Archive | 2023/02/18

Tematy żydowskie / Martin Buber – Mądrość

Martin Buber z długą, siwą brodą i rozpostartymi ramionami pozuje w ogrodzie, patrząc w obiektyw. / Martin Buber, fot. David Rubinger / Corbis Historical / Getty Images


Tematy żydowskie / Martin Buber – Mądrość

Piotr Nowak


Martin Buber urodził się dziewiętnastym stuleciu, ściślej: w 1878 roku w Wiedniu, a więc dawno temu. Natomiast jego aktywność filozoficzna – i to jest akurat bardzo znamienne – najsilniej rezonowała w wieku dwudziestym, tak jakby poprzednie stulecie wracało w nim czkawką. Ale tak nie jest.

.

Buber to myśliciel współczesny, przede wszystkim dwudziestowieczny. Władał wieloma językami. Gdzieś przeczytałem, że przełożył na polski pierwszą księgę “Tako rzecze Zaratustra” Nietzschego, ale to nic pewnego. Pisał głównie po niemiecku. Zyskał rozgłos przede wszystkim za sprawą prac o chasydyzmie i kulturze Żydów środkowoeuropejskich oraz książek, które ukształtowały filozofię dialogu.

Obok twórczości stricte filozoficznej czy pism o tematyce biblijnej, zajmowała Bubera we wczesnej fazie jego działalności pisarskiej – być może pod wpływem rozmów z Teodorem Hertzlem – tak zwana “kwestia żydowska”, a więc pytanie: “Kim jest Żyd, gdy myśli o sobie, że jest Żydem?” Z tego powodu już w wieku dwudziestu sześciu lat porzucił (dziś wiemy, że na chwilę) dotychczasowe zainteresowania filozoficzne na rzecz badań nad chasydyzmem. “Nagle obudziło się we mnie żydostwo jako religijność, jako “pobożność”, jako chasydyzm” – notuje w dzienniku. 

Thumbnail Martin Buber, “Opowieści Rabina Nachmana“, fot. materiały wydawcy

Mniej więcej w tym czasie, a więc na przełomie wieków, odkrywa pisma Nachmana z Bracławia, którego uważa za ostatniego żydowskiego mistyka. Odkrywa, mówiąc ściślej, myśli rabina zebrane i spisane przez jego najbliższych uczniów, gdyż sam Nachman, jak jego wielki pradziad Baal Szem Tow, jak inni wielcy prorocy, niczego nie zapisywał. Usiłując nadać pismom Nachmana z Bracławia literacką postać, Buber doznaje pierwszych niepowodzeń. Opowieści, które redagował z myślą o najmłodszych, mające zastąpić w żydowskich domach “Baśnie Tysiąca i Jednej Nocy”, okazują się w oczach ich autora niewiele warte, rozczarowujące. Także ojciec doradza mu nieco więcej trzeźwości. “Byłbym szczęśliwy – pisze w liście do syna – gdybyś uwolnił się od tego chasydyzmu i Zoharu – to tylko wyjaławia umysł i szkodzi. Niedobrze, że swoje zdolności marnotrawisz na takim bezowocnym zajęciu, wkładając w to wszystko tyle trudu i pracy”. Wkrótce “Opowieści rabina Nachmana”, również jego książka o Baalszem Towie, rozchodzą się w kilkudziesięciotysięcznych nakładach. Swój pierwszy szkic autobiograficzny “Moja droga do chasydyzmu”(1918), Martin Buber dedykuje ojcu.

Praca nad religijnością chasydzką naprowadza Bubera na mistycyzm. W rozdziale o filozofii Schelera z “Problemu człowieka wspomina o swoim uwrażliwieniu na ten dziwny, głuchy żywioł, który szumiał mu w głowie od najmłodszych lat.

