Archive | 2021/12/23

Od Statutu kaliskiego do wojny o cmentarz

Od Statutu kaliskiego do wojny o cmentarz

MICHAŁ BOJANOWSKI


The boarding school building and houses located on the grounds of the former cemetery in Kalisz.

W TYM ROKU MIJA SIEDEMNAŚCIE LAT, OD KIEDY ZWIĄZEK GMIN WYZNANIOWYCH ŻYDOWSKICH W RP WYSTĄPIŁ DO KOMISJI REGULACYJNEJ Z WNIOSKIEM O ZWROT STAREGO CMENTARZA ŻYDOWSKIEGO W KALISZU. PO LATACH ROZMÓW WŁADZE MIASTA NIESPODZIEWANIE ODMÓWIŁY PODPISANIA WYPRACOWYWANEJ PRZEZ DŁUGI CZAS UGODY, TŁUMACZĄC, ŻE CMENTARZA ZWRÓCIĆ NIE MOGĄ, BO SPRZECIWIAJĄ SIĘ TEMU MIESZKAŃCY, A ŻYDZI I TAK NIGDY NIE PRZEDSTAWILI DOKUMENTÓW POTWIERDZAJĄCYCH PRAWO WŁASNOŚCI. OKAZAŁO SIĘ, ŻE PONAD 650 LAT CHOWANIA ZMARŁYCH W JEDNYM MIEJSCU NIE JEST WYSTARCZAJĄCYM POWODEM DO ZWROTU JEDNEGO Z NAJSTARSZYCH I NAJWAŻNIEJSZYCH CMENTARZY ŻYDOWSKICH W POLSCE.

.
POCZĄTKI

„My, Przemysław II, z łaski Bożej książę Polski, pragniemy podać do wiadomości […], że Rupinjusz, syn Jaśka, i Żydzi kaliscy zawarli układ i stawiwszy się przed nami, zeznali z wolnej i nieprzymuszonej woli, że Rupinjusz zapisał swoją dziedziczną górę, położoną na granicy swego majątku dziedzicznego Podgórze, obok gruntów naszego dziedzictwa Mały Dobrzec, starszym Żydom kaliskim i całej ich społeczności na cmentarz dla nich, za cenę wiecznej opłaty 9 talentów pieprzu i 2 szafranu”.

To najstarszy, bo pochodzący z 1287 roku dokument, w którym Przemysław II potwierdza transakcję zakupu gruntu pod cmentarz żydowski w Kaliszu.

[Osiem wieków później prezydent Kalisza, nie rozumiejąc mechanizmów wczesnego feudalizmu, w którym nie dokonywano zakupu nieruchomości poprzez jednorazową zapłatę, będzie sugerował, że książę jedynie potwierdza dzierżawę, a nie własność terenu cmentarza.]

Plan Kalisza z widocznym starym cmentarzem żydowskimPlan Kalisza z widocznym starym cmentarzem żydowskim

PRZEZ STULECIA

Pochówki na starym cmentarzu odbywały się przynajmniej od 1285 roku, dlatego dokument z 1287 roku był ważnym potwierdzeniem nienaruszalności miejsca, świętego dla wyznawców judaizmu. Dał on początek, nieprzerwanej aż do wybuchu II wojny światowej, historii pochówków żydowskich mieszkańców Kalisza. Grzebania zmarłych w tym miejscu nie zakończyło otwarcie w 1919 roku nowego cmentarza przy ulicy Podmiejskiej. Od nekropolii bierze się też nazwa dawnej wsi, a obecnie kaliskiego osiedla Czaszki.

W XVII wieku spoczął tam wybitny talmudysta Abraham Gombiner, autor komentarzy „Magen Awraham” do „Szulchan Aruch” – podstawowego współczesnego kodeksu prawa żydowskiego. I to prawdopodobnie grób rabina Gombinera sprawia, że zamieszaniu wokół starego cmentarza żydowskiego w Kaliszu z niedowierzaniem przygląda się żydowski świat.

DEWASTACJA

Nekropolia, na której pochowano tysiące kaliszan, była bodaj najpiękniejszym materialnym świadectwem wielowiekowej obecności Żydów w mieście, ich wkładu w rozwój Kalisza oraz wpływu na kształt kultury i religii żydowskiej.

Rolę tego miejsca po rozpoczęciu okupacji dostrzegli Niemcy. W początkowym okresie wojny, tuż po wywiezieniu większości kaliskich Żydów do Generalnego Gubernatorstwa w grudniu 1939 roku, rękoma angielskich jeńców wojennych usunięto z nekropolii liczące setki lat macewy. Znaczna ich część posłużyła do umocnienia skarpy Kanału Rypinkowskiego, innymi utwardzano kaliskie ulice.

