Archive | 2021/08/19

Za garść złotówek

Za garść złotówek

YT  [11-05-2008]


W latach okupacji szantażowanie Żydów i denuncjowanie tych, którzy szantażowi nie ulegli było w Polsce powszechniejsze, niż się uważa.

Większość Żydów nie mogła w czasie niemieckiej okupacji liczyć na pomoc Pokaków, fot. Getty Images/FPM

Większość Żydów nie mogła w czasie niemieckiej okupacji liczyć na pomoc Pokaków, fot. Getty Images/FPM

Na niespełna dwa miesiące przed ostatecznym zamknięciem getta w Warszawie, 19 października 1940 roku, do drzwi właścicielki kamienicy przy Krakowskim Przedmieściu zapukał młody mężczyzna i wręczył jej napisany kaligraficznie list o następującej treści: “Szanowni Państwo: Na podstawie przeprowadzonych ścisłych dochodzeń ustaliliśmy

semicki rodowód Państwa. Wobec powyższego zwracamy się o doręczenie okazicielowi niniejszego sumy 2000 zł (słownie dwa tysiące złotych) w zamkniętej kopercie na nazwisko Ewald Reimes. W zamian zniszczymy będące w naszym posiadaniu dowody obciążające. W przeciwnym wypadku sprawę przekażemy niezwłocznie władzom niemieckim”.

Szantażysta nie otrzymał pieniędzy, gdyż, jak się okazało, jego “ścisłe dochodzenie” zawierało zasadniczy błąd. Żydem był bowiem zmarły przed wojną mąż szantażowanej kobiety, sama zaś właścicielka kamienicy była Polką, katoliczką i Aryjką, na co przedstawiła policji liczne dowody: akty urodzenia i zgonu członków rodziny, metryki chrztu rodziców i świadectwo ślubu katolickiego. Szmalcownik wpadł i został zatrzymany przez policję. Większość trudniących się tym procederem miała jednak więcej szczęścia.

Wedle powszechnie panującej opinii szmalcownictwo i akty szantażu dokonywane w czasach okupacji przez Polaków na Żydach nie były zjawiskiem częstym. Potępiał je też bezwarunkowo ogół polskiego społeczeństwa. Wieloletni dyrektor Żydowskiego Instytutu Historycznego prof. Feliks Tych stwierdza jednak bez ogródek: “Jako świadek wydarzeń i historyk, który ma za sobą lekturę setek świadectw z epoki Zagłady – zarówno polskich, jak i żydowskich – muszę uznać, że te twierdzenia nie odpowiadają prawdzie. Ratujących była zdecydowana mniejszość, a denuncjanci nie wywodzili się tylko ze środowisk przestępczych”. (Feliks Tych, “Długi cień zagłady. Szkice historyczne”, Warszawa 1999).

Wśród szmalcowników, jak notuje w niepublikowanej pracy “Tzw. szmalcownicy – Warszawa i okolice (1940-1944)” Anita Rodek, byli ludzie o różnym statusie społecznym i materialnym: dozorcy, dorożkarze, fryzjerzy i chłopi, ale także inteligenci: lekarze, prawnicy, osoby zatrudnione na kierowniczych stanowiskach, urzędnicy, a nawet przedstawiciele ziemiaństwa (znany jest przypadek pewnego hrabiego szmalcownika, który po wojnie był działaczem niepodległościowym we Francji, podającym się w swych pamiętnikach za ofiarę gestapo). Przedwojenni kryminaliści stanowili w ich szeregach nikły procent. Szmalcowników, denuncjatorów i innych dopuszczających się niegodziwości wobec Żydów nie wyróżniało specjalnie ani pochodzenie, ani status społeczny.

