Powstanie Warszawskie i Ukraińcy – stereotypy i fakty

Barykada przed Teatrem Wielkim podczas Powstania Warszawskiego. Fot. Bundesarchiv, Bild 146-2005-0034


Powstanie Warszawskie i Ukraińcy – stereotypy i fakty

Paweł Stachowiak


W literaturze i wspomnieniach świadków często pojawia się pogląd, że podczas Powstania Warszawskiego masowych mordów na ludności dopuściła się Dywizja SS „Galizien”. W rzeczywistości przypisywane Ukraińcom okrucieństwa dokonane zostały przez oddziały kolaborantów rosyjskich.

Powstańcy warszawscy i zwykli warszawiacy, którzy przetrwali koszmar Powstania, byli i są do dziś przekonani, że najokrutniejsze zbrodnie, do których doszło w stolicy, dokonane zostały przez kolaborujących z Niemcami „Ukraińców”. To było wówczas, w 1944 r., naturalne skojarzenie: „bestialstwo i Ukraińcy”, wszak wciąż trwała rzeź na Wołyniu i w Galicji Wschodniej, której szokujące epizody wstrząsały Polakami w innych regionach kraju. Wiedza na temat tego, co działo się na Wschodzie, była ograniczona, istniało jednak przekonanie, że stało się tam coś niewypowiedzianie strasznego, a winowajcami byli Ukraińcy.

Samo określenie „Ukrainiec” nabrało więc w Polsce znaczenia jednoznacznie negatywnego, skojarzonego ze zwierzęcym okrucieństwem, budzącym powszechny strach. Gdy zatem w walczącej Warszawie pojawili się żołnierze mówiący językiem brzmiącym nutą wschodniosłowiańską, skojarzenie było oczywiste – to Ukraińcy. Tak narodziło się przekonanie, które miało i nadal ma wielką moc, wszak jesteśmy skłonni wierzyć bardziej świadkom niż historykom. Przecież ci pierwsi widzieli na własne oczy, a tamci jedynie poprzez perspektywę relacji, dokumentów i badań. Świadek zawsze będzie miał większą wiarygodność niż badacz. Jakże to mylne przekonanie!

Pamięć jednostki nie jest obiektywnym odzwierciedleniem przeszłości, ciążą na niej osobiste doświadczenia, urazy, stereotypy i uprzedzenia. Po latach człowiek nie jest w stanie oddzielić tego, czego był naocznym świadkiem, od wszystkiego, co zasłyszał, co wynika z jego nabytych później przekonań. Relacje świadków mają dla historyka wielką wartość, ale tylko w konfrontacji z dokumentami, pozwalającymi na ich weryfikację – niezbędne jest oddzielenie tego, co obiektywne, od tego, co subiektywne.

Tak jest z udziałem (domniemanym) jednostek ukraińskich w tłumieniu Powstania Warszawskiego, są o tym przekonani świadkowie, ale nie historycy. A zadaniem historyka jest przekraczanie progu pamięci jednostek, dążenie do uzyskania obrazu obiektywnego, wyzbytego uprzedzeń i doraźnie uwarunkowanych przekonań. Świadkom trudno jednak często uznać zobiektywizowaną narrację historyków, przecież oni „widzieli na własne oczy”. Powinniśmy o tych paradoksach pamiętać, gdy przyglądamy się dziejom Powstania i mniemanego udziału Ukraińców w kaźni mieszkańców stolicy.

Ukraińcy, którym po traktacie ryskim w 1921 r. przyszło szukać „na łaskawym chlebie” schronienia w Polsce, tworzyli liczną i aktywną diasporę. Pokonanie bolszewików uratowało Polskę, ale niestety nie Ukrainę. Polskie społeczeństwo nie chciało już dalszego przelewu krwi, nawet Piłsudski nie potrafił wskrzesić dawnego entuzjazmu. Wojna dogasała – 12 października 1920 r. podpisano rozejm, a 18 marca 1921 r. traktat pokojowy w Rydze. Jego treść oznaczała nie tylko, że Polska opuściła swego ukraińskiego sojusznika, ale że – co gorsza – dokonała wraz z Rosją sowiecką rozbioru ziem Białorusi i Ukrainy. Zamieszkane przez Ukraińców i Białorusinów ziemie II RP nie otrzymały żadnej autonomii, upadł federacyjny plan Piłsudskiego, zwyciężyła wizja Romana Dmowskiego – Polski unitarnej i narodowej.

