Archive | 2023/05/20

Menachem Kaiser stara się odzyskać należąca do jego pradziadka kamienicę w Sosnowcu: Nie chodzi o pieniądze

Menachem Kaiser stara się odzyskać należącą do jego pradziadka kamienicę w Sosnowcu: Nie chodzi o pieniądze (Fot. Jason Francisco)


Menachem Kaiser stara się odzyskać należąca do jego pradziadka kamienicę w Sosnowcu: Nie chodzi o pieniądze

Paula Szewczyk


Kanadyjski pisarz Menachem Kaiser chciałby, by Polacy zobaczyli, że potomek Ocalałego nie wraca po dekadach od wojny ani po pieniądze, ani po to, by oskarżać.

.

Za każdym razem, gdy jest w Polsce, choruje. Dwa razy był nawet w szpitalu. Mówi, że to pech zdrowotny, ale czy jest związany z Polską, trudno powiedzieć. Nie da się jednak zaprzeczyć, że gdy tu przylatuje, jest emocjonalnie pobudzony.

Na wszelki wypadek nie podajemy sobie rąk, siedzimy po przeciwnych stronach pokoju. Myślę o tym, że Menachem Kaiser mógłby być moim znajomym, gdyby jego dziadek, ocalały z Holocaustu Maier Menachem Kaiser, po wojnie nie wyjechał z Polski.

A tak, chociaż jesteśmy rówieśnikami, na co dzień dzielą nas prawie 7 tysięcy kilometrów, język i cały bagaż różnic między Warszawą a nowojorskim Brooklynem. Spotykamy się zatem nie towarzysko, ale przy okazji premiery jego książki „Grabież. Historia majątku rodzinnego i nazistowskiego skarbu”, która ukazała się w maju nakładem wydawnictwa Ośrodek KARTA w tłumaczeniu Moniki Skowron.

Kaiser też nietowarzysko przez ostatnie osiem lat lądował na lotnisku Chopina.

Bywa w Polsce, bo od tego czasu stara się m.in. odzyskać należącą niegdyś do jego pradziadka kamienicę w centrum Sosnowca.

Zasada niemówienia

Sam nie lubi myśleć, co by było gdyby. Ale przyznaje, że odkąd ukazała się książka – premiera w 2021 roku w USA, niedługo po niej „Grabież” trafiła na listę najlepszych książek non fiction „The New York Times’a” – zdarza się, że czytelnicy pytają, czy czuje się związany z Polską.

– Związany to co innego niż mający polską tożsamość – zaznacza. – Nawet mój ojciec, dziecko polskich rodziców, proszony, by w dwudziestu zdaniach określił, kim jest, nigdy nie powiedziałby o sobie „Polak”.

W domu ojca, gdy był dzieckiem, a potem w domu małego Menachema, nie rozmawiało się o przeszłości. Było to jednak inne nierozmawianie niż choćby u Agaty Tuszyńskiej, która opowiedziała nam niedawno, że u niej obowiązywał sekret, przedwojenną i zagładową historię rodziny z lęku zamilczano. – Moja żydowska rodzina włożyła wiele wysiłku, by ją zamazać, ukryć przed światem – mówiła.

Kaiser z kolei dorastał w Toronto w społeczności ortodoksyjnych Żydów. – Nie znałem wtedy żadnego nie-Żyda, nawet Żyda niereligijnego. To była bardzo zamknięta społeczność i nie wydawało mi się niczym niezwykłym mieć dziadków, którzy przeżyli Holocaust. Nie odziedziczyłem traumy albo przynajmniej tak mi się wydaje. Z tym, że oni o Zagładzie nie mówili, my nie zadawaliśmy żadnych pytań.

Kiedy do nich dojrzał, było późno. Zresztą dziadek Maier Kaiser zmarł jeszcze w 1977 roku na niewydolność serca przed narodzinami wnuka. Jego syn podobnie nie drążył przeszłości. Menachem jest pierwszym pokoleniem w rodzinie, które chciało się czegoś o niej dowiedzieć.

