Archive | 2022/12/27

Usłyszała od męża, że mają się kochać i kłócić tylko po hebrajsku. A dopóki nie nauczy się języka, ma po hebrajsku milczeć

Matki hebrajskiego. Bez Debory i Hemdy Eliezer Ben Jehuda nie ożywiłby języka. Na zdjęciu ‘ojciec wznowiciel’ i jego druga żona Hemda pracują nad słownikiem współczesnego języka hebrajskiego (Wikipedia)


Usłyszała od męża, że mają się kochać i kłócić tylko po hebrajsku. A dopóki nie nauczy się języka, ma po hebrajsku milczeć

Paula Szewczyk


Wychowanie ich syna było niczym eksperyment. Skoro miał być pierwszym dzieckiem od setek lat dorastającym z hebrajskim jako pierwszym językiem, nie mógł wychodzić z domu. Decyzją ojca nie mógł też spotykać się z żadnym innym dzieckiem ani dorosłym.

*

Jedni nazywali go geniuszem, drudzy szaleńcem. Mówić po hebrajsku o korzystaniu z toalety?! Hebrajski był przecież językiem Tory i modlitw, językiem niemal świętym, nieodpowiednim do opisywania codziennego życia. Ale Eliezer Ben Jehuda miał sen. W błysku światła usłyszał głos mówiący, by rozproszeni po świecie Żydzi wrócili nie tylko do Palestyny, gdzie mieliby zbudować dla siebie nowy dom, ale i do swojego języka. “Od tamtego czasu ten głos brzmiał mi w uszach” – opowiadał później.

I że miał być to głos samego Boga.

Odnawiając przez całe życie nieużywany w mowie od przeszło 17 stuleci hebrajski, dokonał niemal niemożliwego. To mniej więcej tak, jakby dziś jeden człowiek postanowił komunikować się z otoczeniem wyłącznie za pomocą łaciny, a ta za pół wieku stałaby się językiem urzędowym np. któregoś z państw europejskich. I choć Ben Jehuda słusznie uznawany jest za „ojca wznowiciela” języka, którym posługują się dziś miliony Izraelczyków, sukces, jak rzadko kiedy, miał jednego ojca. Towarzyszyły mu dwie zapomniane matki.

MATKA PIERWSZA. MATKA UPARTA

Rodzice pokładali w urodzonym w 1858 roku w białoruskich Łużkach, wówczas części Imperium Rosyjskiego, synu wielkie nadzieje. Chcieli, by Eliezer, studiujący Torę już jako trzylatek, został rabinem. Choć rodzina żyła w biedzie, nie było mowy, by nie otrzymał tradycyjnej, religijnej edukacji. Dyrektor miejscowej jesziwy był maskilem, jak nazywano zwolenników “żydowskiego oświecenia”, i w tajemnicy podsuwał chłopcu świecką literaturę. Ta rozpaliła w nim nie tylko głód wiedzy, ale i zamiłowanie do języków obcych. Już nie chciał być rabinem, ale lekarzem. Studia medyczne i historię judaizmu podjął na Sorbonie. Zrozumiał tam, że nie Francja ani już nie Rosja będą jego domem, tylko Palestyna. “To moje przeznaczenie. Mogę żyć i pracować tylko pośród swoich ludzi” – mówił. I tak na dwie dekady przed tym, jak Teodor Herzl nakłaniał Żydów do powrotu na Syjon i budowy państwa żydowskiego, Eliezer Ben Jehuda został syjonistą.

Na jego powrót czekała w domu o trzy lata starsza Debora Jonas.

Dobrze sytuowanej, wykształconej narzeczonej jeszcze z Paryża pisał, że jeśli zechce go poślubić, będzie musiała porzucić dotychczasowe wygodne życie i wyjechać za nim do Palestyny. Tylko że Eliezer już wtedy był chory – gruźlica. Lekarz powiedział mu, że nie dożyje kolejnych urodzin. Uznał więc, że nie powinien skazywać Debory na tak szybkie wdowieństwo. Ona jednak na tę wiadomość zareagowała gwałtownym sprzeciwem. Mówiła ojcu: “Nie po to tyle lat na niego czekałam. Z chorobą czy bez, na dobre i na złe chcę zostać jego żoną”.

