Usłyszała od męża, że mają się kochać i kłócić tylko po hebrajsku. A dopóki nie nauczy się języka, ma po hebrajsku milczeć

Matki hebrajskiego. Bez Debory i Hemdy Eliezer Ben Jehuda nie ożywiłby języka. Na zdjęciu ‘ojciec wznowiciel’ i jego druga żona Hemda pracują nad słownikiem współczesnego języka hebrajskiego (Wikipedia)


Usłyszała od męża, że mają się kochać i kłócić tylko po hebrajsku. A dopóki nie nauczy się języka, ma po hebrajsku milczeć

Paula Szewczyk


Wychowanie ich syna było niczym eksperyment. Skoro miał być pierwszym dzieckiem od setek lat dorastającym z hebrajskim jako pierwszym językiem, nie mógł wychodzić z domu. Decyzją ojca nie mógł też spotykać się z żadnym innym dzieckiem ani dorosłym.

*

Jedni nazywali go geniuszem, drudzy szaleńcem. Mówić po hebrajsku o korzystaniu z toalety?! Hebrajski był przecież językiem Tory i modlitw, językiem niemal świętym, nieodpowiednim do opisywania codziennego życia. Ale Eliezer Ben Jehuda miał sen. W błysku światła usłyszał głos mówiący, by rozproszeni po świecie Żydzi wrócili nie tylko do Palestyny, gdzie mieliby zbudować dla siebie nowy dom, ale i do swojego języka. “Od tamtego czasu ten głos brzmiał mi w uszach” – opowiadał później.

I że miał być to głos samego Boga.

Odnawiając przez całe życie nieużywany w mowie od przeszło 17 stuleci hebrajski, dokonał niemal niemożliwego. To mniej więcej tak, jakby dziś jeden człowiek postanowił komunikować się z otoczeniem wyłącznie za pomocą łaciny, a ta za pół wieku stałaby się językiem urzędowym np. któregoś z państw europejskich. I choć Ben Jehuda słusznie uznawany jest za „ojca wznowiciela” języka, którym posługują się dziś miliony Izraelczyków, sukces, jak rzadko kiedy, miał jednego ojca. Towarzyszyły mu dwie zapomniane matki.

MATKA PIERWSZA. MATKA UPARTA

Rodzice pokładali w urodzonym w 1858 roku w białoruskich Łużkach, wówczas części Imperium Rosyjskiego, synu wielkie nadzieje. Chcieli, by Eliezer, studiujący Torę już jako trzylatek, został rabinem. Choć rodzina żyła w biedzie, nie było mowy, by nie otrzymał tradycyjnej, religijnej edukacji. Dyrektor miejscowej jesziwy był maskilem, jak nazywano zwolenników “żydowskiego oświecenia”, i w tajemnicy podsuwał chłopcu świecką literaturę. Ta rozpaliła w nim nie tylko głód wiedzy, ale i zamiłowanie do języków obcych. Już nie chciał być rabinem, ale lekarzem. Studia medyczne i historię judaizmu podjął na Sorbonie. Zrozumiał tam, że nie Francja ani już nie Rosja będą jego domem, tylko Palestyna. “To moje przeznaczenie. Mogę żyć i pracować tylko pośród swoich ludzi” – mówił. I tak na dwie dekady przed tym, jak Teodor Herzl nakłaniał Żydów do powrotu na Syjon i budowy państwa żydowskiego, Eliezer Ben Jehuda został syjonistą.

Na jego powrót czekała w domu o trzy lata starsza Debora Jonas.

Dobrze sytuowanej, wykształconej narzeczonej jeszcze z Paryża pisał, że jeśli zechce go poślubić, będzie musiała porzucić dotychczasowe wygodne życie i wyjechać za nim do Palestyny. Tylko że Eliezer już wtedy był chory – gruźlica. Lekarz powiedział mu, że nie dożyje kolejnych urodzin. Uznał więc, że nie powinien skazywać Debory na tak szybkie wdowieństwo. Ona jednak na tę wiadomość zareagowała gwałtownym sprzeciwem. Mówiła ojcu: “Nie po to tyle lat na niego czekałam. Z chorobą czy bez, na dobre i na złe chcę zostać jego żoną”.

MATKA HEBRAJSKA, MILCZĄCA

Spotkali się ponownie w 1881 roku w Wiedniu, wzięli ślub i wyruszyli na ziemie starożytnego Izraela. Eliezerowi deklaracja Debory dawała nadzieję nie tylko na wspólne życie z kobietą, którą pokochał. Zobaczył w niej też partnerkę gotową do poświęcenia w imię idei będącej dla niego celem życia. Gdy dotarli do Jerozolimy, powiedział jej, że właśnie urodził się na nowo. I zmienił nazwisko Perlman na to, pod którym zapamiętała go historia.