Dla dobra Polski

Denuncjowaniem Zydów zajmowali sie nader czesto polscy granatowi policjanci, teoretycznie odpowiedzialni za pilnowanie spolecznego porzadku i walke z kryminalistami. Nadzór nad publicznym ladem i sciganie przestepców rozumieli oni jednak niejednokrotnie jako polowanie na Zydów niestosujacych sie do okupacyjnego prawa niemieckiego. W aktach okupacyjnego sadu w dystrykcie warszawskim zachowalo sie np. nastepujace doniesienie zlozone przez plutonowego Józefa Bozyka z X Komisariatu Policji w Warszawie: “Dnia 19.9.1940 o godz. 12 na ulicy Nowy Swiat 25 przed sklepem niemieckim >>Juliusz Meinl<< zauwazylem 2 chlopców majacych wyglad, ze sa zydami, lecz opasek nie posiadali na rekawach. Wobec tego zwrócilem sie do jednego z nich z zapytaniem, czy jest on zydem, na co odpowiedzial, ze nie jest zydem i ze ja sie myle. Gdy zazadalem dowodu odpowiedzial ze nie posiada. Doprowadzeni do komisariatu podali sie za 1) Borenszteina Mojzesza s. Szmula-Joska i Mindli u. 18.5.1926, wyzn. mojzeszowego, handlujacy, zam. ul. Wolynska 19 m. 26, 2) Borenszteina Icka s. Szmula-Joska i Mindli ur. 11.9.1924 handl. wyznania mojzeszowego zam. ul. Wolynska 19 m. 26. W/w bedac bez opasek i podajac sie za Polaków czynili zakupy w firmie>>J. Meinl<

Stawki za zycie konkretnego czlowieka ksztaltowaly sie róznie: od kilku zlotych, ubran, futer, az po ogromne kilkusetysieczne kwoty, akty wlasnosci posesji, sklepów i fabryk. Czasami kusily tez nagrody wyznaczone przez hitlerowców za zlapanie Zyda i osób go ukrywajacych. To mógl byc nawet worek maki, pare kilogramów soli, kilka butelek wódki czy zdobyte ubranie. Szmalcownicy nie byli jednak tylko chciwi. Wielu z nich moglo odczuwac nawet dume z tytulu tych niegodziwosci, bo – w ich pojeciu – wystepujac przeciw Zydom, dzialali na rzecz polskosci.

Takze i ci, którzy potepiali okrucienstwo Niemców wzgledem Zydów, dostrzegali w nim jednoczesnie swoiscie pojmowane dobro dla Polski. Franciszek Wyszynski, emerytowany inzynier i urzednik, w dzienniku okupacyjnym pod data 25 lipca 1942 zanotowal: “Likwidacja getta trwa nadal. Musza sie tam dziac straszne rzeczy (…). Niemcy biora ciezki grzech na swoje sumienie, ale po wojnie potega zydowska u nas w znacznym stopniu bedzie zlamana i zycie bedzie lzejsze”. Nie bylo to stanowisko odosobnione, a przeciez to wlasnie w zwiazku z akcja likwidacyjna zaczelo sie wtedy pojawiac po aryjskiej stronie coraz wiecej uciekinierów z getta. Nie przypadkiem wtedy tez, jak zauwaza Alina Skibinska z Centrum Badan nad Zaglada Zydów PAN, nastapilo najwieksze nasilenie szmalcownictwa i szantazów dokonywanych na Zydach przez Polaków w Warszawie. Proceder ten rozkwital równiez w czasie powstania w getcie i po jego zlikwidowaniu (kwiecien – maj 1943 r.). Wtedy wszyscy Zydzi pozostali przy zyciu musieli wlasciwie zejsc do podziemia. Paradoksalnie w getcie, gdzie czyhalo na nich niebezpieczenstwo smierci z powodu glodu i chorób, mogli sie czuc mimo wszystko bezpieczniej niz po aryjskiej stronie. Mur getta oddzielal bowiem Zydów od niechetnych im Polaków.

Na aryjskich papierach

Dr Emanuel Ringelblum, zydowski historyk z getta warszawskiego, twórca slynnego archiwum, który krótko przed powstaniem wyszedl na aryjska strone, gorzko pisal o tym, co Polacy mówili na temat Zydów w czasie likwidacji getta wiosna 1943 r.: “W rozmowach miedzy Polakami na temat wypadków w getcie panowala na ogól nuta antysemicka, zadowolenie, ze Warszawa stala sie nareszcie Judenfrei, ze najsmielsze marzenia antysemitów polskich o Warszawie bez Zydów spelnily sie. Jedni glosno, drudzy dyskretnie wyrazali swe zadowolenie, ze Niemcy wykonali brudna robote wymordowania Zydów. Wyrazano wspólczucie w tym sensie, ze >>wprawdzie zamordowani sa Zydami, ale przeciez sa ludzmi<<“. Ringelblum nie doczekal konca wojny.