POWROTY

Kaliscy Żydzi, którym udało się przeżyć Zagładę, nie zabawili w mieście zbyt długo. W swoich wspomnieniach pisali: „Po powrocie do Kalisza pojedynczy człowiek nikogo z rodziny nie zastaje, ma wrażenie, że mieszka na cmentarzu, a na cmentarz zawsze szło się raz do roku. Ci ludzie pragną ciepła, serca i swego środowiska. Obie synagogi są zlikwidowane, stary cmentarz nie istnieje – zrównany jest z ziemią, a pomnikami obłożono brzegi rzeki Prosny, drugi cmentarz istnieje częściowo”.

Na początku lat powojennych – według relacji – z powodu antysemityzmu wobec wracających do swoich domów, większość Żydów opuściła Kalisz. A ci, którzy zostali, ostatecznie wyjechali po wydarzeniach ’68 roku.

DZIEJE POWOJENNE

Zniszczony cmentarz nie czekał długo na zainteresowanie miasta. W piśmie z 1949 roku Zarząd Miejski w Kaliszu wystąpił z wnioskiem do Wojewody Poznańskiego o wywłaszczenie cmentarza („stanowiącego własność byłej Wyznaniowej Gminy Żydowskiej w Kaliszu”), by zorganizować tam „publiczny zieleniec”. Według tego pisma istniała jeszcze wtedy księga wieczysta niezaprzeczalnie potwierdzająca, że cmentarz był własnością gminy żydowskiej. W późniejszych latach ślad po niej zaginął. W tym samym piśmie potwierdzono, że część cmentarza, choć bezsprzecznie stanowiła własność gminy żydowskiej, nigdy nie była uregulowana w księdze wieczystej. Wynikało to z tego, że cmentarz przez setki lat powiększano.

Zarząd Miejski w Kaliszu pisał: „Nieruchomość stanowiła do 1930 roku Cmentarz Żydowski […]. W czasie okupacji Niemcy zajęli cmentarz, znieśli ogrodzenie i nagrobki i na części cmentarza urządzona została kopalnia piasku dla potrzeb miasta.

Po odzyskaniu niepodległości Zarząd Miejski objął tę nieruchomość w posiadanie i gospodarzy dotychczas”.

[Grzegorz Sapiński, obecny prezydent Kalisza, komentując niedawno sprawę cmentarza, stwierdził, że oddanie go Żydom byłoby sprzeczne z linią polityczną, jaką od lat – z pominięciem dwunastu lat prezydentury swojego poprzednika – miasto reprezentuje w tej sprawie.]

ZABUDOWA CMENTARZA

Po uzyskaniu potrzebnych zgód, Kalisz przystąpił do zabudowywania cmentarza.

stary-cmentarz-zydowski-w-kaliszu-kalisz-old-cemetery-kirkut-na-czaszkach-czaszki-kalisz-cmentarz-zydzi-03Dawna szkoła na terenie cmentarza w Kaliszu (obecnie budynek niezagospodarowany) /fot CHIDUSZ 2017

W latach 1950-1960 postawiono cztery bloki mieszkalne. W 1966 roku powstała szkoła z internatem dla niepełnosprawnej młodzieży. Później dobudowano boisko, tereny rekreacyjne i warsztaty pracy. Osobną część działki, należącą do województwa wielkopolskiego, zajęła stacja pogotowia ratunkowego.

KALISKIE ZDZIWIENIE

Kaliszanie do dziś dziwią się, że Żydzi podczas systematycznej zabudowy cmentarza w ogóle nie reagowali. Nie reagowali, ponieważ Związek Religijny Wyznania Mojżeszowego ustanowiono w PRL na podstawie ustawy o stowarzyszeniach i nie był on kontynuatorem przedwojennych Izraelickich Gmin Wyznaniowych. W świetle różnych dokumentów komunistycznego Urzędu do Spraw Wyznań, gminy żydowskie nie miały „sukcesji prawnej do majątku po byłych Izraelickich Gminach Wyznaniowych” i nie mogły ubiegać się o zwrot żadnego przedwojennego mienia żydowskiego.

[Zresztą, jeśli Żydzi mieli problemy z powrotami do swoich własnych domów, to raczej nie myśleli o odzyskiwaniu wspólnego mienia. Później, gdy po Marcu ’68 Żyd nie mógł już być Polakiem, ewentualny protest w sprawie cmentarza byłby co najmniej groteskowy.]

