Archive | 2021/09/12

Ocena dwóch katastrof z września 2001 roku

Zwolennicy Palestyny maszerują w Cape Town w Południowej Afryce 21 sierpnia 2001 | Archiwum: Reuters


Ocena dwóch katastrof z września 2001 roku

Caroline B. Glick
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska


Nagle wydaje się jasne, że Konferencja Durban zmieniła bieg historii w równym, jeśli nie większym stopniu niż islamskie ataki terrorystyczne w Nowym Jorku i Waszyngtonie, i doprowadziła świat do tego niebezpiecznego punktu, w którym jesteśmy.

Mamy tendencję do zapominania, że na początku września 2001 roku miały miejsce dwa historyczne wydarzenia. Nikomu nie trzeba przypominać o dżihadystycznych atakach z 11 września, które w jeden poranek zabiły niemal 3000 ludzi. Drugim wydarzeniem, które jest często zapominane, była Konferencja ONZ Przeciwko Rasizmowi, Rasowej Dyskryminacji, Ksenofobii i Innym Formom Nietolerancji w Durban w Południowej Afryce, która zakończyła się na cztery dni przed atakami w Ameryce.

Z perspektywy 20 lat i w świetle katastrofalnego wycofania się Ameryki z Afganistanu w zeszłym miesiącu, nagle wydaje się jasne, że Konferencja zmieniła bieg historii w równym, jeśli nie większym stopniu niż islamistyczne ataki na Nowy Jork i Waszyngton. Dziedzictwo Durban – bardziej niż 11 Września – doprowadziło świat do obecnego niebezpiecznego punktu. Dzisiaj upokorzony wolny świat stoi przed triumfującymi siłami dżihadu, dalece potężniejszymi niż były 10 września 2001 roku. Stoi przed szybko wzrastającymi Chinami.  A nade wszystko, stoi przed wewnętrznymi wstrząsami i przed podziałami we własnych szeregach.

Prezydent USA, Joe Biden, uzasadnia swoją decyzję wycofania sił USA i NATO z Afganistanu (przeprowadzoną w tak karygodny sposób), twierdząc, że nadszedł czas na zakończenie „wiecznej wojny”. Biden i jego doradcy nie mają jednak problemu z wszystkimi “wiecznymi wojnami”. Zdecydowali się tylko przerwać walkę z dżihadystycznym islamem. Nie chcieli walczyć w tej konkretnej wojnie – przeciwko wrogowi, który zaatakował Amerykę 20 lat temu. A w gorączkowym staraniu poświęcenia całej energii i wysiłków walce w wybranej przez nich wiecznej wojnie Biden i jego zespół byli gotowi zignorować – lub może gorzej, zaakceptować – dwa bardzo proste fakty dotyczące wojen.

Pierwszy: jedynym sposobem zakończenia wojny, której nie wygrałeś, jest przegranie jej. I drugi: jeśli kończysz wojnę bez wygrania jej, wręczasz zwycięstwo wrogowi.

Wielu analityków porównywało klęskę USA w Afganistanie do upadku bizantyjskiej stolicy, Konstantynopola, pod uderzeniami osmańskich armii w 1453 roku. Flaga Talibanu powiewająca na tym, co do końca zeszłego miesiąca było ambasadą USA oraz doniesienia, że Chiny rozważają przejęcie bazy lotniczej Bagram, sygnalizują, że wrogowie Ameryki wierzą, iż dominują i że wolny świat został pokonany.

“Wieczna wojna”, którą Biden i jego doradcy chcą agresywnie prowadzić aż do całkowitego zniszczenia wroga, jest wojną wewnątrz Stanów Zjednoczonych. „Wrogiem” są ich polityczni rywale, których surowo ganią jako „rasistów”. Nazywają swoją wieczną wojnę “wojną z rasizmem”.

Dziwną rzeczą w sprawie ich wysiłków jest to, że amerykańska wojna z rasizmem została rozstrzygająco wygrana ponad 50 lat temu dzięki Ruchowi Praw Obywatelskich i dzięki temu, że większość Amerykanów zrozumiała w owym czasie i później, że rasizm jest sprzeczny z ideałami wolności i równych możliwości, na których oparto system polityczny Stanów Zjednoczonych.

