Archive | 2023/06/06

Dezorientacja śmiercionośnego dziennikarstwa: o zachodnich mediach i konflikcie arabsko-izraelskim

Członkowie i zwolennicy Islamskiego Dżihadu na wiecu w Gazie. Zdjęcie Atia Mohammed/Flash90


Dezorientacja śmiercionośnego dziennikarstwa: o zachodnich mediach i konflikcie arabsko-izraelskim

Richard Allen Landes
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska


Wyrażenie „społeczność oparta na rzeczywistości” ma dziwną genealogię. Po raz pierwszy użyty z pogardą przez urzędnika administracji Busha w 2004 roku do opisania liberałów, którzy sprzeciwiali się ich polityce za pomocą „faktów”, szybko stał się dumnym samoodniesieniem dla liberałów. Jak na ironię, jak ujął to Kurt Andersen w swoim obszernym studium niespokojnych relacji Ameryki z rzeczywistością: „Żadna ze stron tego nie zauważyła, ale duże frakcje elitarnej lewicy i populistycznej prawicy są w tej samej drużynie”. Stało się to jeszcze bardziej prawdziwe w ciągu sześciu lat, odkąd Andersen napisał tę uwagę w 2017 roku.

Dziś mamy dwa głośne obozy, z których każdy zasadnie oskarża się nawzajem o zastępowanie postprawdą opisów opartych na twardych dowodach. W trakcie tego procesu doszło do „wielkiego rozwodu” między zachodnimi profesjonalistami w dziedzinie informacji a rzeczywistością, której zrozumienie jest ich powołaniem. Poniższe badanie analizuje jeden aspekt tego problemu – konflikt między Izraelem a jego sąsiadami – z następujących powodów: a) był to wczesny zwiastun tego, co ma nadejść, b) ponieważ dezinformacja dociera do nas z tradycyjnych mediów, które twierdzą, że przestrzegają standardów zawodowych, c) ponieważ ta dezinformacja odzwierciedla uprzedzenia ludzi, którzy nawet podejmując ten wielki rozwód z rzeczywistością, byli przekonani, że rzeczywiście są społecznością opartą na rzeczywistości, i d) ponieważ „złe zrozumienie” tego konkretnego problemu ma tak wiele bardzo poważnych konsekwencji nie tylko dla Palestyńczyków i Izraelczyków, ale dla demokracji na całym świecie.

Każdemu, kto ma elementarną wiedzę na temat sowieckiej propagandy, może wydawać się niepokojące czytanie zbiorowych wypowiedzi naukowców, w tym żydowskich, na temat konfliktu na Bliskim Wschodzie, a także słuchanie wiadomości na temat Bliskiego Wschodu nadawanych przez coraz bardziej postmodernistyczne media. [1] Zwykle nie oczekuje się, że moralnie i empirycznie zbankrutowane ministerstwo propagandy, będące przedmiotem bezlitosnych parodii, utrzyma taką hegemoniczną władzę dziesiątki lat po upadku systemu totalitarnego, który go zrodził. W jaki sposób kampania propagandowa wojny poznawczej zostaje z opóźnieniem przyjęta przez kulturę, przeciwko której była skierowana? W końcu jednym z powodów, dla których Zachód wygrał zimną wojnę na początku lat 90., było to, że sowiecka propaganda tak bardzo oderwała ZSRR od rzeczywistości, że kiedy głasnost zapanowała i ta propaganda została zakwestionowana, podstawa załamała się. A jednak teraz, na początku lat 20. XXI wieku, główne tematy sowieckiej propagandy antysyjonistycznej i antydemokratycznej – palestyński nacjonalizm i walka o wolność, izraelski kolonializm, apartheid, rasizm i ludobójstwo, syjonizm = nazizm – teraz przekierowane przez postkolonializm, mają szerokie zastosowanie w zachodnim dyskursie publicznym, zarówno jawnie, jak i pośrednio. [2]

Do pewnego stopnia można to wytłumaczyć rosnącym wpływem rewolucji intelektualnej na Zachodzie, szeroko rozumianej jako obejmująca różne warianty teorii krytycznej – postmodernistyczną, postkolonialną, queerową, krytyczną teorię rasy, ofiarę – oraz różne tożsamościowe polityki, które kształtują to teoretyzowanie. Niniejsze badanie koncentruje się nie na dokumentowaniu tych trendów, ale na leżących u ich podstaw czynnikach poznawczych i psychologicznych, które kierowały postmodernistycznymi perspektywami jako czynnikami przyczyniającymi się do naszego rozumienia rzeczywistości, [3] w sposób, który stworzył główny klin między praktykami nowego podejścia i rzeczywistością, którą chcą poznać i zmienić na lepsze.

DWA RADYKALNIE RÓŻNE PARADYGMATY: DESPERACJA KONTRA ASPIRACJA

Jedna z najbardziej zwięzłych definicji rzeczywistości brzmi: „Rzeczywistość jest tym, co nie znika, kiedy przestajesz w nią wierzyć”. [4] W bliskowschodnim konflikcie między Izraelem a jego sąsiadami zasada ta ma szczególny oddźwięk, ponieważ wszystkie wysiłki zmierzające do jego rozwiązania opierają się na szerokich ramach koncepcyjnych, które rzekomo najlepiej przybliżają i wyjaśniają sytuację, ale jak dotąd nie tylko nie doprowadziły do rozwiązania konfliktu ale, można by argumentować, podsyciły irredentystyczne tendencje konfliktu po obu stronach. W przeciwieństwie do tego alternatywne ramy zapewniają radykalnie przeciwne „podejście” ze sprzecznymi zaleceniami politycznymi. Z jednej strony model „desperacji”, z drugiej „aspiracji”. Jeden jest dobrze znany i w jakiejś formie dotarł do wszystkich odbiorców zachodnich tradycyjnych mediów i prac akademickich poświęconych studiom bliskowschodnim; drugi jest znacznie mniej znany.

Pierwszy, paradygmat „desperacji”, postrzega konflikt jako walkę narodową, w której Palestyńczycy „tęsknią” za wolnością narodową. Są rdzennym, słabszym ludem, ofiarami zachodniego ruchu najeźdźców, stawiającym opór tej podbijającej i okupacyjnej potędze oraz jej okupacji, dążąc do „wyzwolenia Palestyny”. Ich gwałtowny „opór” wobec Izraela wynika zatem z ich desperacji, by osiągnąć tę wolność. Tutaj konflikt o ziemię od rzeki Jordan do Morza Śródziemnego dotyczy dwóch rywalizujących ze sobą narodowych bytów, zmuszonych do podziału ziemi. Rozwiązaniem jest formuła o sumie dodatniej: „Ziemia za pokój”.

W wersji postkolonialnej podejście to postrzega syjonizm jako jeden z ostatnich odgałęzień imperialnego podboju świata przez Zachód w XIX wieku, a więc przedsięwzięcie oparte na rasistowskich, opresyjnych i często ludobójczych tendencjach europejskiego imperializmu. W tym ujęciu Palestyńczycy są dzielnym Dawidem, a Izraelczycy zabijaką Goliatem, który ukradł ich ziemię. W swojej bardziej ekstremalnej formie Izraelczycy to nowi suprematyści-rasiści, naziści; a Palestyńczycy to nowi Żydzi, ofiary – ofiary ludobójstwa dokonanego przez Żydów. To bardziej radykalne podejście jawnie opowiada się za roszczeniami Palestyńczyków do całej ziemi: „od rzeki do morza”.

Drugi paradygmat, paradygmat „aspiracji”, postrzega konflikt na Bliskim Wschodzie jako konflikt religijny, wynik niezdolności muzułmańskiego triumfalizmu do zaakceptowania autonomicznej obecności niewiernych w tym, co powinno być Dar al Islam. W krainie między rzeką a morzem niezależni niewierni, żyjący zgodnie ze swoimi prawami, podważają same podstawy wiary triumfalnej: ponieważ mamy rację, musimy być wyraźnie lepsi. Stąd samo istnienie Izraela, państwa, w którym Żydzi są wolnymi narodami, jest bluźnierstwem przeciwko Allahowi, a niepowodzenie w zapobieżeniu temu jest nieustającym upokorzeniem arabskiego wojownika, emocjonalną Nakbą. Żydowski opór, podobnie jak (postrzegany) ormiański bunt wobec statusu dhimmi, wzywa do eksterminacji. Arabowie, w tym główny palestyński przywódca Hadż Amin al Husseini, byli gorliwymi sojusznikami (a później oferowali im schronienie) nazistów podczas Holokaustu i po nim, z którymi podzielali szczególną nienawiść do Żydów. W bardzo konkretnym sensie front „palestyński” stanowi ostatni aktywny front II wojny światowej. Z tej perspektywy najlepszym określeniem dla tego konfliktu jest konflikt arabsko-izraelski lub triumfalistyczny konflikt muzułmańsko- żydowski. A najlepszym zilustrowaniem tego jest izraelski Dawid przeciwko arabsko-muzułmańskiemu Goliatowi.

Większość ludzi Zachodu nie kupuje w pełni żadnej z tych szeroko zakrojonych analiz i woli wierzyć, że „winy są po obu stronach”, że „cykl przemocy” należy przerwać, że „rozwiązanie w postaci dwóch państw” jest najlepszym sposobem w celu rozwiązania konfliktu – „ziemia za pokój”. A jednak przez ponad trzy dekady to rozwiązanie w niewytłumaczalny sposób nie przyniosło żadnych znaczących rezultatów. W rzeczywistości, zadanie, przynajmniej w obecnej formie, wydaje się syzyfowe, jeśli nie samobójcze. I chociaż modele desperacji i aspiracji dają wyjaśnienia tej porażki i sugestie polityczne dotyczące tego, jak odnieść sukces w przyszłości, dochodzą do dokładnie przeciwnych wniosków.

Model desperacji jest prosty: jeśli Izrael zakończy okupację, zapanuje pokój. To rozwiązanie tak oczywiste, że według komentatora BBC „można je rozwiązać za pomocą e-maila”. Palestyńscy rzecznicy i zwolennicy upierają się, że ponieśli już swoje ofiary na rzecz pokoju – oddali 78 procent swojej ziemi – i żądają w zamian całych pozostałych 22 procent (tj. do Zielonej Linii). Twierdzą, że to Izraelczycy odmawiają koniecznych ustępstw i nieustannie podejmują przedsięwzięcia (osiedla!), które rujnują szanse na pokój. Zamiast zawrzeć pokój, Izraelczycy uciskają Palestyńczyków, odmawiają im praw obywatelskich lub prawa do suwerenności. W rozpaczliwym oporze Palestyńczycy domagają się prawa do walki, jaką uznają za stosowną: opór to nie terror. Jaki mają wybór?

Wręcz przeciwnie, podkreśla paradygmat aspiracji, sprawa „palestyńska”, w przeciwieństwie do sprawy arabsko-muzułmańskiej, została sformułowana przez Sowietów po to, by muzułmańska wrogość wobec Żydów była akceptowana przez demokratycznych mieszkańców Zachodu jako ruch narodowo-wyzwoleńczy. Podkreślając świecki zachodni cel, stanowiła przykrywkę dla kluczowej zasady religijnej, że Żydom nie wolno pozwolić na posiadanie choćby ziarnka piasku, a zniszczenie Izraela jest jedynym akceptowalnym celem. W ten sposób 78 procent ziemi „oddanej” zostało faktycznie straconych w powtarzających się nieudanych próbach zdobycia wszystkiego, wielkiej aspiracji, do której wciąż dąży palestyńskie przywództwo. Ich hasło „Od rzeki do morza Palestyna będzie wolna” jest powtarzane (bezmyślnie?) przez postępowców i liberałów na kampusach w całym zachodnim świecie akademickim. Kiedy palestyńscy rzecznicy używają terminu „osiedla”, argumentuje ten paradygmat, nie mają na myśli tych poza zieloną linią (chociaż chętnie pozwalają dziennikarzom w to wierzyć), ale gdziekolwiek w Izraelu, w tym w Tel Awiwie; kiedy mówią „okupacja”, mają na myśli izraelską kontrolę nad terytorium od 1947 r. [5] Trwanie irredentyzmu w palestyńskiej kulturze politycznej do dnia dzisiejszego nie odzwierciedla narodowych aspiracji, ale religijny i plemienny obowiązek, który okrywa się  strojem narodowym w językach zachodnich na benefis liberalnej zachodniej publiczności. [6]

Istotnie, jak wielokrotnie po arabsku podkreślali przywódcy od Jasera Arafata do „umiarkowanego” Fajsala al Husseiniego, przywódcy palestyńscy postrzegali proces pokojowy w Oslo jako „konia trojańskiego”, tymczasowe ustępstwo, takie jak traktat Hudajbijja Mahometa, dokonane w celu uzyskania przewagi taktycznej i kontynuowania wojny. [7] Członek Komitetu Centralnego Fatahu wyjaśnił po arabsku, jaki był prawdziwy cel negocjacji – „inspirująca idea, wielki cel” – a mianowicie cała ziemia od rzeki do morza, ale przestrzegano przed mówieniem tego głośno (tj. obcokrajowcom). Innymi słowy, palestyńskie „umiarkowane, świeckie” kierownictwo (Fatah) realizuje oszukańczą strategię negocjacji w wojnie poznawczej, zgodnie z którą, choć są słabi, wydają się zgadzać na proces pokojowy w celu uzyskania ustępstw, które wystarczająco osłabią ich wroga, by mogli przystąpić do wojny kinetycznej: „Co będzie z Izraelem [jeśli pójdzie na te ustępstwa]? Izrael dobiegnie końca”. Innymi słowy, „Ziemia za wojnę”.

