Archive | 2022/01/15

Stanisław Lem, “Pokój na Ziemi”

Stanisław Lem, “Pokój na Ziemi”

Janusz R. Kowalczyk


Przedostatnia powieść Stanisława Lema “Pokój na Ziemi” (1984) wpisuje się w poczet jego antyutopijnych rozważań o powszechnym rozbrojeniu. Wprawdzie arsenały militarne kilku światowych potęg wyekspediowano na Księżyc, jednak nie zakończyło to walk wywiadów na naszej planecie.

.

“Pokój na Ziemi” jest zarazem ostatnim tomem przygód Ijona Tichego, bohatera znanego z cyklu wcześniejszych opowiadań i powieści Lema: Dzienniki gwiazdowe, “Opowieści o pilocie Pirxie”, Kongres futurologiczny czy “Wizja lokalna”. Tym razem komandor Tichy podjął się wyprawy na Księżyc w celu lepszej orientacji w panujących tam porządkach w poszczególnych sektorach militarnych. I choć jego skrajnie niebezpieczna misja była supertajna, to zarówno przed startem rakiety jak i po powrocie na Ziemię wielokrotnie nieomal cudem wymykał się z rąk zamachowców.

Misja została ściśle wypełniona, chociaż w wydobyciu z komandora cennych informacji jego mocodawcy napotkali na poważne trudności. Ich człowiek do zadań specjalnych przekroczył bowiem nieopatrznie na moment strefę bezpieczeństwa na Księżycu, co sprawiło, że w szczególny sposób został napromieniowany, przez co nabyta przezeń wiedza uległa rozwarstwieniu. Porażenie jednego z istotnych narządów mózgu wyrządziło nieodwracalne szkody – odtąd bowiem zapis lewej i prawej półkuli mózgowej nie łączyły się ze sobą, toteż ułomny raport z misji nie przedstawiał spodziewanej wartości.

“Każdy ma w głowie dwie półkule mózgu połączone wielkim spoidłem. Po łacinie corpus callosum. Dwieście milionów białych włókien nerwowych łączy mózg, żeby mógł zebrać myśli, ale już nie u mnie”, wyznał Tichy, który – jak w każdej z poprzednich opowieści z nim samym w roli głównej – w “Pokoju na Ziemi” jest również narratorem. Najtrudniejszy w jego stanie okazał się fakt, że jego organizm stwarzał mu poważne problemy w codziennym życiu, gdyż lewa strona ciała sabotowała wysiłki części prawej. Na przykład stronę maszynopisu pieczołowicie wystukaną prawą ręką, lewa dłoń natychmiast wyrywała z wałka maszyny do pisania i z pasją niszczyła, a niesforna noga, znajdująca się również po tejże stronie ciała, potrafiła kopnąć jego bezpośredniego zwierzchnika lub na przykład specjalistę naukowca, zajętego akurat badaniem kondycji astronauty.

W tym aspekcie powieściowej narracji można dopatrzeć się odwołań Stanisława Lema do jego medycznego wykształcenia, acz nie jest to jedyne odzwierciedlenie głębokiej i wielokierunkowej wiedzy, jaką pisarz przedstawił zarówno w “Pokoju na Ziemi”, jak i w pozostałych swoich dziełach. Geniusz autora obejmował szerokie spektrum drobiazgowo, wręcz na poziomie uniwersyteckim poznanych dziedzin nauki, poczynając od astronomii, przez matematykę, fizykę, chemię, biologię, geologię, antropologię, historię, aż do filozofii, religioznawstwa etc., etc. Przejawia się to mimowiednie, jak choćby w przypadku niezobowiązującej rozmowy naziemnych dysponentów pilota z nim samym, kiedy to się okazało, że fotel na którym siedział, “był naszpikowany czujnikami, aby podług mikroskopijnych zmian napięcia mięśni badać jego reakcję na słowa zwane kluczowymi bodźcami” – jednym słowem, ostrożność (nieufność?) przełożonych w każdym calu.

Chodziło o to, żeby żadne państwo z osobna ani żadna grupa lub może potajemna koalicja państw nie mogła poznać rezultatów księżycowego zwiadu, jeśli się uda, bo ten, kto by poznał jako pierwszy tameczny stan zbrojeń, mógł uzyskać tym samym strategiczną informację, dającą mu nagłą przewagę na Ziemi. Panujący na niej pokój nie był wcale, jak z tego widać, idyllą.

