Archive | March 2022

Pieniądze i antykomunizm, podszyty przekonaniem o wyższości białych chrześcijan, to sieć oplatająca cały świat

Pieniądze i antykomunizm, podszyty przekonaniem o wyższości białych chrześcijan, to sieć oplatająca cały świat

Andrzej Brzeziecki


Roberto Calvi (1920-1982), Óscar Romero (1917-1980), Olof Palme (1927-1986) (Wikimedia Commons)

Kto próbował przeciąć tę sieć – ginął.

.

Zazwyczaj to ludzie o poglądach skrajnie prawicowych chętniej dają się uwieść teoriom spiskowym i gotowi są dostrzegać „układ” tam, gdzie go nie było. Ostatnio jednak w wielu krajach prawica zajęta jest rządzeniem albo przynajmniej cieszy się wielką popularnością, i teraz to autorzy liberalni szukają ukrytych przyczyn tego stanu rzeczy.

Rzeczywistość okazuje się bardziej skomplikowana, niż się wydaje

Prof. Arkadiusz Stempin, historyk, politolog oraz watykanista, w swojej książce „Większe zło” przyjrzał się serii spisków i politycznych morderstw z okresu XX w. Wniosek? Przez dekady idea powstrzymywania komunizmu za wszelką cenę sprawiła, że także na Zachodzie nie wahano się przed zbrodnią. I choć Stempin wspomina także zamachowców z Baader-Meinhoff czy przypadki zabójstw przypisywanych dzisiejszej Rosji, to najciekawsze i zajmujące większość książki są opisane powiązania między konserwatywnymi politykami, służbami specjalnymi, Watykanem (zwłaszcza jego bankierami), handlarzami bronią oraz mafią. Niektórzy bohaterowie książki – można mieć wrażenie – należeli do wszystkich tych branży jednocześnie.

Stempin pisze ze swadą, co sprawia, że książkę czyta się tak, jak ogląda się najlepszy serial na platformie internetowej. Tyle że zamiast wszystkich sezonów pochłaniamy całe rozdziały. Uprzedźmy od razu – wiele z teorii, które prezentuje Stempin, to zwykła fantazja, co zresztą sam autor nieraz zaznacza. Niektóre wyjaśnienia tajemniczych zamachów politycznych sobie nawzajem przeczą.

Jednocześnie w swej książce Stempin przywołuje teksty, książki i raporty poważnych dziennikarzy śledczych, prokuratorów i naukowców, których nie sposób skwitować pukaniem się w czoło. Nawet jeśli tylko połowa z tego, co opisał Stempin, jest prawdą, to jest to prawda wyjątkowo porażająca. Stempinowi przyświecają słowa włoskiego eksperta do służb specjalnych Aldo Giannulego: „Rzeczywistość okazuje się bardziej skomplikowana, niż się wydaje na pierwszy rzut oka”.

Kto próbował przeciąć tę sieć – ginął

Historycznie rzecz biorąc, wszystko zaczęło się w chwili upadku III Rzeszy – wielu dygnitarzy tego państwa przechowało się albo w Niemczech, albo znalazło schronienie w Ameryce Południowej. Tamtejsze prawicowe reżimy, najczęściej wojskowe, mogły zaś liczyć na wsparcie Waszyngtonu, który po rewolucji na Kubie panicznie bał się ofensywy komunizmu na zachodniej półkuli.

Watykan odznaczał się sporą tolerancją wobec wielu faszystów, a kraje Ameryki Południowej zamieszkują ludzie najczęściej religijni.

Z włoską mafią, ostentacyjnie religijną, Amerykanie dogadali się jeszcze w czasie II wojny światowej po lądowaniu na Sycylii. I tu spotykały się losy bohaterów naszej książki. Pieniądze i antykomunizm, podszyty przekonaniem o wyższości białych chrześcijan nad innymi, to spoiwo sieci oplatającej cały świat.

Kto próbował przeciąć tę sieć – ginął. Jak abp San Salvadoru Oscar Romero, którego Jan Paweł II ostrzegał przed flirtem z komunizmem, a który został zastrzelony w zamachu zorganizowanym przez prawicowy rząd swego kraju. Popularna wśród chrześcijan Ameryki Południowej teologia wyzwolenia zalatywała papieżowi naukami Marksa, dlatego sprzeciwiał się zaangażowaniu duchownych w ruchy społeczne. Wojtyła „rodem z komunistycznej Polski, uprzedzony do ruchów rewolucyjnych, w pierwszych latach pontyfikatu antykomunizm wyniósł do rangi obowiązującej doktryny Kościoła” – pisze Stempin. Polakom żyjącym pod gen. Jaruzelskim to się podobało, ale dla wiernych na drugiej półkuli taka postawa Watykanu była rozczarowaniem. Zwłaszcza gdy potem ślimaczyła się sprawa beatyfikacji Romero. Jak pisze Stempin, ten duchowny drażnił konserwatystów w Watykanie oraz duet Wojtyła – Ratzinger. Przekonywano, że Romero zginął nie za wartości ewangeliczne, ale jako działacz polityczny. Jeden z teologów wyzwolenia skwitował ten argument stwierdzeniem, że zgodnie z taką logiką Jezus też nie kwalifikowałby się jako męczennik…

