Archive | 2021/07/21

Muzeum opowiadające o wypędzonych Niemcach otwarte. Czy uwzględnia polską wrażliwość?

Niemieccy uciekinierzy ze wschodu, Berlin, czerwiec 1945 r.


Muzeum opowiadające o wypędzonych Niemcach otwarte. Czy uwzględnia polską wrażliwość?

Paweł Machcewicz


Centrum Dokumentacji “Ucieczka – Wypędzenie – Pojednanie” już otwarte. Nowe muzeum to opowieść o losach wielu narodów. Niemieccy wypędzeni są jednak w jej centrum. Autorzy ustawili ich m.in. obok Ormian i Syryjczyków, co może razić odbiorcę spoza Niemiec.

.

Po ponad 20 latach przygotowań i politycznych sporów otwarto w Berlinie, w obecności kanclerz Niemiec Angeli Merkel, muzeum poświęcone przymusowym przesiedleniom. Opowiada przede wszystkim o losie Niemców po II wojnie światowej, ale także innych grup i narodów, które zostały zmuszone do opuszczenia swoich stron ojczystych w XX w. i w pierwszych dwóch dziesięcioleciach obecnego stulecia.

Niemieccy wypędzeni i polskie lęki

Geneza tego przedsięwzięcia sięga 1999 r. kiedy to Związek Wypędzonych wysunął ideę stworzenia Centrum przeciwko Wypędzeniom, które miało koncentrować się na losie Niemców w ostatnich miesiącach wojny uciekających przed Armią Czerwoną, a po zakończeniu działań wojennych wysiedlanych przez władze Polski, Czechosłowacji (z każdego z tych krajów ponad 3 mln ludzi) i Węgier.

W Polsce projekt ten wzbudził bardzo negatywne emocje, które łączyły ogromną większość opinii publicznej i klasy politycznej, w innych sprawach niezdolnej do wypracowania podobnej zbieżności poglądów. Przyczyniał się do tego niewątpliwie konfrontacyjny styl Eriki Steinbach, ówczesnej szefowej Związku Wypędzonych, która stała się w Polsce prawdziwym czarnym charakterem i jednocześnie prawdopodobnie najbardziej rozpoznawalną przedstawicielką sąsiedniego narodu. Jątrzące były wypowiedzi jej i innych przywódców wypędzonych, którzy jako główną przyczynę wysiedleń wskazywali polski nacjonalizm, domagali się zwrotu utraconego mienia lub odszkodowań, a nawet – w przypadku Steinbach – sugerowali, że to polityka Polski w 1939 r. sprowokowała atak III Rzeszy.

Polskie obawy wzmagało narastające w Niemczech od lat 90. zainteresowanie cierpieniami niemieckiej ludności cywilnej w czasie wojny i bezpośrednio po jej zakończeniu, czego wyrazem były liczne książki i filmy koncentrujące się na ofiarach alianckich bombardowań, kobietach masowo gwałconych przez czerwonoarmistów czy właśnie wypędzonych. Ogromny rozgłos zyskała książka „Idąc rakiem” Güntera Grassa o zatopieniu statku „Wilhelm Gustloff” z wieloma tysiącami cywilnych uciekinierów na pokładzie. W Polsce prowadziło to do lęków, że Niemcy będą coraz częściej postrzegani jako ofiary wojny, a Polacy jako oprawcy. Nie bez znaczenia było to, że w tym samym czasie toczyła się wielka debata na temat Jedwabnego i innych polskich zbrodni na Żydach.