Mamy tu do czynienia z uderzającą, realną, kognitywną i polityczną sprzecznością. Obóz Pokoju, nawet wśród Żydów (Peace Now, B’tselem, J-Street), uważa, że im więcej ustępstw czyni Izrael, tym większe prawdopodobieństwo pokoju; że niewystarczająca oferta Izraela skazała negocjacje na niepowodzenie. [8] Z drugiej strony, wyartykułowane po arabsku stanowisko kierownictwa palestyńskiego oznacza, że im większe ustępstwa Izraela (tj. im słabsza pozycja Izraela), tym bardziej prawdopodobny jest wybuch wojny. Wbrew nadziejom i oczekiwaniom liberałów i postępowców na „dwa demokratyczne państwa żyjące obok siebie w pokoju”, najbardziej prawdopodobnym rezultatem scedowania przez Izraelczyków całego Zachodniego Brzegu na rzecz obecnego kierownictwa Palestyny, czy to AP, czy Hamasu, byłoby wojownicze państwo dżihadystów podobne do Gazy. Tylko w tym przypadku miałoby otwarte granice dla świata arabskiego i muzułmańskiego, zdolnego do przyciągnięcia rekrutów dżihadystów z całej Ummah. Z tego punktu widzenia opór izraelskich wyborców przed „zawarciem pokoju” z Palestyńczykami nie jest jakimś perwersyjnym i niefortunnym „zwrotem w prawo”, ale świadomością, jak niebezpieczne i wysokie jest ryzyko. [9]

Dramatyczny rozziew między wzniosłymi rezolucjami ONZ a realnym nieprawdopodobieństwem demokratycznej Palestyny sugeruje, że realizacja liberalnego programu doprowadzi do spektakularnego zwycięstwa globalnego Dżihadu. To stawia zachodnich nie-muzułmanów przed dylematem. Jak zbliżone są nasze funkcjonujące schematy pojęciowe i poznawcze do rzeczywistości na Bliskim Wschodzie, która, jeśli ją zignorujemy, nie zniknie? I czy szkody dotkną tylko Izrael, czy również demokratyczny świat?

W demokratycznej sferze publicznej, naznaczonej wolnością słowa, specjaliści od informacji udostępniliby odpowiednie dowody, niezależnie od tego, czy wspierałyby one określone ramy, czy nie. W takim przypadku, na przykład, zachodni konsumenci wiadomości i analiz byliby świadomi dramatycznej sprzeczności między tym, co Palestyńczycy mówią po arabsku, a tym, co mówią w językach zachodnich, i wyciągnęliby własne wnioski. [10] Podobnie opinia publiczna byłaby zaznajomiona z rolą triumfalistycznej religijności i honoru-hańby w arabskiej kulturze politycznej. [11]

A jednak nie. Zarówno wśród naukowców, jak i dziennikarzy istnieje niemal jednogłośne poparcie dla podejścia desperacji i wyraźnie wrogie podejście do tezy o aspiracjach. Sam powszechnie używany termin na określenie walki – konflikt izraelsko-palestyński – powiela obraz Izraelczyków jako wielkich Goliatów i Palestyńczyków jako słabych przegranych. W tradycyjnych mediach jedyny dostęp do alternatywnej ramy i wspierających ją dowodów odbywa się za pośrednictwem wywiadów z izraelskimi rzecznikami, którym dziennikarze mogą dowolnie przerywać. W niektórych przypadkach, na przykład France 24, izraelscy przedstawiciele pojawiają się rzadko. Izraelskie organizacje, które tłumaczą arabskie teksty i monitorują standardy zawodowe zachodnich dziennikarzy i organizacji pozarządowych „praw człowieka”, rzadko, jeśli w ogóle, są proszone o wypowiedź. [12] Z drugiej strony, w powtarzających się i przyjaznych wywiadach z palestyńskimi rzecznikami i organizacjami pozarządowymi, reporterzy pozwalają im na długie, nieprzerwane, szeroko zakrojone oskarżenia przeciwko Izraelowi i niemal nie ma sprzeciwu na odrzucenie ich nieśmiałej krytyki Palestyńczyków za podżeganie.

Rezultat: „wszyscy zgadzają się”, że rozwiązanie w postaci dwóch państw jest drogą do pokoju i że okupacja izraelska jest główną, jeśli nie jedyną przeszkodą na drodze do tego rozwiązania. Matti Friedman pisze o tym, co nazywa „kultem okupacji” i jego miejscu wśród dziennikarzy:

[Izraelska] okupacja nie jest konfliktem jak każdy inny, ale… samym symbolem konfliktu:… [Izrael] jest w rzeczywistości symbolem bolączek Zachodu – kolonializmu, nacjonalizmu, militaryzmu i rasizmu… Kapłaństwo tego kultu można znaleźć wśród aktywistów, ekspertów organizacji pozarządowych i dziennikarzy ideologicznych, którzy przekształcili relację z tego konfliktu w katalog żydowskich upadków moralnych… Współczucie dla trudnej sytuacji Izraela jest wysoce niepopularne w odpowiednich kręgach społecznych i jest czymś, czego każdy powinien unikać, jeśli chce być zapraszany na odpowiednie przyjęcia obiadowe lub awansować.

A jednak, przynajmniej jeśli chodzi o to, co obecni palestyńscy przywódcy mówią po arabsku (Hudajbijja lub koń trojański) i sposób, w jaki niektórzy Palestyńczycy zachowują się na swojej ulicy (radowanie się z 9-11świętowanie ataków terrorystycznych), można stwierdzić, że ich ideologiczni i duchowi bracia to globalni dżihadyści, którzy atakują zachodnie demokracje. Można odrzucić „rozmowy o koniu trojańskim” czyli tymczasowym rozejmie w celu przygotowania wojny jako „zwykłą retorykę”, mającą na celu spacyfikowanie przypuszczalnie mniej ważnej grupy, która w ogóle sprzeciwia się jakimkolwiek negocjacjom. [13] Ale te osądy powinny należeć do poinformowanego obywatela. Dziennikarze nie powinni pomijać odpowiednich materiałów w swoich reportażach, ponieważ uznają je za sprzeczne z celem pokoju lub, jak w przypadku Palestyńczyków, cieszących się z 11 września, ponieważ ulegają palestyńskim groźbom. A jednak w dużej mierze powszechny konsensus wśród zachodnich specjalistów od informacji i aktywistów wokół paradygmatu „desperacji, by być wolnym” powstaje właśnie przy braku sprzecznych dowodów sugerujących, że takie podejście jest nie tylko bezowocne, ale wręcz przeciwwskazane.

Można nawet zaryzykować twierdzenie, że rozbieżność między tym, co liberałowie i postępowcy myślą o konflikcie na Bliskim Wschodzie, a tym, co naprawdę motywuje zachowanie obu stron tego konfliktu, izraelskiej i palestyńskiej, stanowi jedną z bardziej znaczących luk poznawczych w naszych dysharmonijnych czasach. Jest to szczególnie prawdziwe, gdy dotyczy konfliktu, który cieszy się tak dużym zainteresowaniem, generuje tak wiele obszernych badań i raportów politycznych, i którego rzeczywiste implikacje, gdybyśmy źle zrozumieli ten konflikt, byłyby tak poważne. [14]

Poniższa dyskusja jest próbą zbadania, jak mogło dojść do tego oderwania się od rzeczywistości.

PIERWSZA PRZYCZYNA: „PALESTYŃCZYCY I ZACHODNI LIBERALNO-POZNAWCZY EGOCENTRYZM” 

Pierwszy rodzaj zniekształceń pochodzi z tego, co psycholodzy nazywają „egocentryzmem poznawczym”, czyli tendencją do projekcji własnej mentalności na innych, przy założeniu, że każdy myśli tak jak ja. [15] To pojęcie egocentryzmu poznawczego, zapożyczone od Piageta, ma dziś wymiar ironiczny: zwykle termin ten odnosi się do niedojrzałych etapów rozwoju – dzieciństwa i dorastania – a im bardziej człowiek staje się dojrzały, im bardziej uczy się wczuwać się w innych, tym prawdopodobnie staje się mniej egocentryczny. Jak ujęła to jedna grupa badaczy: ludzie zimni (pozbawieni empatii) znacznie częściej są poznawczymi egocentrykami. A jednak, paradoksalnie, w XXI wieku niektórzy z najbardziej zdeterminowanych, wręcz dogmatycznych kognitywnych egocentryków wywodzą się z najbardziej postępowych, empatycznych kręgów ciepłych myślicieli i aktywistów, którzy postrzegają wszystkich jako oddanych zasadom interakcji o sumie dodatniej (wygrana -wygrana) i mają trudności z wyobrażeniem sobie ludzi, którzy nie myślą w tych kategoriach. Komentarz pewnego studenta do Hitler’s Willing Executioners Daniela Goldhagena ilustruje kluczowe pomieszanie „człowieczeństwa” z „człowiekiem”: „Myślę, że odczłowiecza on Niemców, ponieważ przedstawia ich jako sadystów”. A jednak, niestety, niewiele cech jest bardziej charakterystycznych dla człowieka niż sadyzm.

Wyłonienie się pewnego rodzaju dobrotliwej antropologii, w której ludzie byli instynktownie współpracującymi, towarzyskimi, pokojowymi istotami (dopóki kapitalizm ich nie zepsuje), nie było z góry przesądzone. Przez większość udokumentowanego życia politycznego ludzkości stosunkami rządził paranoiczny imperatyw: rządzić albo być rządzonym, albo jak to ujął Tukidydes: Silni robią, co chcą; a słabi robią to, co muszą. [16] My jednak mamy tendencję do przyjmowania za pewnik odwrotnej sytuacji, nie doceniając jej rzadkości i ryzyka. John Tooby, antropolog, wyjaśnił po atakach Paris Bataclan w 2015 roku:

Urodzonym w świecie, który jest od tak długiego czasu wewnętrznie spacyfikowany, łatwo (i wygodnie) pomylić to ze stanem natury, a nie czymś utrzymywanym kosztownym poświęceniem niektórych [powiedziałbym, że wielu]. Ludzie wychowani w kulturach, które są w przeważającej mierze zorganizowane wokół racjonalności opartej na współpracy, nie wyobrażają sobie innej racjonalności. Kiedy więc ludzie stosują przemoc, musi to wynikać z desperacji lub palącej niesprawiedliwości i przestaną, gdy zostanie im przyznana sprawiedliwość. Wydaje nam się, że nikt nie może preferować wojny… Kooperant chce dojść do porozumienia, w którym wszyscy są sobie równi. Ale drapieżni wyobrażają sobie zamiast tego dominację „ja wygrywam, ty przegrywasz”.

W konflikcie na Bliskim Wschodzie ten zachodni sposób myślenia projektuje liberalną mentalność na palestyńskich przywódców, którzy jej nie podzielają, i, jak na ironię, odmawia jej Izraelczykom, którzy w większości podzielają ją, czasem w najbardziej namiętny sposób. [17] Na przykład w swoim przemówieniu w Kairze w 2009 roku nowo wybrany prezydent Obama wyraził tę „nieustępliwą wiarę”. Znajdujemy tu liberalny egocentryzm poznawczy podniesiony do rangi zarówno dogmatu, jak i doktryny polityki zagranicznej. Książka Szimona Peresa The New Middle East jest wzorem życzeniowego liberalnego egocentryzmu poznawczego.

Obóz pokojowy wyjaśnia odmowy Abbasa, podobnie jak Arafata w Camp David (2000) i Taba (2001), jako rozsądną odpowiedź na określone warunki. [18] Pomysł, że Palestyńczycy nie mogli się podpisać, ponieważ ich myślenie rządziło się zasadami haniebnego kompromisu i honorowego zwycięstwa w grze o sumie zerowej – „to, co zostało odebrane siłą, można odzyskać tylko siłą” – nie przeniknął do tej projekcji. Rzeczywiście, każdy, kto to sugerował, był i nadal jest oskarżany o rasizm lub „paranoję na punkcie holokaustu”.

