Archive | 2022/12/23

Barbarzyńcy u bram Kijowa


Barbarzyńcy u bram Kijowa

Andrzej Koraszewski


Ochotnicy pomagaja uchodźcom na dworcu PKP Przemyśl Główny.

Dalszy rozwój wojny w Ukrainie jest bez wątpienia najpoważniejszą niewiadomą dzisiejszego świata. Ta wojna może przekształcić się w globalną zawieruchę, ale o tym scenariuszu wolimy nie myśleć. Tu i ówdzie powraca wprowadzony przez Busha termin „oś zła”, który w 2002 roku miał oznaczać państwa siejące terror. Wówczas amerykański prezydent wymieniał w tej grupie przede wszystkim Irak, Iran oraz Koreę Północną. Dziś ta „oś zła” rozrosła się niepomiernie. Obecnie otwartą wojnę prowadzi Rosja, Chiny zaledwie grożą napaścią na Tajwan, Iran podbił cztery kraje arabskie, jest o krok od wejścia w posiadanie broni atomowej i grozi wymazaniem Izraela z mapy świata, Korea Północna broń atomową ma i grozi zarówno Korei Południowej, jak i Ameryce, jest tu jeszcze Turcja, która otwarcie grozi militarną akcją Grecji i otwarcie szykuje się do kolejnego najazdu na tereny kurdyjskie w Syrii i w Iraku. (Afrykańskie wojny ignorujemy, nie zagrażają naszej egzystencji).

Tę oś zła charakteryzuje wrogość i pogarda dla Ameryki, niechęć do demokracji, chorobliwe ambicje sięgnięcia po laur pierwszego supermocarstwa w świecie. W przypadku Rosji to urażona duma utraconej wielkości połączona z kompleksem niemożności. W przypadku Chin zgoła odwrotnie: to nieprawdopodobny sukces gospodarczy, który obudził krwiożerczy nacjonalizm i poczucie mocy; neoosmańskie ambicje Turcji tliły się od dłuższego czasu, ale rządzący są ostrożni i przyglądają się, jak rozwija się sytuacja w innych miejscach i jak daleko mogą się posunąć bez poważnych konsekwencji. Z Iranem sprawa inna, bowiem tu wiara religijna jest ideologią tłumiącą racjonalizm w jeszcze większym stopniu niż w Turcji, chociaż prawdopodobnie dziś bardziej obawiają się własnego społeczeństwa niż jakichkolwiek stanowczych reakcji Zachodu.

Poparcie tych krajów dla rosyjskiej agresji jest ostrożne, ale nie pozostawia wątpliwości. Nikt nie jest w stanie przewidzieć, jaki będzie dalszy rozwój sytuacji.

W Polsce kotłuje się dyskusja wokół niemieckiej propozycji wzmocnienia naszych możliwości obronnych i dziwacznych manewrów rządzącej koalicji. Tłum jasnowidzów przewiduje, że ta wojna niebawem się skończy, ale tu i ówdzie zauważa się zmiany, które zaszły na przestrzeni ostatnich trzech miesięcy.

Rosja przegrała bitwę, która miała się rozstrzygnąć najpierw w ciągu kilku dni, a potem w ciągu kilku miesięcy, zmieniono dowództwo i strategię, przygotowując się do wieloletniej wojny zmierzającej do wyniszczenia Ukrainy.

Wycofali większość swoich wojsk, zamierzając walczyć na odległość, niszcząc infrastrukturę i terroryzując ludność, co jest działaniem wprawdzie kosztownym, ale praktycznie bezkarnym, ponieważ Ukraina nie ma szans na żadne operacje wojenne na terenie rosyjskim.

Powolne niszczenie ukraińskiej energetyki, przemysłu, transportu może być  koszmarem Ukrainy i coraz bardziej kłopotliwym obciążeniem wspomagającego ją Zachodu, po części uspokojonego, że ta wojna zaledwie się tli.