Uroczystość otwarcia Centrum Dokumentacji Przesiedleń, Wypędzeń, Pojednania w BerlinieUroczystość otwarcia Centrum Dokumentacji Przesiedleń, Wypędzeń, Pojednania w Berlinie Fot. Documentation Centre for Displacement, Expulsion, Reconciliation in Berlin

Spory o kierunek

Temat wypędzeń i projekt stworzenia poświęconego im muzeum stały się na tyle poważnym obciążeniem relacji polsko-niemieckich, że obie strony zaczęły poszukiwać wyjścia z tego zapętlenia. Rząd Donalda Tuska podjął decyzję o stworzeniu Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, według zgłoszonego przeze mnie publicznie pomysłu na łamach „Gazety Wyborczej”. Intencją było pokazanie całego obrazu wojny i niemieckich zbrodni, bez którego przymusowe wysiedlenia były pozbawione rzeczywistego kontekstu historycznego.

W Berlinie rządząca koalicja CDU i SPD podjęła decyzję o odebraniu Związkowi Wypędzonych decydującego wpływu na sposób upamiętnienia wypędzeń i nadaniu planowanej instytucji kształtu, który byłby do przyjęcia dla Polaków i Czechów. Temu miało służyć stworzenie fundacji Ucieczka – Wypędzenie – Pojednanie z udziałem przedstawicieli Związku Wypędzonych, ale poddanej kurateli rządu federalnego. Do współpracy zaproszono postaci i środowiska odległe ideowo od wypędzonych, w tym polskich historyków. Dwóch z nich – prof. Tomasz Szarota i prof. Krzysztof Ruchniewicz – wystąpili z rady naukowej, nie zgadzając się z kierunkiem prac nad wystawą. Początkowo podobnie postąpił prof. Piotr Madajczyk, by następnie powrócić do grona doradczego.

Centrum Dokumentacji Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie w BerlinieCentrum Dokumentacji Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie w Berlinie Markus Gröteke / architectureshooting / Copyright: Markus Grteke, Berl

Efekt końcowy tych wszystkich mozolnych prac i burzliwych sporów możemy oglądać w samym sercu Berlina. Nowo otwarte Centrum Dokumentacji „Ucieczka – Wypędzenie – Pojednanie” mieści się w Deutschlandhaus, jednym z najciekawszych architektonicznie budynków z lat 20., w którym w ciągu kilku powojennych dziesięcioleci mieściły się władze Związku Wypędzonych.

Nie tylko o Niemcach

Już pierwsze zetknięcie z wystawą unaocznia, że postulowana przez rząd federalny uniwersalizacja tematu przymusowych wysiedleń – a więc niekoncentrowanie się wyłącznie na cierpieniach Niemców – w pełni się zmaterializowała. Całe pierwsze piętro wystawy – przestrzennie jej połowa – pokazuje losy wielu różnych narodów, grup etnicznych i religijnych, które doświadczyły nie tylko przymusowych wysiedleń, ale także innych form przemocy, aż do masowej eksterminacji jak w przypadku Ormian mordowanych przez Turków w czasie I wojny światowej. Niemieccy wypędzeni pojawiają się tam w różnych miejscach, ale obok uchodźców z Syrii, z Bałkanów, gdzie w latach 90. toczyły się krwawe wojny, czy na subkontynencie indyjskim, gdzie miliony ludzi musiały opuścić swoje domy, gdy powstawały tam w 1947 r. dwa państwa – Indie i Pakistan.

Centrum Dokumentacji Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie w BerlinieCentrum Dokumentacji Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie w Berlinie Markus Gröteke / architectureshooting / Copyright: Markus Grteke, Berl

Wiele miejsca poświęcono gwałtom na kobietach w czasie konfliktów wojennych (w tym na Niemkach w latach 1944-1945) czy traumie dzieci. Jest tam mowa o rozwoju nacjonalizmów, pokazanych jako główna siła napędowa prześladowań, ale także o tym, jak wspólnota międzynarodowa starała się odpowiadać na masowe zbrodnie – poczynając od konwencji haskich i trybunału norymberskiego, wypracowania pojęć zbrodni przeciw ludzkości i ludobójstwa, aż do powołania Międzynarodowego Trybunału Karnego. Jest to więc opowieść nie tyle nawet o przymusowych przesiedleniach, co raczej o okrucieństwach XX w. i pierwszych dwóch dziesięcioleci obecnego stulecia – bardzo szeroka i dość chaotyczna, bez wyraźnego pomysłu, jak ją narracyjnie uporządkować.

