Archive | 2021/05/06

…będą mieli Polskę bez Żydów. Taką Polskę, o jakiej marzyli

Izbica, rok 2020. Fot. Rafał Hetman


…będą mieli Polskę bez Żydów. Taką Polskę, o jakiej marzyli

Rafał Hetman


Nie ma już Tojwiego Blatta, który odjechał na sowieckiej ciężarówce. Nie ma Fiszela Białowicza, którego wygonił z Izbicy dawny kolega z klasy uzbrojony w rewolwer. Jest za to farmaceuta Marceli Najder i jego gniew.

Fragment książki Rafała Hetmana „Izbica, Izbica”, która ukazała się właśnie nakładem Wydawnictwa Czarne

W Izbicy nie ma butów, więc pijanemu szewcowi, który jest jeszcze porządnym szewcem, świetnie się powodzi – pracuje całe dnie. Może zastanawia się nawet, co zmieni w mieszkaniu, które zajął po Żydach?

Bo żadnych Żydów w Izbicy już nie ma, są za to ich domy. Murowane, drewniane, niektóre bardziej przypominają szopy na narzędzia niż schronienie dla ludzi. Brakuje w nich okien, podłóg, pieców, a jeśli okna są, to z powybijanymi szybami, jeśli zostały podłogi, to trzeba naprawiać ściany, jeśli jest piec, to nie kaflowy, tylko żelazna koza, którą nie sposób ogrzać nawet jednej izby. Niedogodności są jednak bez znaczenia, chętnych na domy nie brakuje. Do Izbicy przybywają ludzie z okolicznych wsi. Wchodzą do pustych budynków i zaczynają się urządzać. Później pomyślą, co trzeba poprawić.

Gniew napędza Marcelego do pisania, ale pisanie pozwala mu też gniew rozładować, pozwala nienawidzić i przeżywać zemstę w myślach. Namacalnie i wielokrotnie. Marceli marzy, żeby wyjechać za granicę, chciałby tam obsmarowywać Polaków. „Za wszystko!”

Rafał Hetman

Nie ma przecież z czego budować, nie ma czym remontować. Ludzie biorą, co jest. Trochę klinkieru z klinkierni. Trochę kamienia z kamieniołomu. Trochę macew z cmentarza.

Nie ma też pieniędzy. To znaczy są: okupacyjne niemieckie, sowieckie, ukraińskie czerwońce, ale nie za bardzo wiadomo, które ważne, a które nie. Kwitnie więc handel wymienny, kwitnie biznes cmentarny, trzeba tylko zainwestować w łopatę i plandekę.

Nie ma już Tojwiego Blatta, który odjechał na sowieckiej ciężarówce, nie ma Fiszela Białowicza, którego wygonił z Izbicy dawny kolega z klasy uzbrojony w rewolwer, prawdopodobnie Fiszel mieszka już w Berlinie w obozie dla przesiedleńców.

Jest za to farmaceuta Marceli Najder i jego gniew.

Ale nikt nie zwraca uwagi na nowego aptekarza. Powstają sklepy, przydomowe przedsiębiorstwa, zakłady i zakładziki, znów zjeżdża się na środowy targ. Prababka Julka dalej farbuje masło sokiem z marchwi. Marceli Najder może więc z łatwością ukryć swoje żydostwo i kontynuować pisanie pamiętnika: „W styczniu 1945 przybyłem do Polski i zostałem przez Izbę Aptekarską w Lublinie (transport dojechał do Krasnegostawu) skierowany do pracy w aptece w Izbicy Lubelskiej”.

Jednak zanim Najder dotarł do Izbicy, ukrywał się z żoną Polą i kilkorgiem Żydów w rodzinnej Kołomyi w piwnicy u Śliwiaków.