Tak zatem, zanim dobrotliwi uczeni wypuścili Ijona w przestrzeń kosmiczną, przeprowadzali na żywo sekcję jego mózgu. Działo się to, oczywiście, jeszcze przed jego misją, natomiast po powrocie pilota przyjęli inną taktykę: ponieważ mózg komandora Tichego nadal zachowywał ważne dla obronności informacje, choć on sam z siebie nie umiał ich wyartykułować, trzeba było ich strzec jak oka w głowie, żeby on sam – lub też tylko zawartość jego czaszki – nie trafiły w niepowołane ręce armii wszechobecnych agentów wrogich wywiadów.

Stanisław Lem nie byłby sobą, gdyby wśród pochwały najnowszych zdobyczy technologii nie dopatrzył się tej lub innej wadliwości wprowadzanych udoskonaleń. Od czasu bowiem, kiedy komputery w postępie wykładniczym przerosły pojemność i możliwości umysłów ludzkich, najczęściej zawodziła ich obsługa, czyli człowiek. Niekiedy było to zwyczajne niedbalstwo, skutkujące jednak nader przykrymi konsekwencjami.

Wystarczyło, żeby do kokonu rozmaitych kabli i urządzeń, w który owinięty był Ijon, dodatkowo wciśnięty w kosmiczny skafander, dostał się niepostrzeżenie upuszczony wycior do fajki jednego z techników naziemnej ekipy, co sprawiało, że pilot nie mógł postąpić kroku naprzód bez uczucia nasilającego się mrowienia nogi, a to oczywiście mogło zaważyć na powodzeniu planowanego zamierzenia. Na szczęście komandor potraktował ów epizod z wrodzonym sobie, przewrotnym poczuciem humoru: “To ja wykryłem Prawo Tichego, powiadające, że jako pierwsza zaczyna świerzbić i łaskotać ta cześć ciała, w którą żadnym sposobem nie można się podrapać”.

Fantastyka naukowa nie narodziła się w Polsce wraz z podbojem kosmosu. Futurologiczne wizje zapisywano, gdy polskie miasta dopiero nieśmiało wkraczały w nowoczesność. Poznaj trzech pisarzy, którzy ukształtowali Lema za młodu.

Jak zawsze u Lema, tak i “Pokój na Ziemi” zapowiada technologie przyszłości, które wkrótce (oby nie!) mogą się stać rzeczywistością. Pisarza nie opuszcza jednak sceptycyzm, co do metod ich zastosowania, skoro z rozmaitych mniej lub bardziej wytłumaczalnych powodów najprężniej korzysta z nich przemysł militarny. Postępu nauki nie sposób jednak zatrzymać, toteż trudno nie liczyć się z daleko idącą miniaturyzacją uzbrojenia.

Już nie atom, nie wodór, ani siła coraz potężniejszych dział i rakiet mniej lub bardziej dalekiego zasięgu zaczyna odgrywać znaczącą rolę w walkach przeciwstawnych sobie państw czy sojuszy militarnych. Wzorując się na szybko odradzających się populacjach owadów, wychodzących prawie bez uszczerbku z rozmaitych klęsk klimatycznych czy żywiołowych, inżynieria militarna przerzuciła się na produkcję trudnych do wyśledzenia i zatrzymania chmur miliardów mikropów, jak Stanisław Lem nazwał przemieszczające się mikroautomaty, zdolne do przeciskania się przez najdrobniejsze szczeliny, żeby potem połączyć się w cokolwiek je zaprojektowano, na przykład w centaura, jak w powieści, czy też w bardziej skomplikowaną machinę niosącą śmierć i spustoszenie. Ten stan rzeczy przestaje być zresztą powieściową fikcją, a powoli, niemal na naszych oczach, staje się rzeczywistością – zawsze gdy w grę wchodzą “wyższe” względy polityczne, ekonomiczne czy militarne – i wcale nie są to gwiezdne wojny, lecz czysto ziemskie, te czy inne podjazdowe “wojny hybrydowe”.

W “Pokoju na Ziemi” autor nawiązuje do swoich wcześniejszych powieści, na przykład w “Niezwyciężonym” chmura mikroautomatów niszczyła zawartość mózgów wszelkich żywych istot. Z kolei w “Pamiętniku znalezionym w wannie” zjadliwa bakteria rozkładała papier, a zatem wszystko, co było na nim zapisane. Jeszcze innym wynalazkiem jest wspomniany w “Pokoju na Ziemi” tak zwany zdalnik, czyli naszpikowany elektroniką automat, perfekcyjnie wykonujący w zastępstwie człowieka, i z bezpiecznego oddalenia, czynności, których on sam wolałby uniknąć (dysponujemy już na przykład zdalnym urządzeniem do rozbrajania ładunków wybuchowych).