Schron, w którym ukrywal sie wraz z innymi Zydami (okolo 35 osób), wskazal Niemcom 18-letni Polak Jan Lakinski. W marcu 1944 r. Ringelbluma wraz z towarzyszami i Polakami, którzy dali im schronienie, rozstrzelali Niemcy. Niedlugo potem polskie podziemie wydalo na Lakinskiego wyrok smierci. Byl to jeden z nielicznych wykonanych wyroków na Polaku, który denuncjowal Zydów.

W Warszawie szmalcownicy dzialali przede wszystkim w poblizu murów getta, w punktach, gdzie najczesciej jego mieszkancy próbowali opuscic niebezpieczny teren. Bylo ich bardzo wielu – niejednokrotnie tworzyli gangi – a ich dzialalnosc spotykala sie najczesciej z obojetnoscia Polaków. Marek Edelman wspominal: “To bylo tak: wychodzil Zyd z getta, stal tlum ludzi, a w nim dwóch szmalcowników. Tylko dwóch ich bylo i tylko dwóch zrobilo, co zrobilo, pozostali odwracali glowy i nie chcieli tego widziec. Bo to bardzo przykra rzecz. A jednak pozostali swiadkami. A bierny swiadek staje sie wspólwinny. W ekstremalnych sytuacjach biernosc jest przestepstwem”.

Anita Rodek twierdzi, ze szmalcownicy opracowali wiele sposobów rozpoznawania Zydów po aryjskiej stronie. Najczesciej zatrudniali Zydów, poniewaz umieli oni najlepiej odnalezc w tlumie swojego rodaka. Jednak takze i Polacy – w przeciwienstwie do Niemców – potrafili czesto bezblednie rozpoznac ukrywajacych sie Zydów. Zyda zdradzic moglo, jak pisze w swej ksiazce “Zaglada i tozsamosc” Malgorzata Melchior, “nieuczeszczanie do kosciola, nieznajomosc praktyk religijnych i modlitw, nieobchodzenie swiat katolickich czy niewiedza na temat tradycyjnej obyczajowosci polskiej”.

Jedna z ocalonych z Zaglady wspomina: “Zaczepilam takiego mlodego czlowieka i zapytalam o pociag do Bolechowa. On tak [dziwnie] na mnie spojrzal, pokazal mi [skad odjezdza pociag]. Stanal kolo mnie i powiedzial, ze mnie poprowadzi. I on zaczyna mnie pytac: co robi ksiadz w srode popielcowa i rózne inne pytania dotyczace rytualu, katechizmu – o czym prawie nie mialam zielonego pojecia. Popatrzylam na niego i powiedzialam: nie wiem. On: to bardzo zle, trzeba sie bylo tego nauczyc. Krzyczal na mnie. Podprowadzajac mnie do pociagu, dawal mi odpowiedz na kazde pytanie. Potem to swietnie pamietalam. Jest takie pytanie – trzeba odpowiedziec tak. I mówi: jak sie czlowiek decyduje na taka historie [zycie na aryjskich papierach], to trzeba byc do tego porzadnie przygotowanym. Wsiadl ze mna do pociagu. Przejechal dwie stacje i powiedzial: >>No, teraz niech pani jedzie do Bolechowa, niech pani uwaza. Zeby sie pani przez glupote nie zdradzila<<. To byl calkiem przypadkowo spotkany czlowiek”. W tym wypadku potencjalny oprawca okazal sie wspomozycielem. Jednak zdradzana wsród Polaków nieznajomosc katechizmu i obrzedowosci katolickiej bardzo czesto konczyla sie tragicznie dla ukrywajacych sie po aryjskiej stronie Zydów.

Takze biegla znajomosc jezyka polskiego byla dla Zydów – obok wygladu – sprawa kluczowa. Zdradzic mógl nieodpowiedni akcent, zaspiew (specyficzna intonacja), uzywanie pewnych zwrotów, nieodpowiednie stosowanie innych lub nieznajomosc wyrazen scisle zwiazanych z wiara katolicka lub przyjetych w srodowisku (np. chlopskim), w które chciano sie wtopic. I wreszcie zdradzal niedobry wyglad: czarne lub krecone wlosy, ksztalt nosa, obrzezanie, ale nade wszystko – smutne czy przestraszone oczy. Ataki na zydowskich mezczyzn byly bardzo czeste. Nagabywano ich w miejskich bramach i poza miastem, ponizano, sciagano spodnie. O takich bezwzglednych szantazystach pisze Izaak Klajman: “Gdy tylko stanalem nad brzegiem, przyszli chlopcy, jakos poznali we mnie Zyda i azeby sie o tym dokladnie przekonac, dopadlo mnie trzech lobuzów. Sciagneli ze mnie spodenki i zaczeli krzyczec na glos: >>Zyd, Zyd, Zyd<