Andrzej Śliwiak chciał ukrywaniem Żydów zrobić na złość Niemcom. Oni faszyści, on komunista. Nie brał więc za pomoc pieniędzy. Żona miała mu to za złe. Któregoś dnia przestała się nawet do Andrzeja odzywać. Powiedziała tylko, że mogli wziąć na przechowanie bogatych, a wzięli dziadów, i zamilkła.

Żydzi trafili do Śliwiaków, kiedy Niemcy likwidowali getto. Wcześniej Marceli z Polą doświadczyli wszystkiego, co było udziałem Żydów w okupowanej Polsce. Pewnej nocy pod koniec czerwca 1941 roku Kołomyję opuścili Sowieci, którzy zajmowali ją od jesieni 1939 roku. To był początek wojny między Niemcami a Związkiem Radzieckim. Zanim do miasta wkroczyli Niemcy, na żydowskie sklepy i do żydowskich mieszkań rzucili się ukraińscy sąsiedzi, a po nich Węgrzy, sprzymierzeńcy Hitlera, którzy krótko stacjonowali w mieście.

W sierpniu 1941 roku Niemcy zarządzili przymusowe roboty dla Żydów, we wrześniu oznaczyli ich gwiazdami Dawida, niektórzy Żydzi jeszcze się z tych oznaczeń śmiali. Potem pojawiło się gestapo, łapanki, wysiedlenia w nieznane. Po Nowym Roku, w styczniu 1942, na ulicach zawisły plakaty, że Żydzi roznoszą tyfus, a potem ludzie zaczęli mówić, że będzie getto.

Getto powstało w marcu, Marceli z Polą musieli się przeprowadzić, to był duży problem, choć wtedy jeszcze nie wiedzieli, że z Żydem można zrobić wszystko. Dzielnicę żydowską zamknięto, obstawiono strażnikami, wkrótce zaczęło brakować jedzenia. Marceli został skierowany do pracy w plutonie sanitarnym policji żydowskiej, obserwował więc z bliska egzystencję getta, widział wszystkie etapy: przesiedlenie, wywózki, zagłodzenie i śmierć. Ktoś rano jeszcze żył, po południu jechał już na furze, a spod płachty zwisały bezwładnie jego nogi i ręce. Zginął Nunek, bart Marcelego. Zginęli też ich rodzice.

Marceli poznał Andrzeja Śliwaka przez innych Żydów, którym mężczyzna pomagał wymieniać różne przedmioty na żywność. Po długich namowach Śliwiak zgodził się przyjąć Marcelego i Polę do kryjówki, w której było już kilka osób.

Żyli z żoną za miastem na wyspie zwanej Zarynkiem. Stał tam tylko nieczynny letni pawilon restauracyjny. To w nim mieszkali Śliwiakowie. Obok była piwnica. Żydzi wraz z ukrywającym ich gospodarzem przerobili ją na kryjówkę. Piwniczny zapach ustąpił, pchły nie.

Siedzieli pod ziemią, ale wiedzieli, co dzieje się na powierzchni. Podobno Ukraińcy zaczęli mówić o porachunkach z Polakami i że należało ich przed Żydami wykończyć.

„Wyjdziemy jeszcze kiedyś z tego normalni?” – zastanawiał się Marceli z Polą.

Pod ziemią było duszno i parno. Musieli się czasem wymykać na powietrze. Raz, kiedy Marceli siedział w szopie przy pawilonie, tuż obok zabudowań przeszedł niemiecki żołnierz. Marceli widział go przez szpary w deskach. Hełm, karabin i ręce w kieszeniach.

„O czym ty teraz myślisz, cholerny Niemcze? Czy wiesz, że Żyd patrzy na ciebie z tak bliska?”.

W piwnicy robiło się coraz duszniej. Winna była słaba wentylacja i coraz częstsze kłótnie. Czas zdawał się wlec bez końca.