Ale dlaczego „nie”?

Na początek ustalił, że dziadek był człowiekiem skoncentrowanym na pracy i zapewnianiu rodzinie środków do życia. Jako imigrant z Polski musiał w Ameryce zaczynać od zera. Jego życie to był po wojnie głównie stres. Jego żonę, babcię Bertę, Menachem Kaiser zapamiętał jak typową babcię, która patrzy, czy zjadasz, co podała na talerzu.

Odgrodzonej szczelnie od wspomnień czasem zdarzało się nazwać niesforne dziecko „polskim łobuzem”.

Dopiero niedługo przed jej śmiercią siostra Menachema, Tehila zapytała babcię o Polskę i wojnę. Nagrała jej opowieść na wideo. To był pierwszy raz, gdy wnuki usłyszały, jak wyglądało kiedyś jej życie.

Choć trudno było później autorowi „Grabieży” potwierdzić szczegóły, ustalić to, co pewne. Przyjął zatem, jak mówiła, że dziadkowie poznali się w Niemczech w obozie dla przesiedlonych. Babcia miała wówczas obierać ziemniaki, dziadek dostać od niej zachowane specjalnie dla niego skórki. Szybko się pobrali, w Monachium. Kaiser ma nawet zdjęcie z 1946 roku, jak dwoje Ocalałych świętuje wesele rok po zakończeniu wojny w kraju, który jeszcze chwilę temu zdecydował o „ostatecznym rozwiązaniu”.

Maier Menachem Kaiser jako jedyny z rodziny przeżył.

Jego rodzice, rodzeństwo i dalsza rodzina zostali zamordowani w obozach koncentracyjnych.

Decyzję o wyjeździe z Europy podjął z żoną gdzieś między 1948 a 1949 rokiem. Trafili najpierw do USA, ojciec Menachema urodził się w Nowym Jorku, gdy rodzina przenosiła się do Kanady, miał 10 lat.

I już jako dorosłemu nie przyszło mu nigdy do głowy, by dowiedzieć się, co się stało z budynkiem, który należał kiedyś do ojca jego ojca. Pamiętał, że Maier 20 lat starał się odzyskać rodzinną nieruchomość albo choćby uzyskać za nią rekompensatę. Bez skutku. Wnuk Menachem, który zainteresował się jej losem, niezrażony wcześniejszym niepowodzeniem postanowił, że spróbuje jeszcze raz. Bo właściwie dlaczego nie?

Więcej niż pieniądze

Pierwszy raz w Polsce? Żadnych skojarzeń, wyobrażeń. Miał 29 lat, ludzie byli dla niego na ogół mili, choć kiedy pierwszy raz wchodził do kamienicy przy Małachowskiego 12 w Sosnowcu, nie był gotów zapukać do żadnych drzwi, tym bardziej powiedzieć, w jakiej sprawie przychodzi. Dopiero przy kolejnym podejściu nabrał odwagi, pukał do mieszkańców, usiłując dowiedzieć się, kim, jak długo mieszkają w budynku i czy wiedzą coś o jego dawnym właścicielu. A kiedy zdążył się już nieco do nich zbliżyć i wyjawić powody, dla których jest w mieście, okazało się, że współczesna numeracja przy Małachowskiego różni się od tej przed wojną.

To nie był właściwy budynek.

Musiał zacząć więc od początku, jednocześnie znaleźć prawnika, który pomoże mu rozpocząć odpowiednią procedurę, by już na drodze sądowej usiłować odzyskać dla rodziny Kaiserów utraconą w czasie wojny nieruchomość. Przygotowanie dokumentów, zdobycie aktów zgonu członków rodziny, którzy zginęli w Zagładzie, czasem nawet bez pewności, gdzie i kiedy, ustalanie faktów. Papierologia pochłonęła mnóstwo energii i czasu. I choć minęła prawie dekada, kamienicy nadal nie udało się odzyskać.