Polska zdradziła Ukraińców, podpisując umowę z Rosją, ale była wciąż jedyną szansą na podtrzymanie sprawy niepodległej Ukrainy. Dlatego pozostali w Polsce liczni ukraińscy działacze zaangażowani w walkę o niepodległość swojej ojczyzny. Po ataku niemieckim na ZSRR w czerwcu 1941 roku, Ukraińcy ujrzeli szansę na odbudowę niepodległej Ukrainy pod auspicjami Niemiec. Wielu z nich zaangażowało się we współpracę z Niemcami i dało się wykorzystać dla celów nazistowskiej polityki. Po stronie niemieckiej walczyły złożone z Ukraińców tak zwane Drużyny Ukraińskich Nacjonalistów, czyli bataliony „Nachtigall” i „Roland” oraz ochotniczej Dywizji SS „Galizien” (po ukraińsku „Hałyczyna”).

Jak wielkie były ukraińskie nadzieje, tak srogim był ich zawód. Dla owładniętych ideami rasizmu przywódców III Rzeszy Ukraińcy nie byli partnerami, ale częścią masy słowiańskich podludzi. Idea „samostijnej (niepodległej) Ukrainy” została zatem zepchnięta w otchłań walki ze wszystkimi: Niemcami, Polakami, sowiecką Rosją i zaczęła przeradzać się w akty ludobójcze. Tak było na Wołyniu i w Galicji wschodniej w 1943 i 1944 r., podczas nieludzkiej czystki etnicznej, przez którą UPA pragnęła tworzyć podstawy przyszłej, narodowo „czystej” Ukrainy. To wtedy właśnie pojęcie „Ukrainiec” stało się dla Polaków synonimem okrucieństwa. Mało kto był wówczas skłonny do rozróżnień, między tym co rosyjskie, białoruskie i ukraińskie. Jeśli dochodziło do zbrodni, byli z nimi kojarzeni Ukraińcy. I nikt inny.

Dlatego właśnie okrucieństwa słowiańskich oddziałów walczących w składzie Wehrmachtu i SS, podczas tłumienia powstania warszawskiego, zostały bezrefleksyjnie skojarzone z Ukraińcami. Organ Komendy Głównej AK – „Biuletyn Informacyjny” z 20 sierpnia 1944 r. poświęcił Ukraińcom obszerny komentarz: „najdzikszym narzędziem nieprzyjacielskiego terroru w Warszawie stali się od pierwszego dnia powstania Ukraińcy”.

Tymczasem rzeczywistość była inna. Wedle ustaleń prof. Grzegorza Motyki, wybitnego badacza relacji polsko-ukraińskich, po stronie niemieckiej w dniu wybuchu Powstania walczyły dwa oddziały złożone z Ukraińców. Jedna kompania policji (licząca 80–150 ludzi) i drugi oddział w sile kompanii (do 150 ludzi), który stanowił część załogi SS stacjonującej w budynku dawnej Wyższej Szkoły Nauk Politycznych przy ul. Wawelskiej.

W literaturze często pojawia się pogląd, że w Warszawie masowych mordów na ludności dopuściła się Dywizja SS „Galizien”. Jednak w tłumieniu zrywu dywizja jako oddzielna jednostka bojowa z całą pewnością udziału nie brała. Liczba i siła ukraińskich jednostek walczących po stronie niemieckiej w żaden sposób nie przystaje do powszechnej opinii, wedle której Ukraińcy odpowiadają za większość popełnionych w czasie Powstania zbrodni. W rzeczywistości przypisywane Ukraińcom okrucieństwa dokonane zostały przez oddziały kolaborantów rosyjskich.