„KALIMET” KŁADZIE KALISZ

Nie popisały się władze miasta, wydając w 1988 roku pozwolenie na budowę ciepłociągu do fabryki „Kalimet” przez „tereny rekreacyjne i sportowe” [czyli przez środek cmentarza]. Odkryte kości ponownie zwróciły uwagę wielu osób na tę nekropolię.

Do Kalisza przyjechali przedstawiciele Fundacji Rodziny Nissenbaumów, którzy doprowadzili do przerwania prac i poprowadzenia budowy ciepłociągu poza terenem cmentarza. Aby uratować sytuację [jak się okaże – nie ostatni raz], rząd przyznał dodatkowe pieniądze na zmianę projektu i przywrócenie cmentarzowi „funkcji boiska szkolnego”. Kategorycznie sprzeciwił się temu ówczesny Naczelny Rabin Polski Menachem Joskowicz.

[Miasto do dziś powołuje się na różne wypowiedzi członków i gości Fundacji Rodziny Nissenbaumów, która nigdy jednak nie była stroną w sporze, a jedynie kierowała się odruchem ratowania wiekowego cmentarza.]

W międzyczasie na teren cmentarza przywieziono ponad tysiąc macew, które zhańbili podczas wojny niemieccy okupanci. Oburzone miasto nie wie, co z nimi zrobić, prosi więc o pomoc ówczesnego szefa Urzędu Rady Ministrów i ten pozwala na ponowne wyniesienie macew z cmentarza. Ku zdziwieniu znacznej części mieszkańców i urzędników, wywołuje to „reperkusje” w prasie i padają oskarżenia o wywoływanie nastrojów antyżydowskich. [Czyżby dlatego, że ktoś ponownie wywozi macewy z cmentarza?]

W 1993 roku władze ówczesnego Związku Religijnego Wyznania Mojżeszowego uznały, że do sprawy będzie można powrócić dopiero po uporządkowaniu kwestii dotyczących mniejszości żydowskiej. Związek nie mógł być stroną w sprawie ewentualnego zwrotu cmentarza, gdyż nie istniały wtedy w Polsce odpowiednie przepisy prawa.

RESTYTUCJA

W 1997 roku weszła w życie długo oczekiwana przez społeczność żydowską „Ustawa o stosunku Państwa do gmin wyznaniowych żydowskich w Rzeczpospolitej Polskiej”. Cztery lata wcześniej zarejestrowano Związek Gmin Wyznaniowych Żydowskich w RP, który zwrócił się w 2000 roku do Komisji Regulacyjnej ds. Gmin Wyznaniowych Żydowskich o zwrot terenu starego cmentarza w Kaliszu.

Jego stan był kiepski. Poza wystającymi to tu, to tam kośćmi, po kirkucie nie było śladu – macewy znajdowały się na nowym cmentarzu, w nieznanych okolicznościach zaginęła księga wieczysta, a od zakończenia II wojny światowej miasto postawiło na tym terenie sporo budynków.

UGODA

Trudną sytuację rozumiała Komisja Regulacyjna, która przez lata zachęcała strony do negocjacji. Rozumiał ją też Kalisz, na czele z ówczesnym prezydentem Januszem Pęcherzem, widząc z jednej strony zasadność starań o zwrot cmentarza, a z drugiej ogromne zaangażowanie w tę sprawę wielu środowisk z całego świata. Miasto, które nie chciało uchodzić za antysemickie, postanowiło zwrócić prawowitym właścicielom to, co do nich niegdyś należało. Zaproponowano więc bardzo śmiałe, choć satysfakcjonujące wszystkich zainteresowanych, rozwiązanie spornej kwestii.

W 2015 roku, po kilku latach prowadzonych rozmów, wypracowano ostateczną wersję ugody, na podstawie której znajdująca się na cmentarzu szkoła miała zostać przeniesiona (w większości za pieniądze niepochodzące z budżetu miasta) w nowe, lepsze miejsce, a internat i budynek, w którym mieszkają emerytowani nauczyciele, miały zostać wydzierżawione miastu na kolejnych kilkadziesiąt lat, a następnie rozebrane.

Związek Gmin odstąpił od roszczeń własnościowych na części cmentarza, na której stoją bloki mieszkalne, mając na uwadze dobro właścicieli lokali i polskie prawo, w myśl którego restytucja mienia nie może naruszać praw osób trzecich. W projekcie ugody zapisano jedynie, że każdy remont, który będzie wymagał ingerencji w grunt cmentarza, musi być nadzorowany przez Komisję Rabiniczną [która zabezpieczy kości pochowanych tam Żydów i ponownie je pogrzebie].