Pomijając jednak czysto techniczne rozwiązania spraw związanych z misjami kosmicznymi, nie można zapomnieć, że powieść Lema dostarcza nie tylko sporej dawki emocji spod znaku awanturniczo-przygodowej sensacji, ale także istotnych przemyśleń natury stricte etycznej. Nabyta w podróży na księżycowy poligon ułomność komandora Ijona Tichego sprawiła, że został uznany jako ktoś (coś?) na kształt twardego dysku, na którym znajdują się cenne informacje, lecz na razie nikt nie dobrał do nich właściwego klucza czy kodu dostępu. Przypuszczalnie tylko dlatego bohater powieści nie został unieszkodliwiony przez wrogie siły, wliczając w to, niestety, jego własnych mocodawców.

Gdyby swoją misję zakończył złożeniem pełnego raportu, to jako człowiek nadal posiadający równie bezcenną wiedzę, nie mógłby się swobodnie poruszać po naszej planecie. Szczęściem w nieszczęściu jego zwierzchności nie udało się go w pełni wyzyskać, co go uratowało przed niechybnym unicestwieniem. Nie ma chyba większej niesprawiedliwości na tym najlepszym ze światów, gdy za dobrze wykonane obowiązki zapłatą jest śmierć z rąk dawnych protektorów.

Uciekający przed wrogami jak i przed pryncypałami Ijon Tichy systematycznie dochodził istoty rzeczy, na ile pozwalał mu jego obecny stan kallotomii. Wielopiętrowo nawarstwiona maskarada pozorów czy gra gier, w jaką został uwikłany, swoim zaplątaniem przerastała wszystkie dotąd przeżyte przezeń perypetie. Rzecz w tym jednak, że znacznie większym zagrożeniem były dla niego nie podboje przestrzeni kosmicznej, lecz próba ułożenia sobie w miarę spokojnego życia na Ziemi, co – póki czas – powinno dać nam to i owo do myślenia.

  • Stanisław Lem
    “Pokój na Ziemi”
    Wydawnictwo Literackie, Kraków 2021
    posłowie: Jerzy Jarzębski
    format: 123 x 197 mm
    oprawa: miękka ze skrzydełkami
    liczba stron: 376
    ISBN: 978-83-08-06191-6


Pozostałe dzieła Stanisław Lem

Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


‘Where Are the Jews?’: Scandal Erupts at the Academy Museum

‘Where Are the Jews?’: Scandal Erupts at the Academy Museum

TATIANA SIEGEL


Four months after the new cultural center’s splashy opening, big donors and showbiz veterans wonder why many of Hollywood’s “founding fathers” are absent from its exhibits

Academy Museum Of Motion Pictures on Tuesday, Sept. 21, 2021, in Los Angeles.

On Sept. 25, the Academy Museum of Motion Pictures held its opening gala with a starry guest list that included Lady Gaga, Brad Pitt, Nicole Kidman, Queen Latifah, Patty Jenkins, Tiffany Haddish, Kristen Stewart, and Jurnee Smollet. It was a moment long in the making, given that planning of the Renzo Piano-designed mecca celebrating the history of film first began back in 2005 and was delayed by the rise of the Covid pandemic. Though eyebrows were raised by the fact that the A-list revelers mingled maskless inside the 33,000-square-foot space on Wilshire Boulevard at a time when celebrities were publicly chastising those who ignored Covid precautions, a much bigger controversy was brewing. Donors and influential Academy members, many of whom already had received private tours, were outraged that Hollywood’s origin story — wherein a group of mostly Jewish émigrés fled persecution in their home countries to create what would become a multibillion-dollar, American-led industry — was conspicuously absent.

Anti-Defamation League CEO Jonathan Greenblatt, who was on hand for the gala, was immediately struck by the lapse. “I would’ve hoped that any honest historical assessment of the motion picture industry — its origins, its development, its growth — would include the role that Jews played in building the industry from the ground up,” he says. “As I walked through, I literally turned to the person I was there with and said to him, ‘Where are the Jews?’ The omission was glaring.”

