Archive | 2021/08/23

11 września ludzi wychodzących z południowej wieży ochroniarze wysyłali z powrotem na górę. Dlaczego?

Uciekinierzy z World Trade Center. W atakach terrorystycznych 11 września 2001 r. zginęło prawie 3 tysiące osób (Fot. Gulnara Samoilova / AP Photo)


11 września ludzi wychodzących z południowej wieży ochroniarze wysyłali z powrotem na górę. Dlaczego?

Urszula Jabłońska


Syn zadzwonił z samolotu, podejrzewał, że porywacze chcą go rozbić o jakiś budynek. Powiedział: “Nie martw się tato, jeżeli do tego dojdzie, stanie się to szybko”. Rozmowa z Mitchellem Zuckoffem, autorem książki “11 września. Dzień, w którym zatrzymał się świat”.

.

Urszula Jabłońska: Gdzie byłeś, gdy to się stało?

Mitchell Zuckoff: Mieszkam pod Bostonem i tego dnia byłem w domu. Wziąłem urlop z pracy w gazecie “The Boston Globe”, żeby pracować nad książką. Z telewizji dowiedziałem się, że samolot uderzył w północną wieżę World Trade Center. Rozmawialiśmy z żoną o tym, że wygląda to na jakiś wypadek. 17 minut później, kiedy drugi samolot uderzył w południową wieżę, pobiegłem do telefonu. W jednej sekundzie zrozumiałem, że muszę wrócić do pracy. Myślę, że wszyscy w tym momencie pojęli, że to nie wypadek, chociaż nie było wiadomo, co się dokładnie stało i kto za tym stoi. Kiedy dobiegłem do telefonu, on już dzwonił. To był mój redaktor z “The Boston Globe”. Popędziłem do redakcji i napisałem o tych wydarzeniach główny artykuł. Podobnie następnego dnia. Trzeciego dnia zrozumiałem, że muszę opowiedzieć historie ludzi, których dotknęła ta tragedia.

Narrację o wydarzeniach 11 września zdominowały liczby. W mediach wciąż słyszeliśmy hasła “cztery samoloty”, “19 porywaczy”, “dwie wieże”. A przecież liczby nie działają na wyobraźnię.

Zamachy dotknęły tysiące osób. Jak wybrałeś bohaterów do tekstu?

– Zaplanowałem reportaż w głowie. Chciałem napisać o sześciu osobach. O trzech, które były w pierwszym samolocie – wybrałem go dlatego, że wystartował z Bostonu – o terroryście, pilocie i jednym z pasażerów. I o trzech, które były na ziemi – o kimś, komu udało się uciec, o ratowniku i o kimś, kto zaginął.

W “The Boston Globe” pisaliśmy kiedyś o prowadzącym ten samolot pilocie Johnie Ogonowskim, który jednocześnie był farmerem. Wiedziałem, że jedna z reporterek może porozmawiać z jego rodziną, dowiedzieć się, jak wyglądał jego ranek, zanim wsiadł do samolotu. Innej reporterce udało się skontaktować z rodziną Tary Creamer, która leciała tym samolotem w podróż służbową. Zostawiła mężowi karteczkę z instrukcją, jak ma się zajmować ich malutką córeczką, kiedy będzie na wyjeździe. To miała być rutynowa informacja, a stała się ostatnią wiadomością w jej życiu.

Opisałem też losy kobiety, która była na konferencji w restauracji Windows on the World na 106. piętrze północnej wieży, oraz młodego mężczyzny, który spóźnił się do pracy i to uratowało mu życie.

Z historii tych ludzi utkałem opowieść o jednym samolocie i jednej wieży. Powstał reportaż “Sześć istnień”. Było dla mnie bardzo ważne, żeby bohaterami tego tekstu byli zwykli Amerykanie, którzy nagle znaleźli się w tej straszliwej, niewyobrażalnej sytuacji.

Ta sama idea przyświeca twojej książce. Dlaczego zdecydowałeś się ją napisać kilkanaście lat po tragedii?

