Archive | 2023/05/18

Jidysz to nie dziwoląg [ODPOWIEDŹ NA LIST]

Dr Karolina Szymaniak, literaturoznawczyni i tłumaczka, adiunkt w ŻIH, gdzie kieruje Pracownią Badań nad Kulturą Jidysz;


Jidysz to nie dziwoląg [ODPOWIEDŹ NA LIST]

Karolina Szymaniak


Problem odpowiedniego zapisu słów żydowskich nie jest bynajmniej sprawą tej lub innej zwariowanej jidyszystki. Wiążę się ze zjawiskiem głębiej zakorzenionym. Z jednej strony z panującym w Polsce lekceważącym stosunkiem do kultury jidysz, z drugiej – z nieprzemyślaną recepcją dorobku amerykańskich studiów żydowskich.

.

Bardzo mnie cieszy, że kwestia jidysz staje się przedmiotem debaty, bo żyjemy w kraju, w którym standardy redakcyjne dotyczące zapisu słów żydowskich wciąż nie są respektowane i wielu osobom wydaje się, że takowych nie ma. Cieszy tym bardziej, że rozmowy Mikołaja Grynberga potwierdzają, jak ważnym składnikiem żydowskiej pamięci w Europie Środkowo-Wschodniej jest jidysz. Bez niego nie sposób w pełni zrozumieć naszej przeszłości.

Mimo to list dr Patrycji Dołowy wymaga dłuższego komentarza.

Oczywiście, rację ma Autorka, gdy broni różnorodności języka mówionego i wskazuje, że wymowa używana przez Henryka Grynberga nie była jedyną. Trzeba też dodać, że mówimy tu – co Autorka słusznie podkreśla – o zapisywaniu pamięci, która kształt słów i fraz mogła zniekształcić, bo nie wszyscy bohaterowie książki, którzy wypowiadają się o jidysz, płynnie nim mówili. Tyle że nie da się odeprzeć wszystkich uwag recenzenta w ten sposób. Pewne sprawy są oczywiste, pewne natomiast można było – i należało! – wyjaśnić w przypisach.

Weźmy przykład pierwszy z brzegu. Skąd np. wzięło się u Mikołaja Grynberga kisz mi tuches, które należałoby zapisać kisz mir in tuches czy – w standardzie jidysz – kusz mir in toches? Mówimy przecież o języku słabo znanym polskiemu odbiorcy, a skoro wydawca zdecydował się dodać do książki objaśnienia, to wykpiwanie się uwagą, że nie jest „to potrzebne, a z pewnością nie jest konieczne” całkiem chybia celu. Szczególnie, że Henryk Grynberg mówi czasem po prostu o zwykłych pomyłkach, czego Autorka w swoich uwagach zdaje się nie dostrzegać. Co więcej, gdy polemizuje z pisarzem sama – nieświadomie, jak sądzę – powiela pewne stereotypy dotyczące języka jidysz. Spójrzmy jednak na tę sprawę szerzej, a list dr Dołowy potraktujmy jedynie jako punkt wyjścia.

Autorka twierdzi, że nie mamy możliwości zapisu mówionego języka jidysz (czy szerzej – w ogóle języka mówionego), bo nie ma słowników języka mówionego. Z przesłanki nie wynika jednak konkluzja. Filologowie język mówiony wszak opisują. Badania filologiczne nad językiem jidysz liczą sobie już dobre sto lat, jeśli za ich symboliczny początek przyjąć pracę „Zadania filologii jidysz” Bera Borochowa z 1913 r. Opisywano i opisuje się zarówno standardowy język jidysz (literacki), jak i dialekty i gwary. Warto wspomnieć tu chociażby – gdy mowa o dialektach i gwarach – takie prace jak „Language and Culture Atlas of Ashkenazic Jewry” lub redagowany przez Davida Katza „Dialects of the Yiddish Language”, czy też – jeśli chodzi o prace szczegółowe – książkę Ewy Geller „Warschauer Jiddisch” lub „Lubliner Jiddisch” Mogens Dyhr i Ingeborg Zint. Pokolenia badaczy wypracowały metody takiego zapisu i nie jest kwestią zachcianki redaktora bądź autora ustalanie tych zasad od nowa i tłumaczenie się całkowitą niemożnością. Tego, czy zapisujemy „h” czy „ch”, nie można tłumaczyć niemożliwym do ujęcia żywiołem mowy! Jakieś minimum zasad można tu wprowadzić. A jak to zrobić? Można wybrać naukową metodę zapisu – która w publikacji takiej jak książka Mikołaja Grynberga nie ma oczywiście zupełnie sensu – można też zastosować zapis uproszczony, przystępny dla czytelnika i objaśniający mu świat języka jidysz. Temu służyłyby przypisy, które tak łatwo Autorka postponuje.

