Archive | 2021/08/15

“Myśmy do domu Junkiela weszli, bo to była szansa na lepsze życie”. Jak się mieszka w pożydowskich domach?

“Myśmy do domu Junkiela weszli, bo to była szansa na lepsze życie”. Jak się mieszka w pożydowskich domach?

Ewa Kaleta


.

Przy przeprowadzce zabraliśmy toaletkę z lusterkiem, łoże małżeńskie, szafę. Wszystko to mama wzięła w 1942 roku z magazynu w synagodze.

.

Dom po piekarzu

Teresa ma 83 lata, pochodzi z Ćmielowa, w jej rodzinnym domu nadal mieszka jej siostra z rodziną.

– Przeprowadziliśmy się do pożydowskiego domu w rynku, kiedy miałam osiem lat, w 1942 roku. Stary dom to była jedna izba, mieszkali tam dziadkowie, rodzice, ja i młodsza siostra. Tata pracował w piekarni w Iwaniskach i w Ożarowie, u Żydów. Do pracy chodził na piechotę, około 10 kilometrów w jedną stronę. Przynosił nam z pracy bułeczki. Było biednie.

Miałam obok starego domu koleżankę Żydówkę, Ircię. Siedziałyśmy w jednej ławce w szkole. Miała bogatych rodziców, mieli duży murowany dom i sklep bławatny. Nie miałam żadnej zabawki, bawiłam się tylko z moim kotkiem. Od mamy Irci dostałam piłkę.

Pamiętam, jak moja mama któregoś dnia weszła do domu zapłakana. Babci mówiła coś na ucho. Ale dziecko słyszy wszystko. Usłyszałam, że Ircię na ulicę wystawili, stoi tam zupełnie sama. Niemcy po tym, jak wywieźli Żydów z Ćmielowa, chodzili po domach i sprawdzali, czy nikt się nie chowa. Jak ktoś znalazł Żyda, trzeba było go wystawić na ulicę. Z każdego domu jedna osoba miała wyjść i powiedzieć, czy w domu nikogo nie chowa. Z naszego domu wyszła mama i Ircię zobaczyła na ulicy. Więcej Irci nie widziałam. Tym, co ją wystawili, nigdy dzień dobry nie mówiłam, całe życie im tego nie wybaczyłam.

Jak Żydów wywieźli, byliśmy przerażeni. Nagle niemalże cały rynek opustoszał. Nastała straszna cisza, człowiek się bał wyjść z domu i jeden do drugiego mówić.

Wszyscy myśleli, że zaraz i nas wywiozą, że po Żydach przyjdzie czas na Polaków. Pamiętam te domy puste, wymarłe wszystko. Nie do opisania pustka, strach, jak się patrzyło w ich stronę.

Niedługo potem do taty przyszedł znajomy. Siadł przy stole i do taty powiedział, że dom i piekarnia po Junkielu stoi pusta, żeby ją przejął, nim ktoś inny to zrobi. A dla taty to szansa, bo przecież mógłby na swoim być, a nie u obcych piec, jak przed wojną. Ja nasz stary dom wolałam, bo się tam wychowałam, ale tu było więcej miejsca i piekarnię rodzice otworzyli. Wiedziałam, że to szansa na lepsze życie.

Brama była drewniana, wchodziło się na prawo do kuchni, dalej były dwa duże pokoje, a w podwórku piekarnia, podwójne piece, duże. A od strony ulicy był sklep. W podwórku się piekło, a w sklepie sprzedawało.

Jako dziecko usłyszałam, że w tej bramie Żyd Junkiel zginął, zastrzelili go Niemcy na początku wojny. Czasami się bałam, idąc tamtędy wieczorem, jakoś tak śmierć na ramieniu się czuło. Przykro było. W Ćmielowie myśmy Żydów lubili, obok żyli, handlowali, nie było zawiści.

Choć byli i tacy, co rozkradali majątki, podobno kiedy jeszcze Żydów z miasteczka nie wywieźli, już im z domów rzeczy wynosili.