Uwzględniona polska wrażliwość

Wystawa nabiera zupełnie innego charakteru na drugim piętrze. Notabene, część zwiedzających nie była pewna, czy znajduje się tam dalszy ciąg ekspozycji, i sprawiała wrażenie zdezorientowanych jej przestrzennym układem. Drugi poziom wystawy prezentuje już narrację znacznie bardziej zwartą i w swej większości koncentrującą się na losie Niemców – uciekających przed Armią Czerwoną, wysiedlanych po wojnie, starających się rozpocząć nowe życie na zachodzie bądź wschodzie podzielonych Niemiec. Zaczyna się jednak od pokazania narodzin narodowego socjalizmu, wraz z jego ideologią – antysemityzmem, pogardą wobec innych narodów i ekspansjonizmem.

Centrum Dokumentacji Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie w BerlinieCentrum Dokumentacji Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie w Berlinie Markus Gröteke / architectureshooting / Copyright: Markus Grteke, Berl

W skrótowej formie znajdziemy tam wszystkie najważniejsze informacje, poczynając od ataku na Polskę po kolejne agresje i zbrodnie popełniane na okupowanych narodach. Widać, że twórcy wystawy bardzo się starali uniknąć zarzutu bagatelizowania niemieckiej odpowiedzialności za wywołanie bezmiaru zła i przemocy, śmierci dziesiątków milionów ludzi, bezprecedensowych zniszczeń materialnych, zmian granic i w konsekwencji utraty domów przez kolejne miliony – nie tylko Niemców, ale także Polaków czy Ukraińców. Dostrzegalne jest też wychodzenie naprzeciw polskiej wrażliwości – poruszające jest przedstawienie przesiedleń z Zamojszczyzny (ilustrowane są one m.in. losem polskiej dziewczynki wywiezionej do Auschwitz i zamordowanej tam zastrzykiem z fenolem) czy losu mieszkańców Warszawy w trakcie powstania 1944 r.

Centrum Dokumentacji „Ucieczka – Wypędzenie – Pojednanie”. Przemilczane wątki

Dużo miejsca (zdjęć i eksponatów) poświęcono Polakom przesiedlanym z terenów anektowanych w 1944 r. przez Związek Radziecki. Wspomniane są także wysiedlenia przeprowadzone przez Sowietów w latach 1940-1941. Pokazana jest kopia eksponatu z wystawy gdańskiego Muzeum II Wojny Światowej – maska chroniąca przed mrozem używana przez Polaków pracujących przy wyrębie lasów na Syberii.

Obraz wojennego kataklizmu jest bardzo poprawny, uwzględniający doświadczenia innych narodów, które stały się ofiarami Niemców popierających politykę Hitlera.

Mimo to pewnych rzeczy na wystawie brakuje, a im dalej się zagłębiamy w jej opowieść, tym więcej pojawia się wątpliwości.

Pokazane są co prawda wysiedlenia Polaków, ale jedyny przykład to wspomniana Zamojszczyzna. Nie ma żadnej szczegółowej informacji o wysiedleniach Polaków z Gdyni i Wielkopolski, które zaczęły się już w pierwszych tygodniach okupacji i miały niezwykle brutalny przebieg.

Nie chodzi przy tym o to, żebyśmy zawsze wysuwali na plan pierwszy polskie cierpienia, ale o to, że w tym przypadku mieliśmy do czynienia z początkiem nazistowskiej polityki masowych wypędzeń, uruchomieniem tych procesów, które kilka lat później dotkną także ludność niemiecką.

