Archive | 2022/06/23

“Choroba” przywrócona przez Putina

(Zdjęcie: Mikhail Metzel/Sputnik/AFP via Getty Images)


“Choroba” przywrócona przez Putina

Amir Taheri


Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska


“Nie jestem Rosjaninem!” Takie jest przesłanie na nowej koszulce, która podobno sprzedaje się jak ciepłe bułeczki w Kazaniu, stolicy autonomicznej Republiki Tatarstanu. Inna wersja, z hasłem “Nie jestem Rosjaninem, kochaj mnie!” ma się dobrze w Ufie, stolicy Baszkortostanu [Baszkirii], kolejnej autonomicznej republiki Federacji Rosyjskiej.

Przesłanie, które chcą przekazać twórcy i użytkownicy T-shirtów, jest takie, że wojna Władimira Putina może mieć poparcie większości rosyjskiej, ale nie powinna prowadzić do powszechnej niechęci do “innych narodów” w szerokiej federacji.

To samo przesłanie jest przekazywane za pośrednictwem mediów społecznościowych i przez rosnącą liczbę etnicznych rosyjskich obywateli federacji, którzy obecnie szukają schronienia, przynajmniej tymczasowo, w Turcji, Izraelu i Zjednoczonych Emiratach Arabskich.

Nikt nie wie, jak dla Putina może się skończyć ukraińska przygoda. Ale bez względu na to, jak się to skończy, może wpłynąć na delikatny, by nie powiedzieć kruchy, modus vivendi wykuty po upadku imperium sowieckiego wśród “narodów” federacji.

Wyraźne zwycięstwo mogłoby ponownie rozpalić tlące się prochy rosyjskiego nacjonalizmu lub “wielkoruskiego szowinizmu”, jak to określił Lenin. Sam Putin wielokrotnie ostrzegał przed powrotem tego “potwora”, przedstawiając nacjonalizm jako “chorobę”.

Według Putina upadek ZSRR zepchnął kraj “na skraj wojny domowej”, z czym prezydent Borys Jelcyn zdołał uporać się poprzez szereg kompromisów z “narodami”, które pozostały w nowo powstałej federacji.

Porażka, a nawet remis na Ukrainie może również rozpalić płomienie rosyjskiego odwetu, ponownie naruszając harmonię wielonarodowej federacji.

Ale co mamy na myśli, kiedy mówimy o “narodach” w Federacji Rosyjskiej?

Oficjalna literatura rosyjska przedstawia mylący obraz. Z jednej strony mówi o 120 “grupach etnicznych” i 100 różnych językach. Z drugiej strony stwierdza, że Rosjanie stanowią 77 proc. całej populacji.

Jednak liczba 120 grup etnicznych to relikt z czasów, gdy Józef Stalin był komisarzem ludowym ds. narodowości, poszukującym “narodów” i “etniczności” w każdym zakątku imperium, a czasami wymyślając je. Celem było podtrzymanie tezy, że w kraju o takiej różnorodności narodowej i etnicznej tylko solidarność klasowa i dyktatura proletariatu mogą łączyć obywateli.

Liczby pokazujące etnicznych Rosjan jako 77-procentową większość mogą być mylące, ponieważ opierają się na ankietach, w których ludzie są proszeni o podanie swojego “pierwszego języka”. Tak więc liczba ta obejmuje miliony nieetnicznych Rosjan, którzy przyjęli rosyjski jako swój podstawowy język.

Rusyfikacja poddanych nierosyjskich rozpoczęła się w carskich czasach i nasiliła się w czasach sowieckich. Nikt nie kwestionował rosyjskości Gogola, Anny Achmatowej czy Mandelsztama, a co dopiero Nikity Chruszczowa czy Anastasa Mikojana.

Wraz ze zniknięciem dyktatury proletariatu jako ideologicznego spoiwa Jelcyn, a potem Putin, spojrzeli na język i kulturę rosyjską, aby przeciwstawić się wielkoruskiemu szowinizmowi, sprzedawanemu przez ludzi takich jak Żyrinowski, i służyć jako spoiwo do utrzymania razem postsowieckiego imperium.

Pod koniec ery sowieckiej Aleksander Sołżenicyn, wielki pisarz, ale także wielki rosyjski szowinista, doradził przyszłym władzom w Moskwie, by porzuciły mniejszości narodowe i etniczne, aby nowa czysta Rosja mogła wznowić swoją boską misję wolną od azjatyckich obciążeń.

Napisał: “Jeśli nie udało nam się ich zrusyfikować przez 200 lat, nigdy tego nie zrobimy”.

Najbardziej znany przeciwnik Putina, Aleksiej Nawalny, uderza w podobny ton, podkreślając europejską tożsamość Rosji.

Jelcynowi udało się uspokoić napięcia etniczne, zawierając szereg traktatów z największymi “autonomicznymi” republikami. Były trzy rodzaje traktatów.