Te przewidywania, to nie tylko obserwacja rosyjskich działań w ostatnim okresie, ale całkiem otwarte zapowiedzi. W początkach października Putin wyraźnie powiedział, że ta „operacja” może trwać długo, nawet do dziesięciu lat. Nawiązując do tej wypowiedzi Putina rosyjska propagandystka, Irena Alksnis napisała, „Będziemy niszczyć Ukrainę buldożerami tak długo, jak długo stosunki z Zachodem nie zostaną uporządkowane”. Buldożery są tu przenośnią, raczej będą to rakiety i drony, których, patrząc jak to wygląda w uboższych krajach, prawdopodobnie nie zabraknie. Przedstawiciel ukraińskiego wywiadu Wadym Skibicki powiedział, że Rosja potrzebuje czasu na kolejny zmasowany atak rakietowy na Ukrainę. – „Zapas pocisków wroga zmniejsza się. Wróg wykorzystuje stare rakiety wyprodukowane w czasach ZSRR, które przed użyciem wymagają przygotowania i odpowiedniej konserwacji”. Rosja jednak zwiększa nakłady na produkcję broni i daje do zrozumienia, że czas nie gra roli.

Rosyjska propagandystka zdaje sobie sprawę z tego, że powolne ludobójstwo sąsiedniego słowiańskiego i prawosławnego narodu może trochę niepokoić część rosyjskiego społeczeństwa, więc uspakaja, że Ukraińcy sami sobie wybrali swój los i w każdej chwili mogą go zmienić.

Doświadczenia świata arabskiego pokazują, że wspólnota wyznaniowa i plemienna nie przeszkadzają w mordowaniu współwyznawców całymi milionami, więc Rosjanie mają nadzieję, że to współczucie dla bratniego narodu nie będzie poważną przeszkodą.

Dla państw „osi zła” jest to cenny eksperyment: w jakim stopniu parasol atomowy chroni agresora przed  militarną interwencją. Bestialstwo oddziałów Islamskiego Państwa Iraku i Syrii (ISIS) mogło być uważane za wybryk religijnego fanatyzmu, bezmiar okrucieństwa wojny domowej w Syrii odpychano od siebie mistrzowskim brakiem zainteresowania setkami tysięcy pomordowanych i milionami bezdomnych uchodźców. (Ci ostatni zaczynają nas interesować, kiedy pojawiają się na naszej granicy, a i to raczej jako moralna podbudowa wewnętrznych sporów politycznych na lokalnej scenie).

Trwająca od ponad dziesięciu lat wojna domowa w Syrii, (w której podtrzymywanie zaangażowany jest Iran i Turcja, obok innych graczy), jest tu lekcją, której nie wolno lekceważyć.

Nowy (od 10 października)  dowódca „operacji specjalnej” generał Sergiej Surowikin, dowodził wcześniej wojskami rosyjskimi w Syrii. Było to głównie lotnicze wsparcie rządowych sił naziemnych, a bestialskie bombardowanie miast zyskało mu przydomek „rzeźnika Syrii”. Jest oskarżany o wydawanie rozkazów celowego niszczenia infrastruktury cywilnej, w tym szpitali, jak i o celowe ataki na dzielnice mieszkaniowe w miastach. Powierzenie właśnie  jemu dowództwa i zmiana taktyki w wojnie z Ukrainą nie jest przypadkową zbieżnością w czasie. Zmasowane ataki rakietowe z terenów Rosji na ukraińską infrastrukturę rozpoczęły się w dwa dni po jego nominacji. Ostrzeliwanie elektrowni atomowej i sygnał o gotowości zniszczenia tamy, to być  może część terroru psychologicznego, jednak jeśli nic się nie wydarzy, rozłożone na lata niszczenie Ukrainy jest praktycznie gwarantowane.

Druga wojna światowa zakończyła się utworzeniem Organizacji Narodów Zjednoczonych, organizacji, która w założeniu miała położyć kres zbrojnym konfliktom mającym na celu wyniszczenie przeciwnika. Spisano piękną Deklarację Praw Człowieka, uchwalono szereg międzynarodowych konwencji, ustanowiono Radę Bezpieczeństwa.

W jakim stopniu te piękne prawa wpłynęły na sposób prowadzenia wojen? Dywanowe bombardowania stały się wstydliwe, niektóre armie faktycznie starają się unikać nadmiaru ofiar cywilnych, broń masowego rażenia używana jest z większym umiarem. Wszystko jednak  zależy od tego, gdzie patrzymy.