Od roku 1900 pozostawałem zrazu pod wpływem niemieckiej mistyki od Mistrza Eckharta do Anioła Ślązaka, dla których pierwotną przyczyną bycia jest bezimienne, nieosobowe bóstwo, które “rodzi się” dopiero w duszy ludzkiej; potem znalazłem się pod wpływem później Kabały, zgodnie z którą człowiek może posiąść władzę zjednoczenia panującego nad światem Boga z zamieszkującą jego świat Szechiną. W ten sposób zrodziła się we mnie myśl o urzeczywistnieniu Boga przez człowieka; człowiek wydał mi się istotą, której istnieniu spoczywający w swej prawdzie absolut zawdzięcza możliwość urzeczywistnienia.

Swoiste podsumowanie badań Bubera nad mistycyzmem stanowi antologia tekstów mistycznych “Ekstatyczne wyznania”(1909). Obok fragmentów dzieł niekontrowersyjnych pisarzy mistycznych, jak Boehme czy Kuzańczyk, praca ta zawierała ekscerpty z pism mistyków chińskich, hinduskich, uniesienia religijne zakonnic szwedzkich, niemieckich, hiszpańskich, jak też co bardziej reprezentatywne w odczuciu autora antologii opowieści chasydów. Jednak sam Buber nie zdecydował się na włączenie “Ekstatische Konfessionen” do “Dzieł zebranych”.

Czym dla młodego Bubera było doświadczenie religijne, dowiadujemy się ex post, z perspektywy dojrzałego filozofa dialogu. “W młodości “doświadczenie religijne” było dla mnie czymś wyjątkowym” – czytamy w “Zwiesprache”.

Bywały chwile wyjęte z normalnego biegu rzeczy. Twarda skorupa codzienności tu i ówdzie ulegała przebiciu. Nagle zawodziła wiarygodna stałość zjawisk, niespodziewane uderzenie rozsadzało rządzące nimi prawa. “Doświadczenie religijne” było doświadczeniem inności, która nie mieściła się w zwartym kontekście życia. Mogło zapoczątkować je coś zwyczajnego, na przykład przyglądanie się jakiemuś znanemu mi dobrze przedmiotowi, który jednak po chwili stawał się niespodziewanie tajemniczym, budzącym grozę, a wreszcie dającym wgląd w ciemność samej tajemnicy z jej przeszywającymi błyskawicami. Ale mógł też, całkiem znienacka, rozpaść się czas: najpierw rozsypywała się solidna konstrukcja świata, później jeszcze mocniejsza pewność siebie i “człowiek” – ów pozbawiony istoty “człowiek”, którym już tylko się było, którego już się nie znało – zostawał wydany na pastwę pełni. “Religijne” coś uwydatniało. Po tamtej stronie była zwyczajna egzystencja i jej sprawy, tu natomiast, poza czasem i bez następstwa, panowało uniesienie, oświecenie, ekstaza.

ThumbnailMartin Buber, “Opowieści chasydów”, fot. materiały wydawcy

W 1908 roku, w okresie nasilającej się gorączki mistycznej Buber otrzymuje list z Pragi. Jego nadawcą jest kilkoro młodych Żydów, którzy chcą wiedzieć, kim są i jak mają żyć. Ich zaproszenie zostaje wsparte autorytetem osób, które od tej pory będą towarzyszyć Buberowi przez jego życie. To Hugo Bergman, filozof ze szkoły Brentano, przyszły rektor Uniwersytetu Hebrajskiego, Robert Weltsch, dziennikarz, syjonista, orędownik porozumienia z Arabami, wreszcie Hans Kohn, historyk i pierwszy biograf Bubera. Choć Buber ma w tamtym czasie trzydzieści jeden lat, młode pokolenie Żydów widzi w nim natchnionego mędrca. Jest wielbiony i poważany. Są to okoliczności powstania “Trzech mów o judaizmie”. Praga wydaje się miejscem wprost stworzonym do tego rodzaju proklamacji. Jest takim “przejściem”, “progiem” (prah), w którym splata się kultura niemiecka ze słowiańszczyzną, Europa Zachodnia ze Wschodem, także Wschodem żydowskim; gdzie w tyglu budujących się od nowa narodowych tożsamości, nie wiadomo, kto swój, kto obcy, gdzie kończy się moja swojskość i zaczyna to, co obce, ciemne, wrogie.