Ogromna część drugiej części wystawy to bardzo szczegółowe przedstawienie ucieczek i wysiedleń Niemców z poszczególnych regionów – Prus Wschodnich, Pomorza, Śląska i innych. Jest to ciekawe i poruszające, dzięki indywidualnym historiom, ilustrowanym eksponatami, np. drewnianymi wozami, którymi uciekano, czy przedmiotami, które zdołano ze sobą zabrać. Zwiedzający koncentruje się na ludzkim dramacie doświadczanym głównie przez kobiety, dzieci, starców. Nie ma tu jednak miejsca na przypomnienie, że uciekający czy wysiedlani w swej większości identyfikowali się z reżimem Hitlera, czerpali z niego wcześniej korzyści, np. poprzez pracę robotników przymusowych czy jeńców, którzy w gospodarstwach rolnych zastąpili niemieckich mężczyzn wcielonych do Wehrmachtu. 

Uroczystość otwarcia Centrum Dokumentacji Przesiedleń, Wypędzeń, Pojednania w BerlinieUroczystość otwarcia Centrum Dokumentacji Przesiedleń, Wypędzeń, Pojednania w Berlinie Fot. Documentation Centre for Displacement, Expulsion, Reconciliation in Berlin

Trzeba jednak zaznaczyć, że na berlińskiej wystawie znajdziemy informację, że niemieckie zbrodnie trwały do końca wojny. Wspomniano, że w sąsiedztwie Mierzei Wiślanej, poprzez którą w tym samym czasie na zachód uciekały setki tysięcy Niemców, dzień po zatopieniu „Wilhelma Gustloffa” zamordowano w Palmnicken kilka tysięcy więźniów (w większości kobiet) z jednego z podobozów Stutthof. Jest to przedstawione jako zbrodnia SS. W gdańskim Muzeum II Wojny Światowej, gdzie prezentowane jest to samo wydarzenie, przypomina się, że w wyłapywaniu uciekających więźniów brała udział miejscowa ludność, w tym kilkunastoletni chłopcy z Hitlerjugend. 

Centrum Dokumentacji Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie w BerlinieCentrum Dokumentacji Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie w Berlinie Markus Gröteke / architectureshooting / Copyright: Markus Grteke, Berl

Krzywda bez refleksji

Dużo miejsca poświęcono losom ponad dwunastomilionowej rzeszy niemieckich uciekinierów i wysiedlonych w powojennych Niemczech. Ich integracja była trudna ze względu na pauperyzację społeczeństwa i zniszczenia wojenne, ale przebiegała zupełnie inaczej w obu częściach Niemiec. O ile w Niemieckiej Republice Demokratycznej ich los był tabuizowany, to na zachodzie uzyskali oni duże wsparcie ze strony państwa – zarówno finansowe, jak i polegające na kultywowaniu ich pamięci w przestrzeni publicznej.

Uroczystość otwarcia Centrum Dokumentacji Przesiedleń, Wypędzeń, Pojednania w BerlinieUroczystość otwarcia Centrum Dokumentacji Przesiedleń, Wypędzeń, Pojednania w Berlinie Fot. Documentation Centre for Displacement, Expulsion, Reconciliation in Berlin

Wystawa przypomina Kartę niemieckich Wypędzonych z 1950 r., w której wyrzekali się „odwetu”, ale jednocześnie podtrzymywali swoje prawa do powrotu w strony ojczyste i odrzucali granicę na Odrze i Nysie. Jest to oczywiście kwestia proporcji, ale zabrakło mi pokazania, że przez długie dziesięciolecia środowiska wypędzonych przede wszystkim pielęgnowały swoją krzywdę, w znikomym albo żadnym stopniu zdobywając się na refleksję o niemieckiej odpowiedzialności za narodowy socjalizm, wojnę, zbrodnie na innych narodach. Jeszcze w 1990 r., w czasie rozmów na temat zjednoczenia Niemiec, Związek Wypędzonych był przeciwny uznaniu granicy na Odrze i Nysie. 