That sentiment is being echoed from Hollywood’s C-suites to the halls of academia. “It’s sort of like building a museum dedicated to Renaissance painting, and ignoring the Italians,” says Hollywood historian and Brandeis University professor Thomas Doherty. “That generation of early moguls — Carl Laemmle, Jack Warner, we know all their names — is a terrific story of upward mobility, living the American dream. It’s one of the great contributions of American Jews to American culture.”

Instead of tributes to those Old Hollywood pioneers, the dozen-plus exhibits that would open to the public five days later included more contemporary-skewing fare, such as Director’s Inspiration: Spike Lee and Installation: Pedro Almodóvar. And behind the scenes, a full revolt was afoot, sources say, with some patrons threatening to pull future support for the institution. Says one prominent Academy member who declined to be named: “You left the museum with the impression that the film industry was created 10 years ago. They erased the past. And I find it appalling.”

Haim Saban, who made a $50 million donation to the museum with his wife Cheryl — the single largest gift to the institution — was one of those with influence who spoke up. “Cheryl and I firmly believe that the Jewish contributions to the film industry, from its founding to today, should be highlighted,” he tells Rolling Stone. “We shared our perspective with the Academy Museum’s management and appreciate that they are taking our feedback seriously.”

Nearly four months since opening its doors, 290,000 people have purchased tickets to the museum, far exceeding internal projections. But many from Hollywood’s older generation, who avoided the early crush due to Covid, have only recently begun to trickle through the five-story edifice. And the feedback the Academy has received from this wider audience regarding the absence of many of Hollywood’s founding fathers continues to be less than glowing.

“I’ve had sit-downs with four Academy members and two donors who wanted to better understand why they weren’t seeing an exhibition on the primarily Jewish founders of Hollywood, and we take that note very seriously,” says museum director and president Bill Kramer. “Representation is so important to us, including our Jewish founders. If we are not talking about them in enough detail or more prominently, we want to hear that and we want to respond to that. We heard these notes, and we get it. And we’re really happy to be able to make a change and are going to course correct.”

In response, Kramer reveals to Rolling Stone that a year from now, the museum will unveil a long-planned exhibit on the so-called founding fathers and the birth of the studio system, which will mark the first and only permanent exhibition in the collection. It was originally envisioned as a temporary installment, but museum brass reversed course following the outcry.

Saban, for one, was also heartened by a six-week film series, launched Dec. 11, titled Vienna in Hollywood: Émigrés and Exiles in the Studio System, which features predominately Jewish filmmakers — from Erich von Stroheim to Max Steiner — who helped shape the film industry’s classical era. “We have no doubt that as the museum’s dynamic exhibitions continue to rotate, Jewish contributions will continue to be represented among the many important stories about the history, art, and artists of the movies,” Saban adds.

But some feel that the damage has already been done.

“By not including the founding fathers out of the gate, they were making a massive statement,” says Triller CEO and Academy member Ryan Kavanaugh. “As the grandson of Holocaust survivors, it’s just shocking that they erased the contributions of a group who faced severe anti-Semitism — they couldn’t get bank loans, they couldn’t own homes in L.A., and yet they still created this industry that is the bedrock of the L.A. economy and touches people around the world. Instead of, ‘Look at what what they were able to do,’ it’s just wiped out. It goes against everything that our industry says they stand for.”

Why the museum made such a polarizing move is a matter of debate and intrigue. Sources say a small contingent of influential Academy members pushed hard for nonwhite cinema to be highlighted and white contributions to be de-emphasized. A review of the exhibits would seem to support this notion. Japanese animator Hayao Miyazaki, for example, received a retrospective, while there was no similar treatment for the genre’s godfather, Walt Disney.

The relative obscurity of others spotlighted, such as Ethiopian director Haile Gerima, who received the museum’s first Vanguard Award, left some patrons scratching their heads. The museum’s website notes that Gerima “has mentored several generations of filmmakers such as cinematographers Malik Sayeed and Bradford Young as well as cinematographer and video artist Arthur Jafa.” But one patron, noting that The Godfather is mentioned nowhere in the museum, says far more influential filmmakers seem to have been ignored: “I don’t think this man has ever made a film that was distributed [widely]. That’s a kind of insanity. I mean, Coppola is still alive. They couldn’t have gotten him?”

recommendet by: Leon Rozenbaum
If identity was a priority in programming, Jewish identity apparently was not. There is scant mention of Jewish trailblazers, Sunset Boulevard director Billy Wilder being an exception. A small placard next to one of the six Oscars he won notes that he fled Nazi Germany because of his religion.

