę z Rosją, a kończący ją pokój w San Stefano oznaczał oderwanie od imperium terenów znajdujących się w Europie [niepodległość uzyskały wtedy Bułgaria, Rumunia, Serbia i Czarnogóra]. Turcy obawiali się, że teraz i Ormianie upomną się o swoje państwo. Propaganda zaczęła umiejętnie podnosić kwestię zagrożenia, padały oskarżenia o terroryzm i sprzyjanie Rosji, co zaowocowało masakrami w latach 1894-96, za rządów sułtana Abdulhamida II, zwanego potem “krwawym”. Władca ten był gorącym zwolennikiem nawracania Ormian na islam i stosowania krwawych prześladowań w przypadku odmowy. W latach 1894-96 w kilkudziesięciu miastach, m.in. w Sasan, Wan, Erzurum, ale także w głębi kraju – choćby w Konstantynopolu [nazwa Stambuł upowszechniła się dopiero w latach 30. XX stulecia] czy Trabzonie, zamordowanych zostało kilkadziesiąt tysięcy Ormian.
Czy Turcy mieli powody, by obawiać się ich nielojalności?
– Rzeczywiście Ormianie widzieli w Rosji protektora i nie kryli, że bliżej im do tego chrześcijańskiego kraju niż do muzułmańskiej Turcji. W samej Rosji nie byli traktowani jak obywatele drugiej kategorii, a prześladowania, choć się zdarzały, to tylko epizodycznie. Po wygranej wojnie Rosjanie wymusili na Turcji reformy mające ulżyć Ormianom, ale oczywiście nie chodziło im o sentymenty, lecz o politykę: wspierali naród żyjący na terytorium groźnego sąsiada, który miał do nich pozytywny stosunek.
Sympatia do Rosji nie musiała jednak prowadzić do ludobójstwa…
– Gdy wybuchła I wojna światowa, doszło do wydarzenia, które moim zdaniem legło u podstaw decyzji o eksterminacji Ormian. W mieście Erzurum zorganizowany został kongres partii dasznackiej (Dasznakcutiun), czyli Armeńskiej Federacji Rewolucyjnej, największego ormiańskiego ugrupowania politycznego działającego i w Rosji, i w Turcji. Podczas obrad jej liderzy zastanawiali się, jak Ormianie powinni się zachować w czasie walk rosyjsko-tureckich. Na kongres zaproszeni zostali także politycy tureccy z Komitetu Jedności i Postępu, tzw. młodoturcy, którzy w 1913 r., po wojnach bałkańskich [Turcja przegrała je z krajami, które wcześniej wyzwoliły się spod jej zależności], zdetronizowali sułtana Abdulhamida II. “Młodoturcy” namawiali Ormian do poparcia Turcji, obiecując im m.in. autonomię na ziemiach, które zostaną odebrane Rosji. Liderzy partii dasznackiej uznali jednak, że każdy Ormianin powinien dochować wierności państwu, w którym żyje, nawet jeśli oznaczałoby to, że podczas wojny brat będzie strzelał do brata. “Młodoturcy”, którzy liczyli na to, że Ormianie, także ci “rosyjscy”, staną do walki u ich boku, bardzo się rozczarowali.
Czy uważa pan, że przywódcy partii dasznackiej popełnili błąd?
– Nie. Znaleźli się w sytuacji bez dobrego wyjścia i uznali, że takie rozwiązanie jest najkorzystniejsze, choć grozi Ormianom strasznymi konsekwencjami. Moim zdaniem ten krok stał się katalizatorem decyzji o wymordowaniu Ormian. “Młodoturcy” uznali ich za element niepewny, który musi zostać zniszczony.
Decyzja partii dasznackiej nie była chyba jedynym wydarzeniem, które doprowadziło do masakry?