Śmierć bankiera Roberta Calviego

Jeszcze szerzej watykańską spiżową bramę otwiera historia bankiera Roberta Calviego, którego ostatecznie znaleziono martwego i uwieszonego pod jednym z mostów w Londynie. Calvi robił brudne interesy do spółki z abp. Paulem Marcinkusem. Gdy jednak wpadł w finansowe tarapaty, zaczął się odgrażać, że gdy zacznie mówić prawdę, papież będzie musiał ustąpić, a Watykan będzie musiał sprzedać bazylikę św. Piotra. „Bez wątpienia Calvi zamierzał ujawnić uwikłanie Watykanu we wschodnioeuropejską krucjatę finansowaną z jego środków, których mu później zabrakło (…) Zbyt wiele wiedział o praniu mafijnych pieniędzy i powiązaniach włosko-amerykańsko-watykańskich”. Calvi, jak czytamy w książce, miał m.in. przekazać sto tysięcy dolarów dla „Solidarności” przez przyjaciółkę Wojtyły – Wandę Gawrońską. Warto dodać, że wówczas na szczytach CIA byli katolicy z Williamem Casey’em na czele i którym patronował były szef CIA, wiceprezydent, a potem prezydent USA George Bush senior. Teczkę, w której Calvi miał trzymać dokumenty, Watykan wykupił – misję tę powierzono zaufanemu Jana Pawła II bp. Pavlovi Hnilicy. Stolica św. Piotra nie chciała współpracować ze śledczymi badającymi śmierć Calviego.

Wspomniany już abp Marcinkus odpowiadał nie tylko za kasę Watykanu, ale też za bezpieczeństwo papieża – z jego nazwiskiem oraz z kardynałem Agostino Casarolim wiąże się „watykański trop” w zamachu na papieża. Brzmi to fantastycznie.

Watykan jednak nie przekazał nigdy do ekspertyzy jednej z kul wystrzelonych w momencie zamachu na papieża.

Jak było – nie wiemy. Za to potem FBI poszukiwała listem gończym abp. Marcinkusa za machlojki finansowe – ekscelencja nigdy jednak nie stanął przed sądem. Chronił go immunitet Watykanu.

Jak zginął Olof Palme?

Równie sensacyjnie brzmią argumenty za tym, że premier Szwecji Olof Palme nie zginął z rąk pojedynczego zamachowca, ale padł ofiarą prawicowego spisku. Przy okazji tej śmierci pojawiają się w tle jeszcze masońska loża, która miała swych ludzi w Waszyngtonie przy Bushu seniorze, oraz organizacja Gladio, kontrolowana przez siły NATO. „Armia najemników szkoliła się na kursach prowadzonych przez agentów CIA i MI w używaniu materiałów wybuchowych, technikach dezinformacji, przeprowadzaniu zamachów” – pisze Stempin. Gladio aktywna była m.in. we Włoszech, gdzie bardzo obawiano się komunistów. Ale to także Gladio miała stać za zabiciem Palmego – sypiącemu piach w szprychy dobrze prosperującego interesowi handlu bronią – nieraz wbrew embargu, czego przykładem afera Iran-Contras. Usunięcie premiera było też na rękę szwedzkim służbom, w których pierwsze skrzypce grali ultraprawicowcy lubujący się w faszystowskiej symbolice. Jeden z policjantów na wieść o śmierci Palmego miał wznieść toast szampanem: „Wreszcie świnia jest martwa!”. Wiele poszlak wskazuje na to, że szwedzcy stróże porządku mogli mieć związek z zamachem.

Stempin opisuje wiele podobnych zabójstw, jak zamordowanie Icchaka Rabina. Dodaje też te na zlecenie Kremla. Wiele z tych historii to wcale nie odległa przeszłość – mają one swoje kontynuacje, wielu świadków żyje do dziś (niektórzy za kratami), niektóre sprawy są wznawiane, wypływają nowe dowody.

Zmieniło się jednak sporo. Komunizm upadł, niektóre prawicowe reżimy w Ameryce Południowej także. Europa Wschodnia przyłączyła się do świata Zachodu. Pojawiły się rysy na sojuszu Watykanu z mafią. Gdy Kościół przestał bać się bezbożnego komunizmu, przypomniał sobie o uciśnionych wyznawcach i zaczął potępiać mafię, a ta jęła strzelać do księży.

Papież Franciszek w ostatnich latach zrobił jednak sporo, by oddać hołd ofiarom mafijno-politycznej przemocy. Czy jednak sam nie padnie jej ofiarą?


– Arkadiusz Stempin
– Większe zło. Polityczne zabójstwa, krwawe zamachy, kościelne spiski
– Wydawnictwo Agora

Arkadiusz Stempin, Większe zło. Polityczne zabójstwa, krwawe zamachy, kościelne spiskiArkadiusz Stempin, Większe zło. Polityczne zabójstwa, krwawe zamachy, kościelne spiski Wydawnictwo Agora


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Oslo’s Jewish Sewing Circle

Oslo’s Jewish Sewing Circle

NINA LICHTENSTEIN


A small group of women in Norway are keeping tradition alive by sewing traditional shrouds for the dead

.
.Liv London, in her home in Oslo, explains how traditional shrouds are madeNINA LICHTENSTEIN

Jenny Wulff called them “the sewing girls”—the Jewish women in Oslo who regularly got together under her leadership to sew tachrechim, the traditional garments used for Jewish burials. A Holocaust survivor, she was the matriarch of the group and sewed well into her 80s, teaching the craft to scores of new volunteer recruits until she died in 2009.

One of those recruits was Liv London, who was a relatively young woman in her early 40s when she was first introduced to the sewing circle. “I understood this was something important that I wanted to be part of,” said London, now 70. Today, she is the organizer of the group of eight Norwegian Jewish women who carry on the ancient tradition of sewing the shrouds by hand. Normally, the sewing circle meets about six times a year. But getting the group together to sew has been more challenging than usual during the COVID-19 pandemic—and just as restrictions on social gatherings were lifted in Norway in the early fall 2021 and the sewing circle was getting ready to begin meeting regularly again, the omicron variant put a stop to the plans.

The value of keeping the tradition going in a small community like ours cannot be underestimated.