Miasto w niczym nie przypomniało Jerozolimy, jaką znamy dzisiaj. Debora musiała prowadzić dom bez bieżącej wody i elektryczności, czasem nie miała nawet z czego ugotować obiadu. Mąż nie bardzo się tym przejmował, bo perspektywa krótkiego życia z chorobą napędzała go tylko pracy nad ożywieniem języka. Żeby to się udało na większą skalę, zacząć musiał od własnej rodziny.

Chciał, by była „pierwszą hebrajskojęzyczną w czasach nowożytnych”.

Oświadczył żonie, że będzie pierwszą “hebrajską matką” od prawie dwóch tysięcy lat, a ich dziecko – pierwszym niemowlęciem, które przyjdzie na świat, słysząc tylko brzmienie starożytnego języka. W praktyce oznaczało to, że Debora miała zakaz mówienia w jakimkolwiek innym języku niż hebrajski, co skazywało ją na samotność. Choć znała rosyjski, niemiecki i francuski, nie mogła zamienić w nich nawet kilku słów z sąsiadką. Gdy się skarżyła, ucinał: “Jak nikt nie zechce z tobą mówić po hebrajsku, nie będziesz mieć przyjaciół”.

Czas spędzała głównie w domu na nauce zdań, które przygotowywał dla niej Eliezer. Gdy wracał po pracy, dostawała kolejne. Nauka przychodziła jej z trudem, bo przed wyjazdem z Europy poza kilkoma słówkami, jak “okno”, “ulica”, “drzewo”, które wpajał jej mąż, nigdy wcześniej nie uczyła się hebrajskiego. Zresztą hebrajskie słowa, których mogłaby używać w rozmowie z Eliezerem o sprawach domowych, nawet jeszcze nie istniały. Mąż zapewniał ją, że nie musi się martwić – brakujące wymyśli sam. I stanowczo zapowiedział, że od tej pory mają się też kochać i kłócić tylko po hebrajsku.

A dopóki Debora się tego nie nauczy, ma po hebrajsku milczeć.

MATKA NIE ZAWSZE POSŁUSZNA

Radość Eliezera z narodzin ich pierwszego dziecka kryła w sobie coś więcej niż szczęście mężczyzny, który został ojcem. Postanowił, że wychowanie go będzie niczym eksperyment. Skoro Ben-Syjon miał być pierwszym dzieckiem od setek lat dorastającym z hebrajskim jako pierwszym, a do piątego roku życia jedynym językiem, nie mógł wychodzić z domu. Eliezer uznawał, że to “naraziłoby go na inne języki”. Miał więc tylko matkę i wiecznie nieobecnego ojca, którego decyzją nie mógł spotykać się z żadnym innym dzieckiem ani dorosłym.

Po przeprowadzce do Jerozolimy Debora Ben Jehuda usłyszała od męża, że mają się kochać i kłócić tylko po hebrajsku. A dopóki nie nauczy się języka, ma po hebrajsku milczećPO PRZEPROWADZCE DO JEROZOLIMY DEBORA BEN JEHUDA USŁYSZAŁA OD MĘŻA, ŻE MAJĄ SIĘ KOCHAĆ I KŁÓCIĆ TYLKO PO HEBRAJSKU. A DOPÓKI NIE NAUCZY SIĘ JĘZYKA, MA PO HEBRAJSKU MILCZEĆ WIKIPEDIA

Dziś taką “metodą wychowawczą” zainteresowałaby się pewnie opieka społeczna. Ben Jehuda bywał wobec rodziny przemocowy, co potwierdził zresztą prawnuk Debory i Eliezera Gil Howaw. W prasie izraelskiej wspominał, że jego pradziadek był trudnym człowiekiem, a jeśli zakaz mówienia w innym języku nie był w domu przestrzegany, potrafił wpaść w furię. A tak się akurat złożyło, że Ben-Syjon po urodzeniu długo nie mówił wcale. Matkę coraz bardziej to martwiło, podczas gdy krytycy pomysłów Ben Jehudy otwarcie z niego kpili.

Debora nieraz słyszała, że przez eksperyment męża wyrośnie jej “syn idiota”.

Gdy raz starała się uśpić płaczącego trzylatka rosyjską kołysanką, ojciec wszedł akurat do pokoju i wybuchł: “Czemu to robisz?! Wszystko zniszczysz!”. Wtedy chłopiec miał powiedzieć po hebrajsku “daj!” – “dosyć”. To utwierdziło Eliezera w przekonaniu, że jeśli dziecko potrafi przyswoić hebrajski, może to zrobić cały naród.