– Po pierwsze, zdałem sobie sprawę, że nie wyczerpałem jeszcze tego tematu. Cały czas był obecny gdzieś z tyłu mojej głowy. Po drugie, zrozumiałem, że wprawdzie jest wiele książek o 11 września, ale nikt nie podjął próby objęcia wszystkich wydarzeń tego dnia.

Wykładam dziennikarstwo na uniwersytecie bostońskim, wielu moich studentów w 2001 roku było małymi dziećmi. Nie mają żadnych wspomnień związanych z tym dniem. A nie ma na rynku książki, którą mógłbym im wręczyć i powiedzieć: “W niej przeczytacie, co dokładnie się wydarzyło i co wtedy czuliśmy”.

Ja jestem z generacji, która nie pamięta Pearl Harbor. Mogłem spytać ojca, gdzie był, kiedy zaatakowali Japończycy, od razu by odpowiedział. Ale dla mnie to była tylko data, mimo że jako dziecko bardzo lubiłem historię. Moi studenci oczywiście też wiedzieli, co się wydarzyło 11 września, ale nie czuli tych emocji. Nie potrafili wymienić z imienia i nazwiska ani jednej osoby, która w tym uczestniczyła. Może poza Osamą ben Ladenem. Znali jedno nazwisko i kilka liczb. A to zdecydowanie za mało. Właśnie tak gubi się historia.

Od czego zacząłeś pracę?

– Przez rok razem z moją asystentką Sarah Kess tworzyliśmy dokładną oś czasu. Zgromadziliśmy wszystkie informacje, które zostały już potwierdzone. Opisaliśmy dokładnie, co się działo w powietrzu i na ziemi minuta po minucie, a czasem nawet sekunda po sekundzie. Na przykład o 9.30 – dwa samoloty uderzyły już w wieże, trzeci samolot zbliża się do Pentagonu, w czwartym terroryści właśnie przejmują stery. Ta symultaniczność była kluczowa dla spisku terrorystów. On był zbudowany na ideach jednoczesności i zaskoczenia.

Dziś wydaje się nie do pomyślenia, że porywacze zostali bez problemów wpuszczeni do wszystkich czterech samolotów. Ameryka przed 11 września nie bała się terroryzmu?

– Mnie także to zszokowało. Podczas pracy nad książką zrozumiałem, jak wielka luka była w naszym rozumieniu terroryzmu. Było też dużo arogancji. Ludzie na różnych szczeblach władzy byli bardziej skoncentrowani na konkurowaniu z innymi instytucjami niż na tym olbrzymim zagrożeniu. Federalna Administracja Lotnictwa (FAA) miała czarną listę, na której znajdowały się nazwiska zaledwie kilkunastu osób mających zakaz wstępu na pokłady samolotów. Szef bezpieczeństwa administracji lotnictwa nawet nie wiedział, że istnieje lista Departamentu Stanu, na której jest 60 tysięcy nazwisk. Dlaczego Departament Stanu nie poinformował o jej istnieniu FAA? Przecież obie instytucje są częścią amerykańskiego rządu, mają dbać o bezpieczeństwo ludzi. Chciałem pokazać, że na pewno nie zrobiliśmy wystarczająco dużo, żeby powstrzymać terrorystów.

Kiedy samoloty zaczęły zbaczać z kursów, pracownicy kontroli lotów długo w ogóle nie brali pod uwagę, że ktoś inny niż piloci może siedzieć za ich sterami. Dlaczego?

– Przed 11 września nie zdarzyło się, żeby terrorysta przejął samolot. Porywacze najwyżej grozili pilotom: “Jeżeli nie zrobicie tego, czego od was wymagamy, odpalimy bombę i zabijemy ludzi”. Ale dlaczego pracownicy kontroli lotów nie mogli przyjąć do wiadomości, że terrorysta może po prostu usiąść za sterami? Myślę, że wiele osób z FAA czy FBI zadawało sobie potem to pytanie: dlaczego tyle czasu minęło, zanim na to wpadliśmy?