A source who is familiar with programming decisions says it was a battle no one was willing to fight, even if that meant a skewed overview of cinema history: “A lot of people who might have fought harder for the representation of Jews were just really laying low,” says the source.

Although the current drama has played out mostly under the radar, a few outlets have blasted the museum for neglecting the forefathers. Sharon Rosen Leib wrote in The Forward: “At the museum, [Jews] are ghosts. Their presence hangs over the halls — there would literally be no museum, no industry, without them.” Likewise, Sam Wasson’s critique in Air Mail of the new tourist attraction was even more scathing, calling it “worse than a failure. It is a fraud.” A piece by Peter Kiefer and Peter Savodnik in Bari Weiss’ Substack, Common Sense, also referenced the museum’s omissions of Jewish contributions amid a broader report on modern culture clashes in Hollywood.

As more industry veterans visit the museum for the first time, resentment continues to simmer, with some expressing everything from confusion to downright disgust about the programming. Many that Rolling Stone spoke to declined to be named given the third-rail nature of the issue. “It’s a conspiracy of silence and that’s deeply upsetting,” says Greenblatt.

But others say the controversy is overblown. Sid Ganis, who was one of the earliest champions of the museum and is an honorary trustee, began to hear rumblings of disappointment even before the gala and was “a little surprised.” Ultimately, he has no regrets about the museum’s content.

“We have a museum that covers over 100 years of this industry. And yes, we didn’t get to opening night with the origin story, but we got to opening night with what was relevant to the audience we were playing to and needed to include,” he says. “I have friends who said to me, ‘Where are the Jews?’ It’s in the eyes of the beholder. They’re there, and they will be there in a bigger, more prominent way pretty soon.”


Ethan Millman contributed to this report.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Holocaust Survivor Gets Thousands of Cards for 98th Birthday After Great-Grandson’s Online Appeal

Holocaust Survivor Gets Thousands of Cards for 98th Birthday After Great-Grandson’s Online Appeal

Shiryn Ghermezian


Holocaust survivor Lily Ebert. Photo: Matti Zoman

A Holocaust survivor received thousands of cards and messages for her 98th birthday on Thursday, after her great-grandson rallied social media users to surprise her on the joyous occasion.

“I never expected to survive Auschwitz,” said Lily Ebert, a native of Bonyhád, Hungary, who now lives in London. “Now, at 98, I celebrate surrounded by my family – the Nazis did not win!”

Earlier this year, Ebert started a TikTok account with her 18-year-old great-grandson, Dov Forman, in order to educate the public about the Holocaust. Ahead of Ebert’s 98th birthday, Forman asked the pair’s thousands of social media followers to surprise his great-grandmother by sending her birthday cards. Forman shared Ebert’s mailing address, and she ended up receiving more than 2,500 birthday cards from around the world, including from British Secretary of State for Education Nadhim Zahawi, TikTok, and the Auschwitz-Birkenau Memorial and Museum.


Dov Forman @DovForman
Today my incredible great grandma Lily Ebert, a Holocaust survivor, turns 98!! “I never expected to survive Auschwitz. Now, at 98, I celebrate surrounded by my family – the Nazis did not win!” To the thousands of people who sent birthday cards & messages to Lily, THANK YOU ❤️


Forman told the Daily Mail, “It is so humbling to see so many people, from all over the world, respond to my request to surprise Lily for her birthday!”

“My great-grandmother has not just survived Auschwitz and the Holocaust; she has built a large and loving family with three children, 10 grandchildren and 34 great-grandchildren who all love her very much,” he added. “Lily’s 98th birthday, which is now being celebrated together with millions online, is another of life’s affirmations — the Nazis, and the prejudice and hatred that they stood for, didn’t win.”

Born in December 1923, Ebert was on one of the last trains that transported Hungarian Jews to the Auschwitz-Birkenau concentration camp in 1944. She was later transferred to a slave labor factory in Altenberg, Germany. Her memoir, “Lily’s Promise: How I Survived Auschwitz and Found the Strength to Live,” was published in September with a foreword by Prince Charles.

Forman also used social media in August to track down and unite Ebert with the family of a Jewish-American soldier who, when she was liberated in 1945, gave her a banknote on which he wrote, “Good luck and happiness.”


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com