– Dlaczego to robię? To jest dobre pytanie – mówi autor „Grabieży” – kiedy zaczynałem osiem lat temu, podchodziłem do sprawy bardzo nonszalancko. Pojadę do Polski, załatwię co trzeba, będą z tego jakieś pieniądze, ktoś mi powiedział, że budynek może być nawet wiele wart. Ale dzisiaj wydaje mi się, że w ogóle nie o pieniądze chodzi.

Menachem Kaiser jest nieco skrępowany pytaniem, bo jak szczerze przyznaje, nie ma na nie dobrej odpowiedzi.

Nie ukrywa, że kiedy książka wyszła w Stanach, czytelników, recenzentów i dziennikarzy interesował najbardziej wątek Złotego Pociągu – który w „Grabieży” szeroko opisuje – jak i samych poszukiwaczy skarbów działających w Wałbrzychu i okolicach.

Kaiser z kolei dorastał w Toronto w społeczności ortodoksyjnych Żydów. – Nie znałem wtedy żadnego nie-Żyda, nawet Żyda niereligijnego. To była bardzo zamknięta społeczność i nie wydawało mi się niczym niezwykłym mieć dziadków, którzy przeżyli Holocaust. Nie odziedziczyłem traumy albo przynajmniej tak mi się wydaje. Z tym, że oni o Zagładzie nie mówili, my nie zadawaliśmy żadnych pytań.

Kiedy do nich dojrzał, było późno. Zresztą dziadek Maier Kaiser zmarł jeszcze w 1977 roku na niewydolność serca przed narodzinami wnuka. Jego syn podobnie nie drążył przeszłości. Menachem jest pierwszym pokoleniem w rodzinie, które chciało się czegoś o niej dowiedzieć.

Ale dlaczego „nie”?

Na początek ustalił, że dziadek był człowiekiem skoncentrowanym na pracy i zapewnianiu rodzinie środków do życia. Jako imigrant z Polski musiał w Ameryce zaczynać od zera. Jego życie to był po wojnie głównie stres. Jego żonę, babcię Bertę, Menachem Kaiser zapamiętał jak typową babcię, która patrzy, czy zjadasz, co podała na talerzu.

Odgrodzonej szczelnie od wspomnień czasem zdarzało się nazwać niesforne dziecko „polskim łobuzem”.

Dopiero niedługo przed jej śmiercią siostra Menachema, Tehila zapytała babcię o Polskę i wojnę. Nagrała jej opowieść na wideo. To był pierwszy raz, gdy wnuki usłyszały, jak wyglądało kiedyś jej życie.

Choć trudno było później autorowi „Grabieży” potwierdzić szczegóły, ustalić to, co pewne. Przyjął zatem, jak mówiła, że dziadkowie poznali się w Niemczech w obozie dla przesiedlonych. Babcia miała wówczas obierać ziemniaki, dziadek dostać od niej zachowane specjalnie dla niego skórki. Szybko się pobrali, w Monachium. Kaiser ma nawet zdjęcie z 1946 roku, jak dwoje Ocalałych świętuje wesele rok po zakończeniu wojny w kraju, który jeszcze chwilę temu zdecydował o „ostatecznym rozwiązaniu”.

Maier Menachem Kaiser jako jedyny z rodziny przeżył.

Jego rodzice, rodzeństwo i dalsza rodzina zostali zamordowani w obozach koncentracyjnych.

Decyzję o wyjeździe z Europy podjął z żoną gdzieś między 1948 a 1949 rokiem. Trafili najpierw do USA, ojciec Menachema urodził się w Nowym Jorku, gdy rodzina przenosiła się do Kanady, miał 10 lat.

