Reunion 68

Stephen Hawking nie żyje

Stephen Hawking nie żyje. Słynny fizyk na wózku, badacz Wielkiego Wybuchu i czarnych dziur, umarł w wieku 76 lat

Piotr Cieśliński


Stephen Hawking umarł w środę nad ranem w swoim domu w Cambridge w Wielkiej Brytanii. Potwierdził to rzecznik Uniwersytetu Cambridge. 8 stycznia uczony obchodził 76. urodziny.

Joel Ryan / Joel Ryan/Invision/AP

Był najdłużej żyjącym pacjentem ze stwardnieniem zanikowym bocznym (ALS). Choroba trwale uszkadza neurony w mózgu i rdzeniu kręgowym, które kontrolują ruch kończyn, przełykanie, a nawet oddychanie, co stopniowo prowadzi do całkowitego paraliżu. Ale nie sprawia bólu, oszczędza świadomość, emocje i zdolności umysłowe.
Umysł Hawkinga pozostawał więc do końca w pełni sprawny, aktywny, dociekliwy i krytyczny, podczas gdy ciało ulegało stopniowej i całkowitej dewastacji.

Jeszcze przed tygodniem wziął udział w najnowszym odcinku popularnonaukowego talk-show “StarTalk”, gdzie opowiadał, co było przed Wielkim Wybuchem.

ALS jest chorobą nieuleczalną i w dużym stopniu zagadkową. Zdecydowana większość chorych umiera najpóźniej po pięciu latach od diagnozy. Hawking został zdiagnozowany, kiedy kończył studia w wieku 22 lat, ale zdążył się ożenić, miał troje dzieci, doczekał starości.W programie BBC ”Bezludna wyspa” mówił kiedyś: – Miałem szczęście w nieszczęściu, choroba pozbawiła mnie możliwości ruchu, lecz nie odcięła od dwóch głównych przyjemności życia: fizyki i muzyki. Gdybym mógł zajmować się fizyką i słuchać muzyki, wcale bym nie chciał być uratowany z bezludnej wyspy.

Gdybym czuł, że zbliża się śmierć, posłuchałbym trzeciej części Kwartetu smyczkowego a-moll Beethovena opus 132.Był uczonym celebrytą. Ostatnim naukowcem, któremu media poświęcały tyle uwagi, był Albert Einstein.Wszystko, co dotyczyło Stephena Hawkinga, natychmiast stawało się wiadomością dnia.
Tak było, kiedy trafił do szpitala z zapaleniem płuc, rozwodził się z drugą żoną czy potrącił go samochód, wyrzucając z inwalidzkiego wózka na środek drogi. Już kilka godzin potem amerykańskie telewizje miały nakręcony materiał o wypadku z komentarzem jego amerykańskiego wydawcy, choć wszystko skończyło się tylko na paru siniakach.Jego książka “Krótka historia czasu” stała się naukowym bestsellerem wszech czasów, osiągnęła nakłady porównywalne z powieściami Stephena Kinga.Podobno – tak wynika z sondy zrobionej przez biografów Hawkinga – czytelnicy docierali średnio do 29. strony. Ale na liście bestsellerów “Sunday Timesa” utrzymała się 234 tygodnie, bijąc rekord. A w Wielkiej Brytanii dopiero po siedmiu latach, dodrukach i sprzedaży ponad 600 tys. egzemplarzy wyszła tańsza wersja w miękkich okładkach.
Powstawały fankluby Hawkinga, nie mówiąc już o takich znakach popularności, jak T-shirty czy kubki z fizykiem na wózku. Uczonym zainteresowało się także Hollywood. Cztery lata temu premierę miał film “Teoria wszystkiego”, poruszająca historia o jego życiu.
Oczywiście, najbardziej zostaną zapamiętane jego dokonania naukowe. Powszechnie uchodził za geniusza. Gwiazdy zdawały się od początku wróżyć mu wielkość. Urodził się 8 stycznia 1942 roku, dokładnie 300 lat po śmierci Galileusza. Został profesorem matematyki słynnej Katedry Lucasa w Cambridge, którą przed nim objął sam Izaak Newton.

Hawking wraz z Rogerem Penrose’em pokazał, że z teorii Einsteina wynika, iż Wszechświat musiał mieć początek. Jednym słowem – równania Einsteina nieuchronnie prowadzą do punktu, w którym materia miała nieskończoną gęstość, a czasoprzestrzeń – nieskończoną krzywiznę. W takim punkcie załamują się wszystkie znane prawa fizyki, a matematycy nazywają go osobliwością.