A myśmy do domu Junkiela weszli, żeby go ocalić. Bo zaraz by z tego majątku Junkiela nic nie zostało. Nie tylko meble, ale i dom by rozebrali na opał. Czy ten piekarz by chciał, żeby jego cały dorobek życia ludzie rozgrabili? Czy by wolał, żeby ktoś z tego skorzystał? Żeby nie poszło na zmarnowanie? Wchodziliśmy tam z szacunkiem do tych ludzi i do tego, co po nich zostało. Ale w nowym domu nie było już nic.

Weszłam tam z piłką od Irci w rękach. Pilnowałam jej. Aż mi raz ją chłopcy zabrali do zabawy i porwała się. Dziwili się potem, czemu ja po piłce płaczę, a ja po Irci płakałam.

Kilka lat już mieszkaliśmy na rynku, gdy przyjechał prawnik z Sandomierza z aktem własności domu na niego, Polak. Dał nam kilka tygodni na wykupienie domu, inaczej musielibyśmy natychmiast się wynosić. A w naszym starym domu mieszkała już siostra mamy. Doszło do ojca, że ten prawnik jeździ po miasteczkach i podrabia akty własności pożydowskich domów. Dom prawnie był własnością gminy, ale jak się pojawił akt własności i właściciel, to nie było siły.

Tata nie miał pieniędzy, ale ludzie nam pomogli. Tata dostał pożyczkę od fabryki porcelany, dostarczał fabryce pieczywo dla ich pracowników, ufali mu. Kupił dom, a dług spłacał chlebem. Zostaliśmy w domu na rynku, urodziło się tam troje mojego rodzeństwa.

Junkielowie nie mieli dzieci. Ale po wojnie do innych przyjeżdżali Żydzi, żeby zobaczyć domy swoich rodzin. Ludzie się bali, ale nie słyszałam, żeby ktoś chciał te domy Polakom zabierać. Chcieli zobaczyć, chcieli posiedzieć, czegoś się dowiedzieć, a nie odbierać. Myślę, że się cieszyli, że te domy stoją, że ktoś o nie dba. My też o ten dom dbaliśmy.

Dziś w naszym domu mieszka moja siostra, a w starej piekarni w podwórku jej córka z mężem i córeczką. Gdyby ktoś do tego naszego domu przyjechał i chciał go oglądać, to ja bym się cieszyła. Przede wszystkim, że ktoś z rodziny przeżył i że pamięta. Ale wątpię, żeby Żydzi chcieli te domy odzyskiwać, mnie się wydaje, że oni z tęsknoty przyjeżdżają. Dlatego się dziwię, że ktoś się tego boi. Ludzie sobie to wymyślili. Jeśli się zamieszkało w takim domu z szacunkiem, z żałobą w sercu, to nie ma się czego człowiek bać, nie ma winy. A jak ktoś ukradł, złorzeczył i źle życzył, to może to nastawienie ludzie dziedziczą z ojca na syna, z syna na wnuka.

W bramie, gdzie zastrzelono Junkiela, rodzina pani Teresy pali świeczkę w Święto Zmarłych.

Pani Teresa w bramie swojego rodzinnego domu. Tu Niemcy na początku wojny zastrzelili Żyda Junkiela Fot. Agata Grzybowska / Agencja Gazeta

Nie czuję tego domu

Ola, 34 lata, wychowała się w pożydowskim domu w rynku w Ćmielowie. Bywałam tam często jako dziecko. O jego historii dowiedziałam się od poprzednich właścicieli. Pukałam do domu kilka razy, ale nikt nie otworzył. Zostawiłam wiadomość Oli, że chcę porozmawiać o domu.

Ola: – Cześć. Oddzwaniam w sprawie tych pożydowskich domów. Wiesz, nie czuję, że wychowałam się w pożydowskim domu.

– Ale to jest fakt, a nie odczucie – mówię.

– Wiem, myślałam o tym cały dzień. Nie czuję więzi z tym miasteczkiem, przyjeżdżam tylko do rodziców, z szacunku. Wiem, że dom kupili od innej ćmielowskiej rodziny. Nie interesuje mnie, kto tam wcześniej mieszkał, czy Żydzi, czy nie. Mam tolerancję dla innych kultur i religii, ale po prostu to dla mnie nie ma znaczenia. Więc ci nie pomogę z tym artykułem.