I już jako dorosłemu nie przyszło mu nigdy do głowy, by dowiedzieć się, co się stało z budynkiem, który należał kiedyś do ojca jego ojca. Pamiętał, że Maier 20 lat starał się odzyskać rodzinną nieruchomość albo choćby uzyskać za nią rekompensatę. Bez skutku. Wnuk Menachem, który zainteresował się jej losem, niezrażony wcześniejszym niepowodzeniem postanowił, że spróbuje jeszcze raz. Bo właściwie dlaczego nie?

Więcej niż pieniądze

Pierwszy raz w Polsce? Żadnych skojarzeń, wyobrażeń. Miał 29 lat, ludzie byli dla niego na ogół mili, choć kiedy pierwszy raz wchodził do kamienicy przy Małachowskiego 12 w Sosnowcu, nie był gotów zapukać do żadnych drzwi, tym bardziej powiedzieć, w jakiej sprawie przychodzi. Dopiero przy kolejnym podejściu nabrał odwagi, pukał do mieszkańców, usiłując dowiedzieć się, kim, jak długo mieszkają w budynku i czy wiedzą coś o jego dawnym właścicielu. A kiedy zdążył się już nieco do nich zbliżyć i wyjawić powody, dla których jest w mieście, okazało się, że współczesna numeracja przy Małachowskiego różni się od tej przed wojną.

To nie był właściwy budynek.

Musiał zacząć więc od początku, jednocześnie znaleźć prawnika, który pomoże mu rozpocząć odpowiednią procedurę, by już na drodze sądowej usiłować odzyskać dla rodziny Kaiserów utraconą w czasie wojny nieruchomość. Przygotowanie dokumentów, zdobycie aktów zgonu członków rodziny, którzy zginęli w Zagładzie, czasem nawet bez pewności, gdzie i kiedy, ustalanie faktów. Papierologia pochłonęła mnóstwo energii i czasu. I choć minęła prawie dekada, kamienicy nadal nie udało się odzyskać.

– Dlaczego to robię? To jest dobre pytanie – mówi autor „Grabieży” – kiedy zaczynałem osiem lat temu, podchodziłem do sprawy bardzo nonszalancko. Pojadę do Polski, załatwię co trzeba, będą z tego jakieś pieniądze, ktoś mi powiedział, że budynek może być nawet wiele wart. Ale dzisiaj wydaje mi się, że w ogóle nie o pieniądze chodzi.

Menachem Kaiser jest nieco skrępowany pytaniem, bo jak szczerze przyznaje, nie ma na nie dobrej odpowiedzi.

Nie ukrywa, że kiedy książka wyszła w Stanach, czytelników, recenzentów i dziennikarzy interesował najbardziej wątek Złotego Pociągu – który w „Grabieży” szeroko opisuje – jak i samych poszukiwaczy skarbów działających w Wałbrzychu i okolicach.

– Wielu ludzi chce po prostu uznania. Po publikacji książki w Stanach niektórzy mający polskie korzenie Żydzi mówili mi, że gdyby na budynkach, w których żyli ich przodkowie, byłaby choćby tablica, wzmianka o ich dawnej obecności, to by im wystarczyło, bo nie chodzi o prawo własności, tak myślę, tylko o historię i pamięć.


„Grabież. Historia majątku rodzinnego i nazistowskiego skarbu” Menachema Kaisera w tłumaczeniu Moniki Skowron ukazała się nakładem wydawnictwa Ośrodek Karta, premiera 11 maja 2023 r.


Menachem Kaiser – ur. w 1985 r., kanadyjski pisarz pochodzący z religijnej rodziny żydowskiej. Dorastał w Toronto. Ukończył Columbia University w Nowym Jorku i University of Michigan, był stypendystą Fulbrighta w Litwie. W 2021 roku jego książka „Plunder” („Grabież”) znalazła się na liście najlepszych książek non fiction „The New York Times” oraz otrzymała Canadian Jewish Literary Award w kategorii biografie. W 2022 roku autor wyróżniony został Sami Rohr Prize for Jewish Literature, przyznawaną w USA pisarzom, których prace pełnią istotną funkcję w badaniu i przekazywaniu żydowskiego doświadczenia. Mieszka na Brooklynie.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


This time, every Jew is with George Soros

This time, every Jew is with George Soros

AMOTZ ASA-EL


Billionaire investor George Soros arrives at the Schumpeter Award in Vienna, Austria June 21, 2019. / (photo credit: REUTERS/LISI NIESNER)

‘Dr. Rathenau was struck by at least eight bullets,” reported The New York Times on June 22, 1922. “A hail of bullets, one of them striking him in the throat and passing upward to the brain,” and several hand grenades left the German foreign minister no chance. 