Opisałem to wszystko, żeby pokazać, że do tej katastrofy doprowadziły tysiące drobnych zaniedbań – zawodziła wyobraźnia, komunikacja, górę brała arogancja, nieuważność. Terroryści to wykorzystali w straszliwy sposób.

Z iloma osobami rozmawiałeś?

– Kiedy oś czasu była gotowa, stworzyłem trzysta krótkich profili osób dotkniętych przez wydarzenia 11 września. Szukałem historii, które pasowały do konkretnych kategorii – wiedziałem, że muszę opisać dowódcę strażaków, pasażerów każdego z czterech samolotów, osobę poparzoną przez pożary w wieżach. Nie miałem pewności, czy oni albo ich rodziny zgodzą się na rozmowę ze mną, więc chciałem mieć jak najwięcej opcji.

Jedną z pierwszych osób, z którymi się skontaktowałem, był Ron Clifford. Jest wspaniałym człowiekiem. A w wydarzenia 11 września był zaangażowany na wielu poziomach. Jest ocalonym, ponieważ był na miejscu tragedii, w hotelu Marriott, pomiędzy wieżami. Jest ratownikiem, bo pomógł osobie, która została potwornie poparzona. A w dodatku jego siostra i jej córka były w samolocie, który uderzył w południową wieżę. Kiedy Ron zgodził się na rozmowę, wiedziałem już, że ta książka powstanie. Potem rozmawiałem jeszcze z mniej więcej setką osób.

Byli tacy, którzy nie chcieli rozmawiać?

– Najbardziej zaskoczyło mnie, że dla niektórych najtrudniejsze było to, że chciałem zacząć tę historię od 10 września. Dla kilku osób to było niemożliwe. Po tylu latach znalazły już sposób, żeby opowiadać o tragedii, która spotkała ich albo ich ukochanych 11 września. Ale nie potrafiły opowiedzieć mi o tym, jak piękne i proste było ich życie wcześniej. Nie potrafiły cofnąć się do czasu, kiedy ich największym problemem było to, że córka nie odrabia matematyki. Potem spędzili lata, marząc o tym, żeby to znów było ich największe zmartwienie.

Która historia najbardziej cię poruszyła?

– Wszystkie były wzruszające i zostaną ze mną na zawsze. W szczególności dotknęła mnie wizyta w domu Eunice i Lee Hansonów w Connecticut. Stracili syna Petera, synową Sue Kim i wnuczkę Christinę w samolocie, który uderzył w południową wieżę. Dziewczynka była najmłodszą ofiarą 11 września. Eunice była miła, ale trzymała się z boku, nie chciała za bardzo rozmawiać. Spędziłem godziny z Lee, który tłumaczył mi, w którym miejscu odebrał telefon od Petera, który podejrzewał, że porywacze chcą rozbić samolot o jakiś budynek. Powiedział: “Nie martw się, tato, jeżeli do tego dojdzie, stanie się to szybko”. Pokazywał mi zabawki Christiny, opowiadał, jak bardzo syn kochał swoją żonę. Pod koniec dnia Eunice zaczęła się trochę otwierać i zabrała mnie do chłopięcego pokoju Petera. Wyjęła z szuflady plastikową torebkę z jego dredami. Opowiedziała mi historię o tym, jak ściął dredy, kiedy zalecał się do Sue Kim, żeby pokazać, że ma poważne zamiary, że nie jest tylko beztroskim fanem Grateful Dead. Dredy wysłał matce, a ona je zachowała.

Więc siedziałem z Eunice i Lee na łóżku ich zmarłego syna i trzymałem w ręku jego włosy. Wszyscy troje płakaliśmy.