Najważniejszym był traktat z Tatarstanem z 1994 roku, który nadał tej śródlądowej republice status bliski niepodległości. Na jego mocy rząd w Kazaniu ma prawo kształtować własne stosunki zagraniczne, ustanowić własny bank narodowy i ustalać własne zasady obywatelstwa. To ostatnie posłużyło ówczesnemu prezydentowi Mintimirowi Szaimiewowi do pozbawienia obywatelstwa swojej republiki dużej liczby nieetnicznych Tatarów.

Podobne traktaty, choć z bardziej ograniczonym transferem władzy z Moskwy, zostały podpisane z Baszkortostanem, drugą co do wielkości republiką federacji z większością muzułmańską, po Tatarstanie i Sacha-Jakucją na Dalekim Wschodzie. Podobny traktat podpisany z Czeczenią pod rządami Jelcyna został przez Putina unieważniony, rozpoczynając wojnę, która trwała ponad dekadę.

Drugi rodzaj traktatu, unikający kwestii politycznych i koncentrujący się na “współpracy gospodarczej”, został zaproponowany kilku obwodom (prowincjom), m.in. nadbałtyckiej enklawie Kaliningradu, Orenburga, Swierdłowska i Kraju Krasnojarskiego.

Trzeci typ traktatu, podpisany z Osetią Północną i Kabardo-Bałkarią, koncentrował się prawie wyłącznie na kwestiach bezpieczeństwa militarnego.

Wszystkie te traktaty od jakiegoś czasu znajdują się pod presją.

W Tatarstanie pod rządami prezydenta Rustama Minichanowa w dyskursie politycznym pojawiają się postulaty lepszego podziału bogactw federacji i większej niezależności fiskalnej. Ogromne koszty wojny na Ukrainie z pewnością spotęgują te żądania.

Gdzie indziej, na przykład w Dagestanie i Inguszetii, nie można dłużej uciszać żądań zwiększenia roli lokalnych kultur, religii i języków.

Recepta Putina na język i kulturę rosyjską jako gwaranta jedności w federacji jest również kwestionowana na nowo anektowanym Krymie, przynajmniej przez Tatarów, a w Osetii Południowej przez narody irańskie.

Chociaż nie-Rosjanie stanowią nieproporcjonalny procent sił walczących w Donbasie, wątpliwe jest, aby w przypadku przegranej wojny na Ukrainie mniejszości narodowe w federacji chciały pozostać przy przegranym.

Czy aneksja Donbasu nie stworzyłaby nowego źródła napięć etnicznych i językowych w federacji?

Rosja stoi w obliczu innego potencjalnego źródła napięć etnicznych z powodu obecności od trzech do czterech milionów chińskich i miliona północnokoreańskich “robotników kontraktowych”, zwłaszcza na Syberii i Dalekim Wschodzie, których obecność jest kluczowa gospodarczo, ale politycznie niepopularna wśród rdzennych grup etnicznych.

Kurcząca się demograficznie Rosja, w której oczekuje się, że spadek liczby ludności przyspieszy z powodu powojennej recesji i trwałych skutków sankcji, jest strategicznym wyzwaniem, którego Putin, mimo jego przechwałek, nie może ignorować.

Jeśli naziści rozpoczęli wojny, aby zdobyć “przestrzeń życiową” (lebensraum) dla rosnącej populacji, Putin najechał Gruzję, a teraz Ukrainę w poszukiwaniu prawdziwych lub wyimaginowanych krewnych, aby wzmocnić pozycję Rosji jako większościowego narodu w federacji.

A to może podsycić płomienie etnicznego i narodowego szowinizmu wśród 23 procent, którzy stanowią mniejszości w federacji.

Putin zrobiłby mądrzej, gdyby skupił się na swojej strategii wykorzystania kultury rosyjskiej i postsowieckiego boomu gospodarczego jako środka wzmacniającego spójność federacji. Rozpoczynając przygodę, która nie daje żadnych wyraźnych korzyści, mógł obudzić nacjonalizm i mini-nacjonalizmy, które sam nazwał “chorobą”.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Norway’s new labeling policy is a double standard against Jews – opinion

Norway’s new labeling policy is a double standard against Jews – opinion

CONRAD MYRLAND


On June 10th Norway announced that they will be labeling goods from Judea and Samaria. Interestingly, Norway has never adopted a similar ruling for any other disputed areas around the world.

.
People attend a demonstration in support of Palestine in Oslo, Norway May 19, 2021 / (photo credit: Berit Roald/NTB/via REUTERS )

On Friday, June 10th, Norway announced that “foodstuffs originating in areas occupied by Israel must be marked with the area from which the product comes, and that it comes from an Israeli settlement if that is the case.”

In building its case for this new ruling, the government referred to a European Union ruling from 2019. However, this is a measure that the government-leading Labor party “Arbeiderpartiet” and the Foreign Minister Anniken Huitfeldt have advocated for years. Already in 2017, a proposal for such discriminatory labeling was voted down after a 64-37 vote in Norway’s Parliament. In 2020, they tried again, but the proposal failed to pass once more. Labor’s coalition partner, the Center Party “Senterpartiet,” has voted against the labeling both times but now has given in to pressure to accept the measure.