On a rainy November afternoon in Oslo, London stood at her expansive dining room table where she has served Shabbat and Yom Tov dinners for 47 years. She gently opened a large Ziploc bag where white cotton fabrics were neatly folded in a pile. “We inherited a large roll of brown wrapping paper and twine, but we have decided to modernize a little,” said London with a wink. Before she began to unfold the content, she removed a yellow Post-it note that said “Set for Woman” in neat, cursive writing. “I try to write it the way they used to, in the olden days,” she added in a soft voice. They try to have at least two completed sets of shrouds for each gender ready on hand at all times, because “there is nothing worse than having to sew tachrechim on 24 hours’ notice.”

The tradition of sewing tachrechim has been handed down from generation to generation. “They used to sit in silence and sew,” London said. “The air was solemn and respectful, with no frivolous chit-chat.” Though times have changed—the women now talk freely enjoying each other’s company—in the early days of her volunteering, London was chided when she tried to play soft music in the background. “That was too much,” she said, smiling. “So I never did that again.” Before “the war”—WWII—the sewing took place in secrecy. One of the oldest living (but now former) members of the circle, Ruth Goldstein, once told London that when she was a girl, there were times when her grandmother would not allow her and her siblings to play inside: This is how Goldstein learned that “the ladies are sewing.” It was quiet in their apartment; only hushed voices could be discerned through the crack in the door.

According to Rabbi Joav Melchior of congregation Det Mosaiske Trossamfund, or DMT, Norway may be one of the few countries in Europe—if not the only one—that still sews its own tachrechim. “The value of keeping the tradition going in a small community like ours cannot be underestimated,” he said. “It’s so intimate: We know who we sew for. We prepare tachrechim for our aunts, friends, mothers, and fathers. Sometimes we even sew for ourselves …” Though it’s easier to buy ready-made sets, Melchior points out that when a community transitions to modernity and outsources, despite the obvious convenience, something unique is lost. He gave the example of how everybody used to have their own utensils and set-up to kasher meat at home. Now that butchering and kashering is done industrially, the shared communal doing of the mitzvah is lost. “We are few enough that we are able to maintain self-sufficiency in caring for our own in death as well as in life,” Melchior said. “And this strengthens us as a community.”

Jews in Norway currently number somewhere between 1,500 and 1,700, and the organized Jewish community is a relatively recent development with a fraught history. Though a few Sephardic merchants and bankers from Spain and Portugal were permitted to enter Norway in the 1500s and 1600s, a constitutional ban was instituted in 1687, lasting until 1851, when it was repealed after much public debate. DMT was founded in 1893, and with it the Jewish cemetery in Oslo. When Germany occupied Norway from 1940-45, there were about 2,173 Jews living there, but at least 765 were deported and murdered by the Nazis. Today, Oslo has the country’s only operating synagogue with about 700 active members, and there are also smaller, loosely organized Jewish communities in Bergen, Stavanger, and Trondheim, numbering between 50 and 135 members each.

From the beginning, the sewing of tachrechim took place privately in someone’s home, but in 1960 the Jewish community center was built adjacent to the synagogue, and the sewing women—who were all homemakers at the time—would meet there during the day. Not until 1988 did the first among them say she could no longer sew during the day because she had to be at work. Today, it is mostly older, retired women who make up the circle and they have continued their regular daytime meetings, since most of them prefer to not venture out in the evening.

The rules for making tachrechim are very specific: Only unbleached cotton fabric, cotton thread, and basic basting stiches should be used—long and loose, the stitches are intended to just temporarily join the fabric. To demonstrate how the garments are put together, London spreads out two miniature sets, often used to educate school children and museum curators in Jewish traditions. One set for women and one for men, but regardless of gender, they include a tunic, pants, hood or bonnet, and belt. Modest with no frills, these simple shrouds have reaffirmed a fundamental belief in human equality for generations of Jews, as the universal use of tachrechim has historically protected the poor from embarrassment at not being able to afford lavish burial clothes. Furthermore, since the shrouds have no pockets, wealth or status cannot be expressed or acknowledged in death.

When the women meet to sew, they put on white aprons to prevent the white shrouds from getting stained by their own clothing. Each session starts at 11 a.m. and they sew diligently until 3:30 p.m. with a short break for lunch. “When we put down our projects, we enjoy a tasty lunch, and we breathe and use our voices differently,” said London. Usually they are able to finish one set for each gender in one sitting, if at least six or seven seamstresses show up. “And the work is not done until everyone has completed their part,” she added, “which means most stay put until everyone has finished their sewing.”

Anne Cath Fischer agreed to join the circle when her father, a tailor, died in 1997. She said it was meaningful for her to continue the family’s tradition of being involved in preparing the shrouds. Her father who was born in 1917 ran his own tailor shop in Oslo for more than 50 years, and was in charge of cutting the material for the tachrechim during his long professional career. Fischer enjoys recalling when her dad celebrated a big birthday late in life and the president of the synagogue toasted him and his skills, adding, “All the work you do for the dead must be good, because you never get any complaints!” Fischer lost her husband suddenly about two years ago, and said she gets quite emotional thinking about the fact that she contributed to sewing the tachrechim in which he was buried, although she didn’t know it at the time.

London’s close friend Katrine Jutrem Cohen, 60, is a longtime active member of the Jewish community in Oslo, and the youngest and newest member of the sewing club. She just returned from living for five years in Israel and said that after she observed what she felt was a conveyor belt approach to burial there, and the roughness with which corpses were handled, she was shocked. “I understand that it’s more complicated in Israel,” she said, “since it is such a crowded country,” but the experience made her decide she definitely does not want to be buried there. When she and her husband moved back to Norway, she agreed to join London and the other sewing women. She had a new appreciation of how a small Jewish community like theirs shares in the commitment to care for their own, every individual, “from cradle to grave.”