Mnie najbardziej poruszyła historia Stana Praimnatha, który był w południowej wieży, kiedy samolot wbił się w północną. Właśnie wychodził z budynku, kiedy ochroniarz powiedział mu, że wszystko jest w porządku i powinien wracać. Wjechał windą na 81. piętro. Drugi samolot wbił się tuż obok biurka, pod którym się schował. Stan przeżył, ale dziesiątki ludzi zginęły, ponieważ powiedziano im, że mają wracać do biur albo zostać na miejscach.

– Wyobraź sobie, że płonie najwyższy budynek w Nowym Jorku, ponieważ uderzył w niego samolot, a ty jesteś tuż obok, o rzut kamieniem. Co robisz? Natychmiast opuszczasz swoje biuro! Ale słyszysz, że wszystko w porządku. Ochroniarze to właśnie powtarzali pracownikom południowej wieży, którzy chcieli opuścić budynek. Miałem nadzieję, że ludzie, kiedy przeczytają historię Stana, nie pomyślą, że miał szczęście, tylko zaczną się zastanawiać: “Dlaczego wysyłano tych ludzi z powrotem na górę?”.

Dlaczego?

– Takie obowiązywały wtedy procedury. Jeżeli budynek, w którym jesteśmy, nie płonie, bezpieczniej jest nie uciekać, nie powodować chaosu. W południowej wieży było kilka tysięcy osób. Powstałoby wielkie zamieszanie, gdyby wszyscy wylegli na plac, gdzie już zbierali się strażacy, ratownicy i policja. Na pewnym poziomie rozumiem takie postępowanie. Ochrona myślała, że ewakuacja spowoduje jeszcze większe zagrożenie dla bezpieczeństwa publicznego. Oczywiście teraz wiemy, że w takiej sytuacji trzeba jak najszybciej wyprowadzić ludzi z całej okolicy.

Z kolei w Pentagonie wielu żołnierzy i pracowników, zamiast uciekać, pobiegło w kierunku pożaru, który wywołał samolot, żeby ratować kolegów.

– Zadziałał żołnierski etos. Wpojono im, że są odpowiedzialni za bezpieczeństwo swoich ludzi. Można mieć różny stosunek do armii jako do instytucji, ale poznałem wielu wojskowych, którzy są niezwykle odważnymi i przyzwoitymi ludźmi.

W książce opisałem historię lekarza wojskowego Dave’a Tarantino, którzy rzucił się, żeby ratować innych. Uratował Jerry’ego, który został przygnieciony biurkiem. Po wszystkim zaprzyjaźnili się, ich relacja dosłownie zrodziła się w płomieniach. Dave jest bardzo skromny. Zajęło mi tygodnie, żeby namówić go na rozmowę. Mówił, że docenia to, co robię, ale mogę przecież przeczytać jego raport z akcji.

Takich bohaterów było więcej. Lot numer 93 do Waszyngtonu nie dotarł do celu, samolot rozbił się niedaleko Shanksville w Pensylwanii. Jak do tego doszło?

– Zachowało się 30-minutowe nagranie z kokpitu tego samolotu. Na podstawie tego nagrania i rozmów pasażerów, którzy wykonali z pokładu 37 telefonów, wiemy bardzo dużo o tym, co tam się wydarzyło, chociaż nie wszystko.

W ciągu kilkudziesięciu minut pasażerowie – kobiety i mężczyźni, starzy i młodzi – z nieznajomych zmienili się w drużynę, która postanowiła ruszyć do kokpitu i odebrać ster terrorystom. Zawsze działa to na moją wyobraźnię, kiedy pomyślę, że w samolocie znajdował się tylko jeden wąski korytarz pomiędzy siedzeniami. To była ich jedyna trasa do kokpitu. Nie wiemy, kto szedł pierwszy, a kto ostatni, ale musieli iść gęsiego.

Nie wiadomo, czy na pewno udało im się wejść do kokpitu. Niektórzy sądzą, że tak, inni twierdzą, że byli tuż przed nim, kiedy terroryści podjęli decyzję, żeby rozbić samolot. Dla mnie jest jasne, że gdyby mieli trochę więcej czasu, dostaliby się do środka i odzyskaliby kontrolę nad samolotem.