Rola tej agresywnej projekcji racjonalnych intencji o sumie dodatniej na Palestyńczyków wyrządziła największe szkody w dążeniu do pokoju między nimi a Izraelczykami. Ta postawa charakteryzuje wszystkich zachodnich graczy w ciągu ćwierćwiecza niepowodzeń, które wyznaczają dotychczasowy „proces pokojowy”: Dennis Ross, Martin Indyk, Yossi Beilin, Yair Hirschfeld, Szimon Peres, Terje Roed Larsen, Condoleezza Rice, Ehud Olmert, Bill i Hillary Clinton, John Kerry, a teraz Anthony Blinken. Charakteryzuje również zdecydowaną większość relacji o konflikcie i nieudanych próbach pokojowych wśród dziennikarzy w tradycyjnych mediach. [19]

Jak na ironię, utrzymanie tej postawy wymaga podwójnego zaprzeczenia. Z jednej strony oznacza to zaprzeczanie, ignorowanie, odrzucanie obfitych dowodów na zupełnie odmienną postawę wyrażaną przez palestyńskich przywódców, zarówno religijnych, jak i „świeckich”, kiedy mówią po arabsku. Z drugiej strony oznacza postrzeganie Izraelczyków jako nieprzejednanych, zaangażowanych w okupację „Wielkiego Izraela”, odmawiających przyznania Palestyńczykom ich „praw”. W rezultacie zachodni konsumenci wiadomości dostarczanych przez dziennikarzy i ich ekspertów są karmieni stałą dietą „kultu okupacji”, w której „wszyscy wiedzą”, że izraelska okupacja Zachodniego Brzegu i ich osiedli stanowi główny problem i jej zakończenie jest kluczem do pokoju. Myśl, o wiele bardziej osadzona w realiach konfliktu, że problemem jest palestyński irredentyzm i ciągłe podżeganie do ludobójstwa oraz że oddanie suwerenności obecnej kulturze politycznej na Zachodnim Brzegu doprowadziłoby do wojny, zostaje zdegradowana do rangi „izraelskiej propagandy”. W rzeczywistości, konsumenci głównych serwisów informacyjnych („New York Times”, „Guardian”, „Washington Post”, „Le Monde”, BBC, CNN, France 24 itd.) mają tylko bardzo mgliste pojęcie o palestyńskim podżeganiu. [20]

DRUGA PRZYCZYNA: HUMANITARNY RASIZM I KOMPLEKS PRAW CZŁOWIEKA – POCZWÓRNY STANDARD

Mucha w mazi liberalnego egocentryzmu poznawczego polega na tym, że aby zastosować go do Palestyńczyków, nie wolno go stosować do Izraelczyków, co wymaga systematycznego ignorowania przeciwnych dowodów w obu przypadkach. Pierwsza część tego procesu obejmuje to, co Manfred Gerstenfeld nazywa „humanitarnym rasizmem” lub „odwrotnym rasizm”, w którym nie ma się żadnych moralnych oczekiwań wobec danej grupy. (W Wielkiej Brytanii nazywa się to czasem „rasizmem niskich oczekiwań”). „Humanitarny rasista […] uważa, że ponieważ osoby niebiałe lub słabe nie mogą ponosić odpowiedzialności za swoje czyny, należy odwracać wzrok tak często, jak to możliwe, nawet jeśli popełniają poważne przestępstwa”. W rezultacie okazuje się, że kiedy „uprzywilejowana ofiara” źle się zachowuje, humanitarny rasista traktuje jej zachowanie albo jako uzasadnioną reakcję na ucisk, albo jako rodzaj siły natury. Wszystko, co może zdenerwować takich „słabych” i „marginalizowanych” graczy i prowadzić do agresywnych zachowań, jest winą tych, którzy ich prowokują. Sędzia Sądu Najwyższego Stephen Breyer snuł przelotne domysły, że w dobie internetu o światowym zasięgu niektóre czyny, które z pewnością sprowokowałyby muzułmanów do przemocy (spalenie Koranu), mogą nie być chronione jako wolność słowa na mocy Pierwszej Poprawki. W ten sposób zrównał panikę tłumu w pomieszczeniu z groźbą potencjalnej śmierci w wyniku pożaru z zamieszkami i morderstwami urażonych ludzi. Oczekuje się jednak, że Amerykanie będą patrzeć na palenie swojej flagi jako uzasadniony wyraz wolności słowa i nie zareagują gwałtownie.

Charles Jacobs scharakteryzował tę kombinację niezwykle niskich standardów stosowanych wobec (postkolonialnych) „innych” i odpowiednio wysokich standardów stosowanych wobec postimperialistycznych mieszkańców Zachodu jako kompleks praw człowieka. Naruszenia praw człowieka, które budzą oburzenie i potępienie w międzynarodowej „wspólnocie praw człowieka”, to te popełniane przez „białych”, podczas gdy te, których dopuszczają się „ludzie kolorowi” wobec białych lub innych osób kolorowych, wywołują zażenowanie. [21]

Konflikt na Bliskim Wschodzie między Izraelem a jego sąsiadami ucieleśnia tę nierównowagę jak chyba żaden inny globalny konflikt. Z jednej strony Izrael przestrzega bardzo wysokich standardów: jego kampanie wojskowe przeciwko wrogowi, który wykorzystuje swoich cywilów jako żywe tarcze, są surowo oceniane za ich „całkowicie nieproporcjonalne reakcje” i dużą liczbę zabitych; a każdy dowód izraelskiej dyskryminacji Arabów wywołuje oskarżenia o rasizm w stylu „apartheidu”. Te wymagające standardy są tym łatwiejsze, że zarówno rząd izraelski, Sąd Najwyższy, jak i jego inteligencja przestrzegają tych wysokich standardów. [22] Wynikiem działań izraelskiego wywiadu, działań militarnych i doktryny, wynikiem zdecydowanie nie uznawanym przez krytyków, jest to, że izraelskie operacje wojskowe osiągnęły wyższy stosunek liczby zabitych bojowników do liczby zabitych cywilów niż w jakiekolwiek innych miejskich konfliktach zbrojnych. Ich najbardziej wyjątkowe osiągnięcie, operacja w Dżeninie w 2002 r., w której stosunek bojowników do cywilów wynosił 3:1, jest powszechnie znana na świecie jako „masakra w Dżeninie”.

Dość często w chwilach szczerości dziennikarze i eksperci, zwłaszcza krytycy, przyznają, że stawiają Izraelowi wyższe wymagania, nie biorąc pod uwagę, że z tego samego powodu oceniają wrogów Izraela, triumfalistycznych muzułmanów, według (znacznie) niższych standardów. Palestyńskie ataki terrorystyczne na ludność cywilną, chociaż pojawiają się w wiadomościach, rzadko pojawiają się w analizach jako „nieproporcjonalne” lub jako „zbrodnie wojenne”. Często uważa się to za opór między innymi przed upokorzeniem. Kiedy Izrael może zostać pociągnięty do odpowiedzialności za śmierć dziennikarza, media nadają temu najwyższy rozgłos, podczas gdy reszta ze 197 zabójstw dziennikarzy w świecie arabskim w latach 2014-2021 pozostaje tylko w statystykach. Ponownie, za nierównym traktowaniem kryje się rasistowskie myślenie: wydarzenia są warte opublikowania tylko wtedy, gdy człowiek ugryzie psa.

Ale podwójne standardy nie są inwersjami. Podwójne standardy oznaczają, że rozumiesz, że Izraelczycy spełniają znacznie wyższe postępowe standardy niż ich wrogowie, a nawet możesz wezwać ich do poświęcenia i przyjęcia większej krytyki niż ich bardziej niestabilni, kierujący się honorem i hańbą kuzyni. Czym innym jest większa krytyka Izraelczyków, ale zupełnie czym innym jest wyłączenie krytycznego myślenia i uwierzenie w oskarżenia o rasizm, apartheid, łamanie praw człowieka rzucanych przez ludzi działających w świecie kultu „nagiej siły”, świecie przesiąkniętym polityką władzy i uprzedzeniami, ludzi, którym obce są prawa człowieka nawet dla własnego narodu, a tym bardziej dla mniejszości, kobiet i ludzi uznanych za wrogów. Czym innym jest pokazywanie przykładów uprzedzeń w kulturze dążącej do ich wykorzenienia, a czym innym uznanie za wiarygodne opisy Izraela jako „apartheidu” przedstawiane przez kulturę polityczną, która jest apartheidem de facto, jeśli nie de iure. Podwójne standardy, przynajmniej we współczesnym dziennikarstwie, nie powinny oznaczać, że ktoś całkowicie odrzuca dziennikarskie standardy, by „opowiadać historię, którą uważa za społecznie sprawiedliwą”. [23] Jacy poważni dziennikarze, świadomi tego, jak palestyńscy bojownicy atakują izraelskich cywilów i tańczą z radości po każdym mordzie, nie zastosowaliby dużej dawki sceptycyzmu wobec palestyńskich skarg, że Izrael bierze na cel palestyńskich cywilów?

Ludzie o zdrowym kompasie moralnym nie odwracają całkowicie obrazu, który szczodrze retuszują swoimi wyższymi oczekiwaniami, nazywając Izraelczyków nazistami, podczas gdy ignorują liczne dowody na to, że ich wrogowie podziwiają nazistów i chcą dokończyć dzieło Hitlera. Ci, którzy nie zdają sobie sprawy, że Izrael jest ostatnim aktywnym frontem drugiej wojny światowej, nie rozumieją zarówno dynamiki tego psychotycznego epizodu wśród narodów sto lat temu [24], jak i przetrwania tej dynamiki do dnia dzisiejszego na Bliskim Wschodzie.

A jednak właśnie tak się stało. W dziwnej alchemii, nawet gdy palestyńskie złe zachowanie jest rejestrowane jako opór przeciwko nieznośnie opresyjnemu wrogowi; [25] izraelskie dobre zachowanie, dowód ich głębokiego przywiązania do wartości liberalnych i humanitarnych, zostaje odrzucone jako tania propaganda mająca na celu odwrócenie uwagi od izraelskiego ucisku Palestyńczyków: „pink-washing ” (spójrzcie, jacy jesteśmy mili dla LGTB), „aid-washing” (spójrz na naszą międzynarodową pomoc w przypadku katastrof), „vegan-washing” (zobacz, ilu mamy wegan i przyjaznych weganom restauracji), „green-washing” (zobacz, jacy jesteśmy odpowiedzialni ekologicznie i innowacyjni), „purple-washing” (spójrz na naszą armię egalitarną pod względem płci), „ethiopian-washing” (spójrz na naszych czarnych Żydów).

TRZECIA PRZYCZYNA: ŚMIERTELNA KOMBINACJA DŻIHADYSTYCZNEGO ZASTRASZANIA I IDEOLOGII POSTKOLONIALNEJ

Wszystko to ma w sobie pewną logikę, choć nieco przewrotną. Ale to nie wyjaśnia, dlaczego to w dużej mierze nieświadome i głęboko problematyczne zniekształcenie ma taką żywotność, tak wielki konsensus i taką długowieczność (ponad dwie dekady i wciąż trwa). Nawet Fox News uczestniczy w tej systemowej dezinformacji. [26] Można by się spodziewać, że w więcej niż jednym kącie syjonistycznych mediów można znaleźć dziennikarzy gotowych ujawnić to, co Palestyńczycy mówią po arabsku, lub ujawnić tajemnicę publiczną, że dziennikarze tak ciężko pracują, by ugłaskać palestyński gniew wobec krytycznej prasy.

Na przykład, u szczytu operacji w Dżenin, telewizja Autonomii Palestyńskiej nadała następujące kazanie:

Wierzymy w ten hadis [o zabiciu wszystkich Żydów na świecie]. Jesteśmy również przekonani, że ten hadis zwiastuje rozprzestrzenianie się islamu i jego panowanie na wszystkich ziemiach… O Allahu, unicestw Żydów i ich zwolenników… O Allahu, podnieś flagę dżihadu nad ziemią… Och, umiłowani, spójrzcie na wschód ziemi, znajdźcie Japonię i ocean; spójrzcie na zachód ziemi, znajdźcie kraj i ocean. Bądźcie pewni, że będą one własnością narodu muzułmańskiego, jak mówi hadis, „od oceanu do oceanu”.

Można rozsądnie oczekiwać, że dziennikarze z Bliskiego Wschodu szeroko rozpowszechnią i obszernie omówią tak zaskakujący rozwój wydarzeń. Jeśli „Nie Wieder!” [nigdy więcej Holokaustu] cokolwiek znaczy, oznacza to, że kiedy jakaś grupa głosi ludobójstwo z ambon w połączeniu z podbojem świata, [27] i te ludobójcze kazania są następnie nadawane publicznie przez władze polityczne i podchwytywane przez masowych morderców (w tym sprawców 9/11), to jest wiadomość, istotna i trafna… zwłaszcza, gdy dziennikarze i ich publiczność, wobec której mają zobowiązania zawodowe, sami są również celem tych okrutnych imperialnych ambicji.

Ale nie. Złoty standard milczenia mediów w tych sprawach został już ustalony przez Williama Orme z „New York Times”, który w artykule o palestyńskim podżeganiu zacytował przemówienie wzywające muzułmanów do „wyrzynania Żydów, gdziekolwiek ich znajdziecie”, i użył jedynie krótkiego fragmentu:

Izraelczycy przytaczają jako skandaliczny przykład transmitowane w telewizji kazanie, które broniło zabicia dwóch żołnierzy. „Czy to Likud, czy Partia Pracy, Żydzi są Żydami” – ogłosił szejk Ahmad Abu Halabaja w transmisji na żywo z meczetu w mieście Gaza dzień po zabójstwach.

Czytając taki artykuł, można by uznać, że izraelskie skargi są strasznie małostkowe, i poczuć się utwierdzonym w światopoglądzie liberalnych kognitywnych egocentryków i humanitarnych rasistów: Palestyńczycy po prostu chcą wolności; Izraelczycy odmawiają im ich praw. A tymczasem czytelnik nic nie wie o eksterminacyjnej nienawiści, która podsyca palestyńską przemoc.