MATKA HEBRAJSKA, MILCZĄCA

Spotkali się ponownie w 1881 roku w Wiedniu, wzięli ślub i wyruszyli na ziemie starożytnego Izraela. Eliezerowi deklaracja Debory dawała nadzieję nie tylko na wspólne życie z kobietą, którą pokochał. Zobaczył w niej też partnerkę gotową do poświęcenia w imię idei będącej dla niego celem życia. Gdy dotarli do Jerozolimy, powiedział jej, że właśnie urodził się na nowo. I zmienił nazwisko Perlman na to, pod którym zapamiętała go historia.

Miasto w niczym nie przypomniało Jerozolimy, jaką znamy dzisiaj. Debora musiała prowadzić dom bez bieżącej wody i elektryczności, czasem nie miała nawet z czego ugotować obiadu. Mąż nie bardzo się tym przejmował, bo perspektywa krótkiego życia z chorobą napędzała go tylko pracy nad ożywieniem języka. Żeby to się udało na większą skalę, zacząć musiał od własnej rodziny.

Chciał, by była „pierwszą hebrajskojęzyczną w czasach nowożytnych”.

Oświadczył żonie, że będzie pierwszą “hebrajską matką” od prawie dwóch tysięcy lat, a ich dziecko – pierwszym niemowlęciem, które przyjdzie na świat, słysząc tylko brzmienie starożytnego języka. W praktyce oznaczało to, że Debora miała zakaz mówienia w jakimkolwiek innym języku niż hebrajski, co skazywało ją na samotność. Choć znała rosyjski, niemiecki i francuski, nie mogła zamienić w nich nawet kilku słów z sąsiadką. Gdy się skarżyła, ucinał: “Jak nikt nie zechce z tobą mówić po hebrajsku, nie będziesz mieć przyjaciół”.

Czas spędzała głównie w domu na nauce zdań, które przygotowywał dla niej Eliezer. Gdy wracał po pracy, dostawała kolejne. Nauka przychodziła jej z trudem, bo przed wyjazdem z Europy poza kilkoma słówkami, jak “okno”, “ulica”, “drzewo”, które wpajał jej mąż, nigdy wcześniej nie uczyła się hebrajskiego. Zresztą hebrajskie słowa, których mogłaby używać w rozmowie z Eliezerem o sprawach domowych, nawet jeszcze nie istniały. Mąż zapewniał ją, że nie musi się martwić – brakujące wymyśli sam. I stanowczo zapowiedział, że od tej pory mają się też kochać i kłócić tylko po hebrajsku.

A dopóki Debora się tego nie nauczy, ma po hebrajsku milczeć.

MATKA NIE ZAWSZE POSŁUSZNA

Radość Eliezera z narodzin ich pierwszego dziecka kryła w sobie coś więcej niż szczęście mężczyzny, który został ojcem. Postanowił, że wychowanie go będzie niczym eksperyment. Skoro Ben-Syjon miał być pierwszym dzieckiem od setek lat dorastającym z hebrajskim jako pierwszym, a do piątego roku życia jedynym językiem, nie mógł wychodzić z domu. Eliezer uznawał, że to “naraziłoby go na inne języki”. Miał więc tylko matkę i wiecznie nieobecnego ojca, którego decyzją nie mógł spotykać się z żadnym innym dzieckiem ani dorosłym.

Po przeprowadzce do Jerozolimy Debora Ben Jehuda usłyszała od męża, że mają się kochać i kłócić tylko po hebrajsku. A dopóki nie nauczy się języka, ma po hebrajsku milczećPO PRZEPROWADZCE DO JEROZOLIMY DEBORA BEN JEHUDA USŁYSZAŁA OD MĘŻA, ŻE MAJĄ SIĘ KOCHAĆ I KŁÓCIĆ TYLKO PO HEBRAJSKU. A DOPÓKI NIE NAUCZY SIĘ JĘZYKA, MA PO HEBRAJSKU MILCZEĆ WIKIPEDIA

Dziś taką “metodą wychowawczą” zainteresowałaby się pewnie opieka społeczna. Ben Jehuda bywał wobec rodziny przemocowy, co potwierdził zresztą prawnuk Debory i Eliezera Gil Howaw. W prasie izraelskiej wspominał, że jego pradziadek był trudnym człowiekiem, a jeśli zakaz mówienia w innym języku nie był w domu przestrzegany, potrafił wpaść w furię. A tak się akurat złożyło, że Ben-Syjon po urodzeniu długo nie mówił wcale. Matkę coraz bardziej to martwiło, podczas gdy krytycy pomysłów Ben Jehudy otwarcie z niego kpili.

Debora nieraz słyszała, że przez eksperyment męża wyrośnie jej “syn idiota”.