– Mogę porozmawiać z twoimi rodzicami?

– Tata nie czuje się najlepiej. A mama nie lubi mówić, co myśli.

Dom mojego dziadka

Stary dom koło cmentarza, z zewnątrz otynkowany i odnowiony. Przed wojną należał do Rozencwajgów, właścicieli tartaku, którzy sprzedawali drewno między innymi ćmielowskiej fabryce porcelany, na skrzynki. Wszyscy zginęli w Treblince. Tylko jeden z synów, Mojsze, przeżył wojnę w Rosji. Jego syn Shlomo mieszka w Kanadzie, ma 63 lata, jest chasydem.

Shlomo: – Często śniłem, że przyjeżdżam do Ćmielowa, na ulicy spotykam mężczyznę, który mówi, że zna mojego dziadka i że on nadal mieszka w swoim domu. Ma mnie tam zaprowadzić. Idę podekscytowany i nagle się budzę.

Chciałbym kiedyś zobaczyć dom moich przodków, poczuć to miejsce, być na chwilę jego częścią. Kiedy patrzę na stare zdjęcia chasydów z Ćmielowa, które mi przysłałaś, czuję, że mógłbym przenieść się w czasie, wyglądam dokładnie tak samo jak oni, mógłbym się przysiąść do nich, porozmawiać i być swój.

Tyle o Ćmielowie słyszałem od ojca. Chodziłem uliczkami najpierw palcem po mapie, potem w Google Maps. Gdy przysłałaś mi film z nagraną drogą z domu do mykwy, do synagogi i piekarni, poczułem spokój. Zobaczyłem drogę, jaką pokonywał mój dziadek i ojciec. To bezcenne.

Ten dom to są dla mnie wielkie emocje. Chciałbym, aby Polacy je zrozumieli i nie czuli się zaatakowani. Nie winię tych, którzy zamieszkali w tych domach. Chciałbym, by ludzie zrozumieli, że my tylko chcemy te domy zobaczyć, chcemy się zbliżyć. I wiemy, że każdy chciałby swój majątek przekazać dzieciom.

Dom po Rozencwajgach

Podwórko rodzinnego domu Shlomo jest malutkie, na końcu stoi stara studnia. Drewniane drzwi otwiera młoda kobieta w ciąży.

– Dzień dobry, chciałam zapytać, czy pani wie, że w tym domu mieszkali przed wojną Żydzi.

Kobieta uśmiecha się szeroko: – Nie, nie wiedziałam, mieszkam tu dopiero od dwóch lat.

Przez uchylone drzwi wygląda chłopiec, na oko 7-letni. – Do lekcji! – podnosi głos kobieta, dzieciak znika. – Proszę mówić dalej.

– Znam ich potomków. Mogłabym zajrzeć? Chciałam im powiedzieć, jak wygląda dziś dom.

Serdeczny uśmiech nie schodzi z twarzy kobiety. – Do lekcji, powiedziałam – rzuca znowu do syna przez ramię. Chłopiec chowa się, ale podsłuchuje za drzwiami. Kobieta głaszcze się po brzuchu. – Mieszkamy tu od niedawna. Proszę zapytać lokatorów z drugiej strony. Ja nic nie wiem. Muszę przypilnować syna przy lekcjach, sama pani widzi – kobieta podaje mi rękę na do widzenia i zamyka za sobą drzwi. Nadal serdecznie się uśmiecha.

Zachodzę od drugiej strony, drzwi wejściowe są pokryte kurzem, pukam, cisza. Na oknach zaciągnięte są zewnętrzne rolety, od dawna nieotwierane, pokryte pajęczyną. Wspinam się na stary murek, zaglądam na podwórko, całe zarośnięte jest wysoką trawą.

Znajduję na Facebooku Paulinę, która mieszkała kiedyś w tym domu z rodzicami, chodziłyśmy razem do szkoły. Piszę wiadomość: „Cześć, czy wiesz, że w Twoim domu przed wojną mieszkała żydowska rodzina? Ich potomek mieszka w Kanadzie, poznałam go kilka miesięcy temu. Pomyślałam, że może chciałabyś to wiedzieć”.