„Tereny zielone” oraz budynki szkolne (bez internatu) miały zostać przekazane Związkowi Gmin, który jednocześnie został zobligowany do stworzenia miejsca pamięci na terenie nekropolii.

W ten sposób wynegocjowano projekt porozumienia, które zadowalało obie strony i chroniło interesy wszystkich zainteresowanych. Żadna z osób trzecich nie traciłaby swojego majątku, a dzieci mogłyby uczyć się w nowej, lepszej szkole.

REALIZACJA

Przy zaangażowaniu wielu osób, w tym w dużej mierze Naczelnego Rabina Polski Michaela Schudricha, udało się pozyskać środki na przeniesienie szkoły z terenu cmentarza do nowego budynku. To, co jeszcze kilka lat wcześniej wydawało się nazbyt śmiałym marzeniem, stało się faktem. Budynki szkolne miały być rozebrane, Związek Gmin zawarł w tej sprawie umowę z wykonawcą i prowadził rozmowy odnośnie formy upamiętnienia cmentarza. Media, nie po raz pierwszy zresztą, wieszczyły koniec sprawy.

Aby jednak móc podpisać ugodę, prezydent Kalisza (w imieniu Skarbu Państwa) zobligowany został przez Komisję Regulacyjną do przeprowadzenia postępowania zasiedzeniowego i ponownego założenia księgi wieczystej, gdyż do tej pory cmentarz żydowski, na którym od wielu lat funkcjonowały obiekty szkolne, nie miał (według obecnie obowiązującego prawa) uregulowanego stanu prawnego – nie był zatem własnością ani miasta, ani Skarbu Państwa.

Zabrakło może dwóch, trzech miesięcy, aby doprowadzić tę sprawę do końca. I choć 1 kwietnia 2015 roku, już po wyborach samorządowych, na spotkaniu z nowym prezydentem Kalisza Grzegorzem Sapińskim zgodzono się co do ostatecznych warunków porozumienia, to chwilę później pisał on do Komisji Regulacyjnej: „Na skutek uzyskania przez Skarb Państwa tytułu własności do przedmiotowych działek [tj. cmentarza – przyp. red.]  powstały po stronie części społeczności kaliskiej wątpliwości, co do zasadności zawarcia ugody”.

[W Kaliszu pomyślano, że skoro zgodnie z prawem zasądzono właściciela, to na tym należy poprzestać i, jak dawniej, gospodarzyć na tym terenie. Pominięto zatem fakt, że przeprowadzono postępowanie zasiedzeniowe po to, by oddać nieruchomość prawowitemu właścicielowi.]

Okazało się, że oddanie cmentarza godzi w interes społeczny Kalisza, a Żydzi nadal nie przedstawili dokumentów potwierdzających przedwojenne prawa własności do tego miejsca.

[Żydzi nie przedstawili ani zaginionej księgi wieczystej, ani dokumentów własności, o których już w 1949 roku władze Kalisza pisały, że nigdy nie powstały.]

Uzasadniając zerwanie porozumień, prezydent pisał: „Zainteresowanie sprawą cmentarza wykazują [oprócz mieszkańców tamtego terenu – przyp. red.] również organizacje i partie polityczne (Stowarzyszenie Kaliscy Patrioci, Kongres Nowej Prawicy, Solidarna Polska Kalisz oraz ONR Brygada Wielkopolska), które złożyły skargę i wnioski do Prezydenta Miasta Kalisza, aby wstrzymać jakiekolwiek działania w przedmiocie byłego cmentarza”.

[Skoro już tak wiele „organizacji i partii politycznych” złączyło siły, nie sposób było im odmówić.]

KALISKI GESZEFT

Część lokalnej prasy triumfowała, że miasto „choć raz zrobiło dzięki Żydom dobry interes”, bo zasiedzenie się udało, a cmentarza nikt ostatecznie oddać przecież nie zamierza. Pobrzmiewa w tej opinii podstawowe źródło kaliskiego geszeftu: przed Żydami trzeba Polskę chronić.

[Widocznie wielowiekowa obecność Żydów w Kaliszu musiała przynosić jak dotąd same straty dla miasta i w końcu udało się coś na nich ugrać.]

Początkowo obawiano się jeszcze, że zerwanie porozumień może spowodować konieczność zwrotu dotacji rządowej uzyskanej kilka lat wcześniej na przeniesienie szkoły, szybko jednak te obawy ucichły. Prezydent przywrócił politykę miasta na właściwe tory, po to zresztą został wybrany, by po trzech kadencjach Janusza Pęcherza miasto w końcu przestało błądzić i wróciło do poprzednich, porządnych tradycji.