„Cztery lata temu zaczęła się wojna – liczył Marceli. – Ile to ja przeszedłem! Ile to stopni zszedłem na dół! Wszystko zgruntowałem – ból, ciemność, stratę najbliższych, głód, więzienie, wszy, pchły, strach, widok śmierci. Jeśli będziemy żyć, to chyba musi nam być kiedyś bardzo dobrze – skoro było tak źle. Cztery lata, a miliony ludzi odeszły, bo tak chciał jeden szaleniec. Czy choć za to przyszły świat będzie lepszy?”.

Narastały w nim frustracja i gniew. Tęsknił do rodziców i brata. Myślał o zemście: „Ja, po przyjściu Sowietów, chciałbym pójść do NKWD – dałoby mi to wielką swobodę w zrealizowaniu zemsty”. Albo: „Używałbym sobie do syta”. Gdzie indziej: „Miłość bliźniego – to dobre, ale w kazaniu niedzielnym”.

Dłużyło się też Śliwiakowi, gdyby wiedział, że to ukrywanie tyle potrwa, nie ryzykowałby takiego przedsięwzięcia. Ci, których ukrywał, obiecali, że po wojnie zrewanżują się jemu i żonie. Na razie utarli mak na kutię i do pieczywa, bo Śliwiakowie zaczęli się szykować do wigilii.

Któregoś dnia Śliwiak opowiedział, że piekarz Wójcik mu się żalił:

– Mogłem schować jednego Żyda, miał trzysta sztuk złotych dwudziestokoronówek, bałem się, ale gdy teraz widzę, że nie chodzą szukać, żałuję, żem tego nie zrobił.

Innym razem usłyszał w kolejce od jakiejś Ukrainki:

– Ot, widzicie, jeszcze były Żydy. Gdyby przyszli czerwoni, to Żydy by nas wyrżnęli. Trzeba szukać jeszcze za innymi, nie wolno ani jednego zostawić.

Marceli wynotowywał te przyniesione do piwnicy sceny. Wieści z powierzchni potęgowały jego gniew i pchały do pisania: „A dlaczego my mamy mieć litość dla kogoś? Dlaczego mamy kierować się względami? Czy dla nas były względy? Czy protestowano, zwalczano zarządzenia antyżydowskie? Mało kto to robił, a dużo Polaków, nawet gdy między Żydami […] krytykowali to postępowanie, to w głębi duszy było zadowolonych, bo będą mieli Polskę bez Żydów – taką Polskę, o jakiej marzyli”.
Rafał Hetman, „Izbica, Izbica”, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2021

A potem na rogu ulicy Karpackiej dwóch niemieckich oficerów popełniło samobójstwo. Do miasta ruszyli chłopi, żeby je dorabować. Marceli myślał, że może jemu i Poli też uda się coś złapać, ale tamci byli szybsi. Za chwilę wkroczyli Sowieci i Żydzi wyszli z dusznego ukrycia. Był 28 marca 1944 roku. Śliwiak uważał, że jest twardy, ale musiał odejść na bok, kiedy grupa, którą ukrywał, oddalała się od jego domu. Twierdził, że nie wypada, żeby ktoś widział płaczącego mężczyznę.

Potem Kołomyja przestała być polska, przeszła w ręce Sowietów, a Marceli i Pola zostali repatriantami. W styczniu przyjechali do kraju. Wkrótce Marceli dostał skierowanie do pracy. Trafił do Izbicy, do apteki magistra Józefa Grodzkiego.

9 maja 1945 roku. Wojna oficjalnie się skończyła. „Święto zwycięstwa” – krzyczy nagłówek w „Gazecie Lubelskiej”, ale Marceli Najder nadal dusi w sobie gniew. Mimo że minął ponad rok, odkąd opuścił kryjówkę, nie umie napawać się pokonaniem nazistowskich Niemiec.

Myślał, że będzie się cieszył, że będzie pijany wódką i wolnością, ale nic do niego nie dociera. Dlaczego? 12 maja 1945 roku w pierwszej notatce zapisanej już w Izbicy odpowiada sobie, że to z powodu strat – śmierci brata, rodziców, tęsknoty do dawnego życia.