Centrum Dokumentacji Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie w BerlinieCentrum Dokumentacji Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie w Berlinie Markus Gröteke / architectureshooting / Copyright: Markus Grteke, Berl

Nie znajdziemy też w epilogu wystawy – poza lakoniczną wzmianką – informacji o burzliwej historii powstawania samego Centrum ani o tym, do jak silnych konfliktów z Polską doprowadziły działania Steinbach. Nie zastąpi tego reprodukcja okładki tygodnika „Wprost” z 2003 r., na której przewodnicząca Związku Wypędzonych w esesmańskim mundurze ujeżdża ówczesnego kanclerza Gerharda Schrödera. Bez przedstawienia ówczesnego kontekstu, tak ważnego dla historii i ostatecznego kształtu muzeum, może to być odebrane co najwyżej jako wyraz – najdelikatniej to ujmując – polskiego przewrażliwienia.

Nadmiar może szkodzić

Największy problem mam jednak nie tyle z tym, czego brakuje na berlińskiej wystawie, ale z tym, czego jest w nadmiarze. Uniwersalizacja, która miała sprawić, że Centrum nie stanie się wyłącznie mauzoleum niemieckiego cierpienia, sprawiła, że powojenny los Niemców jest przede wszystkim częścią ogólnoświatowego pejzażu przemocy i cierpień ludności cywilnej, w ciągu ostatnich 100 lat doświadczanych przez dziesiątki różnych narodów na wielu kontynentach.

Niemieccy wypędzeni stają obok Ormian, Syryjczyków, mieszkańców subkontynentu indyjskiego czy rozdartej wojną domową Kolumbii. Tak zapewne postrzega wystawę większość niemieckich zwiedzających, co jest zrozumiałe w kraju, który w ciągu ostatnich lat przyjął ponad milion uchodźców.

Berliński dziennik „Tagesspiegel” na okładce specjalnego dodatku z okazji otwarcia Centrum umieścił dwie przenikające się fotografie – niemieckich wypędzonych w 1945 r. i syryjskich Kurdów w 2014 r. Jest to pierwsze, naturalne skojarzenie, a narodowy socjalizm, III Rzesza, II wojna światowa przestają być najważniejszymi punktami odniesienia wobec tego, czego doświadczyli Niemcy w jej ostatnich miesiącach i bezpośrednio po jej zakończeniu. 

Centrum Dokumentacji Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie w BerlinieCentrum Dokumentacji Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie w Berlinie Markus Gröteke / architectureshooting / Copyright: Markus Grteke, Berl

O odbiorze wystawy decyduje rozłożenie akcentów, proporcje pomiędzy poszczególnymi wątkami, a nawet tak prozaiczna sprawa, którą część zwiedzający obejrzy najpierw. Warto jeszcze raz podkreślić starania jej twórców, by oddawała ona prawdę historyczną, a także szanowała polską wrażliwość.

Widać też wyraźnie, jak polityczna intencja, by temat niemieckich wypędzeń nie antagonizował innych narodów, wpłynęła na ostateczny kształt ekspozycji, niekoniecznie sprzyjając jej spójności.

Tak czy inaczej, gdy pamiętamy polskie lęki sprzed kilkunastu lat, możemy dziś powiedzieć, że nie ma powodu, by w berlińskim Centrum nadal widzieć zagrożenie – czy dla obrazu polsko-niemieckich relacji w przeszłości, czy współcześnie. To jeszcze jedna wystawa, która powinna podlegać rzeczowej refleksji i debacie, w której będziemy mówić zarówno o jej mocnych stronach, jak i słabościach.