Bardzo niebezpieczne moglo sie tez okazac przypadkowe spotkanie znajomych sprzed wojny. Prof. Jan Grabowski przytacza nastepujaca relacje jednego z ocalonych Zydów: “Kiedys na Bielanach spotkalem w tramwaju kolege z klasy, sprzed wojny. On mnie zlapal za reke i wola: >>Ja tego Zyda znam!<>Jude<<“.

Scigani w dzien i w nocy

Choc w Warszawie zagrozenie szantazem bylo najwieksze, to z relacji ocalonych wynika, ze spotykali sie oni z aktami agresji dokonywanymi przez Polaków wlasciwie wszedzie na terenach okupowanych przez Niemców. Na prowincji polskiej Zydzi nie mogli opuszczac miasteczek, w których mieszkali, ale mogli sie po nich swobodnie poruszac wlasciwie az do poczatków 1942 r., gdy ostatecznie wszystkie getta zamknieto. Odtad za opuszczenie getta i przechowywanie Zyda grozila kara smierci. Do tego momentu jednak szmalcownictwo na prowincji nie mialo racji bytu. Sytuacja zmienila sie radykalnie po wielkiej akcji likwidacyjnej w 1942 r.

Wedlug niemieckich wladz okupacyjnych od jesieni 1942 r. Zydzi nie powinni juz byli istniec. Alina Skibinska twierdzi, ze wszedzie, gdzie ukrywali sie Zydzi, którzy unikneli akcji deportacyjnej do obozów zaglady, dochodzilo do szantazu. Zarówno Zydzi, jak i przechowujacy ich Polacy doswiadczali tego lub przynajmniej odczuwali nieustanne nim zagrozenie. Czasami Polacy ukrywajacy Zydów zaczynali zastraszac tych, których ukrywali. Argumentowali, ze sami padli ofiara szantazu ze strony innych Polaków. W wiekszosci relacji Zydów ocalonych z Holocaustu mozna znalezc twierdzenie, ze byli zastraszani wielokrotnie.

Jak pisze Jacek Leociak z Instytutu Badan Literackich PAN: “W niezliczonych doprawdy swiadectwach zydowskich spotykamy staly motyw: opowiesc o powtarzajacych sie szantazach, wykupywaniu sie, zmianach mieszkania, zmianach dokumentów i nowych wpadkach. Rytm zycia ukrywajacych sie Zydów wyznaczaja kolejne dekonspiracje. Trzeba natychmiast uciekac z miejsca, które jest spalone. Trzeba szukac nowego lokum, kiedy dozorca zaczyna natarczywie pytac o meldunek, sasiedzi stawiaja ultimatum, opiekunowie kaza sie wyprowadzac. Zyd staje wtedy na ulicy, bezdomny, tuz przed godzina policyjna, nie wiedzac, dokad isc. Albo wychodzi z wiejskiej chaty na droge, majac przed soba puste pole czy majaczacy w oddali las”.

Zydzi dostrzegali wsród Polaków najrózniejsze postawy. Czasem zaskakujace skrajnosci spotykaly sie w jednej osobie. Ofiary Holocaustu widzialy w polskich sasiadach heroizm i podlosc, szlachetnosc i brutalna agresje, raniaca obojetnosc i dajaca nadzieje solidarnosc, chciwosc i bezinteresownosc. Bez watpienia jednak Zaglada Zydów nie wstrzasnela zdecydowana wiekszoscia polskiego spoleczenstwa. Niedlugo przed swoja smiercia Emanuel Ringelblum zanotowal: “Naród polski i rzad Rzeczpospolitej nie mogli odwrócic od swych obywateli zydowskich miazdzacego walca hitlerowskiego. Ale wolno sie zapytac, czy postawa narodu polskiego byla odpowiednia do ogromu nieszczesc, jakie spadly na Zydów? Czy wtedy, kiedy >>pociagi smierci<< pedzily w róznych dzielnicach kraju do Treblinki czy innych miejsc kazni, ostatnie ich spojrzenia na swiat Bozy musialy pasc na obojetne czy nawet zadowolone twarze sasiadów? (…). Od nastawienia spoleczenstwa polskiego zalezy w duzej mierze, czy ta nieliczna resztka ostanie sie wobec fali nienawisci niemieckiej i biernej obojetnosci spoleczenstwa polskiego”.

