Archive | 2021/07/06

Historia, którą opowiadamy [Komentarz do parszy Ki tawo]

Jerozolima z Góry Oliwnej. Obraz Charlesa-Théodora Frère, 1880 r. /fot. The Metropolitan Museum of Art


Historia, którą opowiadamy [Komentarz do parszy Ki tawo]

RABIN JONATHAN SACKS
Tłumaczenie: Jolanta Różyło

PARSZA KI TAWO  – 1 WRZEŚNIA 2018/ 21 ELUL 5778

Miejsce: Jerozolima. Czas: około dwa tysiące lat temu. Okoliczności: złożenie pierwszych plonów w Świątyni. Oto jak ta scena opisana jest w Misznie (Bikurim 3:2-6): mieszkańcy wsi gromadzili się w najbliższym z dwudziestu czterech rozsianych po całym Izraelu miejsc spotkań. Tam nocowali pod gołym niebem. Następnego ranka przywódca zwoływał ludzi słowami z księgi Jeremiasza (31:5).

Mieszkańcy z okolic Jerozolimy przynosili świeże figi i winogrona, a ci, którzy mieszkali dalej – suszone owoce. Przed nimi szedł wół z rogami pokrytymi złotem i głową udekorowaną oliwnym wieńcem. Ktoś grał na flecie. Kiedy grupa zbliżała się do Jerozolimy, wysyłany był posłaniec, aby ogłosić ich przybycie, a ludzie dekorowali kosze z plonami. Urzędnicy miejscy wychodzili wędrowcom z powitaniem, a rzemieślnicy przerywali pracę i wołali: nasi bracia-przybysze, przychodźcie w pokoju!

Flet przestawał grać dopiero kiedy pochód docierał do Wzgórza Świątynnego. Tam każdy kładł sobie kosz z owocami na ramieniu (według słów Miszny robił to nawet król Agryppa) i niósł go na dziedziniec Świątyni. Lewici śpiewali: „Wynosić Cię będę Boże, boś mnie wyniósł z toni, i nie uradowałeś nieprzyjaciół moich” (Psalm 30:2).

Widok tej niezwykle żywej sceny, w której ludzie ze wszystkich zakątków Izraela gromadzili się przy Świątyni, musiał być niezapomniany. Najważniejsza część ceremonii działa się jednak później. Z koszami owoców na ramionach przybysze recytowali: „Oświadczam dzisiaj przed Wiekuistym, Bogiem twoim, żem wszedł do ziemi, o której zaprzysiągł Wiekuisty ojcom naszym, iż ją odda nam” (Dwarim 26:3). Następnie każdy łapał kosz za obręcz, a kapłan kładł pod nim rękę i ceremonialnie nim kołysał, podczas gdy trzymający plony wypowiadał następujące słowa z parszy na ten tydzień:

Aramejczykiem tułającym się był praojciec mój, i zstąpił do Micraim, i przebywał tam z garstką małą, i wzrósł tam w naród wielki, potężny i liczny. Lecz krzywdzili nas Micrejczycy, i gnębili nas, i nakładali na nas roboty ciężkie. I wołaliśmy do Wiekuistego, Boga ojców naszych, i usłyszał Wiekuisty głos nasz, i wejrzał na niedolę naszę, i na trudy nasze, i na ucisk nasz. I wywiódł nas Wiekuisty z Micraim ręką potężną, i ramieniem podniesionem, i postrachem wielkim, i znamionami, i cudami. A przywiódł nas na miejsce to, i oddał nam tę ziemię, ziemię opływającą mlekiem i miodem. Przeto przyniosłem oto teraz pierwociny płodów ziemi, którą dałeś mi, Wiekuisty! (Dwarim 26:5-10).

Ten fragment jest nam dobrze znany, ponieważ jego część – pierwsze cztery wersy – objaśniamy w Hagadzie na Pesach. Ale opisany rytuał jest czymś więcej. Jak wyjaśnia Yosef Hayim Yerushalmi w książce Zachor: Żydowska historia i żydowska pamięć, dzięki niemu judaizm w rewolucyjny sposób przyczynił się do współtworzenia światowej cywilizacji.

Sama uroczystość związana z pierwszymi plonami nie była niczym nowym – występuje ona w wielu kulturach. Wyjątkowe w rytuale opisanym w parszy Ki tawoi w biblijnej wykładni jest to, że nasi przodkowie widzieli Boga bardziej w historii niż w przyrodzie. Zwykle obchody związane z pierwszymi plonami były celebracją samej natury: pór roku, ziemi, deszczu, żyzności gleby i, jak pisał Dylan Thomas: „tej siły, która przez zielony lont prze kwiaty” [tłum. S. Barańczak]. Święto, o którym czytamy w Biblii, jest inne. Nie o naturę w nim chodzi, ale o kształt historii, narodziny Izraela jako narodu i zbawczą moc Boga, który wyzwolił naszych przodków z niewoli.