The fabled industrialist who headed the AEG conglomerate and ran the German economy during World War I was assassinated not because of his wealth, and not because of his record, but because he was Jewish, which is why his murder is often seen as a harbinger of his country’s Nazi future. 

Rathenau’s death was particularly proverbial because his solution to what antisemites called “the Jewish problem” was that the Jews do what he did: assimilate. 

No less ironically, Rathenau was in government not because he needed power’s perks, but because, like so many other Jews, he wanted to mend the world, so much so that he advocated banning luxury production, and thus freeing private capital to spur spiritual wealth. Aged 55 when he died, Rathenau’s eventful life thus mixed big business, humanism, and a troubled Jewish soul. 

The very same mixture has animated the life of financial wiz George Soros. 

A PROTESTER holds a placard against George Soros outside Manhattan Criminal Court, after a message on former US president Donald Trump’s Truth Social account called on supporters to protest, last month. (credit: Shannon Stapleton/Reuters)

Fortunately, the 93-year-old punching bag of the Populist International is alive and well. Unfortunately, Soros has just been attacked by a major personality in a way that is reminiscent of the antisemitism Rathenau faced in his life, and calls for every Jew to stand by Soros. That includes this writer, who over the years was critical of our generation’s richest Jew.

RATHENAU’S effort to flee his Jewish identity was for Soros a part of his childhood, having been raised in interwar Budapest by affluent parents who changed their very Jewish name, Schwartz, to the Hungarian Soros. 

The name change didn’t help when the Nazis arrived, and the teenager went through the experience of being hounded for being a Jew, hiding in Budapest until its liberation. Soros then proceeded from a degree in the London School of Economics through a job as a clerk in a merchant bank to the fabled currency-trading career that made of him a billionaire. 

The business of currency trading is easy to misinterpret. Economically, many don’t understand the utility of traders judging, through their deals, any government’s economic conduct. Morally, this trade’s detractors don’t understand the risks it involves. 

In Soros’s case, the two sides of his trade’s image, the fair and the unfair, became apparent in two memorable events. The first happened in 1992’s Black Wednesday, when he dumped £10 billion at a time when Britain, bound to the European Exchange Rate Mechanism, failed to raise interest rates when it should have, thus behaving as if its currency was stronger than it actually was. 

The subsequent run on the pound led to its devaluation and to Britain’s abandonment of the European Exchange Rate Mechanism. Soros is believed to have made that day £1b. 

The move, before which few knew his name, did not spark antisemitic attacks. It was seen for what it was: a gutsy businessman’s legitimate gamble that flashed a much-needed red light in the face of a financially conceited government. 

Things were entirely different three years later, when a host of Asian currencies collapsed and Malaysian prime minister Mahathir Mohamad said “it is a Jew who triggered the currency collapse.” 

Ironically, it later turned out that Soros did not sell one Malaysian ringgit those days, but that didn’t matter. As happened to him when the Nazis chased him, Soros now unwittingly assumed the role of antisemitism’s stereotypical Jew, the medieval money changer who was allegedly out to swindle, dispossess and conquer the non-Jewish world.

While this was happening to his Jewish identity on the financial side of his activity, what was happening on Soros’s philanthropic side was no less ironic, and even more tragic. 

Antisemitism against Soros cannot be tolerated from anyone

Ultimately, Soros headed a multibillion-dollar effort so vast that at one point he was the world’s second-largest foreign-aid provider, just after Japan, and ahead of (!) the US.

