Archive | 2021/12/06

Uciekinierzy z Auschwitz

Uciekinierzy z Auschwitz, kurier z Warszawy i dziewczyna z Libiąża. Opowieść wojenna w tysiącu obrazach

Joanna Banaś


Władysława Rzepecka zd. Haratówna ‘Wanda’ druga od lewej (materiały Wydawnictwa Agora)

Władysława Rzepecka zd. Haratówna “Wanda”, kurierka Okręgu Śląskiego Armii Krajowej, jest tytułową bohaterką “Kurierki. Historii kobiety, która mogła zatrzymać Holocaust”. Książka Stanisława Zasady jest jak pudełko ze zdjęciami, z którego ktoś wyciąga jedno po drugim i opowiada, co na nim widzi.
.

Siedemnastolatka jedzie do Warszawy przekazać dowództwu AK dokumenty dotyczące obozu w Auschwitz. W wagonie „tylko dla Niemców” flirtuje z przystojnym esesmanem, który przedstawia się nazwiskiem z „von” i twierdzi, że pracuje w kancelarii Führera. Jest początek roku 1943. Miesiąc później dziewczyna razem z matką trafi do obozu śledczego w Mysłowicach, ale nie z powodu tej podróży.

Migawki z czasów okupacji

Punktem wyjścia książki Stanisława Zasady „Kurierka” jest spektakularna ucieczka 29 grudnia 1942 r. czterech więźniów KL Auschwitz – trzech Polaków i niemieckiego kapo, więźnia z obozowym numerem 2. Przekazali polskiemu ruchowi oporu listy z nazwiskami kilkunastu tysięcy więźniów i planami krematoriów, które do Warszawy przewiozła młoda kurierka.

Jednak opowieść Zasady rozwija się i niczym pajęczyna obejmuje kilka dekad – od lat 20. po współczesność – i obszar od Waszyngtonu przez Londyn, Berlin, Wiedeń, Warszawę, Treblinkę, Bełżec, Oświęcim i Libiąż, aż po Rosję.

Władysława Rzepecka zd. Haratówna „Wanda” (1925-2017) z Libiąża, w czasie wojny łączniczka, a potem kurierka Okręgu Śląskiego Armii Krajowej, jest tytułową bohaterką książki. Tytułową, lecz nie główną. Równorzędnymi postaciami są także jej ojciec por. Andrzej Harat „Wicher”, rotmistrz Witold Pilecki i Jan Kozielecki (Karski), słynny kurier z Warszawy.

Autor opisuje zdarzenia nielinearnie, w formie migawek, za pomocą oddzielonych graficznie krótkich fragmentów tekstu – czasem jest nim jeden cytat, innym razem jedna informacja czy podsumowanie faktów opisanych wcześniej. Nie ma zgodności miejsca, czasu i akcji. Za sprawą takiej konstrukcji obrazy przed naszymi oczami zmieniają się jak w kalejdoskopie.

Dachau, Karski i getto warszawskie

Jesteśmy w Dachau wyzwalanym przez Amerykanów. Patrzymy, jak interesy załatwiają właściciele firmy Topf i Synowie, która wyposażyła KL Auschwitz w piece krematoryjne dużej mocy. Obserwujemy brawurową ucieczkę czterech Polaków z KL Auschwitz esesmańskim kabrioletem w czerwcu 1942 r. Widzimy Dom Sierot, który przy Krochmalnej 92 buduje Janusz Korczak, i towarzyszymy żydowskim sierotom, gdy po powstaniu warszawskiego getta muszą przenieść się na Chłodną 33. Stoimy na rampie 14 czerwca 1940 r., gdy do Auschwitz dociera pierwszy transport więźniów. Śledzimy przygotowania ppor. Witolda Pileckiego do przedostania się do Auschwitz i przebieg jego ucieczki z obozu. Przyglądamy się działalności obozowego ruchu oporu i kibicujemy Polakom, którzy pomagają uciekinierom.