„Ale o co chodzi?”.

„O nic, pomyślałam, że może interesuje Cię historia tego domu. To była wielopokoleniowa rodzina z Ćmielowa”.

„Ale co ja mam z tym wspólnego?”.

„Chodzi o Twój dom”.

„Nie mam czasu”.

„Gdybyś zmieniła zdanie, podsyłam Ci kilka zdjęć, które mam od Shlomo”.

Zagaduję po kilku dniach.

Paulina: „Poczułam, jakby ten dom nie był mój. Nie wiem, co czuję. Myślałam, że to powojenny dom. Nie umiem się w to wczuć. Do tej pory myślałam, że to mój dom z dzieciństwa. A teraz nie wiem, czyj to dom. I czy nadal jest mój. Myślałam, że przed wojną była tam stodoła. Nie wiem, co powiedzieć na te zdjęcia. Jesteś pewna, że to ten chłopiec tam mieszkał?”.

„Tak”.

„Przychodzi mi do głowy jedynie, że ludzie ludziom zgotowali ten los. Mnie jest wszystko jedno, czy to Chińczycy, Palestyńczycy, czy Żydzi tam mieszkali”.

„Chcesz posłuchać o historii tej rodziny? Mam więcej zdjęć”.

„Nie wiem. Pokaż”.

Pokazuję Paulinie zdjęcie Shlomo: „To jest Shlomo, nigdy nie był w Ćmielowie. Ale przez Google Maps często tu spaceruje”.

„Nie umiem się w to wczuć tak jak ty”.

„Mogłabym porozmawiać z twoją mamą?”.

„Nie, nie sądzę”.

Dom po krawcu

Kazimierz, mieszka w Ostrowcu Świętokrzyskim, wychował się w Ćmielowie, ma 80 lat.

Kazimierz: – Jedno z moich pierwszych wspomnień z dzieciństwa jest takie: stoję na polu rodziców, jest już jesień, tata coś porządkuje na podwórku. I nagle widzę, że idzie główną ulicą duża grupa ludzi. Jak i on ich dostrzegł, to mi kazał wejść do domu. Zapytałem, gdzie oni idą, tata powiedział, że jadą do pracy. Niedługo potem pamiętam, żeśmy szli do nowego domu, w rynku. Miałem cztery lata. Podobno dostaliśmy przydział na ten dom. Nasz był mniejszy i starszy, a ten mimo wszystko w trochę lepszym stanie. Był zupełnie pusty.

Wchodziło się do środka, kilka stopni niżej, tata później u stolarza zamówił schodki, żeby było łatwiej wchodzić. Okna tam były bardzo niskie, mówiło się na takie niskie zabudowania, że „świnie tam dzień dobry mówią”. Pierwsza była kuchnia, potem pokój i drugi pokój. Małe pomieszczenia. W pierwszym pokoju spali rodzice, a w drugim ja z bratem, pokoje były ciemne. Mieszkał tam wcześniej krawiec, nazwiska nie znam. Tak mówili ludzie, bo w domu żadnego śladu po krawcach nie było.

Dom miał ściany z gliny i ciężki dach, belki stropowe się zapadały.

Wyprowadziłem się, jak jechałem na studia do Warszawy. Potem tata z drugą żoną zamieszkał w nowym domu, a w starym został mój brat. Dom wyglądał coraz gorzej, glina coraz bardziej siadała, nakazano go wyburzyć. Do końca był własnością gminy, a nie rodziny. Dziś jest tam parking pod sklepem spożywczym. W domu moim się o Żydach nie mówiło.

Ela, córka Kazimierza: – Kilka razy już słyszałam tę historię o domu. Odkąd tata nie widzi i gorzej słyszy, często do tego wraca. Jakby wchodził do własnej przeszłości, do wspomnień.

Dom po Altmanie

Wojciech, 71 lat, mieszka w Katowicach. Z Żarek koło Częstochowy wyprowadził się po maturze. Wraca do miasteczka, by ratować pozostałości po Żydach żareckich. Jest emerytowanym dziennikarzem.