Swoje “mowy o judaizmie”wygłasza Buber siedmiokrotnie (w latach 1909-1918), za każdym razem nieco zmieniając ich treść i precyzując swój punkt widzenia. W 1923 roku publikuje je w osobnym tomie jako “Drei Reden über das Judentum”.

W kolejnych, następujących po sobie wystąpieniach – “Żydzi i judaizm”, “Judaizm i ludzkość”, “Odnowa judaizmu” – których publiczność stanowili młodzi, wpół zasymilowani prascy, potem wiedeńscy i berlińscy Żydzi, pyta: “Dlaczego, na jakiej podstawie nazywamy siebie Żydami”? I odpowiada (stylem gorącym, emfatycznym): “Proces duchowy judaizmu dokonuje się pod postacią walki duchowej, wiecznie odnawianej wewnętrznej walki o czyste wypełnienie tendencji narodu. Tę walkę można wyjaśnić tym, że podobnie jak w życiu poszczególnych ludzi decydujące cnoty nie są niczym innym jak przekształconymi, ukierunkowanymi, podniesionymi do rangi ideału namiętnościami, podobnie w życiu narodu rozstrzygające idee nie są niczym innym jak popędem narodu podniesionym do rangi czegoś duchowego i twórczego (…) Idea i tendencja jedności jest ugruntowana w charakterze narodowym na tym, że Żyd zawsze silniej postrzega kontekst zjawiska niż samo pojedyncze zjawisko. Las jawi mu się jako prawdziwszy niż drzewa, morze prawdziwsze niż fale, a wspólnota prawdziwsza niż ludzie”. W charakterystyce narodu żydowskiego, o której czytamy w “Trzech mowach o judaizmie” przeważa, właściwy dla czasu ich powstawania element twórczy, mistyczno-mesjański, stopniowo zanikający pod wpływem rodzącej się właśnie filozofii dialogu, najpełniej wyrażonej przez Bubera w “Ja i Ty” (1923).

Rabin Binyamin, w jarmułce i okularach, z długą siwą brodą i Martin Buber w garniturze w czasie rozmowy w plenerze.Martin Buber i Rabin Binyamin w Palestynie, fot. Wikimedia Commons

Wszakże jego najważniejsza książka – zamiast iść po linii recepcji twórczości Bubera, zdradzam się w tym miejscu z własnymi preferencjami – to wydane w 1950 roku “Ścieżki w Utopii” (“Pfade in Utopia”), w których dał on upust swoim politycznym idiosynkrazjom. Jest to praca wymierzona w teoretyczne podstawy komunizmu. W rozdziałach o Proudhonie, Kropotkinie, przede wszystkim zaś w tych poświęconych filozofii Marksa, czy działalności Lenina, wskazał on na zbrodniczy charakter dyktatury komunistycznej. Buber wydaje się najbardziej przekonujący w namiętnej polemice z Leninem, którego uważa za proroka złej sprawy, świętego Pawła à rebours. W zakończeniu tego felietonu przytoczę co bardziej trafne ustępy z tej książki, jak zawsze w takich sytuacjach – ku przestrodze.

Doktryna “obumierania” państwa w następstwie rewolucji społecznej została rozbudowana przez Engelsa na podstawie zazwyczaj powściągliwych uwag Marksa. Użyteczne będzie zestawienie jego głównych wypowiedzi na ten temat w porządku chronologicznym. W 1874 roku tłumaczył on, że “w następstwie przyszłej rewolucji społecznej zniknie państwo polityczne” , ponieważ funkcje publiczne zostaną przemienione z politycznych w proste funkcje administracyjne. W 1877 roku doprecyzował on, iż proletariat, czyniąc ze środków produkcji własność państwową, zniesie państwo jako państwo, a właśnie to przejęcie środków produkcji będzie “zarazem jego ostatnim samodzielnym aktem jako państwa”, po którym ono “zamiera samo przez się” , czy też “obumiera”. W 1882 roku pojawia się eschatologiczna wykładnia owego “zarazem”: dokona się “skok ludzkości z królestwa konieczności w królestwo wolności” – nie sposób ująć tego wymowniej.