Widzimy, jak latem 1940 r. por. Jan Kozielewski (Karski) w słowackim więzieniu Gestapo podcina sobie oba nadgarstki, bo boi się, że więcej bicia nie zniesie. I jak w przebraniu odwiedza miejsca, w których naziści eksterminują Żydów – chce zobaczyć wszystko na własne oczy, zapamiętać i przekazać informacje tym, którzy mogliby pomóc, a przynajmniej wtedy tak się mu wydawało. Jego oczami zobaczymy, jak przed wtłoczeniem do wagonów Żydów posypuje się podłogę niegaszonym wapnem, by jak najwięcej przewożonych udusiło się jeszcze w drodze do obozów zagłady. I przeczytamy, co napisał o stosunku Polaków do Żydów: „Jest przeważnie bezwzględny, często bezlitosny”.

Jan KarskiJan Karski Fot. JANKARSKI.ORG

Czytamy notę, którą na podstawie raportów Karskiego z tych wypraw minister spraw zagranicznych rządu na uchodźstwie Edward Raczyński wysłał 10 grudnia 1942 r. do ministrów dyplomacji państw walczących z Trzecią Rzeszą. Zawierała informację, że Niemcy chcą wymordować wszystkich Żydów w Europie, ale odpowiedź na nią wystosowana tydzień później odbierze nadzieję na interwencję.

Jesteśmy w płonącym getcie wiosną 1943 r. 16 maja 1943 r. słyszymy głośne „Heil Hitler!” kata getta Jürgena Stroopa w chwili, gdy Wielka Synagoga wylatuje w powietrze. Czytamy list Szmula Zygielbojma, który popełnia samobójstwo na znak protestu świata wobec zagłady Żydów. Śledzimy wreszcie powojenne losy członków ruchu oporu i uciekinierów z Auschwitz.

Książka jak pudełko ze zdjęciami

Muszę przyznać, że początkowo książka Zasady wydała mi się męcząco chaotyczna. Gdyby jednak potraktować tę opowieść jak pudełko ze zdjęciami, z którego ktoś wyciąga jedno po drugim i opowiada, co na nim widzi, to wszystko się tłumaczy: i pomieszanie czasów i miejsc, i poszatkowanie opowieści o losach poszczególnych osób, i powtarzające się informacje, wreszcie także niekonsekwencje i brak odpowiedzi na niektóre pytania, które stawia autor.

Czy na pewno „Wanda” spotkała w pociągu esesmana arystokratę? Czy Manfred von Zwischrecke w ogóle istniał? Jakie dokumenty wiozła kurierka i komu je wręczyła? Czy miała rację, twierdząc, że ich treść dotarła do Karskiego, zanim przedstawił swoje raporty w Londynie i Waszyngtonie? Dlaczego niszcząc niemal wszystkie zdjęcia z okresu okupacji, zostawiła to, na którym pozuje z uciekinierami z Auschwitz? Tego nie dowiemy się nigdy. Bo przecież czasem się nie pamięta, kto jest na zdjęciu w naszym albumie.


Stanisław Zasada, 'Kurierka. Historia kobiety, która mogła zatrzymać Holocaust'

Stanisław Zasada, „Kurierka. Historia kobiety, która mogła zatrzymać Holocaust”, Wydawnictwo Agora


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


When will non-Orthodox Jews gather for daily prayer again? – opinion

When will non-Orthodox Jews gather for daily prayer again? – opinion

NEIL KURSHAN / JTA


Many people, religious and not, yearn for places where they can gather, connect and socialize with other people outside of the home and workplace

Jewish prayer illustrated. / (photo credit: Jewish Week illustration/Photo by Itamar Grinberg for the Israeli Ministry of Tourism/JTA)

I live in one of the most concentrated Jewish communities in the United States, the Upper West Side of Manhattan, and I no longer have a daily morning minyan to attend in person.

It seems that in my neighborhood, as well as many others, COVID-19 snuffed out the live morning minyan — the daily prayer service that needs a quorum of 10 Jews — in non-Orthodox settings. Pre-pandemic I had a choice of multiple minyans I could attend in a variety of egalitarian Jewish settings — synagogues and schools — but none of them is operating in-person now.

I worry that the minyan muscle has atrophied in my community, and the habit has been lost of rising early in the morning, getting out the door with prayer shawl and tefillin, and making it inside the beit midrash in time for prayer.