Niemal natychmiast po drugiej światowej wojnie konflikt między muzułmanami, hindusami i sikhami w Indiach spowodował około dwóch milionów ofiar śmiertelnych i ponad czternaście milionów uchodźców. Żadne konwencje nie miały najmniejszego wpływu na bezmiar okrucieństwa tego konfliktu. Wojna państw arabskich przeciw Izraelowi miała na celu dokończenie nazistowskiego programu likwidacji narodu żydowskiego, (co strona arabska otwarcie deklarowała). Szacuje się, że w wojnie koreańskiej (1950-1953) zginęło około 3 milionów ludzi (40 tysięcy amerykańskich żołnierzy); brutalność wojsk koreańskich po obu stronach nie różniła się od brutalności działań podczas II wojny światowej. Również armia amerykańska stosowała zmasowane ataki na ludność cywilną (w tym użycie napalmu). W tym samym czasie, zarówno w Związku Radzieckim, jak i w Chinach mordowano miliony ludzi w obozach pracy.

Nikt nie jest w stanie wyliczyć dokładnej liczby ofiar wszystkich konfliktów zbrojnych po drugiej wojnie światowej. Biafra, Kambodża, Bangladesz, Rwanda, Sudan to ludobójstwa, które kosztowały miliony ludzkich istnień. Międzynarodowe prawa i konwencje nie zmieniły natury konfliktów. Gorące fronty zimnej wojny znajdowały się daleko od Europy ponieważ parasol atomowy skłaniał do unikania starć między supermocarstwami. Tradycyjne wojny coraz częściej zmieniały się w wojny hybrydowe, w wojny obliczone na powolne wyniszczenie przeciwnika, jedno pewne, ani trochę nie zmalał stopień okrucieństwa, które ujawnia się natychmiast w sytuacji przyzwolenia na mordowanie.

Kiedy czytamy dziś doniesienia o odkryciach w wyzwolonych przez Ukraińców miejscowościach, o torturach, mordach, o gwałtach i rabunkach, mamy wrażenie, że koszmar masowej morderczej przemocy przeniósł się z książek i filmów w pobliże naszej rzeczywistości. Przypisywanie tego barbarzyństwa wyłącznie rosyjskiej i radzieckiej tradycji może być błędem.

Czy powinniśmy patrzeć na to przez pryzmat lektur takich jak Zmierzch przemocy Stevena Pinkera z jednej strony, a z drugiej takich jak Ciemna strona człowieka Michaela P. Ghilgleiriego? Pinker pokazuje jak na przestrzeni całej ludzkiej historii przemoc maleje, mordów jest mniej, sadystyczne okrucieństwo topnieje, jesteśmy mimo wszystko coraz bardziej cywilizowani. Dane nie pozostawiają wątpliwości. Jednak to nasze ucywilizowanie wydaje się cienkie jak lakier na paznokciach.

Amerykański prymatolog, profesor antropologii i weteran wojny w Wietnamie, Michael P. Ghilgleiri dokumentuje podobieństwo zachowań ludzkich i zachowań szympansów; przypomina, że jesteśmy częścią świata zwierzęcego i że nasza skłonność do przemocy i okrucieństwa mają swoje korzenie w naturze, którą z trudem przezwyciężamy dzięki kulturze, rozwojowi prawa, uświadamianiu sobie kosztów przemocy. Warto jednak pamiętać, że wszyscy bez wyjątku jesteśmy potomkami okrutnych morderców, ale również to, że ta cienka cywilizacyjna warstewka może w każdej chwili pęknąć, a mordercze instynkty mogą zostać błyskawicznie rozbudzone niemal w każdym społeczeństwie (chociaż w jednych łatwiej, a w niektórych nieco trudniej).

Wielu zastanawiało się nad pytaniem, jak naród Goethego zmienił się w ciągu kilku lat w naród Hitlera? Nigdy nie było żadnego narodu Goethego, był naród zdolny i chętny do ludobójstwa i pojawił się zręczny demagog, który umiał tę zdolność i ochotę wydobyć w jej skrajnej postaci. Warstewka ucywilizowania rozleciała się w ciągu kilku lat.

Obserwujemy dziś w mediach interesujący spór o rozmiary ukraińskich strat podczas tej wojny. Szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen opublikowała oświadczenie, w którym podała statystyki dotyczące zabitych w wojnie Ukraińców. Dane mówiły o 20 tys. cywilów i 100 tys. ukraińskich żołnierzy. Oficjalne dane ukraińskie są niższe, szacuje się, że zginęło między 10 a 13 tysięcy ukraińskich żołnierzy zaś cywilów znacznie więcej.