– Byłem „żydkiem”, bo mieszkałem przy rynku. Tak nas, harcerzy z żareckiego hufca, przezywali chłopcy z hufca Myszków. Wiedziałem, że to wyzwisko, tak się mówiło na najgorszych meneli. Każdy z moich kolegów, co mieszkali po sąsiedzku, był „żydkiem” tak jak ja.

Ja mieszkałem pod adresem Stary Rynek 42. Rodzice wprowadzili się tam po tym, jak 6 października 1942 roku wywieziono z miasteczka wszystkich Żydów. Nie wiem, na jakiej zasadzie się tam wprowadzili, czy im kazano, czy musieli wykupić ten dom, czy go dostali za darmo. Nie zdążyłem ich zapytać. Nie wiem też, czy był w lepszym stanie niż ich stary dom. A oni sami z siebie nie mówili.

W starych dokumentach, które zostały po domu, znalazłem nazwisko poprzedniego właściciela, nazywał się Altman. Kim był Altman, co robił, czy miał rodzinę, nie wiem, ale spędziłem w jego domu całe dzieciństwo.

Od frontu było pomieszczenie sklepowe, całe wyłożone biało-czarnymi płytkami. Tam mój ojciec prowadził masarnię. Za sklepem była kuchnia, pokój sypialny, drugi pokój i ubikacja. Podwórko było bardzo wąskie, dwa metry szerokości, ale za to długie. Była duża piwnica, miała łukowe sklepienie. Wiosną i jesienią zalewały ją przygruntowe wody i ze starszym bratem żeśmy pływali po niej w wannie, taka była wielka. Całe dzieciństwo spędziłem, siedząc na schodkach. Wtedy jeszcze nie było telewizora, to się patrzyło na rynek, co się dzieje, kto gdzie idzie. Tak patrzyłem oparty o drewnianą framugę.

Chodziłem do kolegi, Leszka, co też mieszkał na rynku, w pożydowskiej kamienicy z czerwonej cegły. Wchodziliśmy na strych i ze starych żydowskich ksiąg, których tam kilka było, wyrywaliśmy strony i puszczaliśmy z okna na wiatr. Patrzyliśmy, jak lecą, która wyżej, która dalej. Nie wiem, czy to były księgi świeckie, czy religijne. Biegałem po kirkucie i siłowałem się z wbitymi w ziemię macewami, próbowałem przewracać. Nie wiedziałem, co robię, tak mnie wychowano, że nie wiedziałem. Nic nie wiedziałem o Żydach, słyszałem tylko o „żydkach” takich jak ja.

Jako mały chłopiec, pamiętam, bardzo bałem się duchów, klimat domu temu sprzyjał. Jakoś mnie ta ciemność naszych pokoi prowokowała.

Kiedy miałem osiem lat, rodzice kupili nową działkę, też pożydowską. W Żarkach był wtedy pełnomocnik żydowskich rodzin z Częstochowy sprzedający żydowskie mienie, które nie zostało zajęte. W paragrafie 6 umowy kupna, którą podpisali moi rodzice, jest napisane, że nowy właściciel zobowiązuje się do udzielenia pomocy Szymonowi i Izraelowi Snopkowskim, biorąc pod uwagę okoliczności, w jakich się znaleźli. O to, czego dotyczył ten paragraf, jak rodzice pomogli tej rodzinie, też nie zdążyłem zapytać.

Do nowego domu, który rodzice zbudowali na działce, zabraliśmy meble ze starego: toaletkę z lusterkiem i składanymi bokami, dwie nocne szafki, łoże małżeńskie, szafę. Wzięliśmy też metalowy półmisek i dwa pudełka ozdobne, w jednym była zawsze bułka tarta. Wszystko to moja mama wzięła w 1942 roku z magazynu z mieniem pożydowskim, które było w synagodze. Powiedziała o tym mojej siostrze, a siostra mnie.

Dom na rynku nadal był nasz, rodzice podnajmowali sklep, był tam GS, sklep ogrodniczy. Potem aż do śmierci mieszkała tam starsza pani, a potem dom stał i marniał.