Niepodpisane cytaty za: Jan Grabowski, “Ja tego Zyda znam! Szantazowanie Zydów w Warszawie 1939-1943”, Warszawa 2004; Malgorzata Melchior, “Zaglada a tozsamosc”, Warszawa 2004


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com

 


Skąd talibowie mają miliardy na swoje operacje [DIE WELT]

Uzbrojeni talibowie na ulicach Kabulu. Afganistan, 18 sierpnia 2021 (Fot. Rahmat Gul / AP Photo)


Skąd talibowie mają miliardy na swoje operacje [DIE WELT]

Sebastian Gubernator / Die Welt


Talibowie są jedną z najbogatszych organizacji terrorystycznych na świecie. Według szacunków ekspertów ich roczny dochód to ok. 1,6 mld dol. Skąd pochodzą te pieniądze?

.

W 2018 roku magazyn “Forbes” opublikował listę najbogatszych organizacji terrorystycznych na świecie. Hezbollah, libańska milicja wspierana przez Iran, zajęła pierwsze miejsce z rocznym dochodem w wysokości 1,1 mld dol. Talibowie znaleźli się wtedy jeszcze na drugim miejscu. “Forbes” oszacował ich roczny dochód na 800 mln dol. “Niestety – napisał magazyn – sukces talibów w ostatnich latach można mierzyć także w kategoriach finansowych”.

Ale teraz talibowie przejęli władzę w Afganistanie. Kabul był ostatnim zdobytym dużym miastem w kraju. Fakt, że stało się to tak szybko, ma również związek z pieniędzmi islamistów. Sama sprzedaż opium i heroiny przynosi im miliony, ale dużą rolę odgrywa również nielegalne wydobycie surowców, takich jak miedź i żelazo, a także zagraniczni darczyńcy.

Trudno dokładnie określić, jak wysokie są te przychody. Według raportu ONZ z czerwca 2021 szacunki wahają się od 300 milionów do 1,6 miliarda dol. rocznie. Według raportu głównym źródłem jest handel narkotykami. ONZ zakłada, że tylko w latach 2018-19 talibowie zarobili na czysto na handlu narkotykami ponad 400 mln dol.

W sprawozdaniu sporządzonym w maju ubiegłego roku przez specjalnego inspektora generalnego USA w Afganistanie (SIGAR) zacytowano urzędnika amerykańskiego, który stwierdził, że talibowie uzyskują do 60 proc. swoich rocznych dochodów z uprawy i handlu narkotykami. Narkotyki to “największy przemysł tego kraju poza wojną” – mówi również Barnett Rubin, były doradca Departamentu Stanu USA w Afganistanie.

W rzeczywistości Afganistan jest największym na świecie producentem opium według Światowego Raportu Narkotykowego ONZ. W latach 2015-20 kraj ten odpowiadał za ok. 84 procent światowej produkcji opium. Zaopatrywane są stamtąd kraje Bliskiego Wschodu, Europy, Azji Południowej, Afryki, a w niewielkim stopniu nawet Kanada oraz Australia.

Laboratoria talibów

USA próbowały osuszyć to źródło dochodów. Według raportu SIGAR w latach 2002-17 wydały one ponad osiem miliardów dol., aby pozbawić talibańskie milicje zysków z handlu opium i heroiną. Podejrzane laboratoria atakowano przede wszystkim z powietrza. Ta strategia nie sprawdziła się. Afganistan pod rządami talibów prawdopodobnie pozostanie największym na świecie dostawcą nielegalnych opiatów, twierdzą eksperci.

Walka z handlem narkotykami “nie przyniosła większych sukcesów”, przyznaje emerytowany generał armii amerykańskiej Joseph Votel. Było raczej odwrotnie: Podsyciły one gniew wobec wspieranego przez Zachód rządu w Kabulu. Wielu rolników i robotników może wyżywić swoje rodziny tylko dzięki produkcji opium. To dlatego w ostatnich latach rosła wśród nich umiarkowana sympatia dla talibów.