London pointed out that in recent years, the sewing circle has begun to consider more acutely their preparedness. For example, how to deal with crisis situations such as potential terrorist events, major accidents, or disasters. She said that if COVID-19 infections were to occur in the Jewish home for the aged, it may not be sufficient having only two sets of tachrechim for each gender on hand. At the onset of the pandemic, Melchior reached out to contacts abroad to make sure they had a backup plan in case there should be a sudden need for many sets. However, during the most severe government mandated COVID-19 shutdowns, it was no longer the Jewish community that prepared their dead for burial, as it was relegated by the state to take place in official funeral homes. “We had three burials during that period when we were unable to prepare our dead, and that was difficult for us,” London said.

Waiting out the latest surge in COVID-19 infections, the women of the sewing circle have yet again to sew by themselves in their own homes, separated for a task that is especially meaningful to perform together. “Whether we do it together or individually, it’s a truly special experience to be part of creating something so important for our community,” London said. Meanwhile, until they can gather again around her inviting dining room table, London dutifully drives around Oslo delivering the necessary materials to each seamstress.


Nina Lichtenstein is a writer, teacher, and storyteller who divides her time between Maine and Tel Aviv.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


„Żeby Lilka nie stała przy oknie”. Zobacz nagranie ze spotkania z Anną Stupnicką-Bando

„Żeby Lilka nie stała przy oknie”. Zobacz nagranie ze spotkania z Anną Stupnicką-Bando

Żydowski Instytut Historyczny


Zachęcamy do obejrzenia spotkania ze Sprawiedliwą wśród Narodów Świata, Anną Stupnicką-Bando, która podczas II wojny światowej wraz z rodziną uczestniczyła w ratowaniu trojga Żydów w okupowanej przez Niemców Warszawie.
.

W czasie okupacji niemieckiej Anna Stupnicka mieszkała z matką Janiną i babką na warszawskim Żoliborzu przy ul. Mickiewicza 25. W 1942 roku kobiety wyprowadziły z getta i przyjęły do swojego mieszkania dziewczynkę żydowskiego pochodzenia, Lilianę Alter, dla której Janina Stupnicka zdobyła fałszywe dokumenty na nazwisko Krystyna Wójcikówna. Udzielały schronienia także 13-letniemu Ryszardowi Grynbergowi oraz lekarzowi Mikołajowi Borensztajnowi.

Podczas powstania warszawskiego Anna Stupnicka służyła jako sanitariuszka w punkcie medycznym Obwodu II „Żywiciel” Armii Krajowej. Po wojnie ukończyła studia medyczne, uzyskując specjalizację z neurologii. Zawodowo przez całe życie związana była z Centralnym Szpitalem Kolejowym.
__

W spotkaniu 3 marca 2022 roku wzięła udział także Maria Aleksandra Kuriata, wnuczka Sprawiedliwych, Bronisławy i Adolfa Miłkowskich.

Prowadzenie: Olga Szymańska, edukatorka z Działu Edukacji ŻIH


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Izrael potępia inwazję, ale za kulisami szuka równowagi w relacjach z Rosją i Zachodem

Premier Izraela Naftali Bennett. Fot. Alan Harvey/UK Government/flickr.com


Izrael potępia inwazję, ale za kulisami szuka równowagi w relacjach z Rosją i Zachodem

Jakub Katulski


„Poważne pogwałcenie międzynarodowego porządku” – takimi słowami minister spraw zagranicznych Izraela Ja’ir Lapid określił rosyjską inwazję na Ukrainę. To kluczowe zdanie dla zrozumienia izraelskiej polityki wobec Rosji i Ukrainy. Najważniejsze w nim jest zastosowanie słowa „porządek”, w miejscu, gdzie wiele innych krajów umieszcza „prawo”.

Tel Awiw stara się prowadzić politykę równowagi wobec obu stron wojny, decydując się na potępienie ataku, ale tonując swoje stanowisko tak, by zbytnio nie antagonizować Moskwy. Nie może być inaczej, bo Izraelczyków łączą bliskie relacje polityczne i społeczne zarówno z Rosją, jak i z Ukrainą. Stąd też brak zdecydowanych działań, takich jak otwarte przyłączenie się do zachodnich sankcji, balansowanie poprzez dostarczanie Ukraińcom pomocy humanitarnej i deklarowanie wsparcia dla ukraińskiej integralności terytorialnej i suwerenności.

W granicach państwa żydowskiego żyje dzisiaj około miliona obywateli pochodzących z krajów byłego Związku Radzieckiego. W tym – po mniej więcej 400 tys. Żydów z Ukrainy i Rosji, którzy poprzez aktywność wyborczą i czynne działania polityczne wpływają realnie na rząd. Ta diaspora zaczęła się w Izraelu pojawiać wraz z upadkiem ZSRR, ale w ostatnich trzech dekadach ewoluowała.

Kiedyś rosyjscy Żydzi w większości popierali Putina, gdyż podobała im się stosowana przez niego polityka siły. Dzisiaj wielu, szczególnie w młodszym pokoleniu, myśli inaczej, a między innymi za sprawą napływu nowych imigrantów z Rosji, którzy decydowali się na przyjazd do Izraela po aneksji Krymu w 2014.

Tysiące Izraelczyków protestuje teraz przeciwko wojnie w Ukrainie, choćby poprzez demonstracje takie jak zorganizowany przez stowarzyszenie Izraelskich Przyjaciół Ukrainy 26 lutego przemarsz z placu HaBima pod budynek rosyjskiej ambasady w Tel Awiwie. Pojawili się na nim zarówno Żydzi pochodzący z Rosji, jak i ci z Ukrainy, wspierani także przez przedstawicieli innych grup etniczno-narodowych wchodzących w skład tkanki izraelskiego społeczeństwa.