Ziarna tej dziwnej wojny posiano 20 lat temu w Durban. Pamiętamy konferencję w Durban głównie z powodu jej antysemickiego programu. Plan przedstawienia antysyjonizmu jako “koszernej” postaci antysemityzmu i używanie tego do anulowania prawa żydowskiego państwa do istnienia został skodyfikowany w Durban. Legitymizacja antysemityzmu nie była jednak wyłącznie środkiem do szkodzenia Żydom. Dla wielu na międzynarodowej lewicy legitymizowanie celu unieważnienia moralnego i formalnego prawa Izraela do istnienia były i pozostają dzisiaj środkami do realizacji ich głównego celu: zniszczenia pewności siebie Ameryki w jej roli przywódcy wolnego świata i odmówienia USA moralnego prawa do walki w obronie własnych, narodowych interesów.

Jak niedawno wyjaśniał Lee Smith w publikowanym online magazynie “Tablet”, celem przedstawiania palestyńskich terrorystów jako ofiar, a Żydów izraelskich jako zbrodniarzy wojennych, podczas gdy prawdą była odwrotność, było podważenie wiary Ameryki – i wiary całego Zachodu – we własną moralność.

“Aby zdemaskować zachodnią, liberalną burżuazję jako sentymentalnych hipokrytów, których czas przeminął – wyjaśniał Smith – niezbędne było uderzenie w tych, których przysięgli nigdy więcej nie opuścić, których kultura i religia pomogła stworzyć pojęciowy i duchowy wszechświat Zachodu – to jest, Żydów”.

Innymi słowy, delegitymizacja Żydów i legitymizacja palestyńskich terrorystów były środkami do zniszczenia wiary Ameryki w jej prawo do przewodzenia, jej prawo do pokonania swoich wrogów i jej prawo do posiadania siły.

W Durban, równolegle do antysemickiej napaści, rozpoczęto polityczną wojnę skierowaną przeciwko Stanom Zjednoczonym. Jej podstawowym założeniem było twierdzenie, że USA zostały zrodzone w grzechu rasizmu wraz z niewolą czarnych Afrykanów i że nic nigdy nie może odkupić tego grzechu. Za prawdziwą postawę Ameryki ogłoszono rasizm, a nie wolność. Wojna secesyjna, w której zginęło pół miliona Amerykanów, by uwolnić niewolników, niczego nie zmieniła. Ani też Ruch Praw Obywatelskich, który zakończył instytucjonalną i prawną dyskryminację czarnych i innych mniejszości.

To nie rządy Afryki, Iranu, Rosji lub Chin stały w Durban na czele wojny przeciwko Ameryce. Rozpoczęli ją amerykańscy obywatele. Pod przewodnictwem wielebnego Jesse Jacksona setki amerykańskich, czarnych radykałów pojawiły się w Durban. Dołączyły do nich setki aktywistów z lewicowych grup ekstremistycznych. Ostro piętnowali USA jako najbardziej  represyjne państwo na świecie, którego ofiary są „wyklętym ludem ziemi”. Czarni, wszystkie inne mniejszości (poza Żydami), kobiety, homoseksualiści, transseksualni; wszyscy byli na liście ofiar Ameryki. Zwrócili się do ONZ, by wysłała inspektorów do monitorowania “rasistowskiej” policji USA i całego systemu sądownictwa karnego. Żądali bilionów dolarów w ramach “reparacji” za niewolnictwo, które miały być wypłacone czarnym Amerykanom urodzonym 100 lat po tym, jak wszyscy niewolnicy zostali uwolnieni.

Kiedy administracja Busha wymaszerowała z konferencji w Durban w samym środku obrad, ówczesny sekretarz stanu, Colin Powell i jego doradcy zlekceważyli znaczenie wydarzeń przez określenie aktywistów na konferencji jako radykalny margines pozbawiony jakiejkolwiek znaczącej bazy w kraju. Ich lekceważenie z pewnością wydawało się rozsądne cztery dni później.

Zanim opadł kurz na ruinach World Trade Center i Pentagonu, okazało się jednak, że “radykalny margines” zaczął coraz bardziej podnosić głos i okazało się, że te głosy są całkiem silne. I istotnie, w ciągu kilku lat, ich wpływ stał się rozstrzygający.