– To ludobójstwo tym różni się od Holocaustu, że za wymordowaniem Żydów stali Hitler i grupa jego najbliższych zauszników, a masakry na Ormianach miały szersze tło. Dochodziło do nich już wcześniej, zanim młodoturcy doszli do władzy. Zresztą gdy udało im się obalić sułtana, Ormianie nie kryli zadowolenia, bo młodoturcy uchodzili za wykształconych na Zachodzie nowoczesnych polityków. Początkowo Ormianie organizowali z nimi nawet wspólnie mityngi, ale wkrótce okazało się, że polityka młodoturków wobec chrześcijańskiej mniejszości niewiele różni się od tej z czasów Abdulhamida II. Wprowadzali w życie ideę panturkizmu zakładającą stworzenie jednorodnego etnicznie imperium, więc zamierzali asymilować inne narody żyjące w granicach państwa – jednak Ormianie nie zamierzali się temu poddać. Młodoturcy chcieli też budować gospodarkę opartą na tureckich elitach finansowych, a na tym polu Ormianie stanowili groźną konkurencję. Podjęciu decyzji o ludobójstwie sprzyjała też wojna – gdy tysiące rodaków ginie na froncie, łatwiej zmobilizować duże grupy społeczne do realizacji jakiegoś celu i skłonić je do akceptacji nawet najdrastyczniejszych metod.
Młodoturcy twierdzili, że Ormianie przygotowują prorosyjskie powstanie.
– Przeczy temu łatwość, z jaką Turcy rozprawili się z Ormianami. Gdyby rzeczywiście zbierali broń i szykowali się do walki, nie daliby się tak łatwo wymordować – na całym terytorium Armenii Zachodniej, obszarze liczącym kilkaset tysięcy kilometrów kwadratowych, doszło do pięciu, może sześciu przypadków samoobrony.
Za początek ludobójstwa przyjmuje się 24 kwietnia 1915 r., gdy w Konstantynopolu doszło do wymordowania inteligencji ormiańskiej. Ale pierwsze pogromy miały miejsce już kilka miesięcy wcześniej.
– Turcja przystąpiła do wojny 2 listopada 1914 r., a pierwsze wiadomości o masowych mordach są z grudnia. Natomiast decyzje na szczeblu rządowym zapadły w marcu 1915 r. i wtedy ludobójstwa nie można już było powstrzymać. Jeden z trzech najważniejszych polityków młodotureckich, minister wojny Enwer Pasza, nakazał wówczas rozbroić żołnierzy pochodzenia ormiańskiego, którzy zgodnie z decyzją podjętą w Erzurum walczyli po stronie Turcji. Zostali wyprowadzeni z koszar i rozstrzelani. Natomiast 24 kwietnia 1915 r. wojsko i policja wyłapały w Stambule ok. 2 tys. Ormian stanowiących elitę kulturalną i polityczną – młodoturcy obawiali się, że wezwą rodaków do sprzeciwu, a przez swoje kontakty z Zachodem mogą zmobilizować przeciw Turkom opinię międzynarodową. Większość wyłapanych została zamordowana, a część deportowana do dzisiejszej Syrii i Iraku.
Kolejny etap ludobójstwa, czyli deportacje Ormian z miast i wsi, rozpoczął się w maju 1915 r. i trwał aż do lata 1916 r. Żołnierze i żandarmi wyciągnęli z domów setki tysięcy dzieci, kobiet i starców, tworzyli z nich długie kolumny i pędzili na pustynię. Te marsze nazwano potem “karawanami śmierci”, ponieważ większość deportowanych umierała po drodze z głodu, pragnienia i wycieńczenia albo była mordowana przez konwojentów. Na pustyni zbudowano dla nich obozy, ale niewielu tam dotarło. Znamy przypadki, że z kilkutysięcznej grupy do obozu doszło kilkanaście osób.
Dlaczego nie mordowali na miejscu?
– Turcy obawiali się, że gdy zaczną zabijać Ormian w ich środowisku, mogą napotkać opór, podczas gdy człowiek wyprowadzony w nieznane miejsce traci orientację i staje się bardziej bezbronny. Ponadto szło nie tylko o pozbycie się niewygodnej mniejszości, ale także o zagarnięcie jej majątku. Dobytek ofiar był ewidencjonowany i rozdawany – krwawe ślady w obejściach, rozbite szyby czy zniszczone sprzęty obniżyłyby wartość mienia, więc starali się tego uniknąć.
Czy pieniądze mogły uratować życie?