CO DALEJ?

Taktyka nowych władz Kalisza jest dosyć prosta. Z jednej strony stoją na twardym stanowisku, aby nie oddawać cmentarza, z drugiej chcą jednak, aby decyzję w tej sprawie podjęła Komisja Regulacyjna, mając pełną świadomość, że w tym przypadku (zgodnie z prawem) orzeczenie może nie zostać uzgodnione. [Dlatego też Komisja latami czekała na dogadanie się stron.]

Aby jeszcze bardziej pomóc sprawie, władze Kalisza przy wsparciu lokalnych aktywistów i mediów próbują doprowadzić do przeniesienia na cmentarz innej szkoły, tym razem dla niesłyszących dzieci. I choć na obecnym etapie zgodnie z prawem nie można dokonywać takich ruchów, gdyż wobec nieruchomości toczy się postępowanie regulacyjne, miasto szuka różnych dróg, aby jak najszybciej budynek na Czaszkach został zagospodarowany na działalność edukacyjną, co w konsekwencji jeszcze bardziej skomplikuje negocjacje.

CO ROBI DOBRY PREZYDENT?

W intencyjnej uchwale Rady Miejskiej Kalisza za przeniesieniem szkoły na cmentarz przeciwko głosował tylko jeden radny, Dariusz Grodziński. Mówił on: „Kiedy w złym stanie technicznym jest szkoła […],  dobry prezydent buduje nową […], a burzy starą […]. Ale dobry prezydent, kiedy w złym stanie technicznym jest ośrodek szkolno-wychowawczy, na pewno nie przenosi go na nie swój cmentarz. Narażamy się na wielką stratę finansową, prawną i wizerunkową”. Jego głos był jednak odosobniony.

Napięcie rośnie. Kalisz obawia się, że każdy kolejny dzień naraża dzieci na śmierć, gdyż obecna siedziba szkoły jest w tak złym stanie technicznym, że w każdej chwili może runąć.

Początkowo kurator oświaty wydał odmowną decyzję w sprawie przeniesienia szkoły na cmentarz. Gdyby rzeczywiście zdrowie i życie dzieci było zagrożone, prawdopodobnie wydałby również decyzję o zamknięciu jej obecnej siedziby. Nieogrzewanego przez kilka lat budynku na cmentarzu, wbrew licznym zapowiedziom, nie będzie łatwo przywrócić do – i tak niezbyt dobrego – stanu sprzed wyprowadzki. Jednak to jest najmniejszym zmartwieniem władz Kalisza.

W sierpniu 2017 roku kurator oświaty wydał pozytywną decyzję i 28 września 2017 roku radni Kalisza niemal jednogłośnie przegłosowali uchwałę o przeniesieniu z dniem 31 sierpnia 2018 roku szkoły dla niesłyszących dzieci na teren cmentarza. Sprawa wróciła do punktu wyjścia.

Budynek opuszczonej szkoły w Kaliszu, do której w 2018 mają wrócić dzieci /fot CHIDUSZ 2017Opuszczony budynek szkoły na terenie starego cmentarza żydowskiego w Kaliszu, do którego w 2018 roku mają wrócić dzieci /fot CHIDUSZ 2017

OD STRONY PRAWNEJ

Choć strona żydowska przedstawiła wiele dowodów, w tym także urzędowych, na własność nekropolii, to po dziesiątkach lat niespełniania swojej pierwotnej funkcji cmentarz żydowski w Kaliszu zgodnie z prawem stracił funkcję miejsca pochówków i jest po prostu nieruchomością, na której stoją różne budynki. Na tej podstawie nie może on zostać w całości zwrócony prawowitym właścicielom.

Prawdopodobny scenariusz, jaki może przyjąć Komisja, to zwrot „terenów zielonych”, czyli dawnego boiska. W Kaliszu powiedzą, że tyle, ile mogli, wyrwali Żydom i niech już sobie upamiętniają ten swój cmentarz. Stracą na tym dzieci, bo przeprowadzone zostaną do obiektu, który może nie mieć ani boiska, ani żadnych terenów rekreacyjnych. Dla szkoły to raczej spore utrudnienie.

Z kolei dla strony żydowskiej sprawa zakończy się dopiero wtedy, gdy całość terenu cmentarza zostanie odpowiednio zabezpieczona przed ewentualną profanacją w przyszłości. Możliwy jest także scenariusz, że Związek Gmin nie otrzyma nawet boiska, a dzieci kopiące tam piłkę co jakiś czas będą znajdowały kości kaliskich Żydów.