Gdy raz starała się uśpić płaczącego trzylatka rosyjską kołysanką, ojciec wszedł akurat do pokoju i wybuchł: “Czemu to robisz?! Wszystko zniszczysz!”. Wtedy chłopiec miał powiedzieć po hebrajsku “daj!” – “dosyć”. To utwierdziło Eliezera w przekonaniu, że jeśli dziecko potrafi przyswoić hebrajski, może to zrobić cały naród.

MATKA KOSZERNA, ŚWIADOMA

Dla ortodoksyjnych Żydów proszenie męża po hebrajsku, by wyrzucił śmieci, było kalaniem świętego języka. Ultraortodoksyjne społeczności mówiły na co dzień, i mówią zresztą do dziś, w jidysz. Ben Jehuda, by zdobyć sobie ich przychylność, starał się uchodzić za pobożnego. Postanowił, że będą z Deborą żyć ze ścisłym zachowaniem praw, które wyznaczała halacha. Koszerny dom, przestrzeganie szabatu, modlitwa trzy razy dziennie. Nakłonił nawet żonę do noszenia peruki, sam zapuścił brodę i pejsy. Mimo to nie udało mu się przekonać ultrareligijnych Żydów do “sprawy”. Widzieli w małżeństwie Ben Jehudów heretyków i zagrożenie dla żydowskiego narodu. A im bardziej idea Eliezera się rozprzestrzeniała, tym zacieklejszych miał wśród nich wrogów. Sprzeciwiali mu się do tego stopnia, że sąd rabinacki ogłosił jego cherem, najwyższą karę – wykluczenie ze wspólnoty.

To go nie zniechęcało. Z czasem coraz więcej rodzin, głównie wśród pionierów z diaspory, dawało się namówić na naukę i rozmowy w hebrajskim. Bo dotąd 16 tysięcy przybyłych do Palestyny Żydów żyło w odseparowanych grupach. Niemieccy otaczali się imigrantami z Niemiec, rumuńscy z Rumunii itd. Rozmawiali ze sobą tak jak wcześniej w domach. “Jak mieli się dogadać i stworzyć naród?” – pytał Ben Jehuda na łamach „HaCwi”, gazety (słowa “gazeta” w hebrajskim wtedy też nie było, więc je wymyślił), którą założył.

I choć mąż Debory całe dnie poświęcał na “pracę”, nie były to zajęcia płatne.

Rodzina żyła w wielkiej biedzie. Gdy ona się martwiła, czym nakarmić dzieci, on jeździł od osady do osady, szerząc swoje idee. W dzień porodu ich dziecka miał jechać na spotkanie z pionierami w Riszon le-Cijjon. Nie protestowała, gdy wybrał to drugie. Wiedziała, że tak musi być.

Aż nadszedł tragiczny rok 1891. Stało się odwrotnie, niż Eliezer przewidywał. To nie Debora została wdową, ale on wdowcem.

Zaraził żonę gruźlicą, nie dożyła kolejnych urodzin.

Dwa miesiące później pogrążonemu w żałobie Eliezerowi rozchorowały się na błonicę dzieci. Po 10 dniach troje z nich nie żyło. Załamany napisał list do rodziny żony. Przekazał w nim, że Debora prosiła go, by kontynuował dzieło. A świadoma, że to zbyt wielkie zadanie dla jednego człowieka, błagała, by po jej śmierci poślubił jej młodszą siostrę Paulę.

MATKA DRUGA. MATKA POMOCNA

“To nie była zwykła śmierć, to było poświęcenie” – mówiła Paula o odejściu Debory. Miała też dostać od umierającej list: “Niedługo umrę, przyjdzie twoja kolei. Jeśli chcesz być księżniczką, przyjedź do Jerozolimy i wyjdź za mojego księcia”. Mimo oporu ojca, który bał się, że straci drugą córkę, nie minęło pół roku, jak Paula była już po ślubie z Eliezerem. Ten zanotował wówczas: “Nie mogę uwierzyć, że tu jest, choć jej siostra zmarła przez moją chorobę. To jej nie powstrzymało, by być u mojego boku i ku mojej radości zostać moją pomocą”.

Pierwszym, o co ją poprosił, była zmiana imienia na hebrajskie – Hemda. Nauczył ją też na początek słowa “mafteach” – „klucz” – jako symbol rozpoczęcia nowego życia w nowym kraju i wejścia w nową kulturę. Kluczem tym otworzyła drzwi do trwającego 30 lat małżeństwa, urodzenia sześciorga dzieci i wychowywania dwójki po zmarłej siostrze.