To prowadzi nas do jednego z głównych źródeł oderwania Zachodu od rzeczywistości, fali fałszywych wiadomości o Izraelu i terytoriach palestyńskich, która uderzyła w 2000 roku. Zachodni dziennikarze nie tylko potwierdzali swój poznawczy egocentryzm, odmawiając omawiania aspektów palestyńskiej kultury politycznej które naruszały ich połączenie „człowieczeństwa” i „człowieka”, okazały się również głównym kanałem propagandy wojny dżihadystycznej podawanej jako wiadomości. Począwszy od historii al Durah, w której IDF rzekomo zastrzelił palestyńskiego chłopca w ramionach jego ojca, aż do paroksyzmu z niezweryfikowanymi i fałszywymi relacjami o masakrach w Dżeninie (2002), zachodnie wiadomości na temat „konfliktu izraelsko-palestyńskiego” nadal zasilają zachodnią sferę publiczną wiadomościami, które zarówno koncepcyjnie, jak i w szczegółach nie spełniają najbardziej elementarnych standardów zawodów informacyjnych: od nadawania podżegających, niesprawdzonych materiałów o Izraelu do milczenia na temat podburzających, łatwych do sprawdzenia materiałów Palestyńczyków, do odmowy poprawienia udowodnionych błędów. Stopień, w jakim główni gracze w zachodnich mediach podporządkowują się propagandowym żądaniom Palestyńczyków, może osiągnąć alarmujący poziom. [28]

Ogólnie rzecz biorąc, w historii nowoczesnego, profesjonalnego dziennikarstwa, nawet gdy fałszywe wiadomości przedostawały się do tradycyjnych mediów (najbardziej skandalicznym przypadkiem były relacje z głodu na Ukrainie w latach 1930-33, zwłaszcza przez wielokrotnie nagradzanego korespondenta „New York Timesa” Waltera Duranty’ego ), inni sprzeciwiali się temu, a także potępiali i ostatecznie publikowano sprostowania. Jednak w przypadku fali fake newsów z Izraela konsensus medialny jest wyjątkowo szeroki i wysoce odporny na korekty. Na przykład Dżenin pozostaje do dziś, nawet wśród niektórych Żydów, memem przedstawiającym izraelską przemoc wobec niewinnych Palestyńczyków. Niedawne relacje z wydarzeń w Dżeninie (Shireen abu Akleh, 2022-23) ilustrują, w jaki sposób podstawowy sposób myślenia mediów informacyjnych pokrywa się z narracją palestyńską: mów o palestyńskich naocznych świadkach jako wiarygodnych, także kiedy oskarżają Izrael o umyślne morderstwo; skupiaj się na izraelskiej agresji i cierpieniach Palestyńczyków, traktuj śmierć izraelskich cywilów z rąk terrorystów jako z grubsza równoważną do śmierci palestyńskich terrorystów. Jedna z przyczyn tego powszechnego konsensusu, zwłaszcza jeśli chodzi o dziennikarzy z regionu, wynika z jednej z największych „tajemnic publicznych” tego zawodu, powszechnego zastraszania dziennikarzy przez Palestyńczyków oraz równie powszechnego i ukrywanego podporządkowania się dziennikarzy temu zastraszaniu. [29]

Dziennikarze tacy jak Orme – czyli moim zdaniem cała ta banda dziennikarzy i pracowników organizacji pozarządowych/ONZ oraz dyplomatów, którzy spędzają razem czas w okolicy Szejik Dżarrah i hotelu Colony – nie uważali (i nadal nie uważają), że podporządkowują się palestyńskim żądaniami. Wręcz przeciwnie, „odrzucą jako całkowicie bezpodstawne oskarżenia niektórych, że istnieje umyślna, systematyczna ‘autocenzura’ ze strony zagranicznego korpusu prasowego przydzielonego do Izraela i/lub Palestyny”. [30] Po prostu relacjonują to, co widzieli: izraelskiego Goliata i palestyńskiego Dawida. Po prostu „wyrównują szanse”. Ich postkolonialne ramy, w których Izraelczycy są kolonialnymi najeźdźcami, a Palestyńczycy niewinną rdzenną ludnością, służą im jako listek figowy dla ich cichego podporządkowania palestyńskiemu zastraszaniu.

A ponieważ ich uległość jest dobrowolna, wręcz szlachetna, nie czują kija, tylko marchewkę. „Nie było wobec nas przemocy ze strony Palestyńczyków” – powiedział mi jeden z fotografów w 2014 roku. „Wręcz przeciwnie, polubili nas i przyjęli. Czuję się bezpieczniej z Palestyńczykami niż z Izraelczykami”. I tak by było, dopóki nie zerwą z „procedurami”, jak zrobił to na chwilę Seager. Im większa zgodność, tym cieplejszy odbiór. W 2014 r., w odpowiedzi na uderzające przykłady zastraszania mediów przez Hamas, zwłaszcza relacjonowania, kiedy ich rakiety zabijały palestyńskie dzieci, niektórzy reporterzy pozwolili wymknąć się prawdzie. Gabriel Barbati napisał na Twitterze o pocisku, który zabił dziesięciu chłopców w obozie dla uchodźców Szati poprzedniego dnia:

Poza Gazą, daleko od odwetu Hamasu: źle wystrzelona rakieta zabiła dzieci [wczoraj] w Szati. Świadek [dowód]: bojownicy rzucili się i usunęli gruzy. Rzecznik @IDF powiedział prawdę w wydanym wczoraj komunikacie o masakrze w obozie Szati. To nie #Izrael za tym stał.

Sprawy potoczyły się tak źle, że nawet Foreign Press Association (FPA) sprzeciwiła się zastraszaniu przez Hamas, na co korespondentka „New York Timesa”, Jodi Rudoren, odpowiedziała: „Każdy reporter, którego spotkałam, który był w Gazie podczas wojny, mówi, że ta izraelska/obecnie FPA narracja o nękaniu przez Hamas to nonsens”. [31] I w rezultacie ta niepokojąca historia o tym, że Hamas złamał rozejm w Eid al Fitr, zabił dziesięcioro dzieci z Gazy, posprzątał bałagan, a następnie pokazał tę scenę dziennikarzom obwiniając Izrael, nigdy nie wyszła daleko poza wąski krąg żydowskich wiadomości.

Ponownie, jest to uzasadnione w umysłach dziennikarzy, ponieważ uważają się za zwolenników słabszych bojowników o wolność, sprawy, którą postrzegają jako „lewicową”. Z kolei Izraelczycy są coraz bardziej „prawicowi”. Jednym z najczęściej słyszanych komentarzy w ustach zarówno Palestyńczyków, jak i zachodnich dziennikarzy jest „najbardziej prawicowy izraelski rząd w historii…” Oczywiście wymaga to ciężkiego milczenia na temat brutalnego autorytaryzmu po drugiej stronie, aby utrzymać dobrą reputację Palestyńczyków jako części obozu postępowego.

Ironia tej „postkolonialnej”, przypuszczalnie neomarksistowskiej, sowiecko-palestyńskiej, a obecnie dziennikarskiej narracji o losie Palestyńczyków bierze się z jednej z najbardziej uderzających analitycznych porażek tych, którzy zastosowali ten paradygmat do tego konfliktu, a mianowicie z założenia, że przywództwo reprezentuje lud, że, jak twierdziła radziecka linia propagandowa, odnosząc tak niezwykły sukces na Zachodzie: „OWP jest jedynym przedstawicielem narodu palestyńskiego”. Myśl, że ta elita systematycznie poświęca swoich ludzi dla celów elity, tak jak czynią to wszystkie przednowoczesne elity, nie może przebić się przez to zamieszanie. [32] W rezultacie wszelkie próby obwiniania Hamasu lub OWP za przemoc są rejestrowane jako „obwinianie ofiary”, mimo że podmioty te są bezpośrednimi beneficjentami prześladowania swoich ludzi. W rezultacie jeden z najbardziej „skrajnie prawicowych” ruchów według jakiejkolwiek normalnej definicji – faszystowska polityka, w tym torturowanie krajowych dysydentów, mizoginizm, rasizm, uciskanie plebsu i mniejszości – uzyskuje aureolę reprezentanta sprawy „wyzwolenia ludu” i etykietę postępowego ruchu.

CZWARTA PRZYCZYNA: PSYCHOLOGICZNY SUPERSESJONIZM I NIEZDROWY APETYT NA WIEŚCI O ZŁYM ZACHOWANIU SIĘ ŻYDÓW

Gdyby jednak problemem było samo zastraszanie, można by oczekiwać, że podporządkowanie się dziennikarzy będzie tak powierzchowne, jak to tylko możliwe, jak w innych przypadkach „dziennikarstwa dostępu”. I oczywiście zawsze istnieją sposoby na przekazanie presji zastraszania, co ilustruje żart o czerwonym i czarnym atramencie. [33] Jeśli nie możesz wydrukować niczego złego o obiektach swoich reportaży, nie musisz przekazywać ich propagandy jako wiadomości. Wyjaśnienia wymaga to, dlaczego ten konkretny dziennikarski brak etyki zawodowej objawił się tak energicznie i tak trwale.

Bowiem jeśli nie wszyscy dziennikarze, to z pewnością niektórzy lubią stawiać Izrael pod pręgierzem. A jednak najbardziej zaangażowani dziennikarze bledną w porównaniu z jeszcze bardziej żarliwą obroną sprawy palestyńskiej przez pracowników organizacji pozarządowych, na których ci dziennikarze polegają w większości swoich doniesień. Następnie dziennikarze tonują (niektórzy mogliby powiedzieć, że piorą) te raporty organizacji pozarządowych i podają jako wiadomości. [34] Istotnie, organizacje pozarządowe i dziennikarze są w relacji opartej na wzajemnej zależności, przy czym ci pierwsi służą rozpowszechnianiu przesłania, a ci drudzy zdobywają wiadomości z obszarów, do których nawet dziennikarze nie mają wstępu. Ale to wykracza znacznie dalej. Coraz częściej dziennikarze jako grupy formalne przyjmują sprawę palestyńską i postrzegają swoją pracę jako zgłaszanie skarg palestyńskich. Trzeba czegoś więcej niż zastraszanie, aby wyjaśnić, w jaki sposób taki poziom wrogości mógł zapanować wśród liberalnych i postępowych dziennikarzy (i naukowców).

Niektórzy w syjonistycznych kręgach żydowskich tłumaczą nagły i gwałtowny zwrot zachodniej inteligencji przeciwko Izraelowi jako czysty i prosty antysemityzm, zgodnie z tradycyjnym odczytaniem wyrażenia „ עשו שונה ליעקוב”.  – Ezaw [Rzym, poganie] nienawidzi Jakuba [Żydów]”. I z pewnością istnieje wiele dowodów na to, że antysemityzm, definiowany jako zakodowana/szkodliwa wrogość wobec Żydów [35], ma miejsce w atakach na legitymację Izraela. Ale to szerokie, czasem mistyczne oskarżenie niekoniecznie pomaga nam zrozumieć źródła tej wrogości. W tym miejscu chciałbym skupić się na jednym konkretnym źródle, a mianowicie na formie psychologicznego supersesjonizmu (zastąpienia), w której wiadomości o złym zachowaniu Żydów działają na rzecz zapewnienia konsumentów takich wiadomości o ich własnej wartości. [36]

Supersesjonizm (teologia zastąpienia) ma długą historię, najwyraźniej wyrażoną przez pierwszych chrześcijan jako teologia o sumie zerowej, w której chrześcijanie zastąpili Żydów jako naród wybrany przez Boga, nowe „światło dla narodów”. Nieodłącznym elementem tego twierdzenia było postrzeganie siebie przez chrześcijan jako tych, którzy tak bardzo przewyższyli Żydów w naukach moralnych i etycznych, że unieważnili żydowskie roszczenia do takiego przywództwa. Wraz z nawróceniem Konstantyna i „Pokojem Kościoła” – co samo w sobie było poważną degradacją moralną – stało się to triumfalistycznym twierdzeniem: nasza religia jest prawdziwa, ponieważ my rządzimy. I to twierdzenie przejawiało się w ustawodawstwie, które poniżało Żydów: ich cierpienie było znakiem, że Bóg ich karze za to, że nie przyjęli Jezusa jako Chrystusa. Islam swoją instytucją dhimmi ustanowił takie poniżające i restrykcyjne ustawodawstwo zarówno dla chrześcijan, jak i Żydów pod swoimi rządami.

Mówiąc raczej w kategoriach psychologicznych niż teologicznych, zastąpienie jest formą krzywdzącego formowania się tożsamości, w której nowi pretendenci dowodzą swojej wyższości nad tymi, których statusu najbardziej zazdroszczą i dlatego mają do nich urazę; wywyższając się sprawiają, że ich rywal wydaje się mniejszy. W rezultacie, im bardziej są niepewni swojej domniemanej wyższości, tym bardziej są wrogo nastawieni do tych, których ciągłą konkurencję uważają za nie do zniesienia. [37] Stąd dość często w okresach rządów chrześcijańskich triumfalistów Żydzi byli zmuszani do nadstawiania drugiego policzka, podczas gdy supersesjoniści bili ich. Ta dynamika hańby i honoru pojawia się ponownie, mutatis mutandis, wśród muzułmanów i ich traktowania dhimmi.[38]

Analitycy zwrócili uwagę, w jaki sposób kolejne ruchy świeckie, w tym Oświecenie, przyjęły wiele z supersesjonizmu swoich poprzedników, których, jak wierzyli, znacznie przewyższali jako moralni przywódcy ludzkości. Rzeczywiście, można by argumentować, że jedyną treścią, jakiej Oświecenie nie odrzuciło spośród pogardzanych przez nie przesądów chrześcijańskich, był ten wrogi stosunek do Żydów. W swoich mroczniejszych i bardziej niepewnych momentach, takie odrzucenie żydowskich roszczeń do bycia narodem wybranym przenosiło (podstawowe) pojęcie supersesjonistyczne na Żydów, którzy rzekomo czują się wybranymi „jako rasa panów” – jak w Protokołach mędrców Syjonu.   

I to właśnie obecnemu pokoleniu „świeckiego” progresywnego myślenia, obecnie określanego jako „przebudzone”, przypisałbym tego samego ducha rywalizacji o sumie zerowej, w którym poniżanie rywala upewnia o własnym, należnym miejscu ponad wszystkimi innymi. Kiedy Terje Roed Larsen i wielu innych, przekonanych memem o masakrze w Dżenin, ogłosili: „Izrael utracił wyższość moralną”, mieli na myśli nie utratę moralnej wyższości na rzecz Palestyńczyków, ale ich samych, globalnej postępowej lewicy, która teraz uważała się za nowego globalnego hegemona moralnego, sprzeciwiającego się imperialnej hegemonii Stanów Zjednoczonych i Izraela. [39] A im słabsze roszczenia do moralnej wyższości, tym gwałtowniejsza jest nienawiść do Żydów.

Silny związek łączy śmiercionośne dziennikarstwo z jednymi z najbardziej zjadliwych supersesjonizmów. W odpowiedzi na „mem o masakrze w Dżenin” w 2002 r., zarówno Żydzi, jak i nie-Żydzi, wystąpili z jadowitymi potępieniami żydowskiej wiary w ich wybraństwo jako usprawiedliwienie dla traktowania gojów tak źle, jak chcą. Zabójcze doniesienia z Libanu w 2006 roku wywołały zaskakującą tyradę popularnego norweskiego autora, Josteina Gaardera. A kampania w Gazie w 2014 r. dała impuls do napisania wiersza, który głosami Żydów głosi:

upajamy się naszym skarbem utkanym ze skradzionej ziemi,

bóg stworzony na nasz obraz, okrywający nasze dusze

z nienawiścią i strachem wystarczającym, by rozgrzać naszą pychę,

wszyscy stoimy dumnie, wszyscy jesteśmy wybrańcami planet,

nie potrzebujemy innego, nie chcemy innego, nie będziemy mieć innego,

nie ścierpimy innego, nie, nie, bo jesteśmy, jesteśmy, JESTEŚMY.