– Zdarzało się, choć często oprawcy je brali, a potem i tak zabijali. Z 2 mln Ormian, którzy żyli na terytorium Armenii Zachodniej, uratowało się ok. 0,5 mln. Ci, którzy mieli blisko do Rosji, po prostu tam uciekli, podobnie postąpili mieszkańcy miast portowych.
Kupowali sobie życie na różne sposoby, większe szanse miały kobiety, które mogły zmienić religię i pójść do haremu jakiegoś Turka albo Kurda, ale oczywiście oznaczało to rezygnację z tożsamości narodowej i religijnej.
Zdarzali się Turcy czy Kurdowie, którzy ratowali Ormian, również niektórzy beduini na pustyni udzielali im pomocy.
Czy byli wśród Ormian kolaboranci?
– Gdy 24 kwietnia 1915 r. Turcy rozpoczęli polowanie w stolicy, wiedzieli, kogo szukać i gdzie, więc z pewnością te listy proskrypcyjne przygotował dla nich jakiś Ormianin. Ale masowej kolaboracji nie było, zresztą decyzja o całkowitej eksterminacji ludności ormiańskiej nie pozostawiała na nią wiele miejsca. Po wojnie, w 1918 r., działacze partii dasznackiej utworzyli tajną jednostkę do przeprowadzenia operacji o kryptonimie “Nemezis” polegającej na tropieniu i wymierzaniu sprawiedliwości odpowiedzialnym za ludobójstwo. Egzekucje wykonywali głównie na młodoturkach, ale zabili też trzech Ormian – kolaborantów.
Mówił pan, że doszło zaledwie do kilku przypadków oporu. Czy Ormianie nie mieli szans na przygotowanie obrony?
– Dziś wiemy wiele o tym, co się stało z żołnierzami pochodzenia ormiańskiego, a potem z inteligencją w stolicy. Jednak wtedy wieśniak, na przykład z okolic miasta Wan położonego na wschodzie kraju, nie miał o tym pojęcia. Obowiązywała cenzura, a po wymordowaniu ormiańskiej inteligencji dostęp do jakichkolwiek informacji został zupełnie zablokowany. Mieszkańcy jednego wilajetu nie zdawali sobie sprawy, że w sąsiednim trwa rzeź. A jeśli nawet jakieś informacje docierały, to zdarzały się przypadki, że duchowni ormiańscy namawiali ludność do niestawiania oporu, bo “to tylko pogorszy sytuację”. Oprawcom – tłumaczyli – chodzi głównie o majątek, więc jeśli się go odda, może uratuje się życie. Świadomość zagłady pojawiła się dopiero wtedy, gdy “karawany śmierci” zaczęły wyruszać na pustynię – pędzeni ludzie widzieli rozgrabione wsie i mnóstwo zwłok. Choć jednak ci, którzy zdołali dotrzeć do obozów i dotrwać w nich do końca wojny, mogli nie zdawać sobie sprawy ze skali zbrodni.
Do ormiańskiej legendy przeszły heroiczne obrony miasta Wan i góry Musa Dagh nad Morzem Śródziemnym.
– To niezwykłe przykłady heroizmu, kiedy garstka źle uzbrojonych obrońców stawiła skuteczny opór regularnej armii. Broniącym się przez wiele miesięcy w Wan Ormianom przyszły z pomocą wojska rosyjskie i Turcy odstąpili od oblężenia. Kiedy po roku carska armia musiała się wycofać, miasto opuścili także Ormianie.
Na wzgórzu Musa Dagh (1355 m n.p.m.) schroniło się 5 tys. mieszkańców, którzy nie chcieli poddać się deportacji i mając zaledwie 600 karabinów, stawili opór 15 tys. żołnierzy dysponujących artylerią. Po ponad miesiącu oblężenia ich sytuacja stała się beznadziejna, ale uratowały ich francuskie i brytyjskie okręty, które zareagowały na wezwania o pomoc i ewakuowały z Musa Dagh ponad 4 tys. ludzi. Jestem szczęśliwy, że Ormianie podjęli tam walkę, że mieli odwagę stawić opór. Naród, który się nie sprzeciwia i nie wykazuje chęci do przetrwania, nie ma przyszłości.
Jak do ludobójstwa odnosiły się mocarstwa?