Ciężko jednak wyobrazić sobie warunki podpisania nowej ugody, nawet takiej, w której „tereny zielone” miałyby stać się własnością Związku Gmin, skoro poprzednie porozumienie, nad którym pracowano latami, trafiło do kosza z dnia na dzień.

Fragment terenu starego cmentarza żydowskiego w Kaliszu /fot. CHIDUSZ 2017Fragment terenu starego cmentarza żydowskiego w Kaliszu /fot. CHIDUSZ 2017

MIASTO STATUTU KALISKIEGO

Bolesław Pobożny, nadając 16 sierpnia 1264 roku Statut kaliski, położył prawne podwaliny pod funkcjonowanie społeczności żydowskiej w Polsce. Pisemna forma przywileju zapewniała trwałość nadanych praw i otwierała Żydom, początkowo tylko w Wielkopolsce, a później w całym kraju, drogę do bezpiecznego i stabilnego życia. Na początku 2013 roku, na moment przed 750. rocznicą powstania statutu, prezydent Janusz Pęcherz i ówczesny przewodniczący Rady Miejskiej Grzegorz Sapiński (obecny prezydent!) przyjęli w Kaliszu „gości z całego świata”, by wspólnie pochylić się nad wagą tego dokumentu i podziękować tym, którzy przyczyniają się do szerzenia dziedzictwa dwóch narodów. Honorowano m.in. Naczelnego Rabina Polski Michaela Schudricha, który znacznie przyczynił się do wypracowania ugody w sprawie cmentarza, przedstawicieli Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich, oraz lokalnych działaczy z Kalisza.

Podczas uroczystości Janusz Pęcherz mówił, że statut to wspólne dziedzictwo, kamień węgielny zgodnego współżycia, którego kaliszanie czują się spadkobiercami. W imię tego obowiązku pragną przekazywać następnym pokoleniom pamięć o swoich współbraciach Żydach. „Czynimy to w różny sposób, od wielu już lat. Można powiedzieć, że z dobrym skutkiem. W tym roku przekazany zostanie Związkowi Gmin Wyznaniowych Żydowskich w Polsce cmentarz, jedna z najstarszych nekropolii na naszych ziemiach, o ogromnym znaczeniu religijnym. Chcielibyśmy, a jest to nasze wspólne pragnienie, by cmentarz ten opowiadał o dziejach kaliskich i polskich Żydów, by był narracją piękną i wzruszającą”.

Kilka lat później cmentarz rzeczywiście opowiada o dziejach kaliszan – Polaków i Żydów, tyle że jest to zupełnie inna narracja i nie ma w niej miejsca na piękną historię Statutu kaliskiego. A to, co święte i ważne, być może stanie się elementem gry dzieci kopiących piłkę.

zwrot-cmentarz-zydowski-w-kaliszu-zydzi-restytucja-miasto-kalisz-nie-odda-cmentarza-zydowskiego-kalish-jewish-cemetery-tadeusz-rydzyk-zyd-jonny-daniels-etgar-keret
PRZEKAŻ DAROWIZNĘ


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Enjoying Christmas as a Jew – no place like ‘Home for the Holidays’ – opinion

Enjoying Christmas as a Jew – no place like ‘Home for the Holidays’ – opinion

DANIEL S. MARIASCHIN


Looking back, I recall what it was that we as children really enjoyed: the snow, the ice skating, the hot chocolate and “the time of the season.”.

A CHRISTMAS FESTIVAL at the New Gate in Jerusalem’s Old City last week. / (photo credit: NATI SHOHAT / FLASH 90)

Once the local radio stations begin playing Perry Como’s “Home for the Holidays”, just before Thanksgiving, nostalgia for my New England childhood goes into high gear.

Como’s hit song, which continues to be played right through the Christmas season, is in a category which is properly secular, and could easily be enjoyed by Jewish families without the uneasiness about other holiday music that tends to the religious side of the spectrum. But more on the music later.

We lived in a real Currier and Ives setting, in southwestern New Hampshire. Snow would often come early, in November, and the pond in front of our house would usually freeze over, and be safe enough to ice skate on, by mid-December.

There were only 25 Jewish families living within a 25-mile radius of where we lived, and only four in my hometown, Swanzey. My parents owned a small women’s clothing store on Keene’s Central Square. My father was in charge of decorating the display windows. A very artistic fellow, he painted, on specially-sized paper, a floor to ceiling winter backdrop mural that imagined looking out a window onto a winter scene, complete with icicles and snow drifts.