Dlaczego pasażerowie zdecydowali się działać tylko w jednym z czterech samolotów?

– Ich samolot wystartował z lotniska w Newark z opóźnieniem około 25 minut. To spowodowało, że ludzie w czwartym samolocie, dzwoniąc do bliskich, dowiedzieli się, że były inne porwania i że skończyły się atakami na budynki. Czy będą następni? W samolocie jeden z terrorystów twierdził, że ma bombę przymocowaną do paska, i jeżeli będą posłuszni, nic im się nie stanie. Jeżeli nie, wszyscy zginą. Musieli ocenić sytuację. Szybko poskładali kawałki, których długo nie była w stanie poskładać Federalna Administracja Lotnictwa – że porwania mogą przyjąć inny scenariusz niż ten, który do tej pory znali. Zdecydowali się ruszyć do działania.

Opisujesz losy dziesiątków Amerykanów. Z twojej książki nie dowiemy się natomiast zbyt wiele o terrorystach. Dlaczego?

– Musiałem znaleźć równowagę w tej historii. Napisano już książki o terrorystach. Na przykład Lawrence Wright w “Wyniosłych wieżach” dogłębnie analizuje siły, które doprowadziły do wydarzeń 11 września. Nie widziałem sensu w powtarzaniu tej pracy. Dokładniejsze wyjaśnienie tego, kim byli terroryści, jak patrzyli na świat, co ich ukształtowało, zajęłoby pewnie kolejne 500 stron. Postanowiłem skoncentrować się na tym, co zrobili tego dnia.

11 września zginęło prawie 3 tysiące osób – w samolotach, w wieżach World Trade Center i w Pentagonie. Piszesz, że do 20. rocznicy tych wydarzeń więcej niż drugie tyle umrze z powodu chorób wywołanych obecnością w strefie zero. Czy tak się stało?

– Nie znam dokładnej liczby zmarłych w ostatnich latach strażaków, ale wydaje mi się, że zbliżamy się do tej liczby. Dostaję powiadomienia za każdym razem, kiedy strażak umiera na raka czy niewydolność oddechową, które są powiązane z obecnością na miejscu zdarzenia. Powiadomienia przychodzą regularnie. Efekty tej tragedii odczuwamy do dzisiaj.


Książka Mitchella Zuckoffa “11 września. Dzień, w którym zatrzymał się świat” w przekładzie Adriana Stachowskiego i Pauliny Surniak ukazała się nakładem Wydawnictwa Poznańskiego

Mitchell Zuckoff, '11 września. Dzień, w którym zatrzymał się świat', przeł. Adrian Stachowski, Paulina Surniak, Wydawnictwo Poznańskie,Mitchell Zuckoff, ’11 września. Dzień, w którym zatrzymał się świat’, przeł. Adrian Stachowski, Paulina Surniak, Wydawnictwo Poznańskie, Fot. materiały prasowe


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Yes, Italian tennis star Camila Giorgi is Jewish.

Yes, Italian tennis star Camila Giorgi is Jewish. And her favorite book is ‘The Diary of Anne Frank.’

MARVIN GLASSMAN


Camila Giorgi addresses spectators after winning the National Bank Open in Montral, Aug. 15, 2021. (Minas Panagiotakis/Getty Images)

(JTA) — This week Camila Giorgi won the National Bank Open, Canada’s most prestigious tennis tournament, and it was a milestone for two reasons.

First, it was the first major title win in the 29-year-old’s career, and a huge upset — she was ranked 71st in the world before beating No. 6 Karolina Pliskova in the finals.

Second, Giorgi became the first Jewish player to win the event in 56 years, since American Julie Heldman took what was then called the Canadian Open in 1965. Founded in 1881, the Canadian Open is the second oldest tennis tournament behind only Wimbledon.

Even Giorgi was surprised she pulled it off.