Ale o 15 lat młodsza od Eliezera żona była inna niż Debora.

Nie pozwoliła mężowi zamknąć się w domu.

MATKA TWÓRCZA, ALE BIEDNA

Miała szczęście, że rodzice nie byli przeciwni edukacji dziewcząt. Zanim porzuciła wielkomiejskie życie w Moskwie i przyjaciół, studiowała chemię. A Eliezer nie był najlepszą partią – schorowany, przemęczony, nie miał do zaoferowania wiele poza szczytnymi ideami. Mimo to perspektywa pracy z nim i możliwość wkładu w rozwój budującego się kraju wystarczyły. Po pół roku życia w Jerozolimie Hemda biegle mówiła po hebrajsku.

Po roku miała w „HaCwi” własną kolumnę “Listy z Jerozolimy”, stając się pierwszą hebrajskojęzyczną dziennikarką w Palestynie.

Jak sama zapowiedziała: “Nie będę pisała o sprawach wielkich, ważkich. Po prostu napiszę o scenach z życia w Jerozolimie, o targowiskach i ulicach”. Na tle ówczesnej prasy, poruszającej głównie sprawy międzynarodowe i polityczne, opisująca codzienne życie z perspektywy kobiety kolumna Hemdy była czymś wyjątkowym.

Ben Jehudowa angażowała się też w edukację. Dotąd w szkołach uczono lokalnego języka, którym był arabski, i języków europejskich. Eliezer ostro się temu sprzeciwiał: “Po co uczyć dzieci francuskiego, jeśli całe życie spędzą w Palestynie?!”. Dzięki poparciu pedagogów syjonistów za jego życia otwarto aż 55 szkół, w których naukę prowadzono już tylko po hebrajsku. Żelazna zasada? To, czego dzieci nie rozumiały, tłumaczono tylko w hebrajskim bez użycia języków, którymi mówiły w domu, co w tamtym czasie było niemal rewolucyjne. Hemda poszła w ślady męża. By podnieść poziom edukacji kobiet, wraz z kilkoma nauczycielkami otworzyła w 1908 roku pierwsze hebrajskie gimnazjum dla dziewcząt. Teraz oboje pochłaniała praca, choć Hemda w przeciwieństwie do Eliezera zajmowała się nadal domem. Czego, podobnie jak w przypadku Debory, nie ułatwiał wiecznie zapracowany, ale nieprzynoszący do domu wypłaty mąż.

Wspominała potem: “Nie ma ubrań do noszenia, nie ma butów dla najmłodszych dzieci. Nie ma nic”.

MATKA LOBBYSTKA, CHOĆ MIMOWOLNA

Eliezerowi zdarzało się siedzieć nad notatkami 19 godzin na dobę, a ciągle mówił, że to za mało. “Praca bez końca” – powtarzał żonie. Mieli w domu tysiące żółtych karteczek ze słówkami, którymi obklejone były ściany. Listy słów, które tworzył, na bieżąco drukował w prasie, zaznaczając, że dane słówka publikuje raz, a kto nie zapamięta od razu, niech wytnie je z gazety i trzyma pod ręką. Tak jak to robi on sam z żoną i dziećmi. 

Hemda Ben Jehuda po pół roku nauczyła się hebrajskiego. Po roku miała w własną kolumnę w gazecie: 'Listy z Jerozolimy'. Została pierwszą hebrajskojęzyczną dziennikarką w PalestynieHEMDA BEN JEHUDA PO PÓŁ ROKU NAUCZYŁA SIĘ HEBRAJSKIEGO. PO ROKU MIAŁA W WŁASNĄ KOLUMNĘ W GAZECIE: ‘LISTY Z JEROZOLIMY’. ZOSTAŁA PIERWSZĄ HEBRAJSKOJĘZYCZNĄ DZIENNIKARKĄ W PALESTYNIE FOT

W czasie kiedy pochodzący z Austrii Herzl, zwolennik uznania niemieckiego jako urzędowego języka Żydów, mówił, że starania ożywienia starożytnego hebrajskiego są “żałosne i głupie”, Eliezer i Hemda rozpoczęli prace nad pierwszymi słownikami (na słownik też nie było wtedy jeszcze słowa). On nie wiedział, jak się do tego zabrać, ona podpowiedziała mu, by wybrał metodę najprostszą i podzielił hasła alfabetycznie. W każdej wolnej chwili towarzyszyła też Eliezerowi podczas przeczesywania bibliotek i archiwów. A dzięki swym wysiłkom lobbystycznym i zebraniu na publikację funduszy zapewniła mężowi komfortowe warunki pracy, by mógł spokojnie pisać, nawet gdy dom był pełen dzieci.