Zaraz potem Hawking wykazał, że czarne dziury nie są wieczne – parują i z czasem, choć niezwykle powoli, znikają. Ten wynik przyniósł mu wielką sławę, ale tylko w gronie fizyków. Sławę celebryty uzyskał dopiero po napisaniu naukowego bestselleru wszech czasów – ”Krótkiej historii czasu”, która do dziś została sprzedana w blisko 10 mln egzemplarzy.

”Krótka historia czasu” tchnie wiarą w potęgę ludzkiego rozumu, który jest w stanie odgadnąć wszystkie tajemnice Wszechświata. Kończy się bardzo optymistycznym akapitem:

”Gdy odkryjemy kompletną teorię, z biegiem czasu stanie się ona zrozumiała dla szerokich kręgów społeczeństwa, nie tylko paru naukowców. Wtedy wszyscy, nie tylko naukowcy i filozofowie, ale i zwykli, szarzy ludzie, będą mogli wziąć udział w dyskusji nad problemem, dlaczego Wszechświat i my sami istniejemy. Gdy znajdziemy odpowiedź na to pytanie, będzie to ostateczny triumf ludzkiej inteligencji”.

W pracy naukowej Hawking polegał przede wszystkim na intuicji. Najpierw zgadywał, jaki powinien być wynik, a dopiero potem starał się to udowodnić na papierze. Mówił: ”Niewiele obchodzą mnie równania, częściowo dlatego, że trudno mi je wypisywać, ale przede wszystkim dlatego, że nie potrafię ich intuicyjnie zrozumieć”.

Nie był nieomylny. Przeciwnie – błądził, wielokrotnie zmieniał zdanie, i to w swoich najgłośniejszych teoriach. Swego czasu na gruncie teorii Einsteina udowodnił konieczność istnienia osobliwości, a więc tego, że Wszechświat miał swój początek w czasie i przestrzeni, ale wiele lat później wykazał, że w świetle teorii kwantowej to nie jest prawdą. Teraz uważa, że Wielki Wybuch nie stanowi żadnej szczególnej i nieprzekraczalnej granicy, Wszechświat przypomina węża zjadającego własny ogon i nie musiał mieć żadnego początku.

Podobnie o 180 stopni zmienił przekonanie, że wszystko, co wpadnie do czarnej dziury, zniknie i wyparuje bez śladu.

Mimo że stać go była na najlepszą opiekę medyczną i z zagadkowych powodów był medycznym cudem, najdłużej żyjącym pacjentem z ALS – choroba jednak nieuchronnie postępowała.

Ostatnio nie był już w stanie poruszyć nawet palcem. Porozumiewał się za pomocą grymasu policzka, który wychwytywał czujnik zamocowany na oprawce okularów. W ten sposób wybierał słowa z listy przesuwającej się po ekranie komputera i mozolnie komponował zdania, a potem jednym skrzywieniem policzka wysyłał je do syntezatora, który mówił za niego charakterystycznym komputerowym głosem.

Do końca pozostał mu jeszcze, jak u Kota z Cheshire, uśmiech. Wciąż robił to wspaniale, jego nerw twarzowy potrafił uruchomić i zgrać przynajmniej część z 34 mięśni twarzy. To był ostatni ze złożonych ruchów, do których mógł jeszcze zmusić swe bezwładne ciało.

Wciąż także próbował przełamywać kolejne bariery niemożliwego. Niedawno zaakceptował zaproszenie do lotu w kosmos. Czekał na to od roku 2007, kiedy to przez kilkadziesiąt sekund doświadczył stanu nieważkości w locie parabolicznym na pokładzie samolotu Boeing 727-200.

– Moją ambicją jest polecieć w kosmos – mówił. Bo, jak dodawał, “w życiu trzeba patrzeć na gwiazdy, a nie pod własne nogi”.

Był ateistą, przekonanym, że nie ma nieba ani życia po śmierci, że to bajeczka dla ludzi, którzy boją się ciemności.

”Mózg jest podobny do komputera – mówił swego czasu przy okazji premiery nowego filmu dokumentalnego o nim samym – a umysł jest czymś w rodzaju programu, który przestanie działać, gdy zawiodą jego komponenty. Nie istnieje niebo ani życie pozagrobowe dla zepsutych komputerów”.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com