Some years, we would take a slight detour when driving home from the store to drive around Keene’s Edgewood neighborhood to look at the Christmas lights and decorations that we thought were the city’s best.

YMCA’s lit-up Christmas tree in Jerusalem. (credit: JERUSALEM INTERNATIONAL YMCA)

Christmas can be a difficult time for Jewish children raised in an environment where almost everyone else, including my schoolmates, was not Jewish. That said, I was pretty well-grounded by my parents in our traditions, and the build-up to Hanukkah was a time I enjoyed, as well. For us, it was much less about the gift giving than it was about the story of the Maccabees, the excitement of lighting the menorah, my mother’s truly outstanding latkes, and for me, receiving those gold-wrapped chocolate coins in those little mesh bags.

When it came to school, though, it was a different story. In the younger grades, especially, the weeks leading up to Christmas were dominated by talk amongst my schoolmates of long lists of Christmas presents that had been requested, and the uneasiness of wondering whether or not their wishes, and their entreaties to Santa (or their parents), would be granted.
I understood that this kind of gift-giving did not apply to me, but I admit to speculating about what I might ask for, if I could. We always had a big Sears, Roebuck holiday catalog in the house that had a large section on toys. I always had my eye on a toy gas station, complete with pumps and service bays, and especially, a Tonka Toys road construction set, which came with a dump truck, bulldozer and a tiny “Men at Work” sign.

Alas, my parents’ idea of gifts for Hanukkah were more in the vein of books and clothing.

When I was a third-grader, I was the only Jewish student, and only one of three Jews, in the entire school. So when my teacher, Mrs. Phippard, approached me to come to class the next day and tell the story of Hannukah – to use the Yiddish word – I nearly “plotzed.” At that age, and with that holiday, I didn’t want to appear different. But well-prepped by my parents, I summoned up the courage, and told the story (a fight for religious freedom is a tough concept for eight-year-olds) as best I could.

About 10 days before we broke for Christmas vacation, we would draw names in class for gift-giving. Each student would give a gift, and receive one, which was an equitable way to make sure no one went away empty-handed. In the seventh grade, I received something extra: My teacher, Mr. Main, knowing I was by then a sports fanatic, gave me a college basketball media guide for the 1961-1962 season. It was one of the best gifts I have ever received, for any occasion.

IN GRADE SCHOOL, I sang in a boys choir. Our music teacher, Mrs. Howard, was a perfectionist, and drew the best out of those untrained voices. There was always a well-attended annual Christmas concert, and the program included the usual carols and seasonal songs. It usually concluded with, O Holy Night, with its sweeping, powerful build-up, so well-suited for a choral presentation. Mindful of exactly what I was singing about, I was always careful to lip-sync or simply avoid some of the Christological references in the song’s lyrics.

For sure, no one noticed.

In my senior year in high school, my social studies class hosted a group of Head Start kids for a Christmas party. I was asked if I’d be Santa Claus and gladly agreed. Though, they found a costume for me, which fit fine, it was the scratchy fake beard that I recall being unusually irritating.

Someone took a photo, which wound up in our yearbook, with the caption: “It was the night before Hanukkah.”

Some years later, when I worked as a disc jockey at one of our local radio stations, Christmas music – unlike today – began being played after Thanksgiving, and even then, on an escalating schedule leading up to Christmas Day. In the winter, I worked weekends and holidays, and on December 25th, I probably was on the air for 8 hours or so.

There were no commercial announcements on Christmas Day, but local businesses could sponsor, PBS-style, albums of holiday music. So I would introduce a segment with something like: “And now, more music of the season, with “Merry Christmas” with Andy Williams brought to you with warm holiday wishes by the Cheshire Tire Company.”

Since, at the time, I was usually studying for final exams at the University of New Hampshire, I would often bring my course notebooks with me to the radio station and use the time to study, with the holiday music in the background. An early exercise in multi-tasking!

The holiday season was pervasive; it was everywhere: in the music, the decorations, the chimes in the church belfry at the head of Central Square – about a block away from our store – pealing carols every evening, and especially, in the weather. Indeed, meteorology was very much a part of the moment. The cold, brisk air, snowflakes occasionally drifting down, and sometimes snowstorms – only added to the winter-like setting that most folks, even in warmer climes, associate with the holidays.

Growing up, most folks didn’t realize Jews celebrated a holiday this time of year; they just knew that we didn’t celebrate Christmas. Today, because of greetings to us on TV (we’ve all heard the anchor at the end of the newscast say “… and to our Jewish friends, a Happy Hanukkah!”) and through the internet, many more non-Jews know about Hanukkah – if not the story of the Maccabean uprising, then that it, and the Christmas season, usually coincide.