MATKA KOSZERNA, ŚWIADOMA

Dla ortodoksyjnych Żydów proszenie męża po hebrajsku, by wyrzucił śmieci, było kalaniem świętego języka. Ultraortodoksyjne społeczności mówiły na co dzień, i mówią zresztą do dziś, w jidysz. Ben Jehuda, by zdobyć sobie ich przychylność, starał się uchodzić za pobożnego. Postanowił, że będą z Deborą żyć ze ścisłym zachowaniem praw, które wyznaczała halacha. Koszerny dom, przestrzeganie szabatu, modlitwa trzy razy dziennie. Nakłonił nawet żonę do noszenia peruki, sam zapuścił brodę i pejsy. Mimo to nie udało mu się przekonać ultrareligijnych Żydów do “sprawy”. Widzieli w małżeństwie Ben Jehudów heretyków i zagrożenie dla żydowskiego narodu. A im bardziej idea Eliezera się rozprzestrzeniała, tym zacieklejszych miał wśród nich wrogów. Sprzeciwiali mu się do tego stopnia, że sąd rabinacki ogłosił jego cherem, najwyższą karę – wykluczenie ze wspólnoty.

To go nie zniechęcało. Z czasem coraz więcej rodzin, głównie wśród pionierów z diaspory, dawało się namówić na naukę i rozmowy w hebrajskim. Bo dotąd 16 tysięcy przybyłych do Palestyny Żydów żyło w odseparowanych grupach. Niemieccy otaczali się imigrantami z Niemiec, rumuńscy z Rumunii itd. Rozmawiali ze sobą tak jak wcześniej w domach. “Jak mieli się dogadać i stworzyć naród?” – pytał Ben Jehuda na łamach „HaCwi”, gazety (słowa “gazeta” w hebrajskim wtedy też nie było, więc je wymyślił), którą założył.

I choć mąż Debory całe dnie poświęcał na “pracę”, nie były to zajęcia płatne.

Rodzina żyła w wielkiej biedzie. Gdy ona się martwiła, czym nakarmić dzieci, on jeździł od osady do osady, szerząc swoje idee. W dzień porodu ich dziecka miał jechać na spotkanie z pionierami w Riszon le-Cijjon. Nie protestowała, gdy wybrał to drugie. Wiedziała, że tak musi być.

Aż nadszedł tragiczny rok 1891. Stało się odwrotnie, niż Eliezer przewidywał. To nie Debora została wdową, ale on wdowcem.

Zaraził żonę gruźlicą, nie dożyła kolejnych urodzin.

Dwa miesiące później pogrążonemu w żałobie Eliezerowi rozchorowały się na błonicę dzieci. Po 10 dniach troje z nich nie żyło. Załamany napisał list do rodziny żony. Przekazał w nim, że Debora prosiła go, by kontynuował dzieło. A świadoma, że to zbyt wielkie zadanie dla jednego człowieka, błagała, by po jej śmierci poślubił jej młodszą siostrę Paulę.

MATKA DRUGA. MATKA POMOCNA

“To nie była zwykła śmierć, to było poświęcenie” – mówiła Paula o odejściu Debory. Miała też dostać od umierającej list: “Niedługo umrę, przyjdzie twoja kolei. Jeśli chcesz być księżniczką, przyjedź do Jerozolimy i wyjdź za mojego księcia”. Mimo oporu ojca, który bał się, że straci drugą córkę, nie minęło pół roku, jak Paula była już po ślubie z Eliezerem. Ten zanotował wówczas: “Nie mogę uwierzyć, że tu jest, choć jej siostra zmarła przez moją chorobę. To jej nie powstrzymało, by być u mojego boku i ku mojej radości zostać moją pomocą”.

Pierwszym, o co ją poprosił, była zmiana imienia na hebrajskie – Hemda. Nauczył ją też na początek słowa “mafteach” – „klucz” – jako symbol rozpoczęcia nowego życia w nowym kraju i wejścia w nową kulturę. Kluczem tym otworzyła drzwi do trwającego 30 lat małżeństwa, urodzenia sześciorga dzieci i wychowywania dwójki po zmarłej siostrze.

Ale o 15 lat młodsza od Eliezera żona była inna niż Debora.

Nie pozwoliła mężowi zamknąć się w domu.