Oto jakie elementy tego światopoglądu były oryginalne:

    1. Żydzi jako pierwsi, jak zauważa Yerushalmi, widzieli Boga w historii.
    2. Jako pierwsi uznali historię za ciągłą narrację z jednym naczelnym wątkiem. Ta wizja utrzymała się przez całą epokę biblijną, kiedy to wydarzenia z całego tysiąclecia były interpretowane przez proroków i spisywane przez biblijnych historyków.
    3. Tematem historii z Biblii jest odkupienie. Zaczyna się ona od cierpienia, traktuje o dramacie między Bogiem a ludźmi i kończy powrotem do domu i błogosławieństwem.
    4. Narracja musi zostać zinternalizowana –historia zmienia się w pamięć i o tym właśnie jest deklaracja wygłaszana przy składaniu pierwszych plonów w Świątyni. Ci, którzy wypowiadali te słowa, mówili: oto moja historia. Przynosząc owoce tej ziemi, ja i moja rodzina stajemy się jej częścią.
  1. I najważniejsze: historia stanowi podstawy tożsamości. Taka jest faktyczna różnica między historią a pamięcią. Historia odpowiada na pytanie: co się stało? Pamięć natomiast na pytanie: kim jestem? Choroba Alzheimera powoduje, że człowiek traci pamięć, przez co traci też swoją tożsamość. Tak samo jest w przypadku całego narodu[1]. Opowiadając historię naszego ludu, odnawiamy świadomość swojej tożsamości. Mamy kontekst, który pozwala nam zrozumieć, kim jesteśmy dziś i co musimy zrobić, żeby przekazać tożsamość dalej.

Trudno jest zrozumieć, jak to było istotne i jak jest teraz. Współczesna kultura Zachodu dorobiła się dwóch całkiem różnych sposobów ucieczki od tożsamości.

Pierwszym z nich, w XVIII wieku, było europejskie oświecenie. Skupiało się ono na dwóch uniwersalizmach: nauce i filozofii. Nauka dążyła do odkrycia uniwersalnych prawd rządzących światem, natomiast filozofia – do ujawnienia uniwersalnych struktur myślowych.

Tożsamość dotyczy grup – Nas i Ich. Ale grupy wchodzą w konflikty. Dlatego oświecenie szukało sposobu na świat bez tożsamości, w którym wszyscy byliby po prostu ludźmi. Ludzie nie mogą jednak żyć bez tożsamości, a tożsamość nigdy nie jest uniwersalna. Jest natomiast zawsze i nade wszystko szczególna. To, co czyni nas wyjątkowymi jednostkami, odróżnia nas od ludzi w ogóle. Dlatego żadna dyscyplina naukowa, która dąży do uniwersalizmu, nigdy w pełni nie uchwyci znaczenia tożsamości.

Na tym polegała słabość oświecenia. Tożsamość powróciła jak burza w XIX wieku, wspierając się na trzech filarach: narodzie, rasie i klasie. Nacjonalizm doprowadził w XX wieku do dwóch światowych wojen, rasizm do Zagłady, a walka klasowa marksistów w końcu wygenerowała Stalina, gułagi i KGB.

W latach sześćdziesiątych XX wieku rozpoczęła się na Zachodzie druga próba ucieczki od tożsamości, tym razem nie na korzyść uniwersalizmu, ale indywidualizmu. Przyświecało jej przekonanie, że tożsamość jest czymś, co każdy może swobodnie stworzyć tylko dla siebie. W rzeczywistości nie tworzy się ona jednak w ten sposób, ale zawsze ma swoje korzenie w przynależności do jakiejś grupy. Tożsamość, jak język, jest z zasady tworem społecznym[2].

Tak jak po okresie oświecenia, tożsamość powróciła na Zachód z hukiem, tym razem w formie polityki tożsamości (bazującej na płci, pochodzeniu etnicznym czy orientacji seksualnej). Jeśli pozwolimy jej się dalej rozwijać, taka polityka może w konsekwencji doprowadzić do kolejnej historycznej klęski i poważnie zagrozić przyszłości liberalnej demokracji.