Czy to ważne – mogą zapytać niektórzy? Zapewniam Państwa, że problem odpowiedniego zapisu słów żydowskich nie jest bynajmniej sprawą tej lub innej zwariowanej jidyszystki. Wiąże się ze zjawiskiem głębiej zakorzenionym. Z jednej strony z panującym w Polsce lekceważącym stosunkiem do kultury jidysz, z drugiej – z nieprzemyślaną recepcją dorobku amerykańskich studiów żydowskich i wynikającym stąd – niewygodnym dla polskiego odbiorcy i często rodzącym nieporozumienia – zapisem pewnych kluczowych terminów w transliteracji lub transkrypcji angielskiej.

Sprawa jest o tyle ważna, że, jak wspomniałam, w jakimś zależnościowym pędzie polskie wydawnictwa (i wielu polskich autorów) uznają, że zasady transkrypcji wyglądające bardziej obco są lepsze niż te, które łatwiej będzie zrozumieć czytelnikowi polskiemu. Stąd np. nieme „h” na końcu wyrazów lub „sh” zamiast „sz” itp. Słowo „Shoah” zamiast „Szoa” jest najlepszy tego dowodem. Zapamiętanie w bezmyślnym kopiowaniu obcych wzorów prowadzi zresztą do komicznych sformułowań. Jak poradzić sobie z odmianą błędnie zapisanych słów? Wtedy możemy z „Ha-cefiry” (tytuł gazety) otrzymać „Ha-cefirchę”. A gdy musimy odmienić „Shoah”, tak chętnie zapisywane u nas z angielska? Otrzymamy odpowiednio „Shoaha”, „Shoahu” itd. Jeszcze bardziej mylący jest zaś zapis hybrydowy, które znajdujemy zresztą w „Oskarżam Auschwitz” Mikołaja Grynberga. Mowa tam o Jom Ha-shoah zamiast po prostu Jom Haszoa. Ale to oczywiście wzięte z osobna drobiazgi, jako redaktorka sama wiem, że trudno uniknąć potknięć nawet przy największej staranności. Chodzi jednak o sprawy bardziej ogólne.

Patrycja Dołowy pisze o różnicach w transkrypcji jidysz. Tak, istnieją różne systemy transkrypcji jidysz, ale są one zwykle zależne od odbiorcy docelowego, któremu powinno być łatwo je odczytać – inny więc będzie on dla odbiorcy angielskiego, inny zaś dla niemieckiego. Najnowsze standardy transliteracji i transkrypcji omawiała i wielokrotnie przedstawiała w swoich pracach prof. Ewa Geller (odsyłam chociażby do tomu „Jidyszland – polskie przestrzenie”). W Polsce (i nie tylko) zdaje się jednak panować przekonanie, że w sprawie jidysz „każdy wie lepiej” albo raczej „wszystko wolno”, bo „nikt nic nie wie”, a jeśli wiedział, to było to… pewnie przed wojną. Wtedy przecież – jak pisze Patrycja Dołowy – wydano ostatni słownik polsko-jidyszowy! Tak jakby nie istniał w ogóle bogaty i zróżnicowany dorobek współczesnej jidyszystyki polskiej i nie funkcjonowało liczące sobie ponad sześćdziesięcioro członków Polskie Towarzystwo Studiów Jidyszystycznych.

Nie chodzi jednak o naukę, ta jakoś sobie radzi. Odpowiednich standardów powinno się pilnować przede wszystkim w publikacji nienaukowej, czyli docierającej do znacznie szerszego grona odbiorców. Inaczej kończy się to tak, jak w przypadku przekładu książki Dawida Grosmana „Patrz pod: Miłość”, której pierwsza część zamiast pobrzmiewać jidysz, sugeruje raczej, że chodzi o niemiecki. I tak zamiast „A szrek!” mamy „Schrecklich”, czy zamiast „wos” – „was”, by podać tylko najprostsze przykłady. W ten sposób – nie pierwszy raz już w historii – osobom mówiącym jidysz odmawia się głosu.