To antisemites this generosity represented not the idealism and generosity with which it is obviously imbued, but the conspiracy theories with which they are infected. 

Soros, for his part, could indeed be tactless. As this column argued last decade (“By George,” 14 July 2017), promoting Muslim immigration into Hungary without living there was both unfair and unwise, and such was also Soros’s claim the previous decade that antisemitism “is the result of the policies of Israel and the United States” (“The sorrows of George Soros,” 21 November 2003).

However, such criticism cannot license denying Soros’s philanthropic greatness, as maverick carmaker Elon Musk just did in a tweet that claimed Soros “hates humanity” and that his endeavors are designed “to erode the very fabric of civilization.” 

Such an underhanded attack must make every Jew, regardless of ideological inclination or political stripe, defend Soros. 

Musk, whose own philanthropy has been attacked for reportedly adding up to hardly 1% of his wealth, and for having been occasionally channeled to his business partners, is livid because Soros sold his stake in Musk’s Tesla. 

That can explain the impulsive Musk’s anger, but it cannot justify libel, let alone antisemitic vitriol, even if aimed at the controversial Soros, a mogul whose treatment of his wealth could hardly be more idealistic, generous, and Jewish. 

www.MiddleIsrael.net 


The writer, a Hartman Institute fellow, is the author of the best-selling Mitz’ad Ha’ivelet Hayehudi (The Jewish March of Folly, Yediot Sfarim, 2019), a revisionist history of the Jewish people’s political leadership.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Steve McQueen’s 4-Hour Documentary on Nazi-Occupied Amsterdam Screens at Cannes Film Festival

Steve McQueen’s 4-Hour Documentary on Nazi-Occupied Amsterdam Screens at Cannes Film Festival

Shiryn Ghermezian


Director Steve McQueen and screenwriter Bianca Stigter pose at the 76th Cannes Film Festival photocall for the film “Occupied City” in Cannes, France, on May 18, 2023. Photo: REUTERS/Gonzalo Fuentes

Steve McQueen’s Occupied City, an almost four-and-a-half hour documentary about the Nazi occupation of Amsterdam during World War II and the persecution of the city’s Jewish citizens during the period, premiered Wednesday at the 2023 Cannes Film Festival in France.

The narrated film by the Oscar-nominated 12 Years a Slave British filmmaker and his partner — Dutch documentarian, author and screenwriter Bianca Stigter — is based on Stigter’s illustrated book Atlas of an Occupied City (Amsterdam 1940-1945) on the same topic. The project, McQueen’s first documentary feature, includes no archival footage and instead intertwine moments from past and present-day Amsterdam in other ways.

“An elderly woman shifts to country music in an apartment complex where, we’re told, a family was once arrested and sent to a concentration camp,” reported the Associated Press, detailing scenes from the documentary. “A radio throbs with Bob Marley in a park where German officer once resided in the surrounding townhouses. A boy plays a virtual reality video game where an execution took place.”

McQueen and Stigter, who live in Amsterdam with their children, researched their own address in the city and discovered that only a few doors down, a Jewish man in hiding during the Holocaust paid for himself to remain safely hidden from the Nazis by teaching a family’s child how to play piano, the AP noted.

“You want to wake people up and at the same time take them with you,” McQueen told the publication. “The present erases history. There’s going to be a time when no one is going to be around who knew certain people. It kind of echoes what’s happening with the Second World War. There’s not a lot of people around who can testify about what actually went on in that time. They’re all passed. This film in some ways is erecting those memories in another way.”

Occupied City was filmed during the COVID-19 pandemic and McQueen shot a total of 36 hours over the course of three years, according to AFP.

“You try to hold onto things but they always slip away. It’s like this film. After four hours and 22 minutes, it’s done,” he said to the AP. “What I want this film to be is almost like tossing a stone into a pond. The ripple effects afterwards, how it enters the viewer’s everyday life, that’s what I hope for.”


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com