Diaspora z krajów poradzieckich będzie wraz z napływem uchodźców z Ukrainy podlegała dalszym zmianom. Tel Awiw spodziewa się, że do kraju może przyjechać nawet 10 tysięcy ukraińskich Żydów. Aby ułatwić im proces imigracji, Agencja Żydowska zorganizowała sześć stacji w Polsce, Mołdawii, Rumunii i na Węgrzech, gdzie pracownicy będą pomagać chętnym w dokonaniu procesu aliji (jak po hebrajsku nazywa się przyjazd Żyda do Izraela).

Syria łączy Izrael i Rosję

Nawet to nie wymusza jednak na izraelskich politykach pełnej zmiany frontu. Rosja jest Izraelowi potrzebna, choćby do koordynacji ofensywnych działań lotnictwa przeciwko celom w Syrii. Moskwa ma bowiem znaczący wpływ na reżim Baszszara al-Asada, który wynika z lat wspólnej historii. W 2015 roku, w samym sercu syryjskiej wojny domowej, Rosjanie dokonali interwencji, która pomogła Asadowi pokonać rebeliantów i Państwo Islamskie. Bez tej pomocy mógłby on stracić pozycję prezydenta, a może nawet życie, gdyby trafił w ręce którejś z walczących przeciwko jego siłom milicji.

Ta pomoc miała jednak swoją cenę i Syria znalazła się w zaciśniętej rosyjskiej pięści. Stąd też Baszszar al-Asad może uważać Izrael za swojego odwiecznego wroga, ale nie może nic zdziałać w kwestii nalotów, które izraelskie lotnictwo prowadzi na jego terenie. Nie może, bo odbywają się one za cichą zgodą rosyjskiego wojska, przynajmniej dopóki nie zagrażają bezpośrednio Rosjanom.

Dzięki tej współpracy, według informacji podawanych bezpośrednio przez izraelskich wojskowych, udaje się kontrolować szlaki przemytu broni i ograniczać obecność milicji wspieranych przez Iran, kolejnego wroga.

Ta współpraca nie wynika jednak jedynie z dobrego serca Moskwy, ale także z chęci ograniczania irańskich wpływów w Damaszku. Dopóki Rosja jest główną zagraniczną siłą w Syrii, Asad pozostaje pod kontrolą Putina. Nic więc dziwnego, że jeszcze przed inwazją na Ukrainę syryjski reżim poparł Rosję w uznaniu niepodległości separatystycznych republik donieckiej i ługańskiej, a gdy tylko pierwsi rosyjscy żołnierze pojawili się nad Dnieprem, Asad miał powiedzieć, że jest to „korekta historii” i „przywrócenie równowagi ładu światowego po upadku Związku Radzieckiego”. W oczach Moskwy Izrael jest ważny w cementowaniu jej siły w regionie.

Z kolei bez wsparcia Amerykanów trudno byłoby utrzymywać zdolność operacyjną izraelskiego wojska na poziomie takim jak dzisiejsze. To właśnie wsparcie Waszyngtonu umożliwiło powstanie takich projektów jak system obrony przeciwrakietowej Żelazna Kopuła, o którym głośno robi się zawsze, kiedy wybucha kolejna eskalacja konfliktu między Izraelem a Hamasem i Palestyńskim Islamskim Dżihadem w Strefie Gazy. Wszystko za sprawą jego skuteczności w zestrzeliwaniu nadlatujących pocisków krótkiego zasięgu.

Po eskalacji w maju ubiegłego roku zainteresowanie zakupem tego systemu zgłosili także Ukraińcy, licząc na to, że uda im się wzmocnić nim obronę kraju. Waszyngton zaaprobował transakcję, a co istotne, zgodni byli w tej kwestii zarówno demokraci, jak i republikanie. Została ona jednak zablokowana przez Tel Awiw w obawie przed rosyjską reakcją.

Nawet w obliczu bezpośredniego zagrożenia Ukraińców ze strony Rosjan władze Izraela nie zmieniają swojego stanowiska w kwestii dozbrajania Kijowa. Ministerstwo Obrony musi wyrazić zgodę na dostarczanie systemów, które produkowane są na izraelskiej licencji, nawet jeśli miałyby je dostarczać państwa trzecie. Ja’ir Lapid oświadczył w zamian, że do Ukrainy przyleci samolot z pomocą humanitarną i 100 tonami ładunku, w którym znalazły się choćby systemy oczyszczania wody, lekarstwa, namioty i płaszcze.

Bennett boi się wzmocnienia Iranu 

Premier Naftali Bennett odbył kilka rozmów telefonicznych z Wołodymyrem Zełenskim i Władimirem Putinem, obu przekonując, że Izrael chce odegrać istotną rolę w potencjalnym procesie dyplomatycznym między stronami konfliktu. Poleciał nawet osobiście do Moskwy w sobotę 5 marca, wzbudzając tym kontrowersje z kilku powodów.

Bennett, jako ortodoksyjny Żyd, pierwszy w historii Izraela na stanowisku szefa rządu, nie powinien podróżować w szabat wedle zasad swojej religii. Jego rzecznik prasowy tłumaczył jednak, że odstępstwo od sztywnych reguł było możliwe, gdyż w tej sytuacji chodzi o ratowanie życia ludzkiego.

Polityk odbył kilkugodzinne spotkanie z Władimirem Putinem, po którym zadzwonił do Zełenskiego, by zdać mu relację. Dzień zakończył podróżą do Berlina, w którym spotkał się z kanclerzem Olafem Scholzem. Kolejnego dnia ponownie rozmawiał, tym razem telefonicznie, zarówno z Putinem, jak i Zełenskim.