Jak na ironię, ale przewidywalnie, w każdym przypadku projekcja na Żydów opisuje znacznie dokładniej postawy ich wrogów.

Skrajne przypadki jednak tylko wyraźnie ostrzegają nas o tym zjawisku. W swoich bardziej przyziemnych i subtelnych formach ta zastępcza przyjemność z poniżania żydowskich roszczeń do wysokiej pozycji moralnej przejawia się w obsesji mediów na punkcie tego konfliktu, a dokładniej w ich upodobaniu do wiadomości o źle zachowujących się Żydach. Rzeczywiście, głód wiadomości z Bliskiego Wschodu jest tak wielki, że wielu skrupulatnych dziennikarzy i fotografów zaakceptowało Palestyńskie Protokoły Medialne tylko po to, aby uzyskać dostęp do raportów, które „sprzedają się” znacznie lepiej niż, powiedzmy, reportaże ze znacznie bardziej niszczycielskich wydarzeń, które miały miejsce w sąsiedniej Syrii. [40] Widać to wyraźnie w wysokiej premii za relacjonowanie o życiu Palestyńczyków rzekomo zabranym przez Izraelczyków i braku zainteresowania cierpieniami Palestyńczyków torturowanych i zabijanych albo przez ich własnych przywódców, albo przez innych Arabów. To jest nieświadome zastosowanie memu „człowiek gryzie psa to news”, z całym rasizmem, który ucieleśnia.

Jak na ironię, wielu „przebudzonych” Żydów, kierujących się perfekcjonistycznym moralnym imperatywem dążenia do (społecznej) sprawiedliwości i silną potrzebą zasygnalizowania tej cnoty, przyłączyło się do chóru obelg. [41] Czyniąc to, jednak uczestniczą w mesjańskim sposobie myślenia – to wszystko nasza wina i gdybyśmy tylko byli lepsi, moglibyśmy wszystko naprawić – w którym cała odpowiedzialność spoczywa na „nas, Żydach”, i unika się podobno poniżającego i nieprzyjemnego aktu wskazywania palcem na kogoś innego. Nigdy nie obwiniaj ofiary. A jednak ten szlachetny akt humanitarnego rasizmu w rzeczywistości zachęca prawdziwych antysemitów do „obmywania” przez Żydów własnych animozji i wykorzystywania palestyńskich ofiar przez wspieranie ich najgorszych prześladowców.

Jeśli palestyńskie zastraszanie wyjaśnia podstawowe linie informacji przekazywanych przez dziennikarzy, to nie wyjaśnia tonu tych wymuszonych relacji, energii moralnej, z jaką dziennikarze i komentatorzy podtrzymują swój kult okupacji i potwierdzają palestyńskie roszczenia z autorytetem nadanym im jako profesjonalistom w dziedzinie informacji. Tak więc, niezależnie od tego, czy przypisuje się szeroki konsensus surowemu zastraszaniu, niechęci wobec państwa żydowskiego, ideologicznym zobowiązaniom, czy po prostu przyjemności dokopywania komuś, kto, (jak „wszyscy się zgadzają”), zasługuje na to, zachodnie uzależnienie od złych wiadomości o Żydach ma ogromny wpływ na jakość „wiedzy” o szczególnie niestabilnym i krytycznym regionie świata, którą dostarcza obecna sfora postkolonialnych specjalistów od informacji.

PIĄTA PRZYCZYNA: APOKALIPTYCZNY ENTUZJAZM MILENIJNY

Można by pomyśleć, że ta analiza wystarczyła zarówno do wyjaśnienia, jak i skorygowania empirycznej i moralnej dezorientacji obecnego konsensusu politycznie poprawnych. W końcu uświadomienie sobie nieuświadomionych uprzedzeń i ich korygowanie to jedna z najbardziej fundamentalnych zasad współczesnego „antyrasizmu”. Poznawczy egocentryzm, humanitarny rasizm, a nawet stronniczość zastraszonych mediów, wszystko to może zostać zrekompensowane, kiedy i jeśli profesjonaliści informacji sobie tego życzą. I oczywiście można by mieć nadzieję, że postępowy świat, tak oddany myśleniu o grach o sumie dodatniej, odpowiednio zareaguje na odkrycie logiki o sumie zerowej zakorzenionej w jego nieświadomym supersesjonizmie i rasizmie. A jeśli powody moralne nie wystarczą, zawsze pozostaje własny interes i instynkt samozachowawczy i zamknięcie z tego powodu rurociągu dziennikarstwa wojennego strzelającego do własnej bramki oraz zwracanie uwagi na rzeczywisty świat.

A jednak. Trudno sobie wyobrazić, że tak się dzieje.

Co prowadzi nas do ostatniego czynnika obecnego oderwania od rzeczywistości: millenialnego entuzjazmu. Apokaliptyczny millenialny sposób myślenia, opisany między innymi przez Normana Cohna, przebiega mniej więcej tak: w tych czasach bezprecedensowego zagrożenia świat jest przesiąknięty złem (różnie definiowanym jako „nie my”) i zaczęła się walka między siłami „dobra” (nami) przeciwko temu potwornemu złu. Dopiero po zniszczeniu zła może rozpocząć się millenium pokoju, harmonii i dostatku. [42] Pokrewieństwo tego sposobu myślenia z kosmicznym myśleniem spiskowym jest oczywiste.

Żadna ludzka wiara nie jest bardziej intensywna i niestabilna niż millenijne marzenia w apokaliptycznej akcji: wierzący zbiorowo przechodzą od egzaltacji do rozpaczy i wściekłości (a czasem z powrotem). Marzenie rodzi zarówno wzniosły eros (uniwersalną miłość), jak i pożerający thanatos (zarówno morderczy, jak i samobójczy). [43] Czas apokaliptyczny – przekonanie, że teraz jest Wielka Przemiana – wytwarza millenijne ruchy „w działaniu”; początkowy oszałamiający sukces samego ruchu służy jako dowód, że nadszedł czas. Henri Desroche opisał te ruchy jako „podążanie” drogą pożaru lasu, karmienie się własnym żarem, ustanie dopiero po wypaleniu się. [44]

Apokaliptyczne memy ujmują wierzących, ujeżdżają ich nie tak, jak Freudowskie ego ujeżdża id, aby je powstrzymać, ale by egzaltacji, upojeniu nadać pełną moc. Prowadzi to znacznie częściej do zniszczenia niż do odkupienia. I żadne przekonanie nie jest bardziej odporne na korekty, bardziej giętkie w utrzymywaniu się pomimo całkowitego obalenia jego dogmatów, niż przekonanie, że żyje się wreszcie w czasie apokaliptycznym. Jeszcze bardziej złowieszczo, ruchy millenijne, które przejmują władzę, najczęściej reagują na (nieuniknioną) porażkę jakąś formą przymusowej czystości, w której próbują wymusić doskonałe społeczeństwo na ciele społecznym: apokaliptyczna genealogia społeczeństw totalitarnych. [45]

Hannah Arendt opisuje szczególny stosunek ruchów totalitarnych (millenialnych) do rzeczywistości:

Ruchy totalitarne kreują zakłamany świat spójności, która jest bardziej adekwatna do potrzeb ludzkiego umysłu niż sama rzeczywistość; świat, w którym, dzięki czystej wyobraźni, wykorzenione masy mogą poczuć się jak w domu i oszczędzone są im niekończące się wstrząsy, jakie prawdziwe życie i prawdziwe doświadczenia zadają ludziom i ich oczekiwaniom. [46]

W badaniu tych ruchów „prawdziwie wierzących” Eric Hoffer zauważył, że „ruchy masowe mogą powstawać i rozprzestrzeniać się bez wiary w Boga, ale nigdy bez wiary w diabła”. [47] A to, co znajdujemy wśród „przebudzonej”, antyrasistowskiej, postępowej lewicy dzisiaj, to wspólny z apokaliptycznymi dżihadystami, apokaliptyczny scenariusz w którym Stany Zjednoczone i Izrael są ostatecznymi złymi wrogami, bliźniaczymi szatanami. [48] Moment wyświęcenia tego wizjonerskiego sojuszu nastąpił podczas pierwszej „Konferencji przeciw rasizmowi” w Durbanie (sierpień – wrzesień 2001 r.), podczas której al Durah wcielił się w rolę patrona-świętego męczennika, demonstranci wznieśli transparenty przedstawiające Saddama Husajna, Jasera Arafata i Osamę Bin Ladena i kwitły nastroje antysemickie (w dosłownym tego słowa znaczeniu) i antyamerykańskie. [49]

Kiedy po 11 września ruch antywojenny stał się światowym fenomenem, gromadząc miliony ludzi, by demonstrować przeciwko izraelsko-amerykańskiemu antychrystowi, organizatorzy z zadowoleniem przyjęli obecność muzułmanów z diaspory, którzy zapewnili przebiegowi wielką, choć nieco niepokojąco wojowniczą, energię i pasję. Upojeni poczuciem przeznaczenia, organizatorzy postrzegali siebie jako moralnego hegemona nowego stulecia. Można zauważyć, że ten sojusz, zorganizowany głównie wokół sprawy palestyńskiej (której nienawiść do Żydów postępowcy nie uważają za antysemicką), jest wszechobecny w obecnych kręgach postępowych/przebudzonych.

Kiedy wystartowało Black Lives Matter, podjęło skoordynowane wysiłki, aby powiązać swoją sprawę z Palestyńczykami, włącznie z potępieniem izraelskiego ludobójstwa Palestyńczyków (!) jako część ich platformy. [50] Dziś, dzięki ruchowi BDS (Bojkot, Dywestycje, Sankcje) i jego szerokiemu poparciu wśród postkolonialnych naukowców i sieci ONZ-NGO, sprawa palestyńska przeniknęła do wielu innych spraw i instytucji, od ONZ i Międzynarodowego Trybunału Karnego po ruch kobiecy i LGBT. Jak zauważyła Corinne Blackmer, w niektórych przypadkach kwestia palestyńska dosłownie zaciera właściwy temat. [51]

Ruchy milenijne potrzebują tego, co Bernard Harrison nazywa „(wielką) jednorodnością opartą na projekcie”, która zabiera uczestników z ich normalnej (czasowej) tożsamości i nadaje im nową, odkupieńczą, apokaliptyczną tożsamość. [52] W dzisiejszej antyrasistowskiej, przebudzonej, postępowej kulturze można znaleźć wiele cech charakterystycznych dla apokaliptycznego millenaryzmu: światu grozi nieuchronne zniszczenie (nieuchronne globalne ocieplenie, do którego należy dodać przypominającą Terminatora sztuczną inteligencję) i jest przesiąknięty złem (systemowy rasizm ze strony uprzywilejowanych zwolenników białej supremacji i syjonazistów). Rozwiązanie – zbiorowe zakończenie rasizmu i ucisku aż do najmniejszej mikroagresji, demontaż każdego śladu z natury opresyjnej władzy i przywilejów – jest na wyciągnięcie ręki tu i teraz; a wszelki sprzeciw zostanie wygnany z tego wspaniałego nowego świata.

Dziennikarstwo misyjne, które inspiruje te krucjaty, najechało na tradycyjne media w XXI wieku, nawet w tych obszarach, gdzie w przeciwieństwie do Bliskiego Wschodu zastraszanie nie odgrywa głównej roli. Dzisiejsze redakcje pełne są kierowanej ideologią tożsamości „młodzieży”, która buntuje się przeciwko restrykcjom „obiektywnego” dziennikarstwa we wszystkich jego formach – bezstronnego, uczciwego, dokładnego, odpowiedzialnego przekazywania informacji. Ci aktywiści są wspierani przez uległą starą gwardię, która postrzega „nowych odbiorców” tego dziennikarstwa jako alternatywę dla starych białych konsumentów wiadomości. Kierownictwo jest tak zastraszone, że resztki poważnego dziennikarstwa (Bari WeissJames BennetIan BurumaDonald McNiel Jr.), zostają rzucone na pożarcie wilkom kultury anulowania za najmniejsze przewinienie.

W podsumowaniu argumentu, że to nowe dziennikarstwo może zdobyć zaufanie swoich czytelników, Leonard Downie ucieleśnia rozłam między myśleniem życzeniowym dziennikarstwa postobiektywnego a rzeczywistością, którą systematycznie ignoruje:

Godne zaufania dziennikarstwo nowej generacji dziennikarzy i liderów redakcji może zapewnić, że media informacyjne będą nadal [sic] wykonywać swoją [sic] rolę w ochronie demokracji.

Jednak dziennikarstwa nie można uznać za godne zaufania tylko dlatego, że jego zwolennicy, szeroko cytowani w jego „opracowaniu”, zapewniają nas, że jest (lub może być). Wręcz przeciwnie, udawanie, że jest godne zaufania, gdy tak nie jest, gwarantuje, że demokracja znajdzie się w poważnym niebezpieczeństwie.

Wielu obserwatorów zwróciło uwagę na religijny wymiar przebudzonego antyrasizmu, co jego praktycy energicznie odrzucają. Vincent Lloyd, czując, że rewolucja obraca się przeciwko własnym dzieciom (tj. jemu samemu), skomentował: „John McWhorter twierdzi, że antyrasizm jest nową religią. To był pomysł, który szybko odrzuciłem. Zeszłego lata odkryłem, że antyrasizm jest wypaczeniem religii: znalazłem kult”. Kult, być może, ale przede wszystkim kult apokaliptyczny, nastawiony na eliminację zła i ratowanie świata.