Kiedy pojechałem na studia do Torunia, zacząłem się interesować historią. I pierwszy raz do mnie dotarło, że w moich Żarkach też musi być jakiś ślad przeszłości. Nałożyło się to z 1968 i nagonką na Żydów. I wtedy mnie olśniło z tą żydowską historią, spadło na mnie to wszystko. Zdałem sobie sprawę z tego koszmaru Żydów. Pomyślałem, że żyłem w żydowskim domu i że tam są ślady ludzi i ich przeszłość. Pojechałem do muzeum do Chrzanowa, oglądałem judaika i zobaczyłem, jak wyglądał ślad po mezuzie. Zrozumiałem, po co była taka dziwna dziura we framudze drzwi. Pojechałem do starego domu i pilnowałem tej framugi. Nie mogłem jej wyjąć, bo rodzice dom wynajmowali, ale chciałem ją w którymś momencie zabrać. Wykułem z podłogi dwie płytki. Przypomniały mi się też drzwi do piwnicy, takie ponadmetrowe metalowe wejście, i wbudowany w piec kuchenny dzbanek na wodę. Zaczynałem rozpoznawać te żydowskie przedmioty.

W latach 80. lub 90. rodzice dostali nakaz wyburzenia domu. Pracowałem już jako dziennikarz w redakcji w Katowicach. Chciałem pojechać w pierwszy weekend po tym, gdy się o tym dowiedziałem, uratować tę framugę ze śladem po mezuzie. Chciałem tam wejść po raz ostatni, coś ocalić, pożegnać się. W sobotę pędziłem swoim fiatem 125p, ale gdy dojechałem na miejsce, już była tylko ruina, papa, deski połamane.

Zacząłem szukać tej framugi, ale nie znalazłem. Ludzie porozkradali drewno na opał. Ktoś zabrał moją framugę po Altmanach i palił nią w piecu. Dziś na tym miejscu stoi sklep metalowy, wcześniej stał bar.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


This disgraceful mocking of the Holocaust needs to stop now

This disgraceful mocking of the Holocaust needs to stop now

DAVID GOLDMAN


In this era of hyper-antisemitism and a world of increasing hatred of all things Jewish, it’s high time that everyone stopped collaborating with malign actors to mock the Holocaust.

.

THE MASSIVE cemetery-like Holocaust Memorial in Berlin. / (photo credit: BARRY DAVIS)

When on a hot and balmy June weekend in 2018, as Dr. Ivo Goldstein was being interviewed for Croatia’s popular Sunday at 2 TV show on the increasingly problematic Jasenovac concentration camp, little did he know the maelstrom he would ignite.

Some 28 minutes into the interview, Goldstein was asked by the host: “Many have commented on the lack of any forensic evidence from this particular camp. Can you explain why this is the case?”

That’s when Goldstein, one of the most respected historians in the Balkans, dropped his bombshell. “…this is because in April 1945, Hitler flew special machines to Jasenovac. These machines were used to dissolve the bones that were left…,” he said.

At a time when antisemitism is growing exponentially with one in four American millennials believing the Holocaust was faked while just over half of Germans believe that Jews overplay the Holocaust, Goldstein’s claim that as Berlin was being pummeled into dust by Russian artillery, Adolf Hitler found time to fly a hitherto unheard-of machine into some Balkan boondoggle in order to “dissolve” human bones was not only tin-foil hat fantasy, but the last thing that Jews need right now.

More to the point, why allow the contamination of Holocaust history with a place that cannot provide any independent forensic evidence past a few thousand victims and that has an ever-increasing – including in 2021 – victim list that has repeatedly been proven to have been doctored?

Furthermore, why did groups like Yad Vashem and the US Holocaust Museum for decades look the other way as the Jasenovac Memorial Site stole pictures from Treblinka, Ukraine, Poland and elsewhere in order to bolster its inflated claims? And why do these organizations to this day continue to substantiate ex-Yugoslavia’s claims of an astronomical World War II death toll, despite three of its own official population censuses showing otherwise?