Trudno powiedzieć, jaką rolę miało odegrać to wydarzenie, choć niewykluczone, że Bennett dostrzegł zagrożenie w trwających w Wiedniu rozmowach mocarstw atomowych z Iranem. Negocjacje mają wskrzesić porozumienie JCPOA, z którego jednostronnie wycofały się Stany Zjednoczone za czasów prezydentury Donalda Trumpa w 2018 roku. Od tego momentu na Iran nakładano kolejne sankcje, które poważnie uderzyły w sytuację gospodarczą kraju. Od kilku tygodni słychać jednak, że rozmowy w Wiedniu mogą przynieść zamierzony skutek, wskrzesić porozumienie i zdjąć z reżimu w Teheranie przynajmniej część kar. To ważne, tym bardziej że Iran posiada niemal 160 miliardów baryłek ropy w rezerwach i ma apetyt na przynajmniej częściowe zastąpienie Rosji na rynku europejskim.

Tel Awiw od lat obawia się programu nuklearnego Teheranu, tłumacząc, że nie jest on jedynie pokojowym przedsięwzięciem, mającym na celu budowę elektrowni jądrowych. Według Izraelczyków Iran chce jednak przede wszystkim zbudować broń masowego rażenia, którą miałby wykorzystać przeciwko państwu żydowskiemu. Rozmowy w Wiedniu, których częścią pozostaje wciąż Rosja, są więc newralgiczne z punktu widzenia izraelskiego interesu i bezpieczeństwa.

Mimo starań dyplomatycznych Bennetta i jego oferty mediowania między Zełenskim a Putinem nie wydaje się, by widzieli oni w premierze Izraela pośrednika. Na granicy ukraińsko-białoruskiej odbywają się kolejne rundy negocjacji bezpośrednio między delegacjami Moskwy i Kijowa. Jednym z ich tematów jest zawieszenie broni, przynajmniej na niektórych obszarach, by umożliwić ewakuację ludności cywilnej. Na razie Rosja stawia w nich niespełnialne warunki.

Siergiej Ławrow, szef rosyjskich dyplomatów, powtarza mantrę, że Rosjanie oczekują „demilitaryzacji” Ukrainy, a wojna będzie się toczyła „do samego końca”, bo w ukraińskim społeczeństwie „kwitnie nazizm”. To absurdalne, tym bardziej że ukraiński prezydent Wołodymyr Zełenski sam jest Żydem i może formułować pewne oczekiwania wobec Izraela, którego mit założycielski budowany jest na idei ochrony Żydów na całym świecie i dbania o miejsca pamięci o ofiarach Zagłady.

Wydawało się, że coś może pęknąć, kiedy 1 marca w ataku rakietowym na wieżę telewizyjną w Kijowie uszkodzeniu uległ pomnik w Babim Jarze, upamiętniający śmierć 34 tysięcy Żydów, zamordowanych we wrześniu 1941 roku przez niemieckie Sonderkommando 4a. Ich ciała spoczywają w tym miejscu do dziś. Na Twitterze Zełenski napisał: „jaki jest sens mówienia »nigdy więcej« przez 80 lat, jeśli świat milczy, kiedy bomba spada w tym samym miejscu, w Babim Jarze”. Dodał też, że podczas ataku zginęło przynajmniej pięć osób. Jeszcze bardziej absurdalne wydaje się więc twierdzenie Władimira Putina, że w ten sposób przeprowadza on „denazyfikację” Ukrainy.

.

.

Rosyjscy oligarchowie z izraelskimi paszportami

Nie zmieniło to jednak podejścia izraelskich polityków. Ja’ir Lapid potępił zniszczenie pomnika, ale ani razu nie zaznaczył, że to właśnie rosyjska bomba go uszkodziła. Rosjan wyraźnie skrytykował jerozolimski instytut Jad Waszem, zajmujący się badaniem i zachowywaniem pamięci o ofiarach Zagłady. W opublikowanym oświadczeniu instytucja podkreśliła, że widzi, jak wskutek rosyjskich działań „niewinni cywile uciekają ze swoich zagrożonych domów”.

Mimo to Jad Waszem znalazło się w trudnej sytuacji, jeśli chodzi o sankcje, które Zachód postanowił nałożyć na oligarchów z najbliższego otoczenia Władimira Putina. Część z nich legitymuje się bowiem także izraelskimi paszportami, jak choćby Roman Abramowicz, który w obawie przed brytyjskimi sankcjami podjął decyzję o sprzedaży klubu piłkarskiego Chelsea FC.

Dani Dajan, prezes jerozolimskiego instytutu, miał podpisać się pod listem adresowanym do Toma Nidesa, ambasadora Stanów Zjednoczonych w Izraelu. W dokumencie miał prosić, aby Stany Zjednoczone nie nakładały na Abramowicza kar, gdyż jest on „drugim co do wielkości prywatnym darczyńcą” instytucji. Rosyjski oligarcha część roku spędza zawsze w swojej posiadłości w Izraelu, a także inwestuje w kraju.

Nie jest on wyjątkiem, innym bogatym Rosjaninem z izraelskim obywatelstwem jest urodzony w Ukrainie Michaił Fridman, założyciel konglomeratu Alfa-Group. Kiedy Unia Europejska umieściła go na liście sankcjonowanych osób, zarejestrowana w Amsterdamie spółka telekomunikacyjna Veon usunęła go ze swojej listy dyrektorów, choć Fridman twierdzi, że nie ma żadnych związków politycznych i finansowych z Putinem. Zapowiada również, do spółki z innymi oligarchami, takimi jak Piotr Awen i German Khan, że będzie walczyć z nakładaniem kar na miliarderów.