– Żadne z państw zaangażowanych w wojnę nie powstrzymało masakry. Moim zdaniem mogli to zrobić Niemcy, główni sojusznicy imperium osmańskiego, którzy świetnie widzieli, co się dzieje. “Karawany śmierci” przechodziły wszak obok budowanej wtedy linii kolejowej do Bagdadu, na której pracowali niemieccy inżynierowie i przedstawiciele Deutsche Banku. Pozostawili po sobie wiele dokumentów i zdjęć. Zdarzały się jedynie sporadyczne interwencje niemieckiego konsula albo wojskowego i wtedy pogromy na moment ustawały, ale zdecydowanej interwencji na szczeblu państwowym, która mogłaby powstrzymać masakrę, zabrakło.
Państwa ententy – Rosja, Wielka Brytania i Francja – wydały 25 maja 1915 r. wspólną deklarację potępiającą zabijanie Ormian, w której użyły po raz pierwszy pojęcia “przestępstwa przeciwko ludzkości”. I to właściwie wszystko. Neutralne wówczas USA [do wojny przystąpiły 6 kwietnia 1917 r.] pozostały bezczynne, choć ambasador Henry Morgenthau informował Waszyngton o ludobójstwie. Jego relacje należą do najważniejszych świadectw zbrodni.
Odpowiedzialność za ludobójstwo Ormian ponoszą tylko politycy?
– Za winnych zwykło się przyjmować ministra spraw wewnętrznych Mehmeda Talata, Enwera Paszę, naczelnego wodza armii tureckiej, i Ahmeda Dżemala, ministra marynarki. Ten triumwirat rządził wówczas Turcją, ale żeby zamordować 1,5 mln ludzi, potrzeba tysięcy innych. Holocaust Żydów był ludobójstwem na skalę przemysłową.
W 1915 r. w Turcji nie było komór gazowych – część ofiar zmarła z wyczerpania na pustyni, a część oprawcy wymordowali nożami, toporami, mieczami, szablami.
Uważam, że były trzy poziomy odpowiedzialności: pierwszy to partia młodoturecka i wspomniany triumwirat, który podjął decyzję. Drugi nazywam “ogniwem łączącym” – to lokalni przedstawiciele władzy organizujący mordowanie, deportacje i podział zagrabionego majątku. Trzeci poziom to zwykli Turcy i Kurdowie, w dużej mierze chłopi. Ich udział jest dla mnie najbardziej przygnębiający, bo w normalnych warunkach pewnie nie skrzywdziliby muchy.
Jaki był udział Kurdów w zbrodniach?
– Moim zdaniem bez nich w ogóle nie doszłoby do ludobójstwa. Ormianie i Kurdowie stanowili największą grupę w Armenii Zachodniej, gdzie społeczność turecka nie była tak duża. Żołnierzami i żandarmami często byli tam Kurdowie i to oni tworzyli oddziały, bandy i szajki zabijające Ormian, za co byli potem wynagradzani domami i innym mieniem swych ofiar.
Zaraz po I wojnie światowej Turcja nie negowała zbrodni na Ormianach?
– W 1919 r. w Turcji odbyły się procesy liderów partii młodotureckiej oskarżanych m.in. o wymordowanie chrześcijańskiej mniejszości i zapadały nawet wyroki śmierci, ale wielu skazanych uciekło z Turcji. Innych dosięgła śmierć podczas wspomnianej operacji “Nemezis” – ormiańscy mściciele odnajdowali i zabijali tureckich zbrodniarzy w różnych zakątkach świata. Mehmeda Talata w marcu 1921 r. zastrzelił w Berlinie student Sogomon Tehlirian i niemiecki sąd go uniewinnił.
A jak do kwestii ludobójstwa Ormian odnosiła się Moskwa po dojściu do władzy bolszewików i utworzeniu ZSRR?