Looking back, I recall what it was that we as children really enjoyed: the snow, the ice skating, the hot chocolate and “the time of the season.” We shared that excitement with our non-Jewish friends.

But I knew exactly who I was, and today, as then, I stand in awe of the Maccabees and the miracle of the oil burning for 8 days. Still, I was happy for my friends, enjoyed seeing the trees lit up in their living rooms, hearing carols on the radio and learning that being different, and respecting those differences, in fact drew us closer to our classmates and neighbors. The overlap of the holidays on the calendar was an unintended catalyst that nudged us to a more understanding place.

Indeed, Perry Como sang it best:

“Oh, there’s no place like home for the holidays,
“Cause no matter how far away you roam,
“If you want to be happy in a million ways,
“For the holidays,
“You can’t beat home, sweet home.”

Only in America.


The writer is B’nai B’rith International CEO.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


British TV Presenter Rachel Riley Wins Libel Lawsuit Against Ex-Jeremy Corbyn Aide Over ‘Nazi’ Tweet

British TV Presenter Rachel Riley Wins Libel Lawsuit Against Ex-Jeremy Corbyn Aide Over ‘Nazi’ Tweet

Shiryn Ghermezian


Rachel Riley during an interview with Britain’s Channel 4 News. Photo: Screenshot.

British-Jewish television presenter Rachel Riley won a libel lawsuit on Monday against a former staff member of the British Labour Party who accused her of allegedly calling ex-party leader Jeremy Corbyn a “Nazi.”

The Royal Courts of Justice in London awarded Riley, who co-hosts the British game show “Countdown,” 10,000 euros (a little more than $11,000) in damages, and Justice Nicklin ruled that she is “entitled” to “vindication” over a Twitter post by Laura Murray, 32.

After Corbyn was egged during his visit to a mosque in March 2019, Riley, 35, posted a screenshot of a tweet by Guardian journalist Owen Jones that said, “I think sound life advice is, if you don’t want eggs thrown at you, don’t be a Nazi.” She added to the message, “Good advice.”

Murray, who was the Labour party’s head of complaints when it was led by Corbyn, replied to Riley’s tweet saying, “You are publicly encouraging violent attacks against a man who is already a target for death threats. Please think for a second about what a dangerous and unhealthy role you are now choosing to play in public life.” Riley did not respond to the message.

Murray later tweeted: “Today Jeremy Corbyn went to his local mosque for Visit My Mosque Day, and was attacked by a Brexiteer. Rachel Riley tweets that Corbyn deserves to be violently attacked because he is a Nazi. This woman is as dangerous as she is stupid. Nobody should engage with her. Ever.”

Riley, who has been outspoken about antisemitism in the Labour party, told the court she received abusive messages on Twitter as a result of Murray’s tweet. In her witness statement for the trial, Riley said she was called a “stupid little girl,” “racist fat filth,” “vile,” “lying idiot” and “lying b—h” by hateful Twitter users. She added that she was being sarcastic in her tweet and did not call Corbyn a Nazi. She also told the judge that Murray’s tweet was harmful to her reputation, and Nicklin ruled in agreement with Riley.

Riley claimed Murray was “dog whistling” her Twitter followers to “pile on” hateful messages targeting the “Countdown” host.

She previously told the High Court, “The allegations in the tweet have made me feel vulnerable to physical attack, which is naturally very worrying. The volume of abusive and threatening messages was all-consuming. I found it hard to focus on my work and suffered sleepless nights. Even now, the abuse has gone unchecked and my reputation is not vindicated.”

Murray told the court she believes Riley was being “deliberately provocative” with her tweet on the day that Corbyn got egged.

She denied defaming Riley and argued that her Twitter post reflected the truth and her honest opinion. She said, “The purpose of my tweet was to advise people, as many as would listen, ‘don’t engage with this,’ ‘it’s a waste of time,’ ‘no one gets anything from it,’ ‘it’s a huge waste of emotional resources.’ I could see this was really counter-productive. It’s just totally useless.”

Riley said in a Twitter post on Monday that she is “extremely pleased” with the outcome of the case.

“This has been a very draining process and I’m relieved to finally have vindication,” she wrote. “It never needed to come to this, but I’m grateful to have had an outlet to set the record straight. This is the culmination of several tough years for many Jewish people and allies. I hope this serves as a reminder you can’t defame people without consequence, even on Twitter.”


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com