Hemda przemawiała też w jego imieniu przed europejskimi przywódcami, przekonując, że “tylko jeśli Żydzi będą mieć swój język, staną się narodem”.

Ben Jehuda darzył ją za to ogromnym zaufaniem, na każdy z jej pomysłów reagował: “Rób wszystko tak, jak uznasz za słuszne”.

I choć była w tym wszystkim niezależna, pisała, że wzięła na siebie rolę wspierania męża, “nie wiedząc, na co się pisze”. Wspominała później: “Byłam zszokowana ciężarem, jaki nałożył na moje barki. Nie prosił o moją zgodę (…). A nie było innego sposobu niż poddanie się i zaakceptowanie wszystkiego, czego wymagał”.

MATKA FEMINISTKA

Redakcję gazety, głównego źródła dochodu rodziny, Hemda prowadziła w swoim mieszkaniu. Sama coraz więcej pisała: opowiadania, powieści, nawet bajki dla dzieci. Założyła specjalnie dla nich pierwsze w kraju pismo. Tłumaczyła w nim choćby poezję dziecięcą z rosyjskiego, co na tamtejszym rynku było zupełną nowością. Bo gotowa spełnić obietnice dane mężowi żyła przy tym na własnych zasadach. Wciąż młoda i nowoczesna otworzyła swój dom dla ludzi kultury i polityki. Po długim i ciężkim dniu, zamiast położyć się spać, urządzała spotkania towarzyskie, na których gorąco dyskutowano o wizji przyszłego kraju.

A z jej inicjatywy – także o równości kobiet.

Drażniło ją, że choć pionierzy obiecywali równouprawnienie, status kobiet w Palestynie w praktyce był niższy. Nie pozwalano Żydówkom głosować ani obejmować urzędów, nie mówiąc o społeczności ortodoksyjnej, niemal wymazującej kobiety z życia publicznego. Hemda w głośnym manifeście “Nadszedł nasz czas” opublikowanym po I wojnie światowej zainicjowała m.in. powstanie Związku Kobiet Hebrajskich na rzecz Równych Praw. “Wzywam wszystkie Żydówki: obudźcie się ze snu!” – pisała. Bo tak jak we własnym domu, tak i w społeczności nie godziła się na rolę rodzicielki i opiekunki dzieci, uznając, że kobiety powinny też budować i kształtować kraj. Eliezer jej w tym nie hamował, wręcz przeciwnie. Był z niej dumny.

MATKA ODPOWIEDZIALNA, NIEMAL BOSKA

W 1921 roku hebrajski był już trzecim obok angielskiego i arabskiego językiem w Palestynie. A gdy wreszcie spełniło się marzenie tysięcy pionierów i w roku 1948 utworzono Państwo Izraela, to hebrajski stał się jego oficjalnym językiem. “Wyobrażacie sobie Izrael bez niego? Jaki byłby kraj z mieszkańcami mówiącymi w 72 różnych językach? Odnowienie hebrajskiego było konieczne jak powietrze do oddychania. I możliwe dzięki mojemu dziadkowi” – mówił w amerykańskiej prasie rabin z Florydy, wnuk Eliezer Ben Jehuda.

Niestety, dziadek nie doczekał niepodległości.

Zmarł drugiego dnia Chanuki w grudniu 1922 roku. Dom był wówczas pełen gości, Eliezer poszedł jeszcze popracować. Gdy Hemda weszła po paru godzinach do jego pokoju, leżał w łóżku. Już się nie obudził.

Przeżyła męża o prawie trzy dekady i przez cały ten czas uzupełniała przygotowywane przez nich słowniki. Pięć wyszło jeszcze za życia Eliezera, dwa kolejne dokończyła sama. Choć od końca lat 40. po wypadku jej zdrowie z roku na rok było coraz gorsze. Ostatni tom słownika “Współczesnego języka hebrajskiego” ukazał się w 1958 roku, siedem lat po jej śmierci.

I ci nazywający Ben Jehudę szaleńcem, i ci, dla których był geniuszem, mieli poniekąd rację.