Paweł Machcewicz jest historykiem, profesorem w Instytucie Studiów Politycznych PAN; ostatnio opublikował (wraz z Andrzejem Paczkowskim) książkę „Wina, kara, polityka. Rozliczenia ze zbrodniami II wojny światowej” (Znak/Instytut Studiów Politycznych PAN, Kraków 2021); w latach 2008-2017 był twórcą i dyrektorem Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


No Less Lost

No Less Lost

Grace Linden


Last year, I went searching for the architect behind Schottenring 35 in Vienna, a tall structure with big windows and ornate stonework that is grand in the late-19th-century way that has always struck me as beautiful. My grandfather once lived somewhere above the building’s elegant storefronts. This was his last address in Vienna before he left Austria for England and then the United States. He never saw his family again, and I have never seen this building in person, though I obtained Wilhelm Stiassny’s architectural plans with the help of Austria’s National Library.

What I will do with these plans, however, I haven’t yet determined. Probably nothing, if I am honest. Every day the past becomes fuzzier as the gap between what once was and what is grows. I am not sure what there is to learn or uncover. But then I think of my family, their lives and meals and gossip and weekends, and I go back to the email, retranslate the German, and imagine who filled this Küche, these Zimmers.

Postcard of Sosnowiec from between 1925 and 1936. (Image via Wikicommons)

The past can be exhilarating, and it can be quicksand. So discovers Menachem Kaiser in Plunder, his expansive, complicated, generous memoir. Like me, Kaiser too came to focus on a building. In 2010, on a research fellowship in Lithuania, he traveled to Krakow to celebrate Rosh Hashanah. He knew little of this part of his history except that his grandfather Maier Menachem Kajzer was the sole member of his family to have survived the Holocaust; he died before Kaiser was born. The stay in Krakow was Kaiser’s first visit to Poland and while there, he called his father to find out where Maier had grown up. From a stack of his grandfather’s old papers, an address was produced for a building in Sosnowiec, an industrial city in the Silesia region. It emerged that the building had not only been Maier’s home but was also owned by his family. After Maier immigrated to the United States, he sought compensation for the lost property, first from the Polish government and then through the United States’ Foreign Claims Settlement Commission, but bureaucratic tape, hefty fees, and translation problems doomed the claim.

Malachowskiego, the street on which the building is located, is now a busy thoroughfare. “What I felt most sharply standing there in front of my grandfather’s building was not a connection this place/time but a sense of discontinuity with the past,” he writes.

No matter how literary and metaphorical you wanted to get, this wasn’t my home. My grandparents had done everything they could to wipe away this history. And they’d succeeded, no? Despite being the son of two Poles, my father would consider the idea that he is Polish ludicrous. No longing had been passed down. No seeds of nostalgia had been planted.

Kaiser went to Sosnowiec because it was something to do and because in that city there existed a physical site with fixed coordinates to which he could anchor his past. Once he verified its existence, he left, never expecting to return.

He began, however, to travel more frequently to Poland, and, prodded by his father, he eventually looked at the documents his grandfather had assembled. Kaiser found himself “unexpectedly moved” by what he read, swept up by the struggle and the words in his grandfather’s handwriting. “I have never felt particularly disturbed by this legacy,” Kaiser writes,

but then I read the file, saw how my grandfather had tried and failed for more than twenty years to reclaim what his family had lost, and here was an opportunity, I thought, to allow myself to be disturbed.

Once, the Kajzer family (spelled Kajzer on the Polish documents) owned a building that they were forced to abandon. Maier lived, the rest were murdered, and the building was lost. Decades later, armed with evidence and an Americanized name, Kaiser would open himself to history;he would go to Poland and get the building back.

A building on Schottenring, present day.

Kaiser begins by hiring a lawyer, and together they optimistically plan a course of action. To prove his family has rights to the building, Kaiser must first confirm the deaths of his long-dead relatives, which shouldn’t be hard. These are people who, born at the end of the 19th century, could not be anything other than dead in 2016. A question of geography requires that his case be split between two jurisdictions: One judge agrees that yes, the relatives are indeed deceased, while the other rejects Kaiser’s motion. “The antagonist,” Kaiser learns, “was the process itself.” Upon learning that his great-great-grandparents cannot legally be declared dead, he writes:

The generosity I’d come to the process with, that spirit of what can you do, bureaucracies will be bureaucratic, now seemed so misplaced, so naïve. Because all I was asking for here, really, was an acknowledgment of a supremely banal fact, that they’re dead, that my relatives who died in the Holocaust are dead. What could be an easier-to-acknowledge truth?