Located in Croatia about 100 kilometers south of the capital Zagreb, Jasenovac was established by the collaborationist Ustashi in August 1941. According to most sources, about 85% of inmates were Serbs, Roma, Bosnians and Croats, while the remaining 15% being Jews. In 1947-48 Yugoslavia’s forensic examination of the camp and surrounding county found that all up, between 2,500 and 4,500 were killed in the camp.

In 1980, a cash-strapped Yugoslavia rebranded Jasenovac as the “Auschwitz of the Balkans,” in a cynical attempt to try and extort money out of West Germany, with the camps’ death toll subsequently being pumped up to 59,000, then 72,000, 77,000, 99,000, 250,000 and all the way up to 800,000 victims, like some macabre game of “genocide bingo.”

However, not only could Belgrade not provide any physical evidence to back up these newly inflated numbers, rather it disgracefully announced that a camp with less than 4,500 proven (mainly non-Jewish) victims was now equal to Auschwitz, the site of the ghastly murder of nearly 1.5 million people, most of them Jews.

If there was ever a clear case of antisemitism and self-hatred – especially by those Jewish historians who have allowed the history of Holocaust to become hijacked for what is basically a Balkan territorial dispute – this was it.

It goes without saying that the growing legions of Holocaust-deniers around the world would love nothing more than to be helped in their quest to dent the veracity of the most tragic and evil event of the 20th century.
Historians have long commented how to the West, Serbia promotes Jasenovac as part of the Jewish Holocaust, but in the Balkans, Jews have been removed from the Holocaust altogether and replaced with Serbs.

As Dr. Lea David, professor of Holocaust Studies at the University of Haifa noted, “The Serbian political elite then hijacked the images and symbols of the Holocaust in order to equate Serbian victims with Jewish victims, and promote Serbian righteous victimhood as enduring throughout the 1990s wars.
“Having established Serbs as victims of the Holocaust, the Serbian government then moved to sideline the roles of Serbian Communist partisan fighters and to rehabilitate quisling Chetnik members and other right-wing figures,” she says.

As the University of Otago’s David McDonald also noted in Globalizing the Holocaust: A Jewish “Useable Past” in Serbian Nationalism: “Holocaust imagery pushed the envelope, allowing Serbian nationalist goals to gain wider, more universal appeal. It could resonate with domestic Serbs and those in the Diaspora, as well as with Jews and non-Jews… where myths of Serbian and Jewish suffering were interwoven, providing a new series of national myths.”

As for the US Holocaust Museum, on its website, it admits “Determining the number of victims… for Jasenovac is highly problematic, due to the destruction of many relevant documents, the long-term inaccessibility to independent scholars of those documents that survived…”

So why quote figures if they are “highly problematic,” especially considering the museum is aware Yad Vashem throughout the 1990s repeatedly tried obtaining the original Jasenovac documents from Serbia but has been flat-out refused to this day? Just as puzzling was Yugoslavia’s decades-old assertion that more victims’ remains are “to be discovered,” yet during its 47-year rule of the site, it never bothered once to try and locate these mysterious “missing” remains.

Those who have conflated the only wartime concentration camp without any verifiable data with scientifically proven Holocaust facts have done immeasurable harm to Jewish history.

In this era of hyper-antisemitism and a world of increasing hatred of all things Jewish, it’s high time that everyone – especially Jews – stopped collaborating with malign actors to mock the Holocaust.


The author is an Australian writer and freelance journalist and director of the thegoldmanreport.org, a site dedicated to exposing Nazi collaborators and neo-Nazis living Down Under.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Israel recalls envoy to protest signing of Poland’s anti-restitution law

Israel recalls envoy to protest signing of Poland’s anti-restitution law

REUTERS, TOVAH LAZAROFF


Poland’s president has decided to sign a bill that would set limits on the ability of Jews to recover property seized by Nazi German occupiers and retained by post-war communist rulers

.

Poland’s President Andrzej Duda attends a ceremony marking the anniversary of the 1944 Warsaw Uprising against Nazi occupants in Warsaw, Poland July 31, 2021. / (photo credit: MACIEK JAZWIECKI/AGENJA GAZETA VIA REUTERS)

Israel recalled its envoy from Poland to protest a new law that limits the ability of Jews to recover property seized by Nazis during the Holocaust and retained by post-war communist rulers.