MATKA TWÓRCZA, ALE BIEDNA

Miała szczęście, że rodzice nie byli przeciwni edukacji dziewcząt. Zanim porzuciła wielkomiejskie życie w Moskwie i przyjaciół, studiowała chemię. A Eliezer nie był najlepszą partią – schorowany, przemęczony, nie miał do zaoferowania wiele poza szczytnymi ideami. Mimo to perspektywa pracy z nim i możliwość wkładu w rozwój budującego się kraju wystarczyły. Po pół roku życia w Jerozolimie Hemda biegle mówiła po hebrajsku.

Po roku miała w „HaCwi” własną kolumnę “Listy z Jerozolimy”, stając się pierwszą hebrajskojęzyczną dziennikarką w Palestynie.

Jak sama zapowiedziała: “Nie będę pisała o sprawach wielkich, ważkich. Po prostu napiszę o scenach z życia w Jerozolimie, o targowiskach i ulicach”. Na tle ówczesnej prasy, poruszającej głównie sprawy międzynarodowe i polityczne, opisująca codzienne życie z perspektywy kobiety kolumna Hemdy była czymś wyjątkowym.

Ben Jehudowa angażowała się też w edukację. Dotąd w szkołach uczono lokalnego języka, którym był arabski, i języków europejskich. Eliezer ostro się temu sprzeciwiał: “Po co uczyć dzieci francuskiego, jeśli całe życie spędzą w Palestynie?!”. Dzięki poparciu pedagogów syjonistów za jego życia otwarto aż 55 szkół, w których naukę prowadzono już tylko po hebrajsku. Żelazna zasada? To, czego dzieci nie rozumiały, tłumaczono tylko w hebrajskim bez użycia języków, którymi mówiły w domu, co w tamtym czasie było niemal rewolucyjne. Hemda poszła w ślady męża. By podnieść poziom edukacji kobiet, wraz z kilkoma nauczycielkami otworzyła w 1908 roku pierwsze hebrajskie gimnazjum dla dziewcząt. Teraz oboje pochłaniała praca, choć Hemda w przeciwieństwie do Eliezera zajmowała się nadal domem. Czego, podobnie jak w przypadku Debory, nie ułatwiał wiecznie zapracowany, ale nieprzynoszący do domu wypłaty mąż.

Wspominała potem: “Nie ma ubrań do noszenia, nie ma butów dla najmłodszych dzieci. Nie ma nic”.

MATKA LOBBYSTKA, CHOĆ MIMOWOLNA

Eliezerowi zdarzało się siedzieć nad notatkami 19 godzin na dobę, a ciągle mówił, że to za mało. “Praca bez końca” – powtarzał żonie. Mieli w domu tysiące żółtych karteczek ze słówkami, którymi obklejone były ściany. Listy słów, które tworzył, na bieżąco drukował w prasie, zaznaczając, że dane słówka publikuje raz, a kto nie zapamięta od razu, niech wytnie je z gazety i trzyma pod ręką. Tak jak to robi on sam z żoną i dziećmi. 

Hemda Ben Jehuda po pół roku nauczyła się hebrajskiego. Po roku miała w własną kolumnę w gazecie: 'Listy z Jerozolimy'. Została pierwszą hebrajskojęzyczną dziennikarką w PalestynieHEMDA BEN JEHUDA PO PÓŁ ROKU NAUCZYŁA SIĘ HEBRAJSKIEGO. PO ROKU MIAŁA W WŁASNĄ KOLUMNĘ W GAZECIE: ‘LISTY Z JEROZOLIMY’. ZOSTAŁA PIERWSZĄ HEBRAJSKOJĘZYCZNĄ DZIENNIKARKĄ W PALESTYNIE FOT

W czasie kiedy pochodzący z Austrii Herzl, zwolennik uznania niemieckiego jako urzędowego języka Żydów, mówił, że starania ożywienia starożytnego hebrajskiego są “żałosne i głupie”, Eliezer i Hemda rozpoczęli prace nad pierwszymi słownikami (na słownik też nie było wtedy jeszcze słowa). On nie wiedział, jak się do tego zabrać, ona podpowiedziała mu, by wybrał metodę najprostszą i podzielił hasła alfabetycznie. W każdej wolnej chwili towarzyszyła też Eliezerowi podczas przeczesywania bibliotek i archiwów. A dzięki swym wysiłkom lobbystycznym i zebraniu na publikację funduszy zapewniła mężowi komfortowe warunki pracy, by mógł spokojnie pisać, nawet gdy dom był pełen dzieci.

Hemda przemawiała też w jego imieniu przed europejskimi przywódcami, przekonując, że “tylko jeśli Żydzi będą mieć swój język, staną się narodem”.