The bureaucratic, Sisyphean struggle warps reality, and Kaiser’s story resists a straightforward, linear telling. He begins by telling it chronologically, but quickly the narrative overlaps and doubles back, owing in part to his incorporation of diary entries, poetry, and theoretical conversations and encounters.

This skewing is reflected in the landscape of Poland itself, where castles and crematoria abut suburban neighborhoods and Holocaust survivors drink tea with the treasure hunters searching for a buried Nazi hoard. The Holocaust may seem a discrete event, but that is far from the truth, a fact Kaiser is reminded of repeatedly as he encounters its many physical traces. Skeletal structures of concentration camps, hidden rooms in ordinary homes, the myth of the gold train—it all mars Poland’s land. Despite an increasingly autocratic government’s attempts to make it otherwise, the past is very much still present.

recommended by: Leon Rozenbaum
Of the 3.3 million Jews that lived in Kaiser’s grandfather’s Poland prior to the war, only around 380,000 survived. Kaiser’s family is but one family in a sea of many families, all of whom lost so much. There is a lot of property to contend with and a lot of sadness. And a lot of life moved into these apartments and businesses. If successful in his claim, Kaiser (along with other members of his extended family) would become the new owner of 12 Malachowskiego, a prospect that understandably unnerves the building’s current occupants. Would their rents be raised, their apartments seized? Kaiser imagines the arguments they will bring against him:

Call it what you want, but the fact of the matter is that you don’t live here, your family doesn’t live here, no one in your family has lived in Sosnowiec for decades, and you don’t plan on living here, ever. You come to Poland for a couple of months a year, you’re really not much more than a glorified tourist, and you saw an opportunity to take—I’m sorry—to ‘assert ownership’ of this building. . . . This country did not stand still the past seventy years, waiting for you.

Kaiser spent most of his life oblivious to this building’s existence. While his family is entitled to what was stolen, the people who live in the apartments are also entitled to their lives.What seems a straightforward decision—go to Poland, file a claim—is far from simple, and Plunder is really about moral complexity any of making such a claim. In thinking it through, Kaiser often addresses his audience directly. His use of “you” and “we” is enveloping, compassionate. It is also conspiratorial, and the voice becomes steadily more confessional, almost frantic as the narrativeprogresses. “What matters here,” he writes, “is less the name on a deed than trying and failing but trying still to understand what it means to have, to lose, to take, to take back, to impose your legacy, to misread your legacy . . . to assume the role of the protagonist in a story that isn’t yours and that you can never understand.” Kaiser wants the building; he wants justice for his family, but from whom isn’t evident. “It is remarkable how long an act of violence can echo,”—and how loudly.

Restitution only gets trickier the more time elapses. Claims can take years if not decades to resolve and often not in favor of the claimant.Even the most famous cases are far from clear cut. In 1939, Lilly Cassirer was forced to sell a Camille Pissarro painting her family had owned for forty years to the Nazis in exchange for her family’s freedom. Unable to locate the painting after the war ended, they accepted $13,000 in reparations from the German government. Almost five decades later, that painting, Rue St.-Honoré, Après-Midieffet de Pluie, was discovered hanging on the walls of the Museo Nacional Thyssen-Bornemisza in Madrid. The museum acquired the work in 1993, but it had changed hands many times before that. Thus began a legal battle that lasted more than a decade and ended with a ruling in favor of the museum. The painting is now valued at upwards of $40 million.