„A może nie weselę się, bo mi się udziela nastrój kretynów Polaków (jak wlazłeś między wrony, to krakaj, jak i one). Jestem tu incognito, Polakiem, więc poddaję się ich wpływom. Oni nie są zadowoleni z tej Polski, pięknie, ale dlaczego nie cieszyć się z wykończenia Niemców? Polacy chcą nowej wojny. Z Rosją? Śmiech – kto będzie się bić? Oni nie chcą, bo oni i z Niemcami nie mieli ochoty. Może by tak Anglia i Ameryka biły się za »inną« Polskę? Oni, to znaczy Polacy, robiliby dobre interesy i wyżynali resztki Żydów, jakie się uratowały z rąk niemieckich. Do Żydów to oni mocni – i to bardzo”.

Kiedy siedział w piwnicy Śliwiaka z listów od Mati, żony Nunka, dowiadywał się, że Polacy to niemal ideały, pomagają Żydom na każdym kroku, i tylko Niemcy i Ukraińcy to skurwysyny.

„A teraz przekonuję się, że i jedni, i drudzy to jedna hołota” – zapisuje.

Dlatego razem z Polą nie przyznają się w Izbicy, że są Żydami. Pola widziała niedawno w Lublinie, jak ludzie w biały dzień rabowali mieszkanie Żyda. „Zrozumiałe jest, że każdy Żyd na widoku to konkurent w życiu, który lepiej sobie radzi od nich – pisze Najder – to osobnik, który na kimś może rozpoznać swój płaszcz lub pierścień, to człowiek, który okazuje się właścicielem domu, który nabyło się od Niemców za psie pieniądze lub za przespanie paru nocy z grubym i brzuchatym Szwabem”.

Gniew napędza Marcelego do pisania, ale pisanie pozwala mu też gniew rozładować, pozwala nienawidzić i przeżywać zemstę w myślach. Namacalnie i wielokrotnie. Marceli marzy, żeby wyjechać za granicę, chciałby tam obsmarowywać Polaków. „Za wszystko!” – tak pisze. Za getto ławkowe przed wojną, za zakaz uboju rytualnego, za ekscesy na uniwersytetach, za trupy w aulach uczelni, wreszcie – za kumanie się z Niemcami.

Film z wizyty Thomasa (Tojwiego) Blatta w Izbicy i Sobiborze. Dokument zrealizował sam Blatt z żoną Deną. Nosi tytuł „Past and Present. History Falsified” [Przeszłość i teraźniejszość. Historia sfałszowana]. Powstał w 1987 roku

.


ur. 1987, reporter, publikował m.in. w „Gazecie Wyborczej”, „Tygodniku Powszechnym”, magazynie „Chidusz”. Finalista Konkursu Stypendialnego im. Ryszarda Kapuścińskiego. W mediach społecznościowych opowiada o literaturze faktu


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Microwaving the White House: Enemies Are Now Sonic Attacking Americans from American Soil

Microwaving the White House: Enemies Are Now Sonic Attacking Americans from American Soil

Gordon G. Chang


  • Unfortunately, neither the Obama nor Trump administrations imposed costs on Cuba or China. With such direct attacks on the U.S. going unpunished, how could American enemies not now be tempted to use their new weapons on American soil?
  • “If we do nothing, then China or Russia will deploy these devices for large-scale use on the eve of a major military conflict. Imagine microwave weapon trucks on the bluffs overlooking the Pentagon.” — Richard Fisher, leading China military expert at the International Assessment and Strategy Center, to Gatestone Institute, May 2021.
  • Up to now, the CIA and State Department have been especially lax in trying to get to the bottom of the mysterious cases, but no unit in the federal government has made much progress.
  • Washington… should know who at least some of the culprits are. The real mystery is why the U.S. still has not done anything to protect its officials and citizens.