Ben Jehuda darzył ją za to ogromnym zaufaniem, na każdy z jej pomysłów reagował: “Rób wszystko tak, jak uznasz za słuszne”.

I choć była w tym wszystkim niezależna, pisała, że wzięła na siebie rolę wspierania męża, “nie wiedząc, na co się pisze”. Wspominała później: “Byłam zszokowana ciężarem, jaki nałożył na moje barki. Nie prosił o moją zgodę (…). A nie było innego sposobu niż poddanie się i zaakceptowanie wszystkiego, czego wymagał”.

MATKA FEMINISTKA

Redakcję gazety, głównego źródła dochodu rodziny, Hemda prowadziła w swoim mieszkaniu. Sama coraz więcej pisała: opowiadania, powieści, nawet bajki dla dzieci. Założyła specjalnie dla nich pierwsze w kraju pismo. Tłumaczyła w nim choćby poezję dziecięcą z rosyjskiego, co na tamtejszym rynku było zupełną nowością. Bo gotowa spełnić obietnice dane mężowi żyła przy tym na własnych zasadach. Wciąż młoda i nowoczesna otworzyła swój dom dla ludzi kultury i polityki. Po długim i ciężkim dniu, zamiast położyć się spać, urządzała spotkania towarzyskie, na których gorąco dyskutowano o wizji przyszłego kraju.

A z jej inicjatywy – także o równości kobiet.

Drażniło ją, że choć pionierzy obiecywali równouprawnienie, status kobiet w Palestynie w praktyce był niższy. Nie pozwalano Żydówkom głosować ani obejmować urzędów, nie mówiąc o społeczności ortodoksyjnej, niemal wymazującej kobiety z życia publicznego. Hemda w głośnym manifeście “Nadszedł nasz czas” opublikowanym po I wojnie światowej zainicjowała m.in. powstanie Związku Kobiet Hebrajskich na rzecz Równych Praw. “Wzywam wszystkie Żydówki: obudźcie się ze snu!” – pisała. Bo tak jak we własnym domu, tak i w społeczności nie godziła się na rolę rodzicielki i opiekunki dzieci, uznając, że kobiety powinny też budować i kształtować kraj. Eliezer jej w tym nie hamował, wręcz przeciwnie. Był z niej dumny.

MATKA ODPOWIEDZIALNA, NIEMAL BOSKA

W 1921 roku hebrajski był już trzecim obok angielskiego i arabskiego językiem w Palestynie. A gdy wreszcie spełniło się marzenie tysięcy pionierów i w roku 1948 utworzono Państwo Izraela, to hebrajski stał się jego oficjalnym językiem. “Wyobrażacie sobie Izrael bez niego? Jaki byłby kraj z mieszkańcami mówiącymi w 72 różnych językach? Odnowienie hebrajskiego było konieczne jak powietrze do oddychania. I możliwe dzięki mojemu dziadkowi” – mówił w amerykańskiej prasie rabin z Florydy, wnuk Eliezer Ben Jehuda.

Niestety, dziadek nie doczekał niepodległości.

Zmarł drugiego dnia Chanuki w grudniu 1922 roku. Dom był wówczas pełen gości, Eliezer poszedł jeszcze popracować. Gdy Hemda weszła po paru godzinach do jego pokoju, leżał w łóżku. Już się nie obudził.

Przeżyła męża o prawie trzy dekady i przez cały ten czas uzupełniała przygotowywane przez nich słowniki. Pięć wyszło jeszcze za życia Eliezera, dwa kolejne dokończyła sama. Choć od końca lat 40. po wypadku jej zdrowie z roku na rok było coraz gorsze. Ostatni tom słownika “Współczesnego języka hebrajskiego” ukazał się w 1958 roku, siedem lat po jej śmierci.

I ci nazywający Ben Jehudę szaleńcem, i ci, dla których był geniuszem, mieli poniekąd rację.

Ale jego marzenie o odrodzeniu narodu żydowskiego we własnym państwie, mówiącego własnym językiem nie spełniłoby się, gdyby nie oddanie Debory i energia Hemdy. Ich wnuk przyznawał wprost: “Moja babcia go wsparła, przysłał mu ją Bóg. Gdyby dziadek pracował sam, nie dałby rady tyle osiągnąć”.


Korzystałam m.in. z książek „Fulfilment of Prophecy“, Eliezera Ben Jehudy (wnuka), 2008, wyd. BookSurge Publishing, i „The Life Story of Eliezer Ben Yehuda” Roberta St. Johna, 2013, wyd. Balfour Books

Napisz do autorki: paula.szewczyk@agora.pl


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com