Nie bardzo też rozumiem, co ma na myśli dr Dołowy, gdy pisze: „Inaczej też zapisywano i zapisuje się te słowa w słownikach (jeśli chodzi o polski, to w ogóle ostatni słownik pochodzi z 1929 r. – niedawno został wznowiony)”. Spróbuję to jednak przełożyć. Po pierwsze, ostatni słownik polsko-jidysz nie został wydany w 1929 r., lecz w 2007 r. Jest to słownik jidysz-polski, polski-jidysz, który podaje słowa zarówno w alfabecie jidysz, jak i transkrypcji polskiej, choć ma on raczej charakter glosariusza niż słownika z prawdziwego zdarzenia. Rzecz w tym, że istnieją przecież inne rzetelne słowniki: jidysz-angielski, jidysz-francuski, jidysz-rosyjski, jidysz-białoruski, jidysz-hiszpański, jidysz-japoński i inne, tak więc gdyby ktoś chciał do nich sięgnąć, mógł to zrobić. Mamy też co najmniej dwa wiarygodne słowniki online. Po drugie, wzmiankowany słownik (zresztą tylko polsko-jidysz, a nie jidysz-polski) z 1929 r. podaje słowa jidysz alfabetem jidysz i nie podaje ani norm, ani transkrypcji, ani też wymowy! Po trzecie i najważniejsze, istnieje standardowy język jidysz, który opisuje się w słownikach. Ewentualne różnice mogą dotyczyć kwestii zmian ortografii, ale te nie mają nic wspólnego z tym, jak słowa transkrybujemy na inne alfabety i jak należałoby je zapisać! Owszem, większe słowniki odnotowują również formy oboczne i dialektalne, ale nie różnią się tu specjalnie od słowników innych języków.

I tu wracamy do clou naszej sprawy, bo w tej słownikowej uwadze wychodzą na jaw tak silnie w Polsce obecne przeświadczenia na temat języka jidysz jako języka „dziwnego” czy, by zacytować trochę soczystych historycznych określeń, będącego „zlepkiem wyrazów kaleczących ucho i Bóg wie skąd pozbieranych”, „mową ze szmat najrozmaitszych narzeczy sfastrygowaną”, „mową Guronów dzikich”, „osobliwą lingwistyczną miksturą”, „dziwolągiem językowym”. Dyskurs ten ma niestety długie i niechlubne tradycje, które sięgają oświecenia. Wynika z nich, że język jidysz jest jakoś szczególnie różny od innych języków, tak inny, że nie sposób ustalić jakichkolwiek zasad.

Nie twierdzę, że Patrycja Dołowy świadomie wpisuje się w tę tradycję. O tym, że tak nie jest, świadczy choćby to, jak dużo miejsca poświęca problemowi jidysz. Znam też i cenię jej pracę na polu propagowania kultury jidysz. Niestety przy okazji swojego szczerego zainteresowania ujawnia, jak trwałe są stare, dziedziczone przez nas przyzwyczajenia. Bo co nam mówi stwierdzenie, że słowniki jidysz są inne niż wszystkie, czy że „różnice były ogromne (i nadal są, tam, gdzie jeszcze są). Inaczej mówiono w jednym miasteczku, inaczej w innym, inaczej w jednej części kraju, inaczej w innej, inaczej w każdym z krajów, w którym w jidysz się mówiło”? Jeśli takie – summa summarum prawdziwe stwierdzenie – użyte zostaje w kontekście niemożności poradzenia sobie redakcyjnego z zapisem słów jidysz, to wychodzi z tego nic innego jak sugestia „dziwolągowatości” języka żydowskiego!

Owszem, jidysz – tak jak inne języki – ma swoje dialekty oraz odmiany regionalne i gwarowe. Ale czy polszczyzna Lwowa była taka sama jak polszczyzna Warszawy? Czy niemczyzna lub angielszczyzna są językami jednolitymi? Zdania takie jak to powyższe można by przecież napisać także o nich. A jednak ich nie piszemy. A przynajmniej nie piszemy, by wskazać na jakąś niemożność czy dziwaczność. Nie jest to zatem cecha wyróżniająca, jak zdaje się sugerować w liście Autorka.

Jeśli już zaś różnic szukamy, powiedzmy, że język jidysz tym się różni od wymienionych wyżej języków narodowych, że jest językiem diasporycznym ze wszelkimi tego konsekwencjami, o których nie będziemy tu szerzej mówić, ale nie oznacza to, że nie istniały w ogóle instancje regulujące jego rozwój, nie istniał standard, programy szkolne, a tym bardziej nie oznacza to, że nie wypracowano dotychczas żadnych spójnych narzędzi jego opisu. Także dzisiejszy mówiony jidysz jest na bieżąco opisywany i poddawany analizom.

Warto o tym pamiętać.