To, co działo się, kiedy ludzie przynosili do Jerozolimy pierwsze zebrane plony, było ogromnie istotne. Oznaczało, że regularnie opowiadali oni historię tego, kim byli. Nigdzie nie przywiązywano takiej wagi do ciągłego powtarzania wspólnej historii, jak w judaizmie, dlatego też nie ma na świecie grupy o silniejszym poczuciu tożsamości niż Żydzi. Tożsamość żydowska jako jedyna przetrwała dwadzieścia wieków bez żadnej z podstaw, które zwykle pozwalają na rozwój społeczności: władzy politycznej, wspólnego terytorium i języka.

Oczywiście nie wszystkie tożsamości są takie same. To, co charakteryzuje tożsamość żydowską i inne tożsamości bazujące na Biblii hebrajskiej, Dan McAdams nazwał „odkupieńczością”[3]. Ludzie o tym rodzaju tożsamości, o którym pisze autor, kształtują wydarzenia swojego życia w pewną narrację. Opowiada ona o utalentowanym bohaterze, który jako dziecko spotyka się z cierpieniem innych, dorastając rozwija swoje silne przekonania moralne, a jako dorosły człowiek porusza się stopniowo naprzód w przekonaniu, że negatywne doświadczenia w końcu zostaną odkupione. Bardziej niż inne życiowe narracje, tożsamość odkupieńcza uosabia wiarę, że złe rzeczy można przezwyciężyć, i potwierdza zaangażowanie narratora w budowanie lepszego świata.

Odkupienie jako centralny element historii biblijnej sprawiło, że stała się ona wyjątkowa. Mając Boga za partnera, możemy zmienić świat. Ta historia jest dziedzictwem wszystkich Żydów i naszym wkładem w poszerzanie moralnych horyzontów ludzkości. Płynie stąd idea, która może zmienić nasze życie: kształtujemy nasze życie w oparciu o historie, które o sobie opowiadamy. Miejmy więc pewność, że nasza historia oddaje nasze największe aspiracje, i opowiadajmy ją regularnie.


[1] Niedawno wydana została książka Davida Andressa Cultural Dementia, której podtytuł brzmi: How the West Has Lost its History and Risks Losing Everything Else (Kulturowa demencja: Jak Zachód stracił swoją historię i może stracić wszystko inne), London, Head of Zeus, 2018. Autor dzieli się w niej podobnymi spostrzeżeniami.

[2] W swojej nowej książce 21 lekcji na XXI wiek (Wydawnictwo Literackie, 2018), Yuval Harari sprzeciwia się historiom, znaczeniom i tożsamościom, a opowiada się za świadomością jako podstawą ludzkości, i za medytacją jako sposobem na życie z brakiem sensu. Zajmuje stanowisko przeciwne wszystkiemu, o czym mówię w tym komentarzu. Żydzi w czasach nowożytnych – będąc filozofami, marksistami, postmodernistami czy buddystami – często byli przywódcami opozycji wobec tożsamości. Najlepiej ujął to nieżyjący już Shlomo Carlebach: „Kiedy ktoś mówi: «jestem katolikiem», wiem, że rozmawiam z katolikiem, kiedy słyszę «jestem protestantem», wiem, że rozmawiam z protestantem, kiedy ktoś stwierdza «jestem po prostu istotą ludzką», wiem, że spotkałem Żyda”.

[3] Dan McAdams, The Redemptive Self: Stories Americans Live By, Oxford University Press, 2006


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Mija 81 lat od pierwszej ucieczki więźnia z niemieckiego obozu Auschwitz

Teren byłego niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz Birkenau. Fot. PAP/ A. Grygiel


Mija 81 lat od pierwszej ucieczki więźnia z niemieckiego obozu Auschwitz

Marek Szafrański


81 lat temu, 6 lipca 1940 r., z KL Auschwitz uciekł więzień Tadeusz Wiejowski. Była to pierwsza ucieczka z obozu. Po jej ujawnieniu Niemcy zarządzili apel. Trwał 20 godzin. Podczas niego zmarł polski Żyd Dawid Wongczewski. Stał się pierwszą ofiarą obozu.

Tadeusz Wiejowski został deportowany do Auschwitz 14 czerwca 1940 r. w pierwszym transporcie polskich więźniów. Pochodził z Kołaczyc. Był szewcem. W ucieczce pomogli polscy robotnicy, którzy pracowali jako elektrycy w niemieckiej firmie: Bolesław Bicz, Emil Kowalowski, Stanisław Mrzygłód, Józef Muszyński i Józef Patek. Czterech z nich było członkami Związku Walki Zbrojnej.

Uciekinier przebrany w robocze ubranie jednego z elektryków wyszedł w ich towarzystwie na zewnątrz. Otrzymał od nich prowiant i pieniądze. Towarowym pociągiem wydostał się poza okolice obozu.