Dzisiejszy „przebudzony” apokaliptyczny duch zawiera dużą dawkę Thanatosa. W pewnym sensie obecna fala oikofobii (strachu i wstrętu do własnej kultury) ma pewne niepokojące cechy wspólne z samobójczym ruchem tysiąclecia znanym jako „zabijanie bydła” wśród Xhosa w połowie XIX wieku w Republice Południowej Afryki. Wtedy, po kilku nieudanych (millenaryjnych) rewoltach przeciwko angielskim kolonizatorom, młoda kobieta oznajmiła, że przodkowie powiedzieli jej, że jeśli tylko żyjący zabiją swoje (dotknięte zarazą) bydło i zniszczą swoje marne plony, umarli powrócą, zmiotą Brytyjczyków i sprowadzą nowe, zdrowe bydło i obfite zbiory. Kiedy ruch się przyjął, wywołał egzaltację na myśl o klęsce Anglików, a każde niepowodzenie traktowano jako dowód na to, że trzeba poświęcić jeszcze więcej – w rzeczywistości całe – bydło, w tym bydło tych, którzy nie uznali przepowiedni. Kiedy to się skończyło, zabito 400 tysięcy sztuk bydła, a 40 tysięcy Xhosa zmarło z głodu. [53] A brytyjscy imperialiści zdecydowanie pokonali i skolonizowali Afrykę Południową.

W dzisiejszej millenialnej akcji można znaleźć podobne autodestrukcyjne uniesienie: dekonstrukcja, być może najbardziej destrukcyjna forma krytyki, jaką kiedykolwiek wymyślono, zwraca się przeciwko zachodniemu kanonowi, niszcząc ten sam kapitał społeczny, który umożliwił postępową politykę, a wszystko to w oczekiwaniu na wyłonienie się w wielkim wyzwoleniu spod „systemowego” ucisku zachodniego społeczeństwa. Wierni swojemu humanitarnemu rasizmowi, dekonstrukcjoniści powstrzymują się od kierowania swojej żrącej krytyki na kultury niezachodnie, bez względu na to, jak systemowo te inne kultury uciskają swoje ofiary we własnym społeczeństwie.

W pogoni za celem, jakim jest zabicie własnego kapitału społecznego (słowo to pochodzi od capitagłowy bydła) i znacznie wspomagani przez siłę mediów społecznościowych w tworzeniu kultury anulowania poprzez zawstydzanie w Internecie, zachodni postępowcy pożerają własne dzieci. Co gorsza, przeprowadzając tę czystkę, otwierają się na najbardziej destrukcyjny, napędzany nienawiścią apokaliptyczny ruch naszych czasów, Globalny Dżihad. Rzeczywiście, ten samobójczy „czerwono-zielony” rewolucyjny sojusz miał już miejsce w Iranie w latach 1979-80, kiedy teokratyczne, zmierzające do powszechnego odkupienia państwo Chomeiniego, będąc już u władzy, brutalnie wyeliminowało swoich komunistycznych sojuszników. Podczas gdy zachodni postępowcy odrzucają własne „wielkie narracje”, entuzjastycznie przyjmują wielkie narracje innych kultur, w istocie bardzo wielką, odkupieńczą narrację Kalifatu, która celuje w nich i ich marzenia! Chętnie, entuzjastycznie wcielają się w rolę osła mesjasza, wehikułu dla zbawiciela, który, gdy nadejdzie pora, zabije ich jako koronną ofiarę.

Freud napisał, że to, co nazwał „zasadą rzeczywistości”, trzyma w ryzach pożądliwy popęd id za pośrednictwem ego. Ale kiedy millenijne memy doprowadzają swoich nosicieli do szaleństwa, ego nie może otrzymać korekty od zasady rzeczywistości, by zmienić to zachowanie. Wszelkie dowody na to, że „rzeczywistość świata zewnętrznego”, świata empirycznego, przeciwstawia się, a nawet zaprzecza najgłębszym fantazjom wierzących, zostaje odrzucona w zawrotnym rachunku dysonansu poznawczego – wierzą oni we wszystko, co wzmacnia poczucie, że szlachetnie dążą do sprawiedliwości, i są tak bardzo bliscy „wygięcia łuku historii ku sprawiedliwości”.” Jeśli jakikolwiek pojedynczy czynnik wyjaśnia głębokie i trwałe zaangażowanie zachodnich postępowców w głęboko opartą na nierzeczywistości wielką narrację we wszystkich jej szczegółach, uważam, że główną rolę odgrywa (błędny) nieświadomy impuls odkupienia – sprawiedliwość społeczna teraz!

OSTATNIA MYŚL: ANTYSEMITYZM I REWOLUCJA INTELEKTUALNA

W swoim oświadczeniu wprowadzającym do projektu badania „rewolucji intelektualnej naszych czasów” redaktorzy „Fathom” przedstawili problem:

Jakiekolwiek stanowisko zajmiemy, jest nie do pomyślenia, że ta rewolucja intelektualna pozostawi nietkniętą formę, jaką przybrała „najstarsza nienawiść”, ponieważ, jak pokazało nam wyczerpujące monumentalne studium Davida Nirenberga Anti-Judaism: The Western Tradition, żadna intelektualna rewolucja nigdy tego nie pominęła. Radykalnie nowe paradygmaty myślowe zawsze powodowały zmianę kształtu antysemityzmu, nowe pojęcia żydowskiej złośliwości i nowe klątwy wyłaniające się z fermentu.

Powyższa analiza sugeruje większą precyzję. Bez względu na obietnice, potencjał i pułapki intelektualnych rewolucji, praktyka millenijnych aspiracji osadzonych w ich myśleniu została głęboko dotknięta mutacjami nienawiści do Żydów XXI wieku. Niechęć do Żydów – strach, zazdrość, projekcja – odegrała kluczową rolę w przeniesieniu tych intelektualnych rewolucji poza sale akademickie do szerszej kultury, przenosząc ją z ezoterycznej ideologii, w którą mógł uwierzyć tylko intelektualista, do (rewolucyjnej) praktyki o głęboko destrukcyjnych skutkach.

Pierwsza duża fala fake newsów, wspieranych przez misyjne dziennikarstwo, szerzonych przez cały wachlarz tradycyjnych mediów, nadeszła i kolejne fale nadal nadchodzą w relacjach z jedynego na świecie państwa żydowskiego, począwszy od 2000 r. [54]  Te nowe ideologie poczyniły kolejne postępy szeroko używając, zarówno w sposób dorozumiany, jak i jawny, drogę wytyczoną przez śmiercionośne dziennikarstwo antysyjonistyczne XXI wieku. Black Lives Matter, jeden z najbardziej ważkich ruchów rewolucyjnych, który wszedł do głównego nurtu, mocno identyfikował się z Palestyńczykami i czerpał korzyści z tych samych upodobań mediów do dziennikarstwa misyjnego i inscenizowanych sytuacji kryzysowychPowinowactwo między „przebudzonymi” a antysemityzmem jest dobrze udokumentowane. Przynajmniej jeśli chodzi o bardziej dramatyczne przejawy, może okazać się, że „nowy antysemityzm” jest nie tyle konsekwencją nowych rewolucji intelektualnych, ile głównym czynnikiem przyczyniającym się zarówno do jego przejścia z marginesu do centrum, jak i siły jego instynktu śmierci.


Przypisy:

[1] Alan Dershowitz, An Academic Hijacking, “WSJ”, 28 stycznia 2007. Akademickie oświadczenia z 2021 r. z wydziałów RutgersBrownGender StudiesJewish Studies. Analiza stopnia, do jakiego te oświadczenia ignorują kluczowe aspekty sytuacji, zob. Andrew Pessin, Academia for Hamas, Elder of Ziyon, 31 maja 2021. Postępy post-modernistycznego podejścia do wiadomości, zob. niedawne badanie i artykuł Leonarda Downie, Newsrooms that move beyond “objectivity” can build trust, “Washington Post”, 30 stycznia 2023; odpowiedzi Breta Stephensa i Richarda Landesa.

[2] Izabella Tabarovsky, Soviet Anti-Zionism and Contemporary Left Antisemitism, Fathom, Maj 2019. Tylko jeden wymowny przykład jego niekwestionowanej aktualności można znaleźć w przypadku wiceprezydentki, która na spotkaniu z muzułmańską studentką oskarżającą Izrael o „etniczne ludobójstwo Palestyńczyków”, odpowiedziała: „Cieszę się, że [podniosłaś to] i jeszcze raz o tym, że twój głos, twoja perspektywa, twoje doświadczenie, twoja prawda nie powinny być tłumione. I trzeba to usłyszeć, prawda?” Zob. See Samuel Chamberlain, Kamala Harris praises student who accused Israel of genocide for telling “your truth”, “New York Post”, 28 września 2021.

[3] Richard Landes, Can ‘The Whole World’ Be Wrong? Lethal Journalism, Antisemitism, and Global Jihad (Boston: Academic Studies Press, 2022), roz. 8.

[4] Przypisywane autorowi science-fiction, Phillipowi K. Dickowi, cytowane w Mark Goldblatt, I Feel, Therefore I Am: The Triumph of Woke Subjectivism (Bombardier Books, 2022), s. 9.

[5] Landes, “The Demopath’s Lexicon: A guide to Western Journalism between the River and the Sea,” Israel Affairs, 26.3 (2020): 311-329.

[6] To w żaden sposób nie jest ograniczone do Palestyńczyków. Al Dżazira po arabsku jest głównym dostawcą antysemityzmu, podczas gdy jej angielska wersja, nieco oczyszczona, uchodzi za wiarygodne dziennikarstwo. Patrz Tarek Ali Ahmad, Al Jazeera Arabic’s long history of anti-Semitism, “Arab News”, 21 maja 2019; wiarygodność Al Dżaziry jest oceniona jako „lekkie do umiarkowanego skrzywienie liberalne (!)”, Media Bias Fact-Check.

[7] Pierwsze przemówienie Arafata z wymienieniem Hudajbijji było po angielsku, ale było prywatnie skierowane do kolegów, (azjatyckich) muzułmanów w Afryce Południowej – nie przeznaczone do publicznej konsumpcji. Patrz dyskusja w Landes, Oslo’s Misreading of an Honor-Shame Culture, “Israel Journal of Foreign Affairs” (2019): 189-93; Efraim Karsh, Arafat’s War: The Man and His Battle for Israeli Conquest (New York: Grove Press, 2003).

[8] Najbardziej wyczerpujące (i przygnębiające) sprawozdanie z tego zachowania obozu pokoju napisał Kenneth Levin w The Oslo Syndrome: Delusions of a People Under Siege (Hannover, NH: Smith and Kraus Global, 2005).

[9] O “zwróceniu się na prawo” izraelskich wyborców: Carlo Strenger, Why Israel keeps moving to the right, “Guardian”, 19 lipca 2010; Clare Robbins, How Israeli youth helped usher in the farthest right-wing government ever, “Vox”, 9 lutego 2023. Analiza tego, jak palestyńskie państwo zdecydowanie nie leży w interesie Europejczyków mimo ich entuzjastycznego poparcia, zob. Wolfgang Bock i Andrew Tucker, Two States for Two Peoples? The Palestinian-Israeli Conflict, International Law, and European Union Policy (The Hague: THINC, 2023).

[10] Landes, Demopath’s dictionary. Jeśli chodzi o związek między tym, co Izraelczycy mówią po hebrajsku i w językach obcych, obecność tak wielu angielskich tłumaczeń dokumentów hebrajskich i gorliwość, z jaką niektórzy z nich, jak „Haaretz”, ujawniają każdą możliwą tajemnicę, oznacza, że nie ma poważnej luki między tym, co Izraelczycy mówią prywatnie i publicznie. Należy zauważyć, że akta Assange’a, których ujawnienie dwulicowości wielu dyplomatów w pewnym stopniu wywołało arabską „wiosnę”, nie zawierały żadnych potępiających rewelacji na temat izraelskiej dwulicowości.

[11] O roli dynamiki hańby-honoru w arabskiej kulturze politycznej, zob. Landes, Can “The Whole World” Be Wrong?, s. 191-211. Także “liberałowie” w dzisiejszej palestyńskiej kulturze politycznej popierają zamachy terrorystyczne, Elder of Ziyon, The most progressive, liberal, Westernized Palestinians support murdering Jews, Elder of Ziyon blog, 2 lutego 2023.

[12] „Jednak biuro [AP] wyraźnie poleciło reporterom, aby nigdy nie cytowali grupy ani jej dyrektora, wychowanego w Ameryce profesora Geralda Steinberga”. Zobacz Matti Friedman, What the Media Gets Wrong About Israel. Część pracy Steinberga dokumentuje, jak zachodni dyplomaci i urzędnicy ONZ, szczególnie ci zajmujący się kwestiami izraelsko-palestyńskimi, są integralnymi częściami tej samej sieci i hojnie finansują swoich podwykonawców z organizacji pozarządowych. Ci międzynarodowi dyplomaci nigdy nie cytują, nie odpowiadają, nie wchodzą w interakcje ani nie są zainteresowani poznaniem badań, które mogłyby ich zawstydzić. Gerald M. Steinberg. European Funding for Palestinian NGOs as Political Subcontracting, “Strategic Assessment” 24:4, INSS, Tel Aviv University, listopad 2021.

[13] Gadi Wolfsfeld, Charles Enderlin, Yair Hirschfeld i Dennis Ross nie wspominają przemówienia Arafata o Hudajbijji w swoich długich reminiscencjach o negocjacjach. Por., współczesne relacje Connie Bruck, Wounds of Peace, “New Yorker”, 14 października 1996, s. 7.