USA zgubiły się zarówno w Iraku, jak w Afganistanie w dużej mierze dlatego, że George W. Bush i jego doradcy nie potrafili stawić czoła miażdżącemu i nieustannemu potępianiu ich i ich militarnych operacji przez amerykańską lewicę w mediach i w świecie akademickim, w Kongresie i poza nimi. Lewica bezustannie działała, by demonizować Busha i podważać oraz delegitymizować cały wysiłek wojskowy administracji Busha przeciwko siłom radykalnego islamu.

Decyzja Busha przekształcenia wojny z terrorem w kampanię na rzecz demokracji zrodziła się przynajmniej po części z jego reakcji na te ataki. Bush i jego doradcy mieli nadzieję na zakończenie lub co najmniej zmniejszenie niekończących się napaści na nich i na działania militarne USA przez przekształcenie wojny ze sposobu obrony Ameryki i jej interesów w coś w pełni altruistycznego.

Aktywiści z “marginesu”, którzy rozpoczęli wojnę przeciwko Ameryce w Durban w 2001 roku, przechwycili stery władzy w 2008 roku, kiedy uczeń Jesse Jacksona, Barack Obama, zdobył prezydenturę. Dzisiaj ci sami polityczni organizatorzy i ich następcy kontrolują Partię Demokratyczną i Bidena, który zdobył prezydencką nominację Demokratów z ich poparciem.

Właściwie Amerykanie mieli odpowiedzieć na 11 Września nieubłaganą wojną aż do zwycięstwa przeciwko siłom dżihadystycznego terroru i reżimom, które je popierały. Podważani jednak od samego początku przez wojnę, jaką ich rodacy wypowiedzieli im w Durban, po dwudziestu latach Taliban zwyciężył i Ameryką kierują mężczyźni i kobiety, którzy uważają, że amerykańscy radykałowie w Durban mieli sprawiedliwość po swojej stronie.

To nie jest koniec sprawy. Płonący gniew większości Amerykanów – włącznie z dużym odsetkiem Demokratów – na Bidena i jego zespół za upokarzającą i strategicznie katastrofalną klęskę w Afganistanie jest źródłem nadziei, że marginalna mniejszość z Durban powróci na swoje właściwe miejsce na marginesach amerykańskiego społeczeństwa. Ameryka będzie znowu krajem wolnych i domem odważnych. Obecnie jednak, kiedy patrzymy na minione dwie dekady, to Durban, nie zaś 11 Września, zmienił kurs Ameryki, a poprzez to, bieg historii.


Caroline Glick – Znana dziennikarka izraelska, pracuje w „Jerusalem Post”. Urodzona w Stanach Zjednoczonych, gdzie ukończyła studia z nauk społecznych. Emigrowała do Izraela w 1991 roku, wstępując natychmiast do IDF, w 1996 roku zakończyła karierę w wojsku w stopniu kapitana. Występuje często w izraelskiej telewizji, jest również zapraszana przez różne stacje telewizyjne w USA.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Cairo Genizah paper may hold key to secrets of Qumran, Dead Sea Scrolls

Cairo Genizah paper may hold key to secrets of Qumran, Dead Sea Scrolls
ROSSELLA TERCATIN

An ancient religious ceremony, described in several Dead Sea Scrolls, could explain the mysteries of the archaeological site of Qumran.

.
The site of the Qumran Scrolls, known as the Dead Sea Scrolls / (photo credit: HADAR YAHAV)

A mystical religious ceremony described in several Dead Sea Scrolls and in a medieval document from the Cairo Genizah holds the key to understanding the mysteries of the archaeological site of Qumran, new research suggests.

The nature and distinctive characteristics of Qumran, the nearest site to the caves where the legendary 2,000-year-old documents were found, have been debated by scholars for decades. It was thought to be a settlement where the Jewish sect of the Essenes lived; some proposed that its residents were not Essenes but a different community; others said it was wrong to attribute the area to a specific group; while according to some experts, Qumran might have been a fortress.

No matter the interpretation, some puzzling elements remain, according to Dr. Daniel Vainstub of Ben-Gurion University of the Negev, who authored a study recently published in the peer-reviewed, open-access academic journal Religions.

Why have archaeologists only found remains of public buildings and not of private dwellings? How is it possible to explain the presence of thousands of pottery vessels in a place that had a few dozen residents at most? And why did the area feature such a multiplicity of mikvaot ritual baths, including very large ones, for such a small population?