“Poland today approved – not for the first time – an immoral, antisemitic law,” Foreign Minister Yair Lapid said in video message he issued on Saturday night.

“This evening I instructed the charge d’affaires at our embassy in Warsaw [Tal Ben-Ari Yaalon] to return immediately to Israel for consultations, for an indefinite period of time,” Lapid said.

The newly appointed ambassador to Poland, Yacov Livne, has been asked to remain in Israel “for the time being.”

In addition, Lapid asked Poland’s Ambassador Marek Magierowski, who is out of the country, not to return.

“He should use the time he has on his hands to explain to the Poles what the Holocaust means to Israel’s citizens and the extent to which we will not tolerate contempt for the memory of those who perished and for the memory of the Holocaust. It will not stop here,” Lapid said.

The Polish Foreign Ministry said in response that it took a negative view of Israel’s response and its “groundless decision” to recall its envoy, a move it warned “seriously damaged” the relationship between the two countries.

It added that the Polish government would take “appropriate political and diplomatic actions, bearing in mind the principle of symmetry in bilateral relations.”

Israel was discussing further steps with the United States, Lapid added.
The two nations had hoped that Polish President Andrzej Duda would refrain from signing the controversial bill into law and had worked to prevent such a move.

Their efforts, however, were in vain.
On Saturday Duda said, “I made a decision today on the act, which in recent months was the subject of a lively and loud debate at home and abroad.” He added that, “after an in-depth analysis, I have decided to sign the amendment.”

It was a move that deepened the crisis between the two countries, further straining what had once been a strong relationship. Until this crisis Poland had been a staunch ally to Israel within the European Union.
Prime Minister Naftali Bennett said that “this is a grave step that Israel cannot remain indifferent to.

“Israel views with utmost gravity approval of the law that prevents Jews from receiving compensation for property that was stolen from them during the Holocaust, and regrets the fact that Poland has chosen to continue harming those who have lost everything.

“This is a shameful decision and disgraceful contempt for the memory of the Holocaust,” Bennett added.

Before World War II, Poland had been home to one of the world’s biggest Jewish communities, but it was almost entirely wiped out by the Nazis and Jewish former property owners and their descendants have been campaigning for compensation.

Up to now, Jewish expatriates or their descendants could make a claim that a property had been seized illegally and demand its return, but Polish officials argued this was causing uncertainty over property ownership.
In 2015, Poland’s Constitutional Tribunal ruled there should be specific deadlines after which administrative decisions over property titles could no longer be challenged. Changes to the law were adopted by the Polish parliament earlier this week.

The bill sets a 30-year limit for restitution claims.
The issue of Jewish property rights in Poland is further complicated because, unlike other EU states, it has not created a fund to give compensation to people whose property was seized.

A State Department spokesperson on Saturday said only that, “we are aware of the recent legislation being signed into law in Poland.”
US Secretary of State Antony Blinken on Thursday said Washington was deeply concerned that the Polish parliament had passed the bill, and urged Duda not to sign it into law.

Washington is one of Warsaw’s most important allies, but relations between the two countries have been strained by the property issue, as well as other issues such as plans to introduce changes that the opposition says aim to silence a US-owned news channel critical of the government.

World Jewish Restitution Organization (WJRO) on Saturday urged the Polish government to work on resolving the issue of property seized in the past.
“Democracy & justice hits new low in Poland, as President Duda signs a law making it virtually impossible for all former Polish property owners to secure redress for property illegally seized during the Communist era,” Gideon Taylor, chair of operations of the WJRO said in a statement sent to Reuters.

Defense Minister Benny Gantz said “as the son of Holocaust survivors, I am deeply disturbed by the law passed in Poland that effectively prevents justice from the victims of the Holocaust and their families.

“Property restitution is a small yet significant part of the process to fulfill the rights of those who have survived and to acknowledge those who have perished in one of the world’s biggest genocides. I call on my international partners to condemn this move in one voice,” Gantz said.

Poland established ties with Israel in 1948 but severed them in the aftermath of the Six Day War in 1967. It reestablished those ties in 1990 after the fall of the Soviet Union.


Omri Nahmias contributed to this report


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com