Przeciwko powstańcom i ludności cywilnej Warszawy skierowano liczący 1700 żołnierzy pułk z brygady Rosyjskiej Narodowej Armii Wyzwoleńczej (Russkaja Oswoboditielnaja Narodnaja Armija – RONA) Bronisława Kamińskiego. Utworzoną z niemieckich kryminalistów brygadę Oskara Dirlewangera wspierały m.in. złożone z Turkmenów dwa bataliony Wschodniomuzułmańskiego Pułku SS, dwa bataliony azerskie oraz pułki kozackie. Wszystkich ich określano jako Ukraińców. W rzeczywistości, podczas Powstania, w Warszawie znajdowały się tylko nieliczne pododdziały ukraińskie, a przypisywane im zbrodnie były dziełem innych jednostek, przede wszystkim rosyjskiej brygady RONA oraz oddziałów azerskich i wschodniomuzułmańskich.

Trudno się dziwić, że w takich okolicznościach Ukraińcy spotykali się z brakiem zaufania. W czasie Powstania wielu z nich spotkał przykry los. Już od pierwszych dni jego trwania powstańcze służby bezpieczeństwa zaczęły wyszukiwać i zamykać Ukraińców. Zatrzymanych kierowano do policyjnych i wojskowych aresztów, a następnie wykorzystywano ich do różnych prac. Tymczasem wielu z nich odnaleźć można było wśród walczących powstańców.

Już pierwszego dnia Powstania w walce z okupantem na Placu Dąbrowskiego zginął Orest Fedorońko, podchorąży „Fort” z Komendy Dywersji AK, syn głównego prawosławnego kapelana WP, Szymona Fedorońki, zamordowanego w Katyniu. Brat Oresta, Wiaczesław, jako podchorąży „Sławek”, również brał udział w Powstaniu. Walczył w zgrupowaniu Radosława; poległ 18 sierpnia 1944 roku.

W walkach AK na Mokotowie, w zgrupowaniu „Baszta”, brał udział Andrzej Hitczenko, syn Iwana, konsula rządu Ukraińskiej Republiki Ludowej w Polsce. Był dwukrotnie ranny. Na początku sierpnia 1944 r. Niemcy zamordowali ówczesnego proboszcza prawosławnego Antona Kalyszewycza wraz z rodziną, a także dzieci i personel prawosławnego sierocińca mieszczącego się przy ul. Wolskiej. Na Starym Mieście, przy ul. Podwale 5, mieściła się cerkiew prawosławna Świętej Trójcy, w której modlili się warszawscy Ukraińcy. Wielu z nich brało tu śluby i chrzciło swoje dzieci. W drugiej połowie sierpnia świątynia została całkowicie zniszczona, a pod jej gruzami zginął wikariusz wraz z żoną, synkiem i teściową. Te epizody, jakże różne od stereotypów, nie są obecne w polskiej pamięci.

Jak zachowaliby się żołnierze kolaborujących z Niemcami oddziałów ukraińskich, gdyby zostali wysłani do walki z walcząca Warszawą? Być może tak, jak na Wołyniu, rozegrałby się kolejny dramat ukraińsko-polskiego bratobójstwa. To całkiem prawdopodobne. Jednak, pomimo zakorzenionego w Polsce stereotypu, nie można doliczać zbrodni popełnionych podczas Powstania Warszawskiego do rachunku, który zwykliśmy wystawiać ukraińskim nacjonalistom spod znaku UPA.


historyk i politolog, dr hab., wykłada na Wydziale Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Zajmuje się najnowszą historią Polski, problemami pamięci zbiorowej i polityki pamięci, a także funkcjonowaniem Kościoła w życiu publicznym. Członek Klubu „Tygodnika Powszechnego” w Poznaniu.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com