According to Vainstub, Qumran was intimately connected to the Essenes, but rather than a permanent settlement of the group, it was the site where all its members and candidates would flock from communities all over the country to hold their annual celebration of the “passing of the covenant.”
“I looked both at the texts and the archaeological remains, and what I have seen perfectly fits this possibility,” Vainstub said.

The ceremony was modeled after one described in Deuteronomy, chapters 27-28. In the passage, Moses instructs the Israelites on how to proclaim God’s blessings and curses on Mount Ebal and Mount Gerizim after they enter the land, which is subsequently described in the Book of Joshua.

The rules of the Essenes’ version are described in the so-called “Community Rule” manuscripts, as well as in the Damascus Document copied around the year 1,000 CE and retrieved in the Genizah.

However, Vainstub wrote in the paper, “the description of the ceremony in the Damascus Document includes a sentence containing two pieces of information that are of critical importance for our purposes and are missing in the Community Rule: ‘And all [the inhabitants] of the camps shall assemble in the third month and curse anyone who deviates either to the right [or to the left from the] Torah.’”

From that sentence, the scholar pointed out that two elements can be deduced: that the gathering took place in a specific time – the month of Sivan, when the festival of Shavuot falls – and that people from different places (camps) were called to convene in one site.

Excavations at Qumran (SHAI HALEVY/IAA).

Therefore, according to Vainstub, the rules that were previously thought to apply to Essenes’ general lifestyle describe the specific ceremony instead.
“It could be that Qumran was even built for the purpose of this gathering,” he wrote.

Those who convened ahead of Shavuot did not need to be housed in buildings, but rather slept outside or in one of the numerous caves of the areas, where millennia later the manuscripts that came to be known as the Dead Sea Scrolls would be found.

“My theory is also consistent with the fact that the scrolls did not necessarily originate from Qumran, but rather were brought to the caves from all over the country and were left in the caves over the decades,” Vainstub wrote.

The archaeological remains in Qumran, including the number and size of mikvaot, assembly hall and pantry (with thousands of stored vessels), as well as the empty southern esplanade, can also be explained from this perspective, he said.

“Some dozens of permanent residents of Qumran, perhaps with the help of small Essene groups living nearby close to the springs on the shores of the Dead Sea, had to host many hundreds of people at the site once a year in ever-increasing numbers,” Vainstub concluded in the paper. “The site of Qumran, with its facilities, caves and surfaces, accords with the evidence for the annual gathering that emerges from the scrolls. No other known site is suitable for such a purpose.”


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Dedykacja dla prawdziwych Polaków


Dedykacja dla prawdziwych Polaków

Paweł Smoleński


Ku nowemu życiu. Żydzi na Dolnym Śląsku w latach 1945-1970 – wystawa (materiały organizatora)

“Każdy kupujący u Żyda jest zdrajcą narodu” – grzmiał na publicznym zebraniu pewien kupiec z Ostrowca Świętokrzyskiego. Kiedy? Nie, wcale nie przed wojną, lecz w 1945 r.

.

Książka „Nie chcemy Żydów u siebie. Przejawy wrogości wobec Żydów w latach 1944-1947″ winna nosić dedykację. Skoro zapomniał o niej jej autor, prof. Julian Kwiek z Uniwersytetu Jagiellońskiego, zrobię to za niego. Dedykuję ją tym obrońcom dobrego imienia RP, którzy kwestionują, że Polacy w czasie wojny chętnie donosili Niemcom na Żyda, a jeszcze chętniej tuczyli się na jego majątku.

Mieszczą się w tym gronie czynownicy ministerialni, od resortu edukacji przez sprawiedliwości aż po spraw zagranicznych (np. Paweł Jabłoński, wiceszef tego resortu z Ordo Iuris, który poucza Izraelczyków, jak powinni uczyć o Zagładzie). Roi się im, że fałszując historię i wzywając oponentów przed oblicze dyspozycyjnego prokuratora lub przed sąd, dowiodą, że powojennych pogromów, gwałtów, kradzieży nie było, bowiem Polak katolik jest do takich rzeczy niezdolny.