[14] Elad Segev i Menachem Blondheim, The footprint of the Palestinian-Israeli conflict in online world news: The puzzle of salience, “Dynamics of Asymmetric Conflict”, 3: 2 (2010): 72-85; Phyllis Chesler, The New York Times’ Orwellian obsession with Israel, “Israel National News”, 11 stycznia 2023.

[15] Termin został pierwotnie ukuty w odniesieniu do nastoletnich chłopców, którzy mieli tendencję do zakładania, że wszyscy są równie zaabsorbowani seksem, jak oni: David Elkind, Egocentrism in Adolescence, „Child Development”, 38:4 (grudzień, 1967): 1025-1034.

[16] Eli Sagan, The Honey and the Hemlock: Democracy and Paranoia in Ancient Athens and Modern America (Princeton: Princeton University Press, 1994).

[17] Aby zapoznać się z analizą porażki Oslo w tych kategoriach, zob. Landes, Oslo’s Misreading. Na przykład wśród Palestyńczyków nie ma nawet w przybliżeniu podobnej grupy, takiej jak B’tselem czy Peace Now, grup izraelskich, które regularnie krytykują swoją stronę i żądają więcej ustępstw w imię pokoju… teraz! (Jeden jedyny wyjątek, Bassem Eid.) Jeśli chodzi o dziennikarstwo, zobacz szkołę „dziennikarzy pokoju” w Izraelu, którzy robią wszystko, łącznie z odrzucaniem negatywnych wiadomości, aby zachęcić do pokoju, Gadi Wolfsfeld, Media and the Path to Peace (Cambridge: Cambridge Wydawnictwo Uniwersyteckie, 2004) .

[18] O obronie “nie” Arafata w zachodniej terminologii, zob. Deborah Sontag The Quest for Middle East Peace: How and Why It Failed, “New York Times”, 16 lipca 2001; Robert Wright, Was Arafat the Problem? “Slate”, 18 kwietnia 2002.

[19] Gadi Wolfsfeld argumentuje, że izraelskie dziennikarstwo pokojowe zawiodło, ponieważ izraelskie dziennikarstwo padło ofiarą trybu dziennikarstwa wojennego, Media and the Path to Peace, rozdz. 7. Krótko tylko wspomina o palestyńskim dziennikarstwie wojennym (s. 186). Twierdzi, że gdyby tylko Izrael wiedział więcej o Palestyńczykach, poniósłby konieczne ofiary dla pokoju. Najwyraźniej wiedza o ludobójczej nienawiści Palestyńczyków nie była częścią tej większej wiedzy.

[20] Sarit Catz, Media Silent on Palestinian Leaders’ Incitement to Violence, CAMERA, 13 października 2015. Wielu w Izraelu podziela tę postawę, w tym wielu we Wspólnocie Wywiadowczej. Zobacz The Gatekeepers , omówione w Can ‘The Whole World’ Be Wrong?, s. 407. Ostatnio generał dywizji (w stanie spoczynku) Tamir Hayman, były szef wywiadu wojskowego armii izraelskiej, a obecnie dyrektor zarządzający Instytutu Studiów nad Bezpieczeństwem Narodowym, opisał niestabilną sytuację na Zachodnim Brzegu w kategoriach „braku nadziei i dobrobytu” nie wspominając o podżeganiu i ludobójczych aspiracjach. Zobacz Allison Kaplan Sommer, Netanyahu’s Red Line on Iran Was Crossed. Now What? “Haaretz”, 2 lutego 2023.

[21] Niedawnym najbardziej rażącym przykładem wymuszonego milczenia o przemocy czarnych wobec czarnych w USA jest Connors Friedersdorf, Should Black Lives Matter Focus on ‘Black-on-Black’ Murders?, “Atlantic Monthly”, 7 lutego 2015; niedawny przykład, co dzieje się z człowiekiem, który na to wskazał: Zac Kriegman, I Criticized BLM. Then I Was Fired, “The Free Press”, 12 maja 2022.

[22] Ze’ev Chafets już w 1985 roku zwrócił uwagę na to, co nazwał „podwójnymi podwójnymi standardami”: Double Vision: How the Press Distorts America’s View of the Middle East (New York: William Morrow, 1985), 307- 11. Jako przykład wielu wysokich standardów Izraela zob.: 400-stronicowe badanie Mordechaja Kramenitzera: Proportionality: A Critical and Comparative Perspective, Center for Democratic Values and Institutions, 2016. W publikacjach palestyńskich nie ma nic nawet choćby w przybliżeniu podobnego, w rzeczywistości większość Palestyńczyków chwali masowe zabijanie i atakowanie izraelskich cywilów. Jedyne odniesienia do nieproporcjonalnego zabijania pojawiają się w oskarżeniach pod adresem Izraela, np. The Dahiya Doctrine and Israel’s Use of Disproportionate Force, Institute for Middle East Understanding, 7 grudnia 2012 r.

[23] Jeff Helmreich, Journalistic License: Professional Standards in the Print Media’s Coverage of Israel, Jerusalem Letter / Viewpoints, 460, 15 sierpnia 2001; Alex Safian, The Real Story on Israel, “Wall Street Journal”, 12 lipca 2001; Kenneth Lasson, Betraying Truth: The Abuse of Journalistic Ethics in Middle East Reporting, “Express” (2009).

[24] Richard Landes, Heaven on Earth, roz. 12 i 14.

[25] “Każde nowe morderstwo i samobójstwo świadczyło o tym, jak ciemiężący są Izraelczycy. Każdy nowy akt terroru pogłębiał, jego zdaniem, winę Izraela. Im bardziej groteskowy terror, tym głębsza wina”. Paul Berman, Liberalism and Terror, s. 254.

[26] Istnieje wyraźna różnica między stanowiskiem redakcji Fox w USA a relacjami ich reporterów, którzy, podobnie jak inni, są czasami przedmiotem zaciekłych prześladowań: Rory McCarthy, Freed Fox pair tell of kidnap torment before forced conversion to Islam, „Guardian”, 28 sierpnia 2006.

[27] Coś, czego niemieccy pastorzy i księża nie robili nawet u szczytu nazistowskiego Holokaustu i podziwu Deutsche Christen dla Hitlera; zob. Doris Bergen, Twisted Cross: The German Christian Movement in the Third Reich (Chapel Hill, NC: University of North Carolina Press, 1996).

[28] Landes, Can ‘The Whole World’ Be Wrong?, roz. 9.

[29] Obszerna dyskusja o palestyńskim zastraszaniu mediów i odmowie mediów do publicznego przyznania tego, zob. Landes, Can “The Whole World” Be Wrong?, s. 324-46. Zob. także also: Judy Lash Balint, Media Frightened into Self-Censorship, “WorldNetDaily”, 3maja 2001; Stephanie Gutmann, The Other War: Israelis, Palestinians, and the Struggle for Media Supremacy (San Francisco: Encounter Books, 2005).

[30] E-mail od Williama Orme, 22 listopada 2014.

[31] Bardziej szczegółowa analiza tego przełomowego momentu, zob. Landes, Can “The Whole World” Be Wrong?, s. 335-42.

[32] Zobacz wymianę zdań między palestyńskim psychologiem, Ijadem Saradżem a izraelskim szefem Szabaku, Amim Ajalonem o samobójcach-zamachowcach w The Gatekeepers, omówioną w Can ‘The Whole World’ Be Wrong?, s. 407f.

[33] Dziennikarz, który jechał relacjonować wydarzenia w państwie totalitarnym, otrzymał instrukcje, by pisał czarnym atramentem to, co było prawdą, a czerwonym to, co było propagandą i kłamstwem, odpisał czarnym atramentem: „wszystko wspaniałe w tej utopii, z wyjątkiem braku czerwonego atramentu”.

[34] Gerald Steinberg, On journalists, political conflict and NGOs, “Jerusalem Post”, 13 grudnia  2014. Interesująca analiza, która zarówno pokazuje „silną więź przyciągania” między dziennikarzami a organizacjami pozarządowymi „praw człowieka”, jak i tego niebezpieczeństwa, zob. Carroll Bogert, Whose News? Human Rights Watch Report, 2011. Najnowszy przykład: Patrick Kingsley wprowadza do głównego nurtu ponowne oskarżenie Izraela przez Amnesty International w „New York Times”.

[35] Mediewiści rozróżniają antyjudaizm i antysemityzm. Wolę używać antysemityzmu jako terminu do określenia rodzaju nieprzejednanej nienawiści wyrażanej przez nazistów (i dobrze przyjmowanej nawet przez narody, które podbili), a mianowicie paranoicznej/eksterminacyjnej nienawiści do Żydów. Zob. David Nirenberg, Anti-Judaism: The Western Tradition (New York: WW Norton, 2013).

[36] Richard Landes, “Erases, Replaces…”: The Global Progressive Left, Anti-Zionism, and Post-Modern Supersessionism, “Journal of Contemporary Antisemitism”, 6.1 (Wiosna 2023).

[37] Jest to teza Galvina Langmuira o późno-średniowiecznej eksplozji nienawiści do Żydów jako reakcji na kryzys wiary: History, Religion, and Anti-Semitism (Los Angeles: University of California Press, 1990), 232-305.

[38] Wyraźnie brak nowszych badań nad statusem i zachowaniem dhimmi. Bat Ye’or, Islam and Dhimmitude: Where Civilizations Collide (Philadelphia: Farleigh Dickinson Press, 2001).

[39] Landes, Can ‘The Whole World’ Be Wrong?, s. 116-19.

[40] Porównanie wykorzystania przez „Guardiana” zdjęć z Syrii i Gazy, gdzie „Guardian” pokazał 31 zdjęć z konfliktu w Gazie, w którym zginęło 209 osób, podczas gdy tylko 23 zdjęcia z tego samego okresu wojny w Syrii, w której zginęło 16 tysięcy ludzi, zob. Adam Levick, Guardian Photos of the Week: Gaza and Syria, a Case Study In Disproportionality”, CAMERA , 28 stycznia 2019 r. Podobnie zdjęcia wojenne z Syrii są poddawane szczegółowej analizie pod kątem manipulacji (Reuters Denies Ethical Allegations, While Some Syria Photographs Still Questioned, NNPA , 18 marca 2014), a w niektórych przypadkach odrzucone hurtowo przez gazety (Michael Zhang, Sunday Times Telling Freelance Photogs to Not Submit War Images from Syria, PetaPixel , 5 lutego 2013 r.

[41] Alvin Rosenfeld był jednym z pierwszych, którzy udokumentowali to zjawisko w XXI wieku: “Progressive” Jewish Thought and the New Antisemitism (New York, AJC, 2006). Patrz także Edward Alexander, Jews against Themselves (New Brunswick, NJ: Transaction, 2015).

[42] Cohn daje ogólną definicję, którą trochę zmieniłem (jak wskazano):

  • kolektywny, w tym sensie, że wierni mają się nim cieszyć jako zbiorowość;
  • ziemski, w tym sensie, że ma być zrealizowany na tej ziemi, a nie w jakimś zaświatowym niebie;
  • nieuchronne, w tym sensie, że ma nadejść zarówno wkrótce, jak i nagle [w tym celu używam „apokaliptyczne” – RL];
  • totalne, w tym sensie, że całkowicie przekształci życie na ziemi, tak aby nowa dyspensacja nie była zwykłym ulepszeniem teraźniejszości, ale samą doskonałością.
  • źli mieli zostać wytępieni; po czym święci – czyli ubodzy, ofiary – ustanowią swoje królestwo, królestwo bez cierpienia i grzechu.

Norman Cohn, Pursuit of the Millennium: Revolutionary Millenarians and Mystical Anarchists of the Middle Ages, s. 15. Pominąłem jego ostatni składnik („cudowny w tym sensie, że ma być dokonany przez siły nadprzyrodzone lub przy ich pomocy”), ponieważ różnorodność myślenia, które tu badam, jest w wielu przypadkach (jak np. marksizm) zdecydowanie świeckie. I dodałem na końcu listy późniejszy fragment charakterystyczny dla oddolnej, buntowniczej odmiany, która jest głównym tematem jego studium i tutaj. Na temat millenializmu zob. Landes, Heaven on Earth (2011); Catherine Wessinger (ed.): Oxford Companion to Millennialism (New York: Oxford University Press, 2011); i Jonathan Searle i Kevin Newport (eds.), Beyond the End: The Future of Millennial Studies (Sheffield: Phoenix Press, 2012).

[43] Freud postulował istnienie „instynktu śmierci” odpowiadającego „instynktowi przyjemności” w celu wyjaśnienia pierwszej wojny światowej (Sigmund Freud, Poza zasadą przyjemności, 1920). Późniejsi psycholodzy nazwali to „Thanatosem”. Nie żył wystarczająco długo, aby zrozumieć, że była to dopiero pierwsza runda „wojny trzydziestoletniej” (1914-45), w której instynkt śmierci drugiej rundy znacznie przewyższył pierwszą. Na temat nazistów jako ruchu apokaliptycznego „aktywnego kataklizmu” zob. Landes, Heaven on Earth , rozdz. 12.

[44] Henri Desroche, Dieux d’hommes: Dictionnaire des méssianismes et millénarismes de l’ère chrétienne (Paris: Mouton, 1969), s. 6.

[45] Patrz Lee Quinby, Anti-Apocalypse: Exercises in Genealogical Criticism (Minneapolis: University of Minnesota Press, 1994); Charles Zeiders and Peter Devlin, Malignant Narcissism and Power: A Psychodynamic Exploration of Madness and Leadership (New York: Routledge, 2020).

[46] Hannah Arendt, The Origins of Totalitarianism (New York: Harcourt, Brace, Jovanovich, 1973) s. 353; cytowane przez Roger Kimball, Deliver us from Reality, American Greatness, 13 maja 2023.

[47] Eric Hoffer, The True Believer: Thoughts on the Nature of Mass Movements (New York, Harper, 1951), 91.