Nie chodzi o to, by byli wyłącznie zarządcy bez zarządzanych – byłoby to bardziej utopijne od jakiejkolwiek utopii – lecz o to, by zarządzanie pozostało zarządzaniem, a nie stawało się władzą, czy też, mówiąc ściśle, aby nie przyjmowało ono więcej pierwiastka władzy, niż jest to absolutnie niezbędne w danych okolicznościach (o czym nie mogą oczywiście decydować sami władcy).

W tym sensie obecne Rady [robotniczo-chłopskie] były dla Lenina “krokiem ku socjalizmowi”, tak jak Komuna Paryska była dla Marksa, wszelako jedynie krokiem politycznym, czy też rewolucyjno-politycznym. Były one instytucją, w której mogło skrystalizować się myślenie rewolucyjne, mianowicie “rewolucyjna dyktatura, tzn. władza, która opiera się bezpośrednio na fakcie rewolucyjnego jej zagarnięcia, na bezpośredniej oddolnej inicjatywie mas ludowych, a nie na ustawie wydanej przez scentralizowaną władzę państwową”, krótko mówiąc – na “bezpośrednim przywłaszczeniu”.

I konkluzja Bubera: “Trudno spodziewać się, by drzewo przemienione w pałkę miało wypuścić liście”.


Piotr NowakPiotr Nowak – Filo­zof, pro­fe­sor zwy­czajny, wykłada filo­zo­fię na Uni­wer­sy­te­cie w Bia­łym­stoku i Uni­wer­sy­te­cie War­szaw­skim, autor wielu ksią­żek, z któ­rych naj­bar­dziej lubi „Umie­ram, więc jestem” (z przedmową pro­fe­sora Juliu­sza Domań­skiego). Swój sto­su­nek do zba­wie­nia naj­peł­niej wyra­ził w przy­go­to­wa­nym i prze­tłu­ma­czo­nym przez sie­bie wybo­rze pism Wasi­lija Roza­nowa „Przez śmierć”. Tłu­macz, redak­tor, wydawca. Wyróż­niony „Skrzy­dłami Dedala” (2019) za „Prze­moc i słowa. W kręgu filo­zo­fii poli­tycz­nej Han­nah Arendt”. Zastępca redak­tora naczel­nego w kwar­tal­niku filo­zo­ficz­nym Kro­nos. Meta­fi­zyka – Reli­gia – Kul­tura. W TVP Kul­tura pro­wa­dzi autor­skie pro­gramy „Kro­nos” i „Powi­doki”. Przez więk­szość życia ćwi­czył judo w AZS-ie na Karo­wej.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


We Must Always ‘Remember’ the Transformative Power of Shabbat

We Must Always ‘Remember’ the Transformative Power of Shabbat

Pini Dunner


Moses Breaking the Tables of the Law (1659), by Rembrandt. Photo: Wikimedia Commons.

Earlier this week, I flew to London for a very special reunion. The genesis of this event began in 1998, when I was approached by my friend Michael Sinclair, a mover-and-shaker in London’s Jewish community.

We first met during my stint as rabbi of Notting Hill Synagogue. I knew Michael as an innovative, original thinker who was ahead of the curve on every issue and challenge facing Jewish continuity.

In 1993 Michael had partnered with Chief Rabbi Jonathan Sacks to create an organization called “Jewish Continuity,” with the aim of transforming Jewish life in the UK and halting the slow but seemingly inexorable decline into oblivion.