If it is difficult to reclaim a famous painting, which has the advantage of being unique and well documented, imagine the near impossibility of recovering more ordinary possessions. For every claim that has been resolved, countless others were denied or never brought forward as the threads that bound survivors to their belongings further frayed. What of a photo album, or a Torah, or a table? This is treasure too, and no less worthy and no less lost.

Each year tour guides ferry Jewish visitors to Europe to learn about their heritage. Across Latvia, Spain, the Czech Republic, they visit synagogues and cemeteries, hear from scholars, see where Kafka was born. Within these groups, there is often what Kaiser calls a “memory-tourist,” who aspires to unwind the past rather than merely visiting it. Guided by figments of stories and long-ago addresses, he hopes to answer the unanswerable.

If the first memory-tourists were those who actually experienced the horrors of World War II, increasingly it is their children and grandchildren who make such trips now. But the story of “the grandchild trekking back to the alte heim on his fraught memory-mission,” is one that Kaiser finds suspect, and rightfully so, even if it is also his story. His grandfather, who he never met, rarely discussed the war; neither did his parents. To go digging may lead to answers, but it also is an intrusion; few who do so ask if it is a mistake.

Kaiser had hoped this process would bring him closer to understanding his grandfather. Instead, he writes, “at every step [his] legacy seemed to retreat.” No amount of compensation can bring back a life, a family. “We do not continue their stories,” writes Kaiser, “we act upon them. We consecrate, and we plunder.”


Grace Linden is a writer and art historian based in London. Her work has appeared in the Los Angeles Review of Books, Psyche, and Vox.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com

State Department: ‘We reject the BDS movement which singles out Israel’

State Department: ‘We reject the BDS movement which singles out Israel’

OMRI NAHMIAS


Ned Price, the State Department spokesperson, said that the administration “will be a strong partner in fighting efforts around the world that potentially seek to delegitimize Israel.”

US State Department spokesman Ned Price takes questions from reporters at the State Department in Washington, US, March 31, 2021. / (photo credit: CAROLYN KASTER/POOL VIA REUTERS)

Ned Price, the State Department spokesperson, said on Tuesday that the administration “firmly reject the BDS movement, which unfairly singles out Israel.”

In a press briefing, Price was asked about the decision of ice cream company Ben & Jerry’s to boycott West Bank settlements and Jewish neighborhoods in east Jerusalem by refusing to sell its products in those areas.

“I don’t have a reaction to offer regarding the actions of a private company,” he said, adding that he would “let this company speak for itself.”

“But more broadly, what I will say is that we firmly reject the BDS movement, which unfairly singles out Israel,” said Price
He went on to say that “while the Biden-Harris administration will fully and always respect the First Amendment rights of our citizens, of the American people, the United States will be a strong partner in fighting efforts around the world that potentially seek to delegitimize Israel and will work tirelessly to support Israel’s further integration into the international community.”

“The BDS movement unfairly singles out Israel,” he continued. “We will, consistent with the First Amendment rights of the American people, always work to be a strong partner to Israel and work with Israel to counter efforts to delegitimize it around the world, just as we work with our partner Israel to further its economic prosperity.”

Earlier on Tuesday, Rep. Lee Zeldin (R, NY-1) issued a statement condemning Ben & Jerry’s and its parent company, Unilever.

“The decision by Unilever and Ben & Jerry’s to target hundreds of thousands of Jewish customers abroad with this discriminatory boycott is a disgrace and a direct embrace of the anti-Israel BDS movement,” he said. “New York State must now follow the 2016 Executive Order that prohibits state agencies from conducting business with institutions or companies that promote BDS, and requires the OGS Commissioner to maintain and update a list of entities participating in BDS,” Zeldin statement reads.

“Both Ben & Jerry’s and Unilever need to be immediately added to the OGS list, and the state needs to end any current business and suspend any future business with either company. Our state needs to follow its self-imposed standards, lead by example, and stand up to this anti-Israel and anti-Jewish discrimination,” Zeldin said.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com