Niemcy po wykryciu ucieczki zarządzili karny apel. Rozpoczął się o godz. 18. w dniu ucieczki i trwał nieprzerwanie do godziny 14. następnego dnia. Był to najdłuższy apel w historii obozu. Niemcy przez całą noc chodzili między szeregami więźniów bijąc ich i kopiąc. Po raz pierwszy wymierzono publiczną karę chłosty kijem. W tym celu skonstruowano „kozła” w obozowej stolarni. Kara dotknęła więźniów, których gestapo podejrzewało o pomoc w ucieczce.

Niemcy po wykryciu ucieczki zarządzili karny apel. Rozpoczął się o godz. 18. w dniu ucieczki i trwał nieprzerwanie do godziny 14. następnego dnia. Był to najdłuższy apel w historii obozu. Niemcy przez całą noc chodzili między szeregami więźniów, bijąc ich i kopiąc.

W “stójce” uczestniczyli wszyscy więźniowie, także chorzy. Było ich wówczas 1311. Nocą z 6 na 7 lipca, wycieńczony wielogodzinnym staniem, zmarł Dawid Wongczewski.

Współcześnie o pierwszej ofierze niemal nic nie wiadomo. Nieznana jest jego przeszłość, zawód, rodzina, ani też, w jaki sposób został zatrzymany przez Niemców. Wiadomo jedynie, że do Auschwitz został deportowany w drugim transporcie polskich więźniów 20 czerwca 1940 r. Niemcy przywieźli nim 313 osób z więzienia w Wiśniczu Nowym. W większości byli to Polacy. W transporcie znalazło się również kilkunastu polskich Żydów.

Deportowani po przywiezieniu zostali poddani szczegółowym oględzinom. Lekarz SS Franz Georg Mayer prowadził badania antropologiczne. Zwracał uwagę na wszelkie blizny lub znaki szczególne u więźniów. Wongczewski wzbudził duże zainteresowanie. Stwierdzono u niego „daleko posuniętą gruźlicę oraz wypad kiszki stolcowej z zaawansowaną martwicą”. Został umieszczony w obozowej izbie chorych.

Obozowe gestapo po ucieczce Tadeusza Wiejowskiego przeprowadziło śledztwo. Aresztowali polskich robotników, którzy pomogli uciekinierowi. Trafili do obozu. Pierwotnie zostali skazani na śmierć, ale Niemcy zamienili ostatecznie karę na chłostę i osadzenie w Auschwitz. Obóz przeżył tylko Bolesław Bicz. Zmarł tuż po wojnie. Więźniów podejrzewanych o udzielenie pomocy w ucieczce Niemcy przewieźli karnym transportem do obozu Flossenbuerg.

Tadeusz Wiejowski przez ponad rok ukrywał się w rodzinnych Kołaczycach. Jesienią 1941 r. został zatrzymany i osadzony w więzieniu w Jaśle. Krótko potem został rozstrzelany.

Tadeusz Wiejowski przez ponad rok ukrywał się w rodzinnych Kołaczycach. Jesienią 1941 r. został zatrzymany i osadzony w więzieniu w Jaśle. Krótko potem został rozstrzelany.

Niemcy założyli obóz Auschwitz w 1940 r., aby więzić w nim Polaków. Auschwitz II-Birkenau powstał dwa lata później. Stał się miejscem zagłady Żydów. W kompleksie obozowym funkcjonowała także sieć podobozów. W Auschwitz Niemcy zgładzili co najmniej 1,1 mln ludzi, głównie Żydów, a także Polaków, Romów, jeńców sowieckich i osób innej narodowości. (PAP)


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com

“Skalpel ’68”. Lekarze, którzy zetknęli się z historią spuszczoną z łańcucha

Władysław Gomułka (archiwum)


“Skalpel ’68”. Lekarze, którzy zetknęli się z historią spuszczoną z łańcucha

Joanna Szczęsna


Skalpel ’68. Kampania antysemicka w środowisku szczecińskich lekarzy.

Magdalena Ptaszyńska i Radosław Ptaszyński
Universitas

Czym właściwie wyróżnia się „Skalpel ’68. Kampania antysemicka w środowisku szczecińskich lekarzy” autorstwa Radosława i Magdaleny Ptaszyńskich spośród innych historycznych opracowań dotyczących wydarzeń marcowych? Ano tym, że to książka zrodzona ze szlachetnie pojmowanej korporacyjnej solidarności. Wiem, to sformułowanie kojarzy się raczej z ukrywaniem zawodowych błędów (np. wśród lekarzy właśnie) lub wręcz tuszowaniem występków umieszczonych w kodeksie karnym (by nie szukać daleko, weźmy nadużycia popełniane przez duchownych, a zamiatane pod dywan przez korporację pod tytułem Kościół katolicki). Ale mówiąc o „korporacyjnej solidarności”, mam na myśli co innego.