Unidentified parties have in recent years been directing sonic attacks on U.S. officials on American soil. The attacks have also occurred in Cuba, China, and Russia. In spring 2018, American diplomats assigned to the U.S. Consulate in Guangzhou, China (pictured) suffered brain injuries after being hit with microwaves or something similar. (Image source: iStock)

Unidentified parties have in recent years been directing sonic attacks on U.S. officials on American soil. One such attack even occurred on the grounds of the White House.

We should not be surprised. Failure to impose costs on known sonic attackers — the Cuban and Chinese regimes — almost certainly emboldened the perpetrators to think they could harm Americans in America.

Two attacks, both from American soil, have involved National Security Council officials, one on the White House’s south lawn, the Ellipse, last November and another after Thanksgiving in 2019 in Arlington, Virginia.

The earlier attack involved a White House staffer walking her dog. The pet “started seizing up,” and then she too suffered “a high-pitched ringing in her ears, an intense headache, and a tingling on the side of her face.”

As many as 40 U.S. officials have been affected. “Many reported hearing a loud sound and feeling pressure in their heads, and then experienced dizziness, unsteady gait, and visual disturbances,” NBC reported last December. “Many suffered longstanding, debilitating effects.” A CIA officer ended up with “traumatic brain injury.” Mike Beck, once a National Security Agency counterintelligence official, developed a rare form of Parkinson’s as did his colleague working with him while on an assignment overseas.

The attacks have also occurred in Cuba, China, and Russia.

U.S. troops in Europe, the Middle East and South America have been targeted as well.

There are also unconfirmed reports of similar brain disorders of corporate employees. The disorders were suffered while the employees were in China, even on short-term visits.

The National Academy of Sciences this March concluded that “directed, pulsed radiofrequency energy” is the most probable cause of reported symptoms.

Some cases involving U.S. officials posted overseas go back decades, according to Newsmax.

American officials so far are flummoxed. Incidents of these sorts, in the words of Politico, are “difficult to track and attribute with confidence due to their nature.” One reason is that these attacks, attributed to directed-energy devices, “can be small and portable.” Moreover, “symptoms can appear similar to other illnesses.”

All this is true. Nonetheless, American officials have no excuse, as there is virtually no question as to the identity of some of the attackers.

American diplomats in late 2016 were sonic-attacked in Cuba’s capital city, showing symptoms — vertigo, ringing ears, nausea, memory loss, and other ailments — similar to those of the more recent cases. The incident is so well known that there is now a phrase for the effects of directed-energy attacks: Havana Syndrome.

Or perhaps one should call it the Guangzhou Disease. In spring 2018, American diplomats assigned to the consulate in that southern Chinese city suffered brain injuries after being hit with microwaves or something similar.

Beijing denied responsibility, but the Communist Party claims infallibility and runs a near-total surveillance state. How could anyone in China launch directed-energy waves without the authorities knowing about them? The Chinese regime had to be, in some manner, behind the incident.

The same could be said of attacks launched in Cuba’s repressive state.

China’s Communist Party has a doctrine of “unrestricted warfare,” a phrase that comes from a 1999 book of that name by two Chinese air force colonels, Qiao Liang and Wang Xiangsui. These “peacetime” directed-energy attacks fit that description.

Unfortunately, neither the Obama nor Trump administrations imposed costs on Cuba or China. With such direct attacks on the U.S. going unpunished, how could American enemies not now be tempted to use their new weapons on American soil?

At the moment, only individuals have been targeted. What, however, is to stop another escalation? “If we do nothing,” Richard Fisher of the International Assessment and Strategy Center told Gatestone, “then China or Russia will deploy these devices for large-scale use on the eve of a major military conflict.” Think of the possibilities. “Imagine microwave weapon trucks on the bluffs overlooking the Pentagon,” Fisher, a leading China military expert, said.

Up to now, the CIA and State Department have been especially lax in trying to get to the bottom of the mysterious cases, but no unit in the federal government has made much progress.