Ale jego marzenie o odrodzeniu narodu żydowskiego we własnym państwie, mówiącego własnym językiem nie spełniłoby się, gdyby nie oddanie Debory i energia Hemdy. Ich wnuk przyznawał wprost: “Moja babcia go wsparła, przysłał mu ją Bóg. Gdyby dziadek pracował sam, nie dałby rady tyle osiągnąć”.


Korzystałam m.in. z książek „Fulfilment of Prophecy“, Eliezera Ben Jehudy (wnuka), 2008, wyd. BookSurge Publishing, i „The Life Story of Eliezer Ben Yehuda” Roberta St. Johna, 2013, wyd. Balfour Books

Napisz do autorki: paula.szewczyk@agora.pl


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


The Land of Milk and Horny

The Land of Milk and Horny


DANA KESSLER


In the new television show ‘Chanshi,’ an engaged Jewish woman from Brooklyn flees to Israel to sleep with as many hot IDF soldiers as she can.

.Aleeza Chanowitz as ChanshiOHAD ROMANO

The premise of one of the most popular Israeli television shows right now is as follows: An engaged Jewish girl from an Orthodox family in Brooklyn flees to Israel to sleep with as many Israeli soldiers as possible. At least, this is how Chanshi, a brand-new comedy drama that recently premiered in Israel, begins. The press kit I received included the first four episodes, which are mostly fun and games, though apparently later episodes will reveal a past trauma, reawakened by her trip to Israel, that threatens to ruin her escapades.

The show was created and written by rising star Aleeza Chanowitz, who also stars in the titular role, directed by Mickey Triest and Aaron Geva, and produced by Ayelet Imberman and Meni Aviram. Some press was garnered about this Israeli American co-production in the States due to the fact that Chanshi’s father is played by Hollywood veteran Henry Winkler, who was seemingly born to play this character (in Israel everyone is super excited to have the Fonz in an Israeli TV series). Her mom is played by another American actress, Caroline Aaron, who plays the Jewish mother in the prime time Emmy Award-winning show The Marvelous Mrs. Maisel.

In Chanshi’s first scene you see Chanshi—a young, pristine looking woman in a virginal white dress—kissing her soldier-boyfriend goodbye on his tank as he is ready to go to war. She is then escorted down from the tank by various other soldiers. She ceremonially proceeds to plant a wet and luscious kiss on the mouth of each and every one of them, in a bizarre Busby Berkeley style choreography. Soon enough we learn that this was actually a wet dream Chanshi had on the plane, hoping to experience a real-life IDF orgy as soon as the plane lands in the land of milk and honey—and gorgeous Israeli soldiers.

Aleeza Chanowitz and Henry Winkler in ‘Chanshi’VERED ADIR

In the next scene, Chanshi lands in Israel, heads to Jerusalem, and knocks on the door of her best friend from high school, unannounced and uninvited, under the pretext of coming to surprise her for her wedding, even though they haven’t seen each other in four years and haven’t been in touch. Chanshi isn’t as involved with her friend’s wedding preparations as she professed that she would be, instead spending her first days in Israel shamelessly hitting on every cute and dark Israeli, preferably in a uniform, she sees.

Eventually, she consummates her first back-alley quickie with a random soldier she meets at a shawarma stand. She is so delighted by the rendezvous that she decides to stay and make aliyah, to the horror of her parents and her abandoned fiancé. She promptly goes to the Ministry of Interior, taking it as a major compliment when some woman calls her “the ugly Israeli” for cutting in line. In her mind, a bit of chutzpah, and enough sexy IDF notches in her belt, are all it takes to become Israeli—and this is a girl who’s willing to do whatever it takes.

“This is a girl from Brooklyn who comes here to check out the guys and the soldiers and the sex in Israel and to try everything, to take herself to the most dangerous situations through sex as a means of finding herself and understanding why she is staying here,” said Mirit Toovi, the head of drama at Israeli Cable company HOT, in an interview to Haaretz. “This is a story about immigration, but through sex. And for someone who grew up in a place where sex is forbidden—this is very original and real.”

Chanshi loves to provoke. She loves the fact that she’s the bold and fearless one in her religious peer group and never seems to feel any guilt about it. That’s what makes her so different from her friends, who are seemingly all plagued with guilt. Watching the show, it’s shocking how blissfully unaware Chanshi is toward every social norm—not just in Israel, but nearly everywhere on the planet. Sometimes, it’s deeply uncomfortable, but sometimes, her lack of regard for social norms becomes her superpower.