Izraelski rząd zauważył jednak, że w najbliższej przyszłości oligarchowie mogą stać się kłopotliwi dla Tel Awiwu. Podczas zebrania 27 lutego Ja’ir Lapid miał przekazać ministrom, by unikali udzielania pomocy rosyjskim żydowskim miliarderom. Zamiast tego mieliby oni przekazywać kontakt do Ministerstwa Spraw Zagranicznych, aby uniknąć powstania kryzysu dyplomatycznego.

Być może w przyszłości Izrael będzie musiał ich także ukarać, na razie jednak stara się tego uniknąć, wciąż lawirując między Rosją a Zachodem. Dopiero 2 marca podjął decyzję o poparciu rezolucji Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych potępiającej działania Rosji wobec Ukrainy. Nie znaczy to jednak, że polityka rządu Naftalego Bennetta zmienia się o 180 stopni. Wciąż wiele zależy od jego odporności na presję ze strony kluczowych sojuszników.

Być może jednak Bennett, nadal niedoświadczony na stanowisku szefa rządu, które objął niecały rok temu po pełniącym tę funkcję nieprzerwanie przez dwanaście lat Benjaminie Netanjahu, wkrótce będzie musiał się poważnie zastanowić. Możliwe, że współpraca z Rosją w Syrii nie jest warta nadwątlenia relacji z Ukrainą, a w konsekwencji z całym Zachodem, który dzisiaj jednoczy się w bezprecedensowy sposób.


Jakub Katulski – politolog, orientalista, absolwent Instytutu Bliskiego i Dalekiego Wschodu UJ. Specjalizuje się w relacjach Izraela z sąsiadami i Europą. Współautor bloga Stosunkowo Bliski Wschód.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Iran’s Long Arm in Turkey, Turkey’s Fake “Peace”

Iran’s Long Arm in Turkey, Turkey’s Fake “Peace”

Burak Bekdil


  • What, then, revived Iran’s covert operations in Turkey? For Iran, the “good Turkey” was the one in constant bickering with the West and Israel. The “bad” one is claiming to seek reconciliation with Israel, the Gulf states and Egypt.
  • Iran’s mullahs are notoriously good at poisoning peace and stability, at home and in their own neighborhood as well as in distant lands, such as Cuba and Venezuela. After a short pause, the long arm of the mullahs is back to Turkey. Twelve (foiled) plots in such a short time is a “message.”
  • Iran is trying to sabotage the Abraham Accords and their positive transformations in the region by means of subversion in Turkey against Israeli nationals. The Iranians are also vehemently trying to discourage Turkey from reconciling with the Gulf states, Israel and Egypt….
  • When the UAE moved to normalize relations with Israel, Turkey threatened to downgrade diplomatic ties with Abu Dhabi; and Turkey has been at odds with Egypt since 2013. These frictions have placed Turkey on the side of Hamas and the Muslim Brotherhood, while on the other side are the Gulf states, Israel and Egypt.
  • Totally isolated and facing a punishing economic crisis, Erdoğan apparently decided to look as if he were changing course and reconcile with Israel and the Gulf states. The effort shows that Erdoğan was on the wrong course to begin with: He apparently thought Turkey’s enemies were Israel and Sunni Arabs while now he should see that the real enemy is Shia Islam, in the form of Iran’s theocracy.
  • Finally, there is a lesson to Westerners who seem blind to Turkey and Iran. These rogue states are still plotting acts of terror on NATO soil. What more do they have to do for the international community to hold them to account?
  • The lesson for governments is: Ignore Erdoğan’s threats. Do not keep overestimating him or Turkey’s clout. Keep isolating him to keep him from doing further harm. Isolate him to soften his rigidity on refusing the EastMed pipeline. In other words, if you want to avoid more Turkish damage in the neighborhood, do more to isolate Turkey than you have done in the past decade. And one more thing: The Mediterranean alliance should remain monolithic and, above all, ignore Erdoğan’s threats.

Turkey and Iran, rogue states, are still plotting acts of terror on NATO soil. What more do they have to do for the international community to hold them to account? The lesson for governments is: Ignore Turkish President Recep Tayyip Erdoğan’s threats. Do not keep overestimating him or Turkey’s clout. Keep isolating him to keep him from doing further harm. Pictured: Erdoğan meets with Iranian Supreme Leader Ayatollah Ali Khamenei in Tehran on January 29, 2014. (Image source: Iranian Supreme Leader’s website/AFP via Getty Images)

Yair Geller, 75, an Israeli businessman who owns an advanced technologies and engineering company in Turkey, CNC İleri Teknoloji, did not know that his residence in Istanbul was long under surveillance by a cell of assassins operated by the Iranian regime. The assassins did not know that they were long under surveillance by MIT, Turkey’s national intelligence agency.

This double cat-and-mouse game went on until the assassins decided that the time was ripe to act and murder Geller. Turkish intelligence, however, decided that the time was ripe to share this information with Israel’s Mossad intelligence agency. At a meeting in Ankara, MIT and Mossad concluded that the planned assassination of Geller was supposed to be Iran’s retaliation for the November 2020 killing, allegedly by Israel, of Mohsen Fakhrizadeh, Iran’s leading nuclear scientist. Before they could act, nine suspects were detained.

According to Israel’s Channel 12 News, the Mossad has helped foil to 12 plots to carry out terror attacks on Israelis in Turkey over the past two years.

Iran’s covert operations on Turkish soil are not just sorties of the present. Even before the Geller case, the mullahs in Tehran sent were hunting down Iranians in Turkey who opposed the mullahs’ regime in Tehran [see appendix below].