Ciekawe jest w tym doniesieniu stwierdzenie doradcy ukraińskiego prezydenta, Mychajła Podolaka, który powiedział, że Rosja była w stanie zmobilizować tak wielu ludzi, ponieważ pozwoliła im zabijać i gwałcić.

Patrząc na to, jak wielu młodych Rosjan próbowało uciec od mobilizacji, nie jest to cała prawda. Jednak oczekiwanie, że rozłożonej na długie lata koszty tej wojny doprowadzą do buntu rosyjskiego społeczeństwa może być nadmiernie optymistyczne. Barbarzyńcy nie stoją już bezpośrednio u bram Kijowa, zmierzają teraz do zagłodzenia mieszkańców zarówno stolicy, jak i całej Ukrainy.


Andrzej Koraszewski

Publicysta i pisarz ekonomiczno-społeczny.

Ur. 26 marca 1940 w Szymbarku, były dziennikarz BBC, wiceszef polskiej sekcji BBC, i publicysta paryskiej „Kultury”. Więcej w Wikipedii. Facebook


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


A Tale of Two Narratives

A Tale of Two Narratives

Martin Sherman / JNS.org


A menorah. Photo: Wikimedia Commons.

At the heart of the Israeli-Palestinian conflict lies a clash of two narratives.

On the one hand, there is the stirring, fact-based Zionist narrative. On the other, there is the fabricated “Palestinian” narrative—which, as one senior PLO official openly admitted, “serves only tactical purposes,” one of which is to be “a new tool in the continuing battle against Israel.”

Although enormous international efforts have been invested in futile endeavors to portray these two narratives as reconcilable, the truth is that they are inherently and incontrovertibly mutually exclusive. Either one of them will prevail, absolutely and exclusively, or the other will.

It is becoming ever clearer with the passage of time that the reason for this unfortunate impasse is that Palestinian Arab enmity towards a Jewish state does not arise from anything the Jews do, but from what the Jews are.

This enmity, therefore, can only be dissipated if the Jews cease to be.

Successive Israeli governments, cowed by left-leaning civil society elites, have refused to articulate this “inconvenient truth” and refrained from formulating policy that takes it adequately into account.

Accordingly, they have perpetuated the myth that there is some fictional “middle ground” that, if found, would leave both sides not totally unaggrieved, but still satisfied enough to eschew violence.

The clash of two narratives

If the key issue is irreconcilable claims of sovereignty over a given geographical area, driven by mutually exclusive national narratives, which claim and which narrative should prevail?

Although there is seldom agreement among political scientists on issues relating to nations and nationalism, there is a consensus that a discernibly unique identity is a crucial precondition for validating claims to national sovereignty and nationhood.

It is beyond dispute that Jews have a far stronger claim to a distinct national identity, and hence the right to sovereign nationhood, than most nations—particularly the Palestinian Arabs.

The Jews have a unique language, unique script, unique religion, unique history and heritage, unique calendar, unique customs, unique everything.

By contrast, Palestinian Arabs can point to nothing unique in any of these areas—not in language, not in religion, not in script, not in customs, not in anything.

Moreover, the Palestinian Arabs admit that they are part of a wider national grouping. Thus, Article 1 of the Palestinian National Covenant proclaims: “The Palestinian Arab people are… part of the Arab nation.” Article 12 baldly admits that a separate Palestinian identity is merely a temporary ruse to further wider Arab interests.

Thus, at an Arab League summit in 1987, convened in Amman, the late King Hussein of Jordan conceded that Palestinian identity was merely a response to Jewish national claims and was not driven by any authentic endogenic sentiment of uniqueness. He declared, “The appearance of the Palestinian national personality comes as an answer to Israel’s claim that Palestine is Jewish.”

From this, we are compelled to conclude that, if there were no Jewish claims to “Palestine,” there would be no Palestinian Arab claims. Therefore, these claims are merely a derivative of Jewish claims, without which they would not exist.

Clearly, if the Zionist claim has demonstrable validity over the irreconcilable, mutually exclusive counter-claim by the Palestinian Arabs, then the Zionist claim must prevail—exclusively and absolutely.

Expression of Jewish sovereignty

In a Jewish nation-state, Jewish people ought to comprise the sole and exclusive source of political sovereignty.