I tak na przykład pięknie pojętą zawodową solidarność znalazłam przed laty w pisemku „Magazyn otolaryngologiczny” (wydawanym własnym sumptem przez wybitnego laryngologa prof. Antoniego Krzeskiego), gdzie w kolejnych numerach publikowano: listę strat polskiej otolaryngologii w Katyniu i Starobielsku, listę strat otolaryngologii w powstaniu warszawskim, wreszcie listę strat otolaryngologii w getcie warszawskim (prof. Krzeski zwrócił się zresztą do mnie z prośbą, żebym odpytała z tego tematu dra Marka Edelmana). Każde nazwisko opatrzone było biogramem świadczącym o solidnej kwerendzie. Wzruszająca to była lektura. Zapamiętałam z niej i to – jak widać na lata – że w sowieckich obozach zamordowano aż 21 polskich otolaryngologów, w tym siedmiu pochodzenia żydowskiego.

Historia spuszczona z łańcucha

Teraz zaś mam przed sobą blisko 500-stronicową publikację, której autorzy to małżeństwo ze Szczecina; ona – lekarka przed doktoratem, pracująca na oddziale chirurgii i transplantologii, on – profesor historii i politologii, a też – uwaga! to nie bez znaczenia – sekretarz redakcji „Polish Biographical Studies”. Ona wniosła zapewne w wianie swoją medyczną wiedzę i znajomość środowiska lekarskiego, on zaś – swoje doświadczenie biografisty.

Dwadzieścia pięć portretów szczecińskich lekarzy, którzy w Marcu ’68 zetknęli się z historią spuszczoną z łańcucha, a też ludzką podłością i małością. Są tu rozdzielone rodziny i rodzice, którzy decydują się wyjechać z myślą o przyszłości dzieci, są ludzie wyzuci ze swojego dorobku i wyrzucani z miejsc pracy, które sami stworzyli, są wielkie świństwa i małe złośliwości.

Nie do wszystkich dotkniętych wtedy prześladowaniami udało się autorom dotrzeć, nie wszyscy chcieli wracać do bolesnych wspomnień, nie wszyscy zresztą dali się wyszczuć z Polski. Jak choćby doktor Adina Blady-Szwajger, o której wiele opowiadał mi Marek Edelman, który poznał lekarkę w getcie warszawskim. To dla mnie jedna z najciekawszych opowieści, bo stosunkowo mało znałam szczeciński epizod jej życia.

Ci, którzy wyemigrowali – pracowali potem w różnych krajach w swoich zawodach i specjalizacjach (niektórzy dochowali się dzieci, które też zostały lekarzami; w jednym przypadku na medycynę poszły również wnuki) – są wśród nich chirurdzy, psychiatrzy, pediatrzy, ginekolodzy, anestezjolodzy (przy okazji: w Polsce liczba lekarzy na 100 tysięcy mieszkańców należy do najniższych w Unii, ale co tam, moja ojczyzna potrafi mieć gest).

„Skalpel ’68″ czyta się niczym powieść

Bohaterowie książki nie skupiają się na relacjonowaniu swoich krzywd, choć Polska dla wielu z nich wciąż jest niezabliźnioną raną (przeważająca większość pochodziła z całkowicie zasymilowanych rodzin, nie miała związków z kulturą żydowską, nie znała ani jidysz, ani hebrajskiego, a na miejsce emigracji nie wybrała Izraela).

Myślę, że Szczecin w Marcu ’68 nie wyróżniał się jakoś specjalnie spośród innych polskich miast ani skalą antysemityzmu, ani rozmiarami prześladowań. Jeśli coś wyróżnia tę książkę na tle innych marcowych publikacji, to autorski duet, który zrobił fantastyczną kwerendę archiwalną i godny podziwu research, sięgający czasem dwa pokolenia wstecz i doprowadzony aż po dzień dzisiejszy. A jeśli dodać do tego epicką w swoim rozmachu narrację, to „Skalpel ’68″ czyta się niczym powieść, której bohaterowie odgrywają swoje losy z pasją i przekonaniem.

Skalpel ’68. Kampania antysemicka w środowisku szczecińskich lekarzy’, Magdalena Ptaszyńska i Radosław Ptaszyński, wyd. Universitas


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com