After a wild start, things calm down a bit when Chanshi meets David (Tomer Macloof from Fauda and Tehran), a dark and handsome Mizrahi religious guy. She woos him in her signature straightforward style. He’s intrigued and attracted to the strange American girl while baffled by her unorthodox take on what it means to be observant. Things hit a turning point when she decides to join him on a trip to see a friend of his in an illegal settlement. One of the best scenes in the first episodes of Chanshi takes place on a shooting range in the settlement.

Coming from an entirely different world, the ideological and political meaning of the settlement never enters Chanshi’s consciousness. David explains to her that the place is dangerous, but danger, as has been established, only turns Chanshi on. She likes to play with fire, both metaphorically and literally. As she does with most guys she meets, she immediately requests to see David’s friend’s gun—and then asks to try it out. The wonderful scene in which Chanshi clutches the gun, high on adrenaline, gleefully screaming and laughing her head off while shooting, reminded me of a young Sissy Spacek at the shooting range in Robert Altman’s 1977 film, 3 Women.

Both Chanshi and Pinky—Spacek’s character in 3 Women—present with an air of bygone innocence, reminiscent of the 1970s original Holly Hobbie illustrations or Little House on the Prairie—with their long and childlike red manes and their ruffled floral dresses. Although the atmosphere and background are very different, in both scenes the little redhead enters the shooting range on a search for her own identity and sexuality, takes an extremely macho man’s gun in her hands, and shoots in order to impress him and to assert herself. Sex, violence, and power are intertwined in these scenes—the women are shooting the gun to impress the men, which it certainly does, but also to free themselves.

When the men seem surprised at Chanshi’s penchant for shooting, she smiles and naughtily says “well, I’m American.” This, I believe, is the key to Chanshi’s twisted and endearing psyche. Sure, her obsession with Israeli soldiers is stemmed in Zionism, but it feeds off American fantasies that have nothing to do with her Jewish upbringing. She comes to Israel—a country full of soldiers with guns—from the United States, the most trigger-happy nation on earth. The fact that she is attracted specifically to Mizrahi soldiers also reflects a very American sexual fantasy—the fetishization of the exotic and the “other.”

Generally speaking, any girl of Chanshi’s age needs to make sense of mixed messages, even without coming from an Orthodox background. But in Chanshi’s case, she grew up within so many different cultural frameworks that her head is often spinning. Between Zionism, religious modesty, family values, the pornification of American pop culture, and the natural exhilaration of youth, her head is full of a competing mishmash of motivations—and stereotypical clichés. These stereotypes influence her sense of identity, sexual desires, and romantic fantasies, often leading to uncomfortable moments where she inadvertently seems racist or transgresses upon social norms with a blunt lack of political correctness—which she either rationalizes quickly-but-clumsily, or gets away with by flashing a trademark sheepish grin.

What sets Chanshi apart from most other young women with her background is that she doesn’t suppress her urges, while she often feels that others around her do. The moment she realizes she doesn’t want to marry her fiancé, she starts suspecting that all her Orthodox friends are getting married to the wrong people and for all of the wrong reasons. When she feels something or wants something, she immediately goes after it—at least when she’s far from her parents in Israel, anyway.

The show’s creator, 32-year-old Aleeza Chanowitz, bears several biographical similarities to Chanshi. She too grew up in a religious family in Brooklyn and made aliyah 11 years ago. In Israel, she graduated from the Sam Spiegel Film and Television School in Jerusalem. Her two short student films, Mushkie (2016) and Shabbos Kallah (2018), were met with much enthusiasm, with the first getting accepted to the Berlin Film Festival and the second winning the short film award at the Jerusalem Film Festival. Their themes are reminiscent of her eventual work in Chanshi, gleefully and unsentimentally smashing the image of the pure and holy American Jewish girl making aliyah to fill the earth in the holy land. She also plays the title character in these films, and each role fits her like a glove—to the point where you have to wonder how many of these details are autobiographical.

As Chanowitz has conveyed in interviews, many of them sort of are, though nowadays she’s married to an Israeli and living in Tel Aviv. While doing local press interviews for Chanshi in December, she was pregnant with her first child. When asked about her religious identity, she explained she didn’t “yotzeh beshe’ela” exactly—she just chooses what’s right for her and makes it up as she goes along. Much like Chanshi.

One has to imagine that, beyond the creator’s own life, the show draws inspiration from HBO’s Girls, another series created by a young New York woman who cast herself in the starring roles. Neither Lena Dunham nor Chanowitz did this out of vanity, but rather because they feel that nobody can tell their story as well as they can. Both shows give the world a glimpse into the here-and-now of certain types of, um, girls—how they think, how they act, how they feel, and certainly how they feel about sex. A lot of the humor in Chanowitz’s films, and in Chanshi, feels very Judd Apatow, getting laughs from cringeworthy moments in a way that ultimately makes the viewer sympathize with the character even more. With the Orthodox-Jewish world and its norms a backdrop, this comedic style works especially well.