– Kiedy Armenia stała się częścią ZSRR, niewiele się o tym mówiło, bo radzieckie państwo starało się o dobre relacje z tureckim sąsiadem. Turcji rządzonej już wówczas przez Mustafę Ataturka Sowieci podarowali nawet część terytorium zamieszkanego wcześniej przez Ormian. O ludobójstwie Moskwa przypomniała sobie w czasie II wojny światowej, gdy neutralna Turcja zaczęła sprzyjać Hitlerowi, i zaraz po jej zakończeniu, kiedy stała się sojusznikiem USA. Ale w gruncie rzeczy dopiero po 1965 r., kiedy Ormianie podczas demonstracji ulicznych upomnieli się o uczczenie ofiar, Związek Radziecki zgodził się na upamiętnienie ludobójstwa.
A jak dziś Ormianie podchodzą do tamtej tragedii?
– W przypadku mieszkających za granicą pamięć o ludobójstwie decyduje o ich tożsamości. Bo przecież diasporę stworzyli ludzie, którzy cudem zdołali przeżyć. W samej Armenii ludobójstwo odgrywa rolę równoważną z takimi wartościami, jak język ormiański, Kościół, własne państwo, oraz problemami, takimi jak kwestia Górskiego Karabachu, o który toczymy spór z Azerbejdżanem. Co roku 24 kwietnia zbieramy się na uroczystościach upamiętniających ofiary ludobójstwa, żeby pokazać, że przetrwaliśmy.
Portrety ormiańskich intelektualistów, którzy zostali zatrzymani i deportowani w 1915 roku. Wiec w Stambule dla upamiętnienia 104. rocznicy masowych mordów Ormian w Imperium Osmańskim w 1915 roku, 24 kwietnia 2019 r. Fot. BULENT KILIC/AFP/East News
Czy pojednanie z Turcją jest możliwe?
– Dużo zmieniło się w ciągu ostatnich dwóch dekad, gdy w Turcji wyrosło nowe pokolenie uczonych. Wielu z nich to ludzie odważni, nieobawiający się nazywać tamte wydarzenia ludobójstwem, ale niektórzy z tego powodu musieli opuścić Turcję. Jakiś postęp jednak jest. W Turcji wychodzą już książki na ten temat, a w prasie ukazują się artykuły, za które 20 lat temu autor zostałby zlinczowany. W niektórych miastach, w których mieszkali Ormianie, 24 kwietnia zbierają się nawet ludzie, by uczcić pamięć zamordowanych. Ale pojednanie będzie możliwe dopiero wtedy, gdy Turcja zwróci się do Armenii z prośbą o wybaczenie i zadośćuczyni krzywdzie. Niestety, na razie się na to nie zanosi. Turcja neguje fakt ludobójstwa dokonanego na własnych obywatelach.
Rozmowa została przeprowadzona w 2015 r.
Historia Armenii w pigułce
Najsilniejszą pozycję Armenia osiągnęła w I w. p.n.e. za panowania Tigranesa II Wielkiego. Rozciągała się od Morza Kaspijskiego na wschodzie do Morza Śródziemnego na zachodzie, na północy obejmowała część dzisiejszej Gruzji, a na południu sięgała do królestwa Partów (dziś Iran). Na przełomie III i IV w. król Tirdat III przyjął chrzest i uznał chrześcijaństwo za religię państwową. W następnych wiekach Armenia najpierw została podzielona między Rzym i Persję, potem dostała się pod panowanie Bizancjum, a w VII w. podbili ją Arabowie. W następnym stuleciu Armenia wyrwała się spod ich władzy, ale wkrótce stała się zależna od Bizancjum. Ormianie osiedlali się w różnych punktach basenu Morza Śródziemnego, czego efektem było powstanie w Cylicji (południowe wybrzeże dzisiejszej Turcji) tzw. Małej Armenii. Kolejne stulecia to okres najazdów mongolskich i podboju państwa przez Turków. W 1555 r. historyczne ziemie Ormian znalazły się pod panowaniem Turcji i Persji, i tak utrwalił się podział na Armenię Zachodnią i Wschodnią. Pierwsza obejmowała większość dzisiejszej wschodniej Turcji i sięgała aż po miasto Erzurum. Na początku XIX w. Rosja odebrała Persom Armenię Wschodnią, która na krótko odzyskała niepodległość po rewolucji październikowej. W 1920 r. bolszewicy zlikwidowali to państwo, tworząc z czasem Armeńską Socjalistyczną Republikę Radziecką, która w 1991 r. odzyskała niepodległość.
Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com