[48] Landes, “Fatal Attraction: The shared antichrist of the Global Progressive Left and Jihad”, w The Case Against Academic Boycotts of Israel, red. Cary Nelson i Gabriel Brahm (Detroit: Wayne State University Press, 2014), rozdział. 20.

[49] Landes, Can “The Whole World” Be Wrong?, pp. 41-47. O apokaliptycznej narracji, która napędza ruch na rzecz globalnego Kalifatu, zob. Landes, Caliphators: A 21st Century Millennial Movement, “MERIA: Middle East Review of International Affairs”, 21.2 (Lato 2017).

[50] O badaniu tego problemu, zob Eunice Pollack, Black Antisemitism in America, Past and Present, INSS, 1 czerwca, 2022.

[51] „W programach studiów queer i kobiecych temat Palestyny jest regularnie umieszczany w najbardziej nieprawdopodobnych kontekstach, do tego stopnia, że jeden student na zajęciach z historii queer powiedział mi, że dyskutowali tylko o Palestynie”. Corinne Blackmer, The Queering of Antisemitism, „Tablet” , 23 lutego 2023 r. Bernard-Henri Levy opisał podobny efekt w Durbanie (2001): „…wszyscy działacze wszystkich słusznych spraw, którzy przybyli [do Durbanu] pełni nadziei, przekonani, że w końcu mają scenę, na której mogą wyrazić siebie, i którzy ostatecznie zostali uciszeni przez krzyczący aktywizm tych, którzy chcieli… zobaczyć jedną twarz, twarz małego chłopca Muhammada al-Durrah – i chcieli tylko usłyszeć jedno hasło: ‘Wolna, wolna Palestyna’”. Bernard-Henri Levy, Left in Dark Times: A Stand against the New Barbarism (New York: Random House, 2008), s. 94.

[52] Bernard Harrison, Blaming the Jews (Bloomington: Indiana University Press, 2020), s. 111. Nie używa on millenialnej terminologii, jakiej ja używam tutaj.

[53] Landes, Heaven on Earth, rozdział 4.

[54] Aby zapoznać się z dwoma niedawnymi przykładami w CNN, zob. Frederick Pleitgen i jego zgodny z palestyńskimi  wytycznymi dla mediów opis umyślnego zaatakowania trzech kobiet w samochodzie (rodzina Dee), po którym nastąpiły bezpośrednie strzały z bliska, jako „Była strzelanina, incydent, w którym samochód z rodziną w środku został postrzelony kulą lub wystrzałem z karabinu. To była matka i jej dwie córki, a dwie córki zginęły w tym wypadku samochodowym”. Krytyka: David Litman, CAMERA , 9 maja 2023 r. Aby poznać logikę takich reportaży, patrz Landes, Can „The Whole World” Be Wrong? s. 315-19. Aby zobaczyć przykład śmiercionośnego dziennikarstwa, zobacz na przykład niekwestionowane przyjęcie przez Christiane Amanpour palestyńskiej narracji, że zabicie dziennikarki Shireen abu Akleh było umyślne.


Richard Allen Landes – Amerykański historyk, wykładowca na Boston University, dyrektor bostońskiego Center for Millennial Studies. Autor szeregu książek o średniowieczu i ruchach apokaliptycznych. Obserwator konfliktu na Bliskim Wschodzie (to on ukuł pojęcie „Pallywood” na wyprodukowane ze statystami filmy mające być „dowodami” przeciwko Izraelowi). Jest również autorem dwuczęściowej druzgoczącej analizy tzw. „Raportu Goldstone’a”.

“Goldstone’s Gaza Report, Part I: A Failure of Intelligence”, Middle East Review of International Affairs (MERIA), January 2010.
“Goldstone’s Gaza Report, Part II: A Miscarriage of Human Rights,” Middle East Review of International Affairs (MERIA), January 2010.
W luty 2023 ukazała się jego nowa książka pod tytułem Can the Whole World Be Wrong?


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


How Religious Jews Became Official Scapegoats of COVID Policy

How Religious Jews Became Official Scapegoats of COVID Policy


MOSHE KRAKOWSKI


Debates surrounding the pandemic continue to rely on false narratives about Haredim.
.

People congregate outside of the Congregation Yetev Lev D’Satmar synagogue on Oct. 19, 2020, in Brooklyn’s Williamsburg neighborhood. A wedding planned for a grandchild of Zalman Leib Teitelbaum, a grand rabbi of the Satmar sect, was ordered to be shut down after New York City authorities were alerted that the event could draw as many as 10,000 celebrants to Williamsburg during a COVID-19 outbreak in the community.SPENCER PLATT/GETTY IMAGES

Dr. Anthony Fauci became famous early on in the pandemic for his dedication to lockdowns and masking. For many, this made him a hero—and anyone who questioned or defied these measures a villain. Perhaps no one in the country became greater COVID pariahs than religious Jews. “Just drove through Hasidic Williamsburg. Saw at least 250 people, and not a *single* person was wearing a mask,” New York Times reporter Eliza Shapiro tweeted in outrage in May 2020.

But rhetoric about COVID has changed. Officials who once advocated for harsh restrictions are quietly seeking to distance themselves from their earlier positions. It’s clear why Fauci, along with former New York City Mayor Bill de Blasio and President of the American Federation of Teachers Randi Weingarten would like to revise the record. The policies they supported are no longer popular. There’s mounting evidence that restrictions like mask-wearing and school closures did little to reduce the spread of COVID—but that these policies did cause enormous harm, including the worsening adolescent mental health crisis. But before we allow such officials to simply move on, it’s worth revisiting how the casual slandering of religious Jews became an accepted part of COVID discourse—especially since some of the decisions Haredim were vilified for have come to seem arguably wiser than those advocated by public health authorities.

Both Fauci and Weingarten now downplay their moral clarity during the pandemic. Fauci claims he never called for lockdowns, he only issued guidance. Weingarten—who once aggressively lobbied, and even sued to ensure that public schools stayed closed, while calling demands for schools to reopen “reckless,” “callous,” and “cruel”—recently testified before Congress that she had always wanted to open schools: “(We) spent every day from February on trying to get schools open.” (The string of community note fact checks that her Twitter account has accumulated demonstrates just how absurd this claim is.)

The emerging consensus on COVID is that more targeted and nuanced policies, such as those some European countries adopted, would not only have been significantly better for the economy, but also for public health—physical and mental. Of course, it’s easy to see the right thing in hindsight. What’s hardest to swallow is not that our public officials made mistakes about how to handle an intensely difficult and confusing situation, but that they so viciously demonized those who saw things differently.

In August of 2022, Fauci singled out Haredim as poster children for the loss of herd immunity: “when vaccinations get below that number you start to see outbreaks like we saw some time ago in the NYC area with Hasidic Jewish people who were not getting vaccinated.” (This, despite the fact that measles vaccination rates in the Hasidic community were shown to be 96% and other, non-Jewish, communities experienced measles outbreaks too.)

In November 2021, a Department of Health official confirmed in testimony to Attorney General Letitia James that Gov. Coumo’s COVID cluster zones had targeted Orthodox neighborhoods, even though other neighborhoods in the city met exactly the same COVID positivity metrics.

Haredim were routinely described as ignorant and clannish, and as engaging in mob behavior. Haredi religious beliefs and values were mocked as unimportant. In April of 2020, de Blasio issued a special “message to the Jewish community” threatening that “the time for warnings has passed” and indicated that he would be dispatching the police to “arrest those who gather in large groups.” Jews were the only one of the city’s many ethnic groups whom de Blasio singled out for public condemnation. And yet, just a few months later, he defended the large public gatherings taking place during the BLM protests in the summer of 2020. “When you see a nation, an entire nation, simultaneously grappling with an extraordinary crisis seeded in 400 years of American racism, I’m sorry, that is not the same question as the understandably aggrieved store owner or the devout religious person who wants to go back to services.”

An opinion piece in The New York Daily News blamed ultra-Orthodox Jews who “defiantly [refuse] to follow social distancing regulations” for burdening the health care system at a time when “the sick were flooding already strained health-care facilities.” The explanation? “The ultra-Orthodox do not always share their fellow citizens’ visions for civil society … tolerance, cooperation and pluralism take a back seat to Jewish exceptionalism.”

Ah.

It’s true that over the course of the pandemic many Haredi Jewish communities resisted some—and occasionally most—public health guidelines for containing COVID. While Haredi communities were extremely quick to shut down schools and synagogues at the very outset of the pandemic—there was no public celebration of Passover almost anywhere in the world in 2020—they were also much quicker to reopen than the country at large. By summer of 2020 many Haredi populations had returned to something close to their pre-COVID normal.

But Haredim were not alone in this regard. For example, residents of many majority African American and Hispanic neighborhoods in New York similarly masked at low rates. The difference was that journalists sought to understand this response rather than condemn it. The New York Times, writing about COVID in Israel, explained Haredi responses to COVID in light of that communities’ “deep distrust of state authority, ignorance of the health risks … and a zealous devotion to a way of life centered on communal activity.” In contrast, the Times described similar responses within immigrant neighborhoods in Queens and in African American communities throughout the U.S. in terms of “entrenched inequalities in resources, health and access to care.” As several commentators noted at the time, most of the press refused to explore Haredi decision-making on its own terms, or to understand why Haredim made the decisions they did. Everyone “knew” that Haredim were simply flouting the law.

But this “knowledge” wasn’t real. We actually have very little clear or systematic data about how and why Haredim responded to COVID—or how the virus responded in turn. There are strong reasons to believe the Hasidic COVID death rate was exactly the same as the rest of New York, despite the community suffering a massive surge of deaths in the very initial wave that kicked off the pandemic.

This is a shame, because there’s probably an interesting story to be told here. Many Haredim eschewed CDC guidance at the height of the pandemic and after, but they didn’t eschew all guidance. Most Haredi communities adopted their own internal guidelines in consultation with doctors and epidemiologists that community members trusted. Moreover, this guidance wasn’t monolithic. From Lakewood, New Jersey, to Williamsburg, Brooklyn, Haredim adopted a whole host of different rules and practices—from outdoor synagogues and social-distanced classrooms, to targeted masking and isolating of the vulnerable, to schools and synagogues operating without any restrictions at all. Many Haredi municipalities worked closely with doctors and public health officials to craft policies that were both safe and culturally and religiously sensitive. Others dismissed government mandates as antisemitic targeting and ignored them entirely.

We actually have very little clear or systematic data about how and why Haredim responded to COVID—or how the virus responded in turn.

Here’s an example of a nuanced account of one response to COVID: During the winter of 2020-21, I complained to the head of school at a Hasidic elementary school in Brooklyn that his community wasn’t masking. (Despite my skepticism as to masking’s efficacy, I generally think we should all follow the law except in the most extreme of circumstances.)

But he told me they had good reason: Before COVID was known to be endemic, his Hasidic group shut down all their schools, well before the government had even asked them to. But in late May 2020, his Hasidic group had tested everyone for antibodies and found that 70% of the men in the community were already positive—from community spread that took place before the state- and city-imposed lockdowns and mask mandates. At this point they decided that keeping schools closed would have no effect on further spread of the virus, and reopened them. While we don’t have any independent corroboration of his claim, it is worth considering that an excellent survey of the Hasidic community conducted in April 2021 also indicated a self-reported 70% antibody figure.

The same 2021 survey also indicated that the vast majority of Hasidim who were vaccine hesitant, were reluctant because they were very young and had already had COVID. Many of those who had COVID chose to receive only one dose (which was in fact the policy in Israel for much of the pandemic).

Haredi responses to COVID produced a natural experiment whose results have not been analyzed fully. Clouded by the rhetoric around Haredi irresponsibility, nobody has bothered to find out, for example, whether there actually was dramatic COVID spread in Haredi schools or synagogues after the first intense wave of COVID at the very outset of the pandemic. Nor has anyone tried to measure the impact of different practices within American Haredi communities—something that might have provided valuable data to the country at large. Whereas in Israel both academics and the media took the trouble to consider a range of complex explanations for Haredi behaviors during COVID, in the U.S., The New York Times and others instead continued to run sensationalist stories framing Hasidim as a threat to public health.

But this lack of curiosity had a more pernicious outcome, too. The net result of the constant drumbeat of Haredi malfeasance was to associate Haredim with disease, normalize prejudice toward them, and encourage bigotry to proliferate cheerfully, without being recognized for what it is. There’s a direct line between Shapiro’s 2020 tweet from Williamsburg and an outpouring of shockingly anti-Haredi articles that she and other reporters at the Times and other major newspapers have published since.

In December 2022, for instance, The Washington Post illustrated an article about measles outbreak among a Somali community in Ohio with no pictures of members of the Somali community in question, but of Hasidim in New York. And just last week, the Times ran an article about nonsensical “environmental concerns” surrounding the construction of a Jewish cemetery in Rockland County, New York, which launders an updated version of medieval well-poisoning accusations made by the borderline neo-Nazi hate group Rise Up Ocean County.

As a policy matter moving forward, the Haredi example is important. The more we let different communities find their own way, the greater our opportunity to see what works and what doesn’t. Had we treated Haredi communities with a bit of understanding and tolerance, instead of lazily writing them off as anti-science COVID deniers, we could have gathered important data about what worked and what didn’t in managing an unprecedented global pandemic.


Moshe Krakowski is a Professor of Jewish Education at the Azrieli Graduate School for Jewish Education and Administration at Yeshiva University, where he also directs Azrieli’s doctoral program. He studies American Haredi education and culture, focusing on the relationship between communal worldview, identity, and education. He also works on curriculum, cognition, and inquiry learning in Jewish educational settings.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Israel Daily News – June 05, 2023

Israel Daily News – June 05, 2023

ILTV Israel News


  • Prime Minister Benjamin Netanyahu accused the UN international watchdog and claimed they have become politicized and irrelevant.
  • And more information on the Egyptian border terrorist revealed.
  • As well as an in depth interview on the IAEA report and the Iranian threat. And much more.

Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com