Islamiści wiedzą, jakie znaczenie dla ludności ma produkcja narkotyków. W 2000 r., kiedy talibowie byli już u władzy po raz pierwszy, zakazali uprawy maku do produkcji opium. W ten sposób dążyli do uzyskania międzynarodowego uznania.

– Zakaz okazał się jednak nietrafiony, kosztując talibów poparcie zwykłych Afgańczyków żyjących z uprawy. “Właśnie ten zakaz był jednym z powodów, dla których po inwazji USA państwo talibów się posypało – mówi amerykańska badaczka Vanda Felbab-Brown, ekspertka od przestępczości międzynarodowej.

Eksperci twierdzą, że jest mało prawdopodobne, aby ponownie zakazali uprawy maku. – Przyszły rząd będzie musiał postępować ostrożnie, aby nie zrazić do siebie swoich wiejskich zwolenników i nie sprowokować oporu i gwałtownej rebelii  – mówi David Mansfield, czołowy badacz handlu narkotykami w Afganistanie.

Przychody z górnictwa i nieruchomości

Mansfield uważa jednak, że astronomiczne sumy, jakie talibowie zarabiają na handlu narkotykami, są przesadzone. Podejrzewa on, że ekstremiści mogą zarobić na nielegalnych opiatach maksymalnie 40 mln dol. rocznie – głównie dzięki opłatom od produkcji opium, laboratoriów heroinowych finansowanych przez mafie i z transportu narkotyków. Ugrupowanie zarabiałoby więcej, pobierając opłaty za “legalny”, czyli zorganizowany przez siebie eksport na granicy.

Pewne jest to, że talibowie czerpią zyski również z innych źródeł. Tak wynika z poufnego raportu NATO cytowanego przez Radio Wolna Europa we wrześniu 2020. Stwierdzono, że talibowie osiągnęli “niezależność finansową i wojskową” lub byli bliscy jej osiągnięcia.

Powołując się na wewnętrzne źródła u talibów, raport stwierdza, że w ciągu ubiegłego roku wyciągnęli 464 mln dol. z górnictwa i 416 mln z narkotyków. 240 mln pochodziło z darowizn zagranicznych lub od osób prywatnych, kolejne 240 mln dol. z eksportu, 160 mln z podatków i 80 mln z obrotu nieruchomościami.

Haroun Mir, były dyrektor afgańskiego Centrum Badań i Studiów Politycznych, również podkreślił znaczenie pieniędzy z zagranicy. Mir powiedział amerykańskiemu National Public Radio w 2010 r., że do talibów płyną pieniądze z rzekomych organizacji charytatywnych i instytucji islamskich za granicą. Wiele z tych funduszy pochodzi z państw Zatoki Perskiej.

Według czerwcowego raportu ONZ talibowie ostatnio coraz częściej wykorzystują kontrolę nad infrastrukturą publiczną do generowania dochodów. Dzienne opłaty w nielegalnych punktach kontrolnych pomiędzy Pul-e-Khumri a Mazar-i-Sharif, jak stwierdzono w raporcie, były szacowane na “znaczne”. W międzyczasie sytuacja uległa jeszcze poważniejszej zmianie – talibowie kontrolują teraz cały kraj.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


CAUGHT ON VIDEO: BDS CO-FOUNDER’S LIES COME BACK TO BITE HIM

CAUGHT ON VIDEO: BDS CO-FOUNDER’S LIES COME BACK TO BITE HIM

Leah Rosenberg


Is BDS antisemitic? That is a question that is not up for debate. The movement calls for the destruction of the one and only Jewish state…

The BDS Movement

The BDS Movement’s Co-Founder, Omar Barghouti, is so obviously antisemitic that it’s almost humorous for anyone to believe he’s not. He wants the Jewish state destroyed. He claims that Jews oppress “Palestinians.” Basically, he’s a liar and an antisemite. How can anyone claim that the Boycott, Divestment, and Sanctions Movement, which ONLY targets the Jewish state, is not against Jews? You don’t have to be a rocket scientist to figure out that BDS equals antisemitism.

.
Barghouti has called to boycott Israel, but it’s a little bit hard to do that, isn’t it, Omar? I mean, you did go to Tel Aviv University. Yes, the Tel Aviv that is in Israel. If Israel was an apartheid state and oppressed Arabs, Barghouti would not have been able to attend a university in ISRAEL. This is just one of many, many examples that proves Israel is not an apartheid state. It is kind of ironic that the founder of the BDS Movement went to an Israeli university, isn’t it?


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com