Karolina Szymaniak – literaturoznawczyni, tłumaczka i lektorka języka jidysz w Polsce i za granicą, adiunkt w Żydowskim Instytucie Historycznym, współpracowniczka Centrum Kultury Jidysz, redaktorka naczelna „Cwiszn. Żydowskiego Kwartalnika o Literaturze i Sztuce”, członkini Zarządu Polskiego Towarzystwa Studiów Jidyszystycznych.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Is the term ‘Cultural Marxism’ really antisemitic?

Is the term ‘Cultural Marxism’ really antisemitic?

Danny Stone


How the phrase became the latest flashpoint in the culture wars.

.

Miriam Cates speaking at the National Conservatism conference (Screenshot)

Speaking to the National Conservatism conference on Monday, Conservative MP Miriam Cates used the phrase “cultural Marxism”. She is far from the first Conservative MP to use it. Four years ago Suella Braverman, now the Home Secretary, referred to it in a speech, and the term also featured in a letter from a number of Conservative MPs to the Telegraph in 2020.

Each time it has been used there has been a clamour to either level a charge of antisemitism or defend against one (even when no such charge has been made). Regrettably, few appear to have taken the time to understand the provenance of the phrase and to learn the lessons from its use.

In short, Cultural Marxism can be and has been used as an antisemitic phrase, to confer antisemitic meaning or as an antisemitic dog whistle. Because of that, it should be avoided. That said, it isn’t only used in antisemitic contexts, and of course, those using it are not automatically, or always, antisemites.

There is little clarity on the origins of the phrase but some suggest it was developed by philosophers in the wake of the 1917 Russian Revolution, and then taken forward by a group of thinkers at the Frankfurt School (more formally the Institute for the Study of Marxism) at the University of Frankfurt. Here one of the leading students, Herbert Marcuse, and his colleagues would consider the relationship between Marxism and culture, agitating for change in the face of their disillusionment with the status quo in the west.

Having fled to America to escape Hitler, these thinkers developed their reasoning. What followed was catnip for the hippy movement, a focus on pleasure and a distaste for work. Marcuse then developed notions of “repressive” and “liberating” tolerance, a somewhat confusing concept whereby censoring right-wing groups or ways of thinking was considered the trigger to a revolution for cultural capital – and this anti-right agenda is perhaps what Braverman and Cates had in mind when using the phrase (that they didn’t say so is cetainly unhelpful, at best).

The history of the phrase does however have a darker side. Concerns that Germany had suffered cultural collapse in the early 1930s was one of the feeders for Nazi populism. Kulturbolschewismus (cultural bolshevism) and Jewish bolshevism were used by the Nazis to sow conspiracy theories about a perceived attack on German cultural heritage, and a plot to spread cultural and other revolution. That antisemitic conspiracy theory has since mutated and holds Jews (as well as others) not only as communist sympathisers but as conspiring through media and elsewhere to pursue a particular leftist agenda and undermine Christian values or the West generally.

Attacks on Marcuse and idea of “cultural Marxist” conspiracies re-emerged in the 1990s. They were used by the British National Party among others. The terrorist who murdered dozens of young people in Norway referenced “cultural Marxism”, as did the terrorist who carried out anti-Muslim attacks in Christchurch. It has also been used across the alt-right – and by groups on the right that are not antisemitic.

Some, including on the left, are happy to adopt the phrase as a badge of pride. Others, on the right, think the term entirely mundane. In some cases, such as in academia, it is used as a descriptor for a particular way of thinking or set of ideas. Some use it as a codeword for political correctness.

The truth is that the phrase can be and is used in a multitude of ways. It is not necessarily antisemitic but it is often used in antisemitic ways, to signal an antisemitic way of thinking. One simply cannot escape that it is, and has long been, used as a signal for an anti-Jewish conspiracy.

To this end, if public figures want to use this tainted phrase, they should understand the baggage that comes with it, and its multiple interpretations. MPs were emailed an Antisemitism Policy Trust briefing to try to ensure that these incidents did not occur. Andrew Percy MP, the Conservative Vice-Chair of the party, wrote in this very publication about the term. There are many ways of conveying meaning. Anyone using the phrase “cultural Marxism” has a duty to explain, in detail, what they mean when they say it – it might just be easier finding another form of words.


Danny Stone MBE is the Chief Executive of Antisemitism Policy Trust


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Israel Daily News – May 17, 2023

Israel Daily News – May 17, 2023

ILTV Israel News


Jerusalem flag march taking place tomorrow, and the capital is preparing for the tense day.

Meantime: Elon Musk’s tweet making the phrase “the Jews” enter the list of trending topics on the platform.

And later, ILTV reporting from the kosher and food wine experience, this time, in Tel Aviv.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com