The labeling of goods from Judea and Samaria is reprehensible, primarily because of its double standard, as Norway has never adopted a similar ruling for any other disputed areas around the world.

In fact, Norway has allowed the state-owned Telenor company to offer services to settlers in the Nagorno-Karabakh region which is claimed by both Azerbaijan and Armenia. Norway also allows Turkish Airlines, which transports settlers in and out of Northern Cyprus daily, to operate out of Norwegian airports. Norway does not discourage economic relations with the large Swedish company Trelleborg, which has supplied equipment for water supplies to Northern Cyprus. Norway is not asking its industry companies to stop cooperation with the German industrial giant Siemens, which supplies wind energy to Western Sahara.

What about all the other 150 land and sea areas that are disputed, not only in Africa and Asia, but also in Europe? Should Norway start labeling these goods as well? Should Norwegian governments begin to discourage economic relations with all disputed areas that we believe are doing something wrong?

The EU regulation is not a decision that Norway, a non-EU member, is obliged to follow, and a number of EU countries have chosen not to take the decision into account. It is strange that the Center Party, which is so opposed to EU policy in Norway, has agreed to introduce one of the most grotesque EU decisions from recent years.

Norway’s Foreign Ministry claims that “Norway considers the Israeli settlements in the occupied territories to be contrary to international law.” If international law is applied fairly, there is no basis for saying that the settlements are illegal. Facts show that the Israeli settlements are not the biggest obstacle to peace either, as the Israeli residential and agricultural areas in Judea and Samaria cover only 2.7 percent of the area.

“The settlements are not the whole and not the main cause of the conflict – of course, they are not. Nor can you say that if they were moved, you would have peace without a more comprehensive agreement – you would not…” said John Kerry, President Barack Obama’s Secretary of State, in 2016. If Norwegian and other European leaders had echoed this sentiment, they would have contributed to peace. Now, with this double standard labeling, they are just fueling the conflict further.

The Palestinian leadership, according to the still-valid 1995 Interim Agreement (also known as Oslo 2), agreed to Israel’s continued presence in Judea and Samaria pending final status negotiations, without any restrictions on either party in planning, zoning, or building homes and communities, showing that the allegations that Israel’s presence in the area is illegal have no legal basis.

So, let’s put the right label on Norway’s new policy: This is a double standard directed only at Jews living in places the government in Oslo does not like to see them live and thrive.


Conrad Myrland is the CEO of Med Israel for fred (MIFF, With Israel for peace), a pro-Israel group in Norway. MIFF is also active in Sweden, Denmark and Iceland.  

*

This op-ed is published in partnership with a coalition of organizations that fight antisemitism across the world. Read the previous article by Jackie Goodall.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


‘Global Business Strategy Drove This Decision’: Food Giant General Mills Denies Pullout From Israeli Operation Was Result of BDS Pressure

‘Global Business Strategy Drove This Decision’: Food Giant General Mills Denies Pullout From Israeli Operation Was Result of BDS Pressure

Shiryn Ghermezian


(Illustrative) An aerial photo of the General Mills corporate headquarters campus in Golden Valley, Minnesota, USA. Photo: Bobak Ha’Eri/Wikimedia Commons.

Food giant General Mills emphasized on Friday that its decision to sell its stake in a joint operation in Israel was unrelated to the anti-Zionist “Boycott, Divestment and Sanctions” (BDS) campaign that has been urging the company to end its operations in the Jewish state.

“We have made clear the global business strategy that drove this decision. Any claims by others taking credit for this decision are false,” the company said in a statement. “We continue to sell our products in Israel and look forward to continuing to serve Israeli consumers with our other brands.”

BDS activists have been lobbying General Mills for years to divest from a factory that manufactures products from its subsidiary, Pillsbury, in the Atarot Industrial Zone in the West Bank. BDS supporters claim the Atarot Industrial Zone is an “illegal Israeli settlement on stolen Palestinian land.”

After General Mills announced on Tuesday that it was selling its stake in its joint venture in Israel to its business partner, the Israeli-owned Bodan Holdings, BDS activists claimed “victory”  calling General Mills’ decision “a decisive step towards ending the company’s complicity in Israeli apartheid and violations of Palestinian human rights.”

The American Friends Service Committee (AFSC) — a Quaker advocacy group that led the two-year “No Dough for the Occupation” campaign to boycott Pillsbury products — said on Wednesday that “General Mills’ divestment shows that public pressure works even on the largest of corporations. We congratulate General Mills on this decision and hope this is the first step in cutting all its ties to Israeli apartheid and toward respecting universal human rights.”

General Mills said in its initial announcement that its move to pull out of the joint venture is Israel is part of the company’s new strategy “to prioritize our resources to drive superior returns. Internationally, the strategy includes efforts to reshape the company’s portfolio for sustainable, profitable growth by increasing its focus on advantaged global platforms, which include Mexican food, super-premium ice cream and snack bars.”


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com