“I think I didn’t have the opportunity [to win the tournament] in these years,” she told the Jewish Telegraphic Agency in her broken English following the match.

Reports have swirled for years that Giorgi might be Jewish, and that she was considering obtaining Israeli citizenship to play for the country’s team in the Fed Cup — a World Cup-style tournament. She confirmed to JTA that her parents, Argentines who immigrated to Italy, are Jewish. In fact, her favorite book is “The Diary of Anne Frank.”

“The book moved me because I am Jewish, but also because she was such a good person who saw the good in people,” Giorgi told JTA.

Although she did not see Giorgi win the National Bank Open on television, Heldman said she knew of the Italian player and her Jewishness and was “elated” to learn of her victory.

“The feat speaks well not only of Giorgi’s desire and talent, but of the popularity of tennis around the world and the Jewish Diaspora,” Heldman, now 75 and a grandmother, said from her home in Santa Monica, California.

“There are not as many Jewish people in Italy as elsewhere, so Giorgi’s title indicates that anyone around the world, including Jews, are capable of accomplishing outstanding achievements in tennis or any other field,” added the former champion, who was ranked as high as fifth in the world in 1969 and last month was inducted into the International Tennis Hall Of Fame.

The National Bank Open title moved Giorgi’s world ranking to 34 and continued a hot streak: She has won 16 of 20 matches since the French Open in late May and reached the quarterfinals for Italy at the Tokyo Olympics earlier this month.

Camila Giorgi serves in the National Bank Open final at IGA Stadium in Montreal, Aug. 15, 2021. (David Kirouac/Icon Sportswire via Getty Images)

Giorgi credits her success to her father, Sergio, who fought in Argentina’s 1982 Falklands War and has been her coach since she first picked up a racquet — at age 5.

The father-daughter team is one of several that have led to success in professional tennis. Heldman’s late mother, Gladys, was an icon in her own right — she founded World Tennis magazine and helped launch the women’s tour in the 1970s.

Claudia and Sergio Giorgi immigrated to Italy from La Plata, Argentina, prior to Camila’s birth in 1991. The young Camila took lessons starting at 5 and won many junior tournaments. By 9 she was offered a tennis scholarship by the renowned coach Nick Bollettieri and would go on to win many more junior events.

As Giorgi’s ranking rose through years, she was selected for Italy’s Fed Cup team. However, in 2012, Giorgi was not high enough on the depth chart to make the squad, and her parents were wooed by Israeli officials, seeing Giorgi as a possible No. 2 behind Shahar Peer, according to Raphael Geller of Israel Sports Radio. Ultimately Giorgi decided to compete for Italy, and she has played in the Fed Cup for her native country since 2014.

Along with winning the National Bank Open, Giorgi has upset several No. 1-ranked players in her career, including former stars Victoria Azarenka, Maria Sharapova and Caroline Wozniacki. Giorgi reached the Wimbledon quarterfinals in 2018, losing to Serena Williams.

“What is so impressive about Giorgi is that at age 29, she is able to adapt and transform her game in a way to enable her to beat high quality players in Montreal,” said Cindy Shmerler, a New York Times writer and former editor of World Tennis.

Off the court, Giorgi credits her mother — who designs her on-court outfits — with giving her an appreciation for art and other things to take refuge in away from the grueling professional sports world. With nearly half a million followers, she has become an Instagram model as well.

“I love my life. I want to do well in tennis, but tennis is just my work,” Giorgi said. “In the end, I know my family loves me and I enjoy art, the museums and stores, so my life is in balance.”


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


News From Israel- August 22, 2021

News From Israel- August 22, 2021

ILTV Israel News


An Israeli officer critically injured in the so-called marches of return, as the Hamas-run riots resume along the Gaza-Israel border.

The number of Coronavirus victims – seen and unseen – rising ever faster in Israel; as the 4th wave hits.

The Tokyo summer Olympics part two, Israel’s Paralympic team getting stretched for the competition.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com