Non-Jewish residents should—as explicitly stated in Israel’s Declaration of Independence—enjoy full equality regarding individual civil rights, including the right to vote, but no collective national rights.

In a Jewish state, the national flag should bear the Star of David, not a crescent moon or cross; the state symbol should be the menorah, not an Arabian scimitar or a Crusader sword; the official day of rest—the Sabbath—should fall on Saturday, not Friday or Sunday; the national anthem should refer to the yearning of a Jewish soul, not a multicultural one of “all its citizens.”

In a Jewish state, there should be Judeo-centric legislation, enshrining the Law of Return for Jews in the Diaspora, but not the “right of return” for diasporic Palestinian Arabs.

Public life should be conducted, and the yearly calendar constructed, according to Jewish tradition and Zionist heritage. Hebrew, not Arabic or English, should be the hegemonic means of communication in commerce, academia and legal proceedings.

Any individual who actively rejects this should not continue to live within the frontiers of the country. There is absolutely nothing undemocratic about this. Indeed, it is a necessary precondition for sustainable democratic rule.

As John Stuart Mill reminded us: “Free institutions are next to impossible in a country… without fellow-feeling… [generated by] identity of political antecedents; the possession of a national history, and consequent community of recollections; collective pride and humiliation, pleasure and regret, connected with the same incidents in the past.”

Without this, he warns, “The united public opinion, necessary to the working of representative government, cannot exist.”

More than a random amalgam

For those who might throw up their hands in a show of politically-correct horror, current events in the region ought to serve as a sobering reminder that a cohesive nation—and hence a stable nation-state—is more than a random amalgam of the inhabitants of a given territory, bound by nothing more than the accident of their geographic location.

Any doubts as to the continuing validity of this historic insight should swiftly be dispelled by the spectacle of gore and guts across the splintering Arab world in places such as Syria, Iraq, Libya and Yemen. In these places, it is clear that “the united public opinion, necessary to the working of representative government” does not exist.

Of course, much has yet to be laid out regarding the “intellectual arsenal” that needs to be marshaled to preserve Israel as the nation-state of the Jews. But a clear idea of the superior Jewish claims to sovereignty, the expression of that sovereignty in the Jewish nation-state and the need for a muscular and adequately-funded public diplomacy offensive to promote and protect it, is an indispensable initial building block required to commence the assembly of such an “arsenal.”


Dr. Martin Sherman spent seven years in operational capacities in the Israeli defense establishment. He is the founder of the Israel Institute for Strategic Studies (IISS), a member of the Habithonistim-Israel Defense & Security Forum (IDSF) research team and a participant in the Israel Victory Initiative.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Palestinians Fire on Israeli Forces Securing Entry of Jewish Worshippers to Joseph’s Tomb

Palestinians Fire on Israeli Forces Securing Entry of Jewish Worshippers to Joseph’s Tomb

Algemeiner Staff


A general view of Joseph’s Tomb in the West Bank city of Nablus. Photo: Nasser Ishtayeh / SOPA Images/Sipa USA via Reuters

Israeli forces exchanged fire on Wednesday night with armed Palestinians in the West Bank city of Nablus, the military said, while securing the entrance of Jewish worshippers into Joseph’s Tomb.

Some 1,000 worshippers visited the religious site, according to local media, a longtime flashpoint that has seen multiple clashes between Israeli forces and Palestinian militants, and was vandalized by Palestinian rioters earlier this year.

In response, “armed Palestinians hurled explosive devices and fired toward the soldiers, endangering their lives,” the military said. Troops responded with live fire and identified hits, though the military did not specify how many.

While no Israeli injuries were reported, Palestinian sources said Ahmed Daraghmeh, 23, was killed in the overnight exchange, and five other Palestinians wounded.

Lt. Col. Richard Hecht, the IDF’s international spokesperson, noted on Thursday that Hamas, the Islamist group that controls the Gaza Strip and has been blacklisted as a terrorist organization by Israel, the US, and the European Union, posthumously celebrated Daraghmeh “as a holy martyr.”

Israeli forces earlier faced gunfire during three attacks in the Nablus area on Tuesday, which were claimed by a newer Palestinian armed faction, Lion’s Den, but resulted in no injuries, local media reported.

Israeli military activity continued in the West Bank on Thursday, with Israeli forces apprehending a suspect with five handguns in his possession in the Jordan Valley area, near the town of al-Auja, around four miles from the Jordanian border.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com