By 1998, Jewish Continuity had merged with another major Jewish organization, and Michael was looking to initiate new projects — in particular a project that would address the growing problem of Jews marrying out of the faith, or not marrying at all.

Concerned by the escalating disaffiliation of British Jews in their 20s and 30s from organized Jewish life — which Michael felt was to blame for this phenomenon — he proposed launching a “hip” shul that would specifically target this demographic.

The location we chose was the “Saatchi Synagogue” — recently dedicated by the celebrated Saatchi advertising brothers in honor of their elderly parents, Nathan and Daisy. This newly built sanctuary wasn’t actually a synagogue; it was part of a Jewish day school complex, used by the school for prayers and assemblies on weekdays, but conveniently empty on weekends.

The Saatchi name was a perfect brand, particularly as the synagogue was a five-minute walk from the Saatchi Gallery, a hub of modern art that was then located in the trendy St. John’s Wood area.

The period before we opened was a frenzy of activity. Night after night I met with a range of potential members and participants — some enthusiastic, others lukewarm. We launched an eye-grabbing advertising campaign that included billboards in London Underground stations. It was picked up by the national media for positive coverage, but derided by Jewish critics as offensive.

“Welcome to the unorthodox synagogue” read one advert, with the blurb asking: “Where does it say that an Orthodox service has to be boring, formal and uninspiring?” Another advert had a speed sign with the number “45”. The blurb was blunt: “The Saatchi Synagogue will have tremendous energy, dynamism and vitality. One reason is that people who go there will be under 45.”

The main program feature was weekly Friday night dinners with celebrity speakers. The first dinner, and at least a dozen after that, was sold out in less than three days. Speakers included actor/playwright Steven Berkoff, celebrity chef Claudia Roden, as well as Bibi Netanyahu and Shimon Peres.

The first London mayoral campaign debate between Jeffrey Archer and Ken Livingstone was at the Saatchi Synagogue, moderated by BBC news presenter Martyn Lewis (Archer later withdrew his candidacy after he was charged with perjury, and Livingstone won the election).

Within a matter of weeks, the synagogue’s social events were resulting in engagements and weddings, and so it went on for several years.

This week’s reunion was at the home of a couple who met at the Saatchi Synagogue. We had not kept in touch over the years, but it was heartwarming for me and Sabine to reconnect with them, and to realize how we had positively impacted their lives, and the lives of so many others.

The friendships and connections between the people who met at Saatchi have persisted throughout, and seeing them again brought back floods of wonderful memories.

As we chatted and reminisced, I recalled my first address at a Saatchi Synagogue gathering, during the initial Friday night dinner 25 years ago. I had begun by asking where everyone had been for dinner the previous Friday night. Some said they had been with parents and family, but others admitted they were out with friends, or at home not having Shabbat dinner.

I smiled. In December 1894, I continued, the Italian inventor Guglielmo Marconi demonstrated for the first time how radio waves could be used to transmit signals — “telegraphy without wires,” as he called it. One thing led to another, and eventually, radio waves became the medium for the transmission of talk shows and music. Today there are thousands of radio stations that use “telegraphy without wires” so that we can tune in and hear news broadcasts and our favorite songs.

But radio waves were there long before Marconi revealed their existence — it’s just that no one had ever utilized them. And even after Marconi’s innovation and the subsequent creation of ubiquitous radio programming, unless you tune in to a program, you’d never know it was there.

Shabbat is no different, I explained. There it is, every Friday night, since the beginning of time — but unless you know it’s there, and you tune in, you could go through your entire life and never experience its sublime beauty or its incredible power to spiritually rejuvenate the soul.

Judaism, our ancient faith, is just the same. It is a gift from God, but it is all too easy to go through life without it, never tuning in, or trying to find the particular program to give you what you need so that you can connect with God.