It’s not that non-Orthodox Jews in my neighborhood aren’t praying each morning. Many are, both alone and online, where services moved for non-Orthodox Jews last March. Zoom services were a necessary accommodation to a public health crisis, and it is unquestionably easier to tune in to services from home, but it hasn’t worked for me. Fifty disembodied faces on a screen feel less like a community to me than the 15 bodies draped in prayer shawls who huddle around the amud (leader’s table) at a typical in-person minyan. The on-key solo voice of the shaliach tzibur, the leader of the service, inspires me less than the multiple off-key voices of those gathered live for prayers.

As Shabbat and holiday services have resumed, with precautions, in person, I thought the morning minyan would, too. But they have remained resolutely online. I am sympathetic to the reasons why, and to the difficulties of reconstituting the in-person morning minyan. It is hard work in many non-Orthodox synagogues to assure that 10 people will be present early in the morning six days a week. It is much easier and more convenient to get out of bed, hit a button on the computer and be transported instantly to the minyan. And without question Zoom has made it possible for those unable because of physical limitations and other reasons to attend an in-person minyan.

Rabbi Neil Kurshan. (credit: COURTESY/JTA)

Yet there is so much that has been lost and that I miss. I miss my fellow “minyannaire” who each year before Rosh Hashanah brings me honey from the beehives on the rooftop of his apartment.

I miss the frail elderly Russian gentleman who stands to say Kaddish for himself because he is convinced that none of his children will say Kaddish for him after he dies.

I miss the mother and her grown son who start their day together sitting side by side and who kiss one another good-bye as they leave the minyan and go their separate ways.

And I miss the easy banter with my fellow minyannaires with whom I share vacation plans, exploits on the pickleball court and the most recent achievements of my grandchildren. I miss how the in-person morning minyan magically imbued the minute details of the mundane with the significance of the sacred.

But above all I miss what Abba Kovner, the late Jewish resistance fighter, called “the tug on the sleeve.” Kovner would tell the story of going to the Western Wall his first week in Israel after the end of World War II. He was about to leave when he felt a tug on his sleeve as he was asked to join a minyan that was forming for prayer. He tells of being inspired not so much by the prayers but more by the sense of belonging. More than anything else I miss knowing that my physical presence is needed to make a minyan.
For more than 40 years, I was responsible for making the minyan happen in my suburban Long Island synagogue. There were many nights I did not sleep well worrying that 10 people might not show up the next morning, and I took too personally the days when only nine people attended and a mourner was unable to say Kaddish. Looking back at all the worry and frustration, I nevertheless feel that I was engaged in worthy work.

Many people, religious and not, yearn for places where they can gather, connect and socialize with other people outside of the home and workplace. Sociologists call these settings “third places,” and so many of them closed during the pandemic — bars, coffee shops, gyms, libraries — that experts fear the impact on people’s mental health and social well-being. As a psychology professor at the Graduate Center of the City University of New York put it at the height of the pandemic, “What’s lost is the sensory sense of being with other people. I don’t think we know yet what the consequences of that will be, except that I think people are going to remain more fearful and anxious.”

Many years after Abba Kovner was called to be the 10th for a minyan at the Western Wall, a museum known as Beit Hatefutzot, the Museum of the Diaspora, was built on the campus of Tel Aviv University. (It has now been overhauled and renamed Anu — Museum of the Jewish People.) Kovner designed a corner in the museum known as “The Minyan” represented by a variety of figures preparing to pray together. Just before the museum opened its doors for the first time someone noticed that there were only nine figures in the model. The museum frantically reached out to Kovner, but he calmly responded that nine was the correct number: There was supposed to be a missing person. The missing person was a call to each person who visited the museum to become the 10th.

When I do join the Zoom minyan of my synagogue community, I note the faces and names of my fellow participants. When it is a day I am observing a yahrzeit, the anniversary of a loved one’s death, I dutifully tap the “raise hand” button so I can be called upon to mention the name of the person for whom I am saying Kaddish. But I yearn to feel again the tug on my sleeve, and to be told to come inside because there are nine people who need me as the missing tenth.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


News From Israel- December 05, 2021

News From Israel- December 05, 2021

ILTV Israel News


A Palestinian terrorist carries out stabbing attack in Jerusalem, the two officers that neutralized him are under investigation

Israeli Prime Minister Naftali Bennett speaks out against Iran’s nuclear program as first round of talks ended with no progress

The city of Bethlehem lights its giant Christmas tree ahead of the holiday season


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com