Judging from the first four episodes of Chanshi, the more we get to know the lead, the more we root for her, and the more we see her journey as an empowering one. Sure, she commits a lot of social crimes and regularly throws logic and caution to the wind, but she is fighting for her freedom to make her own decisions, create her own identity, express herself freely, and fulfill her sexual desires. Taking into consideration the place she came from, that can’t be easy.


Chanshi” premiered this month on Israel’s HOT and NEXT TV and will be shown in the U.S. in the Indie Episodic program of the 2023 Sundance Film Festival.

Dana Kessler has written for Maariv, Haaretz, Yediot Aharonot, and other Israeli publications. She is based in Tel Aviv.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Whoopi Goldberg Repeats Holocaust Slur That Got Her Suspended From ‘The View’

Whoopi Goldberg Repeats Holocaust Slur That Got Her Suspended From ‘The View’

Shiryn Ghermezian


Whoopi Goldberg speaks during the WorldPride 2019 Opening Ceremony, a combined celebration marking the 50th anniversary of the 1969 Stonewall riots and WorldPride 2019 in New York, U.S., June 26, 2019. REUTERS/Lucas Jackson

Actress Whoopi Goldberg has once again stated that the Holocaust was not related to race less than a year after she was suspended from ABC’s daytime talk show The View for making similar remarks.

The 67-year-old, who was born Caryn Elaine Johnson and has no Jewish ancestry, said in an interview with the British publication The Times on Saturday that the Nazi-orchestrated genocide of 6 million Jews led by Adolf Hitler was “white on white” violence, and that Jews were not targeted because of their race.

“Remember who they were killing first. They were not killing racial; they were killing physical. They were killing people they considered to be mentally defective. And then they made this decision,” said the Oscar-nominated actress, who plays the mother of civil rights activist Mamie Till-Mobley in the new film Till. 

Commenting on her Jewish-sounding stage name, Goldberg said in 2011 that she personally identifies with Judaism and feels Jewish. She told The Times on Saturday that her stage name comes from a “distant Jewish ancestor.” She added, “My best friend said, ‘Not for nothing is there no box on the census for the Jewish race. So that leads me to believe that we’re probably not a race.’”

When the interviewer, Janice Turner, pushed back by telling Goldberg, “Nazis saw Jews as a race,” the actress responded: “Yes, but that’s the killer, isn’t it? The oppressor is telling you what you are. Why are you believing them? They’re Nazis. Why believe what they’re saying?”

Turner asked, “But since the Nazis devised racial laws aimed specifically at Jews, wasn’t the Holocaust about race?” and the actress responded, saying, “It wasn’t originally.”

Goldberg added, “It doesn’t change the fact that you could not tell a Jew on a street. You could find me. You couldn’t find them. That was the point I was making. But you would have thought that I’d taken a big old stinky dump on the table, butt naked,” referring to her controversial comments on The View.

She also suggested that while the Nazis additionally targeted people of African descent because they were different physically, Jews had an easier time blending in with White people and hiding from the Nazis than Black people.

Goldberg was suspended for two weeks from The View in January when she said on-air that the Holocaust “was not about race,” but rather about “man’s inhumanity to man,” during a discussion with her co-hosts. She said, “If you’re going to do this, then let’s be truthful about it,” before trying to explain that “these [Jews and Nazis] are two white groups of people.” After being criticized for her remarks, Goldberg apologized on social media and on the next day’s episode of The View.

Her latest comments on Saturday have again received backlash including from Rep. Ritchie Torres (D-NY), who wrote on Twitter, “Antisemitism is anti-Jewish racism. Period. Claiming the Holocaust had nothing to do with racism is historical revisionism at its worst.”

International Legal Forum CEO Arsen Ostrovsky similarly tweeted about Goldberg’s incendiary remarks, “So, after supposed ‘apology’ earlier in year, Whoopi Goldberg doubles down on her vile remarks that the Holocaust was not about race, and instead ‘white on white’ violence. Someone get this ignorant fool off the air!”

Ari Ingel, director of the entertainment industry non-profit organization Creative Community for Peace, said, “Antisemitism deeply ingrained in Whoopi Goldberg. She learned nothing.”


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com