Remarkably, this idea is embedded at the heart of the Ten Commandments in Parshat Yitro. The Jews who gathered at Mount Sinai were told (Ex. 20:8) זָכוֹר אֶת יוֹם הַשַׁבָּת לְקַדְשׁוֹ — “Remember the Sabbath day to sanctify it.” The commentaries puzzle over the fact that when the decalogue was repeated in Parshat Va’etchanan (Deut. 5:12), the wording was changed: שָמוֹר אֶת יוֹם הַשַׁבָּת לְקַדְשׁוֹ — “Observe the Sabbath day to sanctify it.”

There are countless explanations — some practical, others metaphorical. But the simplest explanation is this one: unless you “remember” it is Shabbat, you’ll never tune in to sanctify it, and you will certainly never observe its precepts. Jewish identity is no different — unless you belong to a community, and connect to your Jewish heritage, simply being born Jewish is never going to be enough.

This past Sunday, as I looked around the room at the reunion, I was moved by the continued dedication of my Saatchi Synagogue friends to their Jewish identity a quarter of a century after they “tuned in.” And there are many others who didn’t make it to the reunion, but for whom making the step to “remember” 25 years ago made all the difference to their lives, and to the life of the UK’s Jewish community.

Very occasionally, you encounter a Divine presence in a seemingly mundane gathering. That was my experience this week. I came face to face with the crystallization of one of the Ten Commandments, and it was an experience I will never forget.


The author is a rabbi in Beverly Hills, California.

Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Researcher using AI to piece together fragments of ancient texts

Researcher using AI to piece together fragments of ancient texts

JERUSALEM POST STAFF


A team led by Prof. Enrique Jiménez constructed an unprecedented database called the Fragmentarium, which uses automation to piece together text fragments.

.

Original Akkadian Tablet XI (the “Deluge Tablet”) of the Epic of Gilgamesh / (photo credit: BRITISH MUSEUM/CC0/VIA WIKIMEDIA COMMONS)

A researcher at Ludwig Maximilian University in Munich, Germany, is using artificial intelligence to fill in gaps in ancient texts, according to phys.org.

The researcher, Enrique Jiménez, Professor of Ancient Near Eastern Literatures at the Institute of Assyriology, has led a team that is digitizing every surviving Babylonian cuneiform tablet. Since 2018, the team has processed up to 22,000 fragments of text.

The Fragmentarium

The team constructed an unprecedented database called the Fragmentarium that uses automation to piece together text fragments.

Thousands of fragments were photographed by the team in cooperation with the Iraq Museum and the British Museum.

The team that built the database believes it will eventually have the capability to identify and transcribe photographs of cuneiform scripts.

Fragment (obverse) of Tablet II of the Epic of Gilgamesh. Old-Babylonian period, 2003-1595 BCE. Purchase, 2013. From southern Iraq; precise provenance unknown. Not on display. The Sulaymaniyah Museum, Iraqi Kurdistan. (credit: Osama Shukir Muhammed Amin/CC BY-SA 4.0 (https://creativecommons.org/licenses/by-sa/4.0)/WIKIMEDIA)

Algorithm pieces together text fragments

“The new texts we’re discovering are helping us understand the literature and culture of Babylon as a whole.”

Enrique Jiménez, Professor of Ancient Near Eastern Literatures, Institute of Assyriology, Ludwig Maximilian University

The researchers are training an algorithm to put together pieces of text that are out of context. It has so far successfully pieced together hundreds of manuscripts.

The algorithm identified a fragment from 130 BC belonging to a tablet of the Epic of Gilgamesh last November. Notably, the tablet is thousands of years newer than the oldest known version of the Epic of Gilgamesh.

“There’s so much work to do in the study of Babylonian literature. The new texts we’re discovering are helping us understand the literature and culture of Babylon as a whole,” said Jiménez.

He plans to publish the Fragmentarium, along with a digital version of the Epic of Gilgamesh—the first containing all transcriptions of cuneiform fragments that are currently known—this month.

“Everybody will be able to play around with the Fragmentarium. There are thousands of fragments that have not yet been identified,” Jiménez added.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com