Iran has been continuously accused of supporting radical Islamist organizations and terrorist groups to destabilize and weaken Turkey’s then-secular regime. Turkey’s official establishment has often accused Iran of trying to “export its theocratic regime to Turkey.” Ironically, the Iranians did not need to worry too much about Islamizing Turkey. The Turks could do it themselves.

In 2002, Turks, by popular vote, brought to power Recep Tayyip Erdoğan, an avowed Islamist, and Iranian subversive activity in Turkey gradually faded away, Erdoğan has since proven invincible at the ballot box, and has successfully implemented a stealth plan to advance political Islam in the only Muslim member of NATO.

Turkey’s Islamist rulers quietly supported Iranian expansionism for several years based on dictum of “the enemy (Iran) of my enemy (Israel) is my friend.”

What, then, revived Iran’s covert operations in Turkey? For Iran, the “good Turkey” was the one in constant bickering with the West and Israel. The “bad” one is the one now claiming to seek reconciliation with Israel, the Gulf states and Egypt. The “bad Turkey” is even proposing to buy Israeli natural gas for its own consumption and transport it to Europe.

It was not a coincidence that Turkey had to order gas-fuelled power plants this year to slash gas use by 40% after Iran cut gas exports flows to Turkey for 10 days due to a “technical failure” in the middle of an exceptionally cold January.

Since then, Iran’s Islamic Revolutionary Guard Corps (IRGC) has taken responsibility for this month’s ballistic missile attacks on Iraq’s Kurdish regional capital of Erbil. Iran said on March 13 that it was targeting an Israeli “strategic center” in Iraq. “Any repetition of attacks by Israel will be met with a harsh, decisive and destructive response,” an IRGC statement said, referring to the alleged recent killing of two of its members in Syria.

Iran’s mullahs are notoriously good at poisoning peace and stability, at home and in their own neighborhood as well as in distant lands, such as Cuba and Venezuela. After a short pause, the long arm of the mullahs is back in Turkey. Twelve (foiled) plots in such a short time is a “message.” Iran is trying to sabotage the Abraham Accords and their positive transformations in the region by means of subversion in Turkey against Israeli nationals. The Iranians are also vehemently trying to discourage Turkey from reconciling with the Gulf states, Egypt and Israel; they have used even their natural gas card by cutting flows to Turkey.

Turkey in recent years has been in a cold war with the Gulf states, except for Qatar. When the UAE moved to normalize relations with Israel, Turkey threatened to downgrade diplomatic ties with Abu Dhabi, and Turkey has been at odds with Egypt since 2013. These frictions have placed Turkey on the side of Hamas and the Muslim Brotherhood, while on the other side are the Gulf states, Israel and Egypt.

Totally isolated and facing a punishing economic crisis, Erdoğan apparently decided to look as if he were changing course and reconcile with Israel and the Gulf states. The effort shows that Erdoğan was on the wrong course to begin with: He apparently thought Turkey’s enemies were Israel and Sunni Arabs while now he should see that the real enemy is Shia Islam, in the form of Iran’s theocracy.

Erdoğan, despite all his fake peace efforts, is now lost and alone, even among his Sunni (Arab) and Shia (Iranian) fellow Muslims. He thought the Iranians, just because they are Muslim, were his friends. He was wrong. Those “friends” targeted Turkey 12 times in two years and cut the gas supply in the middle of winter.

Fortunately, all the other state actors know very well that Erdoğan cannot be trusted. They can see that he feels squeezed and is faking peace. This view is not about changing him or his intentions. It is about telling him that hostilities in the Mediterranean region are too big for him to bite; that he should stay chained to his fake peace and not create new frictions; that there is a stick hanging over his head; that even his “Muslim friends” hate him, and that he is the bête noire in the neighborhood.

Finally, there is a lesson to Westerners who seem blind to Turkey and Iran. These rogue states are still plotting acts of terror on NATO soil. What more do they have to do for the international community to hold them to account?

The lesson for governments is: Ignore Erdoğan’s threats. Do not keep overestimating him or Turkey’s clout. Keep isolating him to keep him from doing further harm. Isolate him to soften his rigidity on refusing the EastMed pipeline. In other words, if you want to avoid more Turkish damage in the neighborhood, do more to isolate Turkey than you have done in the past decade. And one more thing: The Mediterranean alliance should remain monolithic and, above all, ignore Erdoğan’s threats.

Burak Bekdil, one of Turkey’s leading journalists, was recently fired from the country’s most noted newspaper after 29 years, for writing in Gatestone what is taking place in Turkey. He is a Fellow at the Middle East Forum.


Appendix

In the 1990s, after a series of assassinations against well-known secular Turkish intellectuals, including Bahriye Üçok, Çetin Emeç, Turan Dursun and Uğur Mumcu, the Turkish security elite hinted at Iranian involvement in these attacks. Confessions of the perpetrators of some terror attacks arguably revealed political and logistical connections between Iran and the militants.

Recently, the Iranians sent Ali Ghahramanihajtabad to hunt down opponents of Iran’s regime who resided in Turkey. The Ghahramanihajtabad cell successfully kidnapped an Iranian national in western Anatolia and delivered him to Iranian agents, who took promptly carted back to Iran.

A second target was Shahnam Golshani, an Iranian opponent of Iran’s regime who lived in Zonguldak, a port on the Black Sea. The kidnapping had been tasked to a team of Turkish police and non-commissioned military officers.

During the drive there, the Iranian agent was tipped off by an unknown caller; a last-minute abort order failed, and Turkish security forces detained 11 people including the Turkish prosecutor.

In addition, on September 24, 2021, Turkish intelligence and security forces also detained two Iranian agents and their six Turkish operators while the team was about to kidnap a former Iranian military officer, referred to as M.A.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com