Dołożę historyków chwalących endecki i faszystowski sposób myślenia. Oraz antysemickich publicystów, piszczących na widok obecnej władzy jak kiedyś nastolatki na widok Beatlesów. Oraz samą władzę, w osobach np. Andrzeja Dudy i Mateusza Morawieckiego, czczących pamięć chwatów z Brygady Świętokrzyskiej.

„Znowu Żydzi”

Książka Juliana Kwieka jest przede wszystkim dla was. Zacznijcie więc naukę od spisu treści i tytułów rozdziałów: „Znowu Żydzi”, „Nie chcemy Żyda u siebie”, „Nie kupuj u Żyda”, „Bij Żyda. Agresja fizyczna i słowna”, „Za to, żeś se Żyda przechował” itd. Nawet wasz guru od tych spraw, prof. Jan Marek Chodakiewicz pisał (co cytuje prof. Kwiek), że po wojnie Żydzi musieli „stawić czoła coraz bardziej powszechnej wrogości”, co usprawiedliwiał przedwojennym obyczajem, sowiecką okupacją, oraz karygodnym zachowaniem samych Żydów, którzy chcieli odzyskać swoje mienie, a nawet – o zgrozo – własne dzieci od rodzin bogobojnych Polaków.

Polecam wam też kolejne strony, na przykład opowieść o Żydzie z podkieleckiego Korczyna, nazwiskiem Jakubowski. Był katolikiem, ożenił się z Polką, „niedługo jednak mieszkał w Korczynie, gdyż Polacy mu w różny sposób dokuczali”, wspominała jedna z mieszkanek miasteczka.

Powiecie: dokuczanie to małe miki, kto nie dokuczał, niech rzuci kamieniem.

To może poznajcie społeczność Olkusza, która „z pewną rezerwą odnosi się do Żydów powracających z obozów, żywiąc pewne obawy, aby handel nie przeszedł w ich ręce”, co zarejestrował tamtejszy starosta. Albo kupca z Ostrowca Świętokrzyskiego, który na publicznym zebraniu grzmiał: „Każdy kupujący u Żyda jest pachołkiem żydowskim i zdrajcą narodu” itd.

Wzruszycie ramionami: każdy ma jakiś sklep, do którego nie chodzi, a przyczyny mogą być wszelakie. Poczytajcie sobie zatem, obrońcy godności narodu, kalendarium. Grube, więc przykład dam jedynie z kilku dni 1947 r. Oto 19 stycznia w Ząbkowicach zabito niejakiego Mariana Kornblita, ormowca. A 28 stycznia w Krakowie milicja postrzeliła Hermana Furera. Kornbilt był czerwony, Furer niekoniecznie, ale byli Żydami, więc należała im się polska – reakcyjna lub postępowa – kulka. 19 lutego w Ostrowi Mazowieckiej bił Żydów funkcjonariusz UB. Za to pięć dni później w Brańsku zabito Chaima Finkelsztajna, a zrobili to zwyczajni Polacy, dla zarobku. Zaś 6 marca, znów w Ostrowi, pobili i obrabowali Abrama Bułeczkę. W świetle tych zdarzeń perspektywy obrony godności i co tam jeszcze wymyślicie nie wyglądają najlepiej.

Krzysztof Persak, badacz najnowszych dziejów Polski (przez lata pracował w IPN) o pracy prof. Kwieka pisze: „całościowy, kompletny obraz powojennej przemocy wobec Żydów nie istniał (…) Jest to więc praca o znaczeniu fundamentalnym, którą na zasadzie analogii można porównać do badań podstawowych w naukach ścisłych”.

Na koniec jako Polak i obywatel RP zwrócę się do wszystkich strzegących dobrego imienia Rzeczpospolitej – redutowców, prokuratorów, historyków, przedstawicieli instytucji państwowych i najważniejszych urzędów: Nie wstyd wam, poprawiacze historii? Naprawdę chcecie być przeciw Chaimowi Finkelsztajnowi, a trzymać stronę jego oprawców?


Julin Kwiek

„Nie chcemy Żydów u siebie. Przejawy wrogości wobec Żydów w latach 1944-1947″

Wydawnictwo Nieoczywiste

Julian Kwiek, 'Nie chcemy Żydów u siebie. Przejawy wrogości wobec Żydów w latach 1944-1947'Julian Kwiek, ‘Nie chcemy Żydów u siebie. Przejawy wrogości wobec Żydów w latach 1944-1947’ (Wydawnictwo


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com