That must change. Senator Susan Collins told CNN’s Jake Tapper on May 2 that the U.S. needs a whole-of-government defense.

“This pattern of attacking our fellow citizens serving our government appears to be increasing,” wrote Senators Mark Warner and Marco Rubio, chairman and vice chairman of the Senate Select Committee on Intelligence, in a joint statement issued on April 30, referring to “medically confirmed cases of Traumatic Brain Injury.”

The incidents are indeed “puzzling” as CNN correctly termed them at the end of last month, but Washington, as described above, should know who at least some of the culprits are. The real mystery is why the U.S. still has not done anything to protect its officials and citizens.


Gordon G. Chang is the author of The Coming Collapse of China, a Gatestone Institute distinguished senior fellow, and a member of its Advisory Board.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


‘It’s Like the Jewish Sopranos’: Cast and Crew of ‘Shtisel’ Talk Storylines, Tease Possible Season 4

‘It’s Like the Jewish Sopranos’: Cast and Crew of ‘Shtisel’ Talk Storylines, Tease Possible Season 4

Shiryn Ghermezian


(From top left, clockwise) Hana Laslo, Brigit Grant, Dov Glickman, Alon Zingman, Reef Neeman, Zohar Strauss and Dikla Barkai discuss “Shtisel.” Photo: Screenshot.

The cast and crew of the hit Israeli series “Shtisel” talked about their characters, the future of the show and its worldwide popularity in a virtual discussion hosted by the Israeli Film and Television Festival and Jewish News.

Actors Reef Neeman, Hana Laslo, Zohar Strauss and Dov Glickman, together with director Alon Zingman and producer Dikla Barkai talked with Jewish News’ Brigit Grant about the series and at times referenced a fourth season, leaving fans hopeful for more to come after the March 25 Neflix premiere of “Shtisel” season 3.

Barkai spoke about joining “Shtisel” after reading the first season script and said she was drawn immediately to it. “Finding this kind of project is like finding love. It’s above explanation of when and why I loved the script. I just felt it so strong and I knew I wanted to do it,” she said.

The producer admitted she wasn’t sure “Shtisel” would continue past its first season. She explained, “we felt after the first season, the magic has happened. I thought it’s like this rare moment in life, you have this silly thought that it would never happen again. So between the first season and the second season I had a lot of doubt and maybe a little fear.”

On how and when the show would possibly end, she said, “maybe ‘Shtisel’ is not a series with an end. It’s like life. It can go on and on and on.” Glickman agreed that it can go on for years to come – calling it “like the Jewish Sopranos,” a reference to HBO’s long-running series that spanned  86 episodes over six seasons.

Neeman, a newcomer to “Shtisel” who made her debut in season 3, auditioned for the role of Shira Levi via Zoom and talked about her character’s struggle with love on the show. Strauss also discussed his character’s development throughout the series — from not appearing in most of the first season to having a major role in season three. He later showed a picture of a fan who bought the fake beard he wears while in character as Lippe Weiss.

The cast and crew additionally talked their favorite “Shtisel” scenes, bringing in family members as extras and being recognized around the world. Glickman shared that Lebanese Muslim fans even approached him in Paris once after recognizing him from the series.

Glickman admitted that he cried watching certain scenes in past seasons, while Zingman said he got teary eyed while reading the show’s script, editing various scenes and filming the third season’s final scene, which he described as “so beautiful, emotional and touching.”

Talking about the difficulty of shooting during the COVID-19 pandemic, Zingman said the show was forced to postpone filming until July 2020. The summer heat in Israel added an extra layer of difficulty for the cast, who had to wear traditional ultra-Orthodox garments on camera and face masks off camera while on set. Some members of the show also contracted the coronavirus during the process. Zingman said, “It was really tough. It was really challenging.”

The discussion concluded with Barkai revealing that a traveling exhibition may be in the